Skocz do zawartości
Nerwica.com

Flea

Użytkownik
  • Postów

    375
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Flea

  1. Flea

    DA - czy będę mieć DDA?

    A ja myślę, że DDA to trochę jak kiepski tatuaż. Masz, przykrywasz i pilnujesz żeby nikt się nie dowiedział. Z czasem, z pomocą terapeuty uczysz się akceprować fakt, że istnieje, że jest i masz do tego prawo. Ale tego się nie gubi ot tak. Dzisiaj jestem, jutro nie. To proces, który trwa. Co do autora wątku. Daabym wiele, żeby wiedzieć jako dziecko co mnie może spotkać. Wtedy poradziłabym sobie lepiej z wieloma rzeczami, zwróciłabym uwagę na zachowania i takie tam. Wtedy się było po prostu córką pijaka i kropka.
  2. Użyłam DDA bo tak szybciej. Nie ma ludzi zdrowych są tylko niezdiagnozowani. Więc wszyscy są jakoś dysfunkcyjni na swój sposób. Jestem wręcz przeciwna podpieraniu się "bo ja jestem DDA" jako usprawiedliwienie swoich wad i lęków. Mamy temat o rodzinach dysfunkcyjnych: rozwiedzione też są dysfunkcyjne. To co mnie mierzi to, to że ktoś rości sobie prawo do poczucia się lepszym, bardziej kompetentnym i wiedzacym lepiej od samego zainteresowanego. I tu zawsze padają słowa " ty musisz, powinieneś, tak się robi w społeczeństwie" i proszę... Dzieciak właśnie dostał mega dawkę informacji, że jest odszczepieńcem od plemienia porządnych, szanowanych ludzi. A gorszość wynika z tego, że ktoś w twojej rodzinie pił. Tak jakby dziecko miało wpływ na to. To rozdarcie pomiędzy kocham- nienawidzę , zrozumie tylko dziecko alkoholika (przemocowca, gwałciciela itd.) obcym wstęp powinien być zabroniony. Nie czuję, że osoba totalnie pozbawiona wiedzy, empatii i rozumu może pomagać dzieciom z rodzin dysfunkcyjnych, tylko dlatego, że poczuł misję zbawiania świata. Ja takich zbawicieli widziałam mnóstwo, od psychologów po nauczycieli którym jak się mówiło, że ma się próbę samobójczą po śmierci ojca, to każą na karteczce pisać co w sobie lubisz a w międzyczasie śmiać się ze swoją asystentką, koleżanką whatever. Sorry, że tak się rozpisuję ale mi się tak ruszyło, ale nawet się nie spodziewałam, że może mnie jeszcze tak zaboleć.
  3. Wiesz ...też tak samo pomyślałam ale teraz sądząc po reakcjach to daleka jestem od tego, żeby znaleźć chociaż jedną osobę z dysfunkcyjnej rodziny.Wróć! Takiej, która sobie z tego zdaje sprawę. Nikt z nich nie słyszał o terapiach (wytrzeszcz oczu że to w Polsce już są- bo terapeuta to tylko w Stanach i tylko w telewizji) to lekceważące podejście, że jak ktoś ma problemy to niech się ogarnie. Że patologia, syf, kiła i mogiła. I ... No wiecie to się czuje. Jak w klasie. Niby współczucie, niby troska ale przy okazji misja "ja cię poprostuję" a nie zwykła chęć pomocy człowiekowi bo warto. Dziś wykłady z panią doktor Bejger. Cudowna kobieta pełna ciepła, pełna empatii i zrozumienia. A miałam ochotę podejść i poprosić żeby mnie pogłaskała. I żałuję, że takich ludzi nie spotkałam na swojej drodze kiedyś. Wiecie co. Z tego się nie wyrasta, to nie mija. Wraca jak bumerang. Tylko inaczej. Inna wiedza inne podejście, ten wstyd, ta paląca bycia "normalną", ten brak zrozumienia, to kiedy czujesz, że jesteś tak czy inaczej odszczepieńcem bo jesteś z patologii. Niedostosowanym, z depresjami i innymi lękami podświadomymi. Kiedy psycholog nabija się z terapii, która dla mnie jest zbawieniem i mogę normalnie żyć to mam ochotę strzelić ją w gębę i zaprowadzić do domów gdzie matka i ojciec oboje bici jako dzieci, molestowani przekazują dalej utarte schematy. Że tym dużym też trzeba pomóc, że oni nie wiedzą, nie rozumieją i cierpią. Mało tego, nie wiedzą nawet jak odróżnić depresanta od reszty społeczeństwa... I tekst" bo ja oglądam taki program i tam o depresjach mówią, i tak się zainteresowałam" to mi się słabo zrobiło. Nie mają pojęcia co czuje i myśli człowiek w depresji. I poraża mnie to, że ludzie nie mający pojęcia co się dzieje w głowie takiego dziecka idą do ośrodków i wbijają swoje metody wychowawcze pięścią, wykrzywioną gębą, pogardą. Trudno jest kochać wszystkich, ale poszanować da się. Uruchomił mi się cały żal chyba do wszystkiego, nie dla tego że jestem DD tylko pojawia się pytanie " skąd w was ludzie tyle pogardy, skąd tyle nienawiści..." Teraz jestem dorosła, ale widzę co musiałam przejść jako dziecko i wiecie co? Jestem dumna ze swojego dziecka, że zdało klasy, poszło na studia zostało dobrym nauczycielem i dziś jest cenione jako pedagog. Bo nie w pieniądzach tkwi siła. Kiedy wracają moi uczniowie i dziękują, kiedy mówią mi dzień dobry (i nie jest to burknięcie ) ściskają, kiedy dzwonią mamy, że rozpaliłam w dziecku pasję - to jest moja nagroda i to jest moja zapłata. Ale mi się wylało. :) będzie dobrze, trzeba robić swoje.
  4. Postanowiłam napisać bo bawi mnie to trochę, trochę przeraża... Jestem na podyplomowych z resocjalizacji i socjoterapii. I chyba jedyna jestem jako DDA/DDD. Wszyscy są dorośli, większość jest nauczycielami. Sposób w jaki pani psycholog opowiada o swoich doświadczeniach z dziećmi z domów dys poraził mnie a reakcja studentów przyprawiła o zawrót głowy. Np. Weszłam do domu, a tam syf, klątwy...normalnie nie wiedziałam co mam powiedzieć ( p. Pedagog i psycholog). Coś co dla mnie było normą, dla nich jest mega patologią, więc na sali pojawiają się różne achy, ochy, cmokania, kręcenie głowami, piętnowanie. Na cechy dda to mało nie pospadali z krzeseł : o boże, o jezu, o maryjo. Co wtrącę z własnego doświadczenia kwitują : wcale tak nie jest. Depresja jest dla nich czymś tak obcym i odległym jak Pluton czy Jowisz. Jest - ale czy ktoś go widział? Metody "aktywizacji" w klasie mnie samą przyprawiły o zawrót głowy i z automatu uruchomiły bunt. Przeraża mnie, że ci ludzie będą resocjalizować młodzież. Dochodzę do wniosku, że doświadczenia własne wzbogacone o wiedzę książkową są cenniejsze i dzięki temu wiem, że będę w stanie pomóc. Bez oceniania, bez głupiego uśmiechu, bez wywracania oczami i będę wiedziała co powiedzieć wchodząc do domu alkoholika. Z tego się jednak nie wyrasta. Ciągle mam wrażenie, że gdybym się przyznała że jestem DDA to grupa by chyba wylewu dostała i zaczęła cmokać ojojojoj a potem odszczepiła- bo przecież gorszy, przestępca, nie powienien się znajdować z nami na auli. Co jeszcze usłyszałam? Jak ktoś się źle uczył ( tu mogę podać rękę) to nie będzie nigdy kompetentnym pracownikiem i pewnych zawodów wykonywać nie powinien. Ha ha ha ha liceum w moim wykonaniu same mierne, na studiach byłam piątkowa. Szok!!! I pracuję w zawodzie a nie powinnam. Że dzieci mniej zdolne ( w tym patologia) powinny iść do zawodówek. Jakiż numer wywinęłam społeczeństwu.... Aaa i za depresję lękową powinno się usuwać ze studiów. Czyż nie jest to dostateczny powód? Tak się chciałam z Wami podzielić poranną refleksją.
  5. Flea

