Skocz do zawartości
Nerwica.com

take

Użytkownik
  • Postów

    4 068
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez take

  1. Sprawa pracy magisterskiej zdaje się dodatkowo komplikować mi życie. Nie mam zbytnio pomysłu, aby się za nią zabrać, przez kilka miesięcy w jej sprawie bardzo mało robię. Ukończyłem 10 semestrów studiów i nie mam ani pracy zarobkowej, ani nie zajmuję się "magisterką". Przy mojej kondycji to nie wiem, czy praca magisterska (czy nawet inżynierska, którą obroniłem) w ogóle kiedykolwiek przyda mi się w sferze zawodowej. Niejeden Aspi ma magistra czy nawet coś więcej, ale ja na tak wysokofunkcjonującego, jak oni, nie wyglądam. Chciałbym już teraz mieć pracę zarobkową. Dopóki nie obronię pracy dyplomowej nie chciałbym pracować na pełen etat, aby móc zająć się "ukończeniem studiów". Chciałbym pracować dwa czy trzy dni w tygodniu, nie pięć, dopóki nie skończę z pracą magisterską. Nie chcę nie ukończyć studiów. Rodzice nawet dyplomu licencjata czy inżyniera nie mają, a rodzeństwo taty jest co najmniej magistrem. Już nie mam ochoty więcej studiować. Nie chcę, żeby nienapisanie pracy magisterskiej tak negatywnie wpływało na moje życie. Dzień bez pracy zarobkowej to powinien oznaczać co najmniej kilkadziesiąt zł straty. Renta socjalna oznacza ok. 21 zł na dobę. To też jakieś wsparcie dla mnie i rodziny.
  2. take

    Skojarzenia

    brak zaradności
  3. Maryja jest dziewicą, ale jest też żoną św. Józefa. Ona jest najwyższą kobietą, jest dziewicza najbardziej ze wszystkich niewiast, ale jest także żoną i rodzoną matką. Chrystus jest największym mężczyzną, nie ma żony ani też nie spłodził potomka, jest najbardziej dziewiczym spośród mężczyzn. "Jeśli ktoś twierdzi, że stan małżeński należy wyżej cenić niż stan dziewictwa lub celibatu i że nie jest lepiej i szczęśliwiej pozostawać w dziewictwie i celibacie niż być związanym węzłem małżeńskim - niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych." - jeden z kanonów Soboru Trydenckiego z 1563 roku. Celibat zakonników czy kapłanów jet wyższy od małżeństwa. Nawet dziewictwo zakonnic jest wyższe od niego (od małżeństwa). Ja bardziej mogę podziwiać męskie dziewictwo, męską "bezmałżeńskość", bo mężczyzna ma raczej większe pokusy seksualne od kobiety, ma większy pociąg płciowy. Ale mój wysoce prawdopodobny dożywotni celibat, przebywania w czystości bezmałżeńskiej do śmierci nie jawi mi się jako powołanie większe od powołania do małżeństwa, nie wspominając już o powołaniu do życia duchownego czy konsekrowanego, bo moje powołanie jawi mi się jako coś łatwiejszego od normalnego powołania do małżeństwa i założenia rodziny (mam poważne problemy psychiczne i do małżeństwa nie należy tak bardzo zaburzonych osób dopuszczać, na dodatek żyje mi się wygodnie, do wielu rzeczy, które są odpowiedzialne i trudne, się nie nadaję raczej, w przeciwieństwie do mnóstwa małżonków, którym za trud i odpowiedzialność powinna się należeć wyższa nagroda niż mnie).
  4. take

