
yans
Użytkownik-
Postów
454 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez yans
-
Ludzie nerwica to choroba ale da sie z niej wyjść !!!
yans odpowiedział(a) na AronFtv temat w Kroki do wolności
Gdybym miał w jednym zdaniu zawrzeć co sprawiło, że nerwica lękowa w moim życiu to przeszłość i że już nie wróci - odrzekłbym bez dłuższego namysłu - "wewnętrzna przemiana, zmiana charakteru, sposobów myślenia, spojrzenia na własną osobę oraz sporo (choć wcale nie tak dużo) zmian zewnętrznych, w samym życiu które z tego wyniknęły". Podejrzewam, że to samo powie jakieś 90% jak nie więcej osób które podobnie jak ja uporały się z nerwicą lękową. Wiolu, rozumiem oburzenie względem osób których receptą jest "wziąść się w garść" gdyż doskonale pamiętam jak w okresie gdy tkwiłem w głębokiej nerwicy lękowej takie wypowiedzi doprowadzały mnie do furii na zmianę z depresją wywołaną faktem, że nikt nie rozumie co mi naprawdę jest. Jednakowoż - mając w pamieci wszystkie przykre objawy i sytuacje które opisują "lękowcy" a które sam po stokroć przerabiałem - nie mogę się nie dziwić nad losem ludzi, którzy w tym stanie tkwią latami i albo brak im determinacji albo ochoty by robić coś z tym więcej niż tylko wciągać leki i czekać na cud. Być może uznasz moje porównanie za nietrafione, ale taka postawa przypomina mi trochę postwę niektórych kobiet bitych przez mężów. Chodzi mi o schemat - dość powszechny - w którym kobieta owszem cierpi w takim związku z mężczyzną (noż trudno nie cierpieć) ale jednocześnie twierdzi że go kocha, że mąż tę miłość odwzajemnia i wytrwale wierzy w jego kolejne obietnice poprawy. W takich sytuacjach zwykło się mawiać, że na swój sposób ów fakt że facet ją regularnie leje ona akceptuje. Co prawda wiemy wszyscy, że działa tu pewien mechanizm psychologiczny i że kobieta swej postawy tak naprawdę nie wybiera świadomie i zdroworozsądkowo. Ale podobnie jest - moim zdaniem - z takimi osobami które nie wychodzą długo z nerwicy. U nich też działa pewien schemat myślowy, wpadają w taką pułapkę, która z zewnątrz wygląda jakby faktycznie akceptowali, pogodzili się z tym, co im się przytrafiło. Idąc dalej tym tokiem rozumowania (który - być może jest w jakimś stopniu błędny - są to przemyślenia moje własne, grafika komputerowego nie psychiatry ) tak jak kobietom brakuje odwagi by zerwać z dotychczasowym życiem, uniezależnić się od damskiego boksera i tym samym uwolnić się raz na zawsze od siniaków na całym ciele, tak nerwicowcom czasem pewnie brakuje odwagi, by stawić czoła przyczynom nerwicy, odwalić tę całą robotę nad swoim własnym ja, żeby stać się kimś innym - kimś, kto już nie musi się więcej lękać. I o ile ta "droga ku wolności" wydaje się kolejną błędną scieżką prowadzącą do nikąd gdy się w nerwicy tkwi po uszy, to jako osoba wyleczona - mówię dziś, że okazała się jedynym wyjściem, które dało pozytywny rezultat. W związku z powyższym, daleki jestem od wytykania palcami tych osób, które gorzej niż ja radzą sobie z nerwicą - zakładam bowiem, że być może oni mają więcej do zmiany i ich droga byłaby znacznie trudniejsza od mojej. Może - na ich miejscu - też nie miałbym odwagi by ją całą pokonać. Nie lubię jednak gdy niektóre osoby próbują podzielić nas nerwicowców (byłych i aktualnych) na dwie grupy - lekką nerwicę którą można wyleczyć i ciężką, którą się ma na całe życie. Neriwca to nerwica, Ci co z niej wyszli przechodzili to samo piekło co inni, a jestem nawet gotów zaryzykować stwierdzenie, że czasem nawet może większe - dlatego dostali większej determinacji do zmiany swojego stanu. Dwa lata męczyłem się tak samo jak niektórzy 10 - więc jeśli się uporałem, to zasługuję na jakiś kredyt zaufania i myślę, że Ci z "większym stażem" powinni posłuchać moich rad, nie zaś machać ręką - "co on tam wie, pewnie nie miał nerwicy skoro uporał się tak szybko." -
Kurczę no myślałem że się nie wyda. Pisałem już list do Benedykta żeby go jeszcze przed śmiercią na świętego wzięli, ale papa milczy. Ołtarzyka nie mam, jeno na ogródku mu małą kapliczkę wybudowałem, ludzie przychodzą, zostawiają popdarki, modlą się, dziękują za łaskę antysocjalnego oświecenia, że im bielmo z oczu zdejmuje. W tym Waktykanie to mówią że święci cudów dokonywać potrafią, więc po cichu liczę że wygra wybory
-
to pewnie przez upały przegrzewają się serwery
-
mam wątpliwości, czy chodzić do psychologa
yans odpowiedział(a) na samiec alpha temat w Depresja i CHAD
Terapia może jedynie pomóc odnaleźć to samemu. NIkt Ci tego nie da niestety. -
Ja tam w dziennikarskie manipulacje wierzę, bo uważam że po telewizji, szczególnie publicznej, biega cała masa agentów :] Od czasów komuny nic się nie zmieniło i nadal tv jest narzędziem propagandy nie zaś rzetelnym źródłem informacji.
