Skocz do zawartości
Nerwica.com

refren

Użytkownik
  • Postów

    3 901
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez refren

  1. Niekoniecznie, a taka perspektywa może być dołująca. Według mnie jest ileś etapów i można poczuć się dobrze znacznie szybciej, pełny proces regeneracji i osiągnięcie gotowości na coś nowego może trwać długo, ale różnie bywa. Ale zanim zajdzie pełne zdrowienie jakoś się już żyje. U każdego zresztą może wyglądać to inaczej. Najgorsze są u mnie pierwsze dwa miesiące. Ale ze wszystkiego się wychodzi, ja miałam objawy stresu traumatycznego (narzeczony odwołał ślub), powracające koszmary senne, codzienne płacze, nagłe doły. Przez pierwsze dni nie mogłam wstać z łóżka, nie miałam siły i byłam w kompletnym szoku. I jakoś żyję, choć na samo przypomnienie sobie tego wszystkiego mi gorzej. Ale czasem normalność przychodzi szybciej niż ktoś się spodziewa, różne rzeczy widziałam. Jeśli kogoś spotyka takie coś pierwszy raz, to ma jeszcze siłę, żeby odnaleźć sens i nadzieję na przyszłość, i słusznie, bo przyjdzie nowa miłość.
  2. WrażliwyP, współczuję bardzo całego przeżycia. Ale jesteś silny, postawiłeś takie ultimatum, to znaczy że umiesz walczyć o miłość, teraz ją straciłeś, ale długofalowo to Ci przyniesie korzyść, bo znajdziesz kogoś, kto będzie Cię kochał w pełni. A jeśli była narzeczona jednak Cię kocha, to zerwanie jest ostatnią szansą, żeby sobie to uświadomiła. Bycie obok niej i staranie się nie przyniosło efektów, pomóc może tylko Twój brak, kiedy go odczuje. A jeśli to nie pomoże, to znaczy że już nic nie pomoże. Decyzja była słuszna, wytrzymaj i się nie łam. Ból się zmniejsza z każdym dniem. Zmuszaj się do wyjścia z domu, do spotykania z przyjaciółmi. Nie będzie super i łatwo, ale każda nowa rzecz, która się wydarzy, będzie Cię oddalać od poprzedniej. Musisz odwracać swoją uwagę od cierpienia. Na razie nie ma szans na dobrą relację, bo spotkania będą rozgrzebywać Twoje cierpienie, poza tym jeśli jest jakakolwiek możliwość, że dziewczyna będzie chciała znów z Tobą być, to takie spotkania ją ostatecznie pogrzebią. Nie możesz już być na wyciągnięcie ręki, bo nie odczuje Twojego braku i się tym nie zaniepokoi, musisz żyć bez niej, a ona musi mieć świadomość, że sobie radzisz bez niej i możesz się związać z kimś innym. Nie możesz być ciągle w rezerwie.
  3. Tak próbuję znaleźć określenie na Twój sposób myślenia i nazwałabym to wiarą w fatum. http://www.edupedia.pl/words/index/show/284096_slownik_wyrazow_obcych-fatum.html Jedna ze skuteczniejszych metod wpędzania się w nerwicę.
  4. ktos96, to o czym piszesz, to magiczne myślenie i zabobon, nie ma to nic wspólnego z wiarą i Jezusem, a raczej jest wikłaniem się w zło. Bóg nie działa przez magiczne sztuczki i ręczne sterowanie. Człowiek ma być wolny, posługiwać się rozumem i sercem, masz się zastanawiać, czytać swoje wnętrze, interpretować świat, snuć plany, mieć marzenia, szanować swoje uczucia, tworzyć, szukać szczęścia, harmonii, a nie czekać na jakieś sygnały. Odmaszerować i starczy tych wkrętek.
