Skocz do zawartości
Nerwica.com

Asembler

Użytkownik
  • Postów

    403
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Asembler

  1. Tak. Nie denerwuje. Ale co najmniej wkurza. Zwłaszcza rozrzutność i niedbalstwo związane z surowcami, zasobami, codziennym życiem. To chyba jakaś moda, zwłaszcza wśród młodych kobiet, ale nie tylko na zostawianie włączonych urządzeń jak radio, telewizor w pomieszczeniu, w którym się nie jest. Spędzają czas np przy piwie / na plotkach / przy kieliszku wina / przy jakimś smakołyku w kuchni lub innym pomieszczeniu, a w drugim pustym pokoju pół dnia potrafi jechać telewizor chociaż nikt go nie ogląda albo palić się światło niepotrzebnie. Może to moje przewrażliwienie, nadgorliwość, przesadny rygoryzm i umiłowanie porządku, Tak, więc najczęstsze rzeczy jakie mnie irytują jak kogoś odwiedzam: -włączanie telewizora, radio, światła w pomieszczeniu, w którym nikt nie siedzi przed długi okres czasu (zdarza się, że np idziemy coś zjeść, czy do sklepu, dom pusty, a i tak cały osprzęt będzie chodził i do tego iluminacja świetlna nikomu na wiwat) -zostawianie ładowarek w gniazdkach. Bez ładującego się telefonu, albo też z telefonem jak już bateria dawno 100%. Albo też co chwile podładowywanie telefonu co prowadzi do rozpychania baterii, zamiast od 0% do max. Oczywiście jest praca, wyjście, nie zawsze się to udaje, ale tu jestem świadkiem totalnej anarchii. -pranie ręczników po każdym lub prawie każdym użyciu. -robienie prania co drugi dzień -otwieranie okna na dłuższy czas w sezonie grzewczym przy włączonym ogrzewaniu -regularne kupowanie produktów w małych opakowaniach w dużej liczbie zamiast zamiennika jeden / kilka tych samych produktów dużych objętościowo. Jeszcze dużo by się znalazło. Jasne. Nie moje życie. Nawyki innych. Nic mi do tego. A jednak powoduje u mnie sporą irytację i nerwy. Chciałbym te wszystkie zachowania i moją reakcje zamknąć w jakiejś jednej definicji. Co, jak, dlaczego. Czemu nie mogę przejść obojętnie nad cudzym gapiostwem, nieodpowiedzialnością, pewną rozrzutnością, niechlujstwem, ignorancją.
  2. Tak, ale co w tym dziwnego, sfinansowano ze środków Komitetu Wyborczego.
  3. Sorry, TokFM, nei radio Zet. Ale to chyba drugorzędna sprawa.
  4. Cały Nowy Testament to historia o tym, jak Sanhedryn próbował zabić Jezusa, a następnie wszystkich Apostołów. Kto ma dobrą wolę ten poszuka u źródła. Do tematu: http://audycje.tokfm.pl/widget-player/25058 Grzegorz Braun w Radiu Zet. Śmieszny gościu, dziennikarze go w ogóle nie docisnęli, a wtedy działo by się nie mało.
  5. Chciałbym i rozum mój wie, że do tego powinienem dążyć, by było tak: znalazłem rozwiązanie swojego problemu, ok, super, jeżeli mnie to jakoś ciekawi bardziej to odnotować to i w wolnym czasie zajrzeć głębiej do przepisów, przy piwie pogadać o tych sprawach i wypytać o opinie innych. Trzymać się tych, którym się udaje, którzy odnoszą sukcesy, dobre wyniki w nauce albo w życiu zawodowym. Dzielić się doświadczeniami i opiniami z tymi rzetelnymi, solidnymi, porządnymi. Budować sieć znajomości w ludźmi, którzy mogą ciągnąć mnie do góry. A dzieje się TOTALNIE ODWROTNIE w każdym aspekcie. Zaczynając od zażalenia w związku z moim zdaniem niesłusznie przyznanym mandatem komunikacyjnym potrafię skończyć na wielogodzinnym kopaniu w internecie o windykacjach, komornikach, pobiciu przez kanara i tak dalej. To wręcz paraliżuje mi rozkład dnia. Wolę wpaść co słychać do kogoś komu może wkrótce zrobią jakieś ała w związku z długami na mieście, a spotkanie się ze znajomym, któremu powodzi się i kupił ostatnio nowy samochód w pewien sposób wręcz odstrasza mnie. Ech. Chciałbym by było inaczej. To nie jest raz, dwa, trzy. To jest ciągle.
