Skocz do zawartości
Nerwica.com

klarunia

Użytkownik
  • Postów

    387
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez klarunia

  1. klarunia

    DDA a ZWIĄZKI

    Tak. Choć myślę, że teraz już nie.
  2. klarunia

    DDA a ZWIĄZKI

    Nie miałam. Wiesz, mój ojciec to był taki typowy piotruś pan, który był bardziej moim kolegą. Taki niepoważny. Za to moja mama miała ojca alkoholika. Jak to możliwe..? Hmm, może to dlatego, że miałam cudownego kuzyna, z którym wiele czasu spędziłam w dzieciństwie i który był naprawdę wspaniałym mężczyzną. Może to właśnie jego wzięłam sobie za wzór? Później jeszcze zaczęłam chodzić do szkoły katolickiej. Często tam organizowało nam się rekolekcje i zapraszano naprawdę wspaniałych zakonników i księży. To byli tacy szlachetni ludzie, od których aż światło biło. Za każdym razem, kiedy spotykałam kolejnego wspaniałego mężczyznę powtarzałam sobie w głowie, jacy to mężczyźni są wspaniali. W końcu nabrałam na ten temat mocnego przekonania. Teraz, jak myślę mężczyzna, to wyobrażam sobie kogoś takiego szlachetnego, dobrego, współczującego, silnego i w ogóle wszystko, co najlepsze. Za to z kobietami mam problem :)
  3. klarunia

    DDA a ZWIĄZKI

    Nie. Ja jakoś trafiam zawsze na niesamowicie ciepłych facetów, którzy bezbłędnie rozpoznają moje emocje i umieją zareagować. To dla mnie dziwne, bo taką "więź" czuję raczej z mrocznymi typami. Ale w sumie tych opiekuńczych podziwiam i oni mnie zawsze zachwycali. Choć oczywiście nie mówię o facetach typu "ciepła klucha". Nie wiem, ale w jakiś sposób wbiłam sobie do głowy taki "wzór prawdziwego mężczyzny". W ogóle mężczyźni, z którymi się wiążę moim zdaniem o wiele lepiej odczytują emocje i są milion razy bardziej współczujący niż jakakolwiek kobieta.
  4. Ty tak naprawdę sama siebie nie uważasz za brzydką. To Twoi rodzice tak uważali. Tylkoże nie oddzielasz ich zdania od swojego. Nie odróżniasz. Nie wiesz, gdzie kończą się oni, a zaczynasz Ty. Poza tym przestań mówić, że "nie potrafisz". Z takim podejściem w stylu "może kiedyś" to Ty się nigdy nie zmienisz. Jak chcesz iść zrobić np. zakupy, to nie mówisz "nooo, moooże kiedyś pójdę do Tesco", tylko myślisz: "Idę". No i idziesz. Tutaj przyjmij takie samo nastawienie i będzie ok.
  5. klarunia

    DDA a ZWIĄZKI

    Nie, nie wierzę bez powodu. U mnie takie wątpliwości, o jakich mówiłaś wypływały z mojego braku wiary w miłość drugiej osoby wobec mnie, pomimo jej wszelkich starań. Ale w końcu wzięłam i to zmieniłam, bo stwierdziłam, że to bez sensu
  6. klarunia