    przegrawszy

    Doskonale znam ten stan, kiedy się leży i fantazja podpowiada co by było gdyby. Nawet w myślach rozparcelowałam swój śmieszny majątek. Dużo lęku, wstydu strach przed wyśmianiem dziecka został w ciele dorosłego. Byłeś dzieckiem, które sobie nie poradziło w trudnej sytuacji i niestety gro dzieci tak ma. Pytanie co JA dorosły z tym robię. Lęk o rodzinę wynika z czegoś. Moczenie dzieci (jeżeli nie ma podłoża medycznego) wynika głównie z chęci zwrócenia na siebie uwagi, chociaż dziecko nie zdaje sobie z tego do końca sprawy i broń boże nie robi tego celowo. Gdzieś jednorazowo, "siknięcie" w majtki dało poczucie, że matka się interesuje i poświęciła kawałek czasu i tak dzieciakowi zostało. Organizm swoje, a głowa swoje i dzieciak nie panuje nad tym. Powiedzenie ojcu, zdrada! Mama zdradziła nasz "sekret" za co się jeszcze dzieciakowi oberwało. Nie miej żalu do rodzica bo jako ojciec też byś się potężnie wku...ł, gdybyś musiał wstać rano a dziecko drepcze i miarczy po nocy. Okrutne? Tak ale to samo życie. Z takich rzeczy pozostają irracjonalne lęki i chęć "ukrzyżowania" się, stąd cierpienie i poczucie winy. Stąd też bierze się perfekcjonizm. Jak będę idealny to nikt mnie nie wyśmieje bo nie da się skrytykować ideału. Z tym, że ideał nie istnieje. Jestem z Ciebie dumna i na prawdę cieszę się, że się udało wyjść, załatwić kilka rzeczy. Zrobiłeś niezły postęp i zacząłeś pracować nad sobą. Brawo!!!!!! Traktuj wyjścia zadaniowo. Ograniczenia czasowe, szybkość wykonania zadania, sprawdzenie ile czasu mi to zajmuje pozwala na chwilę odgonić natrętne myśli. Mam zadanie dla Ciebie. Chciałabym żebyś rano wyznaczył sobie karę. Coś dla zdrowia (zimny prysznic, zjedzenie czegoś zdrowego a czego nie lubisz) ale musi Ci to sprawić autentyczną przykrość. A potem wyjdź na miasto. Zaryzykuj wyjście bez natrętnych myśli i bez lęku. (Kara była to możesz spokojnie wyjść). Wyobraź sobie jak idziesz ulicami śmiało, z podniesioną głową i zadowolony. Zaryzykuj bycie zadowolonym i zobacz co się stanie. Nic nie tracisz, a im bardziej sobie mówisz, że tracisz to tak się dzieje. Życie przed Tobą, teraz nie jutro zacznij nowe. Zrób coś na co nie miałeś do tej pory siły. Po prostu wstań i zrób to. Nie słuchaj wewnętrznych wymówek, podpowiedzi. Wstan i na przekór myślom zrób. Bunt na pokładzie!! Zastanawia mnie inna rzecz. Jak mama poszła rodzić brata do szpitala to czy ktoś Cię przygotował na to? Powiedział, że mama musi pójść na kilka dni do szpitala, że pojawi się brat? A żale wylewaj, wylewaj wszystko co siedzi w środku. Jak przeczytasz to za miesiąc to będziesz miał czarno na białym, jak bardzo się zmieniłeś. Do dzieła!
  6. piernikowa marta, moją receptą jest dialog. Sama siebie pytam co mi to daje, jakie mam korzyści a jakie straty. Szybki bilans, decyzja i znowy pytanie, czy jestm w stanie ponieść konsekwencje decyzji, jeżeli tak to do dzieła. Jeżeli nie, szukam innego pomysłu i innego rozwiązania. lukk79, bardzo łatwo stać się czyimś celem. Ludzie widząc twój ból i cierpienie szybko poprawiają sobie nastrój. Do konkretnych ludzi iść- to się zgodzę. Przyjaciel, lekarz, bliska osoba. A z tym, że można znaleźć nie to co się szuka :) ja traktuję życie społeczne trochę jak ustawienia Hellingerowskie. :) zawsze interakcja wytknie nam nasze braki, czasmi pokaże to czego się nie spodziewamy. Warto czasem obserwować to co się dzieje dookoła. :)
  7. Flea

    Co się u was zmieniło?

