Skocz do zawartości
Nerwica.com

Eve

Użytkownik
  • Postów

    171
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Eve

  1. dokładnie, jakaś brygada agentów specjalnych, czy coś w tym stylu Lady_B, nie daj się!
  2. Lady_B, wszyscy w Ciebie wierzymy! :) dasz radę!
  3. detektywmonk, widzę, że jesteś prawdziwym pożeraczem książek! ja też, ale to tak na kilka miesięcy, a potem kilka miesięcy nie chce mi się w ogóle czytać, hehe. nie pamiętam, czy to tu pisałam, ale polecam Uciekinierka z San Benito.
  4. Eve

    Czy ja przesadzam?

    hm.. temat odnosi się generalnie do tego, co przeżywam i do tego, co twierdzą na ten temat moi rodzice. a ja, jako osoba wybitnie sugestywna, już sama nie wiem, co jest prawdą. otóż, mój tata.. jest dziwną osobą. agresywną i wybuchową. o byle co (typu zepsucie komputera - no niespecjalnie przecież) potrafi zrobić karczemną awanturę, drzec się na człowieka jakby nie wiadomo co zrobił. i ten wyraz twarzy.. taki jakiś nienawistny. i do tego ciągle go nie ma, wiecznie w pracy. nie umiem z nim rozmawiac, ale co się dziwić, skoro prawie z nim kontaktku nie mam, mieszkamy w jednym domu, a są dni, gdy tylko cześc do siebie powiemy. pamiętam jako dziewczynka byłam przerażona tymi jego wybuchami. i noo czasem jak trochę bardziej gadamy, żartujemy, jakieś łaskotki czy coś, to tata.. klepie mnie po tyłku. nie wiem, co to ma znaczyc. mam 17 lat, czyli wyglądam juz dorosło. moja mama.. nadopiekuńcza. lubi mnie o wszystko obwiniac i robić z siebie pokrzywdzoną, a ze mnie zło tego świata. owszem, zajmowała się mną dużo, czytała mi bajki itp. ale jak coś było nie tak, miała naprawdę dziwne.. strategie działania. właśnie to obwinianie, wrzaski, a jak ja chciałam coś powiedziec, to drzwi albo włączała tv tak żeby mnie zagłuszyć. nie szanuje mojej prywatności. nie puka do mnie do pokoju i urządza darcie, jak mówię, że chcę, aby pukała. ma obsesję na punkcie porządku. ja sprzątac nie lubię i jestem bałaganiarą, ale brudu nie mam, tylko rzeczy porozrzucane, a ona świruje nad tym. non stop o tym gada, przyłazi do pokoju i tylko patrzy z wielką dezaprobatą na to, że kilka rzeczy jest porozrzucanych po biurku. udaję, że nie zwracam na nią uwagi, ale tak naprawdę gotuję się w środku. mam astmę i nie ścieram kurzu i ona mi ściera, to zawsze wszystko jest poprzekładane. no ale dobra, może nie ma jak zetrzec. ale poukładała mi wszystko w szafie... no mam 17 lat, czy to w porządku, że ona mi wszystko rusza? mówi że niby tylko sprząta, ale jak ja już słyszę to słowo, to nie mogę wytrzymac. powiedziałam wyraznie, że nie życzę sobie ruszania w szafie, która jest przecież zamknięta i nie ma już wymówki, że kurz tam chciała zetrzec. no to ona że 'nie umiem miec porządku więc trzeba mi to pokazac'. aż mnie krew zalewa, jak to sobie przypomnę. oczywiście, była wie;lka awantura. a ja się nie dałam zmanipulowac - co ona często robi: że ona jest tą dobrą wspaniałą mamusią a ja złą córką - i cały czas mówiłam spokojnie, że sobie tego nie życzę, że ona narusza moją prywatnośc. i okazało się że to ona wrzeszczy i mi ciśnie że 'jestem wredna i podła'. ja kiedyś też tak do niej powiedziałam, byłam wtedy doprowadzona do szewskiej pasji. a co do mojej byłej koleżanki... moloestowała mnie. może to dziwne, że koleżanka, ale to prawda. generalnie u niej takie macanki do koleżanek są zupełnie na porząkdu dziennym, ale chyba tylko ja to tak przeżyłam. trwało to kilka lat, aż w końcu zerwałam z nią kontakt. a teraz, wystarczy że ktoś mnie dotknie to czuję, jakby ktoś mnie molestował, czuję, że moje życie jest przez to do bani i już nigdy się z tego nie otrząsnę ogólnie, to od kiedy pamiętam, jestem w zupełnej mgle. nie wiem co czuję, dowiaduję się tego, patrząc w lustro na swoją twarz. nie biorę odpowiedzialności za swoje życie. mam nerwicę lękową, hipochondrię, fobie. jestem nadwrażliwa i chwiejna emocjonalnie. mam problemy w relacjach z chłopakami, a raczej brak innych relacji z nimi poza koleżeńskimi. już to kiedyś tu pisałam. zakochuję się w draniach i chamach, a jak jakiś próbuje się do mnie zbliżyc, od razu go odtrącam i jestem dla niego wredna. trochę się rozpisałam, ale myślę, że to dobrze.
