
bedzielepiej
Użytkownik-
Postów
1 601 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez bedzielepiej
-
mam tak samo
-
ja tylko studiuje. poza tym nie mam kontaktu z ludzmi. nawet przez internet nie umiem nawiazac znajomosci choc probowalam. chyba ludzie mnie nie lubia.
-
czego się można spodziewać dzwoniac do pierwszej lepszej... nie wiem czemu narzekasz, przecież na droższą cię nie stać. w a s? to na forum są jakies twoje dziwki?
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
bedzielepiej odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
zmusilam się do wyjścia z ludzmi i potwierdziło się tylko że zle sie wśród nich czuję wytrzymałam max 2 h i ucieklam, dlużej będąc z nimi rozryczałabym się na pewno a tak to skonczyła się atakiem bulimicznym moja wyprawa zawsze już będe sama. -
18-sto latka z depresją przez... matkę
bedzielepiej odpowiedział(a) na ingusheti temat w Depresja i CHAD
Ja też nie widzę tu nigdzie rasizmu. Raczej podziwiam, że młodsza siostra wie więcej o świecie od starszej. Moja rada to wyrwać się z domu, zmienić otoczenie. Pomyśl o studiach poza miastem. -
Chętnie przeczytam Twoją książkę. Wysłałam Ci maila na PW.
-
tabliczka czekolady.
-
Skorzystać z tego, że nie masz jeszcze zepsutego przez narkotyki mózgu i dokonać wyboru- żyć tak jak teraz i źle skończyć, albo coś zmienić. Masz 18 lat, weź odpowiedzialność za swoje życie. Najlepiej odwyk.
-
Cóż, mam nadzieję, że mimo braku psychoterapii nie będę cierpieć do końca życia. Nie mam za bardzo pomysłu co ze sobą zrobić, czuję się oszukana i zła. Na pewno będę teraz więcej ufać swojemu rozumowi.
-
Czy można zmienić/naprawić swoje zycie?
bedzielepiej odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Kroki do wolności
bo ja chyba nie umiem sie cieszyc tak naprawde, dostrzegam dobre, piekne rzeczy ale zamiast radosci czuje smutek gdy o nich mysle. Np dzisiaj było naprawdę ładne niebo z niezwyklymi chmurami, ale czułam smutek ze zaraz i tak wszystko przeminie. Tak mam zawsze w dobrych chwilach, nie moge sie pogodzic ze sa ulotne... -
Czy można zmienić/naprawić swoje zycie?
bedzielepiej odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Kroki do wolności
no nie jest, dlatego myslę o zmianie. ale przeraza mnie to, ze nie umiem sobie nawwet wyobrazic jakby to mialo wygladac. probuje wyobrazic sobie ze jestem radosna itd ale zamiast radosci czuje pustke... -
Czy można zmienić/naprawić swoje zycie?
bedzielepiej odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Kroki do wolności
Właśnie boję się, że podejmując zmianę na lepsze, bo raczej od razu nie moge sie stac szczesliwa, w trakcie tej zmiany spotka mnie cos niefajnego i mam wrazenie ze w tym świecie nie wypada byc szczesliwym, patrzac na nieszczescie innych ludzi -
Czy można zmienić/naprawić swoje zycie?
bedzielepiej odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Kroki do wolności
ale mi sie wydaje ze przy moim nudnym trybie zycia dozyje setki a wszelka zmiana moze przyspieszyc zgon chociaz wiem, wiem, ze masz racje, moze nawet lepszy rok szczescia niz sto lat smutku -
Czy można zmienić/naprawić swoje zycie?
bedzielepiej odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Kroki do wolności
czekałam na motywujące historie no i się nie doczekałam... -
Chcialabym wyjść z marazmu, zacząć czerpać radość z życia, ale boje się, ze spotka mnie za to coś zlego i umrę...
-
Dziękuje Wam wszystkim za komentarze, dzięki nim jakoś się trzymam...