    kafka, jestem w trakcie terapii ( od stycznia) i widzę ogom rzeczy, które się zmieniły. Na lepsze oczywiście. Czuję, że to teraz już tylko szlif a nie wyciąganie z bagienka. Przede wszystkim większa świadomość swoich emocji i większa siła poznawczo-sprawcza. Powoli odczuwam przyjemność z podejmowania decyzji, nie mam zamętu w głowie pod tytułem "czy tak jest właściwie", potykam się ale nie upadam. Mało tego, potknięcia traktuję jak naukę a nie porażkę po całej linni. Dalej muszę pracować nad sobą ale jest już łatwiej. Można wyjść z tego zklętego kręgu i cieszę się, że podniosłam rękawicę i zawalczyłam o siebie.
  8. Niktita, właśnie podałeś doskonały przykład "jak szukać problemów kiedy ich nie ma". Brak kolegów? Rzucasz hasło na facebooku, spotterze czy jakimkolwiek forum "kto chce wziąć udział w nagraniu etiudy" i aktorów masz do wyboru do koloru. Szukaj rozwiązań a nie przeszkód.
  9. Niktita, nie wiem kto rządzi światem i nie wiem czy Jola Rutowicz jest w stanie sklecić poprawne zdanie w języku ojczystym, nie wiem czy po śmierci można tworzyć, czy Bóg istnieje (jeżeli nie daj boże istnieje to dzięki bogu). Wiem, że chcieć to móc. Z takim nastawieniem (jak czytam to zaczynam widzieć wszystko czarno biało z naciskiem na czarno) to daleko nie zajdziesz. UK to dobra perspektywa, czemu więc takie czarnowidztwo? Moja siostra sprzątała domy i skończyła ukochaną fotografię. Dziś pracuje, robi zdjęcia i żyje na swój sposób. Nie stawiaj sobie przeszkód, szukaj rozwiązań. Brak aktorów- koledzy. Brak kamery- teraz telefony kręcą filmy w rozdzielczości takiej, że łeb urywa. Zacznij powoli, od jednego projektu. Spisz sobie cele i kosekwentnie dąż. A że na zmywaku? Każda praca jeżeli pomaga spełnić marzenia jest dobra. Glamour i poklask jest dla maluczkich i głodnych pochwały. Artysta tworzy nie dla braw, nie dla klakierów- tworzy dla siebie, dla pokoleń, dla sztuki. Uwalnia postaci uwięzione w płótnie, marmurze czy na taśmie filmowej. Rejestruje rzeczywistość, opisuje ją najlepiej jak potrafi. Pokolenia i historia ocenią.
  10. elo, lęk przed nieznanym. Brak poczucia kontroli nad niewiadomym powoduje frustrację. Kiedy już wiesz co ci jest to lęk mija i możesz się realnie martwić. Pytajka, wiele chorób wynika z wewnętrznych konfliktów, z odczuwania świata w inny sposób i z wielu rzeczy których po prostu nie wiemy a możemy się domyślać. Dlaczego łatwiej jest chorować? Proste. Kiedy organizm się zorientuje, że choremu łatwiej usprawiedliwić własne "niedociągnięcia" i porażki to zaczyna chorować. Jako przykład podam Ci dzieci. Dziecko jak się gapnie, że matka żywo reaguje na wymioty to potrafi zwracać na zawołanie. Potem przechodzi to w nawyk niekontrolowany. I dzieciak naprawdę cierpi. A zatrzymać to jest bardzo trudno. Wiele problemów zaczyna się właśnie w dzieciństwie. Niemożność wyjścia poza utarte schematy, brak świadomości i wglądu w swoje emocje powoduje wewnętrzne cierpienie, które jakoś musi się wyładować. Twój kolega mówi Ci tylko część prawdy, o wielu rzeczach sam nie wie na pewno, bo są w jego nieświadomości. A dlaczego szukamy po portalach chorób? Wędrujemy od lekarza do lekarza? Bo ktoś musi nazwać to co nam dolega. Tylko, że "łatwiej" jest chorować na depresję i różne choroby somatyczne niż rozpocząć walkę ze sobą i swoją podświadomością. Łatwiej mu być paranoikiem, niż odczuwać może napięcie, może żal lub złość z przyczyn niewiadomych. Bardziej