
yans
Użytkownik-
Postów
454 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez yans
-
Idźmy dalej tym krokiem - wiara w efekt cieplarniany jest również zaburzeniem - ponieważ nie istnieją żadne dowody że jest on faktem (żeby nie było, mówię to jako zdecydowany przeciwnik pseudo-naukowych dyrdymałów głoszących owe zjawisko, nie ich zwolennik). Również wiara naukowców z wielkiego zderzacza hadronów jest zaburzeniem, ponieważ nie istnieją żadne dowody na to że cokolwiek nowego oni tam wynajdą. A co z wiarą młodzieży, która wierzy w prawa fizyki wykładane w szkole których brak czasu i zapleczca szkolnego nie pozwala udowdnić na lekcji i trzeba "uwierzyć" nauczycielowi? Wiara jest objawem zdrowym - człowiek konstruuje światopogląd i własną osobowość nie tylko na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji, ale również na podstawie wiary w słowa innych ludzi. Słowo pisane jak i mówione. Słowo Izaaka Newtona i św. Piotra. Nauczyciela i księdza. Sam fakt dawania wiary czemukolwiek jest naturalnym i zdrowym procesem. Zaburzenie to nie jest efekt wiary, ale właśnie uparte zaprzeczanie faktom i dowodom. Przekonanie, wiara w rychłą śmierć, poważną chorobę, bezsensowność i marność własnego życia, to właśnie stawianie pod znakiem zapytania dowodów, faktów na to, że jesteśmy zdrowi, bezpieczni, wartościowi. Wiara w Boga, UFO itp stałaby się dopiero wówczas zaburzeniem, gdyby ISTNIAŁY dowody na ich NIEISTNIENIE.
-
Czy wiara w UFO jest zaburzeniem? Wydaje mi się że tak, ponieważ nie ma żadnych dowodów jego istnienia...
-
tak, ale - wiem, to śmieszne - najbardziej mi smakują obrane ze skórki, pokrojone na ćwiartki z wykrojonym ogryzkiem A że z natury jestem leniwy - więc jadam mało jabłek użądlił Cię kiedyś szerszeń?
-
Problem z natrętną kobieta
yans odpowiedział(a) na Natalka91 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Czy zamieszany tego nie wiemy, ale jego bierność jest "wątpliwa moralnie". -
Problem z natrętną kobieta
yans odpowiedział(a) na Natalka91 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Macie rację dziewczyny, po prostu czasem mam wrażenie że w takich sytuacjach człowiek jest lekko bezradny i nie może liczyć na większą pomoc ze strony policji (tak jak napisałaś Magdo - że dopóki Ci ktoś czegoś nie zrobił, to nie kiwali palcem). Poza tym broń Boże nie chodziło mi o krzywdzenie wariatki, jeno nastraszenie. Takie oko za oko, ząb za ząb - wszak ta babka psycholka też straszy biedną dziewczynę. Tak, macie rację, rezlutat może być odwrotny... Może po prostu ignorować, zerwać z chłopakiem, zmienić numer, dać go (na jakiś czas) jedynie zaufanym osobom... -
Problem z natrętną kobieta
yans odpowiedział(a) na Natalka91 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nie masz jakiegoś wysokiego, bardzo szerokiego w barach, ogolonego na łyso kolegi? Albo kilku? Zdybałby ją na klatce schodowej albo przed domem, szepnął parę groźnych słówek, skinął porozumiewawczo głową na grupkę kolegów stojącą nieopodal i się babiszon spietra konkretnie... -
Linko - do pożaru mieszkania na poddaszu przyjechał słownie "jeden" wóz strażacki - do gniazda os - dwa! Nie dostrzegasz kuriozum sytuacji?
