-
Postów
4 078 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Niestety, także stwierdzam, że ubiór młodych kobiet naprawdę często w dzisiejszych czasach w Polsce i krajach Zachodu wygląda raczej niczym ubiór nierządnic, a nie ubiór skromnych kobiet. 300 lat temu tak nie było. Jako mężczyzna wskutek widzenia tak ubranych kobiet mogę być bombardowany atrakcyjnością seksualną Maryja jest prześliczna i przesłodka mimo tego, że nosi skromny strój (np. na tym obrazku http://www.theworkofgod.org/Images/OurLady.jpg, na którym wygląda niewinnie i wdzięcznie). Kobiety muzułmańskie w dzisiejszych czasach raczej wciąż noszą skromne stroje, a katolickie - raczej nie. Niestety, obawiam się, że młoda katoliczka nosząca strój niczym Niepokalana Dziewica na pięknych wizerunkach w Polsce byłaby uważana za "dziwaczkę" czy kojarzona z muzułmankami lub brana za muzułmankę. Post eucharystyczny od północy nie jest zły, wręcz przeciwnie - jest uczynkiem pobożności. Ale jego OBOWIĄZEK, pod karą grzechu (zwł. ciężkiego), według mnie jest niewłaściwym podejściem. Jeśli ktoś idzie na Mszę rano, to wtedy o wyraźnie łatwiej jest mu ten post zachować niż osobie, która po dniu pracy jest zmęczona i wieczorem idzie na Mszę. Nawet to, że skrócono obowiązkowy post eucharystyczny z trzech godzin do jednej, też nie jawi mi się jako coś niegodziwego, wręcz przeciwnie - jest obniżeniem WYMAGAŃ, dzięki któremu przeciętnemu człowiekowi (np. pracującemu fizycznie) łatwiej jest zachować post eucharystyczny, niż było to kilkadziesiąt lat temu.
-
W okresie gimnazjalnym nie zastanawiałem się raczej nad tym, czy moje myślenie magiczne jest prawdziwe, czy nie. Moje emocje wolałyby bezwarunkowe wybawienie od cierpienia (przynajmniej większego) czy unicestwienia wszystkich ludzi (wbrew objawieniom świętych) i zwierząt, bez względu na to, co dana istota robi, nie chce dla żadnej z nich mąk, kaźni, katuszy czy anihilacji. Mogę mieć "urojenia" dotyczące anatomii i fizjologii pewnych stworzeń, jak byłem młodszy, to "wstydziłem się" tego, że mam głowę, twarz, że jestem człowiekiem. Moje koincydencje wyglądają mi na znak nadprzyrodzony, nie na objaw chorobowy (ani tym bardziej na przypadki, w które nie wierzę), są tajemnicze, złożone i mnie mogą fascynować.
-
Mogę myśleć, że grzechem ciężkiem jest napisanie posta w wątku, w którym jeden z użytkowników ma awatar niosiący "erotyczną" treść (np. dekolt czy naga górna część pleców), jeśli się o tym wcześniej wiedziało, bo ktoś może później się zgorszyć, widząc ów awatar w wątku, w którym pisał posty ktoś z niestosownym awatarem. Znalazłem pewien tekst bardzo potępiający popkulturę, swobodne stroje, ale na tej stronie znalazłem też takie treści, których nie chciałbym przedstawiać tutaj.
-
Nerwica nie musi nie powodować wykluczenia z normalnego życia, a renta czy wyższe stopnie niepełnosprawności nie powinny być zastrzeżone dla osób z psychozami. Ja mam raczej jakieś "upośledzenie umysłowe" (ale nie niepełnosprawność intelektualną), a nie psychozę polegającą np. na braku dystansu wobec swoich dziwactw. Jestem jakby "biednym dzieckiem", któremu renta "należała się jak psu buda", a nie (tylko) nerwicowcem czy osobą z problemami osobowościowymi. Mam nieprzystosowanie do świata. Jestem przewlekle nienormalny od małego.
-
Już "przełożyłem" pracę magisterską (co znaczy, że nie napisałem jej w terminie). Chyba przez prawie dwa lata mogę sobie ją jeszcze tak "odkładać" i nie będzie "większych" problemów z zaliczeniem. Dziś byłem w jednej organizacji zajmującej się pomocą osobą z problemami podobnymi do moich i umówiono mnie z doradcą zawodowym. Spotkanie ma być jeszcze w tym tygodniu.