martwi mnie to, że widzisz i nie grzmisz. No tak, ciekawość uber alles. Nigdy nie nazwałabym osoby chorej symulantem, raczej uznaję że ktoś coś skrywa głęboko pod płaszczem choroby. Być może są symulanci- ale to akurat jest jasne- chcą osiągnąć konkretne korzyści np. Renta ( kiedyś choroba psychiczna "żólte papiery" chroniła przed wojskiem) Wygodnictwo w chorobie - jak najbardziej. Dzięki niej można w końcu poczuć się bezpiecznie i powiedzieć sobie "jestem przecież chory/a" a prawdziwe podłoże lęków zepchnąć daleko. Łatwiej powiedzić, że to wynika z choroby niż z własnych doświadczeń życiowych i wyuczonych (wręcz wdrukowanych) nawyków. Łatwo też depresanta nazwać symulantem. No bo czego leży i ryczy. Trudniej jest zrozumieć i podać rękę. Tym bardziej, że nawet lekarze ostrożnie podchodzą do depresantów, nerwicowców i somatyzujących bo to ludzie zdolni do samobójstwa niestety. (Depresja to pragnienie śmierci i autodestukcji). klarunia, niektórzy na usłyszenie prawdy nie są gotowi. Do tego trzeba dojrzeć i dorosnąć. Zgadzam się z Tobą, że gdyby ta prawda nawet z krzeków wyskoczyła i kopnęła delikwenta w d...ę to i tak by zaprzeczył i opatulił się swoją chorobą szczelniej. Trzeba czasu. Każdy sam decyduje kiedy ma już dość.
  11. Pytajka, przerażasz mnie. Wiedza czerpana z internetu... Hmmm. Niestety widzisz tylko to co pływa po wierzchu. Żeby zrozumieć somatyzacje trzba zrozumieć człowieka na prawdę. A tu wiedza internetowa nie wystarczy. Trzeba wiedzieć skąd w kimś tyle poczucia winy, niskiej wartości, bólu, żeby zrozumieć że choroba nie jest wymysłem a formą na ukaranie się, na odreagowanie stresu, zamaskowaną depresją (a depresja jest pragnieniem śmierci a nie wymysłem nastolatków). Ciało (w tym i mózg) wysyła sygnał, komunikuje się z otoczeniem niewerbalnie. Coś co osoba skrywa głęboko, do czego boi się lub wstydzi przyznać wychodzi właśnie w chorobach "symulowanych", w depresji, w stanach obniżonego nastroju. Dlaczego nastolatek ulega "modzie" i ma depresję? Odpowiedź prosta jak budowa cepa. Wiek, w którym odczuwa się emocje najbardziej, poczucie braku zrozumienia, faza buntu, faza przemian ciała i psychiki. Brak akceptacji swojego ciała, chęć dołączenia do grupy rówieśników i rywalizacji. Ot i zagadka mody rozwiązana. A zanim napiszesz kolejny przykład poczytaj trochę o chorobie samej w sobie. Np. Anoreksja, jak ktoś zaczyna się głodzić to co mu to daje? Poczytaj strony pro-ana i poczytaj o czym te biedne dziewczyny piszą. Poszukaj drugiego dna w ich wypowiedziach po to co na widoku to jak rzęsa na jeziorze. Pod spodem często jest ukrywany ból, wstyd, upokorzenie, brak miłości i wiele innych rzeczy. Trzeba spojrzeć z szerokiej perspektywy na dany przypadek i indywidualnie rozpatrywać każdego człowieka. Każdy człowiek jest indywidualny, każdy skrywa swoje tajemnice i problemy. Nie można się w sposób niezdrowy napawać cudzym nieszczęściem czytając powierzchowne artykuły w necie. Mało tego, nie wiem jakim cudem można lata studiów i praktyki przekazać na forum. Proponuję zacząć studia w odpowiednim kierunku, zdobyć odpowiednie wykształcenie i wtedy możemy popisać o somatyzacjach i konkretnych przypadkach. Bo na chwilę obecną to jest taplanie się w brodziku, a mam nadzieję że chcesz wypłynąć na szersze wody. Pomyśl: jak ktoś Ci wmawia, że jesteś koniem to w końcu rozglądasz się za siodłem. Moc podświadomości jest wielka.
  12. Flea