    Skojarzenia

    brak mądrości
  5. Lubię rozważać na tematy teologiczne. Może mnie to bardzo pochłaniać. Moja natura podchodzi do spraw duchowych raczej "intelektualnie", a nie "obrzędowo". Wierzę, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to akt małżeński nie polegałby na złączeniu się tych części ciała współmałżonków, które są charakterystyczne dla płci (zwanych obecnie "genitaliami"). Oznaczałoby to, że każdy akt małżeński byłby dziewiczy, gdyby nie było grzechu, i każda matka w świecie bez grzechu byłaby niepokalaną dziewicą. Ale Niepokalana Dziewica byłaby i tak tylko jedna, bo z tylko jednej Niewiasty narodziłby się Bóg Wcielony. Wcielenie, zaistnienie unii hipostatycznej, jawi mi się jako "główny i najbardziej podstawowy" element dzieła stworzenia, który nie był uwarunkowany jakimkolwiek grzechem. W Maryi w pełni objawiła się tajemnica kobiecości. Chciałbym patrzeć na każdą osobę płci żeńskiej niczym na Nią. Bez cienia pożądliwości. Osobiście uważam, że nie wszystko w objawieniach bł. A. K. Emmerich jest prawdziwe (np. informacje dotyczące osób na arce Noego). Przypuszczam natomiast, że grzech pierworodny mógł mieć dużo wspólnego z płciowością, z przyjemnością seksualną. Nie widzę siebie w małżeństwie. Celibat jest wyższy od małżeństwa. Maryja i Józef byli małżeństwem, ale nie odbywali aktu prokreacyjnego w ogóle, nawet tego dziewiczego, bo Dziecię w Najświętszej Rodzinie nie było Osobą stworzoną (w przeciwieństwie do Niepokalanej Dziewicy, której osoba jest stworzona i ma początek). Według mojej natury dzieci nienarodzone powinny być objęte łaską Odkupienia Chrystusa, która jest przecież potężniejsza niż wina Adama. Dlaczego te dzieci miałyby być z grzechem pierworodnym na wieczność? Dlaczego miałyby trafiać do ognia piekielnego (gdzie, co prawda, ich cierpienia byłyby mniejsze niż tych, którzy mieliby grzechy uczynkowe) czy do limbus puerorum, a nie po prostu otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego i być w Niebie razem ze wszystkimi świętymi?
  6. Spowiedź jest dla mnie "bardzo skomplikowanym zagadnieniem". "Trudno jest ogarnąć swoją przeszłość". Rachunek sumienia i wyznawanie grzechów jawią mi się jako coś, co nie powinno być obowiązkowe, bo stwarza zagrożenie skrupułami, zwłaszcza, jeśli spowiedź i rachunek sumienia są dłuższe, a osoba ich dokonująca ma problemy psychiczne. Boję się tego, że będę mieć grzech śmiertelny. Boję się, że "będę mieć jeden grzech śmiertelny, za który nie chcę żałować", i pójdę do piekła. Natura chciałaby, aby piekło nie było takie straszne, jak je przedstawiają np. wizje świętych... To niewyobrażalnie straszne. "Nie chcę tego rozważać". Pociąg płciowy jest dla mnie utrapieniem. Chcę żyć w czystości celibatu do końca ziemskiego życia. Wierzę, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to nie byłoby libido i przyjemności seksualnej, a złączenie się małżonków cielesne zawsze przynosiłoby poczęcie potomstwa (nie byłoby np. współżycia dla budowania więzi, ale nie dla prokreacji). Rodzaj celibatu, w którym żyję, jawi mi się jako coś niższego od powołania do małżeństwa, bo małżeństwo to coś odpowiedzialnego, a ja jestem "nieodpowiedzialny", upośledzony psychicznie, mam wygodne życie, nie radzę sobie najlepiej z trudnościami i ze względów psychi(atry)cznych jestem skazany na celibat do śmierci. Nie chciałbym mieć potomstwa, które nie poszłoby do Nieba, które byłoby ciężarem dla innych (np. przez taką niepełnosprawność, której doświadczam). Na osobę duchowną czy konsekrowaną tym bardziej się nie nadaję.
