Skocz do zawartości
Nerwica.com

refren

Użytkownik
  • Postów

    3 901
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez refren

  1. Ok, to teraz mogę wiedzieć o co Ci chodzi. Jednak w takim razie zło co najmniej czasami jest dobre. Na przykład jeśli przechodzę na czerwonym świetle, to niszczę swoją godność. Ale są takie miejsca, gdzie bez sensu byłoby czekać. Zwłaszcza jeśli idę z mamą i mam uważa, że czekanie w danym miejscu jest bez sensu i chce przejsć.  Jeśli stoisz na czerwonym świetle, chociaż nic kompletnie nie jedzie, czyli nie ma żadnego zagrożenia, policji nikt nigdy tu nie widział i nie chce Ci się czekać, tylko dlatego, że taki jest przepis, to nie naruszasz swojej godności? Ślepe posłuszeństwo czemuś, co nie jest tego warte, też narusza godność człowieka. Tak rodzą się ustroje totalitarne, gdy spora część społeczeństwa jest ślepo posłuszna.
  2. nvm, co do Dekalogu i grzechów, nie zrobię Ci wykładu, jak go rozumieć i co podpada pod bycie grzechem, a co nie, nie czuję się do tego ani uprawniona ani przygotowana merytorycznie, w dodatku na pewno już się ktoś tym tematem kiedyś zajął
  3. nvm, dużo wątków poruszasz, nie nadążam, w dodatku niespecjalnie się łapię w funkcjach pisania postów na nowym forum, co mnie wkurza i męczy. (Na przykład ta czcionka) Myślałam, że istnienie zła jest zbyt oczywistą rzeczą, aby to udowadniać. Miliony osób zagazowanych, obozy koncentracyjne, sadyzm, tortury - przy takich osiągnięciach ludzkości nie wpadłam na to, że można uważać zło za coś wymyślonego/subiektywnego. Egoizm, uleganie nałogom, krzywdzenie najbliższych ludzi, chęć by innym zaszkodzić, zazdrość, złośliwość, poniżanie innych - można by długo wymieniać dowody na to, że kondycja każdego z nas nie jest za dobra. Zło jest działaniem skierowanym na niszczenie godności człowieka, czyjejś lub własnej. Jest przekroczeniem obiektywnego, moralnego porządku, który został dany przez Boga, ale jest dostępny również w poznaniu rozumowym dla każdego niezależnie od wiary. No niestety znamy wiele przykładów np. diabolicznych sadystów. Całkowita destrukcja to skrajny przypadek, ostateczne rozdzielenie się z dobrem może nastąpić dopiero po śmierci. Dopóki człowiek żyje, to sam fakt chociażby jego życia jest dobrem i nie byłoby to możliwe bez woli Boga. Neurotyczne poczucie winy, to poczucie winy bez chęci naprawienia winy/bycia lepszym/wybaczenia sobie, jeśli nie da się już niczego naprawić. Jeśli ktoś nie uważa w swoim przekonaniu, że popełnił zło, ale czuje taką presję z powodu czegoś zewnętrznego, to takie poczucie winy jest neurotyczne, bo nie prowadzi do przemiany ku dobru. A kto powiedział, że trzeba? Z pewnością to rozróżnienie czemuś służy, jeśli się dobrze z niego korzysta. Spowiadać się należy z tego, co uważamy za zło. Jeśli nie żałujesz jakiegoś grzechu, to spowiadanie się z niego nic nie wnosi. Spowiedź to nie jest magiczny rytuał, mający chronić przed piekłem, nie chodzi o to, żeby wypowiedzieć jakiś grzech, ale żeby go potępić w sobie. Z lekkich grzechów też się można spowiadać. Nie wpadłabym na to, że codziennie popełniamy tysiące grzechów, może tak jest, ale nasza świadomość i tak jest w stanie wyłapać tylko niektóre, zwykle te, które się popełnia notorycznie i ma się ich dość. Spowiedź to wytyczenie sobie kierunku pracy nad sobą, a do tego nie trzeba rozróżniać grzechów lekkich i ciężkich. Ale jeśli to rozróżnienie w czymś pomaga, to czemu nie korzystać. KKK 1058 " Bóg nie przeznacza nikogo do piekła (Por. Synod w Orange II: DS 397; Sobór Trydencki: DS 1567); dokonuje się to przez dobrowolne odwrócenie się od Boga (grzech śmiertelny) i trwanie w nim aż do końca życia." Pytanie czym jest dobrowolność i trwanie. Jeśli ktoś na przykład żyje w związku