Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lord Cappuccino

Użytkownik
  • Postów

    14 806
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Lord Cappuccino

  1. Zastrzeżenia lekarza wynikają stąd, że inhibitorów MAO teoretycznie nie powinno łączyć się z SSRI i innymi lekami o działaniu serotoninomimetycznym (jak np. mirtazapina). Bo teoretycznie może to grozić ZS. W praktyce były badania kliniczne, które wstępnie wskazują na możliwość jednoczesnego stosowania moklobemidu i innych leków serotoninergicznych bez ryzyka rozwoju zespołu serotoninowego. Można brać małe dawki mirty czy miansy z moklobemidem. W dawkach do 600mg/dobę blokuje selektywnie izoformę MAO-A- która odpowiada głównie za deaminację serotoniny, noradrenaliny, adrenaliny i w mniejszym stopniu także dopaminy(dopamina jest intensywniej metabolizowana przez izoformę MAO-B). Głównie przez zablokowania MAO wzrasta stężenie 5-HT i NA. Nigdzie w literaturze nie spotkałem się z informacją, że podczas kuracji IMAO należy unikać pokarmów bogatych w tryptofan czy suplementów z l-tryptofanem. Istnieją też badania kliniczne wskazujące na możliwość jednoczesnego stosowania RIMA(takich jakich moklobemid) z SSRI bez ryzyka rozwoju ZS. Do dalszej lektury: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/8294388 http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/7675971 Interakcje inhibitorów MAO z jedzeniem są związane z obecnością TYRAMINY. Tyramina jest aminą śladową, która pełni rolę CA releasing agent. Ponieważ nie przenika przez barierę krew-mózg wywołuje tylko efekty obwodowe, a nie ośrodkowe. Tyramina jest metabolizowana przez monoaminooksydazę (obie izoformy). Starsze inhibitory MAO blokowały ten enzym nieselektywnie(czyli zarówno MAO-A/MAO-B)=degradacja tyraminy została wstrzymana=jeżeli pacjent spożywał dużo pokarmów bogatych w tyraminę gromadziła się ona w tkankach=następowało wzmożone uwalnianie katecholamin(adrenaliny i noradrenaliny)=następował przełom nadciśnieniowy=w niektórych przypadkach zgon(np. zawał serca czy udar mózgu). Moklobemid ma w tym względzie przewagę, bo blokuje tylko izoformę MAO-A, więc tyramina może być metabolizowana przez izfoformę MAO-B i problem z głowy. Dalsza lektura: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/8875133 Metaanaliza wielu badań klinicznych przeprowadzonych na łącznej grupie 2300 pacjentów, którzy przyjmowali mokilobemid w dawkach do 600mg/dobę nie przestrzegając żadnej diety i u nikogo nie wystąpił przełom nadciśnieniowy czy ZS- http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/2123366 Co do leków na przeziębienie czy syropków przeciwkaszlowych to sporo z nich zawiera dekstrometorfan. DXM ma złożony profil receptorowy, ale jest m.in. inhibitorem wychwytu zwrt. serotoniny. Był przypadek babki, która brała fluoksetynę(SSRI) oraz trazodon(inhibitor wychwytu zwrt. serotoniny i antagonista rec.-5-HT- SARI) oraz zjadła w ciągu dnia ileś tam tabletek gripexu max(zawierającego właśnie dekstrometorfan- czyli dołożyła sobie TRZECI inhibitor wychwytu zwrotnego serotoniny) i wylądowała w szpitalu z zespołem serotoninowym.
  2. No ja po swoim przykładzie nie mogę potwierdzić tego co pisali poprzednicy. Czy brałem 50mg sertry, czy 100mg, czy 150, czy 200 w dawkach podzielonych, czy 200mg w jednej(tak jak teraz) to jeden grzyb. Praktycznie żadnych skutków ubocznych. Jedynie na początku faktycznie była zamuła i senność w ciągu dnia, ale jak lek się "wkręcił" to ustąpiło całkowicie. Jedynie jak łykam rano 200mg sertry + 50mg lamo(reszta na wieczór) to przez kwadrans mam lekkie nudności i takie dziwne uczucie w głowie. Ale to pewnie przez to, że łykam na pusty żołądek i bardziej wina wypełniacza tabletki niż samych substancji czynnych.
