Skocz do zawartości
Nerwica.com

monk.2000

Użytkownik
  • Postów

    8 648
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez monk.2000

  1. Ja bym powiedział, że uzależnienie to nic dobrego. Masturbacja nie wydaje mi się jakoś szkodliwa. Ale jeśli uznamy masturbację za nałóg, co na początku tego zdania uznałem za coś negatywnego to wychodzi na to, że masturbacja też może być czymś złym. Nie macie tak, że macie wyrzuty "po" i próbujecie znaleźć jakieś racjonalne argumenty dlaczego nie warto tego robić? Bo nie wydaje mi się, żeby mózg odróżniał prawdziwy seks od udawanego. Słyszałem, że podobnie jest ze śmiechem. Warto czasem nawet śmiać się na siłę i bez powodu, bo to znak dla organizmu, że wszystko jest dobrze i coś to poprawia w organizmie. W sumie to nie mam rady dla was. Masturbujcie się, a może dojdziecie do wniosku, że człowiek to marionetka w rękach różnych sił i nie jest taki autonomiczny jak mu się wydaje. Jeśli macie wolną wolę to czemu się masturbujecie? Jeśli jej nie macie to skąd wyrzuty sumienia, skoro nie macie wyboru?
  2. O, podoba mi się podejście buki: skutek cywilizacyjny. Gdyby nie podejście, że oszczędzam umysł i mniej myślę to możliwe, że wziąłbym się za religioznawstwo. Gdzieś była taka teoria rozwoju religijności, najpierw religie naturalne, potem politeizm, monoteizm, a kończy się ateizmem. Trzeba pamiętać, że religie są bezpośrednio związane ze społeczeństwem. Religia to taki sposób na tworzenie systemu społecznego. Chociażby troska księży o zawieranie małżeństw, krytyka antykoncepcji czy homoseksualizmu. Generalnie jednak główny cel religii to uśmierzenie lęku przed śmiercią. Dlatego ciekawy jestem jak do sprawy podchodzą w ateistycznych państwach. Wie ktoś? Kim jest ksiądz w Polsce z punktu widzenia państwa? Podwładnym biskupa. A kim jest biskup? Podwładnym kardynała. A kim jest kardynał? Podwładnym papieża. Tylko papież może robić co chce. Więc jest to jakaś administracyjna machina, ksiądz też jest opiekunek parafii. Odprawia pogrzeby, pełni rolę przy ślubach, chrzci dzieci. Czyli to taki człowiek co nadaje rangi ważnym życiowym wydarzeniom. Dochodzi jeszcze to nielubiane święcenie wszystkiego co się rusza. Jest gdzieś takie zdjęcie w internecie jak pop święci czołgi. Z drugiej strony to też taka uniformizacja. Każdy musi myśleć tak samo i w to samo wierzyć. Dawny odpowiednik telewizji. Tylko zamiast rady programowej jest kuria metropolitalna czy jakoś tak. Kolejna sprawa to łączność z historią, wiele kościołów to stare budynki z pradawnych epok. Można rozpoznawać style na lekcjach historii. No i wydaje mi się, że jednak główny cel to jakieś poglądy metafizyczne. Czyli po co istnieje świat, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. Jedyna różnica taka, że Kościół nie tyle pomaga znaleźć na to pytanie odpowiedź, co ułatwia zapomnieć pytanie. Tak samo jak wódka. Czasami mi się śni, że chodzę do Kościoła i muszę przyznać, że te poważne niezrozumiałe dla nikogo ceremonie robią jakieś wrażenie i mają pewną specyficzną otoczkę. Z resztą nawet obraz Bitwa pod Grunwaldem może się wydawać piękny. Zależy jak się spojrzy. Ciężko mimo wszystko mi się pisze na takie tematy, bo jak zachorowałem to mi Boga brakowało i sporo jego tematyki było w mojej psychozie. Zazdroszczę ludziom z Beverly Hills, którzy sobie dobrze materialnie żyją, grają na Xbox One w Battlefield Hardline nie przejmując się, że ostatni będą pierwszymi. Bo dla mnie trochę późno i ascetyczne nastawienie do życia po części mi zostało.
