Skocz do zawartości
Nerwica.com

namiestnik

Użytkownik
  • Postów

    5 107
  • Dołączył

Treść opublikowana przez namiestnik

  1. namiestnik

    Zmiana koloru tęczówek

    Aj tam czerniak zaraz. Jak patrzeć dokładnie to u każdego coś się znajdzie. Ale jak masz się czuć niepewnie to idź do okulisty. Spytasz o zmianę koloru i plamkę/ki i już :)
  2. Macie pełną rację. Udało już mi się żyć kilka miesięcy w niepamięci tego co było. Tzn. to było kilka miesięcy skierowane na to właśnie. I jeżeli o mnie chodzi to trudno mi - ale było coraz lepiej. Dopóki ktoś mi nie nakazywał wracania do dawnych spraw. A kto? No tylko problem w tym, że ten sk...l sie czuje dotknięty, że ja mu wiązanki puściłem i nawrzucałem i gość (a to tego typu człowiek jest) non stop mnie ścigać chce po sądach, prokuraturach i policjach. Mści się (za co? za to, że z powrotem mu 'odbiłem' swoją żonę?). Gdy pierwszą sprawę mu umorzono (bo to niedorzeczne by ten s..syn mnie ścigał za to, że mu złorzeczyłem i nabluzgałem - biorąc pod uwagę przyczynę mego wzburzenia) to zaprzągł do tego swoją mamusię - szarą eminencję Żyrardowa. I tak - sprawa by się znowu zamknęła gdyby nie to, że co poniektórych ona straszy wpływami i boją się sprawy zamknąć. Gość z jednej strony ze mnie szydzi i naśmiewa się (że jestem czubek, że psychol co się leczy na głowę, że z moją żoną może zrobić co zechce), a z drugiej strony (tej oficjalnej) udaje, że nigdy nie był w związku z żoną, że ja nie wiedzieć czemu coś mu powiedziałem a on jest moim super przyjacielem i się boi mnie skoro on taki w stosunku do mnie fer a ja mu nawyzywałem i ogólnie w swych zeznaniach robi ze mnie mafioza. Sprawy się ciągną już 4 rok. Jak już parę miesięcy żyję i zapominam o tym bagnie co było to zaraz wraca to wszystko na nowo. Tym bardziej, że jak dojdzie do rozprawy sądowej to trzeba będzie wyciągać wszystkie te brudy i żyć tym co było na nowo. Ja sobie nawet nie wyobrażam jak miałbym go zobaczyć w sądzie i być w jednej sali. Ja chce być jak najdalej od od niego i od tego wszystkiego co z tą męską szmatą związane (mógłbym tu przytaczać mnóstwo rzeczy które pokazują co to za człowiek, ale po co). Fakt, że ciągle chodzę nakręcony i tylko ew. jakieś spotkanie z przyjaciółmi, coś innego odrywającego myśli czy też duża dawka benzo dają mi odetchnienie od tych problemów. No wcześniej te kilka miesięcy terapii pozwoliły mi już w miarę normalnie żyć i pewnie by wszystko było super gdyby się znowu nie aktywowała cała sprawa (po tym jak już w końcu 2008 miało być umorzone). Do tego mnóstwo dziwnych przypadków "zgubienia" dokumentów, "zapomnienia" czegoś czy też innych bezprawnych działać w stosunku do mnie i osób ze mną związanych (a potem tuszowanie sprawy - np. nalot policji po cywilnemu o 6 rano, a potem, że niby Ci panowie wcale nie byli - wszystko grubymi nićmi szyte, nie mogą ścigać haudowej, bo nie mogą znaleźć jej miejsca zamieszkania - pomimo, że służyłem wszystkimi danymi a i bardzo łatwo je sprawdzić). Wracając do tematu (tak właśnie - mam - jak się nakręcam w tym temacie to gubię temat i wracam tylko do tego złego) to mam wrażenie, że Ci ludzie nie dadzą mi żyć. Chyba tylko jak zdechną to przestaną mnie ścigać. A to ten typ ludzi (oni - według jego słów całe życie spędzili w sądach) co będą kłamać ile wlezie i składać wszelkie doniesienia i inne takie w prokuraturach by komuś udupić życie. Ja już się boję w PL iść po ulicy. Ja Was doskonale rozumiem (choć jak jestem nakręcony to może to nie być w takim momencie aktualne). I ogólnie mam głeboko w d. co ktoś robi i dlaczego o ile mi za mocno na odcisk nie naciska. A tu to raczej to tło mojego życia, czyli strach, poczucie bycia poza wszelkim marginesem prawa i braku pomocy od społeczeństwa