-
Jeszcze mi sie coś przypomniało. Terapeutka dzisiaj powiedziała coś w stylu "być może nie jest pani gotowa na psychoterapię, nie ten czas"no kurwa czyli na terapię trzeba być gotowym w jakiś sposób? sorry ale jakbym umiała się "przygotować" czy "dojrzeć" to nie szukałabym terapeuty. Zarzuciła mi, też że nie jestem odpowiedzialna- ale nie wyjasniła dlaczego. Jak na razie stwierdzilam, że sama sobie poradzę. i jeszcze z tym borderline- własnie ona mi je stwierdziła, na pierwszej (!) wizycie. Wcześniej miałam zdiagnozowaną tylko depresję. Mam wrażenie nawet, że ona już z góry sobie założyła że wszystko o mnie wie, i szła wedlug swojego pomysłu, wybierając z tego co mówiłam jakieś fragmenty które potwierdzały jej hipotezę. najbardziej mnie wnerwiało, kiedy mnie o coś pytała, a ja odpowiadałam, tak jak czułam, a ona na to "nie, ja nie o to panią pytałam", nie wiedziałam o co jej chodzi i to było męczące. I tak kilkanascie razy się zdarzyło. Nie wiem czy kiedykolwiek podejmę jeszcze jakąkolwiek terapię. Chyba nie moglabym już zaufać komuś po czymś takim. Skąd miałabym wiedziec czy mnie nie robią w ... To jest chamstwo, bo czlowiek zagubiony rozpaczliwie chłonie to co inni mówią, szukając ulgi uwierzy nawet w chorobę psychiczną, bo skoro ktoś mówi że mu to pomoże? Nie chce mi sie też szukać. Skoro jakoś zyłam bez tego przez lata, to dam sobie rade sama. Jak na razie nie potrzebuję i nie chce takich usług.
-
Inga_beta, wiesz ze masz rację. Przejrzałam dziennik psychoterapii, co pisałam po ostatniej terapii- nawet mogę wkleić: "Mój początek terapii schematów. Terapeutka zaczęła interpretację kwestionariusza, który miał ponad 200 pytań. Właściwie omówiłyśmy tylko dwa schematy. Te na które uzyskałam największą liczbę punktów. Są to schemat porzucenia i izolacja społeczna... Właściwie to rozczarowałam się. Bo wszystko szło znanym tempem. Nazwanie problemu i przyczyny. Wałkowane ze sto razy u wszystkich psychologów. Rozdrapywanie przeszłości, niekończący się płacz i zatapianie się w bezradności, a terapeuta tylko siedzi i słucha. Lawina złych wspomnień, a czas na terapii szybko mija. Więc kiedy uprzytomniłam sobie w którą stronę to znowu zmierza (znowu rozwalę się psychicznie i wyjdę z niczym) wnerwiłam się. Spytałam sie jak ma wyglądać ta cała terapia. Terapeutka odpowiedziała, że będziemy się zajmować na razie nazywaniem schematów i omawianiem. A kiedy przejdziemy do działania, kiedy będę w końcu wiedzieć jak mam sobie radzić, zapytalam. No jak omówimy wszystkie. Szybko oszacowałam w myślach i wyszło mi że w tym tempie nie skończymy do wakacji. Byłam naprawde niemiła dla niej ale czulam taką złość i rozgoryczenie, że kolejny psycholog ma mnie gdzieś i gra na zwłokę. Ona w pewnym momencie do mnie: A ja nie muszę z panią mieć tej terapii jak pani nie chce- i zrobiło mi sie naprawde przykro że zagrała w ten sposób. Potem jednak dodała, że może trochę zmodyfikujemy, że na następnym spotkaniu dokończymy omawianie reszty schematów(a jednak da się to zmieścić na jednym spotkaniu). Ale jakoś nie chce mi się już tam chodzić. Najgorsze jest to, ze poruszyłam rzeczy z którymi nie jestem sobie w stanie poradzić, bo to zbyt ciężkie żeby normalny człowiek sobie z tym poradził, a co dopiero dziecko, które się wychowało w takich warunkach. Czuję że tego się nigdy nie da naprawić, moja psychika jest zbyt silnie skrzywiona. Nie widzę wyjścia, poza śmiercią. Oczywiście nie mam zamiaru się zabijać ale jakby np rąbnąłby mnie jutro samochód, wybawiło by mnie to od życia w tym świecie, w którym jestem odmieńcem. Wiecie że nigdy nie czułam więzi z żadną grupą? Nigdy. Zawsze wyrzutek." Czyli jeszcze mi obiecala że zrobimy kolejne tematy, a wcale nic nie omówiła, pewnie jej sie nie chciało. ale najdziwniejsze jest to, że ta pani ma dobrą opinię (znalazłam na jakiejś stronie pozytywne opisy terapii u niej i dlatego chciałam tam chodzić) a teraz myślę że może sama je sobie wystawila. No i nie rozumiem. Wydaje mi się że wystarczająco zdefiniowałam cele już na początku terapii, po prostu wypisalam je na kartce i dałam. A ona dzisiaj do mnie, że nie wiem, czego chce...