  3. UTC+1 jest dobry, ale chyba coś jest pokręcone z czasem letnim/zimowym.
  4. Half-life- http://pl.wikipedia.org/wiki/Biologiczny_okres_p%C3%B3%C5%82trwania dla sertraliny wynosi 23-26 godzin i 66h dla jej metabolitu(norsertraliny).
  5. Jak kolega wyżej-potwierdzam. To są po prostu skutki uboczne. PSSD jak sama nazwa wskazuje(Post-SSRI Sexual Dysfunction) może(ale wcale nie musi) pojawić się dopiero po odstawieniu SSRI.
  6. Odkąd szamanka mi kazała brać 200mg sertraliny w całości rano(zamiast w dwóch dawkach podzielonych)+ do tego biorę 100mg lamo- jest moc.
  7. Efevelon/Efevelon SR to nazwa handlowa(zastrzeżona) leku wprowadzona przez producenta(koncern farmaceutyczny)- w tym wypadku ACTAVIS. Lek ten zawiera jako substancję czynną wenlafaksyną- i to jest nazwa międzynarodowa(niezastrzeżona). Wszystkie preparaty występujące w nagłówku podlinkowanego tematu zawierają tę samą substancję czynną(wenlafaksynę) tylko występują pod innymi nazwami handlowymi(wymyślonymi przez producenta). To właśnie wenlafaksyna odpowiada za działanie farmakologiczne=lecznicze oraz tym samym za ewentualne objawy uboczne.
  8. Sorry za offtop, ale tak a propos SSRI i synergizmu to rozwalił mnie na łopatki kubek na jakiś dziś się natknąłem.
  9. Tylko wyciąg z dziurawca na spirytusie ma działanie przeciwdepresyjne, herbatka to najwyżej na brzuch Ale w sumie mnie się kiedyś poprawiło od bananów i zielonej herbaty, więc najważniejsza jest po prostu konsekwencja w stosowaniu. Dokładnie. Ponieważ substancje zawarte w dziurawcu zwyczajnym odpowiadające za jego przeciwdepresyjne właściwości (czyli głównie hiperycyna, pseudohiperycyna, hiperforyna, adhiperforyna - które są inhibitorami MAO i/albo inh. wychw. zwrt. monoamin) są praktycznie nierozpuszczalne albo bardzo trudno rozpuszczalne w wodzie, są natomiast świetnie rozpuszczalne w etanolu. Dlatego przeciwdepresyjne działanie mają tinctury albo intracta z dziurawca. Wodne wyciągi mają jedynie działanie moczopędne, poprawiające trawienie. Gdzieś kiedyś na jakimś forum czytałem przepis jak można w domu zrobić spirytusowy wyciąg z dziurawca standaryzowany na określoną zawartość % hiperycyny.
  10. Takie coś miało miejsce na przełomie XIX i XXw. W 1867 Francuskie Towarzystwo Homeopatów zaobserwowało, że wielu wiodących homeopatów w Europie porzuciło praktykę i opuściło szeregi towarzystw homeopatycznych- co więcej przestali popierać homeopatię. Ostatnią szkołę nauczającą homeopatii w USA zamknięto w 1920r. W latach 50tych było tylko siedemdziesięciu pięciu lekarzy-praktyków homeopatii w USA. No ale senator Copeland (który oprócz parania się polityką był homeopatą) przeforsował ustawę FFDCA i nadał homeopatom specjalne przywileje, a preparatom homeopatycznym prawnie status "leków". Niektórzy uważają, że za powrotem homeopatii stoi jej wielki, grecki popularyzator- George Vithoulkas. Inni uważają, że miało to związek z narastającą aktywnością ruchu New Age, który propaguje leczenie za pomocą medycyny alternatywnej (m.in. homeopatii). Jeszcze inni upatrują powrotu homeopatii w tym, że ostatnio wróciła moda na leczenie "naturalne", ziołolecznictwo. Leczenie naturalnymi specyfikami stało się trendy. A ludzie błędnie zakładają, że skoro "leki" homeopatyczne