
amandia
Użytkownik-
Postów
352 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez amandia
-
Dark Passenger po twoich fachowych wypowiedziach SSRI jawią się jako niemal zdrowe cud-witaminy :) Naprawdę czytając Ciebie można odnieść wrażenie, że to takie proste, że leki na pewno pomogą, a depresja czy nerwica możemy potraktować niczym każdą inną chorobę (i w sumie tak chyba powinno być) Niemniej wciąż mnie to tycie nurtuje, bo to chyba nie do końca rozumiem. Z jednej strony niby ludzie tyć nie powinni, z drugiej jednak tyją. Odnośnie estradiolu, to ja mam chorobę estrogenozależną, więc biorę leki, które mają prowadzić do zmniejszenia stężenia estradiolu. Zresztą zawsze miałam problem z wagą, właściwie z przybraniem na wadze. W chwilach zdołowania po prostu nie jem, albo jem bo muszę - chudnę wtedy 2-3 kg, właściwie po opróżnieniu organizmu waga sama spada, co nadrabiam zwykle również w ciągu kilku dni jak już wrócę 'do siebie'. Ale miewam też takie momenty że obżeram się strasznie (szczególnie słodyczami i węglowodanami), a waga stoi albo cyka nieznacznie w górę, co przy kolejnym epizodzie stresowym zostaje wyrównane. Czyli całe życie mam lekką niedowagę i chciałabym przytyć, ale tylko trochę i mając nad tym pełną kontrolę.
-
Dzieki, mialam nadzieje ze odpiszesz. Jestem po sggw rozumiem dosc sporo, ale jeszcze kilka razy to przeczytam. Mam jedno pytanie, czy dzialanie paroksetyny zostaje w jakis sposob utrwalone, bo na tyle ile zrozumialam dziala dopoki sie ja bierze. Czy tez moze w trakcie jej brania nalezy probowac jakos przestawic swoj mozg i myslenie na pozytywne i liczyc ze po odstawieniu efekt ten pozostanie. Ma to jakis sens? Napisales tez ze serotonina odpowiada m.in. za apetyt, a skoro paro jest jej inhibitorem to chyba w uproszczeniu mozna powiedziec ze moze powodowac przyrost masy ciala. Czy to juz za duze uproszczenie?
-
Kalebx3 dzięki. Widzisz niezdecydowana jestem okropnie. Najprostsze wybory to dla mnie wielki problem i godzinne rozważania. A z drugiej strony chwilami siebie zaskakuję i umiem działać spontanicznie. Jakby dwie natury we mnie, chęć bycia normalnym i ta nerwicowa. Godzinę temu rozmawiałam z bliską mi osobą, usłyszałam, że świetnie daję sobie radę, że może warto zaczekać z lekami choćby do wtorku do wizyty u psychologa - ta lekarka zna mnie lepiej, pracuję z nią od kilku miesięcy, może doradziłaby czy brać paro czy nie. Poczułam się dobrze, silniejsza, podjęłam decyzję o tym że do wtorku nie biorę. A teraz znów walka wewnętrzna, i ryk, bo sama nie wiem co robić. Z jednej strony myślę, że może lekarz zbyt pochopnie przepisał mi leki, w końcu widział mnie 3 razy w życiu, może nie wiem w jakiś sposób wyolbrzymiłam swoje problemy. No i przecież może poradzę sobie bez nich, zresztą wszyscy mnie w tym utwierdzają, z drugiej, mam świadomość swoich stanów i widzę jak się zachowuję i czasem mnie to złości. Wiem, że bliscy nie umieją sobie wyobrazić co się dzieje we mnie w środku, w mojej głowie. To co widać to jedno, a to co tam w środku to drugie. Cały czas trwa we mnie walka na argumenty, ale coraz bardziej jestem tym zdołowana. Czasem już sama nie wiem czego chcę i mam wrażenie że celowo się nakręcam na różne stany (szczególnie negatywne) Kolejne to fakt, że każdy lekarz utwierdzał mnie w przekonaniu, że nigdy nie wyzdrowieję w pełni. Że nerwica całe życie będzie ze mną i ode mnie zależy ile