Skocz do zawartości
Nerwica.com

refren

Użytkownik
  • Postów

    3 901
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez refren

  1. refren

    Meta-wątpliwości

    Ja tak mam, można od tego o###ieć. Sęk jednak w tym, że "dokopanie się" do siebie niczego nie zmienia, bo jeśli nie możesz rozstrzygnąć jakiegoś dylematu przez długi czas, to znaczy że i dalej go nie rozstrzygniesz, choćbyś nie wiem ile "kopał." Nerwica czyli silne lęki związane z pewnymi tematami sprawiają, że nie możesz poznawać i doświadczać siebie/życia w zdrowy sposób i to one najbardziej hamują bycie autentycznym. Lęki nie są Tobą, gdyby ich nie było, dopiero zaczęłoby się prawdziwe życie i głęboka refleksja. Tak więc natręctwa do niczego konstruktywnego nie prowadzą.
  2. Czyli teraz nie jesteś w ciąży, tylko masz jazdy dotyczące tego, co było 3 lata temu?
  3. Nic nie pamiętasz, bo urwał Ci się film. To znak, że nadużywałaś alkoholu, jest tu korzyść z ciąży, że teraz musisz przestać pić alkohol. Widziałam tak silną nerwicę natręctw, że kobiecie się wydawało, że schowała nóż pod łóżko, żeby komuś zrobić krzywdę i cały czas nie była pewna, czy to zrobiła czy nie, ciągle ktoś musiał sprawdzać. Nie masz urojeń, tylko natrętne wątpliwości. Teraz postaraj się wyluzować, zająć myśli czymś zdrowym i budującym i poszukaj dobrego psychologa. Jak urodzisz dziecko, to polecam leki do wyciszenia objawów.
  4. Może dla Twojego męża miłość to fajna górka emocjonalna, która jest na początku związku, kiedy najsilniej działa chemia. Jeśli tak, to słusznie w nią nie wierzy, bo ona mija.
  5. Jeśli ktoś ma urojenia, to nie zastanawia się, czy je ma, bo są dla niego rzeczywiste i nie przetłumaczysz mu, że nie są prawdą. Tak więc wygląda na nerwicę, bo masz krytycyzm. Schizofrenik nie podejrzewa, że ma schizofrenię. A co Ci da, jeśli ktoś nazwie, że to co masz, to nerwica eklezjogenna? Lepiej się poczujesz?
  6. Miłość można różnie rozumieć i nie ma co wpadać w rozpacz z powodu słów. Dla mnie na przykład miłość to chęć, by z kimś być przez całe życie, więc decyzja o ślubie wg mnie potwierdza, że ktoś kogoś kocha, o ile jest dobrowolna. Niektórzy rozumieją przez miłość coś romantycznego, inni prozę życia razem każdego dnia. Są ludzie, którzy twierdzą, że nie umieją kochać romantycznie, są tacy co twierdzą, że liczą się czyny nie słowa. I tak dalej. Aha, wszystko było ok, a teraz nagle czujesz się oszukana z powodu dość abstrakcyjnego przekonania, wypowiedzianego przez męża. Miłość nie polega na tym, że się w nią wierzy, tylko że się z kimś jest. Kobiety są bardziej uczuciowe, romantyczne i idealistyczne, to co w Twoim świecie jest oczywiste, w świecie męża może wyglądać/nazywać się inaczej. Przysięga małżeńska nie ma w sobie nic z romantyzmu, a miłość jest ostatecznie wyborem, nie uczuciem ani wiarą.
  7. A gdzie jest funkcja "aktywne wątki"? To była moja podstawa przeglądania forum, bez tego jest beznadziejnie.
  8. Obejrzałam ten wywiad, ciekawy materiał. Szkoda tylko, że mało konkretnych przykładów. Rzeczywiście ciekawa kobieta i odważna, bo mówi rzeczy dla współczesnych ludzi i systemu akademickiego obrazoburcze, co skutkuje często wykluczeniem i rozwaleniem kariery - może w Polsce jeszcze nie jest tak źle, jak w innych krajach europejskich i jakoś sobie pani funkcjonuje na obrzeżach "postępowego" świata. (Koleś, który z nią rozmawia co prawda niespecjalnie rozgarnięty, tylko leci w obecną mantrę narodowców -zły Kościół, zły świat, zgniła cywilizacja.) Ogólnie się zgadzam, że psychologia i religia są w sprzeczności, ponieważ mają inne cele - psychologia chce, żeby człowiekowi było dobrze tu i teraz; religia katolicka chce, aby człowiek był zbawiony i pokazuje, że droga do tego jest trudna - Jezus nie ma łatwych rozwiązań, sam się dał ukrzyżować. Z drugiej strony Biblia i chrześcijaństwo uczą osiągnięcia wewnętrznego spokoju, odrzucają np. przejmowanie się rzeczami bez znaczenia, zamartwianie się, zniewolenie nałogami, przewlekły smutek, egoizm, który pęta człowieka - więc można szukać sposobu by pogodzić jedno z drugim, są psychoterapeuci