produkowane są z użyciem surowców roślinnych to są to "leki ziołowe". Niestety to błędne rozumowanie. Bo przy takich rozcieńczeniach żadnych ziół(albo bardziej składników czynnych ziół) tam nie ma. Tylko woda i cukier. Ziołolecznictwo jest znane ludzkości od tysięcy lat p.n.e, a homeopatia została wymyślona raptem dwa wieki temu przez niemieckiego szarlatana i okultystę. Ziołolecznictwo wcale nie stoi w sprzeczności z medycyną allopatyczną. Ziołolecznictwo jest integralną częścią medycyny konwencjonalnej. Preparaty ziołowe są lekami. Ich działanie jest udowodnione. Co więcej- wiele substancji syntetycznych jest pochodnymi substancji wyekstrahowanych z roślin(np. alkaloidów) albo naśladuje ich działanie. Przykład- firma farmaceutyczna Grünenthal GmbH ponad 30 lat temu wypuściła na rynek tramadol- syntetyczny, opioidowy lek przeciwbólowy. Oczywiście wydała grube miliony na badania kliniczne, rejestrację, autoryzację itp. W 2013r. wykryto, że afrykańska roślina Nauclea latifolia sama produkuje tramadol, a plemiona kameruńskie od dawna zajadają się tą rośliną, gdy coś ich boli. Zdecydowanie taniej byłoby założyć zatem biotechnologiczną hodowlę tej roślinki, aby produkowała tramadol na skalę przemysłową zamiast wykorzystywać wieloetapową syntezę chemiczną. Homeopatia w przeciwieństwie do ziołolecznictwa to bzdura do kwadratu. Co do tego bloga- autorka żyje w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości i można odnieść wrażenie, że być może cierpi na perturbacje sfery psychicznej. I nie ma tu krztyny złośliwości. Taka konkluzja nasuwa się po lekturze wpisów. O SSRI napisałem kilka postów. Jak znajdę to podlinkuję.
  11. Jest jeszcze gałąź modernistyczna homeopatii, która przy przygotowywaniu "leków" homeopatycznych przewiduje użycie promieniowania elektromagnetycznego, fal radiowych, widma optycznego (np. do leczenia raka kolorków czerwonego, zielonego i niebieskiego) zamiast substancji jako prekursorów. Jeszcze lepsze są paper remedies gdzie na świstku papieru zapisuje się nazwę remedium, potęgę homeopatyczną i przyczepia to do odzieży "pacjenta" albo podkłada pod szklankę z napojem. Co ciekawe konserwatywni homeopaci nazywają neohomeopatów szarlatanami, a dla racjonalistów szarlatanami są jedni i drudzy.
  12. Najgorzej jak przedmówca powyżej zasugerował gdyby woda zapamiętywała obecność kwadryliardów a może nawet centyliardów ton ekskrementów jakie spływały do niej przez miliony lat życia na Ziemi. Jakoś niesmak mnie bierze popijając napój herbaciany, gdy myślę o tym, że woda którą zalałem torebkę herbaty przybrała ułożenie dipoli upamiętniające wielkie kupsko tyranozaura czy sraczkę innego mamuta albo dodo.
  13. Gdyby to naprawdę działało to byłaby delikatnie mówiąc falluchownia z grzybnią. Gospodarka by się załamała doszczętnie i nastąpiła wojna światowa. Szejkowie z Arabii Saudyjskiej by się wkur... bo wystarczyłoby homeopatycznie rozcieńczyć jedną baryłkę ropy i zaspokoić nią potrzeby wszystkich. Podobnie z innymi ważkimi surowcami. Chyba tylko alkoholicy byliby wniebowzięci bo zgodnie z zasadą "bardziej rozcieńczone działa silniej" -jednym rozcieńczonym homeopatycznie piwem mogłaby się najebać konkretnej powierzchni aglomeracja, a może nawet i małe państewko.
