Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    848
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez minou

  1. Nie. Wiem jak wyglada dopaminowy kop. Ostatnio czytałam uproszczone wyjaśnienie funkcji neuroprzekaźników i tam był dobry opis. Dopamina daje szczęście w tej sferze, ze działa na nagrodę odroczoną. Czyli aktywizuje do działania, żeby np odnieść sukces w przyszłości (nauka itd). Serotonina to szczęście tu i teraz, w nadmiarze działa hamująco, czyli właśnie siedzisz sobie na sofie, patrzysz w sufit i jesteś zadowolony, nic nie musisz. Właśnie tego uczucia mi zawsze brakowało. Np wynajmując domek na wakacje wyobrażałam sobie, ze siedzę na tarasie, piję kawę, patrzę na drzewa i jestem zadowolona. A potem jadę tam, idę na taras, słońce wali mi w oczy, rano jest zimno, tną mnie komary, nie lubię kawy a drzewa są nudne. Po 5 min zwiewam z tarasu i więcej tam nie wychodzę cały pobyt. To był główny problem przed leczeniem - ze ja nie umiałam odpoczywać. A teraz już umiem. Mam wrażenie, ze uregulowanie dopaminy musi być w jakiś sposób sprzężone z resztą neuroprzekaźników. Najpierw zauważyłam, że umiem np obejrzeć TV (oczywiste? Nie. Od lat nie oglądam, po 5 min odpływam i nie wiem o czym jest film, albo tak w niego „wpadam” ze czuje jakbym tam była a potem jest mi fizycznie źle). Potem, ze lepiej śpię. A teraz, po kilku miesiącach leczenia, mogę tez po prostu wyłożyć się na sofie z dobra herbata i czuć się dobrze tu i teraz. Bez natłoku myśli, bez niepokoju. No i poziom lęku jest sporo niższy.
  2. Czy ktoś z Was spotkał się z danymi, że metylofenidat może po jakimś czasie aktywować serotoninę, nie dopaminę? Od początku brania czułam działanie dopaminergiczne i tez stymulację noradrenaliny, bo nawet mój zegarek treningowy wykrywa sporo wyższy poziom stresu w ciele. Na mnie ten lek nie działa bezpośrednio aktywizująco, a na pewno nie ruchowo. Wzmacnia koncentrację, dzięki czemu moge np lepiej odpocząć (bo nie „skaczą” mi myśli z tematu na temat). Śpi mi się świetnie po tym, nawet w dzień bezpośrednio po dawce… Od paru dni jednak mam wrażenie, ze odczuwam działania związane z serotoniną - spokój, takie uczucie jakby ciepła (nie w ciele), poprawę humoru. Działanie troszkę podobne do opiatów choć oczywiście o wiele słabsze i sprawiające wrażenie naturalnego. Czy to możliwe, ze po uregulowaniu niedoborów dopaminy poprawia się tez poziom i dostępność pozostałych neuroprzekaźników? Czy raczej to dzialanie to efekt np suplementacji witamin, lub zwykle przypadek, „zwyżka” nastroju?
  3. Wspolczuję, zaburzenia osobowości to nie jest najłatwiejszy temat do leczenia. I tak, lekarze są dziwni, trudno trafić na dobrego. Tak naprawdę dopiero jak moje dzieci były diagnozowane, zobaczyłam jak to powinno wyglądać. Nie jedna czy dwie wizyty u jednej osoby, ale cały proces w klinice, testy, rozmowy z psychiatrą, psychologiem, neurologiem, fizjoterapeutą. Bez tego ciężko postawić dobrą diagnozę. Np córki główną diagnozą jest adhd, ale poszerzone testy wykazały tez cechy autystyczne (za mało by dostać diagnozę „autyzm”) i zaburzenia lękowe społeczne (znów za mało by dostać diagnozę „fobia społeczna). Oprócz tego ma zaburzenia neurologiczne - nadwrażliwość i zaburzenia integracji sensorycznej. Gdyby ograniczyć się do diagnozy adhd, pewnie ciężko byłoby zrozumieć jej inne problemy oraz fakt, ze leczenie farmakologiczne pomaga trochę, ale nie działa „cudów” jak u niektórych dzieci. Ja podejrzewam u siebie te same zaburzenia, ale ponieważ diagnozowałam się prywatnie i każdy blok kosztuje sporo, wybrałam tylko diagnozę na adhd - bo na to są leki. Na inne problemy to terapia, trening społeczny, higiena życia czyli sen, sport, relaks, zdrowa dieta, unikanie używek itd. Mi bardzo pomogła wiedza „co mi jest”, bo mam wrażenie ze pół życia wale głową w ścianę myśląc „co jest ze mną nie tak, co robię źle?” Teraz wiem, co jest nie tak. Części z tych rzeczy nie da się jako tako leczyć, ale lepiej wiem jak o siebie dbać, znam swoje ograniczenia, rozumiem swoje reakcje. No i wiem jak pomoc dzieciom, które mają te same diagnozy co ja. Jak ja byłam dzieckiem, nie było wiedzy, bym mogła mieć odpowiednie wsparcie.