niesakramentalnym, bo nie może już zawrzeć ślubu, to pytanie, czy jest to w pełni dobrowolne. Bo może chciałby żyć w małżeństwie, ale nie może wziąć ślubu, przynajmniej z osobą, z którą jest związany - a więzi np. emocjonalne, rodzinne w pewnym stopniu też mogą odbierać wolność. Trwanie z kolei można rozumieć, jako brak spowiedzi, ale jest to bardzo formalistyczne. Trwanie jest raczej niezdolnością do żalu za dany grzech, niezdolnością do przyznania Bogu racji. Dla mnie to sytuacja, kiedy człowiek z powodu przywiązania do zła woli odrzucić Boga niż przyznać mu rację, bo nie potrafi potępić swoich ciężkich win. W chwili śmierci dusza ludzka otrzymuje od Boga wiele łask, ja wierzę, że każdy spotyka miłosiernego Jezusa, który rozkrusza człowieka miłością i rozświetla jego sumienie. Jeśli ktoś np. żałuje za jakiś grzech, ale nie zdążył się wyspowiadać, umiera nagle, to ma być potępiony? I czy Bóg czeka na moment, kiedy człowiek będzie żył źle, aby go wtedy właśnie zabrać, czy raczej daje mu czas na nawrócenie się? Byłeś dzieckiem. Dzieci rozumieją swoje czyny, ale nie zawsze tak dobrze, jak dorośli, mają mniejszą zdolność do odróżniania np. swoich fantazji od realności (naturalność kłamania, które nie jest kłamaniem) i mniejszą zdolność rozróżniania tego, co znalezione, otrzymane od zabranego komuś lub skądś. Dziecko niczego nie kupuje, wszystko dostaje od dorosłych, albo zbiera jakieś kasztany, kamyki więc łatwo ulega pokusie, żeby zabrać coś, co mu się podoba. Ja ukradłam dzwoneczek z harcówki i drewniane kółka od rolet mojej cioci. Bo fajne były. Potem się przestraszyłam i podrzuciłam je z powrotem.
  4. Człowiek jest zdolny do zła, miewa pokusy i może dojść do etapu całkowitej destrukcji dobra w sobie. Wypieranie tej prawdy prowadzi do upadku, wstydu i braku kontroli. Człowiek, który uwierzył, że zło nie istnieje, ma neurotyczne poczucie winy, bo obwinia siebie za to poczucie winy, jednocześnie może mieć obrzydzenie do siebie za to, co robi. Bóg przywraca człowiekowi godność i pokazuje drogę poprawy. Drobiazgowa i skomplikowana analiza wynika raczej z Twojej specyfiki, problemem może też być brak wiedzy (słaba edukacja religijna). To czy spowiedź będzie dobra, nie zależy od dokładności, odpowiedniej klasyfikacji grzechów i ich analizy. Ważna jest szczerość, zaufanie do Boga, wiara w odpuszczenie grzechów, chęć poprawy. Podział na grzechy ciężkie i lekkie jest jakąś wskazówką, aby ludzie np. wiedzieli, że mimo popełnienia drobnych grzechów mogą przystępować do Komunii Św, myślę też, że może pomóc skrupulantom nie wyolbrzymiać pewnych rzeczy. Ale nikt nie ma obowiązku rozróżniać tych grzechów i nie jest to konieczne, można żyć i być katolikiem bez zastanawiania się, który grzech ma jaką kategorię, bo niezależnie od tego, jaką ma, z jednej strony i tak musimy się z niego nawracać (z lekkich grzechów też), z drugiej strony i tak będziemy popełniać grzechy i tak. Rachunek sumienia jest po to, żeby zobaczyć w czym nasze życie wymaga poprawy i można go robić dość intuicyjnie. Każdy jest sądzony ze swojego własnego sumienia. Gotowe rachunki sumienia są pomocą, z której można korzystać, ale nie trzeba, z pewnością nie mają być narzędziem tortur. Ja od lat nie korzystam. Słabość, posiadanie problemów, nieumiejętność radzenia sobie z lękiem, obsesyjnymi myślami, to wszystko jest z pewnością utrapieniem, ale nie jest to grzech, nie jest to świadome odstępowanie od zasad moralnych, bo nie dotyczy to stricte materii moralnej i nie masz nad tym kontroli. Równie dobrze możesz powiedzieć, że grzechem jest jakieś nieskuteczne działanie, chorowanie na grypę, zły nastrój, drugie miejsce w zawodach (zamiast pierwszego). Tylko że nie jest. A kto tak straszy? Pójście do piekła jest efektem ostatecznego