-
Nie wiem sama co o tym myśleć, po tym co się stało. Muszę to przeanalizować, zapiszę wszystko jak to widziałam i jakie myśli przebiegały mi przez glowę. Proszę o jakieś uwagi, bo ja nie wiem serio, czemu to tak dziwnie wyszło. Pustka totalna. Nie chciało mi sie dzisiaj jechać na tą terapię- deszcz padał, koniec tygodnia, jestem przed okresem itd ale zmusiłam się. Na ostatniej sesji terapeutka zaczęla ze mną terapię schematów i myślałam że dzisiaj będziemy ją kontynuować. To było dwa tygodnie temu. Dzisiaj przychodzę, a ona "No, to co chciałaby pani mi powiedzieć". Poczułam jakis niepokój, wyczułam coś nieprzyjaznego w jej glosie, nie wiedziałam za bardzo do czego zmierza, ale coś tam zaczęlam mówić. Rozmowa się potoczyła dalej, mimo że mówiła do mnie jakimś innym głosem-zwykle uprzejma, a dziś jakby jakaś wkurwiona. W którymś momencie skomentowała to co mowilam kiwając głową : "i to jest właśnie ten rys osobowości borderline, pani nie jest żadnym fobikiem społecznym jak pani na poczatku się określiła, bla bla". Zdziwiłam się, bo po co mi takie coś mówila? przecież pogodziłam sie już z tym borderline i nie podważalam jej opinii. I to jeszcze powiedziała takim pelnym wyższości tonem. Mimo to, zaczęłam się jej zwierzać z jakichś problemów, dość wstydliwych. a ona "a czego pani ode mnie oczekuje, po co mi to pani mówi?" Ja na to pokornie że chcialabym wiedzieć jak sobie z tym radzić, bo to uciążliwe problemy, choć wiem że na zdrowy rozum głupkowate. W tym momencie mi przytaknęła, co mi się nie spodobało, bo uważam że jako terapeutka nie powinna uznawać czyichś problemów za głupie, nawet jeśli takie są. Zamiast tego "Tak, to są głupoty, jaki sens się w to zagłebiać?" Poczułam się wtedy żałosna i pożałowalam, że w ogóle jej się zwierzyłam. Ona spytala, czemu umilkłam, ja na to, że chciałabym zmienić temat. Ona na to: "A co pani proponuje. Odkąd z panią pracuję, to z mojej strony wyglada to tak, że jest pani całkowicie bierna. Zero przejmowania inicjatywy. Nie muszę z pania mieć tej terapii schematu, tylko chciałabym wiedziec czego pani w ogole chce". Odpowiedziałam, że na 1 spotkaniu dalam jej listę z conajmniej 20 rzeczami które uprzykrzają mi życie i chciałabym zmienić. "No i co ja powinnam na to zrobić. Ja nic nie mogę za panią zrobić, a pani nie wykazuje żadnej motywacji. Jak się pani nic nie chce, to mi tym bardziej nie. Jeśli przychodzi do mnie klientka to powinna określić cel, nad jakim chce pracować. Więc pytam się czego pani chce ode mnie.". Jak mi tak powiedziała, to poczułam pustkę w głowie. Zblokowałam się i wystraszyłam, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Czułam się jak w szkole, wywołana do tablicy. Totalna dezorientacja. Było mi też jakoś przykro, bo z jej słów wynikło, ze nie zależy jej na mnie jako na człowieku, tylko na klientce, która płaci kasę. W dodatku jeszcze wytknęła mi: "Postanowilam nie robić z panią terapii schematu, bo my nie musimy jej robić, jak pani ostatnio stwierdziła że tego nie chce." Sprostuję, że to nie tak, że nie chcialam robić tej terapii, tylko tydzień temu przeraziło mnie jej wolne tempo. Oraz to, że polegało tylko na tym, ze czytałam definicję schematu z książki, a następnie wygrzebywałam z przeszłości sytuacje pasujące do tego kiedy się tak zachowywałam i dlaczego. Gdybym chciała rozgrzebywać przeszłość, poszłabym na psychoanalizę, tutaj chciałam konkretnych rad, jak wyjść z bagna, jak budować poprawne relacje z innymi itd. Powiedziałam to na głos, a ona że: 'no to może pani coś zaproponuje, a ja sie ustosunkuję. No więc, czego pani chce?" Nie wiedziałam już nic, co jej mam odpowiadać, zmęczyłam się, płakałam, w którymś momencie powiedziałam: "wyjść stąd i już więcej nie wrócić', położyłam kase na stole i sobie wyszłam. Nic nie powiedziała, tylko przesadnie