  5. a ja mam taki problem... nie nazwałabym tego nadużyciem, ale to takie pytanie, czy terapeuta może wyrażać osobisty stosunek, własną opinię na terapii? byłam tam dopiero 2 razy, terapeutka była miła, wzbudziła moje zaufanie, ale np. gdy ja przymierzam się do opowiedzenia czegoś trudniejszego dla mnie, trochę mi to idzie, a ona 'lubię te twoje wstępy' takim sympatycznym tonem. często też śmieje się z moich jakby inscenizacji, ale w żadnym wypadku nie złośliwie. takie coś miało w zasadzie miejsce na początku spotkania, w pierwszych kilku minutach. potem opowiadałam o takim incydencie, który miał miejsce w ogólnej kłótni. no i ona powiedziała: 'noo hmm moim zdaniem to nie jest takie dorosłe zachowanie osoby, która jest już prawie dorosła'. tak więc, czy terapetka może mieć taki stosunek do pacjenta, czy powinna być absolutnie obojętna i powstrzymywac się od wygłaszania własnych opinii czy choćby uśmiechów?
  6. wiecie co, możecie się, ale ja tak miałam jak ten Kubson, ale mi minęło dawno. miałam tak jako dziecko, więc to może dlatego, że byłam dzieckiem
  7. heh, moi rodzice wiedzą, że będę chodzić na terapię, w końcu mnie tam zawiozą. będę na terapii indywidualnej sama, bez rodziców. nie chcę im mówić o pewnych sprawach, mam pewne próblemy, w których oni mi nie pomogą, a zresztą, nie zrozumieją mnie, bo rzadko im się to zdarza. oczywiście stałe gadanie, że 'wymyslam', nóż mi się otwiera w kieszeni jak słyszę to słowo. nie zamierzam popełniać samobójstwa ani nic. czyli że jak powiem, że ktoś mnie molestuje/stosuje wobec mnie przemoc słowną czy też fizyczną teraz lub kiedyś, to psychoterapeuta nie może wszczynać postępowania, dzwonić na policję itp? jeszcze ją zapytam. kuuurczę, nie dośc, że stres przed opowiedzeniem całego swojego życia, wszystkich przykrych spraw itp. zupełnie obcej osobie (chociaż to dla mnie lepsze niż opowiedziec komuś kogo znam), to jeszcze strach i zablokowanie, że to może wyjśc gdzieś na zewnątrz, a naprawdę tego nie chcę. zapytam psychoterapeutkę jak ona to widzi.
  8. ja też jestem niepełnoletnia, ale w zasadzie niedaleko mi do 18. czy psychoterapeuta może zdradzić moim rodzicom, jakie mam problemy, jeśli by do niego zadzownili? i jak to jest z ta tajemnicą zawodową poza rodzicami? czy psychoterapeuta może ją złamac tylko, gdy nastepuje zagrożenie życia pacjenta lub osób trzecich? czy w innych przypadkach też? szukałam tu na forum i nie znalazłam konkretnej odpowiedzi. czy jeśli załóżmy powiem, że doświadczam obecnie przemocy/molestowania czy czegoś to psychoterapeuta będzie miał obowiązek zgłosić to na policję, jeśli wyraznie powiem, że sobie tego nie życzę? a co ze sprawami, które miały miejsce kiedyś?
  9. malibu, dziękuję za wirtualne przytulenie jakbym miała wreszcie te cholerne 18 lat, to bym nie spojrzała na nikogo i sama wszystko załatwiła. a tak? ciągle tylko słyszę że wymyślam, a jak się potem okazuje, że miałam rację i coś mi wtedy było, to wielkie zdziwienie. tak jest z jedną sprawą od 2 lat. brak sił, bardzo szybkie wyczerpywanie się, ból mięśni i wiele innych. miałam pełno badań i jak nic tam nie wyszło, to wg ich rozumienia nic mi nie jest. wszyscy wmawiają mi, że to psychosomatyczne. ale ja wątpię, bo już dawno przestałam się tych objawów bac, a one nadal są. nie mam sił! moja matka wszystko tylko spowalnia i odwleka! ale nie... nie wiem, czy sama bym załatwiła... nie wyobrażacie sobie jak się denerwowałam przed telefonem do psychologa (dzwoniłam sama). a jutro pewnie kolejny telefon przede mną, żeby się tam zapisac
  10. nie mam siły... moje rozmowy z mamą (w moim przypadku raczej konieczne ze względów wiekowo-finansowo-dojazdowych) o lekarzach, że chcę wreszcie czuć się zdrowa, nie tylko na duszy, ale i na ciele spełzły na niczym. a raczej 'nic' to efekty, a jeszcze zaczęła mi jechać, że mam urojenia..
  11. mam w zasadzie to samo co stevemajster, z tym że mój związek jest hipotetyczny na razie xD ale emocje raz są wielkie, a zaraz potem opadają i jest zupełnie normalnie, też mnie to martwi. i właśnie mam tak - jestem po nieszczęśliwym i długim zakochaniu - że chciałabym się zakochac i jak ktoś mi sie podoba, to boję się, że mi przejdzie i wtedy.. przechodzi. taki jakby nerwicowy sabotaż.
  12. Eve