  6. Problem ten u mnie występuje od dobrych kilku lat, ale w pełni uświadomiłem to sobie nie tak dawno. Występuje na: 1/ płaszczyźnie informacyjnej; 2/ płaszczyźnie doboru towarzystwa i spędzania czasu. Podam od razu konkretne przykłady, bo te lepiej obrazują o co chodzi: Miewałem jakieś typowe problemy związane z dokumentami, rozliczeniami, niezrozumiałe zapisy w umowach, zwykłe rzeczy, z którymi większość ludzi ma styczność na co dzień. Wchodziłem na forum prawne, szukałem w kodeksie, pytałem znajomych mających w sprawach prawnych / skarbowych / księgowych kompetencje i doświadczenie. Rzeczy typu jeden egzemplarz umowy zamiast dwóch, zapisy o karach w umowie zlecenie, spóźniająca się (na szczęście tylko kilka dni) wypłata, zagubiona przesyłka pocztowa i tym podobne. Na forum uzyskałem satysfakcjonującą odpowiedź, w kodeksie znalazłem odpowiedni przepis, znajomy podzielił się swoimi doświadczeniami. Ok. Sprawa zamknięta być powinna. Ale niestety nie dla mnie. W internecie kończy(ło) się to śledzeniem 10 lub 20 podobnych spraw i wyszukiwaniem tylko nowych tematów i fraz z naciskiem na te poważniejsze od mojej, tych gdzie są największe kontrowersje, nie jasne rozwiązania, nie jasna wykładnia prawna, najtrudniej udowodnić swoje rację. Przykłady: likwidacja firmy widmo, która nie wypłaciła wynagrodzenia. Fałszowanie podpisów na umowach. Dochodzenie swoich praw z firmą nie mającą siedziby. Windykatorzy nadużywający swoich (praktycznie prawie żadnych) uprawnień. Skrajnie wysokie kary na umowach zlecenie naruszające zasady współżycia społecznego. I dziesiątki innych. W jakiś sposób związane tematycznie z moją sprawą, ale poważniejsze, a u mnie de facto kończyły się różne codzienne problematyczne sprawy szybko i pomyślnie. to nie czarnowidztwo, swojego byłem pewien, różne wątpliwości formalne, prawne, finansowe w życiu rozstrzygałem na swoją korzyść i naprawdę były to sprawy codzienne, nie tak poważne, ale oczywiście pomoc, której szukałem i znajdowałem przydawała się. To jakaś swoista fascynacja. Plus jest taki, że teraz potrafię sam uzbrojony w odpowiednią wiedzę nie jednemu pomóc i zagiąć nawet prawników ze sporym stażem. Traciłem / tracę jednak sporo czasu, nie mogę tak normalnie funkcjonować. Na przykład chciałem tylko potwierdzić coś dotyczącego zeznań przed Sądem w sprawach cywilnych. Potrafiło się kończyć 3 godzinnym grzebaniem od tematu po temacie po łańcuszku coraz głębiej do beznadziejnych z prawnego punktu widzenia spraw o pobicia na posterunku i wymuszone wyjaśnienia w sprawach kryminalnych. Nie jest to też ogólna fascynacja na przykład naukami prawniczymi. Widzę, że tematy są dobierane według klucza, brak dowodów, beznadzieja, pomocy, mam przesrane, wyrok jest niesprawiedliwy, oszukali mnie nic nie mogę zrobić itd. Łączy się to z punktem .... 