szerokim gestem otworzyła mi drzwi. Myślę teraz, że babka po prostu trafiła na żyłę złota: terapia by się pociągnęła w ślimaczym tempie przez jeszcze co najmniej 2 lata, a ja bym dalej ostro buliła. Dodam, że przez te dwa miesiące przez które do niej chodziłam, nie zauważyłam jakiejś poprawy, mimo że koszt jej usług wynosił dwa razy więcej niż prywatna wizyta u psychiatry. Myślę, że dobrze się stało, bo ona mnie nie rozumiała, nie czułam się dobrze w jej towarzystwie. nawet więcej: przychodząc do niej, bylam pelna nadziei i chętna do pracy, wychodząc czulam się jak rozdeptane gówno, poniżona. Moja motywacja malała wprost proporcjonalnie do kolejnych terapii. A jeśli nawet się zniechęciłam, stracilam zapał, to jako terapeuta powinna umieć motywować ludzi, a nie "jeśli się pani nie chce, to mi tym bardziej". Po chuj mi terapeuta, któremu też sie nic nie chce, a ma do mnie pretensje z tego powodu??? Z góry przepraszam, że tak niezgrabnie to napisalam, ale w glowie mam mętlik. To dla mnie jakaś parodia. Oczywiście na terapię nie mam zamiaru wracać, jestem zbyt zdemotywowana. W dodatku terapeutka sama to sobie wywróżyła: na pierwszej terapii jak zaczęła z tym borderline: "Ale wie pani, że dla takich osób to trudna terapia, często zrywaja kontakt z terapeutą, na pewno znajdzie pani we mnie coś, co się pani nie spodoba i chodzi o to, żeby nie zrywala pani wtedy relacji tylko wytrzymała...". czyli jak mi się nie spodoba, zauważę, że terapia mi nie pomaga, a terapeutka nie jest zaangażowana i nie umie pracować z trudnymi osobowościami, to ja mam dalej w tym tkwić i posłusznie chodzić na terapię, bo nie jestem zdolna do oceny sytuacji???
-
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)
bedzielepiej odpowiedział(a) na atrucha temat w Zaburzenia osobowości
JUŻ NIE MOGĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
bedzielepiej odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Chcesz umrzeć czy chcesz żeby Twoje życie zmieniło się na lepsze? Nie zmieni się na lepsze. jest tak samo dennie od wielu lat. Dobranoc. -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
bedzielepiej odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
chcę umrzeć -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
bedzielepiej odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Dzisiaj wpadłam w ten znienawidzony stan, kiedy rozpaczliwie czekałam aż ktoś mi coś napisze. cokolwiek. nikt się nie odezwał nie ma mnie wsrod żywych widocznie. cały dzień spędzilam sama ze sobą. nie umiem wyjść z tego stanu. to sie ciągnie już latami. Utonęłam. nie umiem wyjść. nie radzę sobie. chciałam dać ogłoszenie na jakimś sex forum by przez chwilę poczuć się potrzebną komukolwiek. Żałosne. nie zrobiłam tego. jeszcze. czasem mam takie myśli że nie wiem skąd się biorą, w stylu że może urodziłam się dziwką i tylko do tego się nadaje. nieważne. -
Jestem sama bo 1. mam za duże wymagania a nie chcę być z byle kim byleby kogoś mieć 2. na dłuższą metę męczy mnie bycie w związku, jak sobie przypomnę jaka wtedy byłam to: nieszczęśliwa, nie byłam sobą, a mężczyźni zawsze mnie idealizowali nie wiem czemu więc utrzymywanie takie pozornej idealności było męczące 3. uroda zawsze dzialająca na moją niekorzyść bo przyciągam tylko bogatych niedojrzałych palantów którzy widza we mnie atrakcyjny element wystroju wnętrza, najbardziej upokarzające słowa które usłyszalam z ust mężczyzny: gdybyś nie była taka ładna, to nie chciałbym z tobą być. i tak szybko sie mną nudzą i zostawiają mnie. więc zostaję samotnym, narcystycznym borderem.
-
Dość, mam już dość, nie umiem wyjść z tej sytuacji. Czuję się samotna i pusta... zaczęłam przeglądać pewne oferty... Czuję impuls żeby zrobić coś głupiego, powstrzymuję się bo wiem że jak otrzeźwieję to będę żałować, ale nie jest mi łatwo