-
Postów
2 857 -
Dołączył
Treść opublikowana przez _asia_
-
Moniko, również uważam, że to kwestia osobistych przekonań. Co do alkoholizmu... Dalej uważam, że ogroooomną rolę odgrywa wychowanie, środowisko, w jakim dziecko się obraca i dorasta, a genetyczne predyspozycje mają zdecydowanie drugorzędne znaczenie.
-
też tak myślę. ale to jakoś za proste mi się wydaje...
-
linka, piękne to jajko sama mam ochotę spróbować.
-
linka, ale czy ja coś pisałam o nakazie? raczej o chęci i wewnętrznej potrzebie. ja takową posiadam i tyle. nie każdy musi ją mieć. nie uważam siebie przez to za kogoś lepszego a kobiety chcące mieć swoje dzieci przez in vitro za egoistyczne i postępujące nieetycznie. wypowiedź Pinkii miała dla mnie po prostu pejoratywny wydźwięk.
-
moje słowa o swoim dziecku i własności były reakcją na "cudze bachory". po drugie, linka, to zależy od konkretnego człowieka i jego historii życiowej. Ty może nie widzisz powodów. ja na przykład widzę. zawsze chciałam adoptować, może dlatego, że jedna moja ciocia pracowała w domu dziecka i na wakacje przyjeżdżały do nas dzieciaki (było ich chyba 8mioro), przywoziła je ze sobą, żeby mogły gdzieś wyjechać, czasem wspominam jak pewien chłopiec bardzo prosił a wręcz błagał mojego wujka, żeby został jego tatą, bardzo się do niego przykleił, mnie też te dzieci fajnie traktowały, jak rodzeństwo, jeden chłopczyk mówił: "cicho, bo mała Asia śpi ", ogólnie wzruszające wspomnienia, poza tym będąc mała czułam się i myślałam, że jestem z domu dziecka (nie wiem dlaczego, ale tak właśnie myślałam). no w każdym razie z różnych przyczyn myślałam często o adopcji. nie zabraniam nikomu posiadania własnych dzieci natomiast wypowiedziałam się za siebie, że ja chciałabym dać trochę miłości istotce, która jest sama na świecie i bardzo jej potrzebuje.
-
Pinkii, "swoje dziecko" - to brzmi trochę tak jakby dziecko było naszą własnością... Dużo zależy od wychowania, nie tylko od genów. Ja tam zawsze chciałam przygarnąć jakiegoś maluszka.
-
Haniu, dokładnie. Ja możliwe, że niestety nie będę mogła mieć dzieci po różnych moich przejściach, o czym mnie uprzedzono. Ale, jeśli będę mieć taką możliwość (bo nie wiem jak potoczą się moje losy...) - adoptuję. Naprawdę jest wiele dzieci, które bardzo potrzebują miłości.
-
linka, nie, nie jestem za zabronieniem in vitro. chociaz osobiście jestem przeciw - i nie ze względów religijnych. gdybym miała wybierać pomiędzy in vitro a adopcją, wybrałabym to drugie.
-
No mi też zdecydowanie widać, że zależy, bo też się zaczęłam bać.
-
tu też coś o in vitro: PRAWDA O IN VITRO Zagrożenia dla matek i potomstwaCoraz dokładniej widać zagrożenia dla matek i potomstwa, które przyszło na świat metodą in vitro, płynące z konfliktu natury z biotechnologiami. O tych zagrożeniach mówi się niechętnie i niewiele. Pierwsze dziecko z probówki przyszło na świat w 1978 r. w Wielkiej Brytanii. Wystarczy prześledzić pewne doniesienia ze świata (chociażby na stronach internetowych Human Life International: http://www.hli.org.pl), aby dowiedzieć się, że poczęcie w ten sposób niesie zagrożenie dla zdrowia matki i dziecka. Te fakty są ukrywane. W styczniu 2002 r. ukazała się notatka o barierze naturalnej, która jest jedną z przyczyn utrudniających implantację dziecka poczętego. Profesor Alan Beer z Chicago Medical School stwierdza, że kobiecy system immunologiczny traktuje wprowadzone do macicy embriony jako obcą tkankę. Z grupy badawczej matek, które przeszły 3 nieudane próby poczęcia metodą in vitro, 7 na 10 miało znacznie podwyższony poziom czynnika, który występuje w przypadku chorób autoimmunizacyjnych. O zwiększonym ryzyku wystąpienia wad układu rozrodczego u dzieci poczętych w sztuczny sposób poinformowano w czerwcu 2002 roku. Badania genetyków pracujących pod kierownictwem dr. Kena McElreavey z paryskiego Instytutu Pasteura dowiodły, że około 5 procent mężczyzn z zaburzeniami płodności ma zmutowany chromosom Y w niektórych