jej będzie w moim życiu (ode mnie, nie od proszków). Więc mając taką świadomość podobnie podchodzę do leków: gdyby to było takie proste ludzie nie leczyliby się latami, braliby pigułki kilka miesięcy i spokój. Nie mam gwarancji, że paro mnie wyleczy, a właściwie że mi pomoże, a z drugiej strony wiem, że jeśli faktycznie mój stan się poprawi to może nie będę umiała się z nią pożegnać. Po prostu obawiam się, że jak raz zacznę brać tego typu leki to już będę to ciągnąć do końca życia, może z przerwami ale jednak. Wiem, że każdy wolałby żyć bez prochów, wiem też że czasem się nie da. Po prostu nie wiem, w którym momencie jestem ja. Czy już ich potrzebuję czy 'mam jeszcze czas'. Znacie w ogóle kogoś kto przyjmował leki i już przyjmować ich nie musi? Nie wiem czasem mam wrażenie, że wynika to u mnie z niewiedzy jak to działa? Co konkretnie robią te leki i jaki jest ich mechanizm - czy jest szansa, że postawią mnie na nogi i będzie to pojedynczy epizod z proszkami, czy też będę od czasu do czasu musiała po nie sięgać? -- 21 mar 2014, 11:15 -- Często w lepszych dniach, w 'przypływie mocy' moje problemy sprzed kilku dni, ba nawet natrętne myśli których nie mogłam przeżyć wydają mi się durne.
-
Dark ja sama siebie irytuje. Wiekszosc decyzji tak u mnie wyglada. Cos postanawianam, po czym zaczynam znow analizowac i szukac negatywow. Slub 2 razy przekladalam (raz przepadla nam nawet zaliczka), dobrze ze z porodu sie nagle nie wymiksowalam, zeby przyjsc za kilka dni :/ Watpliwosc to moje trzecie imie, zaraz po nerwicy. A rodzina nie pomaga mowiac ze przeciez daje sobie rade sama, a leki bierze sie w ekstremalnych sytuacjach.
-
Ale po odstawieniu leku wszystko wraca, czy tak? Mnie psychiatra powiedzial ze same leki mnie nie wylecza, tym bardziej ze nie chce ich brac na stale. W tych gorszych dniach jest oczywiscie okropnie, w lepszych tez roznie, bo nie jest tak ze calkiem pozbywam sie objawow (ale umiem wtedy jakos z nimi funkcjonowac). Natomiast boje sie ze leki dzialaja okresowo i tylko jak sie je bierze nie ma objawow, a po odstawieniu objawy wracaja. Zawsze myslalam ze kluczem jest terapia, choc ja juz na kilku bylam i owszem ucze sie sobie radzic, ale lekarze mowia ze nerwica bedzie juz ze mna zawsze, ze mam nie liczyc na to ze minie calkiem, ze musze nauczyc sie z nia zyc. Poza tym tak naprawde nikt nie wie skad u mnie takie stany, bo w gruncie rzeczy nie ma i nie bylo w moim zyciu nic co by moglo to spowodowac. Wiem ze powinnam zaufac lekarzowi, ale caly czas zastanawiam sie czy moj stan jest na tyle powazn zebym musiala brac leki...
-
Analizuje moje problemy i zauwazam u siebie dwa rodzaje dni. Takie kiedy jest dobrze i funkcjonuje zupelnie normalnie. Mysli, natrectwa sa, gdzies tam sobie kraza, ale mam w sobie jakas taka moc, ze nic sobie z nich nie robie. I drugie kiedy mam bardzo nasilone objawy, pojawiaja sie ciagi myslowe i ataki paniki - zwykle pod wplywem jakiegos stresu (wyjscie do znajomych), a moze byc to w sumie cokolwiek, chocby obejrzany film. Takie dni trwaja od doby do 2-3 dni. W takich dniach sa momenty kiedy jestem naprawde mocno zdolowana i nie chce mi sie zyc. Teraz mam dni pierwsze i zastanawiam sie czy to dobry moment na zaczecie leczenia, bo po pierwsze skoro czuje sie dobrze po co brac leki, a po drugie moze z tego samego powodu nie zauwaze ich dzialania, moze lepiej poczekac na taki gorszy moment?
