
yans
Użytkownik-
Postów
454 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez yans
-
Tak! I trzymam kciuki za pozostałych =D Czy w Twoim stylu ubierania dominuje jakiś kolor? Jeśli tak - to jaki?
-
Tak! I trzymam kciuki za pozostałych =D Czy w Twoim stylu ubierania dominuje jakiś kolor? Jeśli tak - to jaki?
-
Wypowiedź Twoja wnikliwie zmierzała ku celnej obserwacji i na samym końcu wpadła w turbulencję i wyladowała na skraju lasu. Owszem, masz rację że taka jest natura znacznej części ludzi - ale tego właśnie nauczył ludzi socjalizm. Przed socjalizmem taka postawa była w zdecydowanej mniejszości i towarzyszyła ludziom przegranym, którzy nie mieli nic do gadania. Dziś wszystko stoi na głowie - to u źródeł socjalizmu legły właśnie takie poglądy - "że dajcie mi, bo jestem poszkodowany, mam mniej, a chcę więcej. I mi się też należy!" Dlatego nie zgadzam się z ostatnim zdaniem - bo jest wręcz odwrotnie. To nie rząd jest dobry - a ludzie go krytykują, tylko rząd jest właśnie złem, które zaraża tą mentalnością większość ludzi.
-
O, to podobnie jak ja - głównie pc, ps2 mam dzięki emulatorowi i padowi do pc - na ps3 czy x360 szkoda mi kasy. Wolę inwestować w pcta - który służy mi do pracy. Ulubiona gra z dzieciństwa? Space invaders darzę sentymentem bo miałem 4 lata jak w nią zagrałem - to była moja pierwsza gra w życiu! Ale ulubione to chyba pitstop 1 i 2 - scigałki na Atarynkę i C64 Czekasz teraz na jakąś grę z niecierpliwością? (I dlaczego jest to starcraft 2? )
-
gram teraz w Obliviona & Velvet Assasin. Ostatnio skończyłem God of War - w wersji na psp (krótkie ale epickie) jesteś graczem pecetowym czy konsolowym? (nie jesteś graczem - nie odpowiadaj i poczekaj na inne pytanie )
-
niegdyś lubiłem, teraz nie mam na nie czasu - wolę szybkiego, dynamicznego fps-a, scigałkę czy ewentualnie dobrego rpga (kotor! mass effect! oblivion! ) gdy coś jest zbyt trudne - poddajesz się, czy drążysz temat aż problem rozwiążesz?
-
Dawidzie, bardzo podobnie zaczęła się moja nerwica lękowa - uczucie panicznego strachu którego doświadczasz, połączone z objawami (drętwienie koczyn, szybki, mocny puls, wrażenie omdlenia - złudne - założę się że wcale nie zemdlałeś nawet na chwilę) - to typowy napad paniki. Twój organizm zachowuje się zgodnie ze swoją naturą - silnemu lękowi musi towarzyszyć taka reakcja organizmu - nauczyła nas tego ewolucja - gdy wyskoczył np. tygrys szablastozębny zza drzewa - trzeba było krew pompować szybko, głównie do nóg, nie do głowy (trzeba było zwiewać a nie rozmyślać w takim momencie), dostarczać dużo tlenu itd. Męczyłem się z tym 2 lata - od blisko 2óch lat mam z głowy, bez nawrotów, oto moje rady (take it or leave it - your choice): - zrób najważniejsze badania - dobrze zbadaj serce (echo, holter, wysiłkówka), krew i wszystko, wokół czego gromadzi się Twój lęk. Zrób to raz, a dobrze. Nie kwestionuj wyników. Na 99% wszystko będzie dobrze - jesteś młody, zdrowy - jeszcze papierochami nie popsułeś sobie zdrowia (popsujesz za 20-30 lat). Celem tych badań ma być uzyskanie pewności, że fizycznie nic Ci nie jest. Zdrowe serce jest biologicznie przystosowane do ataku paniki - więc od tego się nie umiera (nasi przodkowie przed tygrysem spylali nie schodzili na zawał ) - musisz nabrać determinacji - nerwica lękowa to wredne zaburzenie i czeka Cię trudna walka z nią - musisz być zdeterminowany i wysoko postawić poprzeczkę. Nie jak niektórzy - mieć za cel "przeżyć dzień bez lęku" czy "przyzwyczaić się do ataków paniki" ale celem ma być wolność od lęku! To jest możliwe. - nie ukrywaj przed innymi swojego problemu (mam na myśli bliskich) - szczególnie jeśli to rozsądni ludzie. Wyczul ich na to, co przechodzisz, by