
omeeena
Użytkownik-
Postów
6 031 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez omeeena
-
Giada, wysłałam do nich zapytanie o termin. Pewno za 3 lata...
-
I tu się pojawia szara polska rzeczywistość. Nie stać mnie na taką klinikę.
-
bvb25, poczytałam linka i rzeczywiście mam wrażenie, że to dla mnie ostrzeżenie. Nerwica, nerwicą, ale jak na wczasach miałam kłopoty z żołądkiem i wylądowałam w szpitalu, to lekarz stwierdził, że już po 3-5ciu dniach bez picia można się doprowadzić organizm do wycieńczenia, bo brakuje nam mnóstwa potrzebnych do funkcjonowania składników.
-
Pytałam tylu lekarzy o oddział leczenia włącznie nerwic. NIE MA! Na stronie szpitala sobieskiego kilkanaście oddziałów psychiatrycznych, ale każdy ogólny. Dla schizofreników, maniaków, upośledzonych umysłowo, nadużywających różnych środków, urojeniowców i nerwicowców.
-
Giada, pomijając jazdy psychiczne, ja się zaczynam obawiać o swoje ciało, nie jem, prawie nie piję, mam totalny absmak do wszystkiego. Mam wrażenie, że silniejszy organizm miałby więcej sił do walki z chorobą. Powiedziałam lekarce, że w szpitalu by mi zrobili badania, nawodnili, odżywili dożylnie, a ona na to, że w szpitalu to tylko karmią na siłę takich, co nie chcą jeść. I że oddziały są kilkudziesięcioosobowe, na salach leży czasem nawet po kilkanaście osób, ciężkie przypadki z lżejszymi, starcy z młodymi....Ani chwili ciszy i spokoju. Że jeszcze gorzej bym się tam czuła, niż w domu, a nic więcej niż w domu tam mi nie zrobią. Podadzą leki i każą leżeć.
-
Nic
-
coma, ja dziś miałam takie jazdy, że chciałam znów na ostry dyżur jechać i zostać, ale mi lekarz odradziła. Podobno szpital to nie miejsce dla nerwicowców...
-
Skończy się, tak jak pisałam rano. Ciężko
-
Jak mi to minie, a potem wróci w takiej samej postaci, to już nie będę walczyć. Zakładając w ogóle, że teraz wytrzymam....
-
Będzie ciężki, leki dają w kość! Kiedy przestaną choć trochę?
-
11 lat temu, jak traciłam przytomność na ulicy i miałam ataki, to bałam się, że coś wykryją. Potem, jak się okazało, że to psychika, odetchnęłam z ulgą. Depresja i nerwica były dla mnie abstrakcyjnymi pojęciami. Teraz zamieniłabym to, przez co przechodzę na realną chorobę. Mając zdrowy mózg potrafiłabym walczyć, tak jak z wieloma rzeczami w życiu (nota bene nawet kilkanaście pobytów w szpitalach nie było dla mnie taką traumą, jak TO) -- 28 paź 2012, 22:16 -- kaja123, z jednej strony racja, ale zostawiając córkę tak totalnie sobie samej, mogłoby dojść do tego, że spadnie na nią to samo, co teraz na mnie. A nigdy, PRZENIGDY nie chciałabym, żeby to przechodziła!!! Dlatego, kiedy jestem na dnie, staram się jej oszczędzić związanych z tym przeżyć, ale kiedy jest lepiej, robię wszystko, żeby się nie bała. -- 28 paź 2012, 22:19 -- HansKlosz, nie wiem, jestem na razie na zwolnieniu 2 miesiące z kawałkiem.
-
HansKlosz, pisałam, tak zrobię, jak tylko trochę stanę na nogi. Na razie w ogóle z domu nie wychodzę. Tak, jak wcześniej popołudnia były na bank mega, tak teraz potrafię się sypnąć podczas mieszania herbaty.