    Myśli samobójcze

    ja czasem mam myśli, że chciałabym się zabić, ale wtedy przypomniam sobie moment, w którym po takiej chwili tzn chwili chęci samobójstwa poczułam, że warto żyć. dlatego nie warto się poddawac.
  13. witajcie... ech, szkoda gadac. znowu się wkręcam. cuzję takie poczucie winy... nie daję rady. jakby ktoś chciał mnie wysłuchać, niech pisze na pw - bardzo bym chciała,żeby ktoś taki się znalazł
  14. ech ja też mam podobnie! chociaż z małymi różnicami. i też mam 17 lat. otóż - już o tym pisałam chyba na forum - mam tak, że bardzo chciałabym być z kimś (z konkretną osobą). ale wiem, że jeśli tylko on okazałby mi odrobinę zainteresowania, ja straciłabym zainteresowanie dla niego. tak jest i tak było. gdy tylko któryś chłopak okazał mi zainteresowanie (niektórzy byli naprawdę kochani, w sensie mili, ładnie mnie traktowali itp.) od razu czułam do nich wręcz obrzydzenie, byłam niemiła i odtrącałam ich bezapelacyjnie. nie mieli u mnie żadnych szans. i często podobają mi się chamscy kolesie. ale ten jest zupełnie inny (póki nie rozmawiałam z nim nigdy itp. to może mieć najwspanialszy charakter na świecie i mi się wciąż podobac), ale bardzo się boję, że po prostu gdy coś by się zaczęło, w mojej głowie w tym samym momencie by się skończyło i zraniłabym go, a tego bardzo bym nie chciała.
  15. neurotyczką chyba jestem ja ;p mnie najbardziej przeszkadza to, że neurotyk przeżywa wszystko 10000000 razy mocniej niż nieneurotycy. kite, do mnie to, co zacytowałaś, też nie pasuje do mnie. aa co do modlenia się - jest coś w kodeksie psychoterapeuty, że nie może narzucać pacjentowi światopoglądu, religii itp. mam nadzieję, że już do niej nie chodzisz, heh
  16. ech... no cóż, znowu mnie wzięło, a właściwie od jakiegoś czasu znowu neurotyzm czy cokolwiek to jest, daje mi w kość, i to tak na fest. nie mam już siły. chyba boli mnie milion razy mocniej niż 'nieneurotyka'. miałam nawet myśli, że lepiej byłoby umrzec, niż to przeżywac i naprawdę tego chciałam, ale oczywiście nic z tych rzeczy nie wywinę - doświadczenie mnie nauczyło, że naprawdę nie warto słuchac takich myśli. a jak Wy sobie radzicie?
  17. Eve