w wiedzieli jak mają reagować - np. mnie wkurzało jak mnie ktoś zagadywał, więc prosiłem by mnie zostawić w spokoju. - zapoznaj się (w sieci lub z literatury) z metodami behawioralno-poznawczymi, które doraźnie pozwolą Ci załagodzić objawy lękowe, których póki co nie jesteś w stanie wyeliminować. Tu na forum jest sporo zwolenników takiej walki z lękową - więc powinieneś uzyskać porady. Jedyna różnica - ja polecam na tym nie poprzestawać. - udaj się czym prędzej do dwóch osób - psychiatry i psychoterapeuty. Tu uwaga - podobnie jak wśród osób trudniących się kładzeniem kafelków - i tutaj są w branży spece i partacze. Niestety - czasem poszukiwania tych dobrych trochę zajmują. Psychiatra jest Ci potrzebny do oceny skali problemu i pewnie zaproponuje Ci leki. Jest szansa że poczujesz się od nich lepiej - dlatego warto spróbować. I znowu - niektórzy myślą że nerwica z głowy - to błąd. Twoim ostatecznym celem jest gabinet psychoterapeuty - a ten pracować będzie z Tobą kilka miesięcy albo i dłuzej. Dlatego lek może być przydatny, zanim efekty da psychoterapia. Na psychoterapii zdefiniuj problem (lęk) i cel (wolność od niego). Terapeuta spróbuje, dzięki Twojej pomocy i zaangażowaniu (jest to niezbędne) dojść faktycznych źródeł powstawaniu lęku. Mogą być one bardzo różne. Nerwica jest efektem zepchnięcia ich w podświadomość, stąd Ty sam nie zdajesz sobie z nich sprawy. To, że teraz boisz się np. że umrzesz, to skutek reakcji lękowej organizmu której przyczyn nie znasz. Lęk ten jest wtórny względem prawdziwych obaw, lęków i konfliktów wewnętrznych, które tkwią w Twojej podświadomości. Częstą przyczyną jest życie w brew własnym potrzebom, negowanie siebie dla dobra innych, którego nauczyło nas wychowanie rodziców na przykład. Gdy już się je znajdzie, będzie trzeba je skorygować - bądź to w sobie samym - poprzez zmianę spojrzenia na pewne sprawy (np. stosunek do rodziców) albo wprowadzić zmiany na zewnątrz (np. zakończenie związku, który tak naprawdę jest dla nas szkodliwy). Usunięcie tych przyczyn prowadzi do cudownego zjawiska - z odciążonej konfliktami, sprzeciwem wobec własnych potrzeb podświadomości przestają płynąć myśli lękowe - ciało nie reaguje więc lękowo, bo nie ma na co. Czujesz się znowu dobrze i... nerwica staje się koszmarem, z którego się nareszcie obudziłeś (i nie wróci, o ile stałeś się dzięki terapii bardziej świadom siebie, swych myśli, potrzeb i już nie robisz sobie krzywdy, spychając problem głęboko w podświadomość). Podsumowując - tą drogą wyszedłem z nerwicy. Możesz obrać inną, polecaną np. przez osoby które z nerwicą walczą 15 lat bez lepszych rezultatów. Moim zdaniem warto działać szybko i stanowczo - zanim się człowiek przyzwyczai do jako takiego życia z lękową i stanie sie tylko cieniem dawnego siebie. Pamięaj również, że czasem, nerwica lękowa ma inne podłoże - np gdy ktoś ma jakieś choroby psychiczne. Ale tutaj wątpliwości pomoże rozwiać lekarz psychiatra. Tymczasem - rady takich osób będą również nieadkwatne do Twojego przypadku. Niezależnie od tego czy i ile racji jest w moich słowach, ile z tego zaakceptujesz, ile odrzucisz - współczuję Ci bardzo bo wiem przez co przechodzisz i życzę Ci uporania się z kłopotem i powrotu do normalnego życia, za którym pewnie tęsknisz. Powodzenia
-
plany wakacyjne - Praca, praca, bo pracą się ludzie bogacą. Praca nad sobą również. Żadnych długich wypadów, jedynie parę razy w górki z przyjaciółmi na 2-3 dni. co wywołało uśmiech - dendrofilia wymyślona przez shadowmere i wieczorna wizyta kumpla (wpadł na chwilę ale się pośmialim) czy czujesz, że świat należy do Ciebie i masz wpływ na swoje życie, czy pokornie chylisz głowę i czekasz na to, co przynosi los?