    DDA a ZWIĄZKI

    Przeczytałam trochę wątku i zastanawiam się... Dlaczego właściwie tak jest? Dlaczego ciągnie nas do takich mężczyzn? Niektórzy pisali o tym, że w takich związkach czujemy się "znajomo". Jak myślicie, czy to jedyny powód? Bardzo mnie to zaciekawiło. Poza tym napiszę też, jak to jest ze mną: Obracam się na studiach raczej w towarzystwie ludzi, którzy nie przeginają z piciem. Piją, ale nigdy nie widziałam w swoim towarzystwie nikogo pijanego. Nigdy. I to z reguły z tymi ludźmi chodzę na imprezy. Jednak wczoraj zostałam zaproszona do innych osób, które lubiły więcej wypić. Wszyscy się upili poza mną (piłam tylko wodę mineralną i soczek :) ). I był tam taki mój kolega z uczelni... popisywał się najbardziej. Wypił dużo. Przeklinał, jak oni wszyscy. Ale zawsze czułam, że jest do mnie w jakiś sposób podobny. I coś mnie do niego przyciągało. Wydawało mi się, że mamy takie same rany. Dziwi mnie to, bo normalnie, kiedy ktoś się upija i zachowuje jak żul pod sklepem, i przeklina co drugie słowo, to mnie to na kilometr odrzuca. A z nim tak nie jest. Mam wrażenie, że on potrafi przeszyć mnie spojrzeniem na wylot i zobaczyć wszystko. Po prostu w jakiś sposób czuję, że mnie rozumie i widzi, co mam wewnątrz. Dokładnie to samo czuję wobec takiego jednego prowadzącego ćwiczenia u mnie. Młody facet. To dziwne uczucie... W sumie z jednej strony mi się podoba, ale z drugiej serce mi mówi, że to nie o to chodzi. Mam dla niego morze sympatii, ale niekoniecznie tak, jak bym była zauroczona. Jest dokładnie tak samo zamknięty, jak ja. Mam wrażenie, że on jest dla mnie takim trochę prezentem, lustrem, w którym mogę się przeglądać i zobaczyć, kim jestem. I jeszcze coś: żeby było śmiesznie związana jestem z chłopakiem, który nie jest zaburzony. Jest ciepły, kochający. Postanowiłam sobie, że takiego znajdę i znalazłam. I go uwielbiam. Dziwi mnie to wszystko strasznie. -- 02 lip 2012, 20:12 -- Mam tak tylko do pewnego momentu, a jak postanowię sobie, że będę pewna tego,co ktoś do mnie czuje, to to znika.
  7. No dobra, spoko :) Choć co innego trochę miałam na myśli. Myślę, że wypowiedź Candy bardziej jasno oddaje mój punkt widzenia, niż moja własna. Ale prawda jest taka, że kilkudziesięcioletnie trwanie w jednym problemie uważam za głupie, niestety. I mnie z kolei co innego denerwuje. I też nie bardzo wiem, jak to napisać. Chodzi o to, że kogo chorego nie spotkam, to wydaje mi się, że on nie chce się zmienić. Niby cośtam robi, ale tak naprawdę nie chce. Woli raczej korzyści płynące z choroby. To dla mnie trochę jak w filmie "Lot nad kukułczym gniazdem". Mam taką filozofię, że 99% takich rzeczy jest kwestią wyboru. Uważam, że decyzja to potęga. Że można pewnego dnia wstać i powiedzieć "idę sobie stąd". I pójść. Taki sposób myślenia ma też Daniel Ilabaca, może go kojarzycie? Można go znaleźć na youtube mi. w filmiku "Choose not to fall" (jest z polskimi napisami) Myślę, że jest to osoba, która bardzo ładnie wprowadza to w czyn. No, ale dobra :) jeszcze raz podkreślam, że to wyłącznie moja opinia i nie rozgadowuję się już więcej :)
  8. Candy14, też tak uważam. Jestem zdania, że jest to kwestią naszego wyboru, tak, jak napisałaś. Sama też czasem wybierałam źle dla siebie. Stąd mój pogląd, że nie potrzeba x lat, żeby się zmienić. Myślę, że taki pogląd może bardzo pomóc i bardzo przyspieszyć wyzdrowienie z czegokolwiek. Może autorce tematu tez pomoże.
  9. A to jest już nieuprzejme z Twojej strony. Ja wyraziłam swoje zdanie, do czego miałam prawo i podkreśliłam, że jest to moje zdanie i że pewnie większość się ze mną nie zgodzi. A Ty? Niezbyt miły zwrot: "pitolisz". Poza tym nie postawiłam żadnej diagnozy. Jak się ze mną nie zgadzasz, to nie narzucaj mi swojego zdania, tylko napisz, że Ty masz inne.
  10. Nie lubię takich stwierdzeń w stylu "nie potrafię przestać", "to silniejsze ode mnie", "to wina choroby" itd. E tam, sama przez wiele takich rzeczy przechodziłam i zawsze wystarczyła determinacja i czas, żeby się tego, czy tamtego pozbyć. Jejku, tyle jest informacji teraz na różne tematy, sposobów leczenia itd. Dla mnie takie trwanie przez x lat w jednym i tym samym problemie to po prostu kwestia wyboru. Po prostu lenistwo. Wiem, pewnie większość tu się ze mną nie zgodzi, ale jestem zdania, że problemy typu anoreksja, czy takie jak Ty masz nie wymagają niewiadomo ile dziesiątek lat, żeby się ich pozbyć. Trochę czasu trzeba, ale bez przesady. Za rok, dwa mogłabyś być zdrowa. Jakbyś była wystarczająco dociekliwa to znalazłabyś źródło tego. Może ktoś powie, że osądzam. To prawda, osądzam, ale takie jest moje zdanie. Już mam dosyć słuchania o tym, jak to ludzie są bezradni i jak to nic nie mogą zrobić i tych pytań w rodzaju: "chciałbym, ale jak?". Dla mnie to głupie.