-
Twoje wnioski sprowadzają nas zaś do zagadnień poruszanych na początku tego tematu - że skoro dwóch silnych kandydatów pewnikiem pójdzie w szranki w drugiej turze wyborów, mamy szansę w pierwszej przynajmniej pokazać sympatię dla innych kandydatów i/lub dać świadectwo dezaprobaty względem "wielkiej dwójki". Głos na "mniejsze zło" możemy zachować na 2gie podejście a w pierwszym skupić się na wyborze, który jest najbardziej zgodny z naszymi poglądami/potrzebami. Do czego gorąco namawiam sceptyków, którzy oddali by głos, ale po co, skoro w tv mówią że i tak wygra Komor/Jarek.
-
Podobna pozycja, z podparciem na własnych kolanach a nie stole - zwana pozycją woźnicy - jest polecana jako pozycja odprężająca, relaksująca. Może stąd ulga?
-
Ja zawsze najlepiej czuję się gdy jest gorąco, upały znoszę łagodnie i bez problemów. Taka pogoda jak teraz za oknem to dla mnie bomba! I dodam, że podobnie jak scrat - w czasach nerwicy lękowej najgorszym okresem była dla mnie jesień/zima. Końcem lata zwykle zaczynały się silne lęki że nadchodzi zima i pamiętam taki rok, kiedy z kalendarza wykreślałem kolejne dni do wiosny jak więzień skreśla kolejne dni odsiadki. Przypuszczam, że dużo zależy od tego w jakim momencie pojawiły się objawy nerwicy - u mnie zaczęło się jesienią w nocy - więc najbardziej bałem się coraz dłuższych wieczorów związanych z nadjeściem zimy - bo to oznaczało więcej lęków. Zastanawia mnie tylko na ile ta tendencja do złego znoszenia upałów u drogich forumowiczy bierze się z nerwicy, na ile zaś z samego faktu że Wasze organizmy po prostu źle znoszą takie warunki? Ja non stop słyszę od paru dni karetki śmigające po całym mieście, bo większość ludzi źle znosi upały - nadwaga, nadciśnienie itp. (czyli powszechne przypadłości) sprzyjają omdleniom w trakcie fali gorąca.
-
No, człowiek pozostaje niewinny do czasu udowodnienia winy. Takie oskarżenie nie ma sensu...
-
Zrobiłem sobie test i wyszło mi 8 punktów. Pamiętam że ze dwa lata temu też go robiłem - i miałem ponad 20 Myślę że ten test lepiej sprawdza (już ktoś chyba pisał o tym) postępy w toku terapii a nie sam poziom naszej depresji. Pondato moim zdaniem pytania powinny być pomieszane - w tej chwili odpowiedzi są zawsze ułożone od najlepszej (najmniej punktowanej) do największej, co może skłaniać do lekkiego "oszustwa" żeby lepiej wyjść (albo odwrotnie). Myślę też że dużo zależy od momentu, sytuacji w jakiej wypełniamy test. Nawet całkiem zdrowy człowiek, mając zły dzień wylądowałby w przedziale powyżej 20-tki. Można nawet założyć, że wyniki są zawsze zawyżone, gdyż - tak myślę - więszkość ludzi ma raczej tendencję do zaniżania ocen swojej osoby i nastroju.
-
Z ludźmi Twojego pokroju chyba nigdy nie dojdzie się do porozumienia i pozostaje mi tylko współczuć osobom, które muszą się z Tobą męczyć w osobistych kontaktach. Nie będę chodziło koło Ciebie na paluszkach tylko dlatego ze kiedyś jakiś facet wyrządził Ci dużą krzywdę i teraz piśnie człowiek słówko to dostajesz białej gorączki. Gdybyś po moim pierwszym wpisie napisała spokojnie i wytłumaczyła jasno dlaczego moja wypowiedź Cię uraziła, dotknęła - wszystko potoczyłoby się inaczej (nadal nie rozumiem czemu - podejrzewam że źle zinterpretowałaś moje intencje - ale z chaotycznej odpowiedzi nie mogę wywnioskować jak). Przprosiłem już raz i nie będę się powtarzał - zapędziłem się, źle oceniłem sytuację, nie pomyślałem rozsądnie - strzeliłem gafę i jest mi głupio. Ale moja nietaktowna ironia nie była wymierzona w ofiary gwałtu ani nie miała na celu ztrywializować problemu. Niefortunność wypowiedzi Magdy polegała na tym, że jej pocieszanie siebie mogło być jednocześnie przykre dla innych dziewcząt (Twoje słowa). Myślałem - przyznaję wyjatkowo idiotycznie i naiwnie - że sugestia o odwrotnej sytuacji (w której ktoś pociesza się że nie spotkało go to co Magdę) uwydatni samą absurdalność podnoszenia się na duchu tym kto to był i w jakiej sytuacji wyrządził krzywdę. Chciałem w ten - prawdopodobnie mocno nietrafiony i niepasujący do sytuacji sposób - pokazać że tak naprawdę nie ma się co wypowiedzą Magdy przejmować (jeśli ktoś jej słowa odebrał tak jak Ty). Przyznaję Lince rację że takie wtrącenie - nawet jeśli nie miałem złych intencji - było zbędnę. Na dodatek ująłem to wszystko w nietrafione słowa i wyszedł taki maszkaron którego żałuję. Twój problem jest jednak dużo gorszy - ponieważ z miejsca zakładasz w działaniu innych złą wolę - dlatego reagujesz agresywnie i nerwowo. Szkoda - nastawiasz się przez to do innych ludzi wrogo, zupełnie niepotrzebnie. Miast konflikty wzajemnie wyjaśniać i poprawiać atmosferę - lubujesz się w atakowaniu, krytykowaniu, czepianiu się, rzucaniu epitetami i obrażaniu.