odrzucenia Boga, a nie pojedynczych myśli/pokus. Moralne podejście do fantazji erotycznych jest ciężkie. Są one wpisane w naszą naturę, dają przyjemność i myśl, że może są niedozwolone, wiąże się z dużym poczuciem straty/zagrożenia, które często uniemożliwia wyczucie, gdzie zaczyna się zło, bo buntujemy się, że w ogóle może być w tym zło. Każdy intuicyjnie czuje, że seksualność jest zdrowa, naturalna i potrzebna, więc przypisywanie jej zła wydaje się absurdem i krzywdą. Bo tu jest dwoistość, że ta sama funkcja w człowieku może pełnić dobrą i złą rolę. Często też przeceniamy swoją sprawczość w tym zakresie, bo fantazje są czymś twórczym, więc wydaje się, że to nasza niezależna aktywność, a możemy płynąć tylko na pobudzeniu z popędu. Dlatego moim zdaniem nie ma sensu tego drążyć, jeśli ktoś przeżywa konflikty wewnętrzne czy lęki na tle grzechu. Zbyt wrażliwa materia. A nie jest tak, że wszystko jest tu złem.
  5. "Nawet jednak przy uznaniu, że ogólnie rzeczy biorąc do kościoła trzeba chodzić, to i tak jest sporo niuansów, wypunktowanych chociażby tutaj: http://www.katolik.pl/niedzielna-msza-swieta-a-grzech-smiertelny,234,416,cz.html " Ciekawe, trochę mnie to demoralizuje
  6. Kurcze, nie mam, ale nieraz to słyszałam. Należy znaleźć stałego spowiednika, a nie gorliwą katoliczkę. Spowiedź służy odwrotnemu celowi, żeby nie wracać do przeszłości, tylko zacząć nowe życie, bo Bóg Ci przebacza grzechy. Nie musisz ich rozpamiętywać. Z terapią jest ten problem, że może ona (choć nie musi) między wierszami podważać rolę sumienia i pojęcie dobra i zła w ogóle. Z punktu widzenia psychologii człowiek ma odczuwać komfort, co zwykle oznacza rezygnację z wysokich wymagań moralnych i dostosowanie się do panującego relatywizmu. Z punktu widzenia religii człowiek ma być uzdrowiony przez stanięcie w prawdzie, zobaczenie swojej grzesznej natury i tego, że potrzebuje do uleczenia miłości Boga. Ale nie ma to służyć zadręczaniu się. Jak powiedział pewien ksiądz, grzech nie jest wart tego, aby się na nim koncentrować. Sensem życia jest dążenie do dobra. Jest to w tym momencie najbardziej destrukcyjna siła w Twoim życiu, która sprawia Ci cierpienie i powoduje zło, ale nie jest to przez Ciebie zawinione. Więc rób rachunek sumienia według samego Dekalogu, bez "gmatwaniny". W tym momencie nie masz wystarczającej elastyczności i przestrzeni wolności, więc zasady odbierasz jako zagrożenie i musisz poluzować. Ogólnie jednak człowiek potrzebuje pewnych zasad dla zdrowia i dobrego życia, niekatolicy, ateiści też mają jakieś zasady moralne i życiowe. To nie zasady są złe, tylko Twoje lękowe do nich podejście.
  7. Słyszałam, że skrupulant powinien interpretować wątpliwości na swoją korzyść. Ksiądz to nie są wyśmiewający rówieśnicy. Księża wiele słyszeli i wiele są w stanie zrozumieć. Po to jest m.in spowiedź, aby do każdego można było podejść indywidualnie. Spowiednik jest po to, żeby Ci pomóc. Wierzę też, że w spowiedzi działa Duch Św, gdyby tak nie było, to po co się spowiadać? Z drugiej strony rozumiem. Nie mogę się wypowiadać na temat czyjegoś sumienia i to w ciemno, ale sama się spowiadam z tego, o czym wiem, że jest grzechem czyli złem. Żeby czegoś żałować i chcieć poprawy, to trzeba rozumieć, że coś jest złe. Nie można się spowiadać z cudzego przekonania, tylko z własnego. Z tym że są grzechy ciężkie, oczywiste, dotyczą Dekalogu. Nie można ich sobie pomijać. Jak ktoś się zasadniczo nie zgadza z nauką Kościoła, to nie ma chyba sensu, żeby się spowiadał. Ale wątpliwości dotyczą zwykle niuansów. Bo jeśli ktoś nie był np. w niedzielę w kościele, to raczej nie ma wątpliwości, czy jednak trochę go nie było.
  8. Owszem. Wyjątkowo słuszna uwaga, jak na Ciebie.
