-
Postów
4 078 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Mi możliwość bycia traktowanym tak okrutnie może nie pozwalać funkcjonować. "Boję się", że jak np. będę mieć jedną złą myśl i choć przez chwilę się na nią zgodzę, to będę mieć grzech śmiertelny. Boję się grzechu śmiertelnego i nie chcę go mieć w ogóle. Moja natura nie widzi sensu w przypominaniu sobie grzechów z całego życia, wszystkiego z przeszłości. Dla kogoś takiego jak ja może to być źródło pokaźnych skrupułów niszczących życie.
-
Jak ci dorośli je besztają (np. niegrzecznie czy wulgarnie się do nich odzywają), to też nie robią najlepiej i nie dziwię się zbytnio reakcjom tych dzieci. Powinno się stosować inne metody wychowawcze niż "obrzucanie" wulgaryzmami, "wściekłe" krzyczenie (ja mogę w podobnych zachowaniach moich rodziców, polegających na krzyczeniu na dzieci, widzieć jakąś bolesną dla dziecka "pychę" czy coś w tym rodzaju). Kiedy byłem dzieckiem, też niestety potrafiłem być niezłym "ziółkiem" (i przez to, między innymi, mogłem mieć tak silne skrupuły, a rzeczy, które robiłem w okresie szkoły podstawowej czy gimnazjum, bywały naprawdę niebezpieczne). Dla mojej natury nawet SPRAWIEDLIWA kara może kojarzyć się z gniewem (jednym z grzechów głównych), zemstą (odwrotnością przebaczenia), nienawiścią (odwrotnością miłości), jeśli jest sroga, okrutna, bolesna w nielekki sposób. Opisy piekła mogą właśnie z tymi rzeczami mi kojarzyć się, a dla mojej biednej mentalności jako "TEN ZŁY" jawi się STWÓRCA w tych opisach, nawet nie Szatan.
-
Dla mojej natury karanie przez tortury kojarzy się ze "zwyrodniałością moralną" i niegodziwością, w ogóle nie kojarzy jej się z dobrocią, miłością, łagodnością... Dla niej tortury ZAWSZE jawią się jako niesprawiedliwa kara. Zwłaszcza, jeżeli jest stosowana przez kogoś silniejszego na kimś słabszym. Nie chcę tortur dla tych, co mi źle czynią, także i dlatego, bo sam nie chciałbym być torturowany... Tortury to "silniejszy" rodzaj cierpienia. "Dla mojej mentalności" nic nie usprawiedliwia ich. Uważa tortury (cierpienie powyżej pewnego poziomu, kiedy to za małe uznać go nie można) za coś bardzo złego, coś, czego nikomu nie wolno życzyć. Ci, co doświadczali tortur, mogą się mojej naturze jawić jako "jakby bohaterowie". Ja w życiu doświadczyłem względnie mało cierpienia. Mogę myśleć, że jestem najmniejszym pod względem potencjału duchowego człowiekiem, jaki kiedykolwiek został i zostanie stworzony. Dla mojej natury ŻADEN grzesznik nie zasłużył na TORTURY. Stosowanie TORTUR jawi się jej jako coś zawsze niemoralnego. Grzesznicy raczej nie chcą być torturowani. Nie chcę, aby mieli grzech, nie chcę, aby grzeszyli.
-
Rzeczywistość ogólnie jawi się mojej naturze jako zagrożenie. "Myślę" tylko o tym, co mi się podoba czy jest interesujące. Na szczęście dokuczliwość pociągu do płci przeciwnej w ostatnim czasie wyraźnie mi spadła. Chcę obronić pracę dyplomową, ale nie czuje chęci do pisania jej ze względu na "złożoność" tego zadania (wybieranie informacji, formułowanie tekstu i ładnych zdań, formatowanie treści)... W sferze religijnej moje ograniczenia ujawniają się jeszcze bardziej, są jeszcze bardziej rażące.