  14. No i tu właściwie dochodzimy do meritum sprawy. Wystarczy zgłębić aspekt historyczny homeopatii. Homeopatię wymyślił pan co się zwał Samuel Hahnemann. Istota homeopatii urodziła mu się w głowie gdy tłumaczył książkę szkockiego lekarza i chemika Williama Cullen'a pt. "A Treatise on the Materia Medica". W tejże książce Hahnemann znalazł fragment traktujący o leczeniu malarii za pomocą chininy. Jako człowiek otwarty na nowości postanowił spożyć korę chinowca (źródło chininy). Ku jego zdziwieniu zaczął on doświadczać objawów charakterystycznych dla malarii. Wydedukował zatem, że skoro kora chinowca (chinina) spożyta w dużych ilościach powoduje malarię (jest czynnikiem etiologicznym tej choroby) to małe dawki chininy mogą być skutecznym lekarstwem na malarię. Tak powstała zasada "podobne leczyć podobnym"- zgodnie z którym mała ilość danej substancji może leczyć tę samą chorobę, której jej duża ilość powoduje. Niestety sztandarowy dogmat homeopatii już na wstępie jest błędny, gdyż jest oparty na błędzie logicznym popełnionym przez człowieka. To czego doświadczył Hahnemann to nie były objawy malarii lecz objawy cinchonizmu- zatrucia chininą i chinidyną, które są truciznami protoplazmatycznymi. A malarię powodują pierwotniaki z rodzaju plasmodium. Jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Ale przenieśmy zasadę "podobne leczyć podobnym" na realia współczesne. Popularny,szeroko reklamowany preparat na grypę ogromnego francuskiego koncernu homeopatycznego- X - który możesz kupić w aptekach w największym dostępnym opakowaniu za bagatela coś koło 100zł. Preparat ten wymyślił francuski lekarz Joseph Roy podczas badania epidemii tzw. "hiszpanki" w 1919r. Za nosiciela i główną przyczynę grypy uznawano wówczas kaczkę berberyjską. Przyjął, że skoro kaczka powoduje grypę to kaczka musi też leczyć grypę. Preparat ten do dnia dzisiejszego zawiera jako "substancję czynną"- perkolat z serca i wątroby kaczki berberyjskiej. W rozcieńczeniu 200C. Według tzw. potencji homeopatycznej oznacza to, że w tym "leku" na 1 część perkolatu z wątroby kaczki berberyjskiej przypada 10 do potęgi 400 części wody czyli - 10 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000. Ponieważ szacunkowa ilość wszystkich atomów we widzialnym wszechświecie to 10 do potęgi 80 oznacza to ni mniej ni więcej, że aby mieć 100% pewność, że w tym preparacie znajdziemy co najmniej 1 cząsteczkę "substancji czynnej" musiałyby istnieć jeszcze 4 wszechświaty (oprócz naszego) o szacunkowej ilości atomów= 10 do potęgi 80. To jedno. Druga sprawa- ciecz z flaków kaczki jako lek na grypę. Serio? W XXIw.? Dziś wiemy, że grypę powodują ortomyksowirusy- infA, infB i infC. Z tą różnicą, że z nieznanych powodów zgodnie z artykułem 21 ustęp 7 ustawy prawo farmaceutyczne leki homeopatyczne NIE wymagają dowodów skuteczności terapeutycznej podczas rejestracji na rynku w przeciwieństwie do wszystkich innych, konwencjonalnych medykamentów. Pracownik wydziału farmaceutycznego, z którym rozmawiałem uważa, że to efekt lobby firm farmaceutycznych takich jak BXXXXX, HXXX, WXXX, DXXXXXX itp. i "dotacji" na rzecz MZ. Ze względu na brak dowodów żaden pracownik naukowy o zdrowych zmysłach nie powie tego publicznie w obawie przed pozwem tak jak pozwano profesora Gregosiewicza, kierownika kliniki i katedry ortopedii za otwarte demaskowanie ściemy jaką jest homeopatia. Najdziwniejsze są "leki" homeopatyczne sprzedawane w aptece na których znajduje się informacja "produkt leczniczy bez konkretnych wskazań leczniczych". Czyli jest to lek "na wszystko i na nic". Nawet sam producent najwyraźniej nie wie na co i po co on