
Nevada
Użytkownik-
Postów
315 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Nevada
-
No kiwasz z politowaniem tymi emotikonami nade mną, oj kiwasz. sama bym nad sobą kiwała
-
Masz świetne koty w avku :) No, ja akurat w ciągu dnia śpię, więc to raczej coś a la popołudniowe piwko tak pod wieczór dla mnie w sumie...
-
Dzień dobry! Piwo z rana jak śmietana. Piwo lepsze od chleba, bo gryźć nie trzeba %_%
-
@_@ co się dzieje w mojej głowie, to już zaczęło być śmieszne wręcz... Tak, przyszłam się chwalić, nie żalić... popracuję nad odpowiednim postem w odpowiednim dziale.
-
Idę po browar za róg stresiaka mam. Celowo opóźniam wyjście epicko szukając kluczy xD
-
Na peronie minus jeden, łażą dzisiaj same cienie... Saraid, akurat nie moje, mangi hellsing wierszyk :) Ej, mam taaaaki nastrój. Tak bardzo, że aż na nerwicę się znowu zalogowałam. a to już coś, bójcie się
-
nocami nie śpię, w dzień śpię wampirem bladym czuję się solarium nie działa... wciąż zabić nie chce. W nocy rozpacz w dzień płacz jakże smutny żywot naaaaasz
-
Witajcie, jestem z Sosnowca i chętnie kogoś poznam. Kawka, herbatka, piwko. Jestem prawie hikikomori, prawie NEET, walczę o to, żeby nie być agorafobikiem z dobrym wynikiem... (dzisiaj do klatki schodowej wyszłam, to już coś.)
-
rozwalacie mnie tymi kawałami
-
u mnie znowu też powróciły te myśli :/ na dzień przed śmiercią Amy Winehouse - a teraz jak ona nie żyje to już w ogóle mam pewność, że powinnam w tym roku to zrobić. znajomy mi powiedział "ale ty nic nie osiągnęłaś, a ona tak" po prostu mam wrażenie jakby mój czas się kończył i powinnam wreszcie zrobić to, na co nie miałam odwagi od tylu lat. dużo gorszych rzeczy... dla każdego co innego jest gorsze.
-
no a mi tak właśnie emocjonalnie bania eksploduje. na noc polsen i iść spać, a póki co się nocnomarkuję pozdrowienia
-
no właśnie, zgadzam się z kite. właściwie to jak na to patrzę z perspektywy swojego ramienia i blizn z przestrzeni wielu lat człowiek się nauczył że to mu właśnie doraźnie pomaga i jest. a im więcej blizn, tym mniejszy opór przed robieniem kolejnych :/ mi psychoterapia nic nigdy nie dała, a proszki od lekarza to też temat zastępczy.
-
całe ramię od pachy do łokcia w ranach. zastanawiam się, co ja powiem w pracy. że wywaliłam przełażąc przez płot? chyba tak. zobaczę jak oni na to zareagują :) i czy łykną to. pewnie że nie, ale co mam teraz zrobić? co oni mają zrobić? zasłoniłam plastrami i nie widać co to było. i co ja mam powiedzieć? trzyma mnie od wczoraj adrenaline i endorfine rush i czuję się szczęśliwa, łażę uśmiechnięta jak po dobrym seksie. krótko mówiąc całe napięcie ostatnich miesięcy puściło, tyle że na nadchodzące upały będę chodzić w długim rękawie. mnie nie trzeba leczyć, tylko utylizować.
-
no i znowu wykorzystałam fakt, że nikogo nie ma w domu. wzięłam reklamówkę i zawiązałam sobie na głowie. w końcu wymiękłam jak zawsze, taki ze mnie tchórz :/ nie wiem czy czuję się teraz dobrze, czy źle. w każdym razie jeszcze pożyję.
