
Asembler
Użytkownik-
Postów
403 -
Dołączył
Treść opublikowana przez Asembler
-
Czy takie bezwzględne podejście do życia jest ok?
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Zaburzenia osobowości
No ja mam inaczej. Czuję się wręcz w wewnętrznym obowiązku do cały czas rozumowego definiowania rzeczywistości, szczegółowego analizowania konkretnych przypadków i codziennych sytuacji pod kątem ogólnych norm. Rozumem, intelektem wręcz spisać regulacje danej dziedziny życia tak by nic nie/ jak najmniejszy fragment pozostawał(o) do swobodnej interpretacji na podstawie uczuć, emocji, ogółem subiektywizmu. To co mam wspólne z twoim podejściem to wydaje mi się, że chęć kontroli swojego życia, chociaż u mnie to przybiera postać w domknięcie tego co / jak / gdzie / kiedy / ile / jak długo / etc robić na podstawie jasnych, konkretnych, ostrych przepisów / nakazów / zakazów / wzorców... a u Ciebie wręcz przeciwnie...aczkolwiek podejście do emocji, uczuć i chęci kontroli wydaje mi się zbliżona :) -
Ideaxp, Twój styl pisania w poście pierwszym wydaje mi się bliski o podzielam argumentację. I tu może być mój problem. Domyślam się też, że 99%% psychologów oceni to jako coś negatywnego. Podam prosty przykład jakie zachowanie, postawę podzielałbym: Gdybym ukradł coś ze sklepu pod wpływem pokusy, żądzy posiadania lub chęci poczucia innego stanu w związku z przekroczeniem pewnych zakazów i umówmy się, że nie byłaby to puszka piwa albo czasopismo, ale jakiś sprzęt elektroniczny warty kilka dni mojej pracy zarobkowej i po dwóch dniach na skutek wyrzutów sumienia zdecydowałbym się oddać sprzęt do sklepu w nienaruszonym stanie. Załóżmy na potrzeby przykładu, że oddaje sprzęt, mówię, że znalazłem obok sklepu czy coś, w każdym razie załóżmy brak jakiś konsekwencji prawnych. I co? ok? koniec? wszystko w porządku? Czułbym wewnętrzny przymus zrobienia czegoś dobrego w ramach kary, np pomoc w remoncie miejskiej sali gimnastycznej albo pomalowanie ławek w parku w czynie społecznym. Oczywiście znakomicie by było gdybym to zrobił bez powodu, w ramach wolnego czasu i chęci zrobienia po prostu czegoś dobrego. Ale w tym przypadku czułbym się wręcz w głębokim obowiązku. Może o takie coś też ci chodziło, albo chociaż podobny mechanizm? No i czy w takiej postawie jest coś nienaturalnego?
-
Dlaczego antypolskość jest w modzie?
Asembler odpowiedział(a) na Po prostu maciek temat w Socjologia
Żydzi to bardzo inteligentny naród i chociaż mało liczny to wpływowy w różnych częściach świata. W polskojęzycznych mediach żydowska narracja jest bardzo silna, stąd. Oczywiście this is just my opinion. -
Czy takie bezwzględne podejście do życia jest ok?
Asembler opublikował(a) temat w Zaburzenia osobowości
Witajcie. Być może niefortunnie zatytuowałem wątek, nic innego nie przychodziło mi do głowy by go lepiej opisać. Od dawna wydawało mi się to czymś na tyle normalnym, naturalnym, że w ogóle nie zwracałem na to uwagi, dalej wydaje mi się to czymś naturalnym i właściwym, tylko, że ostatnio często konfrontowałem to podczas dyskusji z innymi osobami i dla każdego z kim rozmawiałem było to nienaturalne i obce mu podejście i był totalnie przeciwnego zdania. Już piszę o co mi chodzi. O przeciwstawienie <>, rozumu, myślenia przyczynowo-skutkowego, intelektualnego podejścia do danego zagadnienia czy sfery życia, podejścia analitycznego ... o przeciwstawienie tego kierowaniu się i odbieraniu rzeczywistości, kształtowaniu swoich postaw w oparciu o emocje, uczucia, subiektywne postrzeganie świata. Jestem gorącym zwolennikiem tego pierwszego podejścia i staram się je stosować. Uważam, że rozum ma pierwszeństwo nad uczuciami, emocjami i rozum powinien nad nimi zapanować, ujarzmić je, starać się kontrolować. Uznaję, że emocje, uczucia są czymś naturalnym nie ma nic złego w tym, że występują, chodzi mi tylko i wyłącznie o to by je kontrolować, traktować tak jak krew wypływająca podczas skaleczenia albo ból po uderzeniu się w palec u nogi. Jest to naturalny, zdrowy sygnał informacyjny, nie należy tego zagłuszać, zwalczać. Chodzi tylko o kontrolę i ustawienie priorytetów, żeby żadnej decyzji nie podejmować na podstawie uczuć, emocji, przesiewać wszystko przez sito rozumu i przeanalizować. Przykład. <> uważam za coś naturalnego, ale jednocześnie za chemię, biologię, raczej jako naturalną słabość, którą należy przezwyciężyć. "Czuję" zakochanie do kobiety, ok, to naturalny chemiczny proces, nie mam do siebie o nic pretensji, chodzi o to by nie miało to żadnego wpływu na moje zachowanie, postrzeganie rzeczywistości, wszystko przeanalizować. Na przykład taka postawa wydaje mi się wręcz wrogą: "lalalala, już trzeci raz spotykam się z tą kobietą na kawie, jakoś tak mi lepiej z nią spędza się czas, czuję takie ciepło w środku, chyba się zakochałem, następnym razem zaproszę ją do kina i spróbuję pocałować, tak fajnie mi z nią jest, nie wiem co to, ale mam nadzieję, że ona czuje to samo do mnie, chyba się po prostu kochamy, super, niech ten stan trwa jak najdłużej, czuję motyle w brzuchu, teraz do następnego spotkania będę ją miał przed oczami gdy je zamknę, jupppiiiii." Oczywiśćie wyolbrzymiam, przesadzam, upraszczam opis, ale mam nadzieję, że dzięki temu można lepiej zrozumieć o jaką postawę mi chodziło. A prawidłowe podejście wydaje mi się następujące: "Spotyma się z nią już trzeci raz, czuję do niej pozytywne emocje i uczucia, to może i dobrze, ale nie powinno to mieć żadnego wpływu na decyzję czy dalej budować z nią relację czy nie, musże się przyjrzeć i przeanalizować dokładniej nasze spotkania, na razie za wcześnie, zobaczę co będzie dalej, miłość to akt woli, a nie to czy czuję ciepło w sobie jak patrzę jej w oczy w restauracji, być może w przyszłości wyniknie z tego stały związek i narzeczeństwo, być może to będzie partnerka mojego życia, żeby się przekonać pójdę krok dalej i zaproszę ją na bardziej intymne spotkanie". Zresztą nie tylko (a może i przede wszystkim nie o to!) o relacje damsko męskie chodzi, związki, zakochania. Akurat byłem z kilku związkach i nie mam jakiś traumatycznych przeżyć. Chodzi mi o ogólne moje podejście do bardzo niskiego priorytetu jaki w ludzkiej egzystencji powinny zajmować subiektywne wrażenia, uczucia, emocje (obok popędów i pragnień) i ogólne "intelektualne" podejście i szczegółowe rozważanie wielu kwestii, od ogólnych agadnień do poszczególnych codziennych czynności. Jeszcze raz zaznaczę, nie ma we mnie takiej sytuacji że nie mam uczuć czy emocji, albo uważam że należy je stłamsić i zabić, że same w sobie są czymś złym. Nie o to chodzi. Jeżeli byłoby to jakieś zaburzenie osobowośći czy coś takiego to pod jakimi hasłami, kierunkami szukać Nie omieszkam tego tematu poruszyć także na swojej psychoterapii, na którą uczęszczam od pół roku, ale mam nadzieję, że i ten temat nie założyłem na darmo. Ma ktoś albo podobnie, albo zupełnie przeciwnie??? -
Ja facet na psychodynamo z panią T - nie ma mowy i sobie tego w ogóle nie wyobrażam. Takie przytulenie inicjowane z jej strony po pierwsze byłoby złamaniem wcześniejszych ustaleń i charakteru terapii, po drugie od tego to już byłby mały kroczek do seksu, = przerwanie terapii. Rozumiem inne granice i charakter przytulania w relacjach kobieta - kobieta i innych nurtach psychoterapii, bardziej "humanistycznych", ale dalej ciężko mi to sobie wyobrazić jako istotny element terapii.
-
godzina kawkowania i słuchania opowieści 100zł?!
Asembler odpowiedział(a) na ideaxp temat w Psychoterapia
U mnie 15 zł to maszynką na zero lub trójkę i to tylko jeszcze gdzieś u osiedlowego, koło straganu, a masaż w gabinecie to klasyk od 80 zł raczej. -
godzina kawkowania i słuchania opowieści 100zł?!
