Skocz do zawartości
Nerwica.com

Milutki

Użytkownik
  • Postów

    284
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Milutki

  1. OK, dzięki za wyjaśnienie Ja zawsze używałem "Odpowiedz" albo "Cytuj", dlatego nie wiedziałem o tym feature... albo inaczej: kiedyś próbowałem klikać na nicka nad avatarem, ale to dlatego, że dla mnie bardziej intuicyjne było to, że przejdzie się do profilu tego delikwenta, ale ponieważ nie przekierowywało do profilu, więc uznałem to za jakiś bug. Teraz jak klikam, to jest OK - wstawia pogrubionego nicka w odpowiedź, więc nie wiem dlaczego macie z tym problem ??
  2. Sorry, że tak się przyczepiłem, ale co to znaczy: "w celu odniesienia się do konkretnej osoby, czyli wklejenia nicka w odpowiedź" ?? tzn. technicznie, jak to robicie ?
  3. ALEKS*OLO i Panna_Modliszka, gdzie wy właściwie klikacie "w celu zacytowania" ?? Zdawało mi się, że do tego służy przycisk "Cytuj", a on - jak na razie - działa...
  4. Na podstawie wartości użytkowej. A raczej jej braku. Może drogie Słońce wykazałbyś nieco zrozumienia... Przyszło mi jeszcze na myśl, że to mogą być duże straty jeszcze i pod tym względem, że ludzie tacy jak my, z depresją, lękami, natręctwami, chcą przynajmniej w innych obszarach życia odczuć jakieś przyjemności, np. zajmowaniem się swoim hobby. Dla mnie to jest bardzo ważne i myślę, że utrzymuje mnie w jakiej takiej równowadze.
  5. A może lekarz właśnie wysłuchał i chciał "człowiekowi" uświadomić bezsens jego zachowań nerwicowych... taki mały szok też może czasami pomóc... ( oczywiście w odpowiedniej dawce... )
  6. Kasztan, dzięki, trochę jakby kumam... Widać, że idziemy nieco innymi drogami, Ty najpierw Sulpiryd, teraz Sertra, a ja odwrotnie, no ale spotkaliśmy się na takich samych dawkach... Ja też zauważyłem duży spadek zainteresowania sprawami XXX, ale za to coś jakbym się uspokajał, mniej przejmował problemami... czasem mam wątpliwości, czy niektórym to forum naprawdę służy pomocą ... Marku, sorry, spodziewałem się, że przynajmniej wiesz, co robisz prawda, że cierpliwość, to cnota nielicznych...
  7. Hej, Julka, może jednak zdradzisz nam nieco szczegółów, jak udało Ci się tego pozbyć ? coś te Twoje posty mało przekonywujące... jakieś konszachty z eceftami ?
  8. No właśnie, też chciałbym to wiedzieć. Próbowałem się dopytywać na forum, ale w sumie nie za wiele się dowiedziałem (zobacz np. wpis post308802.html#p308802 i następne). Prawdopodobnie u niektórych to naprawdę przynosi odczuwalne efekty, ale te osoby nie bardzo potrafią wytłumaczyć, jak się wtedy czują... Kasztan, dokładnie tak samo było u mnie przez długi, długi czas. Przez 6 miesięcy niby rozkręcało się, rozkręcało i ... w końcu chyba zdechło... A brałem przecież niemało, bo 100, 150 a potem nawet 200 mg. Dlatego u mnie Sertralina już pomału idzie w odstawkę. Biorę teraz już "tylko" 50 mg, a za to psychiatra wrzucił mi Sulpiryd. Sam lubię eksperymenty, więc chętnie przystałem na to novum. Może to coś zdziała? Sulpirydu krótko było 50, 100, a teraz już 200 mg, czyli aktualnie biorę tyle samo, ile Ty Kasztan masz w swoim podpisie. A możesz napisać, czy jest u Ciebie jakiś efekt tego Sulpirydu ? Z tego co czytałem, to ma on bardzo różne zastosowania i też bardzo różne opinie... ale pewnie spróbować warto?