  5. Ma ktoś może niepotrzebne salami leptkie?
  6. Masz jakieś iluzje, że wszyscy wszystkich szanują bo tak. W kontaktach opartych na samym seksie ludzie też stawiają granice, uzgadniają swoje oczekiwania, a poza tym skąd wiesz czy się szanują czy nie? Znasz takich? I czemu nazywasz to związkiem? Normalny związek się nie opiera na samym seksie. To, że są różne odchyły nie oznacza, żeby nie dążyć do norm. Normy są bezpieczniejsze, zwłaszcza że nie bardzo rozumiesz ludzkie relacje. Jeśli wszyscy się szanują, to skąd tyle patologii, tyle awantur wszędzie, skąd tylu kolesi, którzy przedmiotowo traktują kobiety i się tym przechwalają? Jeśli jesteś uległa, nie wierzysz w swoją wartość, nie wiesz czego chcesz, dodajesz do tego alkohol i zadajesz się z byle kim, to się nie dziw. I zastanów się, na czym Ci naprawdę zależy.
  7. Bo ludzie to nie są dobre istoty, atmosfera powszechnej miłości i akceptacji panuje tylko w sektach. Masz wybór z kim się zadajesz i na co temu komuś pozwalasz. Z tego korzystaj. Sama siebie szanuj.
  8. Rozdziel sobie zakochanie i powinność, to dwie różne rzeczy. Uczucie to splot różnych czynników, też nieświadomych i nie można sobie go zamówić na życzenie. Nie bez powodu w mitologii greckiej za zakochanie odpowiadał Eros, który strzelał z łuku w swoje ofiary - nie miały one wpływu na to, że trafił je strzał miłości. Nie można przeceniać irracjonalnej strony miłości, rozum ma znaczenie w wyborze partnera, ale raczej weryfikuje on sens uczuć, bo na uczucia nie mamy wpływu. Mówi się "serce nie sługa", mnie to denerwuje, jeśli chodzi na przykład o uzasadnianie zdrady czy rozwodu, ale wyraża to pewien aspekt miłości powszechnie znany - nie mamy wpływu na to, czy się w kimś zakochamy czy nie. To znaczy można unikać okazji, żeby się w kimś zakochać lub przeciwnie, dać sobie szansę i tworzyć okoliczności sprzyjające, ale to nie znaczy, że można się zakochać z rozsądku czy samego docenienia czyichś zalet. Wielu ludziom się to zdarza, że spotykają kogoś, kto teoretycznie byłby dobrym kandydatem, jest porządnym mężczyzną/kobietą, ma różne zalety, jest zainteresowany, ale, kurcze, nie ma uczucia. No i się nie da.
  9. Coś Ci się pomyliło nvm, nie każę Ci nic sobie wmawiać. Mi też się może coś pomyliło, wydawało mi się, że jesteś osobą wierzącą, a w moim odczuciu jeśli ktoś wierzący pod wpływem nerwicy idzie na całościową walkę z wiarą i Bogiem, to tylko pogłębia swoje rozdarcie, bo wiary nie można się wyzbyć na zawołanie. Jeśli wiara jest dla Ciebie tylko "infantylnym przylgnięciem", to może jednak nie jesteś wierzący. Na siłę nie można również wiary nabyć. Uważam, że trzeba być w zgodzie z sobą, bo zmuszanie się do czegokolwiek jest niszczące i nie daje poczucia sensu. Tylko nie wiem czemu utożsamiasz wiarę w ogóle z presją i kompulsywnością, zdrowa wiara tak nie wygląda ani nawet przeciętna. I czemu robisz ze mnie ośrodek jakiejś presji. Nie piszę, żeby kogoś nawrócić, po prostu siedzi we mnie takie licho, które każe mi czasem prowokować ludzi. I nie jestem na wystarczającym poziomie rozwoju empatii, żeby mieć cierpliwość do ludzi twierdzących, że świat jest dziełem przypadku. Gdybym naprawdę chciała kogoś nawrócić, to może bym wykazywała więcej empatii, delikatności i dialogowości. Tylko że do wiary nie można nikogo przekonać, bo to kwestia przeżyć egzystencjalnych, a nie argumentów. Można dyskutować o powstaniu świata czy światopoglądach, ale to są kwestie racjonalne, natomiast wiara jest też przeżyciem. Mam taki styl prowadzenia dyskusji, że występuję z pozycji racji, bo uważam, że jeśli się nie wierzy, że ma się rację, to nie warto w ogóle zaczynać dyskusji. Tak samo uważam, że jeśli się nie wierzy w powodzenie jakiejś sprawy, nie warto jej zaczynać i wychodzić z domu. To może być irytujące zachowanie.
