Skocz do zawartości
Nerwica.com

aardvark3

Użytkownik
  • Postów

    726
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aardvark3

  1. aardvark3

    Co teraz robisz?

    oj, oj, oj... lecze poteznego kaca po spotkaniu z kolesiami z podstawowki... na szczescie nie mieszalam (tylko wino czerwone z bialym bo przyjaciolka przyniosla a ja pijam wylacznie biale) trunkow to jest lajcik. Jeno spac nie moge i leb zdziebko napierdziela. Nie wiem co tam wczoraj mojemu nagadalam na skype i przez tel bo poszedl caly kredyt a moja pamiec dziurawa - ale pamietam ze mu plakalam w mankiet zeby mnie z lotniska we srode odebral bo ja go odebralam jak wracal z Australii. Szantaz emocjonalny. No, nie do konca bo tesknie jak potepieniec i te skypowe rozmowy o doope potluc, jeszcze gorzej mam po nich. Poza tym pamietam ze zjeebalam jakiegos goscia na fejsie. Nazarlam sie zurku (nb wyszedl mi genialny) i teraz mi sie za przeproszeniem odbija. Ale takiego zurku nie jadlam od wiekow.
  2. aardvark3

    Filmy i seriale

    Breaking Bad - koncze 3 sezon Fargo Hannibal Game of Thrones czeka kilka ponoc ciekawych seriali ale dzien ma tylko 24 godziny
  3. [videoyoutube=09EVOwytUtI][/videoyoutube] dlugie ale genialne!
  4. progi. progi, progi... [videoyoutube=q9I88Srnobg][/videoyoutube] [videoyoutube=XGFR5A-36FE][/videoyoutube] [videoyoutube=0A03LT3UEEI][/videoyoutube] [videoyoutube=X0wZ1jLi6PU][/videoyoutube]
  5. ...i tak mi sie skojarzylo - a wlasciwie kolejna "iluminacja". Wyartykulowanie czegos z przeszlosci, co przetrwalo w moim umysle do dzis. Odkad pamietam, czulam sie winna ze zabieram innym czas, pieniadze - ze absorbuje ich swoimi problemami. Powinnam je rozwiazywac sama a nie wciagac w to innych. Choroba, klopoty, jakakolwiek "niemoc" wymagajaca wsparcia innych osob - glownie bliskich. Rodzice dawali mi do zrozumienia ze wlasnie wtedy jestem ciezarem. Potrzebujesz czyjejkolwiek pomocy = jestes ciezarem. Taki przekaz otrzymalam w dziecinstwie. Nie chcialam byc ciezarem, wrecz sie tego balam bo to moglo oznaczac zanegowanie mojego prawa do zycia. To powodowalo osamotnienie, zamkniecie sie w sobie i nieumiejetnosc mowienia o swoich troskach. Nie przyznawanie sie do problemow, bagatelizowanie ich wobec innych, radzenie sobie w nimi w samotnosci. Niechec do dzielenia sie problemami i proszenia o pomoc. Oczekiwanie kazdorazowo odrzucenia, krytyki, osadzania, obwiniania kiedy juz musialam wyjsc z tymi problemami na zewnatrz bo zwyczajnie narosly do tego stopnia, ze nie dawalam juz rady sama.
  6. aardvark3