  3. Mi się podoba pomysł. Eksploracja jakiegoś miasta. Zwiedzalibyśmy atrakcje. Zrobili sobie taką mapkę i odznaczali krzyżykami, które miejsca są zaliczone. Ale żeby to zrobić musi to być jakieś miasto do 100 tyś.
  4. Cześć. Ja jestem z tych częściowo rozczarowanych rynkiem pracy. Powtarzam sobie: takie życie, trzeba się pogodzić z tym jak jest. Sam w liceum wolałem przedmioty humanistyczne, ale zacząłem się zmuszać do wkuwania fizyki i matematyki, licząc właśnie na pewną pracę. Trochę popełniłem błąd, bo technika aż tak mnie nie interesowała. Wtedy zaczęły się moje problemy z psychiką i w centrum zainteresowania były jednak sprawy humanistyczne, czyli problem: jak żyć. Technika jest dość bezduszna, liczy się efektywność, wydajność. Fajnie, żeby można było pracować bo skończeniu socjologii, historii, literatury polskiej w swojej dziedzinie. Ale nie w tym świecie, tutaj jednak ważniejsze finansowo jest przetrwanie. Jak ktoś ma pieniądze, to w pierwszej kolejności kupuje jedzenie, płaci rachunki, a jak coś zostanie to dopiero idzie do kina. A czy w Polsce jest tak źle? Jak ktoś się interesuję historią, to tę mamy dość bogatą. Kultura polska też jakaś istnieje. Tylko ta chrzniona proza życia. [videoyoutube=PjhuP6_8UPs][/videoyoutube]
  5. Wydaje mi się, że jakaś hierarchia musi istnieć, chociażby to logiczne, że rodzic musi dbać o dzieci. Ale nie podobają mi się wszelkie totalitarne, hierarchiczne systemy. Już w liceum na historii denerwowało mnie jak czytałem o tych wszystkich królach, szlachcicach. Że niby tyczy ich inne prawo, bo urodzili się w innym "stanie". Wszelcy możni mogli pomiatać słabymi, a chłop nie miał prawa nawet opuścić swojej wioski, mimo że to on wytwarzał najważniejsze materialne dobra. Fajnie, że to się częściowo zmieniło i pojawiła się demokracja, która głosi, że ludzie rodzą się sobie równi. Kościół jest raczej przykładem działania z przeszłości, ksiądz, a szczególnie jakiś biskup ma nadprzyrodzone moce, odpuszczanie grzechów, mówienie co wolno robić, a co nie. Wszystko dzięki Duchowi Św. Przeze mnie ten duch nie przemawia, więc np. muszę się słuchać papieża i tego co powie, bo on jest natchniony jak ewangeliści. No dobra, równość chyba nie jest możliwa, zawsze będą szefowie i pracownicy. Nawet w demokracji są jacyś zwierzchnicy. Tylko wydaje mi się, że szkodliwe jest wierzyć, że są jacyś ludzie, którzy mieli wielkie osiągnięcia i trzeba ich naśladować. To pierwsza idea jest taka, że prawo powinno być takie same dla innych i nie powinno się uważać jednych ludzi za bardziej godnych szacunku niż innych. Każdy zasługuje na jakiś szacunek. A nie, że będę miał potrzebę bycia drugim Jacksonem, to może ktoś mnie doceni i pokocha. A drugi pomysł jest taki, że rzeczywiście są ludzie, którzy się jakoś wyróżniają osiągnięciami. Tylko warto docenić też pracę tych mniejszych. Jest wielu ludzi pracowitych, którzy chcą zrobić coś pożytecznego, ale nie otacza się ich kultem. Natomiast jest