  4. A jaką masz diagnozę? Ja wiele lat temu nadludzkim wysiłkiem zdecydowałam, ze „nie będę chora”. Miałam okresy, gdzie „nie bycie chorym” kosztowało mnie tyle energii, ze psychicznie czułam się jak wrak. Dwa razy leczyłam się farmakologicznie na depresję, na nerwice czasem brałam benzo. I jakoś to było. Dopiero niedawno zdiagnozowano u mnie ciężkie ADHD i uznano to za przyczynę nerwicy i depresji. Leczę się na ADHD i jest dużo lepiej.
  5. minou

    Wątek Betixy

    Typowe objawy rwy kulszowej. Teraz połowa społeczeństwa, jeśli nie więcej, ma problemy z kręgosłupem. Często spowodowane przez brak ruchu. Bol po jednej stronie dolnej części pleców schodzący aż do kolana lub kostki to bardzo częsta przypadłość. Rwa kulszowa jest spowodowana naciskiem na nerw, z różnych powodów. Ja np miałam w 1 ciąży, gdzie ułożenie dziecka powodowało takie naciski, utrzymywało się to kilka miesięcy po porodzie i jak ciało doszło do siebie, miednica się „zeszła” itd, to przeszło. Co ciekawe, w 2 ciąży w ogole nie miałam tego problemu, dziecko było ułożone inaczej. Mozesz kupić sobie zwykłą maść przeciwzapalną, jakiś taki voltaren czy coś, bez recepty, w aptece Ci doradza, bo to wszystko podobne, tylko ceną się różni najlepiej by oczywiście było, jakbyś poszła do lekarza, fizjoterapeuty, zaczęła odpowiednie ćwiczenia itd, ale w depresji to pewnie na razie niewykonalne, a taka maść zwykle pomaga na ból - smarować trzeba plecy w krzyżu, nie nogę. Jak poczujesz trochę energii to na YouTube jest masa ćwiczeń na rwę kulszową, niektóre po kilka minut tylko.
  6. Tez byłam na tym etapie psychicznym, także wiem co czujesz. U mnie był to pierwszy krok do pokonania nerwicy. Kiedy zrozumiałam ze już lepiej by było być śmiertelnie chorym i umrzeć, zdecydowałam ze zrobie wszystko, żeby odzyskać kontrole nad swoim umysłem i podwyższyć jakość życia. W zasadzie się udało. Sklonnosc do nerwicy mam nadal i wg psychiatrów jest ona wrodzona. Dalej tez mam skłonność do doszukiwania się chorób i martwienia się tym. Ale nie jest to tak nasilone, żeby to była hipochondria. W hipochondrii zdrowie to był temat nr 1, o niczym innym nie mogłam myśleć, co chwila robiło mi się na przemian słabo, niedobrze i gorąco jeśli np przez przypadek namacałam jakiś węzeł chłonny, coś mnie zakłuło albo zauważyłam jakiegoś pieprzyka, na którego wcześniej nie zwróciłam uwagi. I już potem to byłam nie do życia, aż do wykluczenia choroby, gdzie była bardzo chwilowa ulga, i cała zabawa od nowa, jak zauważyłam coś nowego. Teraz z jednej strony nadal się trochę doszukuje, z drugiej np mam objawy, które ignoruje. Być może wskazują one na raka np jajnika czy jelita grubego. Trudno. Moja smierć mnie mało przeraża.
  7. Ja obecnie martwię się czy nie mam leukopenii polekowej jako rzadkiego powikłania po lekach na ADHD. Miałam 3 przeziębienia pod rząd, jedno zaleczone, dzień przerwy i kolejne. Teraz się po nich doleczam, już 4 ty tydzień. Miałam różne badania na grypę A i B, koronę RSV, jakieś bakterie w gardle, CRP żeby ocenić, czy antybiotyk by pomógł i nic. Prawie 4 tyg choroby praktycznie bez leczenia (tzn czasem Apap, dużo herbatek, syrop z cebuli itd). To by zreszta było już 3 moje podejrzenie o skutki uboczne leczenia, poprzednie wykluczono, wiec myśle ze to moja skłonność do hipochondrii a nie realne zagrożenie. W środę mam z kolei badanie funkcji płuc żeby wykluczyć uszkodzenia po koronie. Rak płuc i czerniak to tez moje standardowe obawy. Moja mama i siostra miały raka skory (dwa inne typy). Mama zmarła na raka płuc, ale tez paliła te 50 lat. A ja paliłam biernie w dzieciństwie, potem czynnie, z przerwami kilkuletnimi, a ponad 3 lata temu definitywnie przestałam popalać (bo ja to raczej albo kilka dziennie, albo tylko w weekendy). Tak w ogole widać ze hipochondria często idzie w kierunku kancerofobii. Ciekawe dlaczego? Jest tyle innych poważnych chorób, ale to nowotwory tak bardzo nam działają na wyobraźnie.