katolicy, którzy tak robią i nie wiem czy trzeba ich potępiać czy wspierać na tej trudnej drodze. Nie można wrzucać całej psychologii do jednego worka, bo w ten sposób przekreślimy wszelką pomoc służącą temu, aby człowiek poradził sobie z różnymi trudnościami. Nurty psychologii są bardzo różne i opierają się na różnej filozofii, tak samo różni są terapeuci - o różnych przekonaniach i metodach. Nie sądzę aby sprzeczna z religią była rozmowa z mądrym, doświadczonym człowiekiem, który potrafi doradzić i wyprowadzić z trudnych przeżyć, depresji, nerwicy. Pytanie oczywiście o podstawy - jaką ma wizję człowieka, jak interpretuje różne zjawiska psychiczne i zaburzenia - czy jego teorie psychologiczne nie zaprzeczają prawdzie o człowieku stworzonym przez Boga. Ja najgorzej oceniam terapię psychodynamiczną, która się wywodzi z psychoanalizy, nie polecam nikomu religijnemu, bo ciężko takiej osobie będzie odnaleźć wspólny język z terapeutą, który uważa, że normy moralne i religia nas ograniczają, rodzina nas skrzywdziła, sumienie to tylko zasady wpojone w dzieciństwie, brak życia seksualnego prowadzi do nerwicy, człowiekiem kierują nieświadome pragnienia, a nie jego wybory, przekonania i to kim chce być. Choć są i psychologowie katoliccy, którzy pracują w tym nurcie, może to wygląda wtedy inaczej. Katoliccy czy chrześcijańscy psycholodzy nawiązują często do Kazimierza Dąbrowskiego i Viktora Frankla - a byli to ludzie o zgoła innej filozofii życia niż np. Freud. Frankl uważał, że przyczyną nerwicy jest to, że człowiek został pozbawiony/pozbawił się poczucia sensu życia, potrzeba sensu życia jest ważniejsza niż wszystkie inne potrzeby i że człowieka nie można pozbawiać wymiaru duchowego i Transcendencji. Kazimierz Dąbrowski uważał m.in, że terapia nerwic nie może się odbywać kosztem pozbawiania człowieka wrażliwości moralnej, ludzie z nerwicą przejawiają wiele wartościowych dla społeczeństwa zachowań czy przekonań, ale społeczeństwo ich niszczy przez swoje amoralne zasady oraz że kryzys jest naturalną rzeczą w życiu człowieka, która prowadzi do jego rozwoju, jeśli się przejdzie przez kryzys w sposób konstruktywny. Jako rozwój uważał przechodzenie od egoizmu do altruizmu i od form prostszych do złożonych struktur psychicznych, gdzie pozytywny ideał moralny łączy w sobie różne przeciwieństwa (które wcześniej są źródłem nerwicy czy konfliktów, ale przestają być, gdy się włączą w realizację wyższych ideałów). Moje streszczenie tych teorii jest subiektywne i amatorskie, dawno też nie zaglądałam do źródeł, więc jeśli ktoś uważa, że mówię bzdury, to się nie obrażę. Na podstawie wieloletniego studiowania na kierunkach humanistycznych i czytania różnych materiałów wyprodukowanych przez akademików, mogę powiedzieć, że socjologia, nauki społeczne i zaraz potem psychologia to najbardziej lewicujące i antychrześcijańskie kierunki - przy czym jest różnica w programach uczelni państwowych a katolickich. Utrata wiary, o której mowa w wywiadzie często się zdarza i widziałam wiele przemian osób z tradycyjnych, religijnych szkół czy domów, które od postmodernistycznych studiów humanistycznych ulegały współczesnej indoktrynacji, co zresztą sama trochę przeszłam, choć i tak nie było jeszcze tak źle "za moich czasów" jak teraz. Widuję np. dziewczynę, która była katoliczką i skończyła liceum u sióstr zakonnych, a teraz jest humanistką, "filolożką" i biega na czarne marsze. Smutne.
  9. Jak miło Was poczytać W mojej ocenie prawdopodobnie to najlepszy wątek na temat nerwicy związanej z powołaniem w internecie. kamil20031998, super że Ci się udało bez leków i wypadnięcia z normalnych kolein życia. Choć po dobrych chwilach mogą przyjść gorsze i na odwrót - zawsze lepiej myśleć o tym drugim, że będzie znowu lepiej - Bóg zsyła pokusy, a potem pociechę. "Panie niech się dzieje Twoja Wola ufam Ci" - zazdroszczę tego.