  10. A skąd założenie, że powinnaś coś czuć? Miłość to nie tylko uczucie, lecz też wybór, a nawet święci przeżywają okresy oschłości. Poza tym Bóg jest dla nas bytem abstrakcyjnym, nie można go dotknąć, przytulić, pogadać twarzą w twarz czy pójść z nim na piwo. Więc odczuwanie miłości na podobieństwo tej do człowieka jest trudne, jeśli w ogóle możliwe. Poza tym odczuwasz teraz strach, śni Ci się koszmar w nocy i na jawie, to zmienia uczucia i przeżycia. Wiara jest zmieszana z tym lękiem. To jest normalne, pod wpływem emocji można myśleć różne rzeczy. Mi się też to zdarza, wtedy sobie "odmyślowuję", to nie jest rytuał, tylko wybór, np. mówię "nikomu źle nie życzę, to była tylko złość" albo "wcale tak nie myślę" albo "wcale nie chcę, żeby...". Ostatnio miewam pokusę, żeby przeklinać osoby, które mnie wkurzą. Więc od razu po tym, jak mam chęć to zrobić czy przeklnę kogoś (z rozpędu myśli, nie z wyboru), mówię sobie "nikogo nie przeklinam teraz i nigdy, a nawet jak kogoś przeklnę w przyszłości, to tego nie chcę i nie jest to ważne, bo to nie będę ja". Czasem muszę sobie ileś razy pomyśleć "nikogo nie przeklinam", żeby mi przeszły emocje i żeby we mnie przeważyło uczucie, że to złe i ma złe skutki. Dla mnie to zwycięstwo świadomych wyborów i moich decyzji nad impulsami, natręctwami (paradoksalne myślenie czegoś, czego się nie chce pomyśleć - z napięcia, żeby tego nie myśleć) czy złością. Nie wiem czy to są poprawne terapeutycznie metody, ale u mnie działają, to znaczy nie mam raczej natręctw, ale nie chcę mieć odpowiedzialności za jakieś zło i to mi daje spokój.
  11. Nie ma żadnego przykładu na to, aby przypadkowość tworzyła układy harmonijne, procesy celowe i skomplikowane, funkcjonujące według niezmiennych reguł i zaprogramowanych przy pomocy inteligentnie zaszyfrowanych kodów (jak DNA), twierdzenie takie jest absurdalne. Wszystkie takie systemy jakie znamy powstały dzięki inteligencji i twierdzenie, że akurat ze światem i istotami żywymi jest inaczej, mimo że to najbardziej genialny system jaki znamy, a kod DNA dopiero niedawno zaczęliśmy jako ludzkość odrobinę ogarniać, jest dla mnie podejrzane. Jest to jakieś skrzywienie poznawcze. Pokazuje też, że niewiara prowadzi rozum na manowce, ponieważ wymaga tego, aby zaprzeczać, że świat jest ładem i systemem działającym w sposób celowy i prowadzi do błędnego twierdzenia, że organizmy żywe rozwijają się chaotycznie i samorzutnie. Z kolei wiara i zaufanie do Stwórcy prowadzi do tego, aby odczytywać świat, a także siebie samego jako wiadomość, którą nam zostawił Bóg, szukanie ładu prowadzi do jego odnalezienia ("szukajcie a znajdziecie") i życia, myślenia zgodnie z ładem, porządkiem, czyli zgodnie z tym, co przewidział dla nas Programista i tak, że prowadzi to najlepszych efektów poznawczych i rozwojowych. Gdyby nauka nie szukała prawdy i porządku, to by się nie rozwinęła. Bóg uczynił człowieka istotą inteligentną i twórczą, aby był w stanie poznawać rozumem dzieło Stwórcy, zobaczyć złożoność i doskonałość świata, a także żeby z własnych zdolności do kreacji odczytał, że Bóg jest kreatywny. Stworzył też świat tak, aby poddawał się racjonalnemu poznaniu (stałość praw), był kompatybilny z ludzkim rozumem, choć widzimy też, że Twórca kosmosu i człowieka nas pod każdym względem przerasta.