-
Atrakcyjność seksualna, pociąg płciowy i przyjemności seksualne to rzeczy, które zaistniały po grzechu pierworodnym. Grzech pierworodny to wielka katastrofa, dla mnie to Adam i Ewa jawią się jako ci, co najdobitniej zasłużyli na wieczne potępienie z całego rodzaju ludzkiego. Nie uważam, że łatwo było im popełnić ten grzech, wręcz przeciwnie - było im zgrzeszyć "naprawdę trudno". Przypuszczam też, że gdyby nie było upadku Szatana, to Ewie i Adamowi nie przyszłoby na myśl to, aby sięgnąć po owoc zakazany i bez trudności Adam i Ewa "wytrzymaliby" bez grzechu. Uważam, że Wąż w Edenie był największym z upadłych aniołów, nie jakimś podrzędnym demonem, tylko największym ze wszystkich złych duchów. Tak więc to przez Węża (Diabła, Szatana) przede wszystkim, nawet i bardziej niż przez Adama i Ewę, potomkowie Adama i Ewy muszą się męczyć z brzemiennymi skutkami grzechu pierworodnego. Myślę, że Wężowi należy się nawet większa kara niż Adamowi i Ewie "w sprawie grzechu pierworodnego ludzkości". Skoro Nowy Adam (Chrystus) jest bez grzechu pierworodnego, to i Nowa Ewa (Maryja) jest bez grzechu pierworodnego.
-
Mam przemyślenia, że tak naprawdę nie nadaję się do pisania pracy magisterskiej, bo jestem w tym bardzo niewydajny i mam takie upośledzenie, że zdaje się całkiem możliwe (ale nie pewne) tytuł magistra i tak nigdy nie przyda mi się w życiu zawodowym. Ale zaliczyłem trzy semestry studiów magisterskich, zaliczyłem wszystkie przedmioty, tylko nie napisałem pracy magisterskiej i jej nie obroniłem. Nie lubię wybierania ważnych informacji, konstruowania ładnego tekstu... We wcześniejszych szkołach też nie lubiłem pisania wypracowań, chociaż nierzadko robiłem to dobrze. Tacy jak ja nie nadają się do konkurencji o pracę - potrzebują pomocy dla niepełnosprawnych. Na "normalnych warunkach" taka słaba osoba jak ja może być po prostu żałosnym pośmiewiskiem. Po co robić pośmiewisko i narażać na przykrości ze strony innych ludzi, którzy i tak są "biednymi dziećmi" przez swoją niepełnosprawność psychiczną? Dzięki orzeczeniu o niepełnosprawności także pracodawca, który kogoś takiego jak ja zatrudni, powinien mieć pewne przywileje. "Nie widzę" w pracy źródła swojego utrzymania, ale: sposób na zarabianie pieniędzy dla siebie i rodziny (wzbogacenie się); posiadanie zajęcia, dzięki któremu mogę robić coś pożytecznego, aby np. nie stawać się "leniem", "pasożytem", "darmozjadem"; formę "terapii", "rehabilitacji", pomocy osobie z poważnymi problemami psychi(atry)cznymi. Nie nadaję się do tego, aby mieć żonę czy założyć rodzinę. Nie uczyłem się niczego, z czego mógłbym się utrzymać. Nie mam wykształcenia zawodowego. Moja natura nie myśli o pracy jako o źródle własnego utrzymania, takie podejście do pracy jest jej obce (dla niej powinna być ona raczej "zabawą", a nie czymś, od czego zależy przetrwanie). Szczególnie nie zgadzam się z opinią, według której praca stanowi TYLKO źródło utrzymania.
-
Mam problem z obrzędami religijnymi, niektóre są dla mnie utrapieniem (np. rachunek sumienia (przypominanie sobie grzechów z przeszłości) i wyznawanie grzechów). Jestem wyraźnie niepełnosprawny psychicznie i mam problem np. z tym, żeby zarabiać pieniądze w ogóle, "nie nadaję się do życia społecznego", niektóre aspekty religijności są dla mnie "dużym ciężarem" (np. wiara w Piekło, dwa pierwsze warunki sakramentu pokuty). Wymagania stawiane przez religię związane z obrzędami jawią mi się niekiedy jako coś szkodliwego, moja natura uważa np., że to dobrze, że skrócono obowiązkowy post eucharystyczny, że zmniejszono liczbę świąt nakazanych i dni obowiązkowego postu w Kościele Katolickim (po co nakładać na ludzi większe ciężary, większe obowiązki?). Ważne jest dla mnie np. to, aby żyć w czystości seksualnej (bezmałżeńskiej, przedmałżeńskiej czy małżeńskiej), aby był porządek w sferze rodziny, aby nie było wyzysku, "neoniewolnictwa" (np. przez "głodowe płace" i "umowy śmieciowe").