  10. Przypomniało mi się, że jest jeszcze coś takiego jak aleksytymia - nieumiejętność rozumienia i wyrażania uczuć. "aleksytymik zagłębia się w szczegóły, jest skrajnie rzeczowy i hiperracjonalny." - dokładnie tak chciałam napisać o Tobie, tylko mi brakowało słów i zdecydowania, ale pomyślałam m.in., że jesteś racjonalny do bólu, a rzeczowość sam potwierdzasz pisząc o swoim zachowaniu na szkoleniach (i nie tylko tym). Skoro masz myśli samobójcze, a sprowadzasz problem do nieumiejętności prowadzenia rozmowy - to może być tak, że pominąłeś opis i zrozumienie wszystkich uczuć, które skłaniają Ciebie do samobójstwa - bo z samej nieumiejętności rozmowy nikt nie umiera. Więc aleksytymię bym też rozważyła. Nie upieram się przy autyzmie czy aleksytymii, nie jestem zresztą psychologiem, tylko się kieruję intuicją - ale masz według mnie jakąś specyfikę w myśleniu/przeżywaniu, która się wydaje niezależna od Ciebie - dla mnie problem jest więc w adekwatnej diagnozie, której na razie chyba nie masz. Jak się wie w czym tkwi problem, to można pójść na odpowiednią terapię do specjalistów danego zaburzenia. https://portal.abczdrowie.pl/aleksytymia
  11. Terapia nie zajmuje się interesującymi przypadkami. Interesującymi przypadkami się zajmuje psychiatria, jeśli już. Na terapię chodzą często ludzie zdrowi, to znaczy bez diagnozy konkretnych zaburzeń, którzy przeżywają trudności życiowe, emocjonalne. Myśl o samobójstwie świadczy, że coś się dzieje bardzo złego, powinieneś szukać pomocy. Tylko mi się wydaje, że Twoje problemy emocjonalne są wtórne do tego, że Twój mózg pracuje w jakiś specyficzny sposób, jakbyś nie rozumiał relacji społecznych, nie umiał odejść od konkretów, zrozumieć punktu widzenia innego człowieka. Ująłeś to wszystko jako nieumiejętność prowadzenia small-talk - to też specyficzne. Posługujesz się pewnym terminem, brzmi to rozsądnie i fachowo, do momentu kiedy się okazuje, że z tego powodu myślisz o samobójstwie. Kojarzy mi się to wszystko z autyzmem (który ma różne postacie). Myślę, że stąd wynika trudność w rozmawianiu z innymi ludźmi i w nawiązywaniu relacji, a że pewnie masz tak całe życie i powoduje to wykluczenie, to spowodowało to Twoją niską samoocenę i myśl o śmierci. Osoby autystyczne uczą się na specyficznej dla nich terapii tego, co inni ludzie rozumieją sami z siebie - zachowań społecznych. Im wcześniej ktoś był zdiagnozowany, tym więcej miał na to czasu, ale nigdy nie jest za późno by robić cokolwiek w kierunku poprawy. Zaczęłabym od sprawdzenia autyzmu i potwierdzenia/wykluczenia w specjalistycznej placówce.
  12. Nie wypowiedziałam się na temat obecnej wiedzy, ale tego artykułu. Może teorie, które streszcza mają sens, ale ten artykuł nie robi wrażenia merytorycznego, pisałam już dlaczego. Mieszanie Freuda z neurobiologią budzi mój sceptycyzm, tak samo jak sprowadzanie konfliktów wewnętrznych do neurobiologii - psychologia opisuje skomplikowane struktury osobowości, nie można tego rozłożyć na elementy szeregowe i przypisać np. dwa przekonania do dwóch modułów mózgu, które sobie wchodzą w sprzeczność. Poza tym nie wiem jakie są empiryczne podstawy tych teorii, sama teoria Freuda nie ma specjalnie podstaw biologicznych, więc przełożenie jej na zjawiska z neurobiologii to byłby wyczyn Nie kwestionuję, że za doświadczenia nazywane potocznie śmiercią kliniczną odpowiada specyficzna działalność neuronów w krytycznych warunkach. Jednak doświadczenie wydostania się ze swojego ciała i obserwacja siebie z zewnątrz jest zastanawiające. Widząc harmonijne procesy rządzące naturą, złożoność, precyzję i cud życia organizmów, złożoność praw kosmosu - jeśli ktoś potrafi sobie to wszystko uświadomić - ciężko nie dostrzec w tym rozumnej siły, genialnej inteligencji. Można tę inteligencję utożsamić ze światem naturalnym lub domyślać się, że taka inteligencja ten świat zaprojektowała. Obserwując działalność człowieka widzimy, że inteligentne projekty tworzy inteligentny stwórca. Pierwiastek duchowy człowieka naprowadza nas na to, że przyczyna świata również musi posiadać duchowy pierwiastek, odczytując ład świata widzimy, że materialne nie rodzi duchowego. Tylko człowiek posiada inteligencję i zdolności twórcze, więc można sądzić, że istota, która zaprojektowała świat musi być podobna do człowieka, ale musi też