sporo osób, które stały się idolami, symbolami. Sam przeszedłem przez kult gwiazd muzyki i fantazjowałem, że sam kiedyś też mógłbym być sławny. No i mówi się o Kazimierzu Wielkim, że zostawił Polskę murowaną, tylko pytanie kto te wszystkie domy budował, zwykli ludzie, których nagrobki nawet nie istnieją dzisiaj. Nie przynudzając, wyolbrzymia się osiągnięcia znanych ludzi, patrzy się na nich z dołu. Zajęło mi trochę czasu wyleczenie się z myślenia, że muszę być w życiu kimś i potwierdzić swoje osiągnięcia jakimś przyklaskiem. Byłoby dziwne gdybym był wyjątkiem. W mojej chorobie miałem dużo myśli wielkościowych i wydaje mi się, że choroba nie tyle je tworzy co bardziej wzmacnia i unaocznia. Moje wnioski nie są też jakieś wyjątkowo przemyślanie, swoje poglądy kształtowałem w liceum, a teraz skupiam się bardziej na powrocie do zdrowia niż na szukaniu jakiejś nowych poglądów. To by było głupie, gdyby całe życie myślało się nad swoimi poglądami i przekonaniami. Dodam jakieś antyprawdy: -Konsole są lepsze od komputerów. -AMD rules, Nvidia sucks. -Nie kupuj dysków Samsunga, bo się mogą popsuć. -CD-Action to pismo dla bananowych dzieci -Metallica skończyła się na Ride the Lighting
  6. Evia, popieram twój wpis. Hitler, nazizm, same zło. Ale jak ktoś zabija hitlerowców to jest dobry i bohater. Jak na ironię widzenie zła w innych, a traktowanie siebie jako wybawcę, jest częstym źródłem zła. :-) Hitler miał pewnie te same motywy co Churchill czy Stalin. No, ale że historię piszą wygrani to teraz mówi się o wielkim triumfie przeciw cywilizacji zła. Wysnuwam dość kontrowersyjną tezę, że JPII i Hitler mają wiele wspólnego. Obydwaj kochani przez swój naród, budowano im pomniki, klaskano na wielkich pompatycznych przemowach, kwestionowanie ich wizerunku uznawane było za obrazę. Pamiętam jak babcia opowiadała, że płakała na pogrzebie Stalina. Nie zdziwiłbym się, gdyby był jakiś przewrót cywilizacyjny w Polsce w kierunku ateizmu to ludzie by się dziwili jak można było być tak zaślepionym i w tym stopniu wynosić jednostkę na nomen omen ołtarz. Dla mnie JP II to 75% charyzmatyczny przywódca ludu, a 25% ktoś kto kieruje się ideologią miłości. Trudno zarzucić mu, że był militarystą jak Hitler, bo więcej mówił o pokoju niż wojnie. To go zdecydowanie stawia na plus, więc niech mi nikt nie zarzuca, że jestem za przemocą. Ale oprócz tego, że jestem pacyfistą to jednak interesuje mnie idea równości, a 999 pomników jakiejś osoby, która robi karierę i bombarduje mój ekran TV bardzo przeczy temu, że ludzie są tyle samo warci. O mnie nikt nie będzie pewnie pamiętał po śmierci, ani nie nakręci filmu. Dodam jakąś antyprawdę życiową, żeby był temat zgodny. W sumie to to co się mówi dzieciom: bądź grzeczny, bo inne dzieci cie nie będą lubić. A prawda jest taka, że najbardziej lubią tego co ma dobry komputer i fajne gry. Do tego nie jest niepełnosprawny, rudy, gruby, nie sepleni, nie jąka się, nie nosi okularów, nie jest łamagą, nie jest biedny, nie jest kujonem. A bycie grzecznym utrudnia dbanie o własny interes w szkole i pewnie powoduje, że dziecko nie raz dostanie z piąchy i będzie zastraszane. Czasem patrzę na Fb, kto ma więcej lajków i kariery na pewno nie robią grzeczne dzieci.
  7. monk.2000

