Skocz do zawartości
Nerwica.com

renee.madison

Użytkownik
  • Postów

    575
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez renee.madison

  1. Masz taką dużą córkę Candy? Sama bym Ci dała z 21 A co to tematu, to zamieszkanie przed ślubem może zniszczyć miłość-tak samo jak zamieszkanie razem po nim. Zależy jaka ta miłość jest i jak się wyobraża wspólne życie. Jeśli ktoś zakłada, że wspólne życie to trzymanie się za ręce i patrzenie w gwiazdy, to faktycznie może się rozczarować widząc te brudne skarpety na środku pokoju czy nieopuszczoną deskę
  2. Gotowanie crystal meth To się rozumie (żeby już nie offtopować wysłałam prywatną)
  3. carmen.s, Myślę, że w tej materii jestem spisana na straty Zawsze będę nie dość dobra, zawsze będę myślała o tym, czy inna decyzja by coś zmieniła, ale tak jak mówisz, bagażu nie oszukasz. Wydaje mi się, że żadna terapia nie jest w stanie tego wyplewić. Chyba jesteśmy bardzo podobne, bo właśnie o to mi chodziło. Wszyscy mają tak zupełnie inny obraz mnie, że wielu z moich przyjaciół było w szoku, jak dowiedziało się o moim leczeniu. Kiedyś ktoś powiedział przed jakimś egzaminem "Ty to masz fajnie, w ogóle się nie stresujesz", zaśmiałam się w duchu (bo w końcu ma się te F41.0 w papierach ;p), ale przecież jestem mistrzem kreacji. Moim największym wrogiem, wydaje mi się, że jestem ja sama. Zawsze jak już siedzę przed terapeutą/lekarzem to pojawia się druga ja- radosna, śmiejąca się, żartująca, "o tak, świetnie się czuje!", a myślach się karcę- "zamknij się i powiedz jak jest naprawdę", ostatnio nawet spisałam sobie wszystkie 'złe rzeczy', o których wcześniej nie mówiłam, ale tak pozytywnie zaczęłam wizytę, że sama siebie chyba przekonałam, że tak jest świetnie. Są kolejki, ale przynajmniej nikt nie leci do lekarza z każdym głupstwem. Co do powrotu, to nie planuje wracać raczej. Dobrze mi tu, nie wyobrażam sobie siebie w Polsce. Właśnie rozglądałam się za takimi online, najlepiej jakby pierwsza sesja była na miejscu, w gabinecie, a później dałoby się prowadzić na odległość, ale wciąż jakoś nie przekonuje mnie ten system... No i wybór takiego terapeuty jest ograniczony. Ja jestem po dość niszowej filologii (slawistyce), więc tu raczej w zawodzie nie będę pracować :). Ale ciągle marze o pracy fotografa (w kraju zaczęłam studiować) i chyba chce to kontynuować. Myślę, że nic tak bardziej nie dołuje, jak robienie czegoś, co nas nie pociaga, dlatego idź na to, co faktycznie Cie kręci-bo później do końca życia będziesz żałować :) A o czymś konkretnie z tematyki biol-chem myślisz?
  4. carmen.s, moja samodzielność w sumie nie jest żadnym wyczynem, nie czuję się jeszcze na tyle pewnie, nadal nie uważam, żebym wzięła życie w swoje ręce. Też mam problem z samooceną, zaniżam swoje umiejętności, ale to niestety wyniosłam z domu. Jeśli miałabym Ci coś doradzić to znajdź w sobie siłę i motywację, żeby wynieść się z domu. Też uważałam, że nie jestem samodzielna i wróciłam na rok do domu i nie był to dobry pomysł. Wyjazd był w jakimś sensie wybawieniem dla mnie, no i szkołą życia, bo o wszystko trzeba zadbać samemu. Tego to chyba żadna terapia w cieplarnianych warunkach nie zdziała. Chyba dostosowuje się do otoczenia... No i to nie jest kwestia, że udaję kogoś innego, bo to nie to. Ja po prostu potrzebuje dużo czasu, żeby się otworzyć. Nie mam problemu w kontaktach z ludźmi, mam problem z postrzeganiem samej siebie i z nieadekwatnymi reakcjami na dane sytuacje. Co do terapii to byłam przygotowana na to, że pogorszy się podczas jej trwania, ale niestety dziś wiem, że forma terapii była niewłaściwa więc sporo kasy przepadło. No cóż, dzis jestem mądrzejsza Teraz mieszkam w Szwecji, jest odpowiednik NFZ (ale i tak za każdą godzinę terapii płaci się ok 100 zł), poza tym nie dałabym rady w terapii po szwedzku, niby mam prawo do tłumacza, ale to chyba jeszcze bardziej krępujące by było. A to studiowałaś wcześniej? W sumie całkiem perspektywiczna ścieżka. Chociaż jak Cię to nie kręci, to lepiej spróbować z czymś, co faktycznie może sprawiać radość. A co z innej paczki Cię pociąga, jakiś konkretny kierunek?
