Skocz do zawartości
Nerwica.com

kahir

Użytkownik
  • Postów

    517
  • Dołączył

Treść opublikowana przez kahir

  1. kahir

    Skojarzenia

    liceum - happy times
  2. wróżka mojej mamy wywróżyła, z czegoś-tam, ze ten rok będzie dla mnie najlepszym od wielu lat. cholera, głupia naciagaczka, wyobraźcie sobie, miała racje. był wprawdzie najgorszy od mojej 27 letniej kariery na tym nienajlepszym ze światów. zakończyłby sie beze mnie. ja miałem sie zakończyć 23 listopada. jestem taki mądry, a jednak nie udało mi sie wyprawić z tego świata. po pobycie na oddziale ratunkowym i 3 dniach na oddziale zamknietym, gdy zaczeła mi wracać pełna świadomość, płakałem ze szcześcia całą noc. że przeżyłem, że mogę być teraz kim zechcę, bo wreszcie zapragnąłem żyć. pierwszy raz nie chcę się znietrzeźwiać, sorry, powinienem nazywać rzeczy po imieniu - ćpać. 12 lat. tyle mi to zajęło. 15 lat nerwicy natręctw. mam obawy. mam też nadzieję. niemal codziennie płaczę z ulgi. pierwszy raz czuję, że teraz będzie już wszystko dobrze. nie mam żadnych postanowień noworocznych. mój nowy rok, nowe życie, zaczęło się po 23 listopada. kocham życie. kocham ludzi. kocham Was wszystkich. jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę zrobić. pomóc komuś, na kim mi bardzo zależy, a z kim mijałem sie do tej pory. w tej chwili właściwie bardzo ciężko mi to zrobić, ale jutro przejadę, cholera, nie wiem ile kilometrów, ale troche spędzę w podróży, by dostać doniczką w głowę :) mam nadzieję, że będzie pusta, ale na taką z kwiatkiem też się nie pogniewam. mi wystarczy, że otworzy okno.
  3. matko! Jezus i papież naraz? i jak się tu oprzeć...
  4. kahir

    Na co masz ochotę?

    fakt - nie powinni się tak ekscytować. całe szczęście mój dentysta opowiada tylko o swoich ostatnich wycieczkach motorowych - równy gość.
  5. kahir

    Na co masz ochotę?

    mark123, rozwiń trochę - czym objawia się takie obsesyjne zainteresowanie jamą ustną? zaciekawiłeś mnie
  6. kahir

    Na co masz ochotę?

    noo, niezrównoważony stomatolog z zabójczym wiertłem był taki film pewnie nawet.
  7. kahir

    Na co masz ochotę?