go przewyższać. Mimo fantastycznego rozwoju cywilizacji dalej nie dorastamy tej istocie do pięt, nie umiemy tworzyć życia ani pisać kodu DNA, co najwyżej udaje nam się jakiś kawałek mozolnie odkodować lub skopiować. Czy człowiek może stworzyć z materii nieorganicznej choćby roślinę albo pantofelka obdarzonego życiem? Nie, jedyne co mu się udało w dobie komputerów i hiper-super mikroskopów, to odwzorowywać organizm z gotowego kawałka genialnego kodu. Sęk w tym, że niesamowitość natury wykracza poza to, co możemy zrozumieć na sposób naukowy i aby ją do tego sprowadzić, musimy tej niesamowitości zaprzeczać, znieczulać się na nią, mówić sobie, że takie "pffff..."- samo się wyłoniło z prazupy, samo się zorganizowało, przez przypadek rozwinęło, nic w tym nadzwyczajnego.
  13. Dajesz przykład na to, że z procesów przypadkowych powstaje porządek w postaci modelu matematycznego wymyślonego przez człowieka? Logika zajmuje się poprawnym rozumowaniem oraz tym, które twierdzenia są uzasadnione. Zajmuje się więc właściwie zdaniami czyli językiem. Nie istnieje logika bez człowieka. Nie istnieją logiczne konieczności, jeśli nie umiemy ich określić i nazwać. Natura będąca Bogiem - tak jak pisałam, to nawrót do panteizmu, nadal "mitologia". Co do śmierci klinicznej - to czy istnieje, zależy od tego, jaką przyjmiemy definicję śmierci. Z artykułu, który podałeś wynika, że wrażenia takie jak wychodzenie ze swojego ciała wynikają z tego, że serce przestaje bić, ale przez jakiś czas pracują jeszcze neurony, oraz różne moduły mózgu umierają nie równocześnie. Możliwe że tak jest. Z tego nie wynika jednoznacznie, że po śmierci całkowitej neuronów nie może istnieć żadna forma świadomości. Po drugie kłopotliwe staje się to, że ludzie, którzy mieli doświadczenie wyjścia ze swojego ciała opisywali rzeczy, które można było zobaczyć tylko z perspektywy poza ciałem - wygląd narzędzi, widok z góry sali operacyjnej. To, że w mózgu jest jakiś rejon, który odpowiada za utożsamianie się z własnym ciałem oznacza tylko to, że łącze świadomości z ciałem jest materialne. Nie oznacza, że świadomość nie może żyć poza ciałem. Oznacza tylko, że świadomość nie może się łączyć z ciałem po śmierci mózgu. Ogólnie dużo w tym artykule fantazji. Jakiś koleś wyobraża sobie, jak wygląda nasz mózg na podstawie pewnej, dość chaotycznej wiedzy o procesach psychicznych i mózgowych. Równie dobrze ja, na podstawie tego, że burczy mi w brzuchu, mogę sobie wyobrażać, że mam tam silnik...Wydaje mi się, że dość naiwnie ten ktoś miesza zjawiska psychiczne, duchowe z neurologicznymi: I to: Freud nie mówił o żadnych modułach mózgu, ale o strukturze osobowości. Nieświadome są wyobrażenia na bazie popędu nieakceptowane przez świadomość. Są w nieświadomości dlatego, że zostały tam zepchnięte, a nie dlatego, że obsługują je niezależne moduły mózgowe. "Takich modułów mamy w głowie setki, a może nawet tysiące" A może miliony? A może biliony? Co za różnica. Czasem ciężko jest odróżnić naukę od fantazji, proponuję kompromis, nazwijmy to filozofią. Ktoś sobie filozofuje na temat natury i działania mózgu. Szanuję. Kiedyś filozofowie przyrody spekulowali nad naturą świata. Dziś filozofowie przyrody spekulują nad naturą mózgu. Spoko, nie róbmy tylko z tego dogmatu w stylu "przecież nauka już wyjaśniła..." Tak się składa, że Jezus sam zapowiedział swoje zmartwychwstanie. Faryzeusze chcieli go za to ukamieniować. Niewątpliwie...
  14. Trochę to uprościłam, powstawanie pojęcia duszy było bardziej skomplikowane niż Arystoteles - św Tomasz. Muszę odgrzebywać wiedzę, dawno się nie zajmowałam filozofią, nie mówiąc o teologii, którą na dobrą sprawę nie zajmowałam się nigdy. Nie umiem odtworzyć całej historii tego pojęcia, choć jak dyskusja się rozwinie, może będę musiała. Na przykład sama sobie nie uświadamiałam podstawowej rzeczy, odnośnie chrześcijańskiej koncepcji duszy. Chodzi o to, że Objawienie mówi, że dopiero na końcu czasów, podczas paruzji, czyli ponownego przyjścia Chrystusa, nastąpi powszechne zmartwychwstanie ciał. Wynika z tego, że pomiędzy śmiercią jednostki a powszechnym