Asembler odpowiedział(a) na ideaxp temat w Psychoterapia
Mam pytanie, które kieruje nie do tych, którzy ogółem wychodzą z pozycji negacji psychoterapii, jej przebiegu czy kompetencji psychoterapeutów, ale do tych, którzy po prostu uważają, że obowiązujące w kraju stawki są nieprzyzwoicie wygórowane: Czy to samo uważacie na temat stawek fryzjerów, hydraulików, mechaników, masażystów, tłumaczy.... ? -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Zastanawiam się czy iść do psychiatry teraz po jakieś piguły, ale będzie to tylko krótkoterminowe rozwiązanie nie eliminujące przyczyn, coś na zasadzie środka przeciwbólowego. Coraz więcej godzin w ciągu doby ucieka mi na "nic". Mogę się kłaść przed 22, a i tak zasnę po 1, a obudzę się w okolicach 10 00 (jeżeli nie będzie akurat pracy / nauki / czegoś ważnego) i dalej będę zmęczony. Plecy i mostek mnie boli niesamowicie. Porobiłem różne badania, krew, prześwietlenia etc, wszystko w normie, wychodzi na to, że jednak coś tkwi w głowie, choć to może tylko efekt wiadomej sytuacji rodzinno mieszkaniowej. Niby mała rzecz, babcia tydzień miała uciążliwą grypę, oczywiście opiekowałem się, robiłem zakupy i inne, nie jest to żaden wielki wyczyn, ale taka sytuacja przytłacza mnie, śpimy prawie obok siebie (jak to brzmi ech), na ogół jedna osoba choruje, za tydzień druga, za tydzień trzecia, problemy ze snem jednej osoby natychmiast przerzucają się na drugą etc. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że np w takim tygodniu choroby przez tydzień poza pracą i nauką jechał bym przez miasto jeszcze kilka razy dziennie. A zdaję sobie świetnie sprawę, że w życiu bywają o wiele poważniejsze sytuacje, choroby, niedogodności, ale...nie chciałbym uciekać w świat pocieszania się na zasadzie porównywania. W jako takiej formie trzyma mnie tylko nadzieja na szybkie znalezienie stałej pracy i założenie rodziny. Sam nie jestem święty, za dużo "nic nie robię" o czym może świadczyć, że od założenia konta minęły ponad dwa lata, a ja czuję, że stoję w miejscu. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Hej, dzięki :) A aktualnie jak wygląda twoja sytuacja mieszkaniowa i rodzinna? U mnie można powiedzieć bez większych zmian. Niestety. U mojego taty wszystkie te dziwactwa co opisywałem pogłębiają się, o ile to jeszcze możliwe heh. Zrobiłem dokładny opis wydatków jakie będę ponosił mieszkając sam, teraz staram się, żeby przychody były większe od wydatków. Z tym założeniem, że tendencja jest taka: wydatki zaokrąglam w górę, a przychody raczej w dół, by mieć jakąś rezerwę i płynność. Wierzę, że to profesjonalne podejście pozwoli mi na więcej i szybciej, aczkolwiek nie wiem kiedy to się uda. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Może coś w tym jest. Ale teraz obecnie jestem bardzo zmotywowany, bardziej jak kiedykolwiek, na opuszczenie domu, choćby częściowe hehe. Nawet jak to będzie oznaczało (prawie na pewno) destabilizacje mieszkania, chaos, bałagan, szok domowników, nie ukończenie przez ojca kursu i w ogóle pożogę i zniszczenie, jeszcze częstsze problemy ze snem u babci, zwiększenie ilości pitego piwa przez ojca czy epidemie czarnej śmierci :) . W obecnej sytuacji, mam nadzieję, że to kwestia kilku tygodni. Mam już dość pytań "dlaczego nam to robisz?", grzebania w moich rzeczach, znalezienia w nich informacji o pewnym wydarzeniu, na którym byłem, a za chwile tekst ojca "u mnie w pracy w koszu na śmieci akurat dzisiaj znalazłem plakat o wydarzeniu..." (tak, co za zbieg okoliczności, dodatkowo w pracy, w koszu, akurat dzień po moim domyśleniu się i kto w pracy w koszu grzebie w śmieciach, hahahahaha, lepiej być ciekawskim, ale siedzieć cicho i tak naiwnych bajek nie wymyślać bo to jest na poziomie 10 letniego dziecka), gadek babci przed snem "a pamiętam jak byłeś malutki jak tu też leżałeś, nie pyskowałeś tak, zawsze tak zasypiałeś i ....", "dostałeś wytyczne, od mamy lub psychologa (?!) że masz nas tak traktować?", "kim my dla ciebie jesteśmy?", gderania ojca pod nosem odwróconym plecami jeszcze tak, że niby mruczy tylko do siebie, ale by inni słyszeli, że matka za długo przez telefon ze mną rozmawiała, słychać pojedyncze, niewyraźne wyzwiska (niech se gdera, przyzwyczaiłem się, nie reagować), w jego konsternacji, że nie dałem się zaczepce, po dosłownie 3 sekundach, widząc, że jestem pogrążony nad książką i udaję, że nie słyszę, prowokacji na marnym poziomie, mówi głośno jak by nigdy nic jakąś śmieszną sytuacje i pyta się wiele razy czy pamiętam, widząc moje zażenowanie jeszcze powtarza jakąś dawną śmieszną sytuacje i dalej czy pamiętam i śmieje się do siebie, a dalej speszony, że mnie nie "udobruchał" idzie włócząc nogami na fajkę. Hehe, tyle pamiętam w ciągu ostatnich paru dni. To nawet śmieszne, ale ile można. -- 16 lip 2013, 13:52 -- Witam, może ktoś jeszcze czyta ten temat, od założenia minęło półtorej roku, a ja postanowiłem uregulować w głowie parę spraw. Nawet jak to pisanie dla samego pisania teraz to po prostu pomaga mi uporządkować myśli - czy to przelanie wszystkiego na papier czy na post w internecie. Od Marca dużo się zmieniło. Z dziewczyną rozstałem się, no ale po trzech miesiącach prawie milczenia bardzo lubimy się, przekonaliśmy się do siebie i bez względu na obecny charakter naszych relacji (zobaczymy co z tego wyniknie) miło spędzamy czas, mam wsparcie i ogólnie temat mojego życia towarzyskiego uważam za nie wymagający analizy, jestem po prostu zadowolony z tego jak jest, z tym wcześniej też nie miałem jakiś wielkich problemów. No, ale problemy są tam gdzie były wcześniej... W (teraz dokładnie nie pamiętam, ale mniej więcej) marcu - kwietniu chodziłem do poleconej mi przez poprzednią poradnię psychoterapeutki, zapisałem się do jakiegoś tam programu zajęć grupowych, a spotkania z psychoterapeutką miały mieć charakter kwalifikacyjny / przygotowujący. Po pewnym czasie w kółko przewałkowywaliśmy to samo, potem głównie opowiadałem o nowych wydarzeniach w domu, moich relacjach z tym, a tym, ale wszystko wiązało się z sytuacją domową. Jak nie miałem nic więcej do dodania to spotkanie kończyło się wcześniej. A ja nie mogłem się do końca zdecydować czy chcę na zajęcia grupowe się zapisać, a ipani miała mi pomóc w podjęciu decyzji. Nie było już nic (twórczego) do dodania, ostatecznie zrezygnowałem bo formuła spotkań z psycho pod kątem tej terapii wyczerpała się, a profil grupy niezbyt mi odpowiadał, także formuła zajęć. Niem ma do nikogo pretensji, ale raczej były skierowane dla osób mających problemy z pracą czy ogólnie z relacjami z innymi osobami, funkcjonowaniem w społeczeństwie. Po długim zastanowieniu odmówiłem, zresztą teraz wiem, że zajećia i tak kolidowały by z pracą (dorywczą). No i na tym zakończyły się moje kontakty z psycho czy psychiatrą, ale nie wiem co będzie jutro, jak zdobędę ubezpieczenie to zobaczę co dalej. Jest połowa lipca. W domu napięcia wszystkie pisane wcześniej jeszcze bardziej się spotęgowały, ale ja już ich nie przeżywam tak mocno (co nie znaczy, że nie mam problemów, oj nie, są nadal i to poważne). Była możliwość, żebym mieszkał na wpół samodzielnie, zacząłem o tym w domu dyskutować, to pokrywało się jeszcze czasowo jak chodziłem do "nowej" psychoterapeutki to byłem ogólnie jakiś bardziej nastawiony na dialog i opanowany (aż do przesady). Ale i tak wybuchnęła z tej rozmowy w domu wielka kłótnia, wyzwiska etc. Wtedy zdenerwowałem się bardzo mocno, po wizycie (pod wieczór) u psycho nie wróciłem do domu tylko poszedłem na imprezę. Bardzo rzadko nie ma mnie w domu na noc, no ale zdarza się, nie pierwszy raz i nie ostatni, żadne novum. Byłem pod kontaktem telefonicznym, a zresztą mam 22 lata. Ja po prostu postanowiłem odreagować ostatnią kłótnię (z tego samego popołudnia / wieczoru), ale nie w ćpaniu czy litrach wódki. Rzeczywiście w godzinach nocnych nie było ze mną kontaktu telefonicznego (młody człowiek może o tej godzine spać lub być zajęty :) ), ale jeszcze wieczorem napisałem że jestem na imprezie, zresztą po takiej awanturze nic nie chciało mi się pisąc, a i tak to zrobiłem. Rano wracam do domu. Podładowuje telefon, który mi się na imprezie rozładował. A tu się dowiaduję, że dzwoni do mnie na moją prywatną komórkę nieznajomy pan z pewnej formacji mundurowej i pyta gdzie byłem, co się dzieje etc. Na początku się przestraszyłem, że coś "grubego" się stało. Potem mówi, że moja babcia do niego dzwoniła (!), na końcu wyjawia, że dzwoni prywatnie, nie służbowo, mówi o namierzaniu mojej komórki na podstawie sygnału etc. Tutaj muszę przyznać, że niezbyt miło go pożegnałem. No, ale nic dziwnego, zwłaszcza jak to osadzić w szerszym