2/ Jakoś instynktownie ciągnie mnie do osób z problemami, z przegranymi zamiast z wygranymi na różnych płaszczyznach. Wolę na przykład spędzać czas i samo jakoś przez się tak się dzieje, że z takimi spędzam, które odniosły finansowe porażki, miały firmę, a skończyły w długach, a przez moich znajomych, znajomych-znajomych, znajomych-znajomych-znajomych przewijają się osoby sukcesu finansowego, z powodzeniem w biznesie wychodzący na swoim. Mógłbym pogłębiać relację z takimi osobami, a tak nie jest. Znam takich, którzy mieli długi, poszli na ugody, zapier*** w lepiej płatnym kraju tylko by spłacić długi, udało się, wyszli na swoje, a teraz są bogatsi jeszcze o poprzednie doświadczenia, a jednak "ciągnie mnie" do osób, które wpadły w pętle, same nie wiedzą już co komu pożyczyły i ile, nie zapłacone rachunki, a tu dochodzi komornik za stare mandaty etc, przykłady z życia. Znałem rówieśników, którzy świetnie radzili sobie na uczelni, nie byli może super inteligentni, oczytani i bystrzy, ale dzięki pewnemu cwaniactwu, potrafili zdobyć chociaż ogólną, przybliżoną listę pytań egzaminacyjnych, dzięki charyzmie potrafili przekonać na uczelni profesora do jeszcze jednego terminu poprawkowego, nie byli może dobrzy w rachunkach, nie mieli intuicji matematycznej, ale potrafili się zorganizować, zrobić listę zadań z danego przedmiotu w ciągu ostatnich 5 lat, przestudiować każde rozwiązanie i odpowiedź i niemalże nabytymi nawykami zaliczyć materiał na dobrą ocenę. A jednak wolałem gadać "o dupach" i pić piwo z gościem, który potrafił zaspać na ważne kolokwium, jak już się naprawdę wykuł materiały poprawkowego to przez zbieg okoliczności tylko do niego nie dotarła informacja o terminie poprawkowym, który został przeniesiony i jako jedyny nie zaliczył, a pytania były te same co na pierwszym terminie. Ci "ludzie sukcesu" nie wylewali za kołnierz i zdarzały się grube imprezy gdzie urywał się film, a jednak wolałem się trzymać z tym, który jak już raz się napił porządnie to akurat się przewrócił i zniszczył niechcący coś wartościowego prywaciarzowi i przez miesiąc bał się wyjść na zewnątrz w strachu przed naprawdę czyhającym ze strony stratnego właściciela obiciem. Jak tak patrzę to zawsze trzymałem się z tymi, którzy byli nawet bardziej inteligentni, bystrzy od tych co potocznie nazwałem "ludźmi sukcesu", ale ostatecznie z różnych powodów byli przegranymi, jeden miał załamanie nerwowe, drugi musiał samemu opiekować się małym dzieckiem, trzeci był zdolny, ale nie miał żadnych ambicji i tak dalej. Jak miałem na przykład 8 znajomych i 15 na 60 osób nie zdało roku to w tych 15 było pewnie 5 z 8 moich kumpli. Nie chce mi się mnożyć przykładów, ale to nie tylko uczenia, ale w każdym temacie jest tak samo. Finanse, praca, kariera, biznes ....
  7. Ja mam taki problem, że współczesne kobiety w swojej masie jawią mi się zbyt drapieżne, zbyt wulgarne, wyemancypowane, rozhukane, nieskromne. 180 cm czy 160 cm, blond czy ciemne i tym podobne to nie odgrywa dla mnie większej różnicy, chociaż również ważne by kobieta podobała się erotycznie.
  8. Według mnie tutaj potrzeba radykalnych, ostrych, precyzyjnych, szybkich chirurgicznych cieć. "Powodzenia, żegnaj" i skasuj numer, staraj się zapomnieć.
  9. Tak to już jest. Ogółem na facebookach, twiterach i innych internetowych pierdołach, na forach internetowych dużą popularnością cieszą się kandydaci drugo lub trzecioligowi, outsiderzy. Myślę, że wynika to z tego, że zwolennicy kandydatów establishmentowych po prostu nie czują potrzeby udzielania się w tematach politycznych, a tych marginalnych mają swoiste poczucie misji i potrzebę wykrzyczenia się.