    Wielkanoc

    ostatnio jest sympatycznie bo bez toksyn. Cokolwiek bez toksyn jest OK. Jeden mankament, ze obecne swieta spedze z dala od partnera ale tak wypadlo, bylo planowane duzo wczesniej - a mamy kontakt przeciez. Drobne przygotowania bez przesady, cos tam sie gwoli tradycji upichci i swieta sie spedzi
  7. powyzsze oczywiscie zalezne nie od Twojego zachowania czy czegokolwiek, co wyplywa z Ciebie i jest Toba - ale od widzimisie nieprzewidywalnych rodzicow. U mnie bylo dokladnie tak samo. Plus rodzina sie do tego dolaczala, jakby mieli rowne rodzicom prawo do ingerowania w moje wychowanie (to bylo przesuwanie granic przez rodzicow, glownie matke - na zasadzie o ktorej juz wspomnialam, zeby nikt nie mogl jej zarzucic ze jest niewydolna jako rodzic bo przeciez nie mogla przyznac sie do prawdy - ze adoptowala dziecko bo rodzina im nie dawala spokoju i dokuczala ze nie maja dzieci po tylu latach malzenstwa). Czulam sie niemal caly czas jak na cenzurowanym. Do tego stopnia, az sama zaczelam cenzurowac siebie i nauczylam sie obserwacji czego i od kogo moge oczekiwac. Poza tym - dzis to bylo wlasciwe, jutro cos zupelnie innego. Rodzice byli wychowywani w zupelnie innych czasach niz im samym przyszlo wychowywac dziecko, byly inne wartosci - i to chyba tez sprzyjalo schizoidalnym postawom. Tzn to ich tlumaczy ale nie usprawiedliwia... Dopoki nie wyszlam za maz w wieku 21 lat musialam oddawac matce cala wyplate. Ona decydowala na co przeznaczyc moje pieniadze. Oczywiscie na studia (musialam przedstawic rachunki itp - zreszta bylam do tego przyzwyczajona bo jakiekolwiek wydatki zawsze musialy byc "udokumentowane" - ubranie z paragonem, potwierdzenie wplaty na uczelni itp. Gdy probowalam protestowac - slyszalam w odpowiedzi: mieszkasz u nas, pod naszym dachem, w naszym domu wiec zasady sa nasze. Bedziesz u siebie to bedziesz robic co zechcesz. Kiedys, jak jeszcze bylam w szkole slyszalam ze "jak bede pracowac i zarabiac na siebie wtedy moge sobie kupowac co chce a dopoki jestem na utrzymaniu rodzicow - mam cieszyc sie z tego co mi daja bo miliony dzieci bylyby szczesliwe gdyby mialy choc 1/10 tego co ja. Argument nie do zaj*bania. Uwolnilam sie od toksyn matki dopiero wtedy gdy wyjechalam za granice. Mysle, ze u mnie funkcjonuje potrzeba kontrolowania wszystkiego - podswiadoma. Jesli nie kontroluje, wymyka mi sie i nie wiem co moze mnie czekac. Walcze z tym i wlasciwie mam jakie takie postepy bo jestem swiadoma co sie ze mna dzieje. Ze to potrzeba kontroli ktora daje mi spokoj i pozorne poczucie bezpieczenstwa. Ale nie wszystko da sie kontrolowac. Taka kontrola prowadzi do napiecia i frustracji. To nie jest sposob na zycie. Potrafie byc spontaniczna z moim partnerem, az sama sie sobie dziwie.
  8. Oj. W tym samym sensie (tylko nie przychodz do nas z placzem jak czegos bedziesz potrzebowac, jak ci sie krzywda stanie, jak to, tamto, owo czy sro) i w wiekszosci sytuacji gdy rodzice (glownie matka) uznali moja niesubordynacje. Mialam byc dzieckiem doroslym, madrym, odpowiedzialnym, powaznym, statecznym (dawano mi niezliczone przyklady innych dzieci ktorych rodzice prawie nie znali, oceniajac po wygladzie, sposobie poruszania sie itp) a nie infantylnym i niepowaznym, glupio sie smiejacym z byle czego, czytajacym glupie ksiazki i glupio sie bawiacym. Innymi slowy - zaprzeczenie spontanicznosci. Ale wracajac do owych magicznych slow "tylko do nas nie przychodz". Co one mowia? Jaki daja przekaz? W dziecinstwie rodzice sa dla nas najwazniejsi, jestesmy od nich naturalnie - powtarzam - naturalnie (zgodnie z prawem natury) - zalezni. Bez nich zginelibysmy. Takie wiec slowa co oznaczaja? Ze nie ma dla nas miejsca, ratunku, ze musimy sobie radzic sami, ze jestesmy zdani na laske i nielaske aprobaty rodzicow. To przenosi sie na dalsze zycie. I ksztaltuje nasz stosunek do siebie i swiata. Moge sie i pod tym podpisac. U mnie argumentem zbijajacym wszelkie moje "problemy" byla wojna. Nie przezylas wojny to co ty mozesz wiedziec o zyciu - i zaczynalo sie opowiadanie o tym jak to bylo ciezko w czasie wojny, Do tego stopnia, ze czulam sie tak, jakbym sama te wojne wywolala i ci ludzie cierpieli przeze mnie albo winna ze tej wojny nie przezylam. I to ze jestem rozpuszczona, w glowie mi sie przewraca, sama sobie jestem winna bo nie wiem co to prawdziwe nieszczescia i tragedie. Uznalam wiec, ze nic zlego mi sie nie dzieje. Skoro nikt z waznych dla mnie osob (osob, dzieki ktorym moglam przezyc i nie zginac) nie uznal, nie dokonal walidacji moich racji lecz je zbagatelizowal to wlasnie takie byly. Niewazne. Skoro to co czuje jest niewazne to i ja jestem niewazna. Podobnie u mnie, tylko ja sie lubilam uczyc, nie trzeba bylo mnie pilnowac (mimo to matka i tak pilnowala bo dziecko z natury jest glupie i nie mozna mu ufac a szczegolnie mnie). Potem, w szkole sredniej to juz trudniej bylo i matka doslownie potrafila stac nade mna i pilnowac czy sie ucze! Fajnie czytać,że to możliwe,bardzo mnie to podbudowało. Spotkalo mnie to juz kiedys ale sytuacja byla o wiele bardziej skomplikowana. Tez bylam z kims, kto mnie nie zawiodl nigdy i stal przy mnie w najtrudniejszych chwilach. Myslalam ze to tak tylko raz i mam sie cieszyc ze wogole cos takiego mnie spotkalo. I tu nagle w najmniej oczekiwanym momencie... Ale ja sie zawsze czegos doszukuje i bede doszukiwac bo takie mam doswiadczenie, bede miec jak na talerzu a ja mimo to swoje. Mimo iz wiem ze to bez sensu, ze to moja psychika a nie rzeczywistosc. albo "ty juz wiesz dlaczego" - odpowiedz retoryczna A juz szczytem szyderstwa (w moim przekonaniu) byly prosby matki o pomoc w czyms i stwierdzenia wowczas: ty taka madra jestes, pomoc w tym czy w tym; bylo tez inaczej: takas madra a tego czy tego nie potrafisz. Wszystko zaleznie od nastroju. Albo brat matki: no i co ty masz z tej wiedzy? Uczylas sie tyle lat i nadal gowno wiesz i nie umiesz sobie radzic. Moja wiedza, jakakolwiek by nie byla - byla niepraktyczna. Powtarzal to takze moj eks zebym sobie przypadkiem nie zapomniala. Jak zblizam sie do czegos nowego to w pierwszym odruchu panika: nie poradze sobie, to za trudne dla mnie. A jak sie juz zabieram to kilka minut i po wszystkim. Mam tez cos takiego ze musze np rozkminic nowa komorke sama. Dlatego tez uzywam linuxa i jak najwiecej na terminalu, manualne instalacje itp. Jestem cholernie uparta jesli chodzi o przelamywanie niepowodzen - dotad probuje dopoki mi sie nie uda. Nie istnieje pojecie "poddaje sie". Czyli pewnikiem jakis rys perfekcjonizmu. Zeby nie mieli na mnie zadnych argumentow - albo jak najmniej.