  11. Z tym Jezusem, to komuś chodziło o książkę: "Jezus najlepszym psychoterapeutą wszechczasów" Też polecam. I zdecydowanie: "Uratuj mnie"
  12. a ja nie; nie potrafię i to mnie dołuje -- 30 cze 2012, 11:43 -- Ja odwrotnie: tyle rzeczy mogłabym mieć a nie mam. Nie umiem spojrzeć w drugą stronę. Nie martw się. Może niestety mózg ludzki nie działa w pewnym sensie logicznie i takie racjonalne wytłumaczenie sobie, że warto się cieszyć raczej nie zadziała, ale jeżeli jesteś zdeterminowana, to wierzę, że zmienisz się :) :) :)
  13. Candy14, piątka :) ja też tak mam, że cieszę się każdą małą rzeczą :) Cieszy mnie np. to, że wstaję każdego dnia wyspana, bo ileś lat temu chorowałam na bezsenność. Cieszy mnie to, że jestem zdrowa, że mam włosy, twarz, ręce, nogi. Bo wiem, że wcale nie musiałam tego dostać od Boga, bo są ludzie, którzy nie dostali. Poza tym wiem, że gdybym to straciła, to żałowałabym najbardziej, że nie cieszyłam się tym, kiedy to miałam. Kiedyś doszłam do takiego wniosku i zastanowiłam się: "Czemu nie miałabym zacząć cieszyć się tym już teraz?". Czuję się bardzo obdarowana. Tylu rzeczy mogłabym nie mieć, a dostałam. Kiedyś też jednak czułam się gorsza, tak, jak Wy. A jeżeli chodzi o zazdrość, to zazdrościłam głównie jednej rzeczy: tego, że ktoś był lubiany, popularny, kochany. I to za nic. Zazdrość o to była we mnie od przedszkola, aż po liceum. Poza tym zazdrościłam innym też talentu matematycznego. Teraz jestem na studiach i nie jestem zazdrosna, ani nie czuję się gorsza. W ogóle z tym poczuciem gorszości, to pewnego dnia moja pani psychoterapeutka rozmawiała ze mną o mojej mamie. I po tym spotkaniu z jakąś taką wielką mocą sobie uświadomiłam, że różne rzeczy, które mi bardzo przeszkadzały w życiu nigdy nie należały tak naprawdę do mnie, tylko właśnie do mojej mamy. Na przykład strach. Ona się wielu rzeczy bała i ja się zaczęłam bać tych samych rzeczy. Tak samo z poczuciem, że jest się gorszym. To ona miała to poczucie na swój temat, ale przerzuciła to na mnie tak, żebym to ja czuła się gorsza. I uświadomiłam sobie po tej rozmowie, że w rzeczywistości nigdy tak nie myślałam o sobie. To moja mama tak myślała.
  14. Prawda! Ja jestem chuda naturalnie. W sumie mnie to nigdy bezpośrednio nie spotkało, ale... pośrednio tak No bo ciągle się mówi o szczupłych kobietach: "patyczaki", "chudzielce", "chłopczyce", "kościotrupy". Albo, że nie mają biustu. Okropne! Ja z tego powodu miałam też problemy z jedzeniem. Przejełam się tym i paradoksalnie przez to nie mogłam jeść. -- 24 cze 2012, 11:17 -- Wszyscy wokół używają takich określeń, a potem się dziwią skąd dziewczyny mają kompleksy. I tak się non stop powtarza "uwierz w siebie", "uwierz, że jesteś piękna", a zaraz dokładnie ta sama osoba powie, że chude kobiety to "worek z kośćmi" albo coś podobnego. Niestety nie mozna im zakazać tak mówić i myśleć. Można tyko na to pozwolić i wierzyć w swoja prawdę.
  15. Jej, cieszę się, że jest tu taki temat. Ja też miałam ostatnio problemy z jedzeniem. Nigdy nie byłam anorektyczką i nie myślałam, że chcę się odchudzać. Tylko po prostu czasem też tak mam, że nie chce mi się jeść i muszę w siebie wmuszać. Ech, niestety jest to na tle stresowym. Na szczęście nie wymiotuję, ale takie jedzenie jest średnio przyjemne. Normalnie jem dwa razy więcej i z przyjemnością, a tu takie zmuszanie się. Boję się też, że będę cały czas chudła, ze zamienię się w szkielet I to paradoksalnie też mnie powstrzymuje od jedzenia.