  10. Nie jestem lewakiem, ale odpowiem. W Polsce też byli faszyści, jak w większości krajów w Europie w tamtych czasach, różne było natomiast ich poparcie, w niektórych krajach byli marginesem, w niektórych dominującą siłą. Faszyzm to nie tylko Włochy, Niemcy czy Hiszpania. "Żołnierze Niezłomni / Wyklęci" to ogólna nazwa o nieostrych granicach. Obecnie tym mianem nazywa się różne grupy, nawet takie, które wówczas walczyły ze sobą. Jasne, że w Polsce byli faszyści, nie walczyli oni z "faszyzmem niemieckim" czy "faszyzmem ukraińskim", ale po prostu z Niemcami czy Ukraińcami. Wystarczy przeczytać deklaracje ideowe takich grup jak Grupa Szańca, niektóre odłamy NSZ, RNR Falanga i wywodzące się z niej grupy, ONR ABC trochę mniej, Narodowa Organizacja Radykalna. Wielu walczyło i przed wojną i już w trakcie wojny o Polskę autorytarną, czasami wręcz totalną, antydemokratyczną, wzorowaną na krajach faszystowskich, a kraje s faszystowskie w pewnej mierze okazały się być akurat żywotnym wrogiem na skutek polityki międzynarodowej i rewizjonizmu granic. Komunistyczne Chiny też były wręcz na granicy wojny z komunistycznym Związkiem Sowieckim. Wspólnota idei nie gwarantuje znalezienia się po tej samej stronie konfliktu. Zresztą ja do wielu polskich przedwojennych / wojennych ugrupowań faszystowskich czuję nieskrywany sentyment, ale nie lubię gadania, "faszyzm to źli Niemcy byli, nie, nie w Polsce nie było faszyzmu, a jak był to totalnie marginalny, walczyliśmy o Polskę demokratyczną i liberalną, bez antysemityzmu, gdzie wszyscy chodzili by uśmiechnięci i trzymali się za ręce". W drugiej fazie wojny dochodziło do licznych sojuszy polskich organizacji z Niemcami, plany krucjaty przeciwko bolszewizmowi. Dla mnie to przejaw realizmu politycznego. Jak pokazała historia Niemcy i tak przegrały (militarnie i politycznie, ekonomicznie w skali kilkudziesięciu lat to inna sprawa), więc i tak by nie okupywały Polski.
  11. Tak, tylko samochód to jego własność i w ramach choćby kaprysu nie dawał mi, ale o to nie mam pretensji, mogłem dokładać się do benzyny, ale i tak jego prawo. Ja bym pewnie synowi dawał, ale to inna sprawa, jego decyzja, kluczyków nie kradłem :) . Teraz od pół roku w ogóle nie ma samochodu. Jak mnie będzie stać to sobie kupię. Tylko problem z prowadzeniem. Mogę wykupić jazdy z instruktorem lub wyjechać gdzieś z kumplem jego pojazdem. Na razie nie ma we mnie woli do jednego i drugiego. Doszło do tego, że czasami czuję lęk nawet na przednim siedzeniu jako pasażer.
  12. Prawo jazdy zdałem dobre kilka lat temu. Co prawda za drugim razem, a nie za pierwszym, ale na jazdach i na egzaminie szło mi dobrze, po prostu za pierwszym razem egzaminator mnie ujebał bo chciał, parkowanie równoległe tyłem na kocich łbach pomiędzy dwoma pojazdami i wysoki krawężnik. Za drugim razem zdawałem w paskudną pogodę, breja na drodze, błoto ze śniegiem, pełno robotów drogowych na trasie egzaminacyjnej, wyłączone pasy ruchu, korki podczas zjazdu w dół i tak dalej. Poszło ok. Z odbioru prawa jazdy wracałem samochodem, którego wcześniej w ogóle nie czułem, warunki były podobne i sobie spokojnie dojechałem do domu. I tak jakoś się dalej kręciło. Od czasu kiedy ostatni raz prowadziłem samochód minęło jakieś 4-5 lat. Nigdy nie miałem wypadku, stłuczki, nigdy nie byłem świadkiem poważnych wypadków komunikacyjnych, a na 99% przez ojca mam lęk przed prowadzeniem samochodu i na razie nie wyobrażam sobie bym ponownie wsiadł za kółko. Tak mnie stresował jak prowadziłem jego samochód. Od tego czasu kilkanaście / kilkadziesiąt razy miałem sny, albo wypadków, uderzania z pełną prędkością