    przegrawszy

    Wyśmiania... Chyba każdy nerwicowiec to zna. Na terapii nauczyłam się przestać czytać w ludzkich myślach. Kiedy dopada mnie "pewnie myśli sobie...." to odbijam takie myśli. Z czasem jest ich coraz mniej. Czy lęk mi towarzyszył podczas całej podróży? Nie. Po pierwszej przesiadce było już ok. Okazało się, że dobrze sobie radzę i tak naprawdę bałam się swojej nieporadności i opuszczenia domu. Dom się nie zawalił, świat nie spłonął nic się nie stało. Pobyt w Poznaniu udany, pokosztowałam pysznej nalewki malinowej i poleżałam w hamaku. Właśnie. Tak leżąc i słuchając ciszy, głaskałam sobie kotkę i nagle wszystkie myśli się uporządkowały. Zmiana otoczenia dużo daje. Tobie doskwiera straszna "samotność w tłumie". Brak bliskich przyjaciół, brak bliskiej osoby do wygadania się. Dzieciństwo ma okrutny wpływ na to jakimi jesteśmy dorosłymi. Mówisz, że znasz takie zachowania? Z czego one wynikają? Co się działo wtedy? Kiedy dotrzesz do punktu początkowego łatwiej sobie poradzić z lękami, stresami kiedy człowiek sobie uświadomi, że tamto już było a teraz jest inaczej. Łatwiej te zapanować nad sobą i swoimi dziwnymi reakcjami. Poczucie gorszy, brzydszy rodzi się w głowie. Zwykle jest tak, że nikt tak nie uważa oprócz nas samych. Zmiana myślenia, zmiana własnego wizerunku we własnych oczach. Ale Twój perfekcjonizm trochę przeszkadza chyba w myśleniu o sobie "dość dobry, wystarczająco dobry". Działaj z dyscypliną dalej zobaczysz efekty bardzo szybko, bo nagle świat zacznie magicznie się zmieniać. :) jak się skoncentrujesz na zadaniu ( np. wyjście do sklepu w czasie z góry określonym ) to inne rzeczy zejdą na bok, bo będziesz skupiony na czymś innym. Warto żebyś zdiagnozował depresję (lub ją wykluczył). Będzie dobrze. Pisz, bo to też pomaga. Chwal się i ciesz najmniejszymi sukcesami. Do przodu!!!
  13. sznszyla, Tak, choroba zabrała Ci chłopaka i miłość. A to, że jemu zabrała pamięć to szczegół. I nieprawdą jest to, że tylko matka ma coś do powiedzenia. Można to zgłosić chociażby na policję (kodeks karny), że z chłopakiem coś sie dzieje i nikt nie reaguje. Neurolog obowiązkowo. Jedna rzecz mi się nie zgadza. Skoro on Ciebie nie pamięta to jak się spotkaliście? ( bo on poszedł do domu potem- i pamiętał gdzie mieszka i jak tam dojść? ) Nie kojarzę takich uszkodzeń mózgu, żeby zapomniał o Tobie a innych pamiętał. Dziwne. Faktycznie dużo piszesz o sobie, jak to Tobie tęskno i źle. Z chłopakiem coś się dzieje, Ty rozczulasz się nad sobą, matka ma to w d.... , nie zazdroszczę chłopakowi.
  14. Flea