  8. Co do koszmarów i problemów ze snem, to od paru dni widzę to u siebie, dzieci oraz znajomych. Kiedyś czytałam ze takie reakcje są wynkiem jakiś wyładowań na słońcu, tak samo jak np niektórym gorzej się śpi przy pełni. Jeśli się często wybudzasz to jesteś przemęczona i inne objawy typu mdłości, czy zimne stopy itd są pewnie po prostu reakcją stresową.
  9. Ja słyszałam od kilku lekarzy, ze niedobory witamin mogą wywoływać objawy podobne do różnych chorób - fizycznych i psychicznych. Niedobór wit D wiąże się z obniżonym nastrojem i kiedy zgłosiłam sie do lekarza z umiarkowana depresja, najpierw zaczęliśmy od badań krwi, które wykazały m.in za mało wit D i uzupełniliśmy jej poziom. Dopiero potem jak objawy nie przeszły, dostałam lek przeciwdepresyjny (potem i tak sie okazało, ze depresja i nerwica to efekt nieleczonego adhd). Koleżanka z kolei z powodu niedoborów wit z grupy B miała objawy nerwicy a nawet lekkiej psychozy, po uzupełnieniu jej przeszło. Wiadomo od dawna, ze niedobór witamin może prowadzić do bardzo poważnych chorób (np niedobór wit C do szkorbutu), ale nadal ludzie ignorują wpływ witamin i innych składników odżywczych na zdrowie psychiczne, zapominając, ze nastrój jest regulowany w mózgu za pomocą substancji chemicznych, neuroprzekaźników, hormonów, a do ich prawidłowej produkcji często jest potrzebna ogólna równowaga organizmu. Niedobór jakiejś witaminy może zaburzyć np szlak chemiczny wytwarzania jakiegoś hormonu i jak w reakcji łańcuchowej moze to zaburzyć równowagę chemiczna układu nerwowego i wpływać znacznie na nastrój.
  10. Gdzieś czytałam, ze pełna regeneracja organizmu po antybiotyku może trwać nawet do roku czasu, a zwykle 2-3 miesiące. W tym czasie Twoja odporność powoli wraca do normy, odbudowuje się naturalna flora jelitowa itd. Chyba po prostu musisz o siebie zadbać. Jedz zdrowo, włącz kiszonki czy kefiry, coś z „dobrymi” bakteriami, dużo warzyw i owoców, spróbuj naparów z imbirem. No i najlepiej nie palić
  11. W tamtych czasach byłam zapisana do dużej studenckiej przychodni. Za każdym razem trafiałam na innego lekarza i każdy miał dla mnie 10 min. To oczywisty powód bezmyślnego ładowania antybiotyków. Po tym przepisałam się do praktyki lekarki rodzinnej i chodziłam tylko do niej. Po roku różnych badań to ona zdiagnozowała u mnie hipochondrię. Jeśli pomyślisz, ze tez była kiepska bo zajęło jej to rok, to weź pod uwagę, ze trafiłam do niej po 8 różnych antybiotykach i tonie innych leków, które zrujnowały mi żołądek, florę bakteryjną jelit i odporność. Wiec najpierw walczyliśmy z prawdziwymi problemami (np ciągłym zapaleniem pęcherza czy nadzerkami w żołądku) i w tle była ta moja nerwica, która dodatkowo jeszcze wywoływała choroby wymyślone.
  12. Tak, moja hipochondria zaczęła się od anginy. Pierwszy antybiotyk skończony, ale gardło nadal bolało, plus lekki stan podgorączkowy, wiec znów do lekarza. Drugi antybiotyk - to samo. Skończyło się na ośmiu a problemy wcale nie przeszły. Dopiero po latach, po wyprowadzce zagranice zrozumiałam dlaczego, bo mi to w 3 zdaniach wyjaśniła pielęgniarka w przychodni kiedy przyszłam z zapaleniem gardła: 1. Posiew. Nie ma co dawać antybiotyków bez posiewu. Walisz w ciemno, osłabiasz organizm a nawet nie wiesz, czy to bakteria (tak, tak można mieć wirusową anginę) 2. Gardło po anginie czy zapaleniu zwykle jest zaczerwienione, podrażnione, migdałki opuchnięte i jeśli lekarz Cię widzi to może te oznaki gojenia pomylić z aktywną infekcją i dać nowy antybiotyk. Wiec znów - posiew! I dobry wywiad 3. Szereg antybiotyków zrujnował mi odporność, wiec siła rzeczy co chwila bolało mnie gardło czy ucho, bo łapałam wszystkie możliwe wirusiki. I tak to się ciągnęło dopóki nie przestałam chodzić do lekarza po nowe recepty. Po kilku miesiącach wszystko wróciło mniej więcej do normy ale migdaly mam dalej asymetryczne a jeden mocno przerośnięty w tył - także przy każdej lekkiej infekcji jeśli spuchnie, to czuję, ze mam coś w gardle.