jest. No nie do końca, bo samo purificata nie mówi nam nic o sposobie(metodzie) oczyszczenia wody tylko mówi, że jest ona oczyszczona. A to czy została ona oczyszczona na drodze odwróconej osmozy, destylacji czy wymiany na jonitach to już inna broszka. Homeopaci zgodnie ze swoją tradycją zalecają używanie wody destylowanej czyli puryfikowanej konkretnie na drodze destylacji. Nie, ale rozcieńczonym arszenikiem czy wydzieliną z gruczołów jadowych groźnicy niemej (jadowity wąż) już owszem. Leczy się substancjami pochodzenia roślinnego, zwierzęcego, mineralnego, syntetycznego czy nosodes (materiał patologiczny, zakaźny) w różnych rozcieńczeniach- niektóre z nich są tak duże, że determinują nieobecność jakiejkolwiek cząsteczki substancji czynnej w finalnym roztworze. Warto jasno podkreślić- homeopatia niewiele wspólnego ma z ziołolecznictwem! Zioła czy rośliny lecznicze działają leczniczo bo konkretne części tych roślin (np. liść, ziele, korzeń itp.) zawierają konkretne metabolity wtórne- związki o określonej aktywności biologicznej i farmakologicznej. Np. kozłek lekarski uspokaja bo zawiera m.in. estry kwasu izowalerianowego, etanolowe ekstrakty z dziurawca działają przeciwdepresyjnie, bo dziurawiec zawiera hiperycynę, pseudohiperycynę, hiperforynę, adhiperforynę, korzeń rzewienia działa przeczyszczająco, bo zawiera antranozwiązki, konwalia majowa wykazuje działanie nasercowe bo zawiera glikozydy kardenolidowe itd. W każdym razie każdy substrat wymaga określonego stężenia, aby wyzwolić reakcję biochemiczną czy pobudzić/albo zablokować receptor- i tym samym spowodować określony efekt leczniczy. Surowce roślinne owszem są wykorzystywane w homeopatii, ale w tak dużych rozcieńczeniach, że w tych "lekach" powyżej C12 właściwie nie ma szansy na istnienie choćby 1 cząsteczki substancji czynnej. Skoro interesujesz się ziołolecznictwem to wiesz, że jak np. kupujesz zioła w torebkach do zaparzania czy susz w większych ilościach to dostajesz informację od zielarza czy firmy zielarskiej, że np. 1 torebkę należy zalać 200ml wrzącej wody albo trzeba użyć 10g ziół na pół szklanki wody. Nie wrzucasz 1 torebki rumianku do całej wanny wrzącej wody. Bo nie miałoby to sensu. Nie da się tego pogodzić z postulatami homeopatów. Bo równie dobrze można by wrzucić jedną torebkę suszonej mięty do basenu z wrzącą wodą,zawartość tego basenu wytrząsnąć kilka razy jakimś sprzętem ciężkim, i napoić całe miasto. Jedna torebka mięty w basenie wystarczyłaby, aby uwolnić od wzdęć całą Warszawę. Bardziej z takich ciekawostek jeszcze- Kampania 10:23- w ramach której duże rzesze ludzi celowo, z premedytacją przedawkowały leki homeopatyczne o wskazaniu "leki nasenne". Zgodnie z zasadą bardziej rozcieńczony lek=silniejszy lek powinni trafić na tamten świat. Oczywiście nikomu nic się nie stało. W 1938 wprowadzono w USA Federalną Ustawę o Żywności, Lekach i Kosmetykach. Ustawa ta w świetle prawa uznawała specyfiki homeopatyczne za leki i przyznawała przywileje homeopatom. Jej autorem był Royal S. Copeland- senator z Nowego Jorku i zarazem... homeopata. Co do źródeł- z naszego polskiego podwórka kopia oświadczenia Naczelnej Rady Lekarskiej podpisanego przez 8 profesorów i dr hab. ws. homeopatii: http://www.awronka.nazwa.pl/txt/txthtml/homeopatia3.htm Z zagranicznych- homeopatii nie uznają takie organizacje naukowe, medyczne jak ACoMT, AACT, NHMRC, AMA, FASEB, NHS, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) też przestrzega przed stosowaniem homeopatii. Polecam też artykuły prof. zw. dr hab. A.Gregosiewicza- http://www.psychomanipulacja.pl/art/homeopatia-kpiny-z-medycyny.htm