  9. Wista wio, latwo powiedziec. Przynajmniej juz wiem - doszlam do tego - co powoduje (w wiekszosci przypadkow) owa niechciana, zbedna i nieadekwatna emocje. Jest ona bardzo wyraznym echem przeszlosci. Wzmacnianym poprze zmoje pozniejsze wybory zyciowe. Otoz chodzi o to, ze w dziecinstwie bylam akceptowana tylko wtedy, gdy wszystko bylo w porzadku. Gdy bylam grzeczna, zachowywalam sie tak jak tego ode mnie oczekiwano, w szkole nie bylo problemow, bylam zdrowa, o nic nie prosilam, nie wymagalam niczego. Ergo - gdy robilam rzeczy oczekiwane ode mnie zgodnie z wyobrazeniem rodzicow. Nie musze dodawac, ze totalnie niezyciowym i utopijnym zgola. A gdy cos poszlo nie tak - zachorowalam, w szkole mialam problemy z rowiesnikami i wychowawczynia, powiedzialam cos co sie matce nie spodobalo, zachowalam sie nie tak jak, ich zdaniem, powinnam (i tu mozna by wymieniac w nieskonczonosc - wazne, ze nagle zaburzyl sie ten ich obraz dziecka idealnego) - bylam krytykowana, osadzana, odrzucona, matka nie odzywala sie do mnie patrzac z pogarda i nienawiscia (tak, z nienawiscia!), opowiadala o tym na forum rodziny (skarzyla sie jakie to ma niedobre dziecko - mysle ze tym chciala sama siebie usprawiedliwic i wytlumaczyc - ja jestem OK zrobilam wszystko co moglam tylko dziecko jakies takie nie halo). I - jak pamietam - to nie byly jakies wielkie, powazne przestepstwa tylko jakies drobiazgi. Albo cos co matka sama sobie wymyslila wiedziona paranoja. Potem przez reszte zycia czulam, ze czyjas akceptacja, milosc, aprobata, troska jest nie tyle warunkowa co tylko wtedy, gdy wszystko jest OK. Gdy nic sie zlego nie dzieje, gdy nie ma niespodzianek, gdy zycie plynie spokojny, normalnym torem, nie istnieja nieszczescia, choroby, przypadki. Bo wtedy zostalabym odrzucona, osamotniona i "radz sobie to nie moj problem". Tak bylo niemal zawsze. W dziecinstwie kiedy tylko potrzebowalam pomocy, wsparcia rodzicow - ujecia sie za mna w szkole - nie mialam na co liczyc. To byly jakies bzdury ich zdaniem - a ja przezywalam swoja dziecieca gehenne. Ich wsparcie wtedy, ich interwencja - wiele by pomogly a na pewno nie mialabym tych lekow i obaw przez reszte zycia. Pisze to po to, by zrozumiec nie by sie zalic bo ten etap mam juz za soba. Bez emocji. Tylko, ze to wraca. Teraz jest mi latwiej bo minely lata i jestem bardziej swiadoma zrodla moich nieadekwatnych emocji. Ale to nie znaczy ze ich nie ma. One sa. I czasem sie wlaczaja. Tzn warunkowo - jak sie cos niefajnego dzieje. Np jak syn w dupe daje - czuje sie wtedy za to w 100% odpowiedzialna i biore "wine" na siebie. Mam ochote jak ten kot co sie zesral po raz kolejny na dywan - wyskoczyc przez okno zeby wlasciciel nie wymazal mi tym lajnem pyska. Nie spodziewam sie wsparcia, zrozumienia (podswiadomie, w pierwszym odruchu) - tylko odrzucenia. Moj partner dal mi wielokrotnie do zrozumienia, ze jest ze mna w kazdej sytuacji i jest gotowy mnie wspierac. Jak dotychczas nigdy mnie nie zawiodl. Jest dojrzaly na tyle by miec swiadomosc sytuacji i moich problemow, ktorych przed nim nie ukrywalam od poczatku. Powiedzialam mu jakie moge miec obawy i czego one dotycza. Pracujemy nad tym obydwoje. Jest mi duzo latwiej bo moge znim szczerze rozmawiac, mam zaufanie - co nie jest, a raczej nie bylo, dla mnie latwe i oczywiste. Wybieramal raczej ostroznosc i nieufnosc przy jednoczesnym udawaniu zaufania. Mnie ufano - ja nie umialam odpowiedziec tym samym. Teraz jest to wzajemne. Jest to wlasciwy czlowiek - wreszcie, po wielu latach chybionych wyborow - a ja wciaz mam watpliwosci i czepiam sie szczegolow. Szukam dziury w calym. I to jest wlasnie owa przeszlosc ktora zada teraz ode mnie odsetek. Nie ma manipulacji (a zawsze byla jakas), nie ma udawania. Nie ma takiej potrzeby. A u mnie wciaz te leki... Nie dominuja, ale uwieraja jak maly kamien w bucie. -- 11 kwi 2014, 11:25 -- A i jeszcze cos - ale to w glebokiej podswiadomosci tkwi. Skoro nikt mnie nie chcial a zechcieli rodzice (juz pisalam, ze zostalam porzucona przez matke biologiczna zaraz po urodzeniu i