-
zenon1989, a mi się zaczęło od żołądka. I pod tym kątem zdarłam buty chodząc po lekarzach. A dziś wyczytałam w linku od kaja123, że: http://www.resmedica.pl/psychologia-i-psychiatria/nerwica-zoladka Nie zmniejszyło to moich mdłości, ale coś tam wyjaśniło -- 28 paź 2012, 21:09 -- jasaw, to oczywiste. Trochę trudne w realizacji, bo ciężko kogoś zmotywować, kiedy samemu jest się na dnie. Ale ona jest pojętna dziewczyna i nie będzie się bronić rękami i nogami, jak poczuje, że potrzebuje pomocy
-
dominika92, rozmawiałyśmy o tym. Ma psychologa w szkole nawet. Pójdzie, jak poczuje, że nie daje rady. A jak nie, to ja niego na nią napuszczę -- 28 paź 2012, 20:50 -- ladywind, i jak z tym żyjesz na co dzień???!!!
-
_wovacuum_, toć ja tylko cytowałam słowa doradców, którzy twierdzili, że powinnam się zająć sobą, a nie myśleć o rodzinie. Nie oczekuję, że zrozumie, co czuję, tylko tego, że nie umiem sobie z tym poradzić. Wymagać wsparcia nie muszę, bo jest przy mnie dzielnie. Tłumaczę jej, że to choroba, jak każda inna, tylko inaczej się objawia, więc jej nie rozumiemy. Jej ojciec to przeszłość, rozwiódł się z NAMI. Leczę się na razie farmakologicznie, 3ci miesiąc i 3ci lek. Jestem w takim stanie, że na terapię nie byłabym w stanie iść. Są tylko lekkie poprawy, na tyle, żeby coś w domu zrobić.
-
dominika92, przecież piszę, że rozmawiamy. Mówi, że się martwi, że jej mnie szkoda. Boi się, że tak już zostanie na zawsze... Uczy się nadal, czyta, chodzi na spotkania ze znajomymi...Ale szkoła ją drażni, nad lekcjami płacze, nie ma weny. Boję się, że nawet jak teraz nie wpadnie w jakiś dołek, to się rozsypie, jak ja, kiedy onegdaj moja mama wyszła ze szpitala po długiej i ciężkiej chorobie. Każdy mówi: nie myśl w przód, nie nakręcaj się, nie zakładaj złych rzeczy... Ale tak, jak mówisz, potem może być już za późno. Więc chcąc nie chcąc do lęków ch....j wie skąd dochodzą obawy o najbliższych.
-
zenon1989, bvb25, ladywind, to jak dajecie radę robić to wszystko, o czym piszecie???!!!
-
_wovacuum_, niektórzy mi piszą: duża jest, nie kryj przed nią swoich słabości, teraz ty jesteś najważniejsza. Ale mimo, że to panna, to zawsze moje dziecko, nie chcę, żeby cierpiała. Więc staram się jej oszczędzać TAKICH widoków. Na razie tylko raz miałam przy niej mega atak, płakała tak strasznie nie mogąc mi pomóc. Oczywiście, pociesza mnie, przytula, wspiera....Pomaga i wypytuje o samopoczucie. Kiedy czuję się lepiej, dużo gadamy (zresztą zawsze o wszystkim rozmawiałyśmy). Wtedy ja ją pocieszam, tłumaczę, że to minie (choć sama nie wierzę). Poza tym ma swoje problemy, w których muszę ją podnieść na duchu. Jest to bardzo ciężkie, bo o ile zawsze traktowałam jej nastoletnie "tragedie" całkiem poważnie, to teraz mi wszystko wisi i trudno się skupić na temacie. Mam ochotę jej wykrzyczeć, że wszystkie głupie nauczycielki, wredne koleżanki, krosty na buzi i brak chłopaka są niczym w porównaniu do mojej choroby! Ale przecież nie mogę! Była wesołą, dokazującą, pełną energii i entuzjazmu dziewczyną. Teraz cichnie, nie uśmiecha się, traci zapał do wszystkiego, zaczyna tracić wiarę w siebie. Szkoła-komp-tv...Nawet już nie rysuje A ja cierpiąca całymi dniami nie umiem jej z tego wyprowadzić. Boję się, że moja choroba ją odmieni...
-
Zawody...kawa....praca....ciasteczka....koncert...kino....wizyty....książki....kursy.... Ile Wy już się leczycie, że jesteście w stanie robić to wszystko?
-
Mushroom, a ja napiszę, jak zawsze pesymistycznie, że godzina męki dłużej
-
_wovacuum_, sama się sobą zajmuje, ma 17 lat. Tylko jest coraz bardziej zdołowana moim stanem.