-
Jestes w tej 1/4 ktorej masa sie nie zmienia lub chudna. Ja przytyc bym mogla ze 3-5 kg ale kontrolujac to sama, choc tycie w moim przypadku to duze wyzwanie, nawet w ciazy pzytylam 8 kg, a po porodzie wazylam 3 mniej niz przed ciaza. Jednak bedac na lekach chyba nie ma jednak takiej pelnej kontroli. I tak, lepiej nie czytac watku. Poczytalam znow od poczatku tym razem i znow niepotrzebnie sie wkrecam w objawy.
-
Oj, na temat ulotek i czytania forum cos wiem. Tez czuje sie mocno zniechecona do paro, ale biore z nadzieja ze choc z glowa bedzie lepiej. W sumie aktualnie moim najwiekszym problemem z paro jest waga i wlosy - to jedyne co w sobie lubie (wrecz chwilami mam obsesje), jestem szczupla i mam ladne wlosy, o to zawsze dbalam. Wiec jak teraz czytam ze paro powoduje zatrzymywanie wody w organizmie, albo wypowiedzi (nawet tu w watku), ze ktos przytyl 20 kg to mi sie ciemno przed oczami robi, ze strace jedyne co mi sie we mnie podoba. (Wiem Dark ze to tlumaczyles, ze nie powoduje tycia, ale kurcze no 3/4 osob tyje, niektorzy calkiem sporo...) Od dzis wieczor zaczynam biegac, co by nie utyc za duzo :) duzy wysilek bo nie znosze biegac.
-
Ja po prostu zaczelam szukac pomocy w wierze, rozmawialam z ksiedzem, gdzies padlo zdanie ze chodzilam na bioterapie kiedys. No to do egzorcysty. Pomyslalam ze nie zaszkodzi, ale fakt faktem mialam wrazenie ze jestem tam jedyna zdrowa osoba Lunatic masz racje. Ja chce ale sie boje po prostu. Zawsze balam sie nieznanego. A teraz strasznie skupiam sie na objawach i szukam potwierdzenia dzialania leku. Wiem, musze przestac i dac sobie czas i pozwolic sobie pomoc.
-
dark passenger jestem pod wrazeniem wiedzy. Dziekuje za wyjasnienie. A czy wiesz jakie sa konsekwencje dlugotrwalego zazywania tego leku? Czy jakby tak brac kilka, kilkanascie lat moze jakies szkody zrobic? Pytam czysto teoretycznie. Luki tez myslalam o psychiatryku na poczatku, bo sadzilam ze tylko ja mam takie problemy i dochodzil straszny wstyd jeszcze. Dlugo zwlekalam z wiz. u psychiatry bojac sie ze zamknie mnie w szpitali albo da mocne proszki. Ale najgorasze byly i tak rady bliskich: "mysl o czyms innym" albo "nie ma co sie bac", wtedy czulam sie jak g...wno, bo nie umialam nad tym zapanowac. Potem psycholog i to forum mi pomoglo, wiedzialam ze mam ignorowac mysli. Ale w miedzyczasie trafilam z nerwica do ksiedza na egzorcyzmy, takze tak... Zawsze na ataki paniki bralam validol i wierzylam ze pomaga. Mialam tez zomiren (doraznie na ataki paniki), ale wzielam raz. Po prostu unikam lekow jak ognia. A napiete mam miesnie rak i nog, ale moze to jakiz zbieg okolicznosci. lunatic wiem ze objawy maja zniknac, ale ja sie negatywnie nakrecam, bo co bedzie jak nie znikna, albo jak dostane ataku paniki i tak, przeciez nic innego noe moge brac jednoczesnie bez konsultacji z lekarzem. Bledne kolo.