    ot

    A ja nie rozumiem całej otoczki wokół masturbacji. Jakieś dążenie do czystości, wolności od niej, itd. Może lepiej się pogodzić z faktem, że się ma popęd seksualny i że jest się biologiczną istotą, dla której z punktu widzenia ewolucji, głównym celem jest przekazanie genów. Oczywiście można próbować walczyć ze zwierzęcą naturą, ale problemem największym jest chyba samooszukiwanie. Patrzenie na pornografię jak na jakiś przejaw zła. Jeśli istnieje jakieś zło, to z pewnością jest nim przeczenie faktom, czyli kłamstwo. Nie pamiętam statystyk, ale bodajże połowa transferu w internecie to ruch generowany podczas oglądania pornografii. Myślę, że duża część ludzi, którzy walczą z masturbacją to osoby dotknięte przez doktrynę katolicką. Mnie sprawy seksu tak nie interesują, bo nie mam libido. W sumie to też jakieś wyjście. Od siebie więc mogę radzić nie traktowania masturbacji jako jakieś zło, narzędzie Szatana, itd. Wszystko jest dla ludzi. A budzenie w sobie jakiegoś poczucia winy, itd. to też nie jest dobry pomysł. Polecam zmienić światopogląd na bardziej racjonalny, rozwiązać problem za pomocą logiki i kalkulacji. Wybaczcie długi wpis, ale jestem "odwróconym" katolikiem i jak widzę, gdy niewinni cierpią z powodu ideologii, która wsadza na wieczne męki za to, że się nie zdążyło wyspowiadać za realizowanie popędu, w który człowiek nie z wyboru został wyposażony to czuję pewny żal do losu, że stawia człowieka w takiej roli. Dla mnie jednak za późno, przeżyłem dwie psychozy na religijnym podłożu i mogę sobie gdybać co by było gdybym wychował się w bardziej oświeconej rzeczywistości. Możliwe, że przeżywałbym, tak znienawidzone przez wszelką religię wygodne życie w doczesnym luksusie. Uprawiałbym seks z kim bym chciał, jadł hamburgery, czytał laicką literaturę i nie wmawiałbym sobie, że człowiek to istota boska. Sorry, odezwały się we mnie dawne rozterki. Tak prawdę mówiąc, zachorowałbym tak czy inaczej. W ateistycznych Czechach pewnie miałbym obsesje na tle politycznym czy wynalazczym. Pamiętam koleżankę z liceum, wyglądała na kogoś z bogatej rodziny, miała sporo znajomych w szkole, była dość inteligenta, ale miała swoją godność i nie goniła za ocenami jak osioł za marchewką. Nie chodziła od początku na religię, więc seks nie był dla niej złem. Może miała silne ego i stabilne poczucie wartości. Ale sądzę, że przeżyje to życie łatwo, przyjemnie, z dużą ilością lajków na Facebooku, z miłymi spotkaniami w knajpie spędzonymi na grach planszowych. No i miałbym życzyć komuś takiemu źle? Bo ja na razie jestem schizo-mistykiem i nie zapowiada się, że ten status się zmieni na osobę, która w rzeczywistości jest oświecona. No ale nic, próbuję dalej z medytacją, bo już wyboru i tak nie mam szerokiego. Wybacz, że aż tak ci zapisałem wątek. Od siebie tylko mogę wyrazić współczucie, że masz się za nikogo. Z tego trudno się wygrzebać, pamiętaj że im więcej będziesz się poniżał tym bardziej ci to wejdzie w krew, a współczuć ci nikt nie będzie. Może spróbuj z medytacją? Ja bym tak zrobił, gdybym mógł cofnąć czas. 3 lata obrzucałem się błotem, a wystarczyłoby ignorować te myśli i skupić się na odczuciach w ciele. Mądry Polak po szkodzie.
  8. U mnie bardziej aktywny jest wewnętrzny rodzic, ale jak jest rodzic to i dziecko się znajdzie. Moje wewnętrzne dziecko chciałoby się dobrze bawić, zwracać na siebie uwagę, czuć się potrzebne. Nagminnie wracam do dzieciństwa. Podzieliłbym moje dzieciństwo na kilka okresów. 0-3 okres wegetatywny, robienie do pieluch, beczenie i ssanie kciuka 3-7 okres świeżości świata, zadawanie pytań, fascynacja zewnętrznym światem, zaufanie do otoczenia 7-12 czas społecznej aktywności, poczucie bycia złotym dzieckiem, okres, który często wraca mi w snach, wtedy miałem dobre oceny, moje ego kwitło 12-16 pierwsze rozczarowania samym sobą, trudny czas kończenia się dzieciństwa, zrozumienie że nie jestem doskonały, pierwsze kompleksy, frustracje sobą 16-rok życia: zachorowanie na nerwicę i całkowity rozpad. Wtedy zacząłem żyć przeszłością i na siłę próbować być dawnym sobą, poczucie raju utraconego. Byłem złotym dzieckiem, a nagle stałem się tym złym, zewsząd napływały negatywne myśli o tym, że jestem do niczego. Też mieliście taki okres prosperity? Poczucie samozadowolenia. W wewnętrznym dialogu próbuję sobie wytłumaczyć, że tamte lata nie były takie świetne, że czułem się dobrze tylko dzięki samoocenie opartej na porównywaniu się, zdobywaniu dobrych ocen i iluzji tego, że jestem kimś ważnym. Wmawiam sobie, że ta choroba, że ma mi coś uświadomić, zanegować poczucie bycia oparte na ciągłym działaniu, myśleniu i osiąganiu. Bo trudno mi sobie wyobrazić, żeby los pozwalał na taką niedolę, którą czuję, która nie miałaby wyższego celu. A nawet jeśli po prostu mam pecha, to chociaż ta iluzja daje mi jakąś siłę.
  9. monk.2000

    Co jest gorsze X czy Y?