-
wyzwoliły się endorfiny, to i spokój jest :/
-
na nowym mieszkaniu, gdzie nikt nie pali, przy każdym papierosie słyszę - co, już nie możesz wytrzymać? spróbuj się opanować, rzuć to, wiesz ile na to kasy idzie? mówię ci, przestań w tej chwili palić. mentorzy się znaleźli. ostatnio napisałam tu wątek o wciąganiu gazu do czyszczenia komputerów, i reakcje też były nieprzyjemne. ten wątek został wywalony do kosza chyba, a człowiek któremu gaz zrył mózg ma naprawdę problem, nie powinno się pisać porad w stylu - zlać pasem, czy coś. to tak, jak mówienie choremu człowiekowi, że jak się go kijem zleje, to zaraz wstanie. może i wstanie, ale nie poprawia to jego stanu bywa ta wyższość nieuzależnionych nad nałogowcami. i to takie dowartościowywanie się czyjąś krzywdą chyba jest.
-
co do tego, że cięłam się w szkole - napisałam z nudów. bo to fakt. ale fakt faktem miałam też złe relacje z uczniami z klasy, nauczyciele też mnie za bardzo nie lubili. raz na lekcji historii rozcięłam sobie skórę na dłoni po wewnętrznej taką zaostrzoną blaszką, która miała być na ZPT. a ta nauczycielka z historii dała mi pałę na samym początku roku, w pierwsze zajęcia z historii. bo nie przyniosłam żadnych pocztówek z wakacji (mieliśmy przynieść pocztówki z wakacji, pokazać gdzie byliśmy), bo nigdzie nie byłam. pocięłam się w każdym razie później, nie od razu. jaka dumna z siebie byłam, bo najpierw nie chciała mnie puścić do higienistki, a jak zobaczyła jak krwawię to od razu kazała mi iść. opcja wyjścia do higienistki była zawsze świetna. poza tym miałam nadzieję, że przeniosą mnie do innej szkoły, prosiłam o to rodziców, a oni nic. mówili mi, że mam być silna i sobie poradzić. tak, wygląda na to, że wtedy to było wołanie o pomoc. od higienistki dostawałam często zwolnienie do domu i nie musiałam z tymi debilami w klasie siedzieć i z debilnymi nauczycielkami. w domu mówili mi jeszcze, że co mi po tym, że zmienią mi szkołę, jak gdzie indziej będę miała jeszcze gorzej, bo z nikim tak czy siak się nie dogadam i lepiej żebym siedziała w znanym mi piekiełku. sama chodziłam do psychologa nawet, z własnej woli, bo myśli samobójcze w wieku 11 lat to nie jest nic dobrego. szłam do szkoły to nerwica mnie aż z bólu zginała w pół i rzygałam ze stresu przed szkołą (właściwie to relacje z uczniami z klasy miałam tak "zajebiste" że nie mogłam wchodzić do szatni gdy ktoś w niej był, bo mnie wyrzucali, byłam dla nich syfem, czegoś czego nie można się dotknąc. coś jak cwel w kulturze więziennej. podkładanie nogi na schodach, żebym spadła, wyśmiewanie. raz poprosiłam wychowawczynię - i to był błąd - o pomoc, bo okazało się że ta pinda trzyma stronę uczniów i miałam jeszcze bardziej przechlapane) przepraszam za taki wywód, ale chciałam opisać szerzej wątek szkolny, bo to może jakoś lepiej ma się do tematu zrozumienia problemów szkolnych. nuda na lekcji, sami wrogowie - nauczyciele, uczniowie jeden front przeciwko mnie - no to nic tylko się pociąć i iść do higienistki. godzina z głowy. potem zawsze można długo wracać do klasy, albo przesiedzieć tam godzinę, zgłosić się że jest mi słabo (mam niskie ciśnienie, więc o to łatwo było), albo że mam problemy z zatokami i bardzo mnie boli i nie mogę wysiedzieć w szkole. jakbym miała więcej jaj wtedy, to w ogóle olałabym szkołę i wagarowała ile wlezie, nie pokazywała się tam i po nie zdaniu do kolejnej klasy trafiłabym w inne otoczenie, może nawet inna szkoła. ale młoda byłam i się rodziców słuchałam. w ogóle słuszna uwaga - dla osoby z zewnątrz wysiłek fizyczny itp to w przypadku autoagresji zamiatanie problemu pod dywan, ale nie mam pojęcia szczerze mówiąc jak się tego pozbyć na trwałe. w sumie nie tnę się od grudnia jakoś, ale i tak wiem że to przejściowe. wcześniej czy później do tego wrócę. a w trakcie, czy przed - wszelkie moralniaki w stylu - ale będą blizny, w czym ty na plażę pójdziesz itp - stopniowo są wypierane przez myśl - ale jak się potniesz... przecież to jest najlepszy pomysł jaki może być! - i chlast. a w trakcie to się o tym faktycznie w ogóle nie myśli.