kontekście. Potem się dowiedziałem, że babcia i tata chcieli na policji zgłosić moje... zaginięcie (!!!!!!!!!!!), ale co to za zaginięcie jak 22 latek bez żadnej przesadnie budzącej wątpliwości historii nie wraca na noc do domu, a pisze smsa pod wieczór że jest / idzie na imprezę. Dlatego, bez szans na oficjalną interwencje i przyjęcie zgłoszenia (choć zgodnie z prawem każde zgłoszenie należy przyjąć, ale już nie będę odchodził od wątku) w tak błahej sytuacji użyli kanałów prywatnych i poprosili znajomego o pomoc, musieli mu nieźle jęczeć, że się zgodził. Jak opowiadałem kilku znajomym to nie uwierzyli. Teraz to już byłem kłębkiem nerwów większym niż wcześniej. Pomyślałem, że temat wyprowadzki jest bardziej aktualny i palący jak kiedykolwiek wcześniej... . Ale też nie znoszę teog wszystkiego dobrze,a to tylko jedna z wielu spraw, ale nie będe pisał książki na 100 stron. No, a od kwietnia do lipca i tak jeszcze duuużo się zmieniło, a ja już się zastanawiam kiedy zwariuję do reszty? -- 17 lip 2013, 13:54 -- W czerwcu / maju podjąłem się pracy dorywczej, ogólnie maj to był okres gdzie miałem sporo dylematów i problemów, ale jakoś wszystko przeżyłem. Na początku lipca przyjechała do mnie mama bo w pracy dostała urlop. O tym, że przyjeżdża mówiłem w domu od dłuższego czasu i za każdym razem niemalże do dwóch tygodni czy tygodnia przed przylotem, przez miesiąc czasu w domu "palili głupa". Ja mówiłem że przyjeżdża i za każdym razem udawali (?), że słyszą tą nowinę po raz pierwszy. Mam a przez tydzień spała w swoim małym mieszkanku w mieście, które kupiła dawno i przez wiele lat było wynajmowane. Teraz stało puste, na moją prośbę, że ja chciałbym tam zamieszkać bo potrzebuję własnego kąta i tak dalej, wiadomo jaką mam sytuacje, zgodziła się gdzieś w maju, ja byłem nieugięty i prosiłem, chociaż ona pytała co na to "u mnie" w domu. Po sytuacji opisanej wyżej w kwietniu (i wielu innych opisywanych wcześniej i tych nieopisywanych) byłem po prostu poważnie zdecydowany na to, zdając sobie sprawę z problemów jakie mnie mogą czekać i tego, że nie jestem w pełni samodzielny finansowo, nie mam pracy etc. Jednak co innego mogłem zrobić? Mama dalej telefonicznie / internetowo pytała co na to w domu mówią, nie wiedziałem co odpowiedzieć, powiedziałem krótko "są na nie", ale ja jestem na "tak". W domu moje rozmowy na ten temat kończyły się pytaniami: "a pieniądze skąd?" "kto cię będzie utrzymywał?" "a my to co?" albo niedowierzaniem, albo ignorowaniem, albo poważniejszymi kłótniami. I znowu była sytuacja "pierwsze słyszę" i zdziwienia na nowinę bo wielokrotnej rozmowie. Raz nie wytrzyęmałem i nagrałem rozmowę z babcią jak (bez prowokacji, spokojnie, opanowanie bez odpowiadania krzykiem na krzyk etc) jeszcze raz oznajmiłem, że to nie mama mnie nakłania, to ona jest właścicielką mieszkania, a ja tylko ją będę prosił by mi je udostępniła, kosztem przerwania zysków z wynajmu i jeżeli po wysłuchaniu mnie mama się zgodzi to będę zadowolony i się zacznę usamodzielniać stopniowo. Potem oczywiście wybuchnęła z tego kłótnia. Ale miałem nagrane. Bo aż sam nie wierzyłem sobie (?), że za parę tygodni znowu zdziwienie i reakcja, że słyszą to pierwszy raz, teraz miałem dowód. Ale chyba udowodniłem tylko coś sobie, że żyję w jakimś matriksie. No i pokazałem mamie nagranie, ona się zdziwiła, rzeczywiście miałem rację, mówiłem prawdę, że wiele razy ten wątek poruszałem, a ona wierzyła chyba babci (tata w ogóle z mamą nie rozmawia nawet telefonicznie 5 słów nie wymienią typu "dzień dobry, już syna proszę do telefonu" ), jak bywała przez telefon zdziwiona na każde rozpoczęcie tego tematu, że pierwsze słyszy. Mama przyjechała, spała w mieszkanku, wymaga ono generalnego remontu i sporego nakładu finansowego, ale jest gdzie spać i gdzie się uczyć w ciszy / samotnośći albo zaprosić jakąś dziewczynę czy kolegę. Chociaż tyle. Przez tydzień (o tacie nawet nie myślę bo wiem, że dosłownie !!! uciekają by siebie nie widzieć / słyszeć) mimo mojego zachęcania i trochę siłowego umawiania spotkań babcia nie chciała się spotkać z mamą, a przede wszystkim mama nie chciała z babcią. A chciałem, klarowniej by było w trójkę wszystko wytłumaczyć tak, że każdy może zadać pytanie, zabrać głos, jakoś można porozumieć się w sprawie mnie, kasy, mieszkania. Mama zostawiła mi kluczę, powiedziała, że mam o co prosiłem, przyjeżdża znowu za miesiąc by mi pomóc i załatwić formalności, przez ten czas mam mieszkanie, mam się nim zająć, zacząć remont, oswoić z tym babcię i tatę. Na razie wpadam tu na pół dnia nie więcej. W domu powiedziałem o tym wszystkim (poza tym jeszcze, że mama ponownie "na kontrolę" przyjeżdża, jeszcze jest czas), kluczę odwiesiłem razem przy swoich, na korytarzu. Po dwóch dniach dochodzenie co to za klucze, powiedziałem, że od mieszkania mamy, jak się obudziłem szukam, nie ma ich, okazuje się, że babcia schowała u siebie w szufladzie (nie wiem nawet której) by nie zginęły niby etc, (by mieć podgląd kiedy je biorę ze sobą etc, albo i żeby dorobić już sam nie wiem, raczej by tylko symbolicznie trzymać na nich "rękę"), po awanturze tym razem z mojej strony oddała je i teraz wiszą na miejscu cały czas albo mam ze sobą, ale to też nawet taka głupota, a kosztowała mnie bardzo dużo stresu i nerwów. Jak wracam do "domu rodzinnego" to cały czas słyszę pytania, czasami w formie kłótni, czasami w formie żalu, a czasami w formie błagalnego szeptu ze strony babci i taty "po co tam idziesz?" "co tam robisz" "znowu tam byłeś!", "czego tam szukasz?", jednocześnie słyszę teksty od taty, że to jest "nora" ", "słyszałem, że znowu w tej norze byłeś?" "tak i co?" "...". Tak jadą i bluzgają po tym jak tam jestem, po tym mieszkaniu, pewnie dlatego, że od mamy nie od nich. A sami się nim interesują, chcieli klucze (nie dam), już mają plan (a co oni do tego mają?) by to mieszkanie wynająć, już szukają niemalże chętnych na to, a niech szukają, ja już naprawdę mam dość kłótni, a ostatecznie słowo należy do mnie / do mamy w tej sprawie i znowu efekt "zaskoczenia", "to po co się rozglądamy jak ty mówisz że nie wynajmiesz" "ja też nie wiem po co się rozglądacie". Przynajmniej w ciągu ostatniego roku nauczyłem się zimnych, chłodnych, wyrachowanych, oschłych odpowiedzi, które mogą wyprowadzić kogoś nerwowego z równowagi, ale nie uważam by to było się czym chwalić. Parę razy zrobiłem sobie obiad w mieszkanku, raz przyszła babcia z wizytą, a z wizytą bardzo chętnie, wpuszczę, pokażę, poopowiadam, porozmawiam i nagle awanturaNa razie na obiady wracam do domu rodzinnego, na noce też, dzisiaj rano znowu chciała klucze (przecież tydzień temu / 5 dni / dwa tygodnie temu etc już to przerabiałem i dałem odpowiedź przeczącą a tu znowu słynne "nawroty"!), powiedziałem że nie, "a może tym razem weźmiesz kilo kiełbasy z lodówki lub masło tak jak cebule ostatnio" "a masz, oddam ci tą cebule jak tak bardzo chcesz, masz cały worek, weź ją tam schowaj w szafie i niech ci tam zgnije i robale zjedzą!", "nie chcę jej, ona kosztuje 2 zł, nie o to chodzi, chodzi o pewien symbol...." "to nie dasz kluczy??!!" "już powiedziałem wcześniej", to rzuciła dokumentacją o tym mieszkaniu, którą sama parę dni temu bardzo sumiennie pomagałą mi posegregować, a właściwie ochoczo zrobiła to nawet sama(!!!!), że się pomieszało i znowu awantura. Nie chcę tracić czasu, marnować go, zapisałem się na przyśpieszony kurs angielskiego na poziomie zaawansowanym, zajęcia mam prawie codziennie, tak się miło składa, że są po sąsiedzku tam gdzie mam "nowe" mieszkanie. Więc mam kolejny "pretekst" by tam przesiadywać i sobie odpocząć od sytuacji w domu, w rodzinie. Ale przez to wszystko jestem nieprzygotowany, mam problemy z koncentracją, sam zapisałem się na zajęcia, a jestem ciągle zmęczony, niewyspany, boli mnie głowa, plecy, mam katar (to przez obniżoną odporność pewnie), pogrążone oczy, natłok myśli przez to wszystko. Prawda jest taka, że nie jestem w stanie sam się obecnie utrzymać, a mieszkanie wymaga znaczniejszych nakładów finansowych na remont, źle się też czuję w sytuacji jak mama by pokrywała wszystko ze swojej kieszeni, ona ma swoje problemy też, a tym bardziej, że to ja nalegałem na obecnie rozwiązanie. Chce też dać coś od siebie. Ja spodziewałem się, że na obiady będę witany w domu rodzinnym, koszty jedzenia są znaczące i było by to dla mnie duże odciążenie, a aż takiej różnicy w domu nie ma czy gotuje się dla trzech czy czterech osób. Nie chcę być pasożytem, ani pępkiem świata, ale zdaje sobie sprawę z obecnych swoich możliwości. Boję się,że (tez w związku z sytuacją rodzinną) nic nie wyremontuję, nie zrobię i moja mama się zawiedzie jak przyjedzie. Od tego wszystkiego już mi głowa pęka. Co robić? -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