    Nie umieć czytać, niestety. Jesteśmy skazani na konsumpcję i bierność. Gorsze dążyć do ideału i przesadzić, czy być przeciętnym, ale mieć spokój?
  10. monk.2000

    Spamowa wyspa

    Cześć Davin. Ja dzisiaj z tatą tworzyłem teorię dlaczego internet powoduje u mnie, że czuję się głupi. Spotkałem się z wujem oraz wziąłem od babci rosół na jutro. Nie wiem jak wy, ale uwielbiam fotoblogi z dobrymi zdjęciami jedzenia, aż apetyt rośnie.
  11. monk.2000

    Spamowa wyspa

    Ja jeszcze się wezmę za mycie podłogi. Postanowiłem bardziej udzielać się w domu. No i powiedzcie mi jak to robicie, że umiecie się z kimś zaprzyjaźnić przez internet. Da się tak? Bo to równie dobrze robot z NASA może pisać.
  12. monk.2000

    Spamowa wyspa

    Słabo widać, ale cieszę się z Tea No. 1. Nie jest całkowicie orzeźwiająca, nie tak silna na pobudkę, ale dobrze mi smakuję odrobinę chłodniejsza, dzięki specjalnemu aromatowi herbatników.
  13. monk.2000

    Co jest gorsze X czy Y?

    Pierwsze przerabiałem, drugiego nie. Dla mnie zdecydowanie studia. Co gorsze, szkoła czy praca?
  14. monk.2000

    Spamowa wyspa

    Cześć ludzie. Byłem dzisiaj w szkole, zaliczyłem zajęcia, teraz czas tylko napisać pracę na zaliczenie. Generalnie to rzecz, której się obawiam to wir życia. Że zacznę ciągle coś robić i nie będę miał czasu na bycie samemu z sobą. Szkoła już próbuje mnie w ten rytm wciągnąć. Zrób to, zrób tamto, przygotuj się na ten sprawdzian, przygotuj się na inny sprawdzian. Może dla niektórych fajne, bo nie mają wtedy czasu na dołujące refleksje. Mnie życie w tej fabryce ludzi nie uszczęśliwia. Tylko, że bunt nie działa, bo nie ma gdzie uciec. Pozostaje pogodzenie tych dwóch światów. I tym się będę zajmować. Wyślę zaraz zdjęcie mojej herbacianej szafeczki, jak już chwalimy się zdjęciami dobrobytu.
  15. Po wyglądzie poznasz człowieka. Mimo, że zdaję sobie sprawę, że wygląd to tylko powierzchowna sprawa, zawsze pierwsze skojarzenia czynię na podstawię wyglądu i od razu jakoś przyporządkowuję człowieka. Ten kto przegląda memy pewnie słyszał o motywie: "typowy Janusz". Miałem okazję takiego spotkać w szpitalu i od razu mi się skojarzył. Odnośnie stroju, fartuch lekarski rzeczywiście silnie kojarzy się z profesją. Profesja, która ma swój oficjalny strój staje się jakby bardziej oficjalna. Łatwiej kojarzy się daną osobę z funkcją. Podobnie na Komunii Świętej w Kościele, dzieci noszą alby żeby nikt nie wyróżniał się wyglądem. Przynajmniej ja się spotkałem z takim podejściem, to ta sama zasada co z mundurkami w szkole, nie ma wtedy podziału na lepiej i gorzej ubranych. Sam kiedyś przebierałem się za lekarza jak byłem mały i zawsze podobała mi się ta biel kitla. Podobnie jak jako ministrant, gdy chodziłem w albie. Biały kolor ma w sobie coś fajnego. Na co dzień się nie zawsze nosi ten kolor, bo się tak właśnie poważnie kojarzy. I z tego względu własnie lekarz budzi respekt, a psycholog powinien być raczej jak przyjaciel. Równy z równym.
  16. Mi radość sprawił powrót na forum. Jednak nie zamierzam tu przesiadywać godzinami, świat realny jest ważniejszy. A ekran wciąga.
  17. monk.2000