  9. Zgadzam się z tym, ale... wydaje mi się, że to o czym dyskutowaliście Zwykłyfacet i refren, to niestety tylko teoria... W praktyce nie jest tak dobrze jak opisaliście. Przede wszystkim ani razu nie padło słowo kluczowe - LĘK. A przecież właśnie lęk leży u podłoża natręctw! Natręctwa to nie są takie sobie czynności lub myśli, których można łatwo się pozbyć, wytłumaczyć sobie: nie mam czasu dla Was, mam coś ważniejszego. Owszem, od czasu do czasu da się tak zrobić: przy lżejszym lęku, w chwilowym pośpiechu, w sytuacji rozgrywania się ważnej sprawy. Ale przez większość czasu dzieją się rzeczy "słabiej motywujące". Nie wyobrażam sobie, żeby codziennie wiele razy przeżywać jakieś napięcia i stresy, tylko dlatego, żeby były one silniejsze od lęków związanych z natręctwami... Człowiek nie może długo żyć na takich obrotach, szybko by opuścił ten nędzny padół... Guzik prawda. Ja jestem przez wiele godzin zajęty pracą i różnymi rzeczami i nie myślę wtedy o natręctwach, ale to i tak nic nie pomaga. Mam natręctwa w stałych porach dnia: rano po wstaniu, po przyjściu z pracy i potem wieczorem. Czasem jeszcze w ciągu dnia. Natręctwa dobrze "wiedzą", kiedy się do nas dobrać i tyle. Zajmowaniem się różnymi rzeczami możemy tylko ograniczyć ich czas, ale i to w niedużym stopniu. No i niestety, w ten sposób nie pozbędziemy się tego kluczowego czynnika, tzn. lęku. Ha, ha... facet, sorry, czy Ty miałeś lub masz natręctwa ?? Wydaje mi się że nie, skoro takie rzeczy piszesz... Owszem, MY nie mamy siły myśleć o NN, ale zapominasz, kto tu kim kieruje. To nie my myślimy o natręctwach. TO ONE KIERUJĄ NAMI, a w zasadzie lęk. Wpychają się nam na siłę, mimo zmęczenia i różnych obowiązków. Przecież człowiek nie ma tak w 100% zajętego dnia, żeby nie wetkały się gdzieś jeszcze natręctwa. Co najwyżej zrezygnujemy z jakichś drobnych przyjemności, typu przejrzenie gazetki, TV, rozmowa, właśnie na rzecz wykonania natręctw. Bo one i tak muszą być. Niestety, niewiele jest rzeczy ważniejszych niż wykonanie natręctw, bo jest to powodowane lękiem, że jeżeli tego nie zrobimy, to stanie się coś złego... Poza tym jeszcze zauważyłem, że gdy jestem zmęczony to mam cięższe natręctwa, bo wiem, że i tak muszę je wykonać, a mam wtedy mniej sił do zmagania się z nimi. Zmęczenie nie ułatwia ich ignorowania. Nie zgadzam się z tym. To nie jest problem ilości czasu, kiedy myślimy albo nie myślimy o NN. To że dłużej "nie myślimy" niż "myślimy" o NN, nie oznacza, że natręctwa słabną. Mi wystarczy 15 minut silnych kompulsji i już daje mi w kość na cały dzień. Dodatkowo jeszcze jakąś godzinkę (sumarycznie z całego dnia) słabszych natręctw i te pozostałe 23 godziny spokoju wcale mi nie gwarantują, że następnego dnia znowu nie będę się męczył... Sorry, to nie tędy droga. Trzeba pozbyć się podstawy tego wszystkiego - czyli lęku.
  10. No właśnie, a więc jednak coś kiedyś było... To, że "jakoś udało jej się z tego wyjść", to wcale nie znaczy, że wyszła z tego całkowicie bez szwanku... Niestety, wrażliwość dziecka jest zupełnie inna. Jest dużo większa niż nam się wydaje, dlatego takie rzeczy wychodzą potem w dorosłości jako różne zaburzenia, nawet takie zupełnie dla nas niezrozumiałe... A wyleczyć to można tylko dobrą terapią, do czego bym bardzo zachęcał
  11. Jeszcze wracając do tematu alkoholu, to ja też czasem coś wypiję, no przy czym staram się nie przesadzić... Myślę, że każdy powinien sprawdzić na sobie, jak się czuje po wypiciu czegoś, wiadomo, w ulotkach muszą ostrzegać, bo różnie może być u różnych osób, niemniej, jeżeli pijemy to na własną odpowiedzialność
  12. Hej, Drodzy Sertralino-Biorcy, może dajcie szansę temu lekowi zadziałać W czasie poniżej miesiąca, to nawet nie ma co liczyć na efekty! I po co tak rozpisywać się każdego dnia: wczoraj depresyjka, dzisiaj lekkie pobudzenie, może jutro wreszcie coś będzie ?? Słuchajcie, przecież człowiek ma różne dni, różne zdarzenia i sytuacje z danego dnia na niego działają, raz pozytywnie, innym razem negatywnie, więc nie można po przeżyciu kolejnego dnia wnioskować o działaniu lub niedziałaniu leku. Uważam, że jednostka obserwacji to conajmniej tydzień i dopiero w takiej skali można cokolwiek obiektywnego zaobserwować. Pomijam Marka - bo u niego to jakieś zupełnie ekstremalne objawy, ale Marku, jeżeli to odstawiłeś, to z kolei musisz liczyć się z objawami odstawiennymi. Może skonsultuj się z lekarzem, nawet gdziekolwiek prywatnie.