    Neurotycy

    neurotyzm... co on zmienia w moim życiu..? on zmienia moje życie w koszmar. najwiekszym chyba minusem jest nadwrażliwość emocjonalna. zamiast cieszyc się życiem, czuję się koszmarnie, przejmując się - jak się pózniej z dystansu okazuje - błahostkami. jestem strachliwa. jestem we mgle świadomości. unikam odpowiedzialności za własne życie. nie żyję własnym życiem, tylko gdzieś obok. byle co sprawia, że nie chce mi się żyć. i przez to jestem z tego życia totalnie niezadowolona. aha, ciągnie mnie do destrukcyjnych, neurotycznych facetów, ci mający zdrowe postawy lub interesujący się mną ABSOLUTNIE mnie nie interesują. jednym słowem, pomocy!
  18. naranja, dla mnie to było trochę upokarzające, wybiec z sali i potem trząść się jak osika ledwo stojąc na nogach tak, to był właśnie taki film, ale bardziej przeraziły mnie te straszne huki. eech. chciałabym znieść to bez takich odpałów jak pozostałe 200(?) osób na sali. nie chcę być neurotyczką.. może to nie w temacie, w którym tutaj piszemy, ale mam spełnionych wiele warunków sprzyjających powstawaniu neurotyzmu. Badziak, miałam dziś takie coś, o czym mówiłaś - w pewnym momencie przestałam się zadręczać i wszystko było mi obojętne.
  19. Badziak, mam nadzieję, że mi się uda.. bo nie wyobrażam sobie życia w takim stanie, tak przeżywając to. u mnie mój neurotyzm i lękliwość trwały od niepamiętnych czasów. w wieku 4-5 lat potrafiłam zobaczyć malutki pieprzyk na ręce i przerażona z płaczem biec do mamy, pewna, że to coś strasznego i zaraz mi się coś stanie. nie pamiętam, kiedy byłabym w pełni spokojna, pewna i zrelaksowana. chyba nigdy tak nie było. we wszystkich szpitalach, w których byłam, zawsze było, że mam coś z psychą, jestem nadmiernie egzaltowana itp. och i pamiętam, 1,5 roku temu, gdy w kinach był film '2012' byłam taka wystraszona, że o mało nie zemdlałam i musiałam wyjśc z sali.. wstyd ;/ tak więc czekam na czerwiec
  20. ale nie byłaś molestowana, nie? no a ja... ja chyba też jestem neurotyczką, sama nie wiem już czym, wiem, że dobrze ze mną nie jest. reaguję emocjonalnie, ale nie płaczę, mam momenty, normalności, kiedy zachowuję się w zdrowy sposób i mam takie, że mam ochotę umrzec, tak się czymś przejmę. już miałam kilka takich dolin. na najmniejszą wzmiankę o krwi czy operacjach mam ochotę wymiotować. zepsuło mi to wizję mojej kariery zawodowej. bywa, że ktoś mi pociśnie, odpowiem i po krzyku, a bywa, że robi mi się tak przykro, że to koniec. jestem okropną hipochondryczką, ale to wszystko mam od najmłodszych lat, więc raczej nie jest to spowodowane ostatnimi wydarzeniami. a ja nie chcę, żeby tak bolało, bo nie zdzierżę... boję się, że te uczucia zostaną ze mną na całe życie.