  13. Dzięki! Czasem mała zmiana w diecie może pomoc, niektóre badania np wskazują, ze różne dodatki do żywności, barwniki itd, nawet jeśli nie przekraczają dozwolonych wartości w jednym produkcie, mogą być spożyte w dużo za dużej dawce jeśli jesz kilka takich przetworzonych produktów dziennie. U dzieci te wszystkie pakowane przekąski mogą nawet wywołać nadaktywność myloną z adhd. Dla mnie gotowanie dla dzieci było czasochłonne, bo to trzeba bilansować i musi im smakować. Mi byłoby łatwiej. Mogę zjeść np marchewkę z humusem albo zmiksować migdaly, banana, płatki owsiane z mlekiem i mam zdrowy posilek w 5 min. Dzieci bardziej chcą czegoś, co wyglada jak pełny ciepły obiad.
  14. Cisza tu, chyba wszyscy zdrowi? Ja za to chora. Niby zwykle przeziębienie, chrypka itd ale nie przechodzi i na dodatek jestem wykończona. Jedną torbę zakupów niosłam ze sklepu na raty, zatrzymując się jak babcia jakaś. Byłam na L4, teraz niby pracuję, z domu, ale nie mam siły. Zastanawiam się czy by nie zostać na zwolnieniu tak kilka tygodni jeszcze. Będę mieć niedługo badane płuc bo możliwe, ze to jednak powikłania po covid, który miałam zreszta dobrze ponad pół roku temu.
  15. Niestety nie. Problem w tym, ze bardzo trudno było zbilansować dzieciom dietę fleksitariańską czy wegańską, jedno np nie cierpi praktycznie żadnych roślin strączkowych. Gotowanie zajmowało sporo czasu i często na talerzu zostawało niestety to akurat, co powinno było zniknąć. Mój były mąż uwielbia gotować i często np stał 2 godziny w kuchni żeby zrobić jakieś parówki z marchewek a wszystko szło do kosza. Wytrzymaliśmy z rok albo i więcej, także i tak nieźle! Teraz jestem po rozwodzie i mam bardo absorbującą pracę i nie jestem w stanie gotować osobno dla siebie i dla dzieci. Widzę po moich wynikach, ze w okresie wegańskim miałam super poziom cholesterolu i w ogole bardzo dobre wyniki, teraz są w normie mniej więcej, ale gorsze. Nadal jest tak, ze nie jemy prawie w ogóle wędlin, białego pieczywa, produktów z białej mąki, butelka oleju wystarcza mi na kilka miesięcy itd. Produkty mleczne jemy bez laktozy (stwierdzona nietolerancja), czerwone mięso sporadycznie, może raz na 2 mies, świni prawie w ogole. Staram się robić smoothie, szejki owocowo warzywne itd. Poza tym w międzyczasie dostałam diagnozę ciężkiego adhd i biorę leki. To pomogło na lęki, depresje, koncentracje, ale leki zmniejszają apetyt, cały dzień prawie nie jem a potem wieczorem mam ochotę na coś śmieciowego. W rezultacie czuje się dość słabo, łatwo się męczę. Muszę nad tym koniecznie popracować.
  16. Jasne, jeśli umrzesz, to ominie Cię wiele rzeczy, dzieci będą mieć traumę, mąż może dostać depresji, rodzina i przyjaciele będą w żałobie. Każdy to wie, ale zdrowi psychicznie ludzie o tym nie rozmyślają, nie wizualizują tej sytuacji i nie nakręcają się nią z kilku powodów: nie wiesz kiedy umrzesz i czy to będzie młodo, nie masz na to większego wpływu oprócz zdroworozsądkowej ostrożności, jeśli nawet okażesz się terminalnie chora, czas który Ci został będzie bezcenny i szkoda marnować go na zamartwianie. Myślisz o teoretycznej śmierci na raka i związanymi z nimi konsekwencjami, ale jak typowy nerwicowiec ignorujesz lub umniejszasz konsekwencje swoich zaburzeń psychicznych, a one są duże: obciążenie stresem wpływa na cały Twój organizm upośledzając układ odpornościowy i zwiększajac de facto ryzyko wielu chorób przewlekłych, w tym raka, nerwica obniża znacząco Twój komfort życia, wpływa negatywnie na Twój związek, relacje, rozwój Twoich dzieci. Dzieci osób z zaburzeniami psychicznymi często przejmują wzorce lękowe i same są narażone na na nerwicę. Poza tym są ogólnie gorzej dostosowane społecznie, statystycznie gorzej sobie radzą w szkole itd. Dlatego energię i czas poświęcony na zajmowanie się podejrzeniem prawdopodobnie urojonej choroby fizycznej powinno się poświecić na leczenie prawdziwej choroby psychicznej. Ale tak na marginesie rozbawiłaś mnie strasznie! Pierwszy raz słyszę, ze ktoś nie chce umierać bo „nie lubi litości” i wstyd umrzeć młodo nie martw się tym - jak umrzesz, to problem znoszenia litości innych w naturalny sposób nie będzie Cię dotyczył
  17. U mnie nerwica spowodowała refluks. Nie mam skłonności do kłopotów żołądkowych, nigdy nie miałam tzw. grypy żołądkowej, nawet jak wszyscy w domu mieli wirusa. Nie mam wrażliwego żołądka, mogę sobie jeść co chce i nie mam „sensacji” w żadnej postaci. Ale przy jednym z silnych ataków nerwicy zaczęłam mieć silne bóle żołądka i pleców. Gastroskopia potwierdziła niedomykanie zwieracza przełyku i cofanie treści żołądkowej, czyli refluks. Refluks minął natychmiast po zaleczeniu tego napadu nerwicy i nigdy nie wrócił.