-
jestem w dobrym humorze. jestem zadowolony z siebie bo uporałem się z problemem który wczoraj wieczorem wydawał się nie do rozwiązania. Jeśli wierzysz w istnienie duszy, co się z nią stanie, gdy umrzesz?
-
nie wiem, tak to tylko chyba kobiety mają, jak sądzę. co do dziada - nie wiem jakiż to dziad, ale zwykle pozbycie się jakiegoś dziada wymaga użycia inwektyw, mocnego, stanowczego głosu, ewentualnie kija, zeby mu nim pogrozić. I większość dziadów sobie idzie męczyc kogoś innego. wierzysz w istnienie duszy?
-
Zgadza się Zenonku - to tak jakby wparować na forum i straszyć, że ibuprom zabija - bo faktycznie może w określonych sytuacjach doprowadzić do zawału i zgonu. W sytuacjach ekstremalnie rzadkich - ale takie są fakty. Pechowiec, nie znający stanu swojego zdrowia może zatem wziąć go na ból zęba i wyleczyć się z bólu na wieki Ale nie może ów fakt być powodem straszenia ludzi przed łagodzeniem bólu za pomocą ibupromu. (heh, swoją drogą - ja nigdy nie stosuję środków przeciwbólowych i odradzam innym - ale z innego powodu. Uważam że zawsze trzeba leczyć przyczynę a nie skutek, traktować ból jako sygnał że coś jest nie tak, a środki przeciwbólowe tylko tłumią sygnał, nie usuwają jego źródła)
-
Hej Kleo! Ja mam blisko trzy dychy na karku a do dziś zachowałem miśka z dzieciństwa, który młodszy jest ode mnie o parę dni zaledwie Mój siostrzeniec go wyczaił gdzieś w szafie i teraz się nim bawi - zawsze patrzę na to z lekką obawą - miś jest już stary, wytarty, ciut rozpadający się Bez czego nie mogę żyć? Nie licząc oczywistości, bez których nikt nie może żyć (woda, powietrze itp) to ciężko byłoby mi się pogodzić z brakiem: innych ludzi, książek i innych źródeł wiedzy, komputerów, internetu, muzyki Satrianiego, nabiału (uwielbiam mleko i biały ser hehe) i Scarlett Johansson.
-
No więc właśnie - lekarz nie będzie chorego straszył niepotrzebnie, natomiast współpraca między pacjentem a lekarzem powinna polegać na wzajemnym informowaniu się o przebiegu kuracji tak, by lekarz w razie powikłań mógł odpowiednio reagować. Po cóż było się faszerować lekiem, skoro zaczął przynosić nieporządane skutki?
-
Cześć Hmm, zachęcam (ale delikatnie) do podzielenia się z nami "wstydliwym" problemem. Wałkujemy tu czasem bardzo "wstydliwe" tematy, więc tak szybko nie stracisz w naszych oczach - panuje tu raczej atmosfera tolerancji względem dziwactw, skrzywień, odpałów itp Poza tym jesteś tu anonimowo - zatem nikt nie powiąże Twojej osoby z tym, co tu napiszesz. Ale oczywiście zrób podług wlasnego sumienia. Niezależnie od decyzji - życzę powodzenia w powrocie do normalnego funkcjonowania
-
gnom - z racji tego, że ssri zaburzają typową pracę neuroprzekaźników, zmieniają ilość serotoniny w mózgu - mają prawo namieszać i to zdrowo. Wszak nikt dokładnie nie bada pracy naszego mózgu zanim je weźmiemy - więc mogą się zdarzyć nieprzewidziane reakcje, na skutek warunków o których nie mamy pojęcia. Leki te nie wywołują jednak same z siebie myśli samobójczych (nie twierdzę że to sugerujesz, raczej uspokajam Magdę) - a pomagają jednak w zdecydowanej większości wypadków. Strasząc powikłaniami czy cięzkimi efektami ubocznymi możesz za to zaszkodzić niektórym osobom - mam tu na myśli lękowców - którzy mogą się wystraszyć Twoich słów. W takim stanie człowiek jest bardzo podatny na sugestię. Sam tego doświadczyłem - gdy brałem ssri wyczytałem, że mogą wywołać szok serotoninowy, który w pewnych sytuacjach może zakończyć się śmiercią. Zacząłem czytać o tym jak to wygląda i począłem mieć objawy takiego szoku. Zaczęła mnie boleć głowa itp - myślałem że go mam i poleciałem na pogotowie. Oczywiście fałszywy alarm - ale ile się najadłem strachu - to moje. Zatem ktoś - komu potencjalnie lek mógłby pomóc - czytanie o skrajnych przypadkach negatywnego działania może przynieść podobne rezultaty. Dlatego lepsza jest w tych sprawach rozwaga. A powtarzanie tego samego wpisu w kilkunastu tematach - rozwagą nie jest.