http://www.psychomanipulacja.pl/art/czas-oszustow.htm Możesz podrzucić swoje materiały, ale pomysły takich rosyjskich naukowców jak S. Zenin niespecjalnie mnie zadziwiają. Pewien rosyjski belfer Siergiej Popow mający bzika na punkcie fizyki i katastrofy w Czarnobylu składował odpady radioaktywne z zony po to, żeby napromieniować nimi przyjaciela i zgodnie ze swoją teorią zapewnić mu nieśmiertelność. Mówią, że Polak potrafi, ale myślę, że Rosjanie biją nas na głowę. Poza tym nie dość, że postulaty homeopatyczne są sprzeczne z aktualnie obowiązującym stanem wiedzy z takich dziedzin jak fizyka, chemia, fizjologia czy farmakologia to są sprzeczne z logiką i zdrowym rozsądkiem. Posłużę się pewnym przykładem. Zgodnie z twierdzeniami homeopatów im roztwór jest bardziej rozcieńczony tym jest coraz silniejszy. Mamy zatem spirytus, który jest 96% (jeżeli chodzi o zawartość alkoholu etylowego w %obj-obj.). Chcemy rozcieńczyć ten spirytus wodą destylowaną tak, aby otrzymać 500g wódki (40%). Po przeliczeniu na %wagowy i wykonaniu obliczeń wiemy, że musimy zmieszać 173,75g spirytusu i 326,25g wody destylowanej. Jest to płyn bardziej rozcieńczony, więc zgodnie z prawidłami homeopatii powinien być mocniejszy. Teraz pytanie za 100pkt- szybciej nawalisz się mocniejszym(a wg. homeopatii słabszym) spirytusem 96% czy słabszą(a wg. homeopatii mocniejszą) wódką? To pytanie retoryczne. Zdecydowanie się zgadzam. Powinny być dostępne i dozwolone. Podobnie jak leczenie przez modlitwę, przez cygańskie wróżki, przez te 'ręce, które leczą', radiestezja, akupunktura, bioenergoterapia, irydologia, urynoterapia, hydrokolonoterapia i inne. Bo żyjemy w wolnym, demokratycznym kraju i każdy powinien mieć wybór. Szkopuł polega na tym, że modlitwa, kuracja moczem czy bioprądy nie są formalnie uznawane za "leki" (albo bardziej allopatyczne metody lecznicze), ich ordynowaniem nie parają się dyplomowani lekarze (konwencjonalni), nie są oferowane w placówkach ochrony zdrowia publicznego (jak apteki). Bo widzisz- prawo farmaceutyczne uchwalił Sejm. W kierownictwie Ministerstwa Zdrowia nie zasiadają przecież sami lekarze. Wielu ministrów zdrowia nie było lekarzami tylko np. ekonomistami, menadżerami. Ich szeroko pojęty interes może być nieco rozbieżny z interesem lekarzy czy co dopiero samych pacjentów (czego przykład masz po ostatnim konflikcie MZ z lekarzami z PZ). Bo jak wytłumaczyć fakt, że w państwie prawa wszystkie leki muszą przechodzić badania kliniczne i tylko te o udowodnionym działaniu są dopuszczane do obrotu, a zwolnieni są jedynie producenci preparatów homeopatycznych. To trochę tak jakby przy art. 280 k.k. była wzmianka, że "rozbój jest zagrożony karą do 12 lat pozbawienia wolności- uwaga: dotyczy wszystkich obywateli z wyjątkiem Jana Kowalskiego (np. Twój sąsiad)"- tylko dlatego, że pan Kowalski ma wtyki na wysokich szczeblach władzy. Dlatego preparaty homeopatyczne powinny być jak najbardziej dostępne (żeby każdy miał wybór), ale 1) nie powinny mieć statusu leków, 2) nie powinny być oferowane w aptekach, 3) nie powinni się nimi i ich promowaniem parać dyplomowani lekarze, ew. 4) powinny przechodzić takie same badania kliniczne jak wszystkie inne leki dopuszczane do obrotu i jeśli nie udowodnią skuteczności=patrz pkt1-3. Poza tym, żeby ludzie mieli wybór muszą najpierw posiąść wiedzę, że ten wybór mają. A tymczasem na wielu etykietach preparatów homeopatycznych nie sposób znaleźć informacji, że to produkt homeopatyczny. Co więcej- niekiedy "składniki czynne" nie występują nawet w języku polskim tylko są wyszczególnione po łacinie, np. w ten sposób: Pulsatilla 6 CH Rumex crispus 6 CH Bryonia 