  5. Ja zawsze się bałam odpowiedzialności za własne decyzje i chociaż nie spodziewałam się nigdy, że będę potrafiła wziąć życie w swoje ręce, to w jakimś stopniu jednak sukces na tym polu odniosłam. Wyprowadziłam się z domu, pracuję, uczę się, ale taka bezcelowość mnie przytłacza. A czemu musiałaś po studiach wrócić do domu? I czemu jest on toksyczny dla Ciebie? Nie nadaję się na grupową, mam problem, żeby otworzyć się przed jedną osobą, a co dopiero grupą. Myślę, że jestem zbyt przebiegła (w tym złym znaczeniu) i kreowałabym inny obraz siebie i rzeczywistości. Jestem w tym dobra. Własnie dzięki temu, że mam kolejne zadania myślę o powrocie na terapię, mój lekarz ciągle mnie mobilizuje, ale jestem w takiej sytuacji, że za rzadko jestem w polsce, żeby zacząć tam, a tu znowu nie stać mnie na prywatną. Poza tym z dużym dystansem podchodzę do tematu, bo poprzednia mi zaszkodziła i teraz chcę znaleźć idealnego terapeutę, a takich pewnie niewielu. A jakie studia chcesz zacząć?
  6. carmen.s, wiem o czym mówisz, koniec studiów i powrót do domu zaostrzył u mnie wszystkie zaburzenia. Nie wiem czy przyczyną było bardziej to, że wróciłam do dość toksycznego środowiska, czy fakt, że nie umiem funkcjonować poza trybem "zadaniowym", gdy wiem co, kiedy i jak mam zrobić. Mniejsze przyczyny są, owszem, ale nie mogę jakoś ich wyeliminować. Żadne próby przepracowania tego na terapii nie przyniosły spektakularnych efektów. Szczerze mówiąc nie mam siły na terapie oparte na analizowaniu-to chyba bardziej mi szkodzi, bo i tak moje myśli krążą wokół "przeżywania w głowie wszystkich sytuacji", nie mówiąc już o rozważaniach ontologicznych. Zawsze dochodzę do wniosku, że nasze życie to jakaś marna sekunda w kontekście wszechświata, kosmosu i każdego dnia napawa mnie to jakimś ogromnym, niesprecyzowanym przerażeniem...
  7. DwaGuziki, znam tę blokadę. Przed sesją czy wizytą u lekarza w głowie miałam wszystko poukładane, co chcę powiedzieć, a później blokada. Może spróbuj spisać na kartce i dać terapeucie? carmen.s, a coś konkretnego u Ciebie wywołuje ten stan? Najgorsze w moim przypadku jest to, że nie umiem zlokalizować przyczyny (może nie ma jakiejś jednej konkretnej), nie mogę tym samym jej wyeliminować. Czasem myślę, że doszłam do ściany i każdy krok będzie złym wyjściem.
  8. DwaGuziki, a czemu miałabyś dać dupy na terapii? Mi jest dziś źle, doszłam do momentu, w którym nie wiem co dalej. Na dodatek nie mogę znaleźć odpowiadającego mi terapeuty i chyba zbyt wielkie nadzieje pokładam w terapii.
  9. Dark Passenger, niestety myślę, że aneczkaaaa jest już w takim punkcie, w którym nie ma przebłysków trzeźwego myślenia, przejrzałam jej posty i jak na początku miała jeszcze jakieś wątpliwości to teraz weszła w fazę "wy macie szczęście, a ja umieram" (znam z autopsji). Mam nadzieję, że się mylę, ale jeśli ktoś szybko nie zmusi jej do wizyty u psychiatry- i nie przekona jej do brania leków to skończyć się to może w najlepszym wypadku na oddziale.
  10. Dokładnie! aneczkaaaa, chociaż staram się nie zaglądać do tego wątku (z uwagi na własną równowagę psychiczną ) to aż muszę napisać, bo bardzo mi Ciebie szkoda-idź do psychiatry. Wiem jak to jest-sama byłam w fazie urojeniowej i nie wierzyłam nikomu. Gdyby nie leki pewnie już bym tu nie pisała (bo po co przedłużać życie jak i tak zaraz umrę). Nie wierzyłam w powrót krytycyzmu (dla świętego spokoju mojego partnera brałam leki), ale i on wrócił. Dziś nie umiem pojąć jak mogłam podporządkować kilka miesięcy życia wyimaginowanej chorobie i płakać błagając lekarza o kolejne TK (nie wspominając o porządkowaniu spraw przed rzekomą śmiercią). Mimo wszystko uważam, że pisanie aneczceee, że pier.oli jest przegięciem- chcecie nią potrząsnąć, ale to i tak nie ma sensu-ona wierzy tylko sobie. Jedynie ktoś z jej otoczenia (mąż, rodzice?) może zaciągnąć ją do lekarza...