-
Madziu, jakię piękny różowy firefox!
-
Magda - to napisał gnom. A gnomom - jak wiadomo - bardzo blisko do troli :) Kolega zaspamował połowę tematów dot. leków :] Myślę że ilość ludzi, jakim pomogły leki jest wystarczająco duża, by przyjąć je jako jeden ze środków wspomagających wychodzenie z nerwic czy depresji. Takie "szkowanie" sporadycznymi sytuacjami wyrządza niepotrzebnie krzywdę. Zaś co do leków ssri - już to kiedyś pisałem - nie wywołują myśli samobójczych - jedynie mogą je nasilić - jeśli osoba biorąca leki takie myśli ma. Wówczas lek dodaje motywacji do działania, zanim jeszcze w toku terapii dojdzie do zmiany spojrzenia u osoby dotkniętej np. depresją. Wówczas może zdobyć się na krok ostateczny, do którego wcześniej nie mogła zebrać sił. Stąd wyższe statystki w samobójstwach na początku stosowania leków i potrzeba poinformowania o tym w ulotce. Jednak ktoś, kto np. bierze ssri na lęki przed śmiercią czy np. wyjściem z domu - nie weźmie nagle i się nie powiesi.
-
Z tym się akurat zgodzę i dostrzegam w tym mniejsze zło. Tak jak pisałem wcześniej - najprawdopodobniej na drugą turę pomiędzy Jarkiem i Bronkiem raczej nie pójdę - bo wobec poglądów obu jestem w opozycji i dostrzegam więcej między nimi podobieństw niż różnic (w sprawach istotnych dla narodu, nie tam dupereli w stylu kto ma kota kto ma żonę). Z drugiej jednak strony - gdybym musiał iść - miałbym ciężki wybór. PO - mocno nieudolnie i bardziej na zasadzie szukania głosów skłania się ku wolnej gospodarce - z drugiej jednak strony bracia - socjaliści nie z wyrachowania ale z powołania - jawili mi się zawsze jako politycy o "czystszych rękach" i wierni swoim ideałom - czego nie mogę powiedzieć o PO (w którym obok ludzi porządnych są i kreatury). Taka równowaga sił o jakiej piszesz Sorrow, mogła by wyjść na dobre, przy czym tylko w porównaniu do sytuacji gdyby takiej równowagi nie było. Bo - po prawdzie - jeszcze lepszą równowagę dla tej całej lewizny by zrobił właśnie prawicowy polityk taki jak JKM.