    Dzień dobry wszystkim

    Witam cię tu na forum. Ja na jakiś czas z niego zniknąłem, ale jak widać wróciłem i postaram się jakoś wesprzeć ludzi. Z tym że z pomaganiem u mnie trudno, bo sam jestem nieszczęśliwy. Może jednak dam radę komuś jakoś doradzić. Pobieżnie interesuję się medytacją i to była moja metoda. Teraz tego nie robię, bo trochę z tym przegiąłem i zapomniałem o ludzkich obowiązkach.
  18. Mnie wkurza świat techniki, chciałem podjąć studia w tym kierunku, teraz chodzę do szkoły policealnej. Niestety nie potrafię się w tym odnaleźć. Przewyższa mnie to, może gdyby mnie jeszcze ciekawiło jak co jest zbudowane, gdybym sam coś grzebał. Nie mam tej frajdy z odkrywania. Nie podnieca mnie to, jaką mogę mieć kartę graficzną czy ile RAMu w komputerze, a bez tego materialistycznego podejścia nie ma szans na jakieś osiągnięcia w tej dziedzinie.
  19. monk.2000

    Spamowa wyspa

    Cześć. Ja nie wyrabiam, lubię ten wątek, bo ludzie opisują swój dzień i to jest coś o czym się fajnie czyta. W przeciwieństwie do świata techniki, którym próbuję się zainteresować bezskutecznie od wielu lat. Tak bym chciał, żeby był ktoś kto pomógłby rozwiązać moje problemy. Wiem, że obce osoby na forum tego nie zrobią, ale przynajmniej można się wyżalić i poczytać co u innych.
  20. monk.2000

    Spamowa wyspa

    Witam użytkowników. Jak tam? Ja myślę o wyborach, na kogo głosować oraz piję moją ulubioną praktycznie herbatę: Ahmad Tea no 1. Polecam.
  21. monk.2000

    ot

    Cześć Victorius17! Twoje wpisy minimalnie przypominały mi siebie sprzed kilku lat. Też źle o sobie myślałem i za wszelką cenę chciałem zwalczyć w sobie nieudacznika. Również interesowałem się teoriami podrywu. Balansowałem między myśleniem religijnym, a buntowniczym i stawianiem na samorozwój. Jak bardziej poszedłem w stronę życiowego cynizmu to czułem pustkę, z kolei religijność wydawała mi się zakłamana i nieskuteczna. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, choć w końcu znalazłem swoją drogę. Popieram Monikę, ze nie warto robić z siebie wroga. Taka walka, mimo że to brzmi dumnie, to jednak wyniszcza. Póki wróg jest na zewnątrz to życie jest w miarę przyjemne, najgorzej widzieć wroga w sobie. Wtedy nieszczęście gotowe. Tak czy inaczej kibicuję. No i nie przegnij w drugą stronę.
  22. Niedomowa, ze sklepu. Bardzo smaczna. Dobry przykład gdzie etanol łączy swoją moc z aromatem.
  23. Picie herbaty, przeczytanie swojego posta, wypicie nalewki z orzecha laskowego.
  24. Cześć, widzę że pani garfield nadal obecna. Fajnie. Będę miał na uwadze spotkania w Poznaniu, może kiedyś wpadnę. Wiele się zmieniło od ostatniego czasu, gdy byłem na zlocie w mieście pod koziołkami. Przede wszystkim pogłębiło się poczucie braku "ja". Brzmi jak medytacyjny ideał, ale nie jest mi z tym dobrze, więc pewnie trzeba to zakwalifikować jako chorobę. To że nikt nie rozumie tego objawu, nawet lekarze, pobudza ego do myślenia o "sobie" w kategoriach jako kimś wtajemniczonym w sekret o, którym nikt nie wie. Mimo powyższego chętnie bym się spotkał za jakiś czas. Bo chyba to dość głęboka prawda, przynajmniej dla mnie, że nie można znaleźć swojego miejsca na tym świecie, gdzie wszystko się zmienia. Także pewnie nie będę się czuł wśród swoich, nadal będzie ta obcość. Nie mniej, życie toczy się dalej, a brak działania to też jakieś działanie. Więcej w tym wątku nie będę pisał, chyba, że będzie jasne, że chcę się spotkać. No i na koniec chciałem dodać: nie oceniajcie człowieka po jego postach. Po moim zlotowych doświadczeniu wiem, że wirtualna tożsamość to głównie iluzja.
×