  18. Co do boli brzucha, to mi się wydawało, ze boli mnie jak jestem głodna. Nie brałam pod uwagę innej znaczącej okoliczności, a to ta inna okoliczność okazała się właściwa, wiec niestety często możemy źle zinterpretować objawy. To naturalne, ze ludzie dorabiają dowody do teorii. Bardzo opierałam się przed terapią, bo nawet nie wiedziałam na czym ona polega, wydawało mi się ze to jak na amerykańskich filmach - siedzisz w kółeczku z bandą obcych ludzi, płaczesz i opowiadasz jaka jesteś żałosna a potem ma Ci być lepiej. Nawet nie wiedziałam, ze to tak nie działa. Przez przypadek sama doszłam do metod stosowanych w terapii kognitywnej, teraz tez mam kurs w tym nurcie przy leczeniu dzieci. Z innymi fobiami poszło w zasadzie łatwo, odkryłam, ze fobia to tylko substytut. Jeśli miałam prawdziwy problem, o którym starałam się nie myśleć, pojawiały się irracjonalne lęki. Wiec zaczęłam się zmuszać do przemyślenia problemu, co najgorszego może się stać? Zwykle wychodziło, ze nic, co by mnie zabiło w hipochondrii problem był taki, ze najgorszy scenariusz oznaczał właśnie, ze umrę. Poza tym ja miałam tak wyraźne objawy fizyczne, potwierdzane przez lekarzy, ze długo nie wiedziałam, ze to hipochondria. Kiedy w końcu to zrozumiałam, to po pierwsze stwierdziłam, ze nie dam swojemu umysłowi się oszukiwać i tworzyć symptomów. To ja decyduje o sobie, nie nerwica. Po drugie życie z hipochondrią było straszne. Wiec zadałam sobie pytanie, co najgorszego może się stać? Umrę? No i co z tego? Każdy umrze. Czy moje życie w tym momencie jest w ogole warte przeżycia, daje mi radość, satysfakcję? Nie, wiec o co się martwić? Moje życie było do dupy, śmiertelna choroba zaczęła wręcz brzmieć jak dobra opcja kończąca moje męki. A kiedy przestajesz się bać chorób i śmierci, hipochondria nie ma się już czym żywic. Poza tym hipochondria tez była substytutem. W końcu jeśli jesteś śmiertelnie chora to co to za różnica czy zdasz egzamin, czy koleżanka Cię obgaduje, czy awansujesz? Choroba zwalnia z przyziemnych zmartwień, to jednak jest pewien komfort psychiczny tego zaburzenia, bo jak się ma np szukanie lepszej pracy do zagadnień życia i śmierci? Stwierdziłam, ze albo odważę się żyć, tu i teraz, albo w sumie równie dobrze moge od razu się zabić. Teraz doszłam do lęku wolnoplynącego i on jest większym wyzwaniem, bo obejmuje nie mnie, a wszystko wokół. Np strach o moja rodzine, przyjaciół, moje zwierzęta, środowisko, wojny, wszystko. Radzę sobie z nim podejściem „co komu pisane”. Nie wiem co będzie jutro, wiec jedyne, co moge zrobić, to postarać się, żeby dzisiaj był dobry dzień dla mnie i ludzi wokół mnie. A jeśli jutro stanie się coś złego, to przynajmniej będę wiedzieć, ze wcześniej było dobrze, wartościowo. Poddając się nerwicy w przypadku prawdziwej tragedii plułabym sobie w brodę, ze wtedy, kiedy w zasadzie nic się nie działo i nic nie stało na przeszkodzie, by choć próbować być szczęśliwym, ja się zajmowałam swoimi wyimaginowanymi problemami. Poza tym okresy szczęścia i spokoju w życiu dają nam psychologiczny i emocjonalny „kapitał” żeby lepiej radzić sobie z problemami, kiedy jest gorszy okres.