    porozmawiać z kimś, z kim porozmawiać na razie nie mogę.
  8. to jest jakiś krok do wyzdrowienia. w pierwszej kolejności musisz nauczyć się radzić sobie z każdym poszczególnym objawem, zanim dojdziesz do usunięcia przyczyny. nie bardzo też rozumiem co masz na myśli pisząc "robić to w zgodzie ze sobą". robisz to co musisz żeby w miarę normalnie funkcjonować, żeby dać sobie czas i jakiś komfort na dokopanie się i usunięcie przyczyny choroby. co można tu robić w zgodzie bądź nie ze sobą? przecież masz świadomość, że to co robisz - jakkolwiek sztuczne - jest tylko jakimś środkiem. zresztą, czasem sama przyczyna jest kompletnie nieważna, bo niemożliwa do ustalenie i wtedy jedynie wspomniane przez Ciebie metody są procesem terapeutycznym. na początku może sztuczne, jednak jeśli prowadzą ostatecznie do całkowitego ustąpienia objawów, to nie ma różnicy czy w ogóle jakoś nazwiesz przyczynę i jak sztuczne na początku były owe metody. ja niczego nie udaję. wiem, że jestem chory, ale zwyczajnie nie chcę tej łatki i... myślę, że już jej nie potrzebuję. choroba często staje się usprawiedliwieniem, usprawiedliwieniem wszystkiego - każdej porażki, braku aktywności, niepodejmowania prób terapii, marazmu, użalania się nad sobą i degrengolady. nie chcę taryfy ulgowej, ani od siebie, ani od nikogo innego, dlatego uznaję, że jestem zdrowy i usuwam ostatni bastion obrony choroby, czyli sam fakt bycia chorym. traktuję siebie jak każdego innego i chcę być tak traktowany przez innych. jeśli robisz coś dostatecznie długo w określony sposób, to mimo początkowej sztuczności i dyskomfortu, staje się to dla ciebie całkowicie normalne i już zapominasz, że kiedyś robiłeś to inaczej, bądź nie robiłeś - bo nie mogłeś - tego w ogóle.
  9. żartowałem, że okrutny, jednak wystarczy, że ktoś poznał i polubił seks, żeby jego brak stał się dość uciążliwy. nie trzeba mieć żadnej obsesji.
  10. nie mówię, że całe życie bez seksu, bo to już jakiś okrutny scenariusz ale można nie uprawiać go przez jakiś czas, nawet dłuższy i - nie zgadniesz! - być nawet szczęśliwym
  11. nie zrozumieliśmy się przez to: zabrzmiało jak pochwała "rozwiązłości"
  12. w takim razie się nie zrozumieliśmy. wychodziłem z założenia, iż oczywistym jest, że będąc w związku można mieć koleżanki/kolegów i nie ma w tym nic dziwnego, więc od razu mój tok myślenia przeskoczył na "otwarte związki", gdy przeczytałem Twoją wypowiedź. nie wyobrażam sobie być z kimś, kto będzie mi zabraniał wychodzić ze znajomymi, czy kontrolował co, gdzie i z kim robię na każdym kroku. związek to nie więzienie. związek to więź, połączenie dwóch osób, nie klatka, w której się wzajemnie zamykamy. to też, jak wspomniałeś, zaufanie. wychodzi więc na to, że się zgadzamy :) we wszystkim innym, co przed chwilą napisałeś, w sumie też. seks nie jest najważniejszy. brak seksu to nie koniec świata. wzajemne skupianie się wyłącznie na sobie w związku, to nic dobrego. inni ludzie też są ważni. jak miło jest się czasem w czymś z kimś zgodzić
  13. nie ma czegoś takiego jak "ograniczenia w związku"? nie wiem z której planety to wziąłeś, ale są i są potrzebne. chociażby z tego względu żeby nie rozprzestrzeniać chorób wenerycznych poza tym związek bez zasad i ograniczeń to już nie związek. to jak ustrój polityczny - nie wiem - demokracja bez regulacji prawnych. to anarchia. to, między innymi, te właśnie ograniczenia tworzą bliskość, sprawiają, że ludzie są ze sobą dłużej niż jeden rok, miesiąc, jedna noc. zresztą uważam, że jest coś pięknego w byciu wiernym tylko jednej kobiecie. są tacy, dla których jest to kwestia wtórna. spoko - to nawet wygodne, ale nie dla mnie, ja bywam zazdrosny. odnosząc się jeszcze do pierwszej części Twojej wypowiedzi, bycie z kimś to nie obiecywanie. bycie z kimś to... bycie z kimś. po prostu. im mniej obietnic, deklaracji, a jeszcze później zapewnień poprawy - tym lepiej. gwarancji nie masz nigdy. żadne słowo Ci jej nie da. trzeba zwyczajnie spróbować, inaczej nigdy się nie dowiesz. możesz jedynie podejrzewać, że zrobiłeś dobrze... bądź nie. to chyba normalne, że ludzie się spotykają, nie wiedząc do końca czego mogą się spodziewać. zresztą, jaki jest sens kiedy wiesz już wszystko? masz pewność, kupę obietnic i plan realizowany krok po kroku, słowo po słowie. ja myślę, że boisz. nie wiem czego - czy związków, czy samych dziewczyn, ale zdecydowanie za dużo tłumaczeń jak na kogoś, kto jest "szczęśliwym singlem".
  14. nie mówię, że jest w tym - byciu singlem - coś złego, niepoprawnego, czy - nie wiem - wstydliwego. mówię tylko, że bardzo niewielu jest singlem z wyboru, a nawet jeśli są, to nie muszą wypowiadać zdań "o! jak fajnie jest być singlem!", bo nie muszą nic, nikomu, a przede wszystkim sobie, udowadniać. zazwyczaj jednak - zgodzicie się bądź nie - tego typu stwierdzenia padają z ust osób, które na tyle mocno przeżywają swoją, bądź co bądź, samotność, że próbują się przekonywać, że bycie singlem jest nie tylko normalne (bo jest/może być), ale nawet fajne. to też kwestia wyboru. byłem w związkach, dość poważnych. byłem singlem. miałem... romanse. ostatnio spotykałem się z kilkoma dziewczynami (nie równolegle) na przestrzeni paru miesięcy. szczerze? to ostatnie - przywilej bycia singlem - nie bawiło mnie w ogóle. jasne - seks jest fajny, ale w takim przypadku to tylko seks - fizyczna przyjemność, w niczym nie lepsza od upijania się czy ćpańska, tyle że zdrowsza. rozumiem, że ktoś może wybrać taki tryb, rozumiem motywacje, jednak nie podzielam ich.
  15. "fajnie jest być singlem" to chyba najczęściej powtarzane, przez ludzi niepotrafiących znaleźć partnera, kłamstwo "fajnie mieć kogoś bliskiego" - to brzmi prawdziwie. a ślub... nabijam się z tym ślubem. przecież nie chodzi o to żeby sobie przyrzekać - to, czy tamto. przed bogiem, urzędnikiem, w obecności świadków. przyrzeczenia nie mają mocy, nie mają jej obietnice. moc ma to, co robisz, żeby tobie i drugiej osobie było dobrze. to bardzo proste.
  16. mam w planach poślubić pewną forumowiczkę no dobra - trochę żartuję... ale nie do końca
  17. powiedzieć, że wyzdrowiałem nie mogę. mam te moje natręctwa i mam ich mniej więcej tyle samo co rok i dwa lata temu. spytacie zatem gdzie progres? otóż ten kryje się w troszeczkę czymś innym. mianowicie przestałem uważać się za osobę chorą. odprułem tę łatkę - jestem zdrowy. jasne, natręctwa uprzykrzają mi życie w naprawdę dużym stopniu - niewiele się zmieniło. przestałem się jednak ze sobą pieścić. zacząłem robić wszystkie, a na pewno większość, rzeczy, na które nerwica mi nie pozwalała. mimo dyskomfortu. założyłem działalność gospodarczą, zacząłem pracować, zarabiać na siebie. nie chcę żadnego ulgowego traktowania. jeśli mam być kiedyś w 100% wolny od natręctw, to muszę żyć jak normalny człowiek. jasne - jest trudniej. tym bardziej, że po wielu latach odstawiłem leki (ale przecież zdrowi ludzie ich nie potrzebują, prawda?) i pozbawiłem się błogosławionego spłycenia emocjonalnego, ale ile można? 8 lat z mniejszymi lub większymi przerwami - żadnych efektów. tak więc uważam się za zdrowego człowieka, z jakimiś tam problemikami, nie zamierzam nikogo w nie wtajemniczać, chcę być traktowany jak każdy inny, nie przez pryzmat tychże. niby nie ma spektakularnych efektów, ale jest lepiej, chociażby z tego względu, że mogę sobie pozwolić na wiele rzeczy, których jeszcze niedawno sobie odmawiałem. myślę, że jeśli wytrwam w "byciu normalnym", to w końcu będę normalny. zbyt długo się umartwiałem nad sobą, zbyt długo traktowałem natręctwa jako schron przed prawdziwym życiem - dość! mam 27 lat i zaczynam żyć. nie życzcie mi powodzenia, nie potrzebuję go. życzcie mi pieniędzy - te się przydadzą, bo planuję przeprowadzkę aloha i wytrwałości w byciu normalnymi! :)
  18. antananarywa, nie wiem czy zauważyłaś, ale niechcący zrobiłaś sobie reklamę swoim podpisem tutaj casting na partnerkę, tutaj "wiecznie piękna i płodna" no i tak... zapomniałaś, że wiecznie młoda jeszcze przecież! Z poważaniem, Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach, z wiecznie sprężystą łydką.
  19. kahir