  9. Jak mówi, że kocha, to może jednak kocha? Wygląda bardziej na Twoją interpretację w związku z rozchwianym poczuciem własnej wartości. Jesteś mężem, ojcem dzieci swojej kobiety, myślisz, że wyszłaby za śmiecia i z nim żyła? Nie sądzę, nawet dla dzieci się tego nie robi, bo lepiej dla dzieci nie mieć ojca niż mieć śmiecia. Skoro chce, żeby dzieci się z Tobą wychowywały, to masz dla niej wartość. Uwierz, że zasługujesz na miłość, jak każdy. Zacznij! Uczucia w Tobie wybuchnęły dopiero pod wpływem zazdrości. Więc może dobrze, że się przytrafiła.
  10. To nie jest racjonalna teoria, nie ma tu związku przyczynowo-skutkowego, więc nie da się racjonalnie stwierdzić czy to prawda czy nie i też nic to nie wnosi do rozumienia problemu. Na gruncie duchowym nie wszystko jest racjonalne, może są związki między zjawiskami, o których nie wiemy, ale co by miała komuś dać taka wiedza? Bo jeśli mamy wiedzę nieracjonalną, czyli sami nie możemy jej wymyślić, to musi być w jakiś sposób przekazana od Boga. Czy jeśli ktoś sobie przypomni zatajony grzech i go wyzna, to mu przejdą natręctwa? Czy ten ktoś, kto głosi tę teorię, ma takie obserwacje? Czy kogoś ta "wiedza" uzdrowiła? Nie sądzę. Jeśli Bóg nam daje jakąś wiedzę, to zawsze się z nią łączy nadzieja. A tu widzę tylko zamordyzm. W dodatku "zatajenie" jest czymś świadomym, ktoś musiałby celowo nie wyznać jakiegoś grzechu. Skrupulant to osoba pobożna, która się bardzo przejmuje odpowiedzialnością przed Bogiem, więc małe szanse, że akurat tacy ludzie coś zatajają. Jeśli ktoś nie pamięta, że coś zataił, to nie zataił, bo jakby to zrobił świadomie, to by pamiętał, więc nie powinien się w ogóle przejmować tą teorią, ale zapewne właśnie skrupulant zacznie mieć natrętne wątpliwości, czy czegoś nie zataił. Więc wg. mnie to bardzo destrukcyjna teoria. Owszem, takie twierdzenie może wykończyć niejednego skrupulanta. Skrupulant może mieć np. obsesję, czy wyznał wszystkie grzechy na spowiedzi, posuwa swoje wątpliwości do absurdu, a tu słyszy, że skrupuły wynikają właśnie z tego, że coś zataił. I może się człowiek wykończyć. "Moim zdaniem takie głupie gadanie właśnie nakręca skrupulactwo, a ów "J" jest po prostu "złym" człowiekiem, który jest zatwardziały, lubi się wywyższać i wykorzystywać swoją władzę do gnębienia osób, które przychodzą do niego z pytaniami i z prośbą o pomoc." Moim zdaniem nie ma świadomości, czym są natręctwa i wiedzy psychologicznej. Myśli, że działa słusznie, a szkodzi. To nie Kościół wpędza ludzi w skrupulanctwo i nerwicę. Jeśli ktoś na takie problemy szuka pomocy w Kościele, to ma szansę trafić na bardzo profesjonalną pomoc, choć zdarzają się też ludzie, którzy nie rozumieją natury natręctw, ogólnie jednak Kościół jako instytucja uznaje ten problem i jeśli pogadasz z mądrym księdzem, to się przekonasz, że Kościół ma do tego racjonalne podejście i uważa niepotrzebne cierpienie psychiczne za zło, oraz widzi przesadę u skrupulantów i to, że wypaczają treści wiary. Nerwica bierze się z indywidualnych skłonności, wychowania, problemów emocjonalnych. Treści religijne mogą być wodą na młyn dla nerwicy, ale ktoś, kto ją ma, wypacza przesłanie wiary, wybiera sobie np. treści tylko negatywne i wyolbrzymia je albo źle rozumie to co słyszy lub wybiera jakieś radykalne treści z odmętów internetu, które są czyimś prywatnym poglądem, a nie nauką Kościoła. Jeśli ktoś ma brak równowagi emocjonalnej, ma przewagę reakcji lękowej, to w jego podejściu do wiary też będzie brak równowagi. Wiara ma wiele aspektów, jest w niej radość, nadzieja, akceptacja, uwielbienie, zaufanie, a także przesłanie o grzechu i karze. Jeśli ktoś bierze dla siebie tylko to ostatnie, to nie ma osłony, czegoś co by równoważyło to przesłanie (np. wiary w Boże miłosierdzie) i jest to dla niego destrukcyjne.
  11. refren