  16. No cóż. Może jak napiszę o sobie to Tobie też pomoże. Mam aktualnie dwie wspaniałe znajomości: niesamowitego przyjaciela i kochanego chłopaka. Ten mój przyjaciel już tyle razy mi pokazał, że nie obchodzi go, że tyle narzekam, że wielu rzeczy się boję itd. Bałam się, że to go ode mnie odepchnie, ale nie odepchnęło. Nawet dwa razy powiedziałam mu wprost o swoich obawach i za każdym razem mnie uspokajał, że z jego strony to jest szczere. Tak samo mój chłopak. Z nim był jeszcze większy problem. Długi, długi czas miałam wątpliwości, czy mu na mnie naprawdę zależy. A przecież tyle od niego słyszałam czułych wyznań, tyle komplementów, tyle słów pocieszenia na różne tematy, tyle mi poświęcił czasu i uwagi. Z każdym krokiem okazuje się tym mężczyzną, którego sobie wymarzyłam. I pomimo tego wszystkiego cały czas się bałam, że jest tylko chwilowe, że to nieprawdziwe, że nieszczere itd. Warto uwierzyć w miłość drugiej osoby. Nie jestem pewna, czy to jest Twój problem, ale... napisałam :) może komuś pomoże :)
  17. Bez przesady. Z takim podejściem jak Twoje nigdy niczego się nie osiągnie.
  18. Denerwuje mnie strasznie, że nikt mi nie wierzy. To, co opisałam, to NIE SĄ techniki relaksacyjne. Moja bezsenność też była ciężka. No kurde, nie spałam przez pół roku... Może ludzie wolą zażyć jedną tabletkę i mieć spokój, niż zastanowić się nad sobą. Ale moim zdaniem jest to głupotą. Bo bezsenność bierze się z wnętrza człowieka, rzadko to wynika z jakichś chorób fizycznych. Naprawdę nie rozumiem, czemu nikt mnie nie słucha. Sama się wyleczyłam, podaję swój przykład, że tak też można, a wszyscy odrzucają to rozwiązanie już z miejsca, nawet nie próbując. Beznadziejne. Naprawdę mnie to wkurza. A pisałeś, że niby jesteś zdesperowany... :/ No kurde, wiem, co mówię. Też tak miałam. Przez pół roku nie spałam i też nie z powodu silnych lęków. Po prostu nie spałam. Jakby mi ktoś wtedy powiedział, że mam poczucie winy związane z mamą, to bym mu nigdy nie uwierzyła. No bo tu właśnie o to może chodzić: że poczucie winy jest NIEUŚWIADOMIONE, czyli, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, że coś takiego w tobie jest. Mi się to akurat udało odkryć w sobie przypadkiem i fartem, ale dopiero po pół roku. Przynajmniej spróbuj, a nie od razu, że nie :/ Naprawdę mnie denerwuje takie podejście ludzi. Z resztą z tym poczuciem winy to nie jest tylko moja opinia, ale opinia również pewnej pani, która to badała. Trochę o tym czytałam. Po prostu zastanów się bardzo intensywnie i długo, czy masz poczucie winy. Jejku, to naprawdę nie boli!
  19. U mnie problemy ze snem występują tylko z dwóch powodów: nieuświadomiony strach i nieuświadomione poczucie winy. Wtedy mocno się zastanawiam nad tym i sen zawsze przychodzi. Kiedyś, jak byłam w gimnazjum miałam ogromne problemy ze snem przez pół roku. I pamiętam, że kiedy to jeszcze trwało, pewnego razu mama miała do mnie jakieś pretensje i poszłam do swojego pokoju, po nieprzyjemnej wymianie zdań z nią. I wtedy jakoś tak pojawiła mi się w głowie myśl: "Przecież tyle dziewczyn nie dogaduje się ze swoimi mamami. To przecież nie twoja wina...". I od tamtej dokładnie chwili zaczęłam spać normalnie. Po prostu przez cały ten czas czułam się winna za to, że nie dogaduję się z mamą, a w tamtym momencie wybaczyłam to sobie. Na studiach miałam też przez pewien krótki czas problemy ze snem. Wtedy zaczęłam sobie przed snem powtarzać zdanie: "Z miłością żegnam ten dzień i zanurzam się w spokojny sen, wiedząc, że jutro samo o siebie zadba." To było zdanie z pewnej książki. Teraz śpię jak dziecko i kompletnie nie mam z tym już problemu.
  20. Mamy trudniejsze życie? Nie sądzę. Ja widzę wokół siebie tyle szans. Jestem już prawie zdrowa, właściwie na granicy zdrowia. A w moim mieście tyle rzeczy można robić, tyle zainteresowań rozwijać. Jest tyle darmowych grup wsparcia. Jest tyle ścieżek do wyboru. Ja widzę wiele możliwości pracy. Ogłoszenia dałam o korepetycjach z matematyki, to co chwilę ktoś do mnie dzwonił. Nawet wczoraj zadzwonił. I miałam dużo uczniów. Nawet choćby z tego mogłabym się utrzymać. Naprawdę, jest tyle szans. Można nagle znaleźć się w zupełnie innym miejscu... Nie uważam, że mamy gorzej. Myślę, że zależy co się z tym zrobi. I czy się dostrzega możliwości. Dziasiaj byłam smutna po słabo zdanym egzaminie i jakaś pani dała mi chusteczki w tramwaju, a inna ze mną rozmawiała. Nawet taką prostą życzliwość można spotkać. Ten świat naprawde nie jest taki zły.
  21. A ja zrozumiałam w pewnym momencie, że wszystko to, czego mi brakuje dostanę od Pana Boga.
  22. Niewarto. Jest tylu wspaniałych, kochanych mężczyzn na tym świecie, że naprawdę niewarto czekać, aż jakiś oszust się "zmieni".
  23. Mówię,że trzeba się dłużej zastanowić. To nie ja mam wiedzieć, tylko Ty.
  24. klarunia