-
A wiesz ile razy myslalam ze to wcale nie zaburzenia tylko sobie to wszystko wmawiam. Ze to nie zadna choroba tylko moja glupota i wygodnictwo. Nie wiem na ile to mozliwe po tak malej dawce, ale co jakos czas czuje dziwny zapach, chemia czy cos. Myslalam ze to z odkurzacza bo sprzatalam, ale juz skonczylam i znow go poczulam. To moment zaraz mija. I jeszcze moze to jakas autosugestia, ale mam wrazenie ze moje miesnie sa spiete i chwilami wydaje mi sie ze zaraz upadne jakbym nie miala sily. Nie wiem tylko czy sie nie nakrecam.
-
Dark passenger, moj psychiatra tez wczoraj mi podkreslal ze to juz nie nerwica natrectw tylko zaburzenie. Lunatic, a co mi nie dolega Leki - przed smiercia (glownie najblizszych bo jesli o mnie chodzi to mam czasem mysli ze chcialabym umrzec, choc wiem tez ze proby smobojczej bym sie nie podjela, wiec to tylko takie gadanie), przed chorobami, przed samotnoscia. Brak odeseparowania od rodzicow, ktore utrudniaja mi nomalne funkcjonowanie np, wyjazdy na urlop. Natrectwa - glownie myslowe. Mysli o podtekstach seksualnych, wulgaryzmy, obrazanie osob w myslach, ciagle wracanie i analizowanie przeszlosci (glownie zwiazkow), mysli typu 'na pewno jestem lesbijka', albo 'nie kocham mojego meza' i analizowanie tego wszerz i wzdluz. Mysli 'co by bylo gdyby', mysli negatywne, nie dostrzeganie pozytywow. Mysli autodestrukcyjne ze jestem beznadziejna itd. Do tego wlasciwie brak samooceny, mysle o sobie bardzo zle, uwazam siebie za brzydka. Idealizowanie zycia innych, chwiejnosc nastrojow. Ataki paniki - nagle i czesto bez powodu. Nagle kolatanie serca, potliwosc, brak oddechu, bol brzucha, mdlosci. Z tego powodu mam fobie spoleczna, boje sie wyjsc do znajomych, do kina, w miejsca gdzie musze spedzic troche czasu (ale juz np. z zakupami nie mam problemu), bo boje sie ataku paniki, po czym niejako sama myslac o tym sobie to wywoluje. To tak w duzym skrocie. I generalnie zawsze sobie jakos z tym radzilam. Mysli stralam sie ignorowac, odwracac uwage, czyms sie zajmowa. Tyle ze mialam tez takie momenty kompletnej bezsilnosci, kiedy z tym wszystkim nie moglam sobie poradzic, wtedy w mega stresie i tym natloku mysli trzeba bylo przeczekac, dzien, dwa, trzy. I jakos wacalam do swojego zycia.
-
Dzieki, chyba znow wpadlam w zaklete kolo negatywnych mysli. Znow mam zle nastawienie i szukam negatywow, jak cale zycie, rzadko mam przeblyski pozytywnego myslenia. A napiszesz mi jeszcze czym sie rozni ten lek od psychotropow - kompletne nie oriwntuje sie w nazewnictwie, do niedawna myslalam ze wszystko co przepisuje psychiatra to psychotropy. Edit. Nie ma pytania, juz znalazlam w sieci podzial.