-
Sprawa pracy magisterskiej zdaje się dodatkowo komplikować mi życie. Nie mam zbytnio pomysłu, aby się za nią zabrać, przez kilka miesięcy w jej sprawie bardzo mało robię. Ukończyłem 10 semestrów studiów i nie mam ani pracy zarobkowej, ani nie zajmuję się "magisterką". Przy mojej kondycji to nie wiem, czy praca magisterska (czy nawet inżynierska, którą obroniłem) w ogóle kiedykolwiek przyda mi się w sferze zawodowej. Niejeden Aspi ma magistra czy nawet coś więcej, ale ja na tak wysokofunkcjonującego, jak oni, nie wyglądam. Chciałbym już teraz mieć pracę zarobkową. Dopóki nie obronię pracy dyplomowej nie chciałbym pracować na pełen etat, aby móc zająć się "ukończeniem studiów". Chciałbym pracować dwa czy trzy dni w tygodniu, nie pięć, dopóki nie skończę z pracą magisterską. Nie chcę nie ukończyć studiów. Rodzice nawet dyplomu licencjata czy inżyniera nie mają, a rodzeństwo taty jest co najmniej magistrem. Już nie mam ochoty więcej studiować. Nie chcę, żeby nienapisanie pracy magisterskiej tak negatywnie wpływało na moje życie. Dzień bez pracy zarobkowej to powinien oznaczać co najmniej kilkadziesiąt zł straty. Renta socjalna oznacza ok. 21 zł na dobę. To też jakieś wsparcie dla mnie i rodziny.
-
Maryja jest dziewicą, ale jest też żoną św. Józefa. Ona jest najwyższą kobietą, jest dziewicza najbardziej ze wszystkich niewiast, ale jest także żoną i rodzoną matką. Chrystus jest największym mężczyzną, nie ma żony ani też nie spłodził potomka, jest najbardziej dziewiczym spośród mężczyzn. "Jeśli ktoś twierdzi, że stan małżeński należy wyżej cenić niż stan dziewictwa lub celibatu i że nie jest lepiej i szczęśliwiej pozostawać w dziewictwie i celibacie niż być związanym węzłem małżeńskim - niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych." - jeden z kanonów Soboru Trydenckiego z 1563 roku. Celibat zakonników czy kapłanów jet wyższy od małżeństwa. Nawet dziewictwo zakonnic jest wyższe od niego (od małżeństwa). Ja bardziej mogę podziwiać męskie dziewictwo, męską "bezmałżeńskość", bo mężczyzna ma raczej większe pokusy seksualne od kobiety, ma większy pociąg płciowy. Ale mój wysoce prawdopodobny dożywotni celibat, przebywania w czystości bezmałżeńskiej do śmierci nie jawi mi się jako powołanie większe od powołania do małżeństwa, nie wspominając już o powołaniu do życia duchownego czy konsekrowanego, bo moje powołanie jawi mi się jako coś łatwiejszego od normalnego powołania do małżeństwa i założenia rodziny (mam poważne problemy psychiczne i do małżeństwa nie należy tak bardzo zaburzonych osób dopuszczać, na dodatek żyje mi się wygodnie, do wielu rzeczy, które są odpowiedzialne i trudne, się nie nadaję raczej, w przeciwieństwie do mnóstwa małżonków, którym za trud i odpowiedzialność powinna się należeć wyższa nagroda niż mnie).
-
Lubię rozważać na tematy teologiczne. Może mnie to bardzo pochłaniać. Moja natura podchodzi do spraw duchowych raczej "intelektualnie", a nie "obrzędowo". Wierzę, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to akt małżeński nie polegałby na złączeniu się tych części ciała współmałżonków, które są charakterystyczne dla płci (zwanych obecnie "genitaliami"). Oznaczałoby to, że każdy akt małżeński byłby dziewiczy, gdyby nie było grzechu, i każda matka w świecie bez grzechu byłaby niepokalaną dziewicą. Ale Niepokalana Dziewica byłaby i tak tylko jedna, bo z tylko jednej Niewiasty narodziłby się Bóg Wcielony. Wcielenie, zaistnienie unii hipostatycznej, jawi mi się jako "główny i najbardziej podstawowy" element dzieła stworzenia, który nie był uwarunkowany jakimkolwiek grzechem. W Maryi w pełni objawiła się tajemnica kobiecości. Chciałbym patrzeć na każdą osobę płci żeńskiej niczym na Nią. Bez cienia pożądliwości. Osobiście uważam, że nie wszystko w objawieniach bł. A. K. Emmerich jest prawdziwe (np. informacje dotyczące osób na arce Noego). Przypuszczam natomiast, że grzech pierworodny mógł mieć dużo wspólnego z płciowością, z przyjemnością seksualną. Nie widzę siebie w małżeństwie. Celibat jest wyższy od małżeństwa. Maryja i Józef byli małżeństwem, ale nie odbywali aktu prokreacyjnego w ogóle, nawet tego dziewiczego, bo Dziecię w Najświętszej Rodzinie nie było Osobą stworzoną (w przeciwieństwie do Niepokalanej Dziewicy, której osoba jest stworzona i ma początek). Według mojej natury dzieci nienarodzone powinny być objęte łaską Odkupienia Chrystusa, która jest przecież potężniejsza niż wina Adama. Dlaczego te dzieci miałyby być z grzechem pierworodnym na wieczność? Dlaczego miałyby trafiać do ognia piekielnego (gdzie, co prawda, ich cierpienia byłyby mniejsze niż tych, którzy mieliby grzechy uczynkowe) czy do limbus puerorum, a nie po prostu otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego i być w Niebie razem ze wszystkimi świętymi?