    Witam :)

    Studiuję na drugim roku, a sesja nieźle się zapowiada, więc pewnie niedługo na trzecim :) Mam 20 lat. Może nie powiem skąd jestem A czego słucham... hmm... najbardziej kocham muzykę klasyczną, ale mogę słuchać prawie wszystkiego. Od Apocalyptici, poprzez pop, hip hop, a nawet disco polo :) Kocham też sama śpiewać. A przede wszystkim malować. I pisać. Marzę o wydaniu książki, ale najpierw trzeba skończyć :) No i o napisaniu podręcznika do matematyki wyższej, a dokładnie do analizy :) A co czytam, to poezję. Z książek prawie nic, bo nie przepadam. Moją ulubioną jest "Sto lat samotności".
  25. carlosbueno, coś w tym rodzaju. Chociaż i tak jest ze mną bardzo dobrze. Pewnie prędzej, czy później opiszę swoją historię w innym dziale. Chciałabym jeszcze tylko doprowadzić do takiego stanu, że byłabym całkiem spokojna. Spokojna o to, że nie muszę nikogo do siebie przykuwać kajdanami, żeby ze mną został. -- 25 cze 2012, 23:37 -- Załamuje mnie to już jestem prawie jak powietrze... a przynajmniej tak się czuję... czemu zupełnie nie umiem przyciągać do siebie ludzi? Niby mam chłopaka i dobrego przyjaciela, ale... nic poza tym. Praktycznie nikt nigdy mi niczego nie proponuje, o wszystkich ja muszę zabiegać To jest okropne Nikt do mnie nie napisze, nikogo nie interesuje rozmowa ze mną Nie rozumiem Mam przecież tyle zainteresowań, i niby wielką wyobraźnię A jednak nikt o mnie nie zabiega, nikt nie pyta o spotkanie Mam już tego dosyć I problemem jest też to, że sama nie lubię jakiejś wieliej grupy ludzi. Lubię tych podobnych do mnie, z wyobraźnią, którzy umieją zrobić coś głupiego i mają wyraźną osobowość. Ale ich też nie obchodzę Mam dość tej sytuacji Moja terapeutka twierdzi, że mogłabym spokojnie jak magnes przyciagać do siebie ludzi, a jednak nic takiego się nie dzieje Czuję się jak ktoś nieważny Kiedy byłam dzieckiem nikogo nie obchodziłam i teraz też nikogo nie obchodzę bez sensu
×