A jak się ma do tego pomoc i wsparcie rodzicom czy dziatkom? W "normalnej" sytuacji, jak młody człowiek zakłada rodzinę, wyprowadza się mieszkać z żoną/partnerką to jest to "zwyczajnie" bolesne dla rodziców, a w sytuacji jak ojciec zostaje u swoich wiekowych rodziców? Na swoje 50 lat z kilku letnią przerwą (od ślubu do rozwodu) to ponad 40 lat spędził w tym mieszkaniu z rodzicami. Niby to nie moja sprawa, może i w tym sensie, że poczucia winy nie mam i nie powinienem mieć, ale to oczywiście, że też moja sprawa. Pamiętaj że w sylwestra byłem na imprezie od początku wieczora. Od -na oko - 20 do 22 tata dzwonił, że mu klawiatura w laptopie nie działa i co robić, jaki klawisz nacisnąć etc (potem się okazało, że używał po prostu nie podłączonej klawiatury zewnętrznej). Od lat dużo czasu spędza w internecie powinien takie podstawowe rzeczy wiedzieć. Ale już sobie wyobrażam, siada w rogu skulony przed komputerem w jakiejś niewygodnej pozycji ślęcząc przed nim bez większego celu, przy okazji popija piwo, czyta gazetę i odlicza czas do pójścia spać lub filmu w telewizji to umysł jest - przysłowiowo - niedotleniony. Nie pomogłem bo jak mogłem pomóc w tak kolokwialnym problemie i to przez telefon będąc na imprezie i chcąc tatę spławić jak najszybciej i się bawić. Myślałem, że się czegoś nauczy sam, zmobilizuje go to, często pomagam, ale myślę, że nie przyzwyczaiłem go, że zawsze wszystko zrobię za niego. Ale w kółko to samo. Niedawno umówiłem się na wieczór do kina, powiedziałem pół godziny wcześniej, że wychodzę. W międzyczasie jakaś mała awaria programu na taty komputerze. Mówię, że idę, a on za mną chodzi i szepcze (!?!?!?!?!?!??!?!), że myślał, że mu pomogę, co ma zrobić, co teraz, czy muszę iść etc. (po dwóch dniach program zaczął sam działać, nie było żadnej poważnej awarii). Gdybym wcześniej umówił się z nim, że o tej porze dnia coś wspólnie zrobimy, albo mu coś naprawię to ok, ale najpierw miałem w planie kino, a potem doszło do jakiejś (małej, błahej i na pewno nie nie-cierpiącej zwłoki) awarii. Komputer nie jest tu jakimś głównym problemem czy obiektem wokół którego wszystko się koncentruje, ale to tylko przykład, który mi się właśnie przypomniał. Jak bym mieszkał osobno to pewnie by dzwonił co chwile, albo wpadał z jakimiś błahostkami, przedstawiając je jako poważne hehe. Tata robi kurs zawodowy trwający półtorej roku. Kiedyś nie mógł czegoś tam zrobić, uzyskać przez internet dostępu do materiałów czy coś, mówił, że to jest bardzo ważne. Wiele razy pomagałem, tłumaczyłem, nie było nic nowego, ale dalej nie mógł czegoś uruchomić. Powiedziałem, że już dość, niech spróbuje sam, ja też na pamięć nie pamiętam co kliknąć, jakim programem otworzyć rzadki format pliku etc i zająłem się swoimi sprawami, zaczęła się potem kłótnia i próba pseudo szantażu, że on nie ukończy SWOJEGO kursu w takim razie, że "tak to mam dość", "to nie zrobię tego, to bez sensu", "to się wypiszę zaraz". Powiedziałem, że jego sprawa, to jego kurs, nie mój. Potem babcia zaczęła mu wypominać, że już mu tłumaczyłem, niech się podszkoli z obsługi komputera etc to zaczęła się kłótnia, na końcu babcia mnie prosiła, że chce mieć cisze, w imię świętego spokoju, żebym mu pomógł. Wszystko fajnie, a ojciec nie chciał mi dać komputera tylko na "odległość" miałem mówić co gdzie kliknąć etc, a tak się nie da na pamięć. Nie chciał dać mi komputera na 5 minut na wyłączność bo pewnie w tym czasie jeszcze jakieś pornole ściągał. To tak samo jak bym miał zaparkować samochód mówiąc tylko w którym momencie jak pokręcić kierownicą i jaki pedał nacisnąć. Takie rzeczy robi się intuicyjnie, a nie na pamięć. To nie prowokacja, ale to wręcz śmieszne jak się o tym wspomina z perspektywy kilku miesięcy. Totalna masakra. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
No możliwe, w końcu takie funkcjonowanie mojej rodziny w domu to jest jakaś dysfunkcja. Na razie jestem po dwóch wizytach wstępnych, niedługo trzecia. Jest duża ich duża intensywność, to dobrze. W sumie to samo co u poprzedniego psych, na pierwszej wizycie od początku opowiadałem o swoim życiu, problemach, sytuacji. Na drugim dokończyłem i padło pytanie o moje oczekiwania i przemyślenia od pierwszej wizyty. I tu miałem problem. Nie oczekuję przecież od nikogo kupna mieszkania czy powiedzenia: "masz tego i tego dnia, pójść tutaj", "masz powiedzieć, że chcesz... " etc wiem, że każda decyzja musi być moją decyzją, ale to wiem bez żadnych terapii. Teraz zastanawiałem się co powiedzieć na spotkaniu 3 odnośnie swoich celów czy oczekiwań. I tylko "wymyśliłem" bardzo kolokwialnie, że chciałbym nie mieć takiego uczucia zmęczenia już w połowie dnia, spać spokojniej, nie chciałbym następnym razem przy sytuacji kłótni zareagować zniszczeniem słuchawek, przegryzieniem telefonu komórkowego (może śmieszne, ale autentyczne) etc. Planuję chodzić dalej, ale zastanawiam się też nad zasadnością kontynuowania. Czuję się tak samo od roku albo dłużej, tzn nie najlepiej. To nie jest żadna demotywacja czy zniechęcenie - po prostu zwykłe zastanawianie się nad sytuacją i próba wyciągnięcia jakiś wniosków, pewne przemyślenia, niektóre lepsze, niektóre gorsze. Bardzo niedługo kończy mi się status studenta, zobaczymy co dalej. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
No już jestem umówiony na poniedziałek. Jednym z moich problemów jest to, że nawet jakbym miał taką możliwość to nie wiem czy chciałbym się wyprowadzić bo nie wyobrażam sobie funkcjonowania mieszkania beze mnie. O ile - ja uważam - rozstanie jest czymś normalnym w przypadku założenia nowej rodziny i pójścia jednoznacznie na wypracowane "swoje" to moja sytuacja od takiej jest daleką. Owszem, są inne sytuacje jak na przykład studiowanie w innym mieście, ale nawet to do moich aktualnych poczynań nie ma porównania, a na weekendy pewnie i tak bym wracał do domu. Zobaczymy co będzie :) Ja miałem ostatnio wiele nieprzyjemnych sytuacji jak awantura na podstawie jednego listka Servenonu, że na pewno łykam pełno leków, psychotropów i że to widać po moim zachowaniu ( ?! Zwłaszcza, że 10mg antydepresantu, nie psychotropu wziąłem miesiąc wcześniej :) ) <>. W takiej absurdalnej atmosferze kłótni nawet nie miałem siły wytłumaczyć dokładnie co to za antydepresant, że mała dawka, że doraźnie brałem i krótko i... że od ostatniej małej tableteczki minęło sporo czasu. Słyszałem w odpowiedzi na jakąś reakcje, któa im się nie spodobała i była poczytana jako "pyskowanie", że to na pewno kazał mi tak odpowiadać psychiatra, psycholog albo... mama i że widać, że coraz gorzej ze mną. Że widać, że mam teraz zaburzony metabolizm przez rzekome leki (wraz z pewnymi zmianami trybu życia na aktywniejszy i większym apetytem przybrałem tylko troszeczkę zdrowej masy), że widać, że mnie suszy i wypijam nienormalnie bardzo duże ilości wody co oczywiście jest spowodowane rzekomo lekami (prawie w ogóle nie piję piwa czy napoi kolorowych, a więc przeważnie spożywam wodę mineralną, w większych ilościach, ale w granicach normy, lekarz powiedział, że to bardzo dobrze). A to wszystko spowodowane w jeden dzień wyjawieniem, że znaleziono opakowanie ... dwa tygodnie temu. Przez (na oko) dwa tygodnie nie wiedziałem o co chodzi, przy bardziej konfliktowych sytuacjach słyszałem tylko "ty wiesz", "my porozmawiamy jeszcze", "tak, tak", w życiu bym nie wpadł, że chodzi o coś takiego. Nie uważam, żeby akurat sytuacja tego leku i znalezienia opakowania czy niewiedzy byłą tu kluczowa, po prostu mogło się tak zdarzyć, ale to tylko jeden przykład na różne "nieporozumienia". Nie będę pisał 100 innych z ostatniego czasu, zwłaszcza, że przy takim natłoku większości pewnie nawet nie pamiętam. Inną sytuacją, którą dobrze pamiętam był niedawne odwiedziny mojej mamy, w tym czasie babcia i tata obawiali się, że spotkam się z pewnymi osobami, ze strony rodziny mamy, z którymi woleli bym się nie spotkał. Uważam, że to są normalne sytuacje, niepożądane może, ale w każdej rodzinie nie wszyscy się lubią, są różne kłótnie, intrygi. Norma. Dalej, mimo to nie powinni mnie wciągać w swoje relacje i to ja decyduję z kim się spotkam, zachowanie zniechęcania mnie i odciągania głośno od jednej ze stron mojej rodziny nie powinno mieć miejsca. Ale też jestem to sobie wstanie spokojnie wyobrazić, nie zaakceptować, ale zrozumieć ich niechęć i nawet zniechęcanie mnie do spotkania się z pewnymi osobami, obrócić się na pięcie i nie przejmując się zrobić co uważam. No dobra, no to spodziewałem się chociaż typowego jakiegoś