-
Korbko (Korbo mi głupio brzmi, może tak być?) przepraszam, że źle zrozumiałem intencje - bo faktycznie w tym kontekście jaki podałaś Twoja wypowiedź miała sens. Niesłusznie dopatrywałem się nieuzasadnionego poniżania JKM-a tak "dla zasady", jakby nie był poważnym kondyatem. Przyznaję się do błędu. Zaś co do dyskusji na te tematy - stare powiedzenie mówi, że tylko krowa nie zmienia zdania. Ja parę lat temu - posiadając dużo mniejszą wiedzę niż teraz - miałem poglądy najbliższe dzisiejszej PO. Cóż - rozmowy z przyjaciółmi, lektura artykułów w prasie (ogromne zasługi Newsweeka ) i z czasem poglądy musiałem zrewidować. Trzeba być zawsze otwartym na argumenty, o ile się chce dociekać prawdy. [Dodane po edycji:] Madziu - też przepraszam. Jestem człowiekiem małej wiary czasem
-
Komentarz nie jest zbędny, tylko - jak zawsze - socjalistom brak argumentów. Więc wygłaszają taki oto osąd i myślą że po sprawie. Szczególnie - że swoją wypowiedź co do państwowych świadczeń uzasadniłem. Ty zaś wyciąłeś pewien fragment, by ukazać mnie w oczach innych w złym świetle. Klasyk. (Potem dziwić się, że ludzie wyrabiający sobie zdanie o prawicy na podstawie tv mają o niej złe zdanie - właśnie na skutek manipulacji takich jakich dokonał kolega. Bo ja twierdzę, że ludzie poszkodowani przez los mają się lepiej w kapitalizmie niż w socjalizmie. I o tym napisałem). Po raz kolejny - również jak większość lewaków - po prostu ślepo wierzysz w "dobro" ustroju socjalistycznego i wygłaszasz swoje przekonanie jako prawdę oczywistą, której nie należy udowadniać ani z nią dyskutować. Oczywiście naprawdę wywołane jest to właśnie brakiem dowodów na tezę, że socjalizm jest dobrym ustrojem. Historia daje bowiem tylko przykłady przeczące tej tezie . Jest to ustrój "dobry" na papierze - tymczasem rujnuje kraj, społeczeństwo, zabija indywidulaizm, wolność osobistą, zmienia ludzi w "głupią masę", bandę owieczek którymi należy sterować. Jest dziełem ludzi leniwych, którzy chcą wzbogacać się i żyć kosztem innych, nie swoją pracą. Socjaliści do tego celu potrzebują rządu i demokracji parlamentarnej, bo daje im ona instrument grabieży który działa "zgodnie z prawem", dzięki czemu nikt się nie buntuje. Równość społeczeństwa jest mrzonką - nigdy nie uda się jej zapewnić. I słusznie. Tak jak siłą, potęgą natury jest ewolucja i jej następstwo - różnorodność gatunkowa, tak siłą cywilizacji jest postęp oraz różnorodność kulturowa i społeczna. Jest z gruntu złym pogląd, że skoro dwoje ludzi jest na różnym poziomie pracowitości i inteligencji - powinni mieć wszystkiego po równo. Bowiem nie ma innej wówczas możliwości, jak zabrać temu pracowitemu i mądrzejszemu i dać drugiemu. Korupcja i zepsucie jest wpisane w naturę socjalizmu - ponieważ do ustanowienia wyżej wymienionego grabieżczego "ładu" musi być jeszcze ktoś trzeci - ktoś kto zupełnie nie pracuje ani nie musi być mądry. Jest nim urzędnik i biurokracja - "instrument" legalnego zabierania jednym by dać drugim (w celu wyrównania). Dziękuję też za bana, ale obawiam się że moderatorzy mnie z forum nie usuną. Oczywiście - zamykając się na dyskusję (rzeczową, podpartą argumentacją) możesz sobie bezpiecznie żyć w ułudzie, przekonany że wszystko jakoś się ułoży. Dopóki wielki socjalizm w jakim zyjesz nie zbankrutuje - będziesz sobie tak żył. Jak mówi jednak stare powiedzenie - ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Socjalizm jest tylko pewnym zjawiskiem, które towarzysz cywilizacji wkraczającej - dzięki postępowi - w ogromny dobrobyt i dostatek. Niedługo jednak wszystko się unormuje - zasoby ulegną skurczeniu, ludność Ziemi - powiększeniu - i cywilizacja wróci na dawne, normalne tory, traktując okres socjalizmu jako "niemiłe wspomnienie". [Dodane po edycji:] Ale jak widzę zagrałeś na emocjach Magdy i zaraz się okaże, że będzie ona jednak głosować na hmm... Bronisława jak mniemam. Albo Olechowskiego. No trudno. Na tym polega sukces lewicy - mówią "miłe dla ucha" kłamstwa i tym zjednują sobie wyborców. Tymczasem prawicy pozostają dowody, argumenty, zdrowy rozsądek - i płynąca z niej "przykra dla sumienia" prawda.