    Meta-wątpliwości

    Możemy na Twoim przypadku prześledzić, jak świetnie mieć taki cel i jakie to budujące. Dążyć można do rzeczy pozytywnych, uniknięcie zła nie jest celem życia, celem życia jest dobro. Jeśli jedziesz do Warszawy, to dlatego, że chcesz się tam dostać, a nie dlatego, żeby tylko nie trafić do Krakowa. Bóg jest miłością, czy jakoś tak Utożsamiasz chyba religię z fanatyzmem albo sekciarstwem, to zawężające.
  12. refren

    Meta-wątpliwości

    A poza tym jak można się kierować wątpliwościami? I jak można żyć, ciągle tylko myśląc? Myśli nie tworzą rzeczywistości, tylko działanie tworzy. Choćbyś nie wiem ile myślał, ciągle jesteś w tym samym miejscu, zewnętrznie nic się nie zmieni.
  13. refren

    Meta-wątpliwości

    Wydaje mi się, że charakterystyczne dla ludzi z nerwicą jest myślenie o natręctwach w kategoriach prawda/fałsz. Tymczasem to co odróżnia normalne myśli od natręctw jest to, że natręctwa są destrukcyjne dla danej osoby, bo stoi za nimi lęk. Często natręctwa to myśli absurdalne, fałszywe sądy (np. "jestem pedofilem") i zebranie dowodów na ich fałszywość może pomaga. Ale czasem natręctwa to wątpliwości, których treść mogłaby mieć dla kogoś innego czy tej samej osoby w innym czasie jakiś sens, a problem polega w tym, że pojawiają się one w sposób przymusowy, lękowy, zabierają za dużo czasu i z powodu lęku są niemożliwe do rozstrzygnięcia albo zagrażają autentyczności danej osoby. Nie jest w danym momencie taka wątpliwość problemem do rozwiązania, tylko batem lęku, którym się w kółko okładamy. Dlatego trzeba ją odłożyć, by wrócić do wolności, a więc nie działać pod wpływem lęku i przymusu. "A co jeśli niesłusznie coś określam jako OCD?" No właśnie, co? To tylko diagnoza, jakiś model myślenia o rzeczywistości psychicznej. Ale nikogo celowo nie oszukujesz, musiałbyś być pewien, że nie masz OCD, a nie jesteś. Tylko nie rozumiem co Ci ta kwestia robi, obojętnie jak nazwiesz swój stan, jest coś, co sprawia Ci problem, męczy Cię i nie jest od Ciebie zależne, więc nie ma co się zamęczać myślą, że może Ci się tylko zdaje. "A co jeśli to, co psychologia nazywa zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi (nerwicą natręctw) to jest tak naprawdę coś, czym powinniśmy się kierować? Czyli co jeśli świecka psychologia się myli, a właściwa droga wiedzie jedynie np. przez jakieś sekciarstwo religijne?" To co nazywamy zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi jest lękiem, a lękiem nie można się kierować w życiu, bo jest destrukcyjny. Należy się kierować pozytywnymi wartościami, ale nawet jeśli