-
Hmm... no dobra, przemyślałem sprawę powtórnie. Faktycznie, pierwszy post, to rzucone w eter zdanie - było błędem - nie przemyslałem chyba dwa razy co piszę i zachowałem się nietaktownie. Faktycznie - w poważnym temacie jak ten moja ironia (słuszna czy nie) była nie tylko nie na miejscu względem Magdy, ale wszystkich pań. Wyszło - przyznaję - jakbym nie traktował poważnie tematu i ogólnie ofiar gwałtów wszelakich. Jeśli dobrze rozumiem teraz - wasze oburzenie bierze się nie tyle z treści moich postów ale samego faktu że brnę i tłumaczę swoje wypowiedzi które były niepotrzebne już na samym początku. Zatem zwracam honor i przepraszam - powinienem trzymać język za zębami. Jeśli kogoś uraziłem - proszę o wybaczenie. Nie zamierzam się zapierać gdy faktycznie palnąłem głupotę. Ale sposób w jaki zachowuje się Natascha był mocno nieadekwatny. Mój kolejny post był reakcją na jej dziwne słowa (serio, nadal nie trafia do mnie sens jej całej wypowiedzi). Chociaż nie uważam, bym był wulgarny, niegrzeczy lub wypisywał kompletne bzdury na temat samego gwałtu, to kapuję chyba skąd wasza dezaprobata. Zmilczę więc, a następnym razem pomyślę 2x zanim coś napiszę w delikatnym temacie. Na koniec przypominam tylko Nataschy że zwracać uwagę można znacznie kulturalniej. Zaś stwierdzenie "nie znasz się spadaj" w ustach jakiegokolwiek moderatora to dość nietypowy widok. Myślałem, że funkcją moda jest nadzór nad dyskusją - bu toczyła się bez "ekscesów" pomiędzy forumowiczami, nie zaś na sugerowaniu innym głupoty, braku wiedzy itp. Myślę że takich zwrotów powinno się z zasady unikać w dyskusjach na forum (tez dzialają jak płachta na byka )
-
generalnie nie wiem o co Wam chodzi dziewczęta? Co ja takiego złego napisałem? Natascha toczy pianę zupełnie bez powodu, no szkoda że to forum bo by pewnie przeszła do rękoczynów. A pani moderator broni koleżanki która przekracza granice kultury osobistej [Dodane po edycji:] toż przecież wyjaśniłem o co mi biegało, przeprosiłem Magdę za nietakt - o co jeszcze biega Nataschy, że zwracam się do mnie takim tonem? No kwita jesteśmy, jeśli chodzi o wzajemne zrozumienie - co ja napiszę kompletnie nie dociera do niej i vice versa.
-
Uważaj, balansujesz na granicy upomnienia od moderatorów.
-
No to jedziemy dalej. Zacznę może od przypomnienia że w jednym z pierwszych postów pisałem o postawie Korwina-Mikkego - na swój sposób godnej podziwu - która nierzadko miast zjednywać mu zwolenników, zraża do niego ludzi. To częsty temat rozmów na prawicy (tej prawdziwej, odsyłam do historycznych postów w tym temacie dot. lewicowości PISu i PO) - na ile JKM szkodzi, na ile pomaga ideom liberalnym i konserwatywnym. W tej dyskusji, nie pozbawionej podstaw, pomija się jednak często bardzo istotny argument. Owszem, Korwin-Mikke wygłasza często w rozmowach swoje poglądy na rodzinę, wychowanie, odmienną rolę kobiet i mężczyzn. Jednakowoż, czy się z nim zgadzamy, czy nie, musimy zrozumieć że z tego nie wynika - jak próbują to wmówić socjaliści - chęć narzucenia siłą, przepisami owych poglądów całemu społeczeństwu. I tak - jeśli JKM twierdzi np. że miejsce kobiet jest w domu, nie oznacza to, że przy dojściu do władzy WiPu czy UPRu nagle w przepisach ujrzymy zakaz wstępu kobietom na wyższe uczelnie lub hmm, większe podatki dla zatrudnionych kobiet niż mężczyzn. Z twierdzeń pana Janusza wynika co innego - że po wprowadzeniu w pełni dobrowolnej, prywatnej (zatem lepszej, efektywniejszej) edukacji, dostępnej za mniejsze pieniądze niż dziś (odsyłam do poprzednich postów) - na studia wybierać się będzie znacznie więcej mężczyzn. Ja osobiście nie zgadzam się z tą wróżbą Korwina-Mikkego i podejrzewam, że liczba ta wachałaby się na poziomie 50%, może z nieznaczną przewagą mężczyzn. Ale o to właśnie chodzi - mógłbym sobie