-
Czytanie for i nakrecanie sie na choroby to jeden z moich objawow nerwicy - moja hipochondria. Choc o dziwo leki wolalam zawsze miec niz brac. A antydepresanty (chyba paroxinor to antydepresant?) maja chyba taki stereotyp ze otumaniaja i dziury w mozgu robia - i jak ktos nie bral, nie wie co i jak, to wierzy w tenze stereotyp. Ja wiem ze takie leki bierze wiele osob, czesto nawet o tym nie wiemy, bo to pewnie bardziej siedzi w glowie, ze ta chorobe jakos widac. Ale ja nie znosze brac lekow, i tak juz jedne musze brac dozywotnio a teraz jeszcze te. Nie wiem z czym bardziej nie moge sie pogodzic: z nerwica czy z proszkami. I zeby nie bylo. Na poczatku nawet sie cieszylam z tych tabletek, traktowalam je jako moment zmian w zyciu: myslalam ze moze zaczne biegac, moze jakis basen, zdrowe jedzenie... tylko jakos tak mi motywacja spadla
-
Wzielam dzis pierwsza cwiartke, ale zanim to zrobilam przeczytalam wczoraj kilkadziesiat stron watku i jestem zalamana. Nie zrozumcie mnie zle, po prostu zawsze myslalam ze poradze sobie sama, z pomoca terapii. Leki zawsze byly dla mnie ostatecznoscia - mam wrazenie ze zamulaja, zmieniaja czlowieka (fizycznie i psychicznie) i ze jak juz raz wezme to do konca zycia bede cos brac. Po prostu traktuje te leki troche jak osobista porazke, ze nie dalam rady. Poza tym naprawde boje sie skutkow ubocznych i tych wahan nastrojow - caly tydziej jestem w dom sama z dwojka malych dzieci, maz wraca na weekendy... boje sie jak bede zachowywac sie na lekach, czy dam rade z opieka nad dziecmi, boje sie ze po prochach cos mi odbije, ze nie bede miala sily sie nimi zajac czy cos. No i na koniec boje sie ze bede teraz skazana na te prochy na dluzszy czas, bo pewnie na 6 tyg. sie nie skonczy ://
-
Lunatic chyba jednak chce brac, ale znam siebie i len ze mnie, bede sie musiala mocno mobilizowac do pracy :) Luki, moja terapia trwa juz kilka miesiecy i jest raz lepiej raz gorzej, ogolnie duzo wnioskow z tego wciagam i mam wrazenie ze tym razem jakos najbardzej mi te spotkania pomagaja. Z tym ze to kolejna terapia, poprzednie byly albo niedokonczone albo nie przynosily efektow, a moze po prostu bylam w zlym momencie. Mam jeszcze pytanie, czy od czasu do czasu mozna lampke wina wypic, albo drinka z niewielka iloscia alkoholu, czy jest to absolutnie zabronine?
-
Ja mam docelowo brac 20 mg dziennie. Generalnie na wiekszosc lekow, nawet hormonalnych, reaguje dobrze. Mam nadzieje ze i po tym bedzie Ok :) Boje sie tylko ze jak leki pomoga, to przestane nad soba pracowac tylko uznam ze proszki zalatwiaja sprawe. No i ze nie bede umiala ich odstawic i bez nich funkcjonowac :/
-
lunatic a masz jakies skutki uboczne tej kuracji? I w ogole jest szansa ze zadne nie wystapia? Czytalam na innym forum ze mozna po tym przytyc nawet do 20 kg. Chcialabym tez wiedziec czy ten lek uzaleznia i jesli tak to po jakim czasie. Leki zawsze byly dla mnie ostatecznoscia i troche jestem podlamana ze musze je brac. Niestety terapie nie przynosza u mnie dlugotrwalych efektow, wiec tym razem psychiatra postanowil wspomoc mnie lekami. Aha biore codziennie desogestrelum, ale podobno ten leki mozna brac jednoczesnie.
-
Wlasnie dostalan parogen na nerwice, leki i stany dspresyjne. zaczynam od cwierc tabletki 20mg i po kilku dniach mam dojsc do calej. Mam wziac 2 op.Czego moge sie spodziewac po tym leku, czy powoduje tycie, wypadanie wlosow, czy uzaleznia? Ile srednio trwa kuracja tym lekiem - ja mam sie zglosic po 6 tyg na kontrole. Przepraszam watek jest bardzo dlugi, a ja mam do dyspozycji tylko intefnet w telefonie.