-
Moja natura wolałaby, aby wieczne potępienie w ogóle nie było możliwe. Albo chociaż żeby nie było OKRUTNE, z mękami (przynajmniej bez WIECZNYCH mąk) (tradycyjne wizje piekła (np. od świętych Kościoła ZDECYDOWANIE JAWIĄ SIĘ JEJ JAKO NIESPRAWIEDLIWE I JAKO COŚ, W CZYM TYLKO STWÓRCA DOPUSZCZA SIĘ NIEWYOBRAŻALNYCH NIEGODZIWOŚCI NA TYCH ZATWARDZIAŁYCH BIEDAKACH)) i aby NIE TAK ŁATWO można było go doświadczyć. W straszliwe piekło bardziej nie chce jej się wierzyć niż w samo wieczne potępienie. Co za człowiek byłby tak nieroztropny, aby wybrać wieczne potępienie? Przecież to nie ma sensu, tylko się na tym TRACI. Wolałbym, aby ŻADEN człowiek nie wybrał wiecznego potępienia, aby każdy człowiek otrzymał łaskę Zbawienia wiecznego!!! Moja natura atakuje wizje piekła jako nieskończenie niegodziwe!!! Wolałaby, aby nawet najgorszy grzesznik nie doświadczał mąk. Męki piekielne jawią się jej jako coś GORSZEGO od samego faktu wiecznego potępienia. Anihilacja świadomej, czującej istoty też jawi się jako coś gorszego od samego faktu wiecznego potępienia. Reinkarnację też odrzucam, jest ona czymś "brzydkim" i "nielogicznym" dla mojej natury. Wieczne potępienie w czymś w rodzaju limbus puerorum jawi się jej jako lepsze niż nawet życie doczesne z niewygodami (nie wspominając o anihilacji czy mękach, zwłaszcza wiecznych), ale oczywiście gorsze od wiecznego zbawienia. Co, jeśli ktoś odrzuca wizje świętych Kościoła niczym zły nałóg, uważając je za coś pochodzącego od diabłów, ale na pewno nie od Stwórcy, "wytworzone" po to, aby zastraszyć grzeszników, przedstawić Stwórcę jako niegodziwego okrutnika niewyobrażalnego, zniechęcić do bycia dobrym, może nawet do samej wiary? MĘKI w nieskończoność ewidentnie jawią się mojej naturze jako niegodziwa kara. Moja natura nie chce uznawać nawet samej możliwości tego, że mogę czegoś takiego doświadczać.
-
W tych koincydencjach moja natura może dostrzegać nawet rodzaj dowodu na istnienie Boga! Mogą one wzmocnić moją wiarę. Mi te zbiegi okoliczności zdecydowanie przekraczają granice czegoś, co mogłoby zaistnieć dzięki rachunkowi prawdopodobieństwa. A co, jeśli te koincydencje naprawdę są znakiem wskazującym na to, że dokonam czegoś chwalebnego i zmienię świat na lepsze... Nie jakiś wybitny polityk, profesor czy asceta, lecz "bardzo nienormalny człowiek" "sprowadziłby" wielkie dobro na świat... Jakie to byłoby upokarzające dla "tego świata"...
-
Stosunek rodziny do waszych problemów
take odpowiedział(a) na take temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Powiedziałbym, że moi rodzice są "wysokotoksyczni". Z ich "DURNYM" zachowaniem mam spory problem. Czasem mogą porządnie zezłościć moją naturę swoimi głupimi zachowaniami i tekstami. Niedawno miałem awanturę z mamą, nakrzyczała na mnie, narzekała, że nic pożytecznego nie robię. -
"Denerwują mnie" moi rodzice. Ich zachowanie czy postawa budzą "pogardę" w mojej naturze.
-
Nie podoba mi się język, jakim nie tak rzadko posługują się moi rodzice. Problemem jest jego wulgarność czy obraźliwość.