-
Relacje damsko męskie w związku
yans odpowiedział(a) na linka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
haha dendrofilia! - instant LOL Jakbym zobaczył sąsiada, że się patrzy w ten sposób na moją jabłonkę, to bym chyba pogonił z siekierą w ręce. Kurde, potem bym nie mógł jeść moich cudownych jabłuszek, bo wiecie, co bym sobie myślał? A moja jabłonka daje takie pyszne owoce! -
Relacje damsko męskie w związku
yans odpowiedział(a) na linka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
W wielu krajach zoofilia jest legalna - bo nie jest traktowania jak robienie zwierzęciu krzywdy (nawet niektóre stany USA dają zielone światło ). Jakkolwiek obrzydliwy to dla mnie proceder - faktem jest, że większość tych ludzi tworzy naprawdę jakąś wieź z pupilkami, dbają o nie szczególnie i sądy - nawet w Polsce (gdzie prawo jest bardzo niejasne w tej kwestii) raczej nie są w stanie nikogo skazać. Mnie się przypomina facet zoofil ze stanu Nowy York, który był fanem penetracji analnej przez własnego konia. Raz dał się konikowi tak pchnąć, że doznał bardzo poważnych obrażeń wewnętrznych i dzisiaj wącha kwaitki od spodu. I jak zawsze - żal mi ludzi biednych, poszkodowanych, schorowanych - a głupich nigdy. Więc polewam z typa na potęgę. Dobrze mu tak -
Ja zdaję sobie sprawę, że przekonywanie ludzi wychowanych od dziecka w socjalizmie do tego, jak zwyrodniały i bezsensowny to ustrój jest trudne, więc Twój sceptycyzm mnie nie dziwi. Spórbuję jednak - jak zawsze rzeczowo - zbić Twoje argumenty. Wzorzec, o jakim piszę, nie jest (co wielu niedowiarków zdziwi) zjechałem nie z ksiażek, ale właśnie z rzeczywistości. Jakiej? Choćby XIX wiecznej Anglii ZANIM wprowadzono szkolnictwo publiczne. Kiedyś był o tym doskonały artykuł w Newsweeku. XIX w. Anglii były już bowiem powszechne badania statystyczne z zakresu edukacji. Co z nich wynika? M.in. że primo - poziom edukacji był WYŻSZY niż po przejściu na system publiczny, secundo - edukację otrzymywała ta sama liczba osób. To nie jest ściema - to są fakty. Więc proszę nie brać swojej cudownej socjalistycznej rzeczywistości za normę. Cywilizacja ludzka ma kilka tysięcy lat rozwoju i tylko niecałe 200 lat socjalizmu, który - jak do tej pory - wszystkie kraje pogrąża w zapaści. Powtórzę - bo nie zrozumiałeś. Trzy sprawy - po pierwsze KOSZT nauki będzie niższy. Student będzie płacił za naukę, dziś podatnik płaci za naukę studenta oraz za machinę biurokrtyczną i nikomu niepotrzebne ministerstwo edukacji. A ja piszę o kraju bardzo niewielkich obciążeń podatkowych. Pisałem o tym kilka stron wcześniej - przy niższych podatkach, nawet zarobek w wysokości 1000zł czyni nas samowystarczalnymi. I skąd pogląd że stypendium będzie marne? Nie pisałem przecież o stypendium państwowym (czegoś takiego nie powinno w ogóle być!). Tymczasem nawet dziś, stypendia przyznawane przez instytucje prywatne są dość wysokie. Więc kolejny argument kulą w płot. Ponownie - w państwie niskich podatków instytucje i prywatne uczelni będą dodatkowo mieć więcej poeniędzy, więc podniosą jeszcze owe