    przegrawszy

    To odwlekanie i przeciąganie ma nawet bardzo ładną nazwę: prokrastynacja. :) Pocenie się można zredukować ale przy nadciśnieniu to faktycznie trudne. Dam Ci parę własnych sposobów na lęki i "lenia". Po pierwsze zadaję sobie pytanie czego się boję. Jak nie potrafię odpowiedzieć to rysuję, nie chodzi o jakiś mega wypasiony obraz tylko o narysowanie w sposób "bezmyślny" czegoś na kartce. Potem przyglądam się temu co narysowałam i interpretuję. I zwykle trafiam w dziesiątkę. A kiedy już wiesz czego się boisz to łatwiej z tym walczyć. Ponoć dobrą metodą jest pisanie zdań przez dłuższy czas. W którymś momencie wyjdzie szydło z worka. Mój leń polega na siedzeniu w kuchni, przeglądaniu netu i paleniu miliona fajek. Jak mam dość to albo robię "dyscyplinę" czyli sama mówię sobie co mam zrobić. Chociaż często kończy się tak, że jeszcze zapalę jednego i idę (czyli siedzę kolejną godzinę). Ale czasami działa. Nie mogę się zdobyć na rozpisanie dziennego grafiku co mogłoby by pomóc mi się ogarnąć trochę. Innym sposobem jest zadanie sobie pytania "czy jestem gotowa na konsekwencje? ". Jeżeli tak to robię to co mam zrobić, jeżeli nie to zmieniam metodę działania. :) Oststnio wybrałam się w podróż pociągiem i myślałam, że umrę. Oczywiście na peronie dopadło mnie wszystko...lęki nie z tej ziemi. Ale dałam radę przejechać pół polski i wrócić. Okazuje się, że nie taki diabeł straszny. Najważniejsze to przełamać się na początku. Ważne jest to, żebyś "przyjrzał się" tym lękom. Dlaczego "nie możesz" wyjść? Pocenie się to sprawa drugorzędna. Czego tak naprawdę się boisz? Warto posłuchać siebie. Masz ćwiczenie do domu. :) Wyjdź do ludzi. Nie wiem park, ulica cokolwiek, gdzie jest dużo ludzi. Obserwuj każdy sygnał Twojego ciała, kiedy zaczynasz się pocić, kiedy jest skok ciśnienia, co się pojawia w głowie. Wróć do domu i przeanalizuj. Twoje ciało powie ci więcej niż słowa.
  15. Drżenia powiek to brak magnezu, który to alkohol wypłukuje z organizmu. Więc na latające ręce - magnez ( przydatny w sytuacji stresowej tak czy inaczej). Przykro mi, że Twój zawiązek się rozpadł. To co przeżywasz to prawdopodobnie poczucie straty, które przeżyć trzeba i warto by było komuś się pożalić. Klasyka niestety- znajomi na bok, wszystko się kręci wokół "nas"( na pocieszenie wcale nie jestem lepsza). Nie wiem czy to dobry pomysł, żeby się alkoholizować właśnie teraz bo alkohol to mega depresant ( na chwilę super a zaraz dół). Trudno cokolwiek doradzić, tym bardziej, że sam już chyba masz świadomość po testach gdzie trzeba by było się udać. Lekarz psychiatra pomoże ocenić Twój stan i przepisze coś na wyciszenie i uspokojenie.
  16. Zatracony, pięknie wywaliłeś listę swoich najgorszych cech... Czy faktycznie nie da się już nic zmienić? Czy faktycznie jesteś przeproszczonym, bez ambicji, bez pomysłów? To chyba trochę za ostre nie uważasz? Ja bym powiedziała, że w Tobie jest dużo pasji, dużo doświadczeń i dużo lęku tak naprawdę. Lęku przed podjęciem wyzwania, lęku przed byciem w jednym miejscu, przed tym, że inni odkryją, jaki jesteś. I nie mylisz się każdy ma swoją rolę w życiu. Ważną i potrzebną. Ty też. Twój plecak (moje ulubione zresztą powiedzenie) to zbiór różnych cech, jak wnętrze plecaka potrzebuje uporządkowania. Wyobraź sobie, że faktycznie masz na plecach plecak. Jakbyś ocenił stan swojego plecaka na dzień dzisiejszy? Co w nim jest? Nazwij rzeczy po imieniu (np. Brudne skarpety, ulubione koszulki, paczka czipsów) - to takie zadanie dla Ciebie.
  17. Flea