  21. no właśnie, ale umówiłam się z mamą, że pójdę do psychologa w czerwcu, jak się kaska zorganizuje, ale nie z tego powodu, tylko ogólnie, bo ja generalnie jestem strasznie problemowa od małego. ale najgorsze jest to przeżywanie... jestem nadwrażliwa, przejmuje się byle czym, a co dopiero czymś takim, na co niektórzy leją, w mordę strzelą i po sprawie. czemu ja nie mogę taka byc? a najgorszy koszmar jaki może być to to, że nie uporam się z tym do końca życia, że zawsze będzie mnie to wszystko bolało... chcę się tego pozbyć, i tyle. wiem, że rzeczywistości nie zmienię, ale nie chcę czuc tego bólu psychicznego. wiesz może, jak to jest? da się normalnie życ i byc szczęśliwym po 'przepracowaniu' tego?
  22. Nie byłam zgwałcona, ale moja cielesność została naruszona. Zakończyłam tę znajomośc, powiedziałam mamie (mam 17 lat), wracałam do normy (bo przeżywałam to strasznie, aż za bardzo chyba.. a tak notabene to była dziewczyna, która jest hetero, sama nie wiem, dlaczego ona to robi, i to wielu ludziom, nikt sobie nie bierze tego do serca, a ja bardzo), ale ona chciała się 'pogodzic'. ja czułam w momencie gadania z nią coś dziwnego, tępy ból, nie chciałam z nią gadac i po 2 dniach zebrałam się i powiedziałam jej, że chcę zerwać kontakty i koniec. poj*bana cała ta sytuacja, wiem. ale od tamtej pory (tak mi się zdaje) mam takie coś właśnie. to trwało wiele czasu, ale w ogóle się tym nie przejmowałam, po jakimś czasie mnie trafiło i to bolało. aż strach pomyślec, co by było ze mną, gdyby ktoś mi zrobił coś gorszego
  23. ech, wstyd mi się przyznac, w jakim kierunku.. najgorsze jest to, że ja nie wiem, czy ja to dobrze zinterpretowałam, czy to paranoja, w tamtej chwili w pełni w to wierzę.. ktoś przez przypadek sie o mnie otrze (albo i nie?), a ja zaraz sobie myślę, że chce mnie wykorzystac i tak się w zasadzie wtedy czuję. i to boli. albo ktoś mnie dotknie (np. koleżanka dotknie mojego ramienia) i jest to samo. eech, ja w zasadzie jestem pewna, że coś jest ze mną nie tak
  24. matko! sama nie wiem, wydaje mi się, że mam paranoję, nadinterpretowuję działania ludzi w takim jednym kierunku. tzn. tutaj była dyskusja, że osoba z paranoją nie powiedziałaby, że sama sobie wbija, tylko by tego nie zauważyła, ale ja wierzę w to, co sobie myślę (i to jest najgorsze! bo to boli!), tylko natknęłam się na tekst o paranoi i miałam taki przebłysk. ogólnie mam przebłyski, że coś ze mną nie tak. ale góruje nade mną taka moja totalna nadinterpretacja i nic nie mogę na to poradzic... może piszę trochę chaotycznie, ale nie mam siły, miałam myśli samobójcze z powodu tego, co sobie zinterpretowałam, ale przeszło mi, teraz chcę byc zdrowa na umyśle.
×