zmartwychwstaniem mamy do czynienia z pewnym pośrednim stanem. By wskazać na ciągłość relacji z Bogiem, która istnieje w tym stanie pośrednim, Kościół mówi o „duszy”. http://mateusz.pl/pow/pow_980903.htm Ale to na marginesie. Ogólnie pojęcie duszy powstało m.in. przez odkrywanie w człowieku przez niego samego pierwiastka duchowego, świadomości, która wyróżnia go od wszystkich innych bytów oraz tego, że jest on sam stworzony na podobieństwo Stwórcy. Nic w tym prymitywnego. W centrum jednak jest zmartwychwstanie Jezusa jako coś, co się istotnie wydarzyło. Przesłanki na temat nieśmiertelności duszy i zmartwychwstania znajdują się w Starym Testamencie, ale judaizm jeszcze nie w pełni potrafił to zrozumieć. Za czasów Jezusa faryzeusze spierali się z saduceuszami czy zmartwychwstanie istnieje. Pytali Jezusa, z którym mężem po zmartwychwstaniu będzie kobieta, która miała wielu mężów tutaj (bo po kolei umierali), aby ośmieszyć tę ideę. Jezus odpowiedział im: "Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie” Piszę o tym, aby Ci pokazać, że chrześcijańska koncepcja duszy nie jest niczym prymitywnym, a raczej czymś genialnym. Nawet tak dojrzała religia jak judaizm miała z tym problem, aby porzucić patrzenie przez pryzmat cielesności i formy jaką znamy. Z drugiej strony ludzie od zawsze mieli intuicję, że człowiek wyrasta ponad resztę świata, dusza miała być siedliskiem cnót. Arystoteles rozumiał, że zasada organizująca życie człowieka jest czymś innym niż zasada organizująca życie rośliny – od tego czasu ludzkość poszła nie do przodu, a w tył, bo dziś człowieka widzi się jako efekt tej samej zasady, która stworzyła rośliny a nawet materię nieorganiczną. To że coś się opisze w sposób przypominający naukę, niby naukowym żargonem, używając mądrze brzmiących słów nie oznacza, że teoria, która za tym się kryje jest mądra oraz, że nie ma w niej, jak to mówisz „mitologii”. Dla mnie to powrót do panteizmu, czyli wiary, że przyroda jest inteligentna, sama się kształtuje i stwarza – koncepcja Boga osobowego stoi dla mnie kilka półek wyżej, bo logiczne jest m.in, że Stwórca przerasta swoje dzieło. Ale istotniejsze jest to, że ta koncepcja jest absurdalna. Z chaosu i procesów przypadkowych nie powstaje porządek, harmonijne układy, procesy celowe; z materii nie powstaje inteligencja ani to co duchowe. Nie obserwujemy tego, obserwujemy rzeczy przeciwne. Materia samo-organizuje się – a skąd się wzięła materia i skąd się wzięła ta jej samoorganizująca się natura? Takie pytania się nasuwają. http://mateusz.pl/pow/pow_980903.htm Takie doświadczenie mają ludzi podczas śmierci klinicznej, wydobywają się jakby ze swojego ciała i np. obserwują wszystko z góry, widzą swoje leżące ciało i operację, która przebiega.
  15. Nie twierdzę przecież, że obecnie nie można jeść zwierząt. Pokazuję tylko jakie są konsekwencje niektórych idei. Gdyby lewicowe myślenie zdominowało ludzkość i gdyby stała się ona konsekwentna do bólu, to mogłoby się tak skończyć. To że nie żyjemy w koszmarnym świecie wynika m.in. stąd, że ludzie nie są na szczęście całkowicie racjonalni i nie potrafią być konsekwentni. Niemniej koszmarne systemy totalitarne były efekte wcielenia w życie chorych teorii. Można się spierać o to, jakie to były teorie, ale z pewnością idee mają konsekwencje i lepiej się im w porę przyglądać. Jest wiele rzeczy, które kiedyś dla ludzi byłyby absurdem, na przykład robienie dzieci z próbówki, "małżeństwo" dwóch mężczyzn, weganizm - czyli niejedzenie nawet jajek czy mleka, żeby nie szkodzić zwierzętom (dla ludzi z XIX wieku byłby to absurd, bo taki człowiek wiedział, że krowę trzeba wydoić, inaczej cierpi). A jednak są. Rzeczywiście. Różnica jest taka, że uważam za absurd kształtowanie praw zwierząt na wzór praw ludzi, a więc traktowania zwierząt jako osoby i podmioty własnych praw. Prawa zwierząt wynikają z ich natury i ładu świata (stworzonego przez Stwórcę, co nie każdy uznaje, problem jest taki, że ludzie kwestionując Stwórcę, kwestionują też ład, co prowadzi do jego zaburzenia i nieszczęść). Czyli wynikają z ich zwierzęcej