    przegrawszy

    Napięcie sięgnęło zenitu. W pierwszej kolejności załatw sprawę ubezpieczenia. Jest to bardzo ważne i istotne. (Ja wiem, że przekładanie z dnia na dzień, jutro się załatwi,potem itd) zdradzasz dość podłe sygnały, że może to być depresja ale nie musi. Ale lekarza bym się poradziła jak najszybciej. Możesz wypróbować "triki" na zminimalizowanie depresji. Przede wszystkim ćwiczenia fizyczne (podnoszą endorfiny w mózgu). Rano 15-30min intensywnych ćwiczeń, spacer, chłodny prysznic. Daje kopa na cały dzień. Nieustanne wybuchy to nic innego jak to, że już nie dajesz rady kontrolować i trzymać swoich emocji na wodzy. One muszą się wylać i znajeźć ujście. Na szczery i swobodny uśmiech pozwoli Ci akceptacja siebie. Przepraszam, ale jak przeczytałam Twojego posta to mi się zimno zrobiło. Tak dobrze znam ten stan i tak dobrze znam uczucie kiedy wszystko jest strasznie "przytłaczające". Wręcz boję się cokolwiek napisać, bo nie chciałabym Cię w jakiś sposób zdołować czy pogorszyć Twoje samopoczucie. Poproś o pomoc bliskich. Nie musisz opowiadać ze szczegółami wszystkiego (jeżeli jest Ci trudno otworzyć się przed bliskimi ludźmi) poproś o pomoc w załatwieniu ubezpieczenia i wizyty u psychiatry. To bardzo ale to bardzo ważne. Nie wstydź się ani nie bój tej pomocy, myślę, że bliscy od dawna podejrzewają, że coś jest nie tak ale sami przed sobą się nie chcą przyznać do tego. Czy możesz porozmawiać z mamą? Ona jako nauczyciel pownna zrozumieć (tak mi się wydaje przynajmniej). Możesz poszukać terapii dla uzależnionych ( srasznie brzmi ale szybciej się dostaniesz do terapeuty) i podać się za osobę uzależnioną od komputera. A przynajmniej spróbować tą drogą. Strasznie Ci współczuję i trzymam za Ciebie kciuki. Nie jesteś sam na tym świecie i wręcz nie pozwalam Ci tak myśleć. Zrób mały krok do przodu, a będzie to pierwszy krok do uwolnienia siebie samego. Pisz, o ile mogę to dam Ci wsparcie, i pewnie nie tylko ja, wspólnie damy radę.
  18. To zależy ile masz lat. Jak dla mnie to chcesz czymś zabłysnąć a nie faktycznie znaleźć jakieś hobby. No bo gdyby się okazało, że masz "super moc" i niezwykłe zdolności w jakimś kierunku to pewnie byś nie porzucił tak szybko danej czynności. To może być próba podniesienia własnej wartości, to może być nieumiejętność pracy nad jedną rzeczą (tzw. Słomiany zapał). Sam musisz sobie odpowiedzić na to "co mi dadzą nadzwyczajne zdolności".
  19. Zdać sobie sprawę, że to wszystko to tylko fantazja. Nie wiesz nic o facecie. Tak na dobrą sprawę dzień codzienny z nim mógłby dopiero Ci zrujnować świat, który tak skrzętnie wypracowałaś. Jakbyś z nim pobyła kilka dni, tygodni okazałoby się że to normalny chłop.
  20. mousike, wyjdziesz. Zaczęłaś terapię a to pierwszy i ważny krok. Na razie masz dołki i załamania, ale to jak najbardziej normalne. Sporo przeszłaś, sporo doświadczyłaś a to nie pomaga. Moim zdaniem długo gromadzone emocje pękły jak balon i stąd epizod lękowo depresyjny. Piszesz, że płaczesz. To norma przy depresji. Zaczną leki działać to wszystko się uspokoi i wyciszy. Nie bój się, wszystko się ułoży tak jak chcesz. Z depresji się wychodzi. Czujesz, że życie się skończyło. I wierzę Ci na słowo. Moim zdaniem, Twój organizm już jest tak zmęczony, że nie dał rady dłużej wszystkiego znosić i dał Ci znak w postaci deprechy, że czas coś z tym zrobić. I robisz. Wylewaj swoje lęki i żale, pomaga na trochę się zdystansować, przynosi ulgę i daje upust emocjom. Powodzenia w terapii i czekamy na pierwsze efekty.
  21. abraxas, zwróc uwagę na schemat. Jeden temat- pełen empatii, dobrych porad. Kolejny- znowu ludziska się przejęli, posty kilometrowe, pełno wsparcia. Ale niiieeee mało. Musi być następny. Bo tak naprawdę kolega nie chce porad i rad, nie chce się zmieniać. Chce sobie pomarudzić i znaleźć w tym marudzeniu klikę, która będzie przyklaskiwać. Nie mam nic przeciwko marudzeniu, nic przeciwko poradom (z niektórych sama korzystam), ale pisząc i prosząc o pomoc trzeba trochę ze swojej strony coś zrobić a nie tylko zapętlać się w swoim "ło boże jak mi źle". Jakby ktoś chciał mu dokopać to zrobiłby to bardzo brutalnie, a na razie nie dostrzegam (może kwestia kiepskiej optyki) brutalnych aktów i przemocy. Ktoś mu w końcu prawdę wywalił. Świat dorosłych ( a rozmawiamy o dorosłym człowieku) to nie mizianie i drapanie za uszkiem. Kolega nic a nic nie chce do przodu, bo nie wie co ze sobą zrobić. Siedzi w domu i marudzi. Najprostsze rozwiązanie i niestety najtrudniejsze do przełamania. Mi osobiście nie podoba się, wyliczanie kolegów (tu wzorowo, ten ok, przyjaciele), wydaje mi się, że 18 latek ma jako tako pojęcie o przyjaźni i rozumie pewne rzeczy. A jak czytam posta to mam wrażenie, że to 13 latek pisze. Ten się zmienił, ten poszedł gdzie indziej, a on się dziwi temu światu z otwartymi ustami "o co chodzi?". Kolegów nie ma się na wyłączność, mogą iść gdzie chcą i zadawać się z kim chcą. Dodatkowo za bycie cichym, sympatycznym i grzecznym ze szkoły się nie wyrzuca, czy może się mylę i to źli i niedobrzy nauczyciele się zacięli na niego?
  22. Flea