  13. Laitro, rozumiem Cię dobrze. Oczywiście, że ciężko przeżywasz te straty... Zwłaszcza, że nie stało się to z powodu jakiegoś kataklizmu, któremu nikt nie mógł zapobiec, ale z zupełnie banalnego powodu - lekceważącego stosunku babci do Twoich rzeczy... Ludzie nie rozumieją, że coś może mieć dla kogoś wielką wartość z tego powodu, że była to czyjaś praca, serce, które się w to włożyło, może jakieś historie i wspomnienia z tymi rzeczami związane... I dlatego te nowe rzeczy nie zastąpią starych, przecież jest też coś takiego jak "wartość historyczna"... Ja też jestem przywiązany do niektórych swoich rzeczy (mających obiektywnie średnią wartość), ale w ogóle nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł ot, tak sobie, je wyrzucić... Przy czym w mojej sytuacji jest może o tyle lepiej, że te moje "osiągnięcia" są głównie zapisane w komputerze, a więc łatwo jest je powielić i zabezpieczyć, a później także odtworzyć, no i rzeczywiście nie ma tej różnicy między kopią i oryginałem. Ale i tak rozumiem, co czujesz. Ostatnio stwierdziłem u siebie przynajmniej 70% cech osobowości anankastycznej, co na pewno sprzyja postawom przywiązywania się do rzeczy. Polecałbym Ci wizytę u psychologa, na pewno mógłby Ci pomóc.
  14. Powiem Ci, że w niektórych "lajtowych" jego wersjach tak rzeczywiście może być Ja miałem spory hardcore... Jest właśnie ten problem, żeby to zaakceptować, "zaprzyjaźnić się" z tym, może nawet obrócić na swoją korzyść... niestety, kiedyś tego nie umiałem i dlatego to był koszmar... och, jak sobie przypomnę, co przeżyłem... Na szczęście teraz tylko od czasu do czasu mnie straszy, ale już nie ma tej dawnej siły, nie pozwalam mu Dokładnie tak! Bardzo dobrze to ujęłaś, podoba mi się to zgrabne zdanie (jakiś esteta się we mnie odzywa, czy co?) Trochę nie rozumiem, co to znaczy "nie wierzę w to, że mam problem" ? Ignorujesz istnienie problemu, czy raczej chciałabyś, żeby jeżeli ewentualnie on istnieje, to że powinien się jakoś sam rozwiązać... ?
  15. no właśnie, może by jednak przywrócić go do życia, jako alternatywny (i prawdziwy !) mrgreen ? i
  16. OK, trochę mnie to uspokoiło... ale wiesz może, skąd jest sama nazwa "mrgreen" ? w necie pojawia się w różnych kontekstach, ale nie czaję tego... jedyne co mi przychodzi na myśl, to "zzieleniały ze śmiechu" (sorki za zawracanie głowy takimi pierdołami)
  17. Femme, od razu po przeczytaniu Twojej historii przyszło mi na myśl jedno... Twoje zachowanie, to reakcja na porzucenie Ciebie przez chłopaka -> potrzeba odgrywania się za to, a aktualnie: satysfakcja z podporządkowywania sobie mężczyzn, jako sposób ciągłego udowadniania sobie, że jednak jesteś wartościową osobą (w kontekście związków z mężczyznami). Chłopak odchodząc tak jakby Ci powiedział: "jesteś do niczego, nie jesteś atrakcyjną dziewczyną". A Ty teraz próbujesz to ciągle sobie udowadniać, oczywiście zupełnie podświadomie, stąd te natręctwa podrywania mężczyzn. Jeżeli by tak było, to to jest typowa nerwica -> psychoterapia jak najbardziej wskazana... trzymaj się [Dodane po edycji:] pisząc "A Ty teraz próbujesz TO ciągle sobie udowadniać," miałem na myśli oczywiście to, że: "A Ty teraz próbujesz to ciągle sobie udowadniać, że jesteś wartościową dziewczyną, zupełnie podświadomie ... (itd.) ...
  18. Mam takie głupie pytanie... chodzi o tą ikonkę --> czy ktoś wie, dlaczego ona nazywa się :mrgreen: ??? trochę mnie to ostatnio dręczy... (ha,ha, kurde, jakaś nerwica, czy co... )
  19. JakaJa, spoko, nie miałem zamiaru wyśmiewać się z Ciebie sorry, ale sama napisałaś to w tym właśnie temacie: "Pośmiejmy się z siebie", więc jak tu się nie pośmiać... oczywiście z samych natręctw, zachowań, nie z ludzi poza tym sposób, w jaki to opisujesz... no, powiedz sama
  20. Milutki