natury, nie ludzkiej. Zwierzę nie jest istotą świadomą. Prawa zwierząt nie mogą stać na równi z prawami ludzi (czy broń Boże wyżej), ale muszą im być podporządkowane. Tymczasem hasła typu "Równość dla zwierząt"mówią co innego. To są pytania o rzeczy trudne do zdefiniowania, na których zęby połamał niejeden filozof. Ale to, że coś jest trudne do zdefiniowania nie oznacza, że nie istnieje czy że mamy się tym nie zajmować. Na szczęście nie zawsze trzeba odkrywać Amerykę. http://www.teologia.pl/m_k/kkk1d06.htm Arystoteles twierdził, że zwierzęta mają duszę zwierzęcą, czyli zasadę życia, dzięki której żyje ich ciało, tak jak rośliny roślinną a ludzie ludzką (te trzy różnią się od siebie), wykluczał nieśmiertelność duszy ludzkiej. Św. Tomasz się na nim wzorował, ale uznał, że dusza ludzka jest nieśmiertelna (ciało ludzkie też zmartwychwstanie dzięki duszy). W przeciwieństwie do zwierząt człowiek posiada właściwości czysto duchowe (rozum, wolna wola).
  16. aardwolf, czy te określenia Cię jakoś opisują? Często brak potrzeby bycia z innymi ludźmi. Duże trudności z nawiązywaniem przyjaźni. Preferowanie działania w pojedynkę. Dosłowne rozumienie żartów, ironii. Nie dostrzeganie niedomówień, nieumiejętność czytania między wierszami. Specyficzne poczucie humoru niezrozumiałe dla innych. Często prowadzi to do nieporozumień. Duża naiwność społeczna. Nadmierne zaufanie ludziom. W związku z tym często bycie ofiarą. Trudności z nawiązaniem i utrzymaniem konwersacji. Posługiwanie się językiem wyłącznie dla wymiany informacji, a nie dla zwyklej rozmowy. Często nadmierne przywiązywanie wagi do znaczenia słów, posługiwanie się językiem w sposób encyklopedyczny co powoduje, ze ludzie odbierają taka osobę jako przemądrzałą. Pedantyczność w wypowiedziach. Upodobanie do gier słownych. Trudności z uwzględnianiem punktu widzenia drugiej osoby. Poczucie, że rozmówca „widzi tak samo”. Bezwzględna szczerość w rozmowie czy ocenianiu nawet jeśli może to zranić uczucia innych osób. Nieumiejętność kłamstwa. Trudności z nawiązaniem kontaktu wzrokowego. Patrzenie w oczy drugiej osobie bywa nie do zniesienia. Niezdolność do odczytywania komunikatów z mowy ciała.
  17. Ha, ha, ha, to jakby puścić film i zakazać ludziom oglądać, poniósł Cię optymizm. Dyskusje internetowe opierają się na tym, że pisze każdy, im bardziej nie ma nic mądrego do powiedzenia, tym więcej. Ci co mają do powiedzenia coś mądrego, nie muszą siedzieć i smęcić na forach, jak my. Rodzina ich słucha, znajomi albo coś tworzą, wykładają, czy cieszą się w samotności sensem Wszechświata Wydaje mi się to oczywiste. Uwielbiam koty, psy, jak mam, to rozpieszczam i mam z nich dużo radości. Ale zwierzę to nie człowiek, stoi niżej w hierarchii bytów. "Prawa zwierząt" to jedna z herezji współczesnego świata. Co nie znaczy, że zwierzęta to przedmioty, są to istoty czujące, nad którymi nie można się znęcać ani lekceważyć ich NATURALNYCH potrzeb. Ale lewicująca filozofia ma od dawna odlot na punkcie zwierząt, np. Peter Singer twierdzi, że zabicie dorosłego szympansa jest czymś gorszym niż aborcja - bo płód to nie osoba, a dorosła małpa to dla niego osoba. No i tak myślę, skoro zwierzęta mają prawa i nie można ich jeść, rośliny również mają uczucia (jak twierdzą niektórzy), to pozostaje nam jeść zarodki ludzkie - bo dla ekologów to nie są istoty żywe tylko "zlepek komórek".
  18. Duże długi każdego rozwalają psychicznie, nawet osobę wcześniej zdrową. Gdyby zsumować długi pacjentów psychiatryków, to pewnie za tę kwotę można by zrobić 5 stacji kosmicznych na Jowiszu. W przypadku długu, ludzie dzielą się z grubsza na 3 kategorie. 1. ludzie którzy mają mieszkanie, komornik je zajmuje i sprzedaje 2. ludzie, którzy próbują spłacać dług 3. ludzie, którzy kładą lachę, pracują odtąd na czarno, oficjalnie brak dochodów. Kategoria 2 jest rzadka, już samo to, że do niej należysz (próbowałeś), świadczy o tym, że nie jesteś dnem ani tchórzem. Tylko niestety życie nałożyło na Ciebie więcej niż możesz unieść. Umiesz. To jest łatwiejsze niż życie z nią, sądząc z tego co piszesz.
  19. refren