-
Spowiedź jest dla mnie "bardzo skomplikowanym zagadnieniem". "Trudno jest ogarnąć swoją przeszłość". Rachunek sumienia i wyznawanie grzechów jawią mi się jako coś, co nie powinno być obowiązkowe, bo stwarza zagrożenie skrupułami, zwłaszcza, jeśli spowiedź i rachunek sumienia są dłuższe, a osoba ich dokonująca ma problemy psychiczne. Boję się tego, że będę mieć grzech śmiertelny. Boję się, że "będę mieć jeden grzech śmiertelny, za który nie chcę żałować", i pójdę do piekła. Natura chciałaby, aby piekło nie było takie straszne, jak je przedstawiają np. wizje świętych... To niewyobrażalnie straszne. "Nie chcę tego rozważać". Pociąg płciowy jest dla mnie utrapieniem. Chcę żyć w czystości celibatu do końca ziemskiego życia. Wierzę, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to nie byłoby libido i przyjemności seksualnej, a złączenie się małżonków cielesne zawsze przynosiłoby poczęcie potomstwa (nie byłoby np. współżycia dla budowania więzi, ale nie dla prokreacji). Rodzaj celibatu, w którym żyję, jawi mi się jako coś niższego od powołania do małżeństwa, bo małżeństwo to coś odpowiedzialnego, a ja jestem "nieodpowiedzialny", upośledzony psychicznie, mam wygodne życie, nie radzę sobie najlepiej z trudnościami i ze względów psychi(atry)cznych jestem skazany na celibat do śmierci. Nie chciałbym mieć potomstwa, które nie poszłoby do Nieba, które byłoby ciężarem dla innych (np. przez taką niepełnosprawność, której doświadczam). Na osobę duchowną czy konsekrowaną tym bardziej się nie nadaję.
-
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Popęd seksualny jawi mi się jako "cuchnący stolec". Na swoje zboczenia oczywiście nie pozwalam, chcę je doszczętnie wytępić, chcę ich całkowitego zaniku, podobnie chciałbym pozbyć się pociągu płciowego w ogóle. Libido to coś, z czym przyszło mi się "użerać". Nie nadaje się do tego, abym się ożenił czy założył rodzinę. Nie mam do tego odpowiedniego "charakteru", z samym sobą nie radzę sobie najlepiej Co dopiero z żoną i potomstwem. Dziewictwo, czystość bezmałżeńska są wyższe od małżeństwa, do którego się nie nadaję. Odrzucam przyjemność seksualną w ogóle. Nie chcę mieć popędu płciowego, nie chcę mieć pokus nieczystych. Wolałbym nie tylko nie mieć żadnego grzechu nieczystego, ale i nigdy nie zawrzeć związku małżeńskiego, nigdy nie spłodzić potomstwa. Żyjąc w czystości celibatu, szczególnie wynosi się godność małżeństwa. Nie chcę, aby do celibatu motywował mnie (tylko) strach przed karą za grzechy, ale aby był on z łaski, w łasce i dla łaski, aby dawał wieczną chwałę w Niebie i był chwalebny. -
Skrupuły są u mnie też chyba związane z moim życiem sprzed kilku lat, kiedy popełniałem wiele głupich uczynków. Sporo tego było i trudno to ogarnąć, zwłaszcza komuś niepełnosprawnemu psychicznie. Skrupuły mogą dotyczyć np. tego, że coś z DUŻEJ MASY grzechów zataiłem podczas spowiedzi generalnych (zwł. świadomie czy od niechcenia (bo tak dużo tych grzechów było i nie chciało mi się ich wszystkich mówić - nie ze wstydu, lęku, tylko z problemów z organizacją czegoś tak skomplikowanego i odpowiedzialnego jak długa spowiedź)).
-
Dziękuję za modlitwę. Ok. 17 sam odmówiłem dziś kilka litanii. Nie uważam, że Bóg jest okrutnikiem (bycie kimś takim jest sprzeczne z dobrocią, bezinteresownością, miłością). Myślenie o tym, że Bóg torturuje, że jest zły, nie sprawia mi ulgi. Nie zgadzam się z nim. Problem stanowi dla mnie sama możliwość doświadczania czegoś takiego, jak męki piekielne.