-
Ok, przed chwilą rozśmieszyli mnie strażacy. Zbieram się powolutku do pracy przed komputerem a tu słyszę za oknem straż na sygnale, wyglądam a pod moją kamienicą stoi wóz strażacki. "Kurczę - myślę - ostatnim razem stał w tym miejscu wóz gdy zgłosiłem z sąsidką pożar u sąsiada! Pali się aaaaaa!" Ale wyglądam na ulicę a nieopodal drugi wóz, przed bramą obok. No to myślę "pali się u nas czy u nich?". Dzwonię do sąsiada - ten, śpioch, nie wie o co biega, bo spał. W końcu oddzwania parę minut później - strażacy przyjechali (dwoma wozami!) bo w ich bramie było... gniazdo os! Cóż za wspaniała akcja ratunkowa, trzeba było zaangażować jeszcze jakiś śmigłowiec ratowniczy i policję. A potem będą w wywiadach w lokalnej prasie narzekać że nie mają kasy a każdy wyjazd samochodu do wezwania to przecież ogromny wydatek
-
Pytanie laika który waszych problemów nie doświadcza - a gdyby tak "zdecydować się" na tylko jedną z "ról" i trwać w niej? Dałoby się tak? Taki "substytut" prawdziwej osobowości...?
-
Dobra, przekonałeś mnie - oddam tylko spermę i powierzę wychowanie jakimś lesbijkom. W końcu chcę najlepiej dla swoich dzieci.
-
ale jaja, nie wchodziłem do tego tematu a odpowiedź pojawiła się tutaj
-
Może obok tematu powitania założymy temat pożegnania, gdzie znikający na jakiś czas lub na zawsze forumowicze będą mogli napisać parę słów na dowidzenia?
-
tak strzelam, że przyczyna leżeć może w położeniu samych obrazków - jak uploadujesz zdjęcia na serwer forum, to te są widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników, jeśli w poście wstawiasz zdjęcie pochodzące z innego url (za pomocą tagów ) to są one widoczne zawsze i wszędzie.
-
heh, a nie można na priv takich pytań śmiertelniczcko? Wiolu masz rację, ja myślę podobnie o sytuacji czut i dlatego doradzam jej w pierwszej kolejności naprawę (albo raczej zbudowanie) lepszych relacji z córką.
-
Uderz w stół a nożyce się odezwą. Czy ja w którymś miejscu zaznaczam szczególnie, że oto Ty Natascho posiadasz sprzeczne poglądy i pora je zrewidować? W pierwszym poście - całkiem marginalnie, nadmieniłem jedynie że po obrońcach postawy "czy coś jest dobre czy nie decydują okoliczności" spodziewałem się obrony czut i jej - moim zdaniem nieładnego czynu "szpiegowania" córki. Brak tej obrony był dla mnie zaskoczeniem, gdyż niemal wszyscy (poza Wiolą chyba) okrzyknęli jej czyn za niegodny, nie bacząc na okoliczności (lęk o córkę itp). Chodziło mi jedynie o spostrzeżenie pewnego faktu - że ludzie często - względem siebie przyjmują inną postawę niż ta, którą egzekwują od innych. I że jest to w moim mniemaniu efekt relatywizowania wszystkiego, postawy dziś bardzo modnej wśród młodych ludzi, a która często właśnie sprowadza ich na manowce, bo nie posiadają pewnego kręgosłupa (nie tyle morlanego ale ogólnie jakiejś trwałej podstawy wokół której można zbudować własny, silny charakter, osobowość). To jest spostrzeżenie zupełnie nie związane z samym tematem i rozwinąłem myśl jedynie pod wpływem zastrzeżeń Wioli, by lepiej zrozumiała o co mi chodziło. Czy teraz jest jasne, co miałem na myśli i że ani nie zabiega o kontynuowanie offtopu, ani nie odnoszę się do konkretnych osób i ich wypowiedzi, m.in. Twoich?