-
tak się zastanawiam - gdyby rzucić córkę w wir jakichś zajęć, które dają dużo wysiłku fizycznego. to daje rozładowanie też.
-
może widziała coś takiego w telewizji? zawsze nie można wykluczyć masochizmu, ale tutaj potrzebna jest pomoc specjalisty, który określi faktycznie, co jej jest naprawdę.
-
to jest cudowne! po prostu samo życie
-
piątek trzynastego. dół straszny, opłakiwanie po utraconym związku, mieszkanie na dołującym mieszkaniu, i kupa roboty przede mną jeszcze. i nie wiem w co ręce włożyć. podła hydra prokrastynacji wystawia leniwie swój łeb spod łóżka.
-
Margolka - ja po raz pierwszy pocięłam się w piątej bodajże klasie podstawówki, na lekcji, nudziło mi się. nie wiem co ostrego wtedy miałam, nie pamiętam już. wcześniej w klasach nauczania początkowego wyrywałam sobie oporne mleczaki na lekcji, które już mi się wcześniej ruszały. w siódmej klasie pamiętam jak pocięłam się jakoś i bałam się że rodzice sczają, i ręką z raną tarłam bardzo mocno o chropowaty tynk, żeby zdarło mi te rany. strupy też sobie zawsze namiętnie zdrapywałam, coś na rzeczy może być, już wtedy ból nie stanowił takiego problemu, był kolejnym doświadczeniem, i myślę że powinnaś obserwować uważnie swoją córkę. trzymam kciuki, żeby nie poszła w taką stronę, że ból będzie dla niej rozładowaniem :/
-
no, tyle że ty bardziej nie dzwonisz, niż nie odbierasz. ja umiem się spiąć, wykonać telefon i jest git. u mnie, jak jest pomyłka, to mam wielką ulgę, że to nie było nic strasznego. najgorsze jest to, jak znajomi mi mówią - weź ku#wa odbierz ten telefon bo non stop dzwoni!!!!! a ja albo od razu sprawdzam w ich komórkach, czy to nie jest jakiś znajomy, którego nie mam liście, zastanawianie się, kto to mógł być :/ świrostwo. dzwonię czasem po znajomych i dyktuję im numer nieznany, co co mnie dzwonił, czy wiedzą kto to był - no nie powiem, że pomogło mi to już parę razy uwolnić się od obaw, albo potwierdzić je. ludzie mogliby do nas dzwonić z samymi dobrymi wiadomościami i nie byłoby problemu.
-
w ogóle tak mi się wydaje, że zastępowanie jednego bólu innym niż jest tak naprawdę krokiem naprzód, jakimś obchodzeniem problemu, ale na krótką metę się sprawdza.
-
dla mnie piercing zastępował przez pewien czas autoagresję i uwaga uwaga - wizyty u dentysty. uwielbiam wizyty u dentysty, bo jest adrenalina, ból, krew, wiercenie albo wyrywanie :) chociaż do wyrywania zębów zawsze proszę znieczulenie, bo aż tak to bym się bała, jak się zachować. bardzo dobrze rozładowuje i mi zastępuje na jakiś czas "to". kite - kurcze, może właśnie nieprzyjemna sytuacja, której trzeba stawić czoła da ci ulgę w tym? pomyśl o tym, żeby się wybrać do stomatologa? o ile tego nie lubisz. tyle, że ja z czasem to polubiłam ale to zdrowa cecha. wiem, że to jest dziwna porada, ale taka rzecz mi pomagała i kto wie czy tobie pomoże. no i faktycznie, wyjście na miasto - to samochody, pociągi, światła. tak też skąd ja to znam.