coś jest obiektywnie wartością, to dla nas w jakimś momencie może nie być możliwe przeżywać tego w sposób pozytywny, więc nie jesteśmy w stanie się tym kierować. Psychologia może się jednocześnie "mylić" i "mówić prawdę", życie jest złożone. Psychologia wychwytuje zaburzenia, to co neurotyczne i przeszkadza naszemu rozwojowi, ale niekoniecznie ma receptę na to, żeby życie nabrało sensu, żeby się rozwijać i niekoniecznie podaje pozytywne wartości, trzeba je znaleźć samemu. Najlepiej wyznaczyć psychologii właściwe miejsce w swoim życiu. Dla wielu ludzi jest nową religią, to pomyłka. PS. Nie ograniczałabym religii do "sekciarstwa".
  14. To ciekawe, zajrzałam w ten wątek i widzę, że wiele osób rispolept usypia i zamula, u mnie efekt był zupełnie inny, najpierw kosmiczne ataki lęku, potem niepokój ruchowy (kompletna niemożność siedzenia w miejscu, nie mówiąc o leżeniu), czułam się jak na krześle elektrycznym i biegałam w kółko przez cały czas, kiedy nie spałam (po mocnych nasennych). Widać każdy reaguje inaczej, ale kojarzę z tego forum jeszcze kilka osób z akatyzją po rispolepcie, więc na wszelki wypadek uprzedzam: jeśli ktoś poczuje takie objawy, to lepiej od razu odstawiać, bo skutki mogą być katastrofalne, łącznie z silnymi tendencjami samobójczymi. Jeśli chodzi o natrętne myśli, to u mnie rispolept je zmiótł, tylko że za duże koszty, bo miałam jeszcze gorsze problemy. Ale jak widać nie każdy ma takie reakcje, zależy od układu nerwowego, tylko wolę ostrzec, żeby, jeśli się dzieje coś złego, nie ciągnąć tego leku. Można akatyzję źle zinterpretować, jako objawy choroby i dalej brać ten lek, ja sama nie byłam wystarczająco świadoma po pierwszym razie, że to skutki uboczne, choć lekarze tak powiedzieli, po kilku latach znów dostałam ten lek i wszystko się powtórzyło.
  15. Bogna11, nie rozumiem, uważasz, że zrobienie testu ciążowego jest zbyt absurdalną czynnością, a pytanie innych na forum o to, czy możesz być w ciąży już nie jest? Jedno i drugie jest szukaniem potwierdzenia/zaprzeczenia, ja bym już chyba odżałowała kasę na jeden test raz na tydzień/dwa do czasu, aż mi przejdą jazdy. Jest to bardziej wiarygodna metoda sprawdzenia i ucinania wątpliwości, jak mi się wydaje, niż dyskusje i bardziej komfortowa (intymna). A że nie ma to sensu, bo nie jesteś w ciąży - no taki urok natręctw, że nie mają sensu, ale i tak nie masz pewności. Jednak fakt bycia/niebycia w ciąży jest czymś obiektywnym i da się obiektywnie zaobserwować, więc czemu z tego nie korzystać? Jak dostajesz okres, to czujesz jakąś ulgę, czy dalej masz jazdy?
  16. refren