-
No też mi rozumowanie Natascha, a gdzie ja komuś bronię swobody wypowiedzi? Krytykuję tylko czyjąś postawę, poglądy, moim zdaniem wewnętrznie sprzeczne. Co w tym złego? Nie mam dzieci ale właśnie staram się spojrzeć na sprawę z obu stron - racji rodzica i praw, wolności młodej dziewczyny. Tylko do tego namawiam osoby, widzące cały problem jako konflikt matka <-> córka, w którym należy się kategorycznie opowiedzieć za jedną ze stron. Linka - przecież napisałem wyraźnie - że jest bardzo możliwe iż moje poglądy zweryfikuje własne doświdaczenie w przyszłości. Czegóż więcej oczekujesz? Że nie będę miał do czasu spłodzenia 1-szego dziecka żadnego zdania i wiedzy, na temat wychowania? Jako 30letni facet marzę o założeniu rodziny i posiadaniu dzieci, uwielbiam zajmować się swoim siostrzeńcem, obserwuję go, prowadzę masę rozmów z siostrą na temat wychowania, słucham jej spostrzeżeń, mam też drugą siostrę, pedagoga, z którą przegadałem na temat dzieci i ich wychowania wiele godzin. Żywo się tym interesuję i mam już dziś pewną wizję, plan, sposób, w jaki chciałbym w przyszłości podejść do funkcji ojca. To coś złego? Nie wiem jak zapatrujesz się na wychowanie przez pryzmat własnych przeżyć i zdobytej wiedzy, ale ja znam masę przypadków wychowanych porządnie przez rodziców, zaradnych, inteligentnych ludzi, którzy nigdy nie wpadli w życiu w nerwice, depresje, nałogi, którzy osiagnęli sukces, sami założyli szczęśliwe rodziny, nie chodzą do terapeuty szukać problemów w dzieciństwie i że jest to właśnie zasługa ich rodziców i odpowiedniego wychowania. Miałbym z góry zakładać, że bez względu na to ile włożę w to wysiłku, mnie się na pewno nie uda? Ponadto uważam podobnie jak Natascha że są inne metody wyczucia, że się coś złego dzieje z dzieckiem. Rodzic, który od narodzin zawsze spędzał z dzieckiem mnóstwo czasu, uczył je, bawił się z nim, przytulał, pieścił posiada więź i zna swoje dziecko doskonale - rodzic który obserwuje dziecko, jego słowa, zmiany zachowania, nastroju, werszcie rodzic w którego domu się non stop rozmawia, spędza razem czas, wzajemnie akceptuje, ufa - taki rodzic nie musi szperać w plecaku czy czytać logów z komunikatora by rozpoznać, że nastolatek wpadł w złe towarzystwo czy ćpa (moim zdaniem - taki rodzic nie ma dziecka z takimi problemami, ale z tym się pewnie większość nie zgodzi)
-
No właśnie się tu nie zgodzę, bo przeglądanie rzeczy dziecka dla mnie byłoby niedopuszczalne również w przypadku dużo poważniejszych sytuacji niż podejrzenia dotyczące orientacji seksualnej. Oczywiście, jako przyszły rodzic będę poświęcał wychowaniu dziecka mnóstwo czasu i chcę to czynić świadomie - zatem celem moim w pierwszej kolejności będzie takie wychowanie, które nie doprowadzi do takich ekstremalnych sytuacji a nie doporowadzenie do nich a potem usilne trzymanie się zasady, że nie szperam w jego rzeczach. Nie przeczę że własne doświadczenia być może zweryfikują kiedyś moje poglądy, jednak dopóki się to nie stanie, trzymam się tego, co uważam za słuszne. Ma to chyba jakiś sens, prawda? Wiolu - tak, nie uszły mojej uwadze Twoje wypowiedzi że rozumiesz pokusę "kontrolowania" i "szpiegowania" córki przez czut (sam piszę że to rozumiem), piłem raczej do młodszych, nastoletnich forumowiczów, z racji wieku utożsamiających się przede wszystkim z jej córką i nie potrafiących spojrzeć oczami matki na całe zagadnienie. I było to nieco offtopowe, ale po prostu często dostrzegam tę relatywność postaw i wypowiedzi u młodych ludzi, którzy widzą w tym na dodatek swój atut, nie zaś wadę. Ja po prostu staram się rozumować logicznie i dziwi mnie jak można nie dostrzegać sprzeczności we własnych poglądach. Skoro względem siebie wyznaję zasadę, że zależnie od okoliczności jakiś czyn może być słuszny albo niegodny (a nie że takim jest bezwzględnie) to jak wyglądam, gdy kategorycznie potępiam taką postawę u kogoś innego (kto uznał, że w tym wypadku może sobie podejrzeć w korespondencję)?