dywagować na te tematy z panem Januszem przy piwku, ale wara tak mi, jemu, jak i każdemu innemu człowiekowi odbierać tę wolność panującą na rynku edukacji, w którą nie miesza się żaden rząd, urzędnik, minister, a jedynie osoby zainteresowane - uczelnie, wykładowcy i studenci - ludzie chłonni wiedzy. Idąc dalej tym samym tokiem rozumowania - z poglądów JKMa na edukację dzieci upośledzonych, cofniętych w rozwoju itp nie wynika, że po dojściu do włądzy prawica - wzorem Sparty - wszystkie te dzieci zrzuci ze skały. Wynika tylko, że ów wolnościowy system edukacji - nie sterowany centralnie z Wa-wy czy Brukseli - będzie się naturalnie dostosowywał do potrzeb społeczeństwa. JKM znowu jedynie wróży - tym razem zgadzam się z jego poglądem - że taki system odrzuci w większości wypadków (choć nie totalnie, bo wolność oznacza różnorodność i każdy znajdzie szkołę dla siebie) schemat klas integracyjnych. Edukacja nastawiona na efektywność nauczania (której domagać będą się sami uczący) - dostrzega problem w uczeniu dzieci o rozległych przepaściach - czy to fizycznych czy umysłowych. Obie grupy osiągną lepsze rezultaty po rozdzieleniu - gdyż oddzielnie będą pracować i zmagać się z problemami adekwatnymi do ich możliwości. Tłumacząc łopatologicznie - gdy stymuluję jednocześnie umysł głupka i bystrzaka, to albo nudzi się bystrzak bo dobrze wie o co biega albo głupek, bo nie ma pojęcia o czym się gada. Mając w świadomości to, co napisałem powyżej, spróbujmy spojrzeć w innym świetle na manipulację Linki: 1) Pogląd że w klasach integracyjnych dzieci zdrowe tracą kosztem chorych nie jest pozbawiony sensu. Chęć ich rozdzielenia jest aktem szacunku i troski względem tak chorych jak i zdrowych dzieci. To socjaliści uważają, że my, ludzie - bez NAKAZU uczenia dzieci razem i NAKAZU udawania że wszystkie są sobie równe - będziemy słabszych i chorych traktować gorzej, poniżać i zaniedbywać. Oczywiście historia - nie licząc Spartan i socjalisty Hitlera - dowodzi czegoś innego - że ogromną cnotą cywilizacji łacińskiej była właśnie - oparta na Biblii i naukach Kościoła - troska, szacunek, poświęcenie dla bliźniego który choruje, cierpi czy "Bóg poskąpił mu talentów". 2) Co właściwie złego mówi JKM twierdząc, że w sprawie gwałtu męża na żonie ciężko jest dociec prawdy? Jak zwykle nie wynika ze słów pana Janusza - jak chyba chce zasugerować Linka - że on popiera taki gwałt! Natomiast rozsądnie rozumuje, że o ile w przypadku obcego napastnika dowód samego aktu seksualnego wystarczy by pogrążyć mężczyznę jeśli kobieta zezna iż seks wymusił, o tyle w przypadku włsnego męża takie zeznanie nie ma podobnej mocy. Trudno obcemu facetowi dowieźć że kobieta zachęcała go do seksu, mąż zaś wystarczy że powie że kochał się z żoną jak zawsze. I co? Jak stwierdzić kto miał rację? Współżycie w małżeństwie jest na porządku dziennym (nocnym ) więc na szali mamy słowo żony i słowo męża i nijak nie możemy sprawdzić, kto kłamie a kto mówi prawdę. W przypadku braku mocnych dowodów, sędzia równie dobrze mógłby rzucać monetą w celu ogłoszenia wyroku... 3) I znowuż - gdzie tu jest szowinizm Korwina-Mikkego? Podług tradycji żona brała nazwisko od męża, na małżeństwo mówi się do dziś od jego nazwiska, co w tym złego? Gdzie tu kłamstwo? Czy to wymusza jakąś poddańczość żony względem męża? Relacje mogą być między nimi dowolne, bez względu na takie formalności. Natomiast słusznie zauważa JKM rozdźwięk pomiędzy hasłami równouprawnienia głoszonymi w tv a prawdziwym podziałem ról w społeczeństwie. Toż przecież obraz realny, przeciętnej polskiej rodziny - że kobieta siedzi w garach i swojego chłopa goni do ciężkich prac domowych. Akurat JKM stwierdza tylko fakt, z pretensjami leć Linko do każdego Wojtka, Zuzi i Joasi, że tak żyją, nie do Korwina-Mikkego, że to dostrzegł.