    Bóg jahwe nie istnieje

    Jeśli chodzi o religijność i nerwicę, to szeroki temat, ale z aktualnej wiedzy wynika raczej, że o nerwicy decyduje konstrukcja osobowości i to co w niej mamy, wnosimy we wszystkie sfery, też w religijność. Czyli jeśli ktoś jest neurotyczny, to jego wiara będzie neurotyczna. Jeśli ktoś ma niedojrzałą osobowość, również jego religijność będzie prawdopodobnie niedojrzała i na odwrót, dojrzała osobowość przełoży się na dojrzałą religijność. Oczywiście relacja jest w obie strony, bo religijność też wpływa na osobowość. Psychologowie religii wyróżnili nawet kryteria dojrzałej i niedojrzałej religijności, nie chce mi się ich szukać i przytaczać, kiedyś o tym pisałam, można poszukać we wszechwiedzącym wujku, najbardziej znane jest chyba ujęcie Allporta. (Nie wiem czy mnie to przekonuje do końca.) Widziałam nawet badania o tym, że jest związek między "ja" społecznym człowieka, a tym jak wygląda relacja człowieka z Bogiem. To znaczy mimo tego, że Boga można uznać za byt psychiczny, to relację z tym bytem kształtujemy podobnie jak relację z ludźmi. Przykładowo, jeśli ktoś łatwo się obraża na innych, przypuszczalnie też będzie się obrażał na Boga.
  20. refren

    Bóg jahwe nie istnieje

    Relacja z Bogiem i żywa wiara leczy z lęku i poczucia winy, bo człowiek odkrywa Bożą miłość, ma do Boga zaufanie, wierzy w Jego miłosierdzie - chrześcijanin wie że popełnia grzechy i sam siebie nie zbawi. W wyznaniu wiary mówimy, że wierzymy w "grzechów odpuszczenie". Poczucie winy powstaje wtedy, kiedy ktoś czuje, że robi coś źle, ale nie chce tego zmienić albo siebie oszukuje, że nie robi źle. Wtedy poczucie winy może go męczyć i być neurotyczne. Jeśli człowiek robi źle, ale chce to zmienić, to nie ma neurotycznego poczucia winy, tak samo jak ktoś, kto wie, że robi dobrze. Uznanie swojej winy to przyjęcie prawdy o sobie, po prostu realizm. Jeśli ktoś uważa, że nie popełnia grzechów i nie potrzebuje być lepszym, to siebie oszukuje. Każdy kto zajrzy w siebie zobaczy egoizm i wiele paskudnych rzeczy (oprócz dobrych). Tacy jesteśmy. Wg. Biblii zabobon to przeciwieństwo wiary, to wiara w fałszywych bożków uczynionych ludzką ręką, magię, czary. Zabobon się pojawia, gdy znika religia, człowiek ma taką konstrukcję, że jest religijny z natury i irracjonalny, racjonalność człowieka jest przereklamowana.
  21. refren