-
Moja natura też na poziomie emocjonalnym "atakuje" doktryny głoszące tradycyjne wizje piekła, wiecznego potępienia. Może mieć trudności z wyobrażeniem sobie, jak ktokolwiek mógł funkcjonować, wierząc w takie doktryny. Mnie doprowadzają do "szaleństwa", naturze od razu chce się zbuntować przeciwko takiemu traktowaniu biednych grzeszników. Na pewno nie chciałbym doświadczać czegoś takiego. Moja natura nie chciałaby też, aby ktokolwiek, jakakolwiek istota doświadczała czegoś takiego. Między emocjami i rozumem a tym, co głosi dogmatyka czy (nawet tym bardziej) teksty nawet świętych Kościoła, jest "skrajna" różnica. Natura nie chce ŻADNYCH bolesnych kar po śmierci. Dla niej torturowanie grzeszników jawi się jako niegodziwość, zaprzeczenie dobroci, na pewno nie jako sprawiedliwość! Natura może chcieć np. "wytoczyć tym poglądom ogólnoświatowy proces". Dla niej torturowanie ZAWSZE jaw się jako coś złego, niegodziwego, jako słabość, (np. uleganie gniewowi). Mentalność jako taka nie chce istnienia piekła, a zwłaszcza CIERPIENIA w nim. Dla niej cierpienie jest jakby "odwrotnością" lubieżnej przyjemności - i ból, i lubieżna przyjemność, są odczuciami cielesnymi, obydwa są złem, z tym, że to pierwsze jest nieprzyjemne, a to drugie jest rodzajem przyjemności (chociaż niegodziwej, ale przyjemności). Ból "kojarzy się" z umieraniem, zaś przyjemność lubieżna z poczynaniem nowego życia.
-
Ja też nie mam wątpliwości co do F4x u siebie (dokładniej - F42). Co do F2x i F84 mogę mieć wątpliwości, co do siebie, mimo otrzymania takich diagnoz.
-
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
W moim zboczeniu nie pośladki i odbyt same w sobie były podniecające, a ich zapach czy zapach tego, co wydobywa się z niego... Nie są to zapachy przyjemne. Ale to właśnie z nimi w mojej naturze najbardziej została skojarzona przyjemność seksualna. Czymś chorym jest fakt, że w ogóle coś takiego jest w stanie podniecić seksualnie. U mnie na dodatek wiązało się to z preferencjami zaburzonymi. Potworność. Chcę się tego pozbyć. Może ulga towarzysząca oddaniu kału miała jakiś wpływ na ukształtowanie się mojego zboczenia? Może natura chciałaby tej związanej z defekacją ulgi także dla osób płci przeciwnej??? Może zapach kału skojarzył się z tą ulgą? Mam głupią potrzebę słuchania defekacji ładnych kobiet i wąchania ich stolców. Widzieć pośladków, odbytu czy innych intymnych części ciała nie chcę, bo to i u zwykłych ludzi ma podtekst seksualny. Niestety. Ale dźwięk defekacji czy zapach kału nie powinien być czymś seksualnym w ogóle. Aseksualność jest dobra. Wolność od pokus nieczystych jest dobra. Wolność od grzechów nieczystych jest dobra. Wolność od "seksu" jest dobra. Może to jakieś natręctwo? Powstałe na bazie mojej perwersji? Nie chcę, aby cokolwiek mnie podniecało seksualnie. Dlaczego ludzie płci żeńskiej bywają tacy ładni MIMO tego, że defekują? Przecież defekacja jest obrzydliwa. Stolec jest obrzydliwy. Zapach stolca jest obrzydliwy. "Bardzo absurdalnie" wygląda fakt, że tak piękne stworzenie, jak młoda kobieta, wydala kał. Paradoks. Takie ładne stworzenie, a coś tak brzydkiego oddawane jest przez nie, usuwane z jego wnętrzności. -
Mam myśli, że ta praca dyplomowa dezorganizuje mi życie. Nie wyglądam na dobrego kandydata na robienie czegoś podobnego zawodowo. Jestem "sprytnym idiotą", nie "normalnym" człowiekiem. Dla kogoś takiego jak ja nadaje się tylko czystość celibatu. Z utrzymaniem siebie mają problemy, co dopiero mówić o utrzymaniu żony i dzieci? Moja natura nie chce zajmować się wychowywaniem potomstwa, więc mam kolejny dowód niezdatności do małżeństwa. Bezżenność nie przynosi ujmy człowiekowi. Czystość nie przynosi ujmy człowiekowi. To nie małżeństwo jest złe, a rozpusta. Sprawa pracy dyplomowej działa na mnie zniechęcająco. Nie mam pracy zarobkowej. Mogę mieć skrupuły odnośnie swoich diagnoz i orzeczeń. Mogę czuć się jak biedny dzieciak, który wymaga pomocy. Mycie się czy ubranie się może się mojej naturze jawić jako mój sukces. Natura nie widzi zbyt dużego sensu w tych czynnościach, w dbaniu o swój wygląd i o higienę. Atmosfera w domu nie jest najlepsza. Skończyłem z naprawdę poważnymi orzeczeniami i rozpoznaniami. Boję się piekła wiekuistego. Boję się kary za grzechy. Podoba mi się mój celibat i chcę zawsze żyć w czystości. To może mi pomóc w zajmowaniu się czymś pożytecznym. Ostatnio dużo czasu zajmują mi moje zainteresowania. Nie mam pracy. Sprawa pracy dyplomowej "spowalnia" zajęcie się pracą dyplomową. Mogę mieć myśli, że jestem "normalny", a może nawet że jestem "najnormalniejszy". Jestem "zagubiony" w rzeczywistości. Natura moje funkcjonowanie postrzega jako jakby "beztroską zabawę", nie widzę w niej zbytnio sumienności czy skłonności do poświęceń.
