Chyba, że akurat się ma problemy, wtedy, taka "ciężka" osoba jest wymarzonym towarzystwem.
Nie wiem, czy rzecz w tym, o czym napisał Sorrow, czy w czymś innym, ale ja nigdy nie lubiłam takich typowych sangwiników. I wcale ich towarzystwo nie sprawiało, że czułam się lepiej, wręcz przeciwnie. Za to zawsze lgnęłam do melancholików. Tylko, kurka, coś ostatnio ciężko o takich. Może się wybili?