  7. Popęd seksualny jawi mi się jako "cuchnący stolec". Na swoje zboczenia oczywiście nie pozwalam, chcę je doszczętnie wytępić, chcę ich całkowitego zaniku, podobnie chciałbym pozbyć się pociągu płciowego w ogóle. Libido to coś, z czym przyszło mi się "użerać". Nie nadaje się do tego, abym się ożenił czy założył rodzinę. Nie mam do tego odpowiedniego "charakteru", z samym sobą nie radzę sobie najlepiej Co dopiero z żoną i potomstwem. Dziewictwo, czystość bezmałżeńska są wyższe od małżeństwa, do którego się nie nadaję. Odrzucam przyjemność seksualną w ogóle. Nie chcę mieć popędu płciowego, nie chcę mieć pokus nieczystych. Wolałbym nie tylko nie mieć żadnego grzechu nieczystego, ale i nigdy nie zawrzeć związku małżeńskiego, nigdy nie spłodzić potomstwa. Żyjąc w czystości celibatu, szczególnie wynosi się godność małżeństwa. Nie chcę, aby do celibatu motywował mnie (tylko) strach przed karą za grzechy, ale aby był on z łaski, w łasce i dla łaski, aby dawał wieczną chwałę w Niebie i był chwalebny.
  8. Skrupuły są u mnie też chyba związane z moim życiem sprzed kilku lat, kiedy popełniałem wiele głupich uczynków. Sporo tego było i trudno to ogarnąć, zwłaszcza komuś niepełnosprawnemu psychicznie. Skrupuły mogą dotyczyć np. tego, że coś z DUŻEJ MASY grzechów zataiłem podczas spowiedzi generalnych (zwł. świadomie czy od niechcenia (bo tak dużo tych grzechów było i nie chciało mi się ich wszystkich mówić - nie ze wstydu, lęku, tylko z problemów z organizacją czegoś tak skomplikowanego i odpowiedzialnego jak długa spowiedź)).
  9. Dziękuję za modlitwę. Ok. 17 sam odmówiłem dziś kilka litanii. Nie uważam, że Bóg jest okrutnikiem (bycie kimś takim jest sprzeczne z dobrocią, bezinteresownością, miłością). Myślenie o tym, że Bóg torturuje, że jest zły, nie sprawia mi ulgi. Nie zgadzam się z nim. Problem stanowi dla mnie sama możliwość doświadczania czegoś takiego, jak męki piekielne.
  10. Mi możliwość bycia traktowanym tak okrutnie może nie pozwalać funkcjonować. "Boję się", że jak np. będę mieć jedną złą myśl i choć przez chwilę się na nią zgodzę, to będę mieć grzech śmiertelny. Boję się grzechu śmiertelnego i nie chcę go mieć w ogóle. Moja natura nie widzi sensu w przypominaniu sobie grzechów z całego życia, wszystkiego z przeszłości. Dla kogoś takiego jak ja może to być źródło pokaźnych skrupułów niszczących życie.
  11. Jak ci dorośli je besztają (np. niegrzecznie czy wulgarnie się do nich odzywają), to też nie robią najlepiej i nie dziwię się zbytnio reakcjom tych dzieci. Powinno się stosować inne metody wychowawcze niż "obrzucanie" wulgaryzmami, "wściekłe" krzyczenie (ja mogę w podobnych zachowaniach moich rodziców, polegających na krzyczeniu na dzieci, widzieć jakąś bolesną dla dziecka "pychę" czy coś w tym rodzaju). Kiedy byłem dzieckiem, też niestety potrafiłem być niezłym "ziółkiem" (i przez to, między innymi, mogłem mieć tak silne skrupuły, a rzeczy, które robiłem w okresie szkoły podstawowej czy gimnazjum, bywały naprawdę niebezpieczne). Dla mojej natury nawet SPRAWIEDLIWA kara może kojarzyć się z gniewem (jednym z grzechów głównych), zemstą (odwrotnością przebaczenia), nienawiścią (odwrotnością miłości), jeśli jest sroga, okrutna, bolesna w nielekki sposób. Opisy piekła mogą właśnie z tymi rzeczami mi kojarzyć się, a dla mojej biednej mentalności jako "TEN ZŁY" jawi się STWÓRCA w tych opisach, nawet nie Szatan.