  12. Wnioskowanie ze świata, że został zaprojektowany przez Inteligencję nie jest myśleniem teologicznym, ale po prostu myśleniem. Nie najeżdżam na nikogo konkretnego, po prostu pokazuję mechanizmy psychologiczne. Nie jest tak, że w takich sprawach jak istnienie Boga, można patrzeć zupełnie obiektywnie bez związku z własną postawą moralną i obawami o swoje zbawienie czy niechęcią do słuchania sumienia. Zresztą ten wątek pokazuje jak istotną dla człowieka kwestią jest lęk przez piekłem, choć u Ciebie i innych osób z natręctwami akurat nie wynika z on niemoralnego życia, tylko z nerwicy. Istnienie Boga rodzi pytania moralne i problem odpowiedzialności za swoje uczynki. Dla wielu ludzi wygodniej jest "uśmiercić" Boga lub znaleźć jakiegokolwiek boga, byle nie chrześcijańskiego z Jego ostateczną odpłatą po śmierci za wszystkie uczynki lub znaleźć jakiekolwiek inne wyjaśnienie powstania świata. Łatwiej niektórym nawet uznać, że życie przywlekli kosmici niż że stworzył je Bóg, bo kosmici to miłe ludziki, które nie chcą abyśmy się nawrócili i nie poślą nas do piekła. Jeśli ktoś się nie chce nawracać ani pójść do piekła, to musi sam siebie przekonać, że Boga chrześcijańskiego nie ma, a na wszelki wypadek żadnego osobowego. Istnienie zresztą Boga jakiegokolwiek, ale Stwórcy, implikuje konsekwencje moralne, Jeśli świat jest genialnym ładem, nie powstał przez przypadek, to znaczy że jego Stwórca może wyznawać ład w różnych dziedzinach, też moralnej. Ciężko uwierzyć, że komuś, kto stworzył człowieka, jest obojętne, jak ten człowiek się zachowuje. Jeśli go stworzył, to zapewne miał wobec niego jakiś zamysł. Na przykład stworzył go jako mężczyznę lub kobietę - a to już problem dla kogoś, kto wierzy że zmiana płci jest czymś normalnym. Lepiej dla niego, żeby świat i człowiek były przypadkowymi układami bez żadnego planu. Tak samo jeśli Bóg stworzył życie, sprawił, że całą natura się rozmnaża i uczynił człowieka płodnym, to można przypuszczać, że nie podoba mu się zabijanie, w tym aborcja. Niszczenie płodu, to wtedy niszczenie Jego dzieła. Poza tym jeśli świat jest ładem, to pojawia się imperatyw moralny - postępuj tak, jakby Twoje postępowanie miało być zasadą powszechną. Czyli odpada aborcja, samobójstwo, kradzież, oszustwo, szukanie własnej korzyści kosztem innych itd. Wpływ uczuć i postawy moralnej na poglądy dotyczy tak samo naukowców jak i "zwykłych" ludzi. Jeżeli ktoś jest rozwodnikiem czy zdradza żonę lub jest uzależniony od pornografii lub cieszy się prestiżem i uznaniem kolegów, bo wpisuje się w nurt ateistyczny i to karmi jego pychę albo zbudował na tym swoją pozycję, to będzie to wpływało na jego poglądy "naukowe" odnośnie powstania świata, zwłaszcza że jeśli chodzi o te teorie, nie ma tu żadnej twardej metodologii, ani nie da się zrobić badań czy eksperymentów (np. powtórzyć Wielkiego Wybuchu czy stworzyć człowieka z pantofelka), tylko dużo w tym spekulacji i interpretacji skąpych obserwacji, które można układać w różne modele. Katolicyzm mówi o jedności różnych aspektów człowieka, nie pokazuje np. ścieżki rozwoju tylko intelektualnego bez rozwoju moralnego, duchowego czy praktycznego. Żeby poznać prawdę (Boga), trzeba dobrze żyć, a żeby dobrze żyć, trzeba poznać Boga. Nie można poznać w pełni prawdy, żyjąc w moralnym kłamstwie. Żeby kochać bliźniego, trzeba mieć wiedzę i umiejętność pomocy, praktycznego działania, ale sama wiedza bez miłości nic nie wnosi, a wyłącznie egoistyczny pragmatyzm nie jest wartością. Itd. Oczywiście strach przed piekłem może być niszczący i wtedy chęć wyzwolenia się od niego jest naturalnym odruchem. A że jest to trudne, to można się szamotać i próbować wszystkiego, łącznie z osłabianiem swojej wiary. To nie jest ucieczka przed sumieniem tylko przed nerwicą (czyli niezawinionym cierpieniem). Ale dobrze szukać sposobów poluzowania, które nie będą działać kosztem prawdy.