-
Nawet jeśli uznamy że poglądy JKM są radykalne - wolę radykalne zmiany dające szansę na poprawę niż utrzymanie status quo - co oznacza dla nas: powiększający się deficyt budżetowy, rosnący wpływ Brukseli i obcych wywiadów w Polsce, utrzymanie wysokich podatków hamujących gospodarkę i nieuniknione podzielenie losów Grecji czyli bakructwo socjalizmu. Co do pracy w fabryce i w manufakturze - dyskutowałbym. Myślę że los dzieci był dość podobny. Szef manufaktury mógł nawet - w pewnych sytuacjach - być większą szują niż właściciel fabryki. Oczywiście to nie temat o ekonomii XIX wiecznej Anglii, ale powtórzę - los ludzi biednych przed rewolucją był fatalny a dzięki rewolucji - nawet jeśli na chwilę (20-30 lat) uległ chwilowemu pogorszeniu (dyskusyjne) to dość szybko uległ znacznej, zdeycodwanej i co ważne - stałej poprawie. O prawdziwych przyczynach i zasługach (szkodach?) strajków, związków zawodowych moglibyśmy zapewne długo - bez porozumienia i odbiegając od tematu, tu się chyba zgodzisz ze mną :) Głodni to byli Irlandyczcy, reszta była głodna wolności. Dowodów na to cała masa - Stany były ostoją myśli liberalnej a ludzi oczarowywała potęga która płynęła z takich poglądów na państwo i jego obywateli. Podobny efekt można było zaobserwować w Hong-Kongu w ubiegłym wieku. Pisałem o tym parę pstów temu o ile dobrze pamiętam. O Karierze politycznej pomyślę za 20 lat, jeszcze jestem za głupi - sporo muszę się jeszcze nauczyć, politykierstwo mnie nie interesuje a mężem stanu musi być ktoś odważny i silny charakterem (myślisz że bym się nadał? ). W Europie były emerytury - choćby Bismark wprowadził je w latach 60tych jak dobrze pamiętam w Niemczech. Znakomity polski pisarz literatury sf - Janusz Zajdel mówił, że jeśli chce się spojrzeć w przyszłość, wystarczy się obejrzeć za siebie i spojrzeć na przeszłość. Guru socjalistów i cichy idol wielu naszych polityków - Karolek Marks mawiał, że historia powtarza się jako farsa. Dlatego myślę soulfly że warto rozmawiać o historii, gdy się zastanawiamy nad teraźniejszością i przyszłością. Warto wyciągać wnioski i uczyć się od porzednich pokoleń. Jeśli dla Ciebie to tylko chwalenie się wiedzą, to chyba chcesz ukręcić łeb dyskusji, o której zasadach dopiero co napisałaś. Zaś jeśli chodzi o konkrety - no cóż zgadzam się - brak ich u dzisiejszych kandydatów na prezydenta. No, z wyjątkiem jednego
-
Oj, koleżanka się poddenerwowała bo nie bardzo zrozumiała moją wypowiedź (nie pierwszy już raz). Otóż spieszę wytłumaczyć bardziej łopatologicznie: Magda napisała że pociesza ją fakt, że gwałtu dokonał na niej jej własny, ówczesny chłopak, nie zaś nieznajomy napastnik w jakiejś ciemnej bramie. Słusznie zauważyłaś, że tym stwierdzeniem mogła kobietom o takich doświadczeniach sprawić lekką przykrość, wrażliwa czytelniczka mogłaby przecież pomyśleć "że miała gorzej" i wpaść w większą rozpacz. Jest to oczywistą nieprawdą, bo sam fakt wymuszenia na kimś seksu jest czmś okropnym bez względu na okoliczności i głupotą byłoby się tu targować. Moja wypowiedź była dlatego ironiczna i chyba tylko zawiniłem niedelikatnością - tym razem w stronę Magdy (za co przepraszam). Oczywiście chodziło mi o to, że co w oczach Magdy może być zaletą, w oczach kobiet zgwałconych przez "oblecha" może być dodatkowym minusem. Rozsądek podpowiada mi, że w pewnych okolicznościach gwałt przez kogoś bliskiego, zaufanego, może być bardziej traumatyczny i destrukcyjny w skutkach niż ten dokonany przez nieznajomego. Owszem, w pierwszej chwili ryzyko HIV czy ciąży jest przerażajace w tym drugim przypadku, jednakże na dłuższą metę - szczególnie gdy te zagrożenia można już wykluczyć - wydaje się łatwiej pogodzić z brutalnością, agresją i krzywdą wyrządzoną przez obcego napastnika, niż kogoś komu się do tej pory ufało a na dodatek darzyło uczuciem. O ile bowiem "rany na seksualności", podejściu do spraw intymnych itp muszą być dość podobne, to cios w poczucie bezpieczeństwa, zaufanie do ludzi, szczególnie tych bliskich są zszargane znacznie bardziej w sytuacjach podobnych do przypadku Magdy. Na koniec dodam, że oprócz chęci "wyrzucenia mnie z tematu" niewiele zrozumiałem z Twojej wypowiedzi (która jakoś się odnosi do mojej ale nie wiem jak) więc chyba jesteśmy kwita
-
Dwie sprawy - oglądasz tylko jedną stronę medalu. Owszem - w początkach XIX wieku i rewolucji industrialnej do fabryk trafiały nie tylko kobiety ale i dzieci. Pracowały po 8-12 godzin. I jest to obraz straszny tylko że... niepełny do słusznej oceny sytuacji. Bo XVIII w. - przed rewolucją industrialną - kobiety i dzieci w Anglii pracowały równie ciężko! Typowe dziecko czy to na wsi czy w mieście miało na głowie mnóstwo prac - dzieci wówczas również pracowały po 8-12 godzin, tyle że nie masowo w fabryce, ale w małych manufakturach, w zagrodzie przez zwierzętach, jako służba w domach bogaczy. To samo kobiety. Po prostu masowe zatrudnienia w fabrykach pozwoliły lepiej dostrzec problem, który miał miejsce już wcześniej! (tego się oczywiście nie mówi, socjaliści muszą niektóre rzeczy pomijać w celu udowadniania swoich racji) Co zaś dała im rewolucja przemysłowa? Rosnący dobrobyt! Z każdym rokiem ilość zatrudnionych dzieci spadała. Pieniądze z pensji zostawały w kieszeni, już nie tylko byt wysoko urodzonych - ale całych