    Meta-wątpliwości

    Tylko że psychoanaliza ma mały wachlarz rzeczy do wyboru, które mogą człowieka męczyć. Na przykład problem sensu życia się w nich nie mieści. Na przykład w prawdzie o tym, że jest istotą duchową? No nie, wielu psychologów jest na stanowisku, że osobowość człowieka dorosłego się rozwija i to w bardzo istotnych aspektach (np. Gould, Erikson, Levinson, Havighurst). Podejście mówiące o tym, że wszystkie istotne zmiany zachodzą w okresie dzieciństwa jest przestarzałe. W dodatku psychoanaliza dość specyficznie podchodzi do dzieciństwa. Nie musisz wyczuwać, mogę przyznać otwarcie, że jestem do niej wrogo nastawiona, jakby ktoś nie załapał
  17. refren

    Meta-wątpliwości

    Nie, psychoanaliza się zajmuje sprowadzaniem wszystkich problemów do seksualności i dzieciństwa. Meta-rozkminkami się nie zajmuje, bo nie zajmuje się myśleniem o kwestiach egzystencjalnych, to znaczy według psychoanalizy nasze świadome dążenia nie mają sensu, bo rządzi nami to, czego sobie nie uświadamiamy. Więc sfera wolności nie jest interesująca, a znaczenia, jakie sami nadajemy różnym przeżyciom są tylko o tyle istotne, że mają być nadbudową/przykrywką spraw popędowych i należy tę przykrywkę rozbić, co by człowiek zrozumiał, że jest tylko bardziej rozwiniętą małpą. Nie dziękujcie za tę subtelną analizę.
  18. Szczerze mówiąc wiele razy byłam w psychiatryku i jeszcze nigdy nie widziałam tam zdrowej osoby Z drugiej strony ludzie zaburzeni mają jak dla mnie przejawy wyższego zdrowia psychicznego, jak stawianie sobie pytań o sens własnego życia, bywa że mają w sobie ogrom wrażliwości i dobra, co zawsze mnie przygnębiało, kiedy uświadamiałam sobie, że ludzie zdrowi to często bardzo prymitywne i egoistyczne konstrukcje. Nie chcę jednak uwznioślać ludzi zaburzonych, bo bywają też egocentryczni, prości i egoistyczni. Choroba zwiększa zresztą często egocentryzm, bo chory przeżywa swój stan i zamartwia się w kółko o siebie, choć to może przejść też w empatię wobec innych.
  19. bogna11, w takim razie przestań karmić natręctwa, czyli wyszukiwać informacje w internecie, zajmij się czymkolwiek innym. Sama widzisz, że to do niczego nie prowadzi, nie uspokajasz się, a można tak bez końca. Może zagłodzone natręctwa umrą.
  20. No i mamy kolejny wątek, w którym przypuszczalnie wiele osób będzie wrzucać swoje przemyślenia na temat miłości, małżeństwa oraz międlić swoje osobiste bóle. Będzie kilkaset stron
  21. Natręctwa to przykra rzecz i bardzo męcząca. Ale jest jedna pozytywna rzecz w Twojej sytuacji. To czy jesteś w ciąży czy nie można sprawdzić za pomocą obiektywnych metod. Większość ludzi z nerwicą nie ma możliwości, żeby rozstrzygnąć czy ich myśli są absurdalne czy nie. Możesz sobie zrobić po prostu test. Czy może już robiłaś i nie pomogło? O kurcze, a z kim z rodziny o tym rozmawiasz?
  22. refren