3CH itd. Przeciętny zjadacz chleba nie ma więc zielonego pojęcia co w tym "leku" siedzi, a dodatkowo oznaczenia składające się z cyferek i literek niewiele mu mówią. A oznaczają one zastosowaną potencję homeopatyczną. Skoro homeopaci są przekonani o skuteczności swoich preparatów to czemu nie zawsze zamieszczają te informacje na etykietach w sposób czytelny i transparentny? Większość osób czytających ten ten osób jeszcze do niedawna prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, że np. wspomniany wcześniej w tym wątku syrop na "S" to preparat homeopatyczny. Bo nie sposób to wywnioskować z reklamy. Poniekąd Cię rozumiem, bo tonący brzytwy się chwyta i każdy chce sobie jakoś pomóc. Podejrzewam, że mnisi tybetańscy w przeciwieństwie do całej tej szarlatanerii nie chcieliby Cię ograbić z ostatniego grosza przy duszy. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie obawiam się, że niesłusznie idealizujesz przedstawicieli tzw. medycyny niekonwencjonalnej stojącej niejako w opozycji do medycyny konwencjonalnej, allopatycznej, medycyny zachodu. Ci "alternatywni" jawią się niczym zbawiciele, potomkowie robin hooda, bojownicy o prawdę i zdrowie, którzy planują zaburzyć odwieczny porządek, chcą przeciwstawić się tyranii chciwych lekarzy, konowałów z opasłymi brzuchami, którzy tak naprawdę nic nie wiedzą- i tylko szkodzą pacjentom, zamiast pomagać, oraz zachłannych koncernów farmaceutycznych. A wszystko to robią z pobudek altruistycznych- dla pacjentów (czyli dla nas). Niestety to tylko ułuda. Stoją oni dokładnie po tej samej stronie barykady tylko za innymi zasiekami. Oni również chcą uszczknąć kawałek tortu dla siebie. Nachapać się do kieszeni. Zdobyć kawałek rynku. Robią to dla pieniędzy. Najbardziej obrzydliwe w tym wszystkim jest to, że wykorzystują desperację, naiwność, łatwowierność i osobistą tragedię pacjentów (nierzadko w stanie terminalnym), którzy zawiedli się niedawno na medycynie konwencjonalnej i szukają pomocy gdzie indziej. Jest to doskonała nisza, doskonały target dla wszelkiej maści hochsztaplerów, którzy wmówią pacjentom wszystko co chcą usłyszeć i wydoją z przy tym z wszystkich zaskórniaków. Pewnie istnieje też jakiś odsetek "alternatywów", którzy sami święcie wierzą w swoje autorskie metody, ale tym to należy współczuć zamiast ich rugać, i raczej zaprosić na nasze forum dla ludzi o nie do końca zdrowych zmysłach. Piszesz o sponsorowanych wycieczkach dla konowałów. A zdajesz sobie sprawę jakim ogromnym biznesem są preparaty homeopatyczne? Przychód jednego z największych koncernów homeopatycznych 10 lat temu wynosił 313 milionów dolarów.
  15. Lord Cappuccino

    Bromokryptyna

    bromokryptyna-bromergon-bromocorn-ergolaktyna-parlodel-t50508.html
  16. Może to być tzw. zespół przewlekłego spływania wydzieliny po tylnej ścianie gardła (PNDS). A przyczyny są różne- zapalenie błony śluzowej nosa, alergie, problemy z przegrodą nosową, problemy z zatokami, problemy z refluksem żoładkowo-przełykowym(GERD), nawracające infekcje bakteryjne górnych dróg oddechowych, mogą też być problemy z uszami jeśli jednocześnie ma się wrażenie uczucia zatkanych uszu, pogorszenie słyszenia, szumy, dzwonienie w uszach, czasami przyczyna jest idiopatyczna- nieustalona/nieznana. Głównym objawem jak sama nazwa wskazuje jest spływanie/ściekanie wydzieliny/flegmy/mazi po tylnej ścianie gardła, uczucie zalegania, trudności z jej odkrztuszaniem/przełykaniem, często może być towarzyszący kaszel. Jest to przypadłość stosunkowo częsta, ale rzadko diagnozowana ze względu na nieznajomość tematu. Na polskich stronach informacje na temat PNDS są raczej skąpe.