    Co teraz robisz?

    walczę ze sobą. sprawa wygląda tak, że chce mi się siku, a nie chce mi się wstawać. zakopany w pościeli z laptopem na kolanach przegrywam walkę z obezwładniającą ciężkością kończyn. oprócz tego oglądam serial Fargo - good stuff.
  20. kahir

    Czy masz?

    zdecydowanie, choć z natury jestem łagodny... bee-ee-eee czy masz schowane coś na czarną godzinę?
  21. @wieslawpas to jakbyś mi powiedział "zrób sobie samolocik z papieru" na moje marzenia o lataniu, ale dzięki - doceniam dobre chęci.
  22. chciałbym zaśpiewać na scenie, przed publicznością
  23. mogę być bezczelnie bezpośredni? będę. myślę, że możesz być miękką pipką. nie odmawiam Ci bycia przystojnym, inteligentnym - jestem w stanie w to uwierzyć. może zwyczajnie swoim zachowaniem nie sprawiasz wrażenia mężczyzny, tylko przyjaciela z siusiakiem, z którym można pogadać, wypłakać się, być wysłuchanym/zrozumianym. to ważne, ale wtórne. przede wszystkim kobiety szukają kogoś silnego, kogoś kto daje poczucie bezpieczeństwa, pewnego siebie, bezpośredniego. tzw. "prawdziwi faceci" nie jęczą na forach dla wariatów, że nie mogą znaleźć dziewczyny. nie mam dla Ciebie rady, ale sam zdajesz się wiedzieć na co lecą kobiety, więc może spróbuj się do tego zastosować. może to być nie do końca zgodne z Twoją naturą, ale skuteczne.
  24. bawić się można. jest nawet zabawnie... może być. jadłem psychodeliki na kilogramy. przetestowałem dziesiątki substancji, przeżyłem setki tripów i nigdy (z wyjątkiem jednej podróży) nie miałem krzywych jazd. w przypadku grzybów psylocybinowych zawsze było mniej więcej 1/3, że złapię jakiś stan lękowy lub - nawet! - amnestyczny. mimo tego jadłem je kilkadziesiąt razy, bo nie było akurat nic innego. głupi byłem.
  25. muchomory nie? a tak serio, to grzyby psylocybinowe, obok marihuany, mają najsilniejszy potencjał uwypuklania predyspozycji do wszelkich zaburzeń psychicznych. kłania się teoria i praktyka. nie leczcie się grzybami.
×