w ścianę budynku i nagłe przebudzenie się, albo też rożne zjazdy samochodem w dół, po slalomach na pełnej szybkości gdzie w momencie uderzenia budzę się z przyśpieszonym biciem serca. To, że mój ojciec ma nerwicę i pewnie z 20 innych dolegliwości to wiem, zapewne nigdy nie mógłby być też nauczycielem, pedagogiem, pracować z dziećmi lub młodzieżą, nie mówiąc o szkole jazdy. Kilak sytuacji, które musiały wpłynąć na mój lęk. Wsiadam z nim do samochodu pojeździć sobie po placu. Lato. Słońce. Zaczynam na luzie, on cały zestresowany, wyciąga papierosa, zapala, ze stresu jest cały usztywniony, zapomina otworzyć okna, fajką zaciąga się nieregularnie, popiół z peta spada na podłogę i fotel, on chyba nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Postanawiam chociaż otworzyć szybę po swojej (kierowcy) stronie. Zapomniał mi powiedzieć, że szyba jest uszkodzona po stronie kierowcy i nie otwiera się. Jak pokręciłem to zaraz się przekrzywiła i zablokowała. Trudno. Fajka chyba już w ogóle mu spadła. Było strasznie gorąco + pet + zamknięte okna + jego pot z nerwów. Zaczął wyzywać i się wręcz dosłownie opluwać. Miałem już tego dnia a może i całego tygodnia dość prowadzenia. Tu sytuacja była nerwowa, ale nie niebezpieczna. Innego razu prowadzę ojca samochód. Ojciec obok. Spięty i zestresowany jak zwykle. Jakieś skrzyżowanie plus zakaz skrętu w lewo i/lub nakaz skrętu w prawo. Nie pamiętam dobrze, ale na pewno było tak, że miałem skręcić w prawo. On nerwowo powtarza "w prawo... w prawo", za chwilę "w lewo...w lewo...." (ze stresu pomyliły mu się strony). Ja prowadzę i wiem co mam robić, że mam skręcić w prawo. Jednak pod jego wpływem lekko skorygowałem w lewo nie wiedząc o co chodzi, ale tak by spokojnie skręcić w prawo. Na to, że ja lekko odbiłem w lewo ojciec jeszcze głośniej nerwowo, już krzyczał "w lewo w lewo", pomyliły mu się strony i chodziło mu o prawo, im bardziej lekko skorygowałem w lewo tym on jeszcze głośniej krzyczał bo chodziło mu o prawo. Ja nie wiedziałem o co chodzi, może karetka, jakiś pościg, wypadek. Ostatecznie tak jak miałem skręcić w prawo tak skręciłem i wszystko ok, ale miałem już dość dostawania wprost przeciwnych nerwowych komend. Jak dochodziło do podobnych sytuacji to na ogół po serii wyzwisk i kłótni wychodziłem z samochodu i sobie wracałem pieszo bo nie będę z furiatem jeździł. Raz pamiętam, że prowadziłem jakieś półtora kilometra od domu. Był śnieg, błoto, stromy podjazd i nie mogłem podjechać na górę na osiedle to zaciągnąłem ręczny. Potem "standardowa" kłótnia, wysiadłem i ojciec już wrócił samochodem bo nic innego nie mógł zrobić, a był po jakiś dwóch piwach. To jedna z ostatnich sytuacji albo ostatnia gdy w ogóle prowadziłem. To był jego samochód, więc mógł mi go dawać, mógł jednak też mi go nie dawać albo dawać tylko jak on wsiądzie. Wcześniej nie bałem się i prowadziłem na luzie, chociaż nie miałem dużej wprawy. Teraz nie wyobrażam sobie jazd samochodem z nim, ani bez niego. Jest ktoś kto ma podobne lęki?
  13. Asembler

    mizoandria

    Mężczyznom jest łatwiej bo średnio są więksi i silniejsi oraz bardziej agresywni. Dlatego też tyle mężczyzn pcha się w politykę lub gruby biznes, ale jednocześnie tak duży procent w porównaniu do kobiet dopuszcza się przestępstw, w tym seksualnych.
  14. Masturbacja szkodzi: http://wiadomosci.onet.pl/trojmiasto/pomorskie-niezwykly-wypadek-przez-orgazm-wbil-sie-w-ciezarowke/4xcmy A z takich powszechniejszych, ciekawe czy są badania dotyczące nawyku masturbacji a egoizmu w pożyciu małżeńskim albo pewnego rodzaju znieczulenia seksualnego w kontakcie z bodźcami swojej partnerki.