-
Ciekawy temat, trudny problem - czytam z zainteresowaniem, z niektórymi wypowiedziami zgadzając się, innymi zaś jestem zszokowany (szczególnie tymi obraźliwymi względem autorki tematu). Parę rzeczy wprawiło mnie w podziw (np. że się wypowiedział najlepszy student na n-tym roku socjologii!) parę zburzyło moją seksualną świadomość (kurde, 30lat na karku, żadnego faceta jeszcze nie bzyknąłem, a się za hetero uważałem do tej pory - cóż za błąd!). Dorzucę swoje 3 grosze, jak to lubię od czasu do czasu, choć człowiek ze mnie wąskich horyzontów i skostniałego rozumu: - swego czasu broniłem na forum postawy, że człowiek powinien mieć jakieś zasady i w nich trwać, nie robiąc wyjątków. Znalazłem znacznie więcej przeciwników niż zwolenników takiego poglądu. Jedną z takich zasad jest dla mnie reguła, że się cudzej korespondencji po prostu nie czyta - nawet jak się ona pcha na oczy, to się wzrok odwraca - i tyle. Tutaj nagle czytam, że autorkę tematu trza potępić za złamanie owej reguły i nie widzę nikogo, kto by w jej obronie stawał, że się czasem reguły powinno łamać, jak tego wymaga okazja czy sytuacja. Jak zwykle - kąt widzenia zależy od punktu siedzenia i ludziska raz mówią A, innym razem B, zależnie co akurat wygodniej. - przede wszystkim współczuję Ci czut w całej tej sytuacji i to na wielu płaszczyznach - nie mam własnych dzieci (a szkoda) ale zdaję sobie sprawę jakim ogromnym wysiłkiem i pracą jest wychowywanie dziecka. Szczególnie, gdy robi się to w pojedynkę. Jest dla mnie zawsze godnym podziwu, gdy ktoś jest w stanie pracować, opiekować sie dzieckiem, prowadzić dom. Daleki byłbym od wytykania palcami błędów komuś, kto podjął się w życiu wyzwań, przed którymi inni uciekają z popłochem (vide szanowny pan tatuś). Rozumiem też w pełni zmartwienie, jakim jest dla rodzica odkrycie faktu, że dziecko jest, lub może być homoseksualistą. Nie chodzi mi tu o paniczny lęk przed "innością" dziecka i chęć wypędzenia diabła który je opętał - ale przecież nic takiego z Twojej strony nie widać. Natomiast masz absolutną rację że jako matka marzysz o szczęści własnego dziecka - i upatrujesz go tam, gdzie sama je dostrzegłaś - w rodzinie, w miłości, w macierzyństwie (nawet jeśli nie udało się Tobie uzyskać tego w pełni). Homoseksualizm - stety czy nie stety - z winy społeczeństwa czy z samej natury - z tymi rzeczami zwykle nie idzie w parze. O ile nie twierdzę kategorycznie, że homoseksualizm skazuje człowieka na smutne, nic nie warte życie - to po prostu w pełni rozumiem obawy rodziców w takich sytacjach. A piszę o tym, bo współczuję Ci również tego, że szukając porad i wskazówek w obliczu takich dylematów spotykasz się z opiniami, żeś fatalną matką i żałosną osobą. Zawsze najłatwiej kogoś krytykować, najtrudniej zrozumieć. - sądzę że rodzic, wychowując dziecko bierze za nie odpowiedzialność i zbytnie pobłażanie lub puszczanie młodego człowieka "wolno" to nie jest najlepsza metoda wychowawcza. Ilekroć słyszę, czy czytam jak to rodzice powinni słuchać się swoich dzieci przypomina się mistrzyni owej metody, pewna Niemka z Monachium. Policja zatrzymała ją, gdy wczesną wiosną jechała o poranku, po lekkim przymrozku, na rowerze z 2-3 letnia córeczką - dziecko jechało bez koszulki. Stróżom prawa tłumaczyła - na trzeźwo i z przekonaniem - że córeczka, gdy ją chciała ubrać, płakała i nie chciała zakładać sweterka - a ona jako matka szanuje decyzje swojej córki i nie będzie ograniczać jej wolności. Tak, jest to przypadek skrajny - ale doskonale pokazuje do czego prowadzi popadanie z jednej skrajności w drugą. Myślę że Twoja córka sprawia kłopoty wywchowawcze, że jest trudną nastolatką ale raczej bym winił ojca którego nie było, a nie matkę, która była zawsze i na tyle na ile potrafiła - starała sie robić dobrze (myli się tylko ten, co nic nie robi). Nie zgadzam się z teoriami, że skoro i tak każdy pije i pali, to można młodemu człowiekowi pozwolić, ba zachęcać. Właśnie o to chodzi - że rodzic ma zabraniać i odradzać, a młody człowiek ma się buntować i ponosić konsekwencje buntu. Wtedy tylko kształtuje mu się zdrowy pogląd na te sprawy - uczy się samodzielności (bo sam decyduje że zrobi na przekór) ale i