    Cześć, studia i seks

    No błagam, tak wygląda studiowanie, walka z lenistwem, a nie jest łatwo się uczyć w czasach, kiedy w każdej chwili możesz włączyć śmieszne filmiki o kotach albo przeglądać memy. Studia wymagają innego systemu mobilizacji niż szkoła, bo nikt nie stoi nad Tobą ciągle z batem, a potem nagle przychodzi sesja. Problemy z motywacją, organizacją - normalka. Tak już będzie. No wybacz. To jest mechanizm rozwojowy, człowiek tak ma. Z mężczyzną nie jest to bezpieczniejsze, bo ostatecznie może potęgować Twoje nieuporządkowanie, chyba że chodzi o przyjaźń. Nie nauczyłeś się w domu jak budować relacje z kobietami, jak z nimi przebywać i czuć się normalnie. Nie wszyscy mamy szczęście, że wszystko dostajemy w domu rodzinnym. Ale teraz jest czas, że możesz to nadrobić przez relacje koleżeńskie, przyjacielskie z kobietami - a więc niezagrażające. Nie jest tak, że ocenianie ma związek z płcią czy z różnicami i że kobiety będą Cię zawsze oceniać, a faceci nie. Po prostu do kobiet masz uraz i jest Ci trudniej. Ja się też nie nauczyłam się w domu jak przebywać z facetami, byli dla mnie dziwnym zjawiskiem, zagrażającym, wyzłośliwiającymi się kolegami albo obiektami seksualnymi, takie nie wiadomo co, do momentu aż spędziłam dużo czasu z pewną dwójką mężczyzn, w bezpiecznej atmosferze, na szczerych rozmowach, codziennym kontakcie, spacerach, grze w karty, kolacjach, wieczornych pogaduchach. I tak w koło macieju, od rana, do nocy. Traktowali mnie trochę jak kobietę, a trochę jak kogoś, kim się trzeba zaopiekować, nosili herbatki, trzymali za rękę, jak się załamywałam (mieli dyżury), doceniali, że się ładnie ubrałam, umyłam głowę, pokazywali mi swoje wiersze, myśleli nad tym, jak mnie zająć - full wypas. Nie ma jak pobyt w koedukacyjnym psychiatryku Miałam 20 lat. I pomogło, coś mi się przestawiło w głowie, potem weszłam w pierwszy, istotny dla mnie związek. Nauczyłam się też normalnie gadać z facetami i z nimi się zadawać. Czego dom ci nie da, życie ci da i to w różny ciekawy sposób.
  23. refren

    złamane serce

    Nie ma co gdybać i wyrokować, może wszystko jest w porządku, a może nie, Ewelina26, pogadaj z nim szczerze i tyle. Nie wyraziłam entuzjazmu, bo ja bym się nie związała z obcokrajowcem i oceniam to negatywnie, ale to tylko moje nastawienie.
  24. refren

    złamane serce

    Związek na odległość, różne pochodzenie, różnica wieku. Trochę przeszkód. Może facet ma wątpliwości, czy związek ma szansę. Ja też mam. Ale może jak znów rzuci tekst, że nie chce Ci robić nadziei czy jakąkolwiek sugestię, że nie jest pewny czegoś, to go zapytaj spokojnie co konkretnie ma na myśli. O takich rzeczach lepiej rozmawiać, a żeby się udało, trzeba dać drugiej osobie do zrozumienia, że jesteś w stanie wysłuchać tych wątpliwości i że ją z nimi akceptujesz. No a potem rozstrzygnąć, czy faktycznie akceptujesz. Żeby coś zrozumieć, trzeba to najpierw poznać. No i cóż, w życiu nie jest jak w bajce. Raczej.
  25. Nie, to nie jest urojenie, tylko lekarz jest deczko ograniczony i nie ogarnia, że można wierzyć w niepokalane poczęcie opisane w Biblii i mieć z tego powodu natręctwa. Bo sam pewnie nie wierzy. Oczywiście Twój pomysł z tym poczęciem nie ma żadnego sensu. Nie jesteś świętą dziewicą, nie sądzisz? Zaszłaś w ciążę jak każda inna kobieta. Znam dziewczynę, która też niespecjalnie pamięta, jak zaszła w ciążę, nie pamięta, że był jakiś seks, ale mąż pamięta, nie z powodu alkoholu nawet ona nie pamięta, tylko jak się jest padniętym, ma dużo na głowie i się chce "odbębnić" zapewne seks, żeby iść spać i mieć spokój, to można nie pamiętać. A jak się jeszcze przedtem pije alkohol, jak Ty, bo ma się takie jazdy na punkcie seksu, że woli się wyprzeć go w ogóle ze świadomości, to zupełnie nic dziwnego, że się nie pamięta. Jeśli się nie zaczniesz z tego wszystkiego leczyć, to Twoje małżeństwo może nie przetrwać, bo małżeństwo opiera się m.in na seksie, który ma budować więź i dawać radość, a nie być powodem jazd. Nie wiem jak długo Twój mąż to wytrzyma. Nie lepiej się tym cieszyć i pamiętać?
×