  15. Asembler

    mizoandria

    W ramach równouprawnienia ja jestem mizantropem.
  16. Dopiero niedawno zauważyłem coś co mnie zdziwiło. Pisałem w innym temacie, że mam bogate i rozbudowane sny, ale jakoś nie zwracałem uwagi na elementy wspólne. Powiedzmy od ostatnich 10 lat, z pewnymi przerwami, ale regularnie śnią mi się mury, skały, ściany. Np skała idealnie pionowa i wysoka do nieba, mury budynku, w którym jestem tak wysokie, że gdy w śnie patrzę do góry by zobaczyć jak są wysokie to w śnie dostaję zawrotów głowy, duszności, dzwonienia w uszach, tracę przytomność, czasami budzę się z szybkim biciem serca. Raz to będzie wysoka skała na znanej mi naprawdę łące, prawie idealnie gładka i pionowo stroma, sięgająca nieba, raz wewnętrzne ściany dużego budynku, raz ślepy zaułek w mieście, raz masywne ceglane mury otaczające miejski plac. Nie mam klaustrofobii, lęk wysokości mały i raczej przy bardziej ekstremalnych rzeczach jak wspinaczka, prace na dachu, ale nie robię zawodowo czy nawet amatorsko, bardzo rzadko się to zdarza i jest do okiełznania, wejścia na wieże, chodzenie po górach, punkty widokowe, windy - taka codzienność nie robi na mnie żadnego wrażenia, więc to też nie to. Rozwiązanie wydaje się proste: strasznie / nieskończenie wysokie mury, ściany symbolizują problemy, które mogą wydawać mi się ogromne, nie do przeskoczenia. Ku temu też skłaniała się moja P-T, ale dziwi mnie konsekwencja w tego rodzaju snach, bo z różnymi przerwami, a pojawiają się od młodości, a problemy życiowe bywają różne. Za czasów szkolnych, przed sprawdzianem czy nawet maturą nie miałem tego typu jazd, to nei to. Wysokie mury, ściany + zawroty głowy. Miał ktoś podobne "filmy"?
  17. Życzę powodzenia w wytrwaniu we wstrzemięźliwości. Swoją drogą, czy koprofilii nie leczyli / leczą nadal w niektórych miejscach (nie wiem czy w Polsce) terapią elektrowstrząsową?
  18. Wyznaję zasadę ograniczonego zaufania :) Ale to tak ogółem tylko gdzie dwóch, tam kłamstwo, gdzie trzech tam spisek i zdrada :)
  19. Najważniejsze wygrywać całe wojny, a nie pojedyncze bitwy.
  20. Zaznaczyłem "Wiedeń", ale też pytanie pod jakim względem najważniejsza. Ja kierowałem się ważnością z punktu widzenia całego regionu, kontynentu, cywilizacji, a nie z partykularnej perspektywy.
  21. A do czego może się przydać KP? I jak jest z kwestią ewentualnej mojej dokumentacji czy innych "notatek", P-T nie ma obowiązku takich rzeczy prowadzić?
  22. Tak, robiłem na gębę. Ok. Wątpię z działalnością na lewo, ale nie mogę wykluczyć. Ta osoba ma stronę internetową aktualizowaną, ze wszystkimi danymi. Nie jest to wiążące, ale to by było samemu pchanie się w łapy US. Przypuszczam, że moja zapłata nie jest uwzględniana w rozliczeniach i dochodzie
  23. Nie każdy. Zależy od liczby klientów i obrotu lub zysku, nie pamiętam dokładnie, ale w każdym razie o takie kryteria chodzi.
  24. ... nie chcę wbijać kija w mrowisko, jestem tylko ciekawy bo porównuję to ze swoimi doświadczeniami. Czy dostawałyście / dostawaliście paragon lub coś w tym rodzaju i przed psychoterapią, pomiędzy konsultacjami a rozpoczęciem psychoterapii właściwej etc, coś podpisywałyście/liście, kontrakt czy coś? Ja chodzę już długo, ponad pół roku, prywatnie, płacę z ręki do ręki i nigdy nic nie podpisywałem, wątpię też bym miał jakąś "dokumentację". Zakładam temat właśnie by wysłuchać opinii i doświadczeń innych.
×