wyzywania tej części rodziny, że oni coś zrobili kiedyś, że są debilami, że są głupi etc. Na to byłem przygotowany. Ale na to co się stało to nie. Powiedziałem z kim się spotkam przy okazji odwiedzin mamy. Tata złapał się za głowę, stał, ale natychmiast aż przysiadł. Złapał się rękami za głowę. Powiedział głośno "Jezus Maria", potem zaczął wyzywać, niemalże zszokowany i już wiadomo jaki temat był głównym przez spory czas. Tu nie było złości, jakiegoś wyzywania, że "nie powinienem z debilami przebywać", ale najprawdziwsze przerażenie. Następnie prośby, niemalże błagania, czasami szeptem w biały dzień hehe : "Proszę, nie idź tam" "nie pójdziesz do nich, co?". Hehe To zaczęło mnie intrygować o co chodzi, może naprawdę jakaś poważna sprawa. Potem się od nich dowiedziałem, że nic z tych rzeczy, pewnie po prostu chodzi o to, że jak byłem mały to oni byli świadkami wielu kłótni moich rodziców, różne nieporozumienia sprzed 20 lat, jedna osoba z mojej rodziny do dzisiaj widząc mojego tatę z przekory uśmiecha się i mu macha wiedząc, że on ucieka udając, że nie zna. Tego rodzaju sytuacje. Ale do tego czasu, cały czas miałem na żywo różne zachowania będące reakcjami w domu na samą wieźć o możliwym takim spotkaniu i to normalne, że naprawdę bardzo długo nie wiedziałem o co chodzi i mnie to intrygowało i martwiło, że może chodzi o sprawy "życia i śmierci" bo takie naprawdę wrażenie mogłem odnieść. To tylko dwa przykłady, "ciekawych" wydarzeń, które w jakiś sposób mnie absorbowały, mógłbym napisać 22, ale po co. Ech, kabaret jednym słowem. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
No już jestem umówiony na poniedziałek. Jednym z moich problemów jest to, że nawet jakbym miał taką możliwość to nie wiem czy chciałbym się wyprowadzić bo nie wyobrażam sobie funkcjonowania mieszkania beze mnie. O ile - ja uważam - rozstanie jest czymś normalnym w przypadku założenia nowej rodziny i pójścia jednoznacznie na wypracowane "swoje" to moja sytuacja od takiej jest daleką. Owszem, są inne sytuacje jak na przykład studiowanie w innym mieście, ale nawet to do moich aktualnych poczynań nie ma porównania, a na weekendy pewnie i tak bym wracał do domu. Zobaczymy co będzie :) Ja miałem ostatnio wiele nieprzyjemnych sytuacji jak awantura na podstawie jednego listka Servenonu, że na pewno łykam pełno leków, psychotropów i że to widać po moim zachowaniu ( ?! Zwłaszcza, że 10mg antydepresantu, nie psychotropu wziąłem miesiąc wcześniej :) ) <>. W takiej absurdalnej atmosferze kłótni nawet nie miałem siły wytłumaczyć dokładnie co to za antydepresant, że mała dawka, że doraźnie brałem i krótko i... że od ostatniej małej tableteczki minęło sporo czasu. Słyszałem w odpowiedzi na jakąś reakcje, któa im się nie spodobała i była poczytana jako "pyskowanie", że to na pewno kazał mi tak odpowiadać psychiatra, psycholog albo... mama i że widać, że coraz gorzej ze mną. Że widać, że mam teraz zaburzony metabolizm przez rzekome leki (wraz z pewnymi zmianami trybu życia na aktywniejszy i większym apetytem przybrałem tylko troszeczkę zdrowej masy), że widać, że mnie suszy i wypijam nienormalnie bardzo duże ilości wody co oczywiście jest spowodowane rzekomo lekami (prawie w ogóle nie piję piwa czy napoi kolorowych, a więc przeważnie spożywam wodę mineralną, w większych ilościach, ale w granicach normy, lekarz powiedział, że to bardzo dobrze). A to wszystko spowodowane w jeden dzień wyjawieniem, że znaleziono opakowanie ... dwa tygodnie temu. Przez (na oko) dwa tygodnie nie wiedziałem o co chodzi, przy bardziej konfliktowych sytuacjach słyszałem tylko "ty wiesz", "my porozmawiamy jeszcze", "tak, tak", w życiu bym nie wpadł, że chodzi o coś takiego. Nie uważam, żeby akurat sytuacja tego leku i znalezienia opakowania czy niewiedzy byłą tu kluczowa, po prostu mogło się tak zdarzyć, ale to tylko jeden przykład na różne "nieporozumienia". Nie będę pisał 100 innych z ostatniego czasu, zwłaszcza, że przy takim natłoku większości pewnie nawet nie pamiętam. Inną sytuacją, którą dobrze pamiętam był niedawne odwiedziny mojej mamy, w tym czasie babcia i tata obawiali się, że spotkam się z pewnymi osobami, ze strony rodziny mamy, z którymi woleli bym się nie spotkał. Uważam, że to są normalne sytuacje, niepożądane może, ale w każdej rodzinie nie wszyscy się lubią, są różne kłótnie, intrygi. Norma. Dalej, mimo to nie powinni mnie wciągać w swoje relacje i to ja decyduję z kim się spotkam, zachowanie zniechęcania mnie i odciągania głośno od jednej ze stron mojej rodziny nie powinno mieć miejsca. Ale też jestem to sobie wstanie spokojnie wyobrazić, nie zaakceptować, ale zrozumieć ich niechęć i nawet zniechęcanie mnie do spotkania się z pewnymi osobami, obrócić się na pięcie i nie przejmując się zrobić co uważam. No dobra, no to spodziewałem się chociaż typowego jakiegoś wyzywania tej części rodziny, że oni coś zrobili kiedyś, że są debilami, że są głupi etc. Na to byłem przygotowany. Ale na to co się stało to nie. Powiedziałem z kim się spotkam przy okazji odwiedzin mamy. Tata złapał się za głowę, stał, ale natychmiast aż przysiadł. Złapał się rękami za głowę. Powiedział głośno "Jezus Maria", potem zaczął wyzywać, niemalże zszokowany i już wiadomo jaki temat był głównym przez spory czas. Tu nie było złości, jakiegoś wyzywania, że "nie powinienem z debilami przebywać", ale najprawdziwsze przerażenie. Następnie prośby, niemalże błagania, czasami szeptem w biały dzień hehe : "Proszę, nie idź tam" "nie pójdziesz do nich, co?". Hehe To zaczęło mnie intrygować o co chodzi, może naprawdę jakaś poważna sprawa. Potem się od nich dowiedziałem, że nic z tych rzeczy, pewnie po prostu chodzi o to, że jak byłem mały to oni byli świadkami wielu kłótni moich rodziców, różne nieporozumienia sprzed 20 lat, jedna osoba z mojej rodziny do dzisiaj widząc mojego tatę z przekory uśmiecha się i mu macha wiedząc, że on ucieka udając, że nie zna. Tego rodzaju sytuacje. Ale do tego czasu, cały czas miałem na żywo różne zachowania będące reakcjami w domu na samą wieźć o możliwym takim spotkaniu i to normalne, że naprawdę bardzo długo nie wiedziałem o co chodzi i mnie to intrygowało i martwiło, że może chodzi o sprawy "życia i śmierci" bo takie naprawdę wrażenie mogłem odnieść. To tylko dwa przykłady, "ciekawych" wydarzeń, które w jakiś sposób mnie absorbowały, mógłbym napisać 22, ale po co. Ech, kabaret jednym słowem. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Tak jak pisałem wcześniej - u psychiatry nie byłem od ostatniego razu. Byłem za to kolejny raz u tego samego psychologa. Spotkanie było krótkie i po opowiedzeniu przeze mnie kilku wydarzeń od ostatniej wizyty wyglądało na coś w rodzaju podsumowania. Padło stwierdzenie, że nie wygląda bym miał zaburzenia osobowości, dostałem informacje o jakiejś terapii i numery by się zarejestrować gdzie indziej na spotkanie wstępne, które mnie ewentualnie zakwalifikuje do jakiegoś programu, który jednak nawet jeśli to odbędzie się na wiosnę / lato . Jeszcze tam nie zadzwoniłem. A szkoda. To teraz nie wiem za bardzo co robić, ubezpieczenie i status studenta chyba niedługo mi się skończy. Ja czuję się źle. Nie mam jakiś skrajnych myśli czy zachowań, ale to co opisywałem czy rok temu czy pół roku temu jest niemalże aktualne. Często jest mi zimno, mam katar, jakaś trochę obniżona odporność, częste niewyspanie. Nie jest to aż tak bardzo dokuczliwe i uniemożliwiające normalne funkcjonowanie. Mam pewne uczucie pustki, nie jest to pustka absolutna i poczucie beznadziei, raczej rezygnacji, braku motywacji i braku konkretnych celów krótkoterminowych czy średnioterminowych. Na przykład to, że nie zadzwoniłem jeszcze na proponowany mi numer a minął z tydzień lub dwa, nie wiem z czego wynika. Chciałem, a to zapomniałem. Na pewno uciążliwa jest tu sytuacja, że nie mam swojego pokoju, gdzie mogę w spokoju zadzwonić nie krępując się. Ale nie jest to przecież przeszkoda nie do ominięcia. Nie muszę być u siebie w mieszkaniu akurat. A to jestem gdzie indziej, ale zapomniałem kartki z namiarami, a to akurat nie miałem naładowanej karty na telefonie. Niby same malutkie rzeczy, a jednak bardzo uciążliwe. Jeszcze mogę się zarejestrować na wizytę do psycholog czy psychiatry gdzie chodziłem, na pewno mi nie zaszkodzi, ale teraz to już nie mam do tego jakiegoś entuzjazmu. Oczywiście pretensji do nikogo nie mam nie wiadomo o co. Od pierwszego postu minął prawie rok - to dużo, a ja czuję że stoję w miejscu. Jasne, że coś zrobiłem, rok temu nie byłem zdecydowany pójść do psychologa czy psychiatry, ale i tak czuję się obecnie identycznie. Nie dzieję się u mnie w sumie nic nowego, nawet to demotywujące, że właściwie NIC się nie dzieje. Miałem pełno nie miłych sytuacji, głónie w domu, ale to nie są rzeczy nowe. Nie mam pojęcia co robić. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Tak jak pisałem wcześniej - u psychiatry nie byłem od ostatniego razu. Byłem za to kolejny raz u tego samego psychologa. Spotkanie było krótkie i po opowiedzeniu przeze mnie kilku wydarzeń od ostatniej wizyty wyglądało na coś w rodzaju podsumowania. Padło stwierdzenie, że nie wygląda bym miał zaburzenia osobowości, dostałem informacje o jakiejś terapii i numery by się zarejestrować gdzie indziej na spotkanie wstępne, które mnie ewentualnie zakwalifikuje do jakiegoś programu, który jednak nawet jeśli to odbędzie się na wiosnę / lato . Jeszcze tam nie zadzwoniłem. A szkoda. To teraz nie wiem za bardzo co robić, ubezpieczenie i status studenta chyba niedługo mi się skończy. Ja czuję się źle. Nie mam jakiś skrajnych myśli czy zachowań, ale to co opisywałem czy rok temu czy pół roku temu jest niemalże aktualne. Często jest mi zimno, mam katar, jakaś trochę obniżona odporność, częste niewyspanie. Nie jest to aż tak bardzo dokuczliwe i uniemożliwiające normalne funkcjonowanie. Mam pewne uczucie pustki, nie jest to pustka absolutna i poczucie beznadziei, raczej rezygnacji, braku motywacji i braku konkretnych celów krótkoterminowych czy średnioterminowych. Na przykład to, że nie zadzwoniłem jeszcze na proponowany mi numer a minął z tydzień lub dwa, nie wiem z czego wynika. Chciałem, a to zapomniałem. Na pewno uciążliwa jest tu sytuacja, że nie mam swojego pokoju, gdzie mogę w spokoju zadzwonić nie krępując się. Ale nie jest to przecież przeszkoda nie do ominięcia. Nie muszę być u siebie w mieszkaniu akurat. A to jestem gdzie indziej, ale zapomniałem kartki z namiarami, a to akurat nie miałem naładowanej karty na telefonie. Niby same malutkie rzeczy, a jednak bardzo uciążliwe. Jeszcze mogę się zarejestrować na wizytę do psycholog czy psychiatry gdzie chodziłem, na pewno mi nie zaszkodzi, ale teraz to już nie mam do tego jakiegoś entuzjazmu. Oczywiście pretensji do nikogo nie mam nie wiadomo o co. Od pierwszego postu minął prawie rok - to dużo, a ja czuję że stoję w miejscu. Jasne, że coś zrobiłem, rok temu nie byłem zdecydowany pójść do psychologa czy psychiatry, ale i tak czuję się obecnie identycznie. Nie dzieję się u mnie w sumie nic nowego, nawet to demotywujące, że właściwie NIC się nie dzieje. Miałem pełno nie miłych sytuacji, głónie w domu, ale to nie są rzeczy nowe. Nie mam pojęcia co robić. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
A ile masz lat i jakie perspektywy na wyprowadzenie się? *** Z Servenonu zrezygnowaliśmy, bez większych zmian, miał być tylko stosowany "doraźnie", jednak nie było dalszej zasadności. Psychiatra po trzech spotkaniach ocenił moją sytuacje na "trudną", polecił chodzić do psychologa, zaznaczył, że jeżeli coś niepokojącego by się działo, albo czuł bym taką potrzebę to bym przyszedł i do niego (psychiatry), ale na razie nie widzi konieczności następnego spotkania, zgodziłem się z tym. Wykluczył depresje i inne tego typu, większość moich "niepokojących" zachowań jest uwarunkowana czynnikami "zewnętrznymi". Studia poszły się na razie rąbać w takim razie w marcu kończy mi się ubezpieczenie i legitymacja. W domu od ostatniego wpisu dużo się działo i to niestety raczej nie pozytywnego, ogólnie nic przełomowego, ale sytuacja w czasie się powoli jeszcze coraz niewygodniej zaciska. U psychologa mam niedługo kolejne spotkanie, zobaczymy co będzie jak mi się skończy ubezpieczenie. Z dziewczyną jest mi dobrze, jest jednym z niewielu stałych pozytywnych punktów, ale czuję wobec niej pewną niezręczność. Z moimi problemami czasami zdaję się sam sobie być dla niej garbem i kimś z bardzo niepewną, niestabilną przyszłością. W tym wieku powinienem mieć jasno określoną ścieżkę rozwoju, rozpoczynać karierę. Oczywiście nie jest to tak, że nieustannie się porównuję, zadręczam...tylko po prostu analiza moich dotychczasowych osiągnięć nie wypada pozytywnie. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
A ile masz lat i jakie perspektywy na wyprowadzenie się? *** Z Servenonu zrezygnowaliśmy, bez większych zmian, miał być tylko stosowany "doraźnie", jednak nie było dalszej zasadności. Psychiatra po trzech spotkaniach ocenił moją sytuacje na "trudną", polecił chodzić do psychologa, zaznaczył, że jeżeli coś niepokojącego by się działo, albo czuł bym taką potrzebę to bym przyszedł i do niego (psychiatry), ale na razie nie widzi konieczności następnego spotkania, zgodziłem się z tym. Wykluczył depresje i inne tego typu, większość moich "niepokojących" zachowań jest uwarunkowana czynnikami "zewnętrznymi". Studia poszły się na razie rąbać w takim razie w marcu kończy mi się ubezpieczenie i legitymacja. W domu od ostatniego wpisu dużo się działo i to niestety raczej nie pozytywnego, ogólnie nic przełomowego, ale sytuacja w czasie się powoli jeszcze coraz niewygodniej zaciska. U psychologa mam niedługo kolejne spotkanie, zobaczymy co będzie jak mi się skończy ubezpieczenie. Z dziewczyną jest mi dobrze, jest jednym z niewielu stałych pozytywnych punktów, ale czuję wobec niej pewną niezręczność. Z moimi problemami czasami zdaję się sam sobie być dla niej garbem i kimś z bardzo niepewną, niestabilną przyszłością. W tym wieku powinienem mieć jasno określoną ścieżkę rozwoju, rozpoczynać karierę. Oczywiście nie jest to tak, że nieustannie się porównuję, zadręczam...tylko po prostu analiza moich dotychczasowych osiągnięć nie wypada pozytywnie. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Psychiatra po pierwszej wizycie przypisał Servenon 10mg dziennie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Mam dziwne obawy, że psychiatra po pierwszej 30 minutowej wizycie przypisze mi jakieś antydepresanty z uśmiechem, oczywiście decyzja czy je wezmę zależy ode mnie, ale budzi to jakieś obawy - może nieuzasadnione. Być może to wszystko teraz piszę pod wpływem aktualnego złego samopoczucia. Naprawdę śpię +9 godzin na dobę (chociaż budzę się koło 7 rano czyli dla mnie naturalnie, a potem i tak zasypiam dalej i...) czuję się ciągle zmęczony. Może błahostka, ale książki do biblioteki nie oddałem dalej ... nie wiem dlaczego, wystarczyło by, żebym ją znalazł, a nie jest pewnie głęboko schowana, wziął, zapakował, pojechał i miał parę złoty przy sobie w ramach kary za przetrzymanie... . A nie mogę tego. Musiałbym przeszukać teraz kilka toreb, które mam rozrzucone po różnych kątach (a i tak co pewien czas wyciągam nowe-stare torby, plecaki, nie chcąc wcześniej uporządkować poprzednich), w każdej po jakimś zeszycie i luźnych kartkach z notatkami, porozrzucane, pogniecione, wyrwane z kontekstu, fragmenty notatek z różnych przedmiotów na jednej kartce ... jak zaczynałem w kwietniu pisać ten temat to tak źle nie było. Wiem co powinienem zrobić, zgromadzić wszystkie rzeczy na jednej kupie, wszystko wyrzucić w jedno miejsce, usiąść przy tym i skrupulatnie pogrupować wg przedmiotów, uporządkować chronologicznie, wiedzieć chociaż gdzie mam braki w notatkach, dzięki temu będę wiedział co od kogoś pożyczyć, gdzie wiedzę uzupełnić, wiedzieć na czym stoję, co umiem, co nie... następnie starać się jakiś porządek i rygor zachować. I systematyczność w tym - to ważne. Super, wszystko wiem, albo prawie wszystko, innym bym mógł dawać dziesiątki rad i pocieszać i podtrzymywać na duchu, pomagać a z praktyką i wykonaniem u siebie idzie mi strasznie ciężko, opornie. Na przykład dzisiaj... od wstania nic nie zrobiłem, jest godzina 14, wstałem o 10 00. Pójdę na uczelnie, spróbuję się uczyć, przez ostatnie trzy tygodnie tak próbowałem, a 99% rzeczy mi nie wyszło, nie zrobiłem, nie oddałem, nie nauczyłem się, ostatnio coraz częściej nawet nie byłem obecny na zajęciach. Dlaczego nie byłem na zajęciach? W tym samym czasie byłem obok w pracowni starając się przez parę godzin zrobić chociaż jedno zaległe sprawozdanie, nawet jak już tego prowadzący nie przyjmie, to by coś sobie udowodnić, dla lepszego samopoczucia, dla wprawy, dla przyjemności wykonania zadania, z ciekawości wyników, z radości pisania wniosków o obserwacji... nawet nie zrobiłem tego w połowie, coś mam, "coś". Znacznie za mało. A to tylko mały promil tego co mi siedzi na duszy, problemy na uczelni, z nauką...a są inne, sprawy rodzinne, mieszkaniowe. Jedyne z czym chyba nie mam problemów to sprawy towarzyskie i w planowaniu, wynajdywaniu recept, o tak to idzie mi łatwo, szkoda, że na znalezieniu rozwiązania się kończy i za nic nie wychodzi mi wprowadzić tego chociaż w 1%. Np. bardzo dobrze pamiętam wczorajszą sytuacje, tata czytał z nieciekawą miną gazetę przy biurku, "moim" (podobno). Ja się szykowałem na uczelnie. W ciągu 2 minut parę razy w butach przechodziłem koło biurka, raz spakowałem jakiś zeszyt, potem poszedłem się napić do kuchni, potem szukałem słuchawek do muzyki i jakiejś baterii, potem jeszcze chciałem sprawdzić czy komórka mi się naładowała, a gniazdko mam przy biurku. Wtedy ze złością zapytał: ile razy jeszcze będę się kręcił w kółko, raz byłem, znowu czegoś szukam, latam i nic nie robię. Nie chciało mi się kłócić, a na udawanie miłego i logiczną odpowiedź opanowanym głosem wytykającą, że nie powinien tak się odzywać ponieważ.... po prostu nie miałem ochoty i siły, dałem sobie spokój. Ubrałem się i świadomie wyszedłem bez skompletowanych całkiem materiałów na zajęcia no i oczywiście jeszcze bez tej książki do biblioteki (kolejny raz). Nie wiem już co o tym sądzić, ale wiem, że czuję się coraz gorzej, ale się nie poddaje. No jakoś się wypisałem i trochę lżej się zrobiło. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Pół roku minęło od założenia tego tematu (w sumie to więcej jak pół roku) i uważam, że to wystarczająco dużo by zauważyć widoczne różnicę w moim zachowaniu i tym podobne. Plusem jest, że bardziej ogarnąłem tą sytuacje domowo-rodzinną swoim rozumiem, zaakceptowałem ją, nie znaczy to, że ją popieram, ale uświadomiłem sobie brak mojej winy i że nie mogę mieć o to do siebie pretensji (w ogóle nie należało by uważam tej sytuacji przedstawiać w kategoriach: winy, winnych, pretensji). Niestety z pogłębiających się objawów: -zmęczenie, senność, problemy ze wstawaniem pomimo często snu trwającego od 8 do nawet 10 godzin -pod wpływem chwili, aktualnego stanu coraz częściej nie jestem obecny na zajęciach (dotyczy przeważnie tych w rannych godzinach) pomimo tego, że dzień wcześniej wszystko sobie zaplanowałem, nawet ze spisywaniem na karteczce przedziałów czasowych kiedy wstać ( i iść spać) , kiedy jakie zajęcia, kiedy się uczyć i czego. Na ogół niestety zero realizacji wcześniejszych założeń. -teraz się na przykład rozchorowałem, nic nadzwyczajnego, ale jestem przekonany, że to tylko prosta konsekwencja wcześniejszego ciągłego zmęczenia, które obniżyło odporność organizmu -większe problemy na uczelni i o ile wcześniejsze wynikały z często złego mojego podejścia, liczyłem, że jakoś się uda (no i na ogół udawało się :) ), to teraz poświęcam na naukę więcej czasu, ale jest on zupełnie, zupełnie nieefektywny, gubię wszystko, nie mam żadnych notatek w jednym miejscu, nie oddaje sprawozdań, nad którymi bezowocnie siedzę wiele godzin, wiele dni i nie dochodzę dalej jak do początkowej fazy, a poziom trudności z pewnością nie przekracza moich możliwości -bywa wręcz, że komuś coś wytłumaczę z jakiegoś przedmiotu, objaśnię, zademonstruję, a sam nie jestem potem w stanie (?) napisać z tego sprawozdania i nie oddaje na czas, w przeciwieństwie do osoby, której to tłumaczyłem. -mam problem z takimi rzeczami jak oddanie przetrzymanej książki do biblioteki, a kara rośnie :), wczoraj nawet przed zaśnięciem o tym myślałem, że jutro muszę, mam czas...a i tak wstałem na ostatnią chwilę i oczywiście zapomniałem, a przypomniałem sobie na uczelni o tym. Niestety uważam, że w tej obecnej sytuacji, nie jestem w stanie rozwijać się na studiach, a być ciągle na starcie jest bez sensu. Nie widzę alternatywy, co nie znaczy, że jej nie ma. W ogóle za dużo chyba rozmyślam o różnych wariantach, a konkretnie nic nie robię, albo prawie nic. i i że odważysz się, by pomyśleć o samodzielnym życiu. "Odważyć" "pomyśleć" - od dawna odważam się o tym pomyśleć :) niestety na razie nie widzę dla siebie żadnego rozwiązania, co gdzie jak, nie mam na razie możliwości się usamodzielnić finansowo i to jest myślę główny problem, psychicznie uważam, że bym był na to gotowy. Myślałem, co chciał bym w życiu robić, nie jestem przekonany, ale na pewno rozmyślania nie był bezowocne. Chciałbym być wykładowcą na uczelni (niestety na razie zupełnie kiepsko mi idzie realizacja tego celu, rozważam w ogóle zasadność studiowania, skoro nie radzę sobie z wyżej wymienionych powodów). Albo chciałbym być Stewardem na samolocie, spełniam większość wymagań, niestety oprócz psychicznych w tej chwili, chociaż jeszcze nic włącznie z depresją u mnie nie zdiagnozowano Może się rozpisuję, mam nadzieję, że nikt nie będzie miał za złe, że ten temat potraktowałem trochę jako formę dziennika. -- 14 gru 2012, 10:50 -- Nie poddaje się, ale też nie zarzucam się pretensjami :) Mimo wszystko czuję się coraz gorzej, myślę, że to w związku z tym, że jestem coraz starszy, ale tak do np 30 roku życia być nie może, że w praktyce "nic" nie robię. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Hej, od kwietnia minęło ponad pół roku. Zgłosiłem się gdzie trzeba, bywałem u psychologa, mam tam kolejny termin, niedługo też pierwsza wizyta u psychiatry. Czy coś się zmieniło? Hm, wzrosło niewyspanie i znacznie powiększyły się problemy na studiach, wyniki w nauce znowu oddalają w czasie perspektywę ukończenia ich przez co zastanawiam się nad słusznością ich kontynuacji, przynajmniej teraz, w takiej formie, w domu (stety?/niestety?) bez zmian. Mimo wszystko czuję się jakoś inaczej, trochę bardziej spokojnie, trochę, chociaż uczucie braku widocznego rozwiązania narosło. Skończyłem 22 lata i dalej mieszkam jak mieszkałem, a każdy rok to dla mnie dużo się wydaje. Chciałem przejść na zadaniowy tryb pracy, małymi kroczkami, skrupulatnie się rozliczać i dążyć do małych stawianych sobie krótko i średnio terminowych celów. Nic z tego nie wyszło. Znowu pewnie rok na studiach do powtórki. Plusem jest, że spotkałem bardzo fajną dziewczynę, która podtrzymuje mnie na duchu. Ale jeśli tak jest... to aż strach pomyśleć co by było jak bym jej nie spotkał - i jej rodziców też. Studia traktowałem (traktuję?) po zastanowieniu się na spokojnie, przemyśleniu wielu rzeczy nie jako przedłużenie dzieciństwa (co jest częstym błędem wielu młodych ludzi), ale jako środek (nie cel sam w sobie) do kariery, lepszej pracy, samorealizacji, a w krótszym czasie jako klucz do samodzielności, dorosłości... jednak ta droga całkiem się przedłużyła...nie wiem już co robić, oczywiście będę pilnie chodził do tych specjalistów... No cóż, napisałem co mi leżało na klawiaturze, miło jak ktoś napisze co o tym uważa... ja mimo wielu zmian w moim sposobie rozumowania czuje się identycznie, a niektóre rzeczy się pogłębiły Psycholog powiedział, że nikt przecież nie może oczekiwać od 21/22 latka, że już będzie całkiem samodzielny...no tak, a moja odpowiedź, od 22 nie? a to dlaczego? a co się różni jak będę miał 25 lat, 27? Gdzie jest granica. -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Dziękuję za odpowiedzi w temacie. Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Tak jest (pewnie) podczas rutynowej wizyty, że nie ma pewności, a co dopiero przez internet, gdzie czytelnik nawet jak już jest specjalista, to i tak ma szczątkowe dane. Tak to prawda. I z czasem ta jedna noga będzie (już jest) coraz silniejsza jak druga strona. To normalne. Możliwe. Czuję (może błędnie), że moja też. Dobra, tamto twierdzenie miałem przesadzone. Czasami ja powoduje konflikty (to chyba normalne, zdarza się jak się żyje). Ale po części tak to czuję. Wielokrotnie słyszę (od tej części rodziny), że "samodzielny" to taki, który jest w stanie założyć rodzinę i być w pełni samowystarczalnym finansowo. No cóż, mam trochę inne zdanie na ten temat. Oczywiście to prawda, ale samodzielność nie jest wartością gdzie jest 0 i 1 tylko, ale jest stopniowalna. *** Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że to tylko relacja z mojej strony, widziana moimi oczami, bywają też miłe chwile. Jednak czuję i czasami słyszę od innych osób (jestem otwarty, niektórym mówię jasno jak jest), że rzeczywiście nie ma jakiejś mega tragedii, ale jest źle. Samo założenie tematu na forum mi już dużo pomogło, wbrew pozorom. Proces werbalizacji / opisania przemyśleń jest mi bardzo pomocny. Mała rzecz a cieszy. Dziękuję :) -
Nietypowa sytuacja w domu