  17. Nie, ale zobacz mój post na 87 stronie tego wątku. A jakie widzisz korzyści z dołożenia lamotryginy? - Przede wszystkim - to czego należałoby oczekiwać od stabilizatora - doskonale wyrównała nastrój. Jeżeli -10 to ciężka depresja/dysforia, a +10 to mania/euforia to lamo trzyma mnie stabilnie na 0/+1. Tutaj potwierdza się, że ona w większym stopniu zapobiega epizodom depresyjnym niż maniakalnym. - Dodatkowe działanie antyobsesyjne/antykompulsywne- sertra już w dużej mierze wykosiła natręctwa, ale lamo dobiła je doszczętnie. Też się potwierdza, bo eksperymentalnie jest stosowana w ocd. - Większość biorących lamo skarży się na pogorszenie f. poznawczych, pogorszenie pamięci, trudności z przypominaniem słów, z wysławianiem się itp. Ja zaobserwowałem u siebie coś dokładnie odwrotnego- funkcje poznawcze wcześniej na samej sertrze były ok, ale po dodaniu lamo jeszcze nastąpiło jakieś ich turbo-doładowanie. - Lepsza kontrola emocji - reagowanie śmiechem/mam wyj.ebane na sytuacje, który wcześniej mogłyby się stać przyczynkiem do ostrzejszej wymiany zdań czy nawet kłótni.
  18. Dołożenie lamotryginy do sertraliny(200mg) było najlepszym posunięciem na całym moim farmakologicznym poletku.
  19. Ta, czytałem "rzetelny" artykuł na ten temat. W nagłówku na głównej dziennikarzyna pisała, że brali narkotyki, we wstępie, że leki psychotropowe, a w przedostatnim akapicie, że dopalacze, następnie była mowa, że spożyli mix sterydów anabolicznych z rc, a końcem końców, że policja zabezpieczyła na miejscu zdarzenia szereg substancji psychoaktywnych, ale chemicy dopiero ustalają co to było. Plus pewnie spożywali legalne używki.
  20. Jak wyżej- kwestia biochemii mózgu. Podobno podczas stanu śmierci klinicznej/NDE w mózgu dochodzi do wzmożonego uwalniania DMT (dimetylotryptaminy) przez szyszynkę, czyli dość silnego psychodelika. Inna sprawa jest taka, że gdyby ten neurochirurg mieszkał w innej części globu/pochodził z innego kręgu kulturowego to być może po przeżyciu takiej fazy ogłosiłby, że istnieje raj z 72 dziewicami, albo istnieje reinkarnacja bo podczas tripa spotkał gadającą żabę, która stwierdziła, że kiedyś była Napoleonem.
  21. guernone, Tzn. docelowo 200, ale nie od razu, stopniowo mam wchodzić. Kwetiapinę kiedyś brałem, ale głównie na spanie (50-100mg), ale też mi wtedy lekarz mówił, że mogę sobie łykać 200-300mg na stabilizację, bo jestem "taki trochę chadowy".
  22. Dostałem 200mg lamo do 200mg sertry, które aktualnie biorę, gdyż jak to stwierdził lekarz- "mimo iż nie mam ChAD to dostanę lamo, gdyż moje zaburzenia depresyjne ze względu na atypowość objawów obrazem klinicznym przypominają sezonowe zaburzenia afektywne występujące w przebiegu jednego z podtypów zaburzeń afektywnych dwubiegunowych".
  23. Tak, biorę 200mg. Senności już nie ma w ciągu dnia, jest spoko. -- 27 wrz 2014, 09:13 -- 150-200mg. Ale w ciężkich przypadkach w USA przekraczali dawkę maksymalną i podawali nawet do 400mg.
  24. Zakończcie OT i wymianę obelg, proszę, bo posypią się ostrzeżenia.
×