  19. Nie pytałam koleżanki o szczegóły, ona nie chce żeby to był jakiś wielki temat. Po prostu niepokoił ją jakiś węzeł, badania w normie, ale była biopsja i powiedzieli, ze to jakiś rodzaj chłoniaka. Ale jest jakoś „nieaktywny” i w takim stanie nic się nie robi - nie podaje się chemii „na zapas” przez skutki uboczne i chyba dlatego, ze komórki mogą zmutować i się uodpornić. Jak się uaktywni, to się go leczy a on potem wchodzi w remisje i to może się powtarzać potem. Ale kazali jej się nie martwić i traktować to bardziej jak zwykłą chorobę przewlekłą. Tyle wiem, nie wiem na ile to dokładne czy naukowe… U mnie dwa razy podejrzewano raka, z tego raz chłoniaka. Przez wiele miesięcy miałam na zmianę albo powtarzające się co chwila infekcje gardła, ucha, oskrzeli, dróg moczowych i antybiotyk, albo niby byłam zdrowa, ale miałam ciągły stan podgorączkowy, osłabienie, brak apetytu, bóle żołądka, głowy, długo by wymieniać. Węzły na szyi jak śliwki, za uszami twarde nieprzesuwne gule. Schudłam strasznie, ważyłam 40 pare kg… Wtedy miałam tez apogeum hipochondrii i po prostu świrowałam od tego. Pomimo ze w końcu objawy po prostu przeszły, częściowo po wdrożeniu środków uspokajających, to tak naprawdę „straciłam życie”. Wyrzucili mnie z pracy, straciłam przyjaciół, o mało co nie zawaliłam studiów a narzeczony prawie mnie zostawił. Za drugim razem podejrzewali guz w jamie brzusznej z powodu przewlekłych bóli. Nawet wspominali coś o trzustce, więc duużo gorzej niż chłoniak. Miałam dużo badań, byłam trochę na L4, ale tym razem nie miałam hipochondrii i to przeżycie było zupełnie inne. Wiadomo, martwiłam się, ale żyłam normalnie, nie był to temat nr. 1, nie było czarnowidztwa czy histerii. W końcu znaleziono prawdopodobną, niezbyt poważną przyczynę bóli, ale nie jest tez tak, ze zrobili mi tomografie całego ciała i na 100% wykluczyli jakikolwiek guz w jamie brzusznej… Lekarz nie widział potrzeby dalszych badań, a ja nie nalegałam więc temat zamknięty. Gdybym miała dalej hipochondrię, pewnie bym nie odpuściła, tylko żyła tym tematem dopóki by już nie było żadnego badania, jakie da się zrobić. Także wiem z doświadczenia, ze podejrzenie raka, nawet jeśli diagnozowanie trwa miesiące i się przeciąga i towarzyszy mu ból i nieprzyjemne badania, może być przezywane bardzo różnie w zależności od stanu psychicznego. To nigdy nie jest łatwe, ale może być znośne. Dlatego uważam, ze trzeba przede wszystkim za wszelka cenę skupić energię na leczeniu swoich problemów psychicznych, a innym badaniom pozwolić iść swoim torem i nie zgadywać, co pokażą.
  20. @Marlenka85 nie wiesz jeszcze, czy to w ogóle coś poważnego, ale akurat jeśli to chłoniak, to wyleczalność jest wysoka. Trochę zależy od rodzaju, ale mam jedną znajomą, która prawie 20 lat temu miała zdiagnozowany w III stadium z przerzutami i po leczeniu od tamtej pory bez wznowy. U drugiej wykryli niejako przypadkiem, uparła się na biopsję węzła i ma chłoniaka w stanie uśpienia. Obie żyją normalnie, praca, rodzina itd. W życiu nie ma tak, ze jest lekko, łatwo i przyjemnie. Każdego spotykają jakieś tragedie, choroby u siebie lub w rodzinie, wypadki itd. Nie trzeba być fizycznie zdrowym, żeby być szczęśliwym. Nie trzeba być nieszczęśliwym będąc chorym. Najlepszym przykładem są nerwicowcy. Jak napisałaś - praktycznie każdy z nas jest fizycznie zdrowy, wmawiamy sobie jakieś choroby, których nie mamy. Ale czy jesteśmy szczęśliwi? Nie, marnujemy ten czas, kiedy jesteśmy zdrowi na wmawianie sobie, ze jesteśmy chorzy. Tak naprawdę ponieważ wmawiamy sobie chorobę i całkiem serio uważamy, że ją mamy, obciążenie stresem u nas jest podobne do ludzi faktycznie chorych. Konsekwencje psychologiczne hipochondrii są podobne jak prawdziwa diagnoza i mogą prowadzić do PTSD. A przecież są ludzie naprawdę chorzy. I ich codzienność polega na tym, żeby próbować żyć normalnie, cieszyć się z małych rzeczy, spełniać drobne marzenia, nie marnować czasu. My marnujemy i będziemy tego kiedyś bardzo żałować. Nie wiesz czy masz chłoniaka, ale w sumie co za różnica? Już żyjesz tak, jakbyś usłyszała, ze Twój stan jest terminalny. Jak wyklucza tego chłoniaka, albo jak go zdiagnozują i wyleczą, u Ciebie tak naprawdę nic się nie zmieni. O zdrowie psychiczne trzeba dbać przede wszystkim. Niezależnie, czy fizycznie jest się zdrowym czy nie.