    Szukam Zrozumienia

    Klaudia83, BULIMIA ----> Zaburzenia odżywiania http://www.nerwica.com/zaburzenia-od-ywiania-f27.html DEPRESJA ----> Depresja http://www.nerwica.com/depresja-f18.html WSPARCIE ----> linki j.w. + "Kroki do wolności" http://www.nerwica.com/kroki-do-wolnosci-f14.html
  21. Milutki

    witam i proszę o pomoc

    truetome, Przeczytałem uważnie wszystko co napisałaś... Rozumiem, że dla Ciebie ważne i sensowne są już same starania o Was, o Wasz związek. Tak, rzeczywiście, jakby się zastanowić, to masz rację, dla takich chwil szczęścia warto wiele się poświęcać (czy nie podobne podejście mieli nasi wielcy romantycy z XIX wieku ?). Ale niestety... ja również muszę przyłączyć się do poprzednich głosów, bo szkoda takiej wspaniałej dziewczyny jak Ty... Niestety, ten związek nie ma perspektyw i musi Ci to ktoś uświadamiać (nie uświadomić, bo to jednorazowo się nie da). piscis niestety jest tu żywym dowodem... No właśnie, myślę, że powinnaś znaleźć sobie jakąś "bratnią duszę", najlepiej przyjaciółkę, której byś mogła bez obaw o wszystkim opowiedzieć (mama to inne pokolenie, tak jak piszesz, nie zrozumie tego). Ta bratnia dusza mogłaby być Twoim "dobrym aniołem" patrzeć na Ciebie z boku i trzeźwiej oceniać sytuację, zajmować Cię innymi sprawami, wykorzystać w jakiś inny sposób Twoją potrzebę pomagania innym. Daj sobie trochę czasu, ale wróć kiedyś do tego wątku tu na forum, przeczytaj to wszystko jeszcze raz. Może z czasem będziesz bardziej gotowa na przyjęcie tego wszystkiego, co ludzie tu napisali. Czego Ci serdecznie życzę Trzymaj się ciepło !
  22. no faktycznie JakaJa, masz bardzo oryginalne natręctwa... nie myślałaś kiedyś, żeby występować w komediach ? (no wiesz, przyjemne z pożytecznym... )
  23. Też mam wrażenie, że często nieświadomie powielamy schematy wyuczone w dzieciństwie, przy czym teraz to my sami kontrolujemy siebie. Wiecie co, jednak to pisanie i czytanie forum daje dużo ciekawych przemyśleń stymuluje do analizy własnej nerwicy...
  24. Dzięki, że odpisaliście Wygląda na to, że rzeczywiście wszystko kręci się wokół tych samych spraw: bycie sobą, poczucie własnej wartości, akceptacja własnej niedoskonałości. Ich brak powoduje inne problemy - np. brak poczucia bezpieczeństwa, wyimaginowane zagrożenia. Pierwotne przyczyny mogły być różne (rodzice, wychowanie, niekorzystne warunki rozwoju), ale aktualnie - przyczyna tkwi w nas samych i chyba tylko my sami możemy temu zaradzić Tak, ja bym to nazwał akceptacją własnej niedoskonałości... bo to że tacy jesteśmy, to nie ulega wątpliwości, ale problem w tym, że to trzeba w sobie zaakceptować... Powiem Wam, że ja już kiedyś - właśnie poprzez akceptację - wyzbyłem się jednego życiowego problemu - była to wada wymowy: jąkanie. To był po prostu koszmar, strasznie odbierający chęć do życia. Pierwotne przyczyny tego są nadal dla mnie niejasne, ale dzięki akceptacji tej mojej ułomności (chodziłem kiedyś na psychoterapię), udało mi się to ograniczyć do stopnia, w którym da się z tym żyć. Nie zniknęło całkowicie, ale teraz jest już mało uciążliwe. Tak więc, przydałaby mi się chyba kolejna podobna, "dowartościowująca" psychoterapia, ale tym razem w kontekście NN ...
×