-
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
amandia odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
Kolezanka nie ma nn, ale tez twierdzi ze bala sie mysli ze nie kocha faceta z ktorym jest. Docieralo to do niej jakis czas, najpierw z tym walczyla bo chciala ratowac zwiazek, nie dopuszczala tej mysli, a potem jak odeszla poczula ulge. Ta mysl, ten niepokoj minal. Ja wiem ze to nn, borykam sie od lat. I wiem ze we mnie jest problem, mam dramatycznie niska samoocene, komleksy - rowniez z powodu nn, ktora czesto utrudnia mi zycie (po prostu czuje sie gorsza). Moi rodzice sa w porzadku, nie mam pojecia jakie bledy mogli popelnic, bo mialan dobre dziecinstwo. Faktem jest jednak ze nie jestem od nich do konca odseparowana, jestesmy mocno zwiazani emocjonalnie (ja z nimi wlasciwie). Do tego mam straszne problemy nawiazywaniem znajomosci, jestem raczej domatorka. Z mezem to jest tak, ze nn mocno nasililo mi sie w czasie trwania zwiazku, jeszcze przed slubem. Jak zaplanowalismy slub zaczely sie mysli czy go kocham? A jesli tak to skad wiem ze to milosc? Jak to poznac? Skad wiedziec ze to ten? Oczekiwalam pieknej, filmowej milosci. Czas przed slubem byl naprawde stasznym okresem, potem odczulam tylko ulge ze juz po. Pozniej jeszcze czasem nachodzily mnie te mysli m.in. jak zaczelismy strac sie o dziecko. Pozniej znow spokoj na jakies 3 lata i teraz znow. Zaczelo sie od tego ze kiedys w jakiejs intymnej chwili pomyslalam sobie 'o jej... to moj maz...' w sensie ze juz tak na zawsze... do tego znajme uczucie sciskania w dolku i mdlosci. Od razu uznalam ze moze maz mnie obrzydza i to dlatego. Potem znow mysli ze mnie nie pociaga, ze go nie kocham, ani on mnie. No i znow mysli ze jestem beznadziejna, znow boje sie ze go nie kocham, a jednoczesnie mysli ze moze faktycznie tak jest. Ze po prostu go nie kocham... i ciagla hustawka skad mam to wiedziec -
Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?
amandia odpowiedział(a) na pikpokis temat w Nerwica natręctw
"Co by bylo gdybym..." to jeden z moich 'ulubionych' watkow. Temat przerabialam nie raz nie dwa, najgorzej bylo przed slubem - istna histeria, bo co jesli to nie ten i skad w ogole mam wiedziec ze go kocham. Ostatecznie jestesmy razem od kilku lat, mamy dzieci, a pytanie czy go kocham wraca znow. Myslalam ze mam to przerobione, uznalam za pewnik ze kocham, mimo ze czasem jak sie poklocimy to potrafi sie pojawic mysl ze to byl blad. Jednak ostatnio jestem w slabej kondycji psychicznej... natrectwa sie nasilaja, mysle o sobie bardzo zle, bardzo kiepsko sie czuje, uzalam sie nad soba strasznie i strasznie mnie wkurza moja niemoc ze nic nie umiem z tym zrobic. Ale do czego zmierzam. Przyjaciolka powiedziala ze przed rozwodem tez miala dreczace ja mysli, ze to nie ten, ze go nie kocha, ze nie chce z nim byc, ze ja obrzydza. Po rozwodzie minelo od razu, a trwalo to kilka lat i probowala udawac ze tych mysli nie ma.Zasugerowala ze moze mam ten sam problem, ze po prostu nie kocham mojego meza. I az mnie scisnelo w dolku, bo co jesli to prawda? Co jesli go nie kocham, jesli sie pomylilam i oszukuje nas oboje? Tez mialam kiedys mysl ze moj maz jest okropny, tez czesto sie klocimy, ze czasem czuje sie samotna i niedoceniana. I przede wszystkim ze nie jestem szczesliwa. I choc do tej pory myslalam ze po prostu nie umiem byc szczesliwa, bo jestem pesymistka i ciagle doszukuje sie we wszystkim negatywow i mam ogromny problem z samoakceptacja, to mimo tego znow zakielkowala mysl ze moze go nie kocham, moze on jest zrodlem wszystkich moich problemow, mysli i zlych emocji - a wlasciwie nie on, a moja sytuacja i to malzenstwo. Z jednej strony walka czy go kocham, a z drugiej na mysl o rozstaniu czuje az mdlosci i panike - i tu znow mysli ze moze po prostu boje sie rozstania i zaczynania od nowa, a nie ze to milosc. Jak tylko znajde jakis pozytyw pojawia sie kilka negatywow. Juz sama nie wie co jest prawda a co nn :/