  21. Z leków przeciwwymiotnych to lekarz musi doradzić, na szczęście wybór jest dość szeroki. Ale może pomogłoby Ci trochę coś bez recepty miejscowego? Np spray do gardła na infekcje, niektóre zawierają substancje znieczulające i mogą dzięki temu hamować odruch wymiotny. Moje dziecko ma stwierdzoną nadwrażliwość sensoryczną wiec leczenie dentystyczne bywa trudne, szczególnie jak np robią prześwietlenie i trzeba przygryźć kliszę. Zdarzyły się już wymioty… mam spray i tabletki do ssania przeciwbólowe i w sumie nieźle działają, a są to leki bez recepty i dozwolone tez dla dzieci. Nie będę pisać żadnych nazw bo w aptece na pewno doradza
  22. Na pewno da się sprowokować stany podobne do psychozy, nie będąc chorym psychicznie. Tak samo, jak da się np wywołać zbiorowe halucynacje czy omamy u ludzi (np krzycząc w metrze, ze uwaga ktoś rozpylił gaz łzawiący, na pewno sporo ludzi będzie odczuwać pieczenie i łzawienie oczu, niektórzy tak dokuczliwe, ze zgłoszą się na pogotowie). Ja ostatnio miałam halucynacje słuchowe przed zaśnięciem, wystraszyło mnie to, tez od razu pomyślałam o schizofrenii, ale wyjątkowo jak wujek Google zawsze wszystkim wmawia śmiertelne choroby, tak tutaj okazuje się, ze to dość powszechny objaw, może być wywołany przemęczeniem, stresem, niektórymi lekami itd. Ale nie jest to przyjemne. Na szczęście nie słyszę nic strasznego czy kogoś, kto mówi bezpośrednio do mnie, namawia mnie do czegoś. Nie, najczęściej słyszę coś jakby skrawki rozmowy, pojedyncze słowa, zupełnie wyjęte z kontekstu. Ostatnio miałam wrażenie, ze ktoś stojąc koło mojego ucha zawołał „hej! Anka!” tak jak się wola koleżankę np. bez jakiejś złości itd, zwykle zawołanie. To nie jest moje imię i głos tez wydał się nieznajomy.
  23. Ja zauważyłam ze jeśli zwracam uwagę na ten ból w uchu, to zaczynam tez częściej przełykać ślinę czy pociągać nosem, żeby zobaczyć czy ucho dalej boli. No i oczywiście boli dalej a to pociąganie nosem sprawia tylko, ze więcej wydzieliny wlewa się do ucha i bardziej się zatyka. Z kolei częste przełykanie powoduje zaraz suchość w ustach, obrzęk migdałków czy nosogardla, potem oczywiście reagują węzły i tez się powiększają i masz „raj hipochondryka” naprawdę dziwne jak objawy ignorowane znikają same, a objawy obserwowane tylko się pogarszają. Laryngolog dał mi spray do nosa ze sterydem, naprawdę pomaga i na katar i na ucho i na obrzęk gardła/spuchnięte migdałki.
  24. Wlasnie bylam u lekarza, w koncu wymusilam na nim ekg. On wprawdzie nie widzial powodu, ale mu powiedzialam, ze biorac jakiekolwiek leki chce sie czuc bezpiecznie, ze jestem matka, nie bede ryzykowac itd. Popatrzyl dziwnie - nie cierpie tego wzroku u lekarzy - i zawolal pielegniarke. EKG oczywiscie bardzo dobre, cisnienie idealne... A z nerwow czulam, ze jestem cala czerwona na twarzy i ze mi powieka skacze. Najwyrazniej moje serce ma moje histerie w takim samym powazaniu, jak moj lekarz...