  12. Dla mojej natury karanie przez tortury kojarzy się ze "zwyrodniałością moralną" i niegodziwością, w ogóle nie kojarzy jej się z dobrocią, miłością, łagodnością... Dla niej tortury ZAWSZE jawią się jako niesprawiedliwa kara. Zwłaszcza, jeżeli jest stosowana przez kogoś silniejszego na kimś słabszym. Nie chcę tortur dla tych, co mi źle czynią, także i dlatego, bo sam nie chciałbym być torturowany... Tortury to "silniejszy" rodzaj cierpienia. "Dla mojej mentalności" nic nie usprawiedliwia ich. Uważa tortury (cierpienie powyżej pewnego poziomu, kiedy to za małe uznać go nie można) za coś bardzo złego, coś, czego nikomu nie wolno życzyć. Ci, co doświadczali tortur, mogą się mojej naturze jawić jako "jakby bohaterowie". Ja w życiu doświadczyłem względnie mało cierpienia. Mogę myśleć, że jestem najmniejszym pod względem potencjału duchowego człowiekiem, jaki kiedykolwiek został i zostanie stworzony. Dla mojej natury ŻADEN grzesznik nie zasłużył na TORTURY. Stosowanie TORTUR jawi się jej jako coś zawsze niemoralnego. Grzesznicy raczej nie chcą być torturowani. Nie chcę, aby mieli grzech, nie chcę, aby grzeszyli.
  13. Rzeczywistość ogólnie jawi się mojej naturze jako zagrożenie. "Myślę" tylko o tym, co mi się podoba czy jest interesujące. Na szczęście dokuczliwość pociągu do płci przeciwnej w ostatnim czasie wyraźnie mi spadła. Chcę obronić pracę dyplomową, ale nie czuje chęci do pisania jej ze względu na "złożoność" tego zadania (wybieranie informacji, formułowanie tekstu i ładnych zdań, formatowanie treści)... W sferze religijnej moje ograniczenia ujawniają się jeszcze bardziej, są jeszcze bardziej rażące.
  14. Moja natura wolałaby, aby wieczne potępienie w ogóle nie było możliwe. Albo chociaż żeby nie było OKRUTNE, z mękami (przynajmniej bez WIECZNYCH mąk) (tradycyjne wizje piekła (np. od świętych Kościoła ZDECYDOWANIE JAWIĄ SIĘ JEJ JAKO NIESPRAWIEDLIWE I JAKO COŚ, W CZYM TYLKO STWÓRCA DOPUSZCZA SIĘ NIEWYOBRAŻALNYCH NIEGODZIWOŚCI NA TYCH ZATWARDZIAŁYCH BIEDAKACH)) i aby NIE TAK ŁATWO można było go doświadczyć. W straszliwe piekło bardziej nie chce jej się wierzyć niż w samo wieczne potępienie. Co za człowiek byłby tak nieroztropny, aby wybrać wieczne potępienie? Przecież to nie ma sensu, tylko się na tym TRACI. Wolałbym, aby ŻADEN człowiek nie wybrał wiecznego potępienia, aby każdy człowiek otrzymał łaskę Zbawienia wiecznego!!! Moja natura atakuje wizje piekła jako nieskończenie niegodziwe!!! Wolałaby, aby nawet najgorszy grzesznik nie doświadczał mąk. Męki piekielne jawią się jej jako coś GORSZEGO od samego faktu wiecznego potępienia. Anihilacja świadomej, czującej istoty też jawi się jako coś gorszego od samego faktu wiecznego potępienia. Reinkarnację też odrzucam, jest ona czymś "brzydkim" i "nielogicznym" dla mojej natury. Wieczne potępienie w czymś w rodzaju limbus puerorum jawi się jej jako lepsze niż nawet życie doczesne z niewygodami (nie wspominając o anihilacji czy mękach, zwłaszcza wiecznych), ale oczywiście gorsze od wiecznego zbawienia. Co, jeśli ktoś odrzuca wizje świętych Kościoła niczym zły nałóg, uważając je za coś pochodzącego od diabłów, ale na pewno nie od Stwórcy, "wytworzone" po to, aby zastraszyć grzeszników, przedstawić Stwórcę jako niegodziwego okrutnika niewyobrażalnego, zniechęcić do bycia dobrym, może nawet do samej wiary? MĘKI w nieskończoność ewidentnie jawią się mojej naturze jako niegodziwa kara. Moja natura nie chce uznawać nawet samej możliwości tego, że mogę czegoś takiego doświadczać.
  15. take

    Zbiegi okoliczności

    W tych koincydencjach moja natura może dostrzegać nawet rodzaj dowodu na istnienie Boga! Mogą one wzmocnić moją wiarę. Mi te zbiegi okoliczności zdecydowanie przekraczają granice czegoś, co mogłoby zaistnieć dzięki rachunkowi prawdopodobieństwa. A co, jeśli te koincydencje naprawdę są znakiem wskazującym na to, że dokonam czegoś chwalebnego i zmienię świat na lepsze... Nie jakiś wybitny polityk, profesor czy asceta, lecz "bardzo nienormalny człowiek" "sprowadziłby" wielkie dobro na świat... Jakie to byłoby upokarzające dla "tego świata"...
×