mas społecznych zaczynał się poprawiać - poszukaj informacji, statystyk o standarcie życia w Angli w XIX wieku - wszystko poszło w górę - biedotę stać było na domy, edukację dzieci, podniosła się jakość i dostępność produktów - spadły ceny. Wydłużyło się życie - ponieważ właśnie w warstwach niegdyś ubogich wzrosła jakość diety oraz standarty higieny. Rosnący dobrobyt przegonił choroby, zapewnił rozkwit miast, nauki (ogromnie dokonania XIX naukowców wywodzących się z Anglii). W 2giej połowie XIX wieku Anglia była już (dzięki pracy i osiagnięciom 1szej połowy) nowoczesnym, zamożnym społeczeństwem, z ogromną świadomością społeczną, poszanowaniem rozwoju dzieci i pierwszymi przepisami chroniącymi pracowników (to z Agnlii pochodzi wielu pierwszych badaczy pedagogiki, tam zakładano tfu! związki zawodowe). I druga sprawa - od czego uciekali Ci emigranci, nad których losem ubolewasz? Za czym gonili, co ich kusiło? Uciekali przed nowotworem, który zaczął niszczyć Europę - nowotworem socjalizmu. Uciekali do Ameryki bo kusiła ich wizja wolności - nie mieli pieniędzy, dobytku - i nic nie mogli bez nich zdziałać tutaj. Zaś tam, za oceanem była ziemia obiecana, kraj wolności i swobód obywatelskich - który nie obiecywał im emerytury, darmowej miski z zupą - jedynie gwarantował wolność! I to ją wybierali! Pewnie, że bez grosza przy duszy lądowali po drugiej stronie oceanu. Im wcale nie chodziło o dobry byt dla siebie - wiedzieli, że czeka ich ciężka praca - zaczynali wszak od zera. Ale mieli przynajmniej pewność, że ich dzieci czeka dzięki temu lepszy byt - pewność której nie mieli w Europie - dlatego decydowali się na ryzyko. I nie pomylili się. Własnymi rękami stworzyli najbogatsze państwo świata. Kraj w który zapatrzeni byli przez dziesięciolecia ludzie z całego świata. Kraj który odmienił oblicze całego globu. Który witał ich z otwartymi rękami - choć przybywały ich miliony. Każdy zakasywał rękawy i pracował - a kolejne pokolenia bogaciły się - znieśli niewolnictwo (w tym celu musieli przetrzepać tyłki południowcom), podnieśli kilkakrotnie standard życia - następne pokolenia były wdzięczne ojcom, dziadkom za to, że wsiedli na statki i przybyli do Ameryki. Powie to każdy (KAŻDY) Amerykanin! Gdyby dziś było takie miejsce na świecie, sam bym się spakował i jechał/płynął/leciał. My nawet ciężką pracą niewiele możemy zagwarantować dzieciom. Mimo że oddajemy 3/4 swoich dochodów państwu, jeszcze obarczymy je naszymi emeryturami i rentami...
-
Sugerujesz, że tamte panie z XIX wieku były do "grania" zmuszane? No cóż, takich pań jak Twoja siostra czy Ty również nie brakowało w tamtych czasach. Ale i te kobiety czekał różny los zależnie od tego gdzie się urodziły...
-
Zawsze mogą napisać, że pociesza je że to był oblech w bramie a nie zaufany, kochany człowiek, który nie tylko pogwałcił kobiecość, zchańbił cielesność, bliskość, ale na dodatek podle zdradził, zniszczył zaufanie i podeptał uczucia.
-
Primo - jak ze zdania "W XIX w. kobiety układały kwiaty w wazonie, grały na pianinie i było dobrze" uknułaś kwestię "inkubator niepotrzebujący wykształcenia" pozostaje wielką tajemnicą - dla mnie w każdym razie kobieta znająca muzykę klasyczną to kobieta wykształcona i to w sztukach pięknych - dużo ciekawsza dla mnie niż kobieta znająca się na budownictwie podwodnym po 5latach na polibudzie Secundo - zdanie JKMa jest prawdziwe! No prawie - tak dobrze (nie fajnie tak sobie grać Bacha albo Mozarta w ładnym pokoju udekorowanym kwiatami?) miały tylko kobiety w krajach wolności gospodarczej i kapitalizmu - czyli np. w USA czy w Anglii. Niestety, pod koniec XIX wieku myśl lewicowa już sobie torowała drogę i np. w takich Niemczech niektóre białogłowy musiały już co rano zapitalać do fabryki
-
Resumo - zdaję sobie sprawę. Głównym problemem jest tu przepaść pojęciowa, informacyjna i... hyhy "wyobrażeniowa" jaką wytworzyły lata socjalizmu. Trudno dostrzegać ustrojowa utopię i wynaturzenie socjalizmu gdy się w nim wychowało od dziecka. To trochę jak z tymi przypadkami dzieci, które zostały wychowane przez zwięrzęta w dziczy - nawet lata po odnalezieniu nigdy nie były w stanie powrócić na łono społeczeństwa - biegać na 4ech łapach i wydawać dziwne dźwięki było dla nich normą, nie zaś chodzić w pozycji wyprostowanej i mówić ludzkim głosem. Socjalistyczny eksperyment na ludzkości ma - trzeba przyznać - swoje sukcesy. Ludzkimi umysłami łatwo sterować. Szczególnie dziś, za pomocą szklanego ekranu. Chyli się jednak ku upadkowi i bankructwu - dlatego trzeba się przygotowywać na powrót normalności. Oczywiście - jak zawsze w takich sytuacjach - powrót trudny i bolesny (po upadku Cesarstwa Rzymskiego trzeba było kilkuset lat by anarchię i chaos zastąpił ład i - niedoskonały miejscami - feudalny porządek, który otworzył powrotną drogę myśli antycznej, antycznej sztuce, prawu i filozofii - co zaowocowało renesansem i jeszcze większym rozkwitem cywilizacji łacińskiej). Tak będzie i teraz - a pierwsze zginą właśnie te bezbronne owieczki - przyzwyczajone w socjalizmie do wszystkiego na tacy. Jeśli więc - według Twoich statystyk - 50 - 25% ludzi rozumie i rozmyśla nad tym, co piszę (lub pisali i piszą mądrzejszy ode mnie - jak Milton Friedman na przykład) to warto strzępić język (i klawiaturę komputera).