-
Patrząc na moje opinie (całkowita niezdolność do pracy - renta socjalna, umiarkowany stopień niepełnosprawności ze wskazaniem o niezdolności do pracy na schorzenie specjalne) i rozpoznania (zespół Aspergera - całościowe zaburzenia rozwoju, schizofrenia, zaburzenia schizotypowe, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne), wiek (poniżej 25 lat) to wygląda to bardzo niedobrze, jeśli chodzi o potencjał życiowy. "Dno i wodorosty", jeśli chodzi o sferę społeczną i zawodową. Miałem epizody z: przewozem karetką pogotowia do psychiatry, spędzeniem nocy w szpitalu psychiatrycznym i z wykupieniem leku na ryczałt ze względu na rozpoznanie schizofrenii. Mentalność nie uważa, że ocenili mnie za łagodnie. Dobre stopnie łatwo mi było zdobywać, samemu dojeżdżać na uczelnię czy do lekarza też, robić zakupy też umiem. Ma się sporą niepełnosprawność, a jak na tak dużą niepełnosprawność to mój przypadek wygląda szczególnie łagodnie dla niepełnosprawnego. Nie potrzebuję tak dużej pomocy, jak wiele innych osób z orzeczeniem o stopniu niepełnosprawności.
-
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Słowa takie jak: "d***", "g****", "s***", "p********" (wulgaryzmy związane z odbytem czy wydalaniem przez niego) mogą sprzyjać moim zboczeniom i nieczystym myślom. Można stwierdzić, że: "kobiety defekują, ale nie "s****"", "kobiety mają odbyt i pośladki, ale nie mają "d***"". Co by było, gdyby ładna kobieta poszła do łazienki obok mnie i słychać byłoby, jak wydala kał oraz po tym, jak wyszłaby, przez dość długi czas czuć byłoby woń jej stolca? Nie chciałbym mieć nieczystych myśli czy wrażeń z tego powodu. Normalnie taka sytuacja w ogóle nie powinna wywoływać podniecenia. Nie podoba mi się to, że moją naturę podniecają czynności fizjologiczne kobiet i dziewcząt. Przez to zboczenie trudniej jest mi zaakceptować ich występowanie. Wstydliwe czynności fizjologiczne są czymś, co jest brzydkie. To coś szpetnego. W związku z tym wierzę, że nie istniałoby, gdyby nie było grzechu. Defekacja jest jakby "chorobą". Po defekacji kobieta nierzadko może czuć ulgę, z powodu defekacji ma też luźniej w jelitach, w jej organizmie nie ma już tego, co niepotrzebne, bo nieczystości zostały wydalone z wnętrza ciała. To wydalenie nieczystości, obrzydliwości z wnętrza ciała mojej mentalności skojarzyło się z czymś duchowym - z usunięciem grzechów z duszy, z wydaleniem tego, co ją kala. Z tym, że możliwe jest usunięcie tego, co obrzydliwe, z duszy, z tym, że możliwe jest przebaczenie i rozgrzeszenie. Z tym, że usunięcie obrzydliwości z wnętrza duchowego jest możliwe. Usunięcie to może być czymś wstydliwym, zaś sam grzech jest czymś nieprzyjemnym. Przyznanie się do winy może być zawstydzające, zaś sam grzech jest wstrętny. Mentalność widzi pewną analogię między defekacją, w wyniku której wnętrzności człowieka zostają oczyszczone z kału, a oczyszczeniem wnętrza duchowego z grzechu.