oddana do domu malego dziecka do adopcji) - to moja wdziecznosc im powinna byc bezgraniczna. Bez nich bym zginela. Zginelabym bez ich aprobaty, akceptacji, odrzucona - to tak, jak znalezienie sie w punkcie wyjscia czyli w nicosci (tak to przedstawia moja podswiadomosc - nicosc, pustka, jakies totalne zagrozenie, otchlan, cos przerazajacego i ostatecznego). (Sorry ale schizoidalnie przyszedl mi na mysl odwieczny Cthulhu i teraz sie smieje. Z siebie.) Ten strach towarzyszyl mi zawsze gdy obserwowalam zmiane nastroju matki, gdy wydawalo mi sie ze jest na mnie zla i gdy sie do mnie nie odzywala. Nie cierpie cichych dni. Nie uznaje ich. Wierze, ze wszystko mozna rozwiazac rozmowa, kontaktem, szukaniem wyjscia. Cokolwiek by to nie bylo. W mojej rodzinie prowadzilo sie wrecz przeciwna polityke - przemilczenia, zamiatania pod dywan. A potem obwiniania najslabszego i tego, co ma najmniej praw. Permanentne zagrozenie. Teraz, gdy nareszcie mam cos wartosciowego, prawdziwego, autentycznego - chce pozbyc sie tamtego balastu. Nie chce, by mi zawadzal i zakrzywial spektrum postrzegania. Nie chce, by mi mieszal w zyciorysie.
  10. ze zwrotem dubeltowym [videoyoutube=LK2T8K7ATWE][/videoyoutube] [videoyoutube=P7fKL9oyxxg][/videoyoutube] Mecano... moja fascynacja od srednich lat 80-tych -- 08 kwi 2014, 23:52 -- to zarzuce starocia [videoyoutube=nM4okRvCg2g][/videoyoutube]
  11. Bardzo smutna i bolesna historia... Nie odpowiem, ani Ty sama sobie nie odpowiesz na pytania, ktore zadalas na koncu swojego postu. To moga zrobic tylko Twoi rodzice lub rodzenstwo - ale oni pewnie tez nie znaja odpowiedzi. To jest bowiem Twoj punkt widzenia, oni mysla inaczej. Mierzysz ich (albo chcesz mierzyc) wlasna miara (a masz jakas inna?) - a tutaj trzeba zaakceptowac fakt, iz oni sa jacy sa. Nie tacy, jakimi chcialabys ich widziec. Jest w Tobie ogrom goryczy, rozczarowania rodzina, jej stosunkiem do Ciebie. Nie dostalas milosci w dziecinstwie, nie doszukuj sie jej na sile. Jej tam nie ma. Zaakceptuj ow fakt. Siostry sa siostrami na papierze, wiezy krwi to nie wszystko. Niby powinny wiele znaczyc ale jakze czesto nic nie znacza. Na pewno kochaja Cie dzieci, maz - zajmij sie tymi, ktorzy Cie kochaja, ktorzy sprawdzili sie "w praktyce". I nie przejmuj tymi, u ktorych owej milosci szukac prozno. Piszesz o terapii - jest Ci ona bardzo potrzebna, kontynuuj. Nie zniechecaj sie. Zadbaj o zdrowie, moze po operacji bedzie poprawa. Czego zreszta z calego serca Ci zycze.
  12. Sonata Arctica - Pariah's Child [videoyoutube=QFI0VVHznco][/videoyoutube] -- 06 kwi 2014, 22:54 -- i oczywiscie Kerrs Pink (udalo mi sie sciagnac cala dyskografie)
  13. [videoyoutube=HH-niUmBOLQ][/videoyoutube]
  14. Cocteau Twins -- 03 kwi 2014, 08:52 -- Edguy - na taka pogode to tylko to, ewentualnie Sonata Arctica
  15. [videoyoutube=lQzKKN0tBSs][/videoyoutube]
  16. [videoyoutube=Qrsrtm6F_28][/videoyoutube] Genialny prog po prostu - zatkalo mnie...
  17. [videoyoutube=Qrsrtm6F_28][/videoyoutube] Genialny prog po prostu - zatkalo mnie...
  18. Solaris [videoyoutube=wwdpeovWP_4][/videoyoutube]
  19. [videoyoutube=Ho0YAXU5j_g][/videoyoutube]
  20. [videoyoutube=ciR5KP1_uCQ][/videoyoutube] -- 29 mar 2014, 16:52 -- [videoyoutube=Qrsrtm6F_28][/videoyoutube]
  21. Kerrs Pink Sonata Arctica Beardfish -- 29 mar 2014, 00:11 -- w przerwach Porcupine Tree -- 29 mar 2014, 00:17 -- [videoyoutube=aK5taQZwgig][/videoyoutube] "My Slowianie" moga im buty czyscic
  22. aardvark3

    Co teraz robisz?

    przezywam jakas gowniana, kieszonkowa apokalipse
×