    Bóg jahwe nie istnieje

    A to feler, westchnął seler. Czemu tak sądzisz? Czemu wszyscy mieliby być zbawieni poza Tobą?
  22. refren

    Bóg jahwe nie istnieje

    Nie widziałam jeszcze nigdy o wiejskiegofilozofa meritum... Ale jeśli jakieś widzisz, to mi przedstaw...
  23. wTymTygodniu, nie wiem czy to kwestia płci, statystycznie jest różnica, ale znam masę kobiet, które mają dużo lepszą orientację ode mnie. Myślę że kobieta może też mieć gorszą orientację niż przeciętna kobieta, ja mam z pewnością tak. Pocieszające jednak jest to, że u kobiet łatwiej się akceptuje brak orientacji, bo właśnie ogólnie mają słabszą, kobiecie łatwiej ujdzie, że np. nie jest kierowcą, poza tym facet się może poczuć dzięki temu dowartościowany i trochę się zaopiekować "sierotką" (niestety są granice bycia "sierotką").
  24. nedthelonelydonkey, mam bardzo podobnie, jeśli chodzi o orientację, gubię się ciągle, nie zapamiętuję tras, wychodzę nie tym wejściem. Poza tym mylę ludzi, bo nie za dobrze kojarzę twarze, słabo czytam mapę, zajmuje mi to dłużej niż innym osobom. Nie jest tak, że sobie kompletnie nie radzę, bo np. studiowałam w innym mieście, miałam zjazdy kilka razy w semestrze i jakoś sobie radziłam z trafianiem w różne miejsca, ale też widziałam, że uczę się tego wolniej niż reszta grupy, a dużo osób też było z innych miast i zaczynało od zera, więc miałam porównanie. Zdarzało mi się też np. wyjść z sali do łazienki, a potem nie mogłam z powrotem do tej sali trafić. Jeśli chodzi o wf, to tu miałam inaczej, bo ze sportem szło mi dobrze, byłam zręczna nawet ponad przeciętność. Z matematyki sobie radziłam, ale bez rewelacji, to znaczy zawsze ją miałam na poziomie niżej niż reszta przedmiotów. Jestem mocno roztargniona, gubię rzeczy, zapominam. W szkole zdarzało mi się, że brałam z szatni nie swoją kurtkę, bo wydawało mi się, że to moja (dla mnie kurtki dżinsowe nie różniły się specjalnie od siebie). Nie wiem z czego to wynika dokładnie, ale z pewnością jest to taka specyfika mózgu, dominacja jednej półkuli (prawej w tym wypadku), może to jest też coś jak dysleksja, może słabsze postrzeganie wzrokowe - mam skomplikowaną wadę, jednocześnie krótkowzroczność i nadwzroczność (to jest możliwe), astygmatyzm i oczywiście różnica między dwojgiem oczu - lewe znacznie słabsze. Szczerze mówiąc nie wiem do końca, co z tym robić. To znaczy widziałam książeczkę z ćwiczeniami na synchronizację obu półkul, pewnie można by znaleźć takie ćwiczenia. Można sobie też wypracować strategie radzenia sobie, szukać wiedzy. Skoro masz 16 lat, to chyba jeszcze możesz korzystać z poradni pedagogicznej, skoro zajmują się dysleksją, to może dominacją jednej półkuli też? Ale to co polecam z pewnością - to akceptacja. Wiele lat moje problemy mnie dołowały - czułam się gorsza, mniej inteligentna, ciągle mi się wydawało, że jakbym się wzięła w garść, skupiła, to osiągnęłabym poziom innych ludzi, tylko mi się nie chce, ganiłam siebie za to. To zła ścieżka. Po pierwsze takie problemy nie mają związku z inteligencją. Po drugie, trzeba się pogodzić z tym, że w niektórych sprawach sobie radzisz gorzej niż inni i nie ganić siebie za to. Taka nasza specyfika, to jakby obwiniać się za to, że się słabo widzi albo słabo słyszy. Nie trzeba się starać dorównać do innych osób. Ale też nie należy rezygnować z różnych wyzwań, może zrobisz coś wolniej, ale jednak zrobisz. Może trafianie zajmie Ci więcej czasu niż komuś innemu, ale trafisz. I nie ma co się ciągle koncentrować na słabych stronach, bo z pewnością masz też mocne. Jedne rzeczy działają gorzej niż u innych, ale za to powinny być rzeczy, w których jesteś bardzo dobra czy dobra. Może przeczytaj o typach inteligencji wg Gardnera?
  25. refren

    Bóg jahwe nie istnieje

    Za dużo dajesz mu luzu, mój instynkt pedagogiczny się sprzeciwia Co z niego wyrośnie?
×