  25. No to faktycznie nieciekawie z tymi sąsiadami. A internet? Kiedy się przeprowadziłam do innego kraju, w zaawansowanej ciąży, nie znając języka, nie bardzo wiedziałam gdzie w ogole nawiązać kontakty. Znalazłam fajne fora, ogólne dla mam, dla ludzi w danym kraju, dla mam na emigracji. Okazało się, ze dwie panie mieszkały dość blisko i udało się przenieść znajomość do realu. Co do dzieci, to niestety przede wszystkim Ty, a nie one, musisz trochę im odpuścić. Wiadomo, niemowlę chce być przy mamie, to naturalne. Syn pewnie tez, bo czuje się bezpiecznie. Ale żeby się nimi zając, musisz tez zając się sobą. Jeśli Ty się załamiesz, to konsekwencje spadną na nich, wiec musisz uruchomić trochę zdrowego egoizmu. Ja mam to „szczęście” ze sama od dziecka mam nerwicę lękową i szereg innych zaburzeń, wiec jak dzieci zaczęły wykazywać niepokojące objawy, to wiedziałam jak postępować. Udało tez mi się załapać na kurs terapii lęku metodą behawioralno-poznawczą dla rodziców dzieci z zaburzeniami lękowymi. Byłam zdziwiona, jak wielu rodziców ustępuje dzieciom, bo nie ma świadomości, ze postawa unikająca pogarsza chorobę. Moje dzieci nie chodziły ze mną do toalety. Chciały, jasne, ze chciały, ale mówiłam nie. Trudno było zmuszać dzieci do robienia czegoś, czego się bały lub nie chciały, ale na tym polegają treningi społeczne. Jedna mądra psycholog powiedziała mi zaraz po diagnozie autyzmu u syna, ze teraz stoję przed ważnym wyborem. Mogę stawiać mu wymagania, oczywiście dostosowane do jego możliwości, stawiać przed nim wyzwania, wspierać go w pokonywaniu własnych granic i dać mu szanse na normalniejsze życie. A mogę tez zacząć używać diagnozy jako wymówki na każde jego trudności, i mu ustępować. Syn jest w szkole specjalnej, ale jest najlepiej funkcjonującym dzieckiem w klasie. Zaczęto mówić, ze na niektóre zajęcia z przedmiotów ścisłych może dadzą go do normalnej klasy. Nie miałam i nie mam ani wsparcia ani zrozumienia w moich metodach wychowawczych w rodzinie i wśród przyjaciół, nawet ojciec dzieci choć stara się, to nie do końca to rozumie, denerwuje go bezsilność. Pedagodzy, psychiatrzy, psychologowie mówią, ze to wspaniałe, ze udało mi się tak „wyprowadzić” dzieci, ale np znajomi czy rodzina komentują „jak to, tu powinnaś zabronić, a tu pozwolić, tu ustąpić, a tu być twarda itd, wszystko robisz na odwrót”. Albo „może Ty sobie te diagnozy wymyśliłaś, wiesz ze adhd chyba nie istnieje?” Albo „musisz dać mu karę, jest niewychowany, a Ty mówisz ze odpowiedział tak bo autyści nie rozumieją aluzji i przenośni? Co to za wymówki?” Albo „dlaczego tak ostro kazalas swojej córce przestać wypytywać czy zamknelaś okno w salonie? Po prostu dziecko jest odpowiedzialne, a Ty już wymyślasz, ze to nakręca jej tendencje lękowe”. Cóż, nie wytłumaczysz, ze dziecko z nerwicą ma nienormalną potrzebę kontroli i nie potrafi zaufać dorosłemu, ze zamknie okno/zrobi zakupy/odbierze je ze szkoły itd. I ze trzeba uciąć te pytania i powiedzieć dziecku „jestem dorosła, musisz mi ufać, zamknięcie okna to moja odpowiedzialność, nie Twoja” bo jeśli tego nie zrobisz, dziecko będzie w ciągłym napięciu, będzie próbowało przejmować role dorosłego, kontrolować, sprawdzać, nie wyluzuje… U Was sytuacja jest wygodna dla wszystkich. Dla syna, bo dostaje to, co daje mu poczucie bezpieczeństwa. Dla męża - bo może z czystym sumieniem oddać tą odpowiedzialność. Ale tez dla Ciebie, z różnych pokrętnych względów. Po pierwsze jako matka naturalnie chcesz mieć ciagle rękę na pulsie, większość matek uważa, ze one najlepiej sie zajmą, poza tym stereotyp matki Polki, ze przecież nie możesz mieć własnych potrzeb… No i niewychodzenie ze strefy komfortu, bo zmiana zasad w domu będzie walką. Pomimo zmęczenia często „wygodniej” zachować stan rzeczy i uniknąć początkowego płaczu dziecka, pretensji męża. Tak naprawdę powinnaś powoli oddawać mężowi dzieci na trochę, raz jedno raz drugie. Najpierw z nim pogadaj, przygotuj sie do tej rozmowy, ze to dla dobra Was wszysykich. A potem nie ustępuj. Małymi krokami. Np umawiasz się: od dziś raz dziennie syn nie idzie z Tobą do toalety, po jakimś czasie 2 razy itd. Mówisz mu w prostych słowach, ze to będziecie ćwiczyć. Bez skomplikowanych wyjaśnień. Ustalicie ze za każdym razem, jak nie pójdzie, np naklejasz gwiazdkę w zeszycie i za ilestam gwiazdek nagroda. Idziesz do toalety, jak dziecko płacze, to mówisz krótko z uśmiechem „zobaczysz, zaraz wrócę, a Ty z Tatą w tym czasie chwile np poukładacie klocki kolorami”. I idziesz. Wiadomo, można ustalić, ze czasem jest „gorszy dzień”, trzeba zdać się na intuicje. Tak samo z młodsza. Umów się z mężem, ze np 2 razy w tyg mąż ja zabierze na 30 min choćby na ogród. Najlepiej na rękach, żeby czuła bliskość i żeby budowali więź. Na początku będzie płacz, ale korzyść będzie i dla córki i dla męża. Trzymam za Ciebie kciuki
×