Mnie nic nie boli, ja po prostu nie za bardzo chcę żyć Życie ułatwia mi, że nie czuję większości uczuć, poza znudzeniem. Nikogo nie kocham, a chciałbym, nigdy się nie denerwuję, itp. Gdy jedynym co masz jest logika nie trudno by odechciało się żyć. Trwało to z dekadę za długo, w końcu zrobiło się kurewsko nieznośnie ale zamiast się zabić zmieniłem kilka rzeczy. I trwam. Nie wiem na ile spójne jest to co piszę, mam migrenę, moja koncentracja spadła do może 15%.
Co do samotności to mam pracę, barmanów, kilku znajomych gdy jestem im potrzebny, ludzi z bilardu. I Was. Mogło być gorzej. Było gorzej.
Teraz jest znośnie. Nie chcę żyć, nie widzę logicznego powodu do tego ale jest ok.