-
Z żalem zawiadamiam, że od czasu "Avatara" nie było mnie w sali z wielkim ekranem Kiedy i na czym byłaś/eś ostatnio w teatrze?
-
już jest taki temat - po cóż mnożyć nadmiarowe byty?
-
Mgadalenko - ja zawsze chętnie tłumaczę =) O karze śmierci rozpisałem się wcześniej, to teraz... posiadanie broni! No to po kolei: Posiadanie broni przez ludzi było powszechne od początków cywilizacji do dziś. Również dziś, jest czymś normalnym w wielu krajach - i zapewniam Cię - będzie powszechne i w przyszłości. Nie jest - jak chcą tego ideowcy socjalizmu - wyrazem ludzkiej agresji, skłonności do mordu i Bóg wie czego jeszcze. Posiadanie broni przez uczciwych, prawych obywateli wynika z potrzeby ochrony siebie, swoich bliskich i swojego mienia. Ta potrzeba i PRAWO do obrony jest czymś naturalnym. Również dziś - choć nie grożą już człowiekowi np. głodne wilki zimą na drodze - taka potrzeba istnieje. Oczywiście chodzi o ochronę przed "złymi" ludźmi, którzy chcą wyrządzić nam krzywdę. Państwo zobowiązuje się i powołuje odpowiednie służby, które chronią obywateli. Jednak żadne, nawet najskuteczniejsze służby, nie są w stanie przewidywać przyszłości by być na miejscu przestępstwa przed jego sprawcą - dlatego do wielu dotkliwych pobić, morderstw, gwałtów dochodzi bo w pobliżu nie ma odpowiednich służb. Wpajana społeczeństwu od lat niechęć i obrzydzenie do broni (której przeznaczeniem jest chornić!) i utrudniony dostęp do niej dla osób uczciwych, praworządnych stawia porządnych obywateli w fatalnej sytuacji - uzbrojony przestępca jest jak wilk który wpadł w stado bezbronnych owieczek. On - jeśli posiada broń - wszedł w jej posiadanie nielegalnie, omijając prawne "przeszkody" i stanowi realne zagrożenie dla ogromnej masy ludzi kompletnie bezbronnych w konfrontacji z nim. Efektem takiej "polityki" jest właśnie wzrost (nie obniżenie) ilości przestępstw z bronią. Czemu? Jeśli będąc złym człowiekiem wchodzę do sklepu z zamiarem wyjęcia gnata i zastraszenia obsługi i klientów celem kradzieży, w naszych realicach mam ogromne szanse powodzenia swojej akcji - jestem w sklepie jedyną osobą z bronią, wszyscy się boją, oddają kasę i w ciagu 60s. mogę spylać, bogatszy o parę stówek (oczywiście mam kominiarkę, nikt mnie nie rozpozna ). Jeśli teraz to samo chcę zrobić w realiach gdzie ludzie często bywają uzbrojeni, muszę liczyć się z ryzykiem, że nie wszyscy będą w sklepie bezbronni. Nawet jeśli wpadnę do sklepu, nie mogę mieć wszystkich naraz na muszce. Gdy ja będę mierzył do jednej osoby, ktoś z tyłu może już mierzyć do mnie. Zgodnie z prawem, w momencie wyjęcia gnata i skierowania lufy w niewinnych ludzi daję im prawo zabicia mnie jako że jestem dla nich zagrożeniem - kurna, to mam ich wszystkich wystrzelać od razu tak na wszelki wypadek? Ale nawet wówczas mogę nie zdążyć zanim ktoś kropnie mnie. I to wszystko dla paru stów? Nawet jakbym miał farta i nikt by nic nie miał, muszę to sprawdzić, ustawić ich pod jedną ścianą, przeszukać - zajmie parę minut, a nóż dojedzie policja na miejsce? O nie, jeszcze nie zwariowałem, muszę obmyśleć coś innego. Ryzyko nie tyle nawet złapania i paki, jak śmierci w przypadku popełniania samego przestępstwa wyjątkowo mocno odstrasza przyszłych "rozbójników". Wystarczy na to spojrzeć tak - czy zdarzają się napady z bronią w miejscu gdzie akurat stoją policjanci? Czy rozsądny przestępca aktakuje akurat tam? (inna sprawa że socjaliści nawet policjantom chcą zabierać broń - kiedyś czytałem że w Irlandii mają ją tylko niektórzy policjanci hehe). W świecie, gdzie każdy człowiek może mieć potencjalnie ukrytą broń, każde miejsce zmienia się w taki "obszar wysokiego ryzyka". Zresztą, najlepsze statystyki daje Ameryka, gdzie dokonywanych jest najwięcej przestępstw z bronią. Okazuje się, że jest ich właśnie najmniej w tych stanach, w których dużo ludzi posiada broń i jest ona łatwo dostępna! Po prostu - ciemne typy boją się tam wyjąć gnata, bo zanim go użyją mogą już mieć dziurę w brzuchu :) Powszechny jest też argument, że broń trafia w ręce psycholi, którzy nie kalkulują chłodno. Owszem, to prawda. Ale właśnie dlatego powinniśmy mieć się przed nimi czym bronić. Abstrahując od kwestii jak marginalną sprawą są takie ataki, należy mieć świadomość, że bronią dla "psychola" nie musi koniecznie być spluwa. Nóż, siekiera, nawet krzesło też się nada by kogoś