  11. dream*, zastanów się dobrze czy naprawdę chcesz się pakować do szpitala. To dość specyficzne miejsce, które czasem może bardziej zaszkodzić niż pomóc (wiem coś o tym). Wyczerpałaś już wszystkie możliwości "na wolności"? Chodzisz na jakąś terapię? Z tego co kojarzę chyba wychodziłaś na prostą?
  12. szeregowiec_ryan, nie obrażaj się, essprit ma sporo racji. Niestety, leczenie psychiatryczne jest długie i żmudne, nie wystarczy łykać tabletek i wszystko się zmieni. Ludzie mają jakieś mityczne wyobrażenie na temat leków. Myślę, że Twoje problemy siedzą głębiej i obawiam się, że w Twoim przypadku, nawet jeśli skombinujesz jakoś leki, to możesz się mocno rozczarować, a ich działanie wcale nie będzie takie spektakularne jakiego oczekujesz... Mimo wszystko życzę powodzenia i wyjścia na prostą :)
  13. Ja w najgorszych momentach nie myślałam o tym co będzie jutro-zupełnie mnie to nie obchodziło, najchętniej nie obudziłabym się wcale- skoro jest coś na czym Ci zależy (kariera w wojsku) to jest to naprawdę dobry punkt zaczepienia i tego się trzymaj! Co do załatwiania leków na własną rękę, to nie polecam jednak. Nie, żebym potępiała samą chęć, ale po prostu niewiele osób trafiło za pierwszym razem w swój lek (niektórzy od lat zmieniają dawki, kombinacje itp.). Rozumiem niektórych na forum, którzy po latach nieskutecznego leczenia kombinują na własną rękę, albo sami proszą lekarza o konkretny lek-ale tu mamy do czynienia z wyjadaczami o ogromnej wiedzy i świadomości. Rozpoczynanie przygody z antydepresantami samemu nie wydaje mi się jednak dobrym pomysłem. Jeśli pisanie tu Ci pomaga to nie krępuj się :) Mi np. bardzo pomaga sama świadomość, że ciągle ktoś tu jest, lubię możliwość dialogu z ludźmi, którzy nie oceniają i nie patrzą z góry. Chociaż nie ukrywam choroby przed najbliższymi to jednak nie ma co ukrywać-tu są ludzie tak samo doświadczeni, poza tym ile można jęczeć ludziom w realnym życiu :)
  14. szeregowiec_ryan, wydaje mi się, że jeszcze nie jest z Tobą tak źle, skoro stawiasz karierę nad tym, jak się czujesz. To nie jest żadna złośliwość, po prostu stwierdzam fakt- gdyby Twój stan był kiepski nawet byś nie myślał o tym jakie konsekwencje może mieć ewentualne leczenie :) W sumie powinno Cię to pocieszyć. Ja na Twoim miejscu poszłabym do psychoterapeuty (psychoterapeuty lub psychologa klinicznego, nie samego psychologa)-jeśli pójdziesz prywatnie-taka wizyta nie zostawi żadnych śladów w papierach, jeśli się tego obawiasz. Wiem, że nie widzisz siebie na terapii i bierzesz pod uwagę tylko farmakologię, ale niestety, biorąc leki musisz się liczyć z tym, że będzie to gdzieś odnotowane (nie wiem jak się ma do tego tajemnica lekarska i jak to wygląda odnośnie rekrutacji do wojska). Nie namawiam Cię na terapię, ale jeśli pójdziesz do psychologa klinicznego-on będzie w stanie stwierdzić czy nadajesz się w ogóle do psychiatry. Będziesz wiedział więcej niż teraz, a Twoja ewentualna kariera wojskowa nie ucierpi:)
  15. idle, ja wytrzymałam 7 lat, później miałam małe potknięcie, ale wzięłam się w garść i od kilku lat jestem "czysta"(z małymi wpadkami po drodze) :) Zgadzam się z dziewczynami- nie przekreślaj tego czasu i tego całego wysilku. Nadal możesz mieć nad tym kontrolę!