komórkach, np. plemnikach. Z połączenia tak zmutowanego plemnika z komórką jajową może urodzić się dziecko - chłopiec z niedorozwojem płciowym, dziedzicząc przypadłość po ojcu. U dzieci poczętych in vitro dochodzi także do rozwoju wad układu moczowego, takich jak np. rozwój pęcherza moczowego na zewnątrz organizmu. Naukowcy twierdzą, że prawdopodobieństwo wystąpienia wad układu moczowego jest u nich 7 razy większe niż u pozostałych dzieci. Listopad 2002 r. - kolejne badania medyczne potwierdzają, że dzieci poczęte in vitro cierpią na liczne wady wrodzone. Lekarze z dwóch amerykańskich uczelni - Uniwersytetu Johna Hopkinsa i Waszyngtońskiej Akademii Medycznej w St. Louis - odkryli, że zapłodnienie pozaustrojowe związane jest z występowaniem u dzieci rzadkiej kombinacji wad wrodzonych przejawiających się w niekontrolowanym rozroście różnych tkanek. Naukowcy dokonali analizy danych statystycznych z krajowego rejestru osób chorych na zespół Beckwitha-Wiedemanna (BWS - choroba uwarunkowana genetycznie, prowadzi do rozwoju hipoglikemii oraz guzów nowotworowych). Okazało się, że dzieci poczęte in vitro są sześciokrotnie bardziej narażone na BWS niż poczęte siłami natury. U dzieci dotkniętych syndromem Beckwitha-Wiedemanna dochodzi najczęściej do rozwoju tzw. guza Wilmsa (nerczak zarodkowy), wątrobiaka zarodkowego, nerwiaka niedojrzałego i innych nowotworów. Prawdopodobieństwo wystąpienia zaburzeń jest wprost proporcjonalne do czasu przechowywania embrionów w sztucznym środowisku przed przeniesieniem do organizmu matki. W opinii amerykańskich naukowców z Cornell University, wady genetyczne dzieci poczętych metodą in vitro są wywołane działaniem preparatów wykorzystywanych do stymulacji jajeczkowania oraz preparatów ułatwiających implantację dzieci w organizmie matki. Poważne uszkodzenia mogą być również spowodowane przez substancje tworzące specjalne kultury, w których żyją embriony przed wprowadzeniem do łona matki oraz przechowywanie ich w ciekłym azocie. Metoda in vitro niesie również ryzyko dla zdrowia i życia kobiet. W kwietniu 2003 r. w Krakowie zmarła 29-letnia kobieta, która poddała się technice in vitro. Do śmierci pacjentki doszło podczas pobierania komórek jajowych. Jak ustaliła prokuratura, lekarka anestezjolog po podaniu pacjentce pierwszej dawki leku znieczulającego podała jej kolejną dawkę, nie czekając na skutki pierwszej. Doszło do niewydolności oddechowej, a lekarze zbyt późno zareagowali. Można by powiedzieć: zwykły błąd w sztuce, mógł zdarzyć się przy każdym innym zabiegu. Tak. Ale każda inna ingerencja chirurgiczna jest konieczna ze względu na zdrowie, natomiast in vitro nie jest zabiegiem ratującym zdrowie czy życie. Magdalena Garbacz http://archiwum.naszdziennik.int.pl/informacje/in-vitro2 Basiu, no to chyba dobrze?
-
wróciłam z terapii - totalnie wku*wiona, i jak już to często miało miejsce - obiecuję sobie, że więcej tam nie pójdę
-
linka - to oczywiście Twój wybór. Ja tam czytam, bo nawet w tendencyjnych tekstach często jest dużo prawdy. Jak to się teraz mówi... wiedza ochrania, ignorancja zagraża. -- 01 kwi 2011, 16:04 -- co do in vitro... no przecież to nie od dziś wiadomo, że wcale nie jest takie bezpieczne i nieszkodliwe... Jest sporo nietendencyjnych tekstów na ten temat, tu np. Fragment wykładu prof. dr hab. med. Bogdana Chazana pt. "Medyczne i etyczne aspekty procedury in-vitro": http://www.fronda.pl/news/czytaj/prof_chazan_o_in_vitro Albo: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1347,title,In-vitro-nie-takie-bezpieczne-jak-sadzono,wid,11847620,wiadomosc_prasa.html
-
kilka słów o tabletkach antykoncepcyjnych : http://astral-projection.blog.onet.pl/ZAKAZANE-TEMATY-ODWAZYSZ-SIE,2,ID415041989,n
-
no tak, to jasne, tyle, że nieoficjalnie, to co napisałam (skąd ta decyzja) to miała być trochę ironia. kurcze, przecież nie można sobie tak manipulować normami, przecież promieniowanie nie stało się nagle mniej szkodliwe! więc po co to podwyższanie norm?