stypendia. Po co świadczenia dla biednych? Tylko poszerzają biedę, bo skoro człowiekowi nic nie będzie, bo państwo pomoże, to nie ma człowiek biedny motywacji do wyjścia z ubóstwa. I znowu - powtarzam jak mantrę - obniżenie podatków wzbogaca podatników, zatem wzrasta dobrobyt i maleje ubóstwo. Dobrobyt zaś - szczególnie w naszej, chrześcijańskiej cywlilizacji łacińskiej - wywołuje w ludziach współczucie do tych, którym nie wyszło - i od pomocy najbiedniejszym znajdą się zawsze instytucje prywatne i Kościół. I znowuż - w takim świecie zdolniejsze do jeszcze efektywniejszej pracy niż w nazej rzeczywistości. Ponadto każde zdrowe państwo powinno mieć pewną niewielką grupę ludzi ubogich. Ubogich - gdyż nie pracują. Ma to działanie motywujące dla reszty społeczeństwa - młode pokolenia muszą widzieć, do czego prowadzi bycie nierobem i głupkiem. Poza tym przypominam co często powtarza JKM - jeśli rząd tworzy jakiś urząd (np. do walki z ubóstwem) to nie jest on w stanie - paradoksalnie - owego ubóstwa zwalczyć. Gdyby bowiem zwalczył - utraciłby rację bytu. Zatem taki urząd musi pomagać, ale jednocześnie nie tak, żeby uporać się z problemem, do którego zwalczzenia został powołany. Urzednicy - jak każdy człowiek - nie chcą się przecież znaleźć na bruku. Właśnie! Masz efekty socjalizmu. To oni - ze swoją publiczną edukacją i zasiłkami - które tak chwalisz - do tego doprowadzili. Zatem może pora go znieść, razem z wysokimi podatkami, potężną biurokracją i ograniczeniami wolności, jakie przyniósł? Jak to nie? Ich wina. Ale przede wszystkim ministerstwa edukacji. To rynek kształtować winien oferty uczelni. Jeśli ludzie nie znajdują po studiach pracy w zawodzie nauczyciela czy np. socjologa (strzelam, nie mam rozeznania które grupy mają największy problem) to nie jest to wina moja, podatników czy Kasi Skrzyneckiej z Tańca z gwiazdami. Po prostu są zbędni ze swoimi kwalifikacjami w danym momencie w danej społeczności. Oczywiście socjalista zaraz myśli - trzeba utworzyć miejsca pracy dla tych ludzi. No i powoła urząd do pomagania studentom znajdować pracę w zawodzie i potem już tak do usranej śmierci będzie ów urząd - w porozmieniu z MENem - tak kombinował, żeby było jak najwiecej tych studentów - i wtedy będą im za kasę podatnika pomagać ile wlezie. Mam nadzieję że rozwiałem część wątpliwości. Jak są pytania to chętnie zagłębię się w temat dalej Wiecie, że potrafię. Czekam też - jak zawsze - na polemikę z moimi argumentami.
-
ojej, ale tak jakoś napisałaś bez interpunkcji ze nie bardzo wiem o co ci chodzi... w każdym razie miałem na myśli że w okresach gdy jestem spokojniejszy, żyję bez stresów, rzadziej mnie kusi do obgryzania. Ale czy może być odwrotnie? Na dużą skalę pewnie nie, ale coś może być na rzeczy. Być może działa mechanizm podobny jak ze śmiechem. Gdy jesteśmy przygnębieni, to można spróbować się śmiać na siłę. Brzmi głupio, ale po chwili robi się nam od tego śmiesznie i wesoło. Może z paznokciami być trochę podobnie - gdy się przestaje je gryźć, to człowiek się odpręża trochę i mniej stresuje.