  16. Co masz na myśli mówiąc długofalowy plan terapii? Napisałeś, że nie wierzysz w terapię... Myślę, że trochę przeceniasz instytucję psychiatry, niestety realia są takie jakie są - jak trafisz na lepszego lekarza to i pogada z Tobą dłużej, a tak to rach ciach recepta i do zobaczenia za 2,3 miesiące :)
  17. Ja uwielbiam pracować z modelkami i generalnie z ludźmi, nie ma nic fajniejszego! A wracając do tematu szkoły foto, to jedyne co ze swoich wyniosłam to kilka trików odnośnie fotografii reklamowej i produktów (jak kreatywnie fotografować owoce i parujące jedzenie), ale w sumie i tak mi się to nie przydało i raczej nie przyda Zbieram siły, żeby w końcu dokształcić się w jednej wąskiej dziedzinie (moda), no ale też najpierw głowe trzeba wyleczyć
  18. 1,5 roku brałeś paro, mimo, że nie pomagało? Nie rozmawiałeś z lekarzem o zmianie leku, dołożeniu czegoś? Niektórzy latami dobierają odpowiedni dla siebie lek, to niestety często jest loteria, który lek jak zareaguje w naszym przypadku. I zero poprawy na orivenie? A terapie w jakim nurcie były? Wyszłam to pewnie za duże słowo, ale na dzień dzisiejszy czuję się dobrze. Od 5 lat leczę się (nerwica, depresja, zab. osobowosci), miałam 2 letnią remisję i rok temu znów wszystko się zaczęło od nowa więc pewnie ciężko z tego wyjść...niestety.... Ale z napadów lękowych wyszłam (odpukać!!!), mój lekarz świetnie dobrał mi leki. Mimo, że początkowo nie było idealnie to bardzo jestem wdzięczna mojej pani doktor, że była odporna na sugestie dotyczące zmiany leków. Dopiero maksymalna dawka i dodatek miansy mnie uwolnił od napadów lęku i co ważniejsze dla mnie -NN (napady paniki to nic w porównaniu z natrętnymi myślami). Póki co nie nastawiam się na nic, wiem, że organizm może przyzwyczaić się do sertraliny i może przestać działać- cieszę się chwilą obecną i próbuje zorganizować sobie terapię (mimo, że jedna za mną) póki jeszcze mam dużo energii :)
  19. Suicide_silence, bierzesz jakieś leki? Próbowałeś terapii? Tak jak pisze barbieturan-dobrze, że masz cel. Pewnie ciężko teraz myśleć pozytywnie, ale poddanie się, to najgorsze co możesz zrobić. Rzucenie studiów dałoby tylko chwilowe uczucie ulgi, a później będzie gorzej. Ja póki miałam cel-studia-jakoś dawałam radę (no i leki+terapia), a po nich czarna dziura. Ty masz ataki paniki pół h dziennie, ja miałam ataki co 30 min przez kilka miesięcy (zanim znów zdecydowałam się na wizytę u psychiatry). Wpadłam w błędne koło: siedziałam rok w domu, bo tak źle się czułam-tak źle się czułam, bo siedziałam w domu.
  20. na_leśnik, warto patrzeć na allegro-ja dawno, dawno temu wyczaiłam aukcję faceta, który pozbywał się całego wyposażenia ciemni za 600 zł i jeszcze powiększalnik opemus 6, a nie wszędobylski krokus. barbieturan, piwnica nada się na pewno, ja na studiach wywoływałam w pokoju (kupiłam czarny brystol i na czas wołania zaklejałam okna), co do wywoływania kliszy, to ja teraz już się nie pieprzę z koreksem-oddaje do wypróbowanego labu (raz niestety przez swoje niedopatrzenie straciłam całą kliszę).
  21. na_leśnik, trochę dostałam od znajomego, którego ojciec był fotografem w latach 80 i zalegały w piwnicy. Ponad 200 sztuk (różnych formatów, firm- większość fotonu i orwo) kupiłam na allegro za jakieś śmieszne pieniądze (ktoś znalazł na strychu po ojcu i wyprzedawał) :)
  22. barbieturan, wrzucę wrzucę-muszę pogrzebać w dysku:) o tak, tak Bergman to zdecydowanie moje klimaty, Twoje też?
  23. EmInQu, widzę, że interesują nas podobne rzeczy zawsze pociągała mnie dziwność w fotografii i kryminalne historie- pewnie to dlatego jestem walnięta
  24. na_leśnik, Twoje prace znałam-ale wciąż trzymasz wysoki poziom hooain, bardzo mi się podobają- to skan z odbitki czy negatywu? barbieturan, trzecie mi się bardzo podoba, ja jestem fetyszystką pustki, nie przepadam za bałaganem w kadrze-a to bardzo fajne, czyste zdjęcie :) i o czym myślisz mówiąc "na poważnie się zająć"? Jakieś studia czy cuś? A to bardzo stare, z okresu fascynacji surrealistycznymi kolażami, zazwyczaj wołam na przeterminowanych (o jakieś 20 lat ) papierach i takie stare wychodzą :)
×