-
no i się zeschizowałam jak przeczytałam, że 27 marca Unia Europejska w trybie przyspieszonym nagle bardzo podwyższyła (z 600 do 12500 bekereli na kilogram) górną granicę dopuszczalnego promieniowania w żywności. zastanawia mnie skąd ta nagła decyzja, i dlaczego media milczą, to przecież chyba ważna informacja.
-
Kasiu, no to zdecydowanie nie to samo, co ze swojego ogródka, ale od biedy może też być. polakita, to prawda. Właśnie jakoś do mnie boleśnie dotarło, że ja nie chcę tak teraz wegetować emocjonalnie i czekać na lepszą przyszłość, życie. Ja chcę teraz naprawdę żyć. Bo życie jest krótkie i szkoda je tylko przecierpieć albo zwyczajnie zmarnować ciągle na coś czekając.
-
heh, właśnie planowałam zrobić to samo i zaparzyć sobie melisy.
-
lady_butterfly, spokojnie, nigdy nie mamy wpływu na wszystko, niestety, nie da sięwszystkiego przewidzieć i kontrolować (nad czym oczywiście ubolewam)... co ma być to będzie...
-
Wiem Kasiu... Staram się, tylko że mam wrażenie, że jedynym celem mojego życia stało się wyleczenie się z chorób somatycznych. I dlatego żyję i się dźwigam do góry. A poza tym.. nic już nie ma? A co do tego co napisałaś o terapii, o krysysie - ja mam w tym momencie dokładnie to samo.
-
no nic nie mów, ja się od kilku dni czuję po prostu fatalnie, jak już dawno się nie czułam i oczywiście zaczęłam teraz to kojarzyć z tym promieniowaniem. rany gościa, powinnam się palnąć w swój głupi łeb i tego nie czytać. -- 31 mar 2011, 19:45 -- ja też już wcześniej czytałam i oglądałam filmiki o chemtrails i zaczęło mnie to zastanawiać.
-
Iza, no wiem, wiem... Już nie czytam.
-
Iza, no niby 10 listopada 2010 roku miał być początek III wojny światowej i miał się zacząć od małych zatarczek. Korea Północna wystąpiła chyba w tym dniu przeciwko Południowej. Kurcze, muszę przestać o tym czytać.
-
kurde, nie wierzę, ale też się jakoś wkręciłam i zaczęłam bać! tego co przepowiedziała: 2011 – W wyniku opadu radioaktywnego północna półkula Ziemi będzie niemal pozbawiona fauny i flory. Wrogowie (niektóre tłumaczenia mówią – “wrogowie ze wschodu”) zaczną chemiczną wojnę przeciwko pozostającym przy życiu Europejczykom. 2014 – Większość ludzi (na półkuli północnej) zginie w wyniku raka i innych chorób skóry spowodowanych napromieniowaniem i chemikaliami. po co ja to czytałam!
-
lady_butterfly, ogólnie nie wierzę raczej w przepowiednie, ale przyznam, że czytałam te proroctwa Baby Vangi z zainteresowaniem, tak z czystej ciekawości, co niby czeka ludzkość np. za 2000 czy 3000 lat. Ciekawe rzeczy...
-
Kasiu, no coś Ty! Ciesz się każdą chwilą jak tylko możesz, aż miło się czyta, że lepiej się czujesz... Ja, jak to się mówi, od małego nie lubiłam wiosny, źle się wtedy czułam fizycznie i psychicznie. To najmniej lubiana przeze mnie pora roku. -- 31 mar 2011, 17:48 -- Amelko, no dokładnie... Chociaż w sumie dla mnie to nic nowego, mogłam się tego spodziewać zawsze wiosną mam takie odczucia, są one nasilone. To trochę dziwne, bo większość osób czuje się tak raczej jesienią. Ja za to jesienią jestem w świetnej kondycji psychicznej i to moja ulubiona pora roku.