    Pomocy!!!

    A potem się strasznie dziwię...o co chodzi?
  23. abraxas, nie wiedziałam, że jesteś telepatą. Chyba, że autor napisał Ci na prv że mało go to obchodzi. Tu nie chodzi o kopanie, wyżywanie się, pokazywanie. Problem jest taki, że koledzy podrośli, zajęli się swoim życiem a ta biedula tkwi w tym samym. Wyjścia są faktycznie dwa: albo coś sam zmieni (otoczenie, kolegów, siebie, whatever) albo się zachlipie na śmierć w tym użalaniu. Użalactwo jest mega potrzebne, ale nadmiar szkodzi.
  24. No jasne. Usiądźmy wszyscy w kole i zacznijmy pomstować na kolegów jacy to oni niedobrzy, a autor biedny i bezsilny na ich docinki. Ach ci niedobrzy ludzie. Nic tylko kałasznikowa i pod mur z nimi... I do czego to niby doprowadzi? Co to da oprócz tego, że ktoś się utwierdzi w tym biadoleniu, że tak jest dobrze. Do szkoły nie, tego nie, tamtego nie, to świat jest zły i podły. No cóż...każdy sam decyduje czego chce i wie jaki są jego możliwości. Kolejny syndrom"tak mi źle, zróbcie coś z tym."
  25. Silny syndrom VanGh. Szczerze współczuję. Nie ma to jak pobiadolić nad swoim losem, zawsze pomaga. A czy naprawia? Nie wiem. -- 27 cze 2013, 15:01 -- A ja popieram agusiaww, bo prawda bywa bolecna ale ma moc uzdrawiającą. Czasami mocne słowa zrobią więcej niż klepanie po pupie i głasianie.
×