Asembler odpowiedział(a) na Asembler temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Dziękuję za odpowiedzi w temacie. Nie no, wyobrazić to sobie można dużo gorszych rzeczy, które się zdarzają w życiu, bez przesady. Nie wiem też czy nie tyle sam brak pokoju, ale dzielenie go z tatą i babcią jest tutaj kluczowym problemem (chociaż ja wolę mówić "wyzwaniem"), który powoduje wszystkie trudności w funkcjonowaniu. Na pewno nie jest to najwygodniejsze, ale czy jest to najbardziej paląca kwestia, po której rozwiązaniu nagle stanie się wszystko w porządku? Wątpię. Jak mówiłem, ze mną, jak ze mną, jakoś akceptuję status quo (co nie znaczy, że mi się podoba i temu przyklaskuję), większość przede mną, ale mój ojciec to już gorsza sytuacja, czasami mam wrażenie, że czeka na...koniec, któregoś ze swoich rodziców, może przesadzam, powiedziałem o tym głośno babci, teraz uważam, że nie powinienem, ale mleko się rozlało, jej reakcja to tylko totalna konsternacja. No, ale miałem powody bo nie pamiętam kiedy mój tata z jego tatą (czyli moim dziadkiem) spędził na rozmowie więcej jak 30 sekund, a daleko do siebie nie mają (ironia). Przykładowa sytuacja, ojciec idzie na rano do pracy, w kuchni jest też dziadek, dziadek się pyta, o której wróci, on odpowiada "tak jak zwykle", potem jeszcze dwa razy coś odburknie pod nosem co wie tylko on i tyle. Setki innych sytuacji tez w podobnym tonie. A tak w ogóle to wydaje mi się, że w tym mieszkaniu to ja jestem elementem łagodzącym liczne spory. No można spróbować, ale mam też jakiś głęboki strach jeżeli teoretycznie przekonałbym się, że tak naprawdę te problemy nie leżą we mnie i że psychologiem dojdę do wniosku, że ja sam dobrze sobie wszystko "ułożyłem". Może to irracjonalna obawa, ale taką mam. Tak wiem, specjalista nie rozwiąże problemów, ale może tylko pomóc w ich rozwiązaniu przeze mnie samego, tak tak, tylko ja to wszystko wiem. Dużo o tym myślałem i są dwie kwestie. 1. Załóżmy, że jestem zdecydowany na wyprowadzkę. Może powinienem myśleć przede wszystkim o sobie, a może nie, już nie wiem. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że śpię, funkcjonuje tam, a po kopertę ze szmalem (załóżmy, że znajdę dorywczą pracę jakąś, ale jednak trochę grosza dodatkowo i tak się przyda by wyżyć) i na obiadki sumiennie, regularnie uczęszczam do mieszkania gdzie żyje mój tatuś i moi dziadkowie, od których się wyniosłem (dodajmy na to, że na przykład rower będzie w piwnicy w starym mieszkaniu i zawsze będę po niego podjeżdżał, jak będę mógł spojrzeć byłym domownikom w oczy, skoro ewentualną kawalerkę/pokój wynajmowany etc będę traktował w ich odczuciu jako sypialnie czy hotel,a wyręczał się ciągle nimi, albo możliwościami jakie daje ich mieszkanie?!) Konflikt gwarantowany, ale jestem na to przygotowany i uważam w pewien sposób za naturalną kolej rzeczy. Od dnia dzisiejszego myślę że conajniej kilkanaście miesięcy by musiało minąć zanim bym się wyprowadził, oczywiście jak będę bardzo tego chciał. 2. Nie jestem pewien czy chce to zrobić. Może to dziwne, ale wydaje mi się, że dużo pomagam i be ze mnie w starym mieszkaniu będzie jeszcze gorzej, mój ojciec (mogę go nie lubić, ale szanować z samej zasady jakoś wypada) nie wiem jak by to zniósł że już "nawet" syn się wyprowadził, a on tu żyje w jednym pokoju z matką. A może to on jest największym problemem? A może ciągle za dużo myślę, o innych a nie o sobie, już nie wiem. Zastanawiałem :) Jednak sam akademik odpada bo zaczynam studia i studiuję dziennie w mieście, z którego pochodzę, a pierwszeństwo mają przyjezdni, wyższe semestry, na razie się nie łapię się na system, ale w przyszłości kto wie, jednak głównie mnie nurtuje to co napisałem w punkt 1 i 2. Do psychologa mogę pójść, pewnie skorzystam. Jednak nie stać mnie na prywatne wizyty, a o tych w poradni studenckiej albo z NFZ się źle nasłuchałem, wystawianie "rutynowej" diagnozy po 15 minutowej rozmowie i nawet bez opowiedzenia dłużej sytuacji rodzinnej "na pewno trochę przesadzasz" "spróbuj spojrzeć na to z czyjegoś innego punktu widzenia" "jesteś przemęczony tym" - chociaż może po prostu moja przyjaciółka co tak mi przedstawiła była przewrażliwiona albo miała tylko pecha i nie należy uogólniać :) Pozdrawiam -
Może w skrócie. Moi rodzice rozwiedli się jak byłem mały. Matka mieszka w innym kraju, spotykamy się rzadko, ale regularnie. Chowałem się z tatą. Mieszkamy w Katowicach, a więc jak na polskie standardy mieście dużym i z jako takimi możliwościami rozwoju. Mam 21 lat, studiuje dziennie na publicznej uczelni w tymże mieście. Mieszkam z tatą, a on z kolei od czasu rozwodu (a więc z mojego punktu widzenia "od zawsze"/"odkąd pamiętam") mieszka ze swoimi rodzicami, a więc moimi dziatkami. Czyli ja, ojciec, babcia, dziadek mieszkamy w jednym mieszkaniu, które jest dwupokojowe. Z różnych względów (umeblowanie, rozmieszczenie pokojów i inne) ja dziele pokój z ojcem i babcią, dziadek w drugim. Niezbyt to komfortowa sytuacja, nie tyle nawet chodzi o brak ogółem własnego pokoju (mam kolegę w moim wieku, który dzieli pokój z rodzeństwem - pewnie całkiem często spotykana typowa sytuacja, albo koleżanka mieszka w kawalerce z matką i tak dalej, nic nadzwyczajnego, komfortowo niezbyt, ale jest dach nad głową i nie jest tragicznie przecież, są osoby co mają gorzej), ale jakby nie patrzeć trzy pokolenia w jednej pokojo-"sypialni" generują bardzo dużo częstych konfliktów, zwłaszcza, że ja studiując mam dużo papierów, ojciec jeszcze się przekwalifikowuje zawodowo (też papiery:) ), brak własnego kąta no i powiedzmy niezbyt dobrane osobowości, więc czasami jest jak byczki w jednej klatce. Mam okropny bałagan, sterty papierów, książek, skakanka pod stołem, rozrzucone notatki, długopisy (wszystkie pogryzione, co tydzień nowy:)) w różnych miejscach, co ciekawe ogółem lubię ład i porządek, widzę bałagan i mi on przeszkadza, często sprzątam, ale burdelik robi się niemal błyskawicznie. Swoich znajomych to w ogóle nie przyprowadzamy do mieszkania, ja np nie przyprowadziłem ani razu swojej (owego czasu:) ) przyjaciółki i nie chodzi o jakiś "wstyd", że nie mam apartamentu (nie mam czego się wstydzić), ale po prostu każdy by się czuł w takiej sytuacji niekomfortowo (domownicy, gość, ja). Staram się spojrzeć na całą sytuacje z dystansem, łagodzić patowe sytuacje, ale uczciwie trzeba przyznać, że tez jestem tylko człowiekiem, nie zawsze mam okazje wykazać się stalowymi nerwami. Często mam napady agresji, ale opanowuje się na tyle, że nie uszkadzam mebli, raczej coś kopnę, mówię do siebie, głośno wyzywam (na ogół jak jestem sam w pomieszczeniu, hm a to nie częste). Martwią mnie nie objawy, czuje że powinienem pójść po pomoc do specjalisty (psycholog, psychiatra?), ale jest jeszcze jedna rzecz, której boję się znacznie bardziej. Mianowicie przekonania, że główna istota problemy nie leży we mnie, jak o tym myślę to czuję taką głuchą pustkę i niemal zbiera mi się na wymioty. Z objawów to mam wspomniane napady agresji, pewnej frustracji (nie tak dużej jak....o tym później), coraz częściej mówię do siebie, prowadzę wewnętrzne dialogi w myślach i całe scenariusze różnych codziennych sytuacji (zaczynam się siebie bać momentami :) ), coraz częściej towarzyszy mi uczucie zmęczenia, mam problemy z zasypianiem i wczesnym wstawaniem, długo śpię a i tak jestem zmęczony, mam brak motywacji i duże problemy z koncentracją, pewnie jeszcze trochę by się znalazło. Do tego JEDNAK, jestem osobą optymistyczną, lubię pomagać innym, jestem otwarty i śmiały oraz dosyć wyrozumiały, nie oceniam pochopnie, twardo bronie swoich racji, ale lubię słuchać drugiej strony (w takim razie depresja i nerwica odpada?!?!). Momentami sam już nie wiem, mam wrażenie skumulowania się wielu spraw w jednym punkcie. Ja jeszcze jestem młody, życie przede mną, ale mój ojciec emanuje dosłownie jakąś "czarną energią", gościu w okolicach ~50 lat, coraz mniej dba o swój wygląd, coraz bardziej zaniedbany, samotny (powiedzmy:)), rozwiedziony, mieszka z rodzicami, dodatkowo dzieli pokój ze swoją matką i swoim synem. (Starałem się w czuć w Jego osobę). Ciężko o wymianę zdań bez kłótni dłuższą jak jedna minuta. Prosty przykład (jakich są setki), dzwoni pani do sprzątania klatki przez domofon, idąc do domofonu marudzi pod nosem, otwiera, za chwile pani prosi o wodę, z miną w podkówkę ojciec idzie nalać wody i wyzywa pod nosem, że znowu do niego przyszła w sprawie wody. Nawet telefony odbiera niemiło. Mi też się do udziela siłą woli. Zdaję sobie sprawę, że wszystkiego nie ogarnę, wszystkich nie uleczę, każdy ma swoje ograniczenia. Pewnie się wyprowadzę niedługo mam taką nadzieję, staram się przed skończeniem studiów. Heh. Jak się rozpisałem to jakoś lżej mi się zrobiło, oczywiście nie poruszyłem wszystkich wątków, ale nakreśliłem tylko ogólny obraz. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i podzieli się swoimi uwagami, spostrzeżeniami. 1. Pozytywne myślenie i racjonalne spojrzenie na siebie i bliskich (to mam :)) 2. Udać się do psychologa lub psychiatry 3... Pozdrawiam wszystkich forumowiczów. Miało być krótko, wyszło długo. -- 13 kwi 2012, 22:00 -- Heh