  13. No żesz, co za niewdzięczny człowiek, sam Bóg mu wskazał ścieżkę jak zdać egzamin, a on potępiał przechodzenie na czerwonym świetle, zamiast być wyrozumiały Bo przyczyna odpowiada skutkowi. Inteligentne systemy nie powstają bez inteligencji, z chaosu nie powstaje sens itd. Jeśli odnajdujemy rysunki na skale przedstawiające ludzi, bizona czy boginię płodności, to wiemy że powstały w sposób celowy i stoi za tym świadoma istota, nie narysowała tego mrówka ani wiatr nie wyrzeźbił. Jeśli znajdziesz mapę, to wiesz, że nie powstała w skutek przyrostu mchu. Jeżeli widzisz jeża na dachu, to wiesz, że sam tam nie wszedł. Jeśli otrzymujesz tekst napisany jakimś szyfrem, to musiał go napisać ktoś znający ten szyfr. Jeśli widzimy piramidę, to wiemy, że ktoś obliczył jej wymiary. We wszystkich tych sytuacjach jest to dla ludzkiego rozumu jasne i oczywiste, tylko jeśli chodzi o istnienie Stwórcy, to ludzie szukają wykrętów i dezorganizują swój rozum, bo istnienie Boga rodzi konsekwencje moralne.
  14. Były też pewne korzyści, to było bezpieczne i nie groził Ci mandat. Ale rozumiem ból.
  15. Moim zdaniem tylko jeśli wiesz, że się narażasz na wypadek lub innych narażasz, ale to olewasz. Ja co drugi dzień przechodzę na czerwonym świetle, bo jest bardzo długie, a ucieka mi zwykle kiedy na nim stoję ostatni tramwaj, którym się nie spóźniam do pracy. Jak mi się uda, to moją reakcją jest "dzięki Ci Boże", bo gdyby się Bóg nie zlitował i nie było tej przerwy w samochodach, to bym się spóźniła. Choć wolę, jak Bóg robi zielone światło, zanim podjedzie tramwaj. Bóg za to pewnie woli, jak wcześniej wstaję rano.
  16. No kurcze, a skąd wiesz? I dlaczego uważasz, że BiełyjeRozy szuka wygody, a nie prawdy?
  17. Nie jest dobrze działać pod wpływem lęku, bo potem ma się poczucie straty i rozkminki, co by było, gdybym się nie bał. Lepiej zwykle się skonfrontować z wyzwaniem i przeżyć to, co jest do przeżycia. Ale też prawda jest taka, że rzeczywiście nie wiadomo jakby było. Może ten związek wcale nie byłby szczęśliwy. To znaczy dlaczego nie mogliście być razem? I kto tak zdecydował? Współczuję Ale są według mnie dwa wyjścia - albo próbować coś jeszcze zrobić albo pogodzić się z tym, że nie można nic zrobić, że to nie jest Twój wybór i że związek jest niemożliwy. Nie patrz na to, co było i czy mogłeś zrobić coś inaczej, pomyśl o tym, co teraz jest i czy możesz coś zrobić inaczej.
  18. Kleopatra, to akurat było racjonalne, bo służyło obronie czyichś interesów. Nieracjonalna jest np. miłość nieprzyjaciół albo strata życia dla zbawienia, co przyniosło chrześcijaństwo, dając nową przestrzeń wolności. Przynajmniej były to nieracjonalne rzeczy dla pogan, w tym Rzymu.
  19. anemon, rozumiem, ale po co się tak ograniczać?
  20. Wystarczy, jeśli Ty to tak zinterpretujesz
  21. Co do wpływu psychologicznego, to jedna osoba może mieć przez ideę grzechu pierworodnego poczucie przytłoczenia, a ktoś inny stwierdzić "sorry Boże, więc to nie moja wina". Każdy sobie bierze to, co jest zgodne z jego sposobem widzenia świata. Ale żadna z tych skrajności nie jest dobra.