odpowiedzialności za czyn (bo ponosi kosekwencje) - wilk syty i owca cała, bo i próbuje wszystkiego i w dyńkę zapada mu że nie warto przeginać, a jak mówi przysłowie - "czym skorupka za młodu nasiąknie..." więc to paplanie "starych" nad głową ma swój ukryty sens. Zatem chęć kierowania dzieckiem, kształtowania jego charakteru, osobowości i w jakimś stopniu jego losów (przynajmniej unikania złego losu) to postawa słuszna i naturalna dla każdego rodzica - nie rozumiem, czemu spotykasz się z takim napiętnowaniem przez niektórych. - co bym uczynił na Twoim miejscu. Hmm... Mogę napisać co bym zrobił, co nie oznacza, że mam pewność że przyniosłoby to pozytywne rezultaty. Przede wszystkim spróbowałbym poprawić relacje z córką. Czyli sprawę jej seksualności odstawiłbym na boczny tor, zawalczyłbym o lepszy kontakt z nią. Rozmawiałbym dużo o ojcu, nie tyle narzucając jej swoje spojrzenie, ale zadając pytania, których ona sama sobie może nie zadaje. Co o nim myśli? Jak ocenia jego dotychczasową postawę? Czy nie ma obaw co do ewentualnego zamieszkania z nim? Jeśli czegoś się boi, to czego? I dlaczego właśnie tego? Być może, zanim dojdzie do tych rozmów, najpierw trzeba by zacząć od tej nieszczęsnej pogody i filmów. I powoli docierać w rejony, w które wasze rozmowy do tej pory nie prowadziły. Innym moim celem byłaby chęć przyznania się do tego, że przeczytałem jej korespondencję/pamiętnik. Po prostu czułbym, że musi się dowiedzieć, że to zrobiłem. Prędzej czy później. Uważam (znowu te moje proste zasady), że gdy się robi komuś coś złego - trzeba się przyznać i przeprosić. Tego mnie nauczyła mama - że tak się traktuje wszystkich - również swoje dzieci. Nie mógłbym więc takiego faktu zataić na wieki. W dłuższej perspektywie - myślę że wzbudziłbym tym zaufanie dziecka, bo właśnie przyznałem się do błędu, przeprosiłem i obiecałem nigdy więcej nie naruszać jej prywatności. Kiedy zaś już udałoby mi się nawiązać z córką porozumienie, wzajemną akceptację odmienności (wynikającej z różnicy pokoleń itp) ale i wypracował zrozumienie co do mojej roli względem niej jako rodzica - przeszedłbym z wolna do spraw seksualności. I tu newraligicznym punktem stałoby się dla mnie by to właśnie ona, córka - w ów świat, w ową "odmienność" mnie wprowadziła. Nie na zasadzie pytań, roszczeń, domagania się deklaracji od niej. Nie wkraczając w jej własne potrzeby i orientację, przyznałbym się do swoich własnych poglądów na te sprawy i spytałbym co myśli o mnie, co myśli o moich poglądach na homoseksualizm. Niech wskaże mi sama inne rozwiązania, jej własne poglądy. Gdy będzie czuć, że nie jest z góry potępiana czy odpychana za inne zdanie, że liczę się z jej zdaniem, gdy poczuje, że oto "stary" chce trochę zrozumieć młodych i jest otwarty na argumenty, dyskusję - zaangażuje się, bo młodzież lubi przekonywać, gdy widzi szansę. Niech z pasją do mnie mówi o tym, jak akceptować, jak tolerować, niech razem kombinuje i główkuje, co mają robić ludzie, gdy rodzina, społeczeństwo nie akceptuje np. homoseksualizmu. Niech doradza "ciasnemu" umysłowi . W odpowiednich warunkach każdy człowiek z iskrą w oku i zapałem przekonuje, gdy czuje że ma rację. Ogólnie chodziłoby mi o takie odwrócenie sprawy - miast ciągnąć siłą narażając siebie na utratę kontaktu, zaraziłbym dziecko potrzebą wyrażenia swojego zdania i wpływania na moją opinię. A Gdybym był lekko homofobicznym rodzicem, któż mnie lepiej uwolni z obaw i przekona do zmiany zdania, korekty poglądów - jak nie własne dziecko, które kocham? Nie psycholog czy forumowicze przecież. I dopiero w toku tych rozmów, być może sam bym się zorientował albo - niechcący nawet - wygadałaby się córka jak jest w jej przypadku. Może by się okazało, że szuka, że nie wie. Może odwrotnie - że ma już pewność, że jest lesbijką. Ale to już byłałby zupełnie inna, jaśniejsza, zdrowsza sytuacja, niż ta, w jakiej jesteś teraz. Ojej, znowu się rozgadałem. I pewnie plotę 3 po 3. Więc już znikam - pozdrawiam Cię czut, mam nadzieję że znajdziesz najlepsze rozwiązanie i że tak jak z innych dotychczasowych kłopotów (rozwód, ucieczka z domu itp) tak i teraz wyjdziesz pomyślnie, z korzyścią dla siebie i dla córki. 3mam kciuki.