-
O Korbo (głupio brzmi, no ale odmieniam poprawnie )... gdzież Olechowskiemu do Korwin-Mikkego..... Tego typu opinie niewiele wnoszą do dyskusji. Właściwie zmieniają dyskusję, czyli wymianę argumentów, w przerzucanie się opiniami - czym zresztą stał się ten temat od pewnego czasu. Gdybym - tak jak założycielka tematu - miał blade pojęcie o polityce i chciał się czegoś nauczyć, to bym się wiele dowiedział z takiej opinii - tyle że o jej autorze jedynie :] Może jakieś argumenty? Hehe, jest bardziej za takimi samymi podatkami niż sobie wyobrażasz. JKM jest bowiem za obniżeniem podatków w skali, której homo sovieticus nie potrafi sobie wyobrazić. Chodzi tu przede wszystkim o kompletne zniesienie podatku dochodowego - głównego "killera" gospodarki (późno już - jeśli trzeba wytłumaczyć dlaczego tak jest i przytoczyć krótką historię tego podatku to nie ma sprawy - ale jutro). W każdym razie prawica jest za obniżeniem kosztów państwa - czyli oddaniem w ręce samych obywateli takich rzeczy jak służba zdrowia czy edukacja. Tak wiem, wiem - 99% ludzi wychowanych w socjalizmie nie pojmuje, że tak może, ba - powinno funkcjonować państwo, że pieniądz w rękach prywatnych jest zawsze wykorzystywany efektywniej a machina biurokratyczna zawsze generuje ogromny koszt - ergo - gdy rząd daje kasę, najpierw odbiera jej znacznie więcej. Ale od tłumaczenia tego faktu, od przytaczania faktów historycznych czasem aż ręce opadają. W każdym razie bez zagłębiania się w te prawdy oczywiste (w oczach niektórych - bajki niestworzone) - oznaczcza to tyle że np. każdy człowiek płaci podatki jak to przez setki lat bywało - czyli np. pogłowne - od osoby, nie od dochodu. JKM przewiduje kwotę w zakresie 100-200zł. Tak, tak - i znowu - śmieje się ten, co niewiele rozumie. W każdym razie jest to kwota niezbędna do utrzymania rządu zajmującego się tylko sprawami państwowymi - dyplomacją, armią, ustawodawstwem itp. Ogromna ilość pieniędzy zostaje w kieszeni podatnika, który staje się dużo zamożniejszy. (Swoją drogą Walduś Pawlak miał niedawno całkiem całkiem podobny pomysł - nie tyle w kwestii podatków, co składek emerytalnych - żeby wszyscy płacili równą, niską składkę - gratulacje, naprawdę! Żeby tak Walduś miał więcej takich sensownych pomysłów...) Wracając zaś do studenta - dziś student dzienny kosztuje. Tyle że nie płaci on, a podatnik. Pieniądz podatnika musi być zebrany przez urzędnika, musi być rozdany przez drugiego, to generuje dodatkowy koszt. Zatem jako student dzienny kosztujesz podatnika więcej, niż w kraju wolnej edukacji zapłaciłbyś sam. Po wtóre, w kraju edukacyjnej konkurencji pojawia się walka o konsumenta, na której jak zawsze zyskuje sam konsument - czyli usługodawcy (w tym wypadku uczelnie) starają się o jak najwyższe usługi za jak najniższą cenę (patrz rynek np. telefonii komórkowej a np. czasy monopolu tpsy). Dziś mamy na uczelniach b. dużo ludzi, którzy są tam głównie dlatego, że to im daje pewne przywileje - albo przedłuża okres bycia "nastolatkiem", gwarantuje utrzymanie rodziców itp. Ludzie studiują często na kierunkach, w dziedzinach w których nie będą pracować w przyszłości. Można powiedzieć, że są to "źle zainwestowane pieniądze podatnika". Uczelnie jednak - ich kierownictwo i pracownicy - utrzymują się z uczenia tych ludzi, im więcej ich uczą - tym więcej mogą dostać z ministerstwa. Zatem zależy im na podtrzymaniu tej sytuacji. W świecie prywatnej edukacji uczelnie będą nadążać za potrzebami rynku, na studia będzie szedł tylko ten, kto będzie pewien że chce je ukończyć. Czy nie pójdzie biedny? Ależ skąd. Po pierwsze - jeśli ktoś będzie zdolny - dostanie stypendium. Uczelniom będzie zależeć wszak nie tylko na cenie, ale i na poziomie - który wybitny "biedak" uczelni podniesie. Ów "biedak" dostanie też kredyt, który spłaci z przyszłej pensji - gdyby nie dostał stypendium. W Stanach całkowity koszt wytrenowania lekarza to wydatek rzędu 400tys dolarów! A jednak na ilość lekarzy nie narzekają - ludzie biorą kredyty na taką wysokość bez strachu - ukończenie bowiem studiów gwarantuje zatrudnienie w bardzo dobrze opłacanym sektorze, więc kredyt spłaca się szybko. Na koniec ważne jest, by rozumieć jeszcze jedną rzecz - w tej chwili mamy tyle a tyle szpitali, tyle a tyle uczelni - stać nas Polaków na nie - wszak utrzymują je podatnicy. Skoro koszt tych rzeczy jest niższy przy oddaniu je w ręce sektora prywatnego, to skąd w ogóle pogląd, że nie byłoby nas wtedy stać? No i najwyższa pora przestać traktować że to, co gwarantuje rząd - jest za darmo. Po prostu płaci za to ktoś inny - nie zawsze ten, co korzysta.