  22. Dla każdego co innego może być punktem zapalnym. Dla mnie idea grzechu pierworodnego pomaga zrozumieć własną słabość i odpowiada prawdzie o naturze ludzkiej - że ma ona silne pragnienie dobra, a jednocześnie ulega słabościom i jest krucha w dążeniu do tego dobra. Można powiedzieć, że być skażonym grzechem pierworodnym, to tyle co być człowiekiem - wszyscy jesteśmy w tym równi i nikt nie został obciążony bardziej niż inni, wszyscy potrzebujemy Bożego miłosierdzia, a Bóg wie, że sobie bez tego nie poradzimy.
  23. Tak, wierzę Też w to wierzę! Bóg całe życie o nas walczy, pozwala nam błądzić, wychowuje jak dzieci, poucza, raz delikatnie, raz terapią szokową, bierze pod uwagę, na jakim jesteśmy etapie rozwoju duchowego. Przynajmniej taką mam nadzieję Tak odbieram swoją relację z Bogiem. Nie musimy być od razu doskonali, nie jesteśmy gotowym produktem. Owszem, człowiek otrzymał do Boga wolny wybór i Bóg potrzebuje interakcji, tego by człowiek Go wybrał i otworzył przed Nim serce. Ale twierdzenie, że Bóg nas szuka i znajduje do człowieka drogę jest na wskroś biblijne. Przecież one man show przytoczył postać "dobrego łotra" opisaną w Biblii. Wg. Ewangelii Jezus "łowił ludzi", a potem przekazał to zadanie apostołom. Rozmawiał z ludźmi, znał ich serca, tajemnice i nawiązywał z nimi dialog. Z drugiej strony uzdrowienie zależało od wiary chorego, a faryzeusze byli tak zatwardziali, że mimo cudów, znaków, obserwacji dobra, jakie czynił Jezus, wiedzy religijnej pozostali dziećmi zła. Przypowieść o dobrym pasterzu mówi, że Jezus poszukuje każdego z nas, pokazuje też, że nie nasza relacja z Bogiem nie jest oparta na równości i takich samych możliwościach. Pasterz wie dokąd zmierza, jest dobry, troszczy się o owce, zapewnia im byt, prowadzi je. Owca ma mały rozumek, nie przewiduje konsekwencji swych czynów, gubi się i żałośnie beczy. Pasterz jej szuka, bo ona sama nie umie znaleźć drogi.
  24. Kwestia tego, jaki psychologiczny wpływ ma na dziecko wiedza o grzechu pierworodnym nie jest chyba kwestią poglądów, wystąpiłam raczej z punktu widzenia zdrowego rozsądku, bo moim zdaniem popłynęłaś. Choć może masz jakieś złe doświadczenie w tej materii i nie powinnam tego kwestionować, ale według mnie nie trzeba o swoje problemy obwiniać jakiejś prawdy religijnej czy religii jako takiej, mogą być źli nauczyciele, fanatyczni rodzice albo ktoś może mieć problem wynikający z jego osobowości itd. Jakbym na przykład miała lęki społeczne, to raczej nie twierdziłabym, że to wina tego, że istnieją inni ludzie. Ale ludzkość nie wyszła.
  25. Serio tak uważasz? Naprawdę sądzisz, że na dziecku tak abstrakcyjna i oderwana od jego życia treść, jak grzech pierworodny, robi jakieś wrażenie i dziecko czuje się zbrukane? Nie przypominam sobie, aby nauka o grzechu pierworodnym zaważyła w jakikolwiek sposób na moim samopoczuciu i była ważną kwestią w moim dziecięcym życiu, dziecko nie żyje takimi sprawami, poza tym na poziomie dziecka wszystkie prawdy religijne podaje się "w sosie" tego, że Bóg nas kocha, Chrystus za nas umarł i odkupił nasze grzechy i takie tam. W dodatku wg wiary katolickiej chrzest zmywa grzech pierworodny, cokolwiek by to znaczyło, dziecko dostaje przekaz, że problem jest rozwiązany. No a jeśli nie jest ochrzczone, to rodzice powinni wziąć odpowiedzialność i mu to "wytłumaczyć", jak chcą wychowywać bez religii, to niech to robią skutecznie. Nie można zakazać wszystkich idei, żeby czasem ktoś niepoukładany religijnie się na to nie natknął i nie miał problemu.
×