Zaczynam myśleć, że jestem niereformowalna i że zniszczę swój związek.
Czepiam się słówek, tonu głosu, niefortunnie wypowiedziane zdanie wpada mi w głowę jak kula z pistoletu i toczy wokół siebie bolącą ranę. Doprowadza to do rozpaczy, wręcz histerii, kłótni z partnerem i wszystko staje się czarne, a ja się zapadam i myślę o skrzywdzeniu, ukaraniu siebie.
Może to za szybko się potoczyło? Jesteśmy razem dopiero 2 i pół miesiąca, a już mieszkamy razem...
Może ja się nie nadaję do związku...
Te wszystkie myśli sprawiają, że bardzo obniża mi się nastrój i bywam smutna. I do tego mam pretensje, że nasz związek wpada w rutynę.
Czasem trudno mi uwierzyć, że On może kochać coś takiego jak ja. A przecież wciąż powtarza to i że jestem najważniejsza w Jego życiu. A ja co? Dalej drążę w głowie rzecz, która jest przeszłością, jakby miała wpływ na to, co jest teraz.
Miesza mi się w głowie i to mi niszczy uczucie szczęścia, które jest przykryte strachem.
Co robić? Jak się zmienić? Jak uwierzyć? Jak się cieszyć? Jak się nie przejmować każdym drobiazgiem?
Pomocy
-- 23 sty 2012, 09:48 --
Rozmawiamy o tym. O każdym nieporozumieniu. On usiłuje mi tłumaczyć, nieraz całkiem sensownie, co miał na myśli i rozumowo podchodząc do tego, rozumiem, że niepotrzebnie się stresuję. Jednak nawet po zamknięciu tematu, w mojej głowie to wszystko nadal żyje, toczy się, drażni, zabija wszystko, co dobre. Czasem nie sypiam w nocy, tylko rozmyślam i się nakręcam sama. Nie mogę się pozbyć pewnych myśli, podejrzeń, niewiary... Chyba tak, moje poczucie własnej wartości spadło poniżej zera.