-
Zależy. Mam dwa "tryby" czytania - fast mode - kiedy lecę wzrokiem szybko po akapitach, wyłapuję co ważne, istotne i zapamiętuję. Ciach, ciach, łapiac linijkę 1-2 spojrzeniami. Przydatne głównie w nauce, czytaniu prasy, książkach nudnych, które chcę doczytać do końca jak najszybciej. I tryb slow mode - kiedy tak jak napisałeś - oczy przesuwają się po literkach a w głowie oglądam film na podstawie książki reżyserowany przez własną wyobraźnię. Wiadomo, full 3d, ze świetną scenografią i dobrą grą aktorów Marzy mi się połączyć oba tryby w super-hiper-turbo-HD mode w którym połączyłbym zalety oby metod. Niestety - póki co bez lepszych rezultatów. Lubisz patrzeć w gwiazdy? Uzasadnij dlaczego lubisz lub nie :]
-
Mnie czasem myli, gdy ludzie zmieniają często avatary. Zwykle bowiem natychmiast rozpoznaję po awatarze czyja jest dana wypowiedź - jak ktoś nagle zmienia obrazek to myślę że to ktoś nowy. Po jakimś czasie się przyzwyczajam a tu znów zmiana
-
Przypomniałaś mi, że ja też miałem taki objaw, gdy miałem nerwicę lękową. Albo musiałem usiąść, albo stawiałem szerzej kroki, pełen obaw czy dojdę gdzie chcę. Bardzo uciążliwe odczucie, muszę przyznać.
-
Pamiętam wiele takich "systemów" - choćby poczciwego Pegasusa, czyli podróbkę NESa, pamiętam stare 8-bitowe komputery podłączane do tv, bo mało kogo było stać na monitor. Pamiętam jak pisałem na nie programy w BASICu A może Tobie chodzi o takie małe duperele, co miały jedną dwie gry i się je włączało na tiviku i grało? To był dopiero klimat (ale czegoś takiego nie miałem)... hehe oldskulowe czasy... Czy lubisz dziś wracać do starych gier, czy cały czas grasz w same nowości?
-
Całe mnóstwo, wskazanie jednej graniczy z niemożliwością... może 1-szy KOTOR? Stary Quake? McGee's Alice? Fallout 3? Starcraft? jesteś nocny marek czy ranny ptaszek?
-
Tak - nawet bardzo. Mógłbym dorabiać jako niania, ale kto by zatrudnił mężczyznę na takim stanowisku Masz/miałaś/eś dobry kontakt z dziadkami, czy dzieli/ła was przepaść i brak porozumienia?
-
Też tak myślę - nerwicę czy depresję pogłębia nie tyle "akt masturbacji" (jak to brzmi!) ale nastawienie do samego czynu, towarzyszące mu poczucie winy czy wewnętrzne zakazy obniżające samoocenę (miesiąc bez albo jestem ofiarą losu!). No i nie bardzo mnie przekonuje to całe obciążenie/eksploatowanie układu nerwowego przez wzwód o którym piszesz wysoczanin - dodaję od razu że nie jestem neurologiem itp - ale kurcze wzwód to się ma kilka razy na dzień (szczególnie w młodym wieku) czy się "zjeżdża regularnie na ręcznym", czy nie