zabić. Wówczas broń palna w rękach atakowanej osoby lub świadka zdarzenia daje nadzieję na uniknięcie ofiar. Gdyby jacyś normalni uczniowie lub nauczyciele szkoły w Colubmine mieli gnaty w dniu, gdy dwóch rąbniętych uczniów otworzyło ogień na stołówce może skończyłoby się na mniejszej liczbie ofiar. A tak szli sobie i strzelali do niewinnych, bezbronnych ludzi. Sąsiada mojego kumpla zadźgał nożem szaleniec, uciekinier z psychiatryka - wieczorem, na chodniku przed domem, gdy tamten wyprowadzał psa. Faceta złapała policja, oczywiście uciekał. W innym miejscu, o innym czasie, mógłby może zadźgać i więcej osób w trakcie ucieczki. Oczywiście nikt by sobie z nim nie poradził, bo dziś nawet późnym wieczorem ludzie chodzą po ulicach bezbronni. Dziś właściwie 99% społeczeństwa zapytana czy boi się napadu - mówi że tak, strasznie - bo nie ma jak się obronić. Ludziom pozostaje liczyć, że trafi na kogoś innego. Jest to sytuacja naprawdę wyjątkowa, nieznana nigdy wcześniej w historii - ale oczywiście to dziś mamy "normalne czasy". Zaś z kwestią posiadania broni wiąże się też prawo do samoobrony. Żyjemy w chorych czasach (socjaliści twierdzą że normalnych) że nawet jak mam broń, to gdy wejdzie do mojego domu, mieszkania napstnik uzbrojony po zęby - nie mogę mu nic zrobić. Przecież to oczywiste, że w celu ochrony siebie i bliskich muszę zareagować pierwszy, nie drugi. A wtedy co? Idę za kraty za morderstwo. Kuriozum do kwadratu. No ale "oni" mają dla nas dużo lepsze rozwiązanie. Sięgnie się do portfeli podatnika na policję przyszłości. I wszyscy będziemy mieć kamery w domach, takie co to monitorują nasze bezpieczeństwo (bzdura? nie wierzycie? Angole już głosują w Parlamencie nad kamerami w rodzinach patologicznych - niby w celu ochrony dzieci. Ale to dopiero początek - wolność ludziom odbiera się zawsze małymi kawałkami, nigdy raptownie - bo się zbuntują). Skoro będą nas widzieć i chronić, to zabiorą nam kompletnie możliwość posiadania broni - bo już będziemy super bezpieczni. Co prawda dalej typy z bejzbolem będą mogły nas zatłuc na śmierć, ale przynajmniej będzie na taśmie. I trudniej będzie się przed takim dowodem wybronić w sądzie (ale zawsze można się odwołać ) Na koniec dopiszę jeszcze - ubiegając czyjeś wątpliwości - nie, sam fakt dużej ilości broni w domach nie zwiększa ilości wypadków z bronią. Posiadanie broni wiąże się z odpowiedzialnością - i normalni ludzie zdają sobie z niej sprawę. Ja wiem, socjaliści robią z ludzi idiotów, mówią nam że jesteśmy głupi i nie wiemy co robimy - ale to nie prawda. W każdym domu jest zestaw ostrych noży, za pomocą których można szybko pozbawić życia całą rodzinę - i czy ktokolwiek zastanawia się, że stanowi to jakieś zagrożenie? Podobnie, gdy ludzie w domach posiadają broń. Doskonałym przykładem jest fragment filmu "Zabawy z Bronią" czołowego dokumentalisty-socjalisty Ameryki (czyżby Moore strzelił sobie sam w nogę tym fragmentem?) dotyczący Kanady - tam w co drugim domu jest strzelba i nic złego z tego nie wynika. Ale nie trzeba szukać daleko - założę się że pradziadek/dziadek (zależnie od wieku) przynajmniej co drugiego forumowicza miał w domu broń - i co? wszyscy mieli kryminalną przeszłość i nierówno pod sufitem? My sami mamy nierówno, bo się z uśmiechem na twarzach zgadzamy na ciągłe ograniczanie naszej wolności i wmawianie nam, że jesteśmy głupi, nieodpowiedzialni i nieporadni i rząd musi nam ciągle pomagać we wszystkim, bo sami byśmy sobie nie poradzili JKM-owi nie chodzi o to, by każdemu dać do ręki gnata żeby szedł sobie postrzelać. Podobnie, jak nie chodzi o wciskanie ludziom blantów żeby sobie poszli zakurzyć i wyluzować się. Chodzi o walkę z lewicowym poglądem że my, ludzie, społeczeństwo - jesteśmy z gruntu źli, agresywni, słabi psychicznie, nieporadni. Że bez narzuconych ograniczeń, nakazów, zakazów, dyrektyw i zaleceń będziemy biegać i strzelać do siebie, ćpać co popadnie i leniuchować do woli aż w ciągu 10 lat znikniemy z powierzchni ziemi. Jest to okrutne, podłe kłamstwo - kilka tysięcy lat stałego rozwoju naszej cywilizacji, rozkwitu nauki, kultury, sztuki, moralności pokazuje zupełnie coś innego. Że wolność większość z nas ludzi uskrzydla, uszlachetnia, uszczęśliwa. A niewola wynaturza. Dlatego brzydzę się socjalizmem - tylko ludzie źli, agresywni, słabi psychicznie i nieporadni mogli go wymyśleć