w którym żyję i na które płaciłem podatki a wręcz zamiast pomocy to kopanie w d. bo ktoś sprytnie umie oszukać... Czuję, że żyję w bardzo wrogim świecie. Najchętniej każdy dzień chodził bym najarany benzosami albo czymś lepszym - by nie widzieć bagna wkoło, ale to nie sposób na życie. A jak nie jestem na benzo to tak właśnie jest - mała pierdoła wyprowadza mnie na cały dzień z równowagi. I w dodatku nie robię nic - tylko myślę o tym i to mnie wykańcza. Już mi w sumie wiele osób mówiło, że niepotrzebnie gościowi nagadałem zamiast bez świadków go nieco uszkdzić w ciemnej bramie. Nawet terapeuta i policjant tak mówił (że wtedy nie ma świadków a policjant też człowiek jak widzi w czym sprawa to mu banalnie umorzyć sprawę a nie jak się przyznam, że uznaję gościa za s..la i mu to mówię a w dodatku zostają tego ślady (nagrania). Ja naprawdę chce żyć od tego bagna z daleka. Tym bardziej teraz gdzie urodził mi się syn. A jak jestem w tych myślach to nawet nie mam pewności czy mój (bo w sumie to tylko na słowo od osoby która też nie raz kłamała, a raczej kłamała kilka lat i może nie tak dobrze, ale ja ślepo wierzyłem, więc wszelkie nielogiczności do mnie nie docierały). Już w październiku było lepiej, w listopadzie jeszcze lepiej. A tu nagle bomba i powrót do dawnych strachów. I ja znowu w proszku. Znowu wezwania, sprawy. Tylko czekam kiedy będzie kolejny cios. Mam ochotę uciec na koniec świata by żyć z daleka od tych ludzi którzy mnie prześladują. Tak - dostałem wielką krzywdę od niego. I od żony też. Ale żonie wybaczyłem. Staram się nie myśleć. Każdy popełnia błędy. Za bardzo dużą wagę przywiązywałem do wierności. itp. etc. Ale jemu nie - i nie chce go już nigdy widzieć. A on doskonale to wie i znalazł sobie kolejną ofiarę do nękania. Gdyby to ode mnie zależało to bym do tego nie wracał - ale tak to muszę. [Dodane po edycji:] Macie pełną rację. Udało już mi się żyć kilka miesięcy w niepamięci tego co było. Tzn. to było kilka miesięcy skierowane na to właśnie. I jeżeli o mnie chodzi to trudno mi - ale było coraz lepiej. Dopóki ktoś mi nie nakazywał wracania do dawnych spraw. A kto? No tylko problem w tym, że ten sk...l sie czuje dotknięty, że ja mu wiązanki puściłem i nawrzucałem i gość (a to tego typu człowiek jest) non stop mnie ścigać chce po sądach, prokuraturach i policjach. Mści się (za co? za to, że z powrotem mu 'odbiłem' swoją żonę?). Gdy pierwszą sprawę mu umorzono (bo to niedorzeczne by ten s..syn mnie ścigał za to, że mu złorzeczyłem i nabluzgałem - biorąc pod uwagę przyczynę mego wzburzenia) to zaprzągł do tego swoją mamusię - szarą eminencję Żyrardowa. I tak - sprawa by się znowu zamknęła gdyby nie to, że co poniektórych ona straszy wpływami i boją się sprawy zamknąć. Gość z jednej strony ze mnie szydzi i naśmiewa się (że jestem czubek, że psychol co się leczy na głowę, że z moją żoną może zrobić co zechce), a z drugiej strony (tej oficjalnej) udaje, że nigdy nie był w związku z żoną, że ja nie wiedzieć czemu coś mu powiedziałem a on jest moim super przyjacielem i się boi mnie skoro on taki w stosunku do mnie fer a ja mu nawyzywałem i ogólnie w swych zeznaniach robi ze mnie mafioza. Sprawy się ciągną już 4 rok. Jak już parę miesięcy żyję i zapominam o tym bagnie co było to zaraz wraca to wszystko na nowo. Tym bardziej, że jak dojdzie do rozprawy sądowej to trzeba będzie wyciągać wszystkie te brudy i żyć tym co było na nowo. Ja sobie nawet nie wyobrażam jak miałbym go zobaczyć w sądzie i być w jednej sali. Ja chce być jak najdalej od od niego i od tego wszystkiego co z tą męską szmatą związane (mógłbym tu przytaczać mnóstwo rzeczy które pokazują co to za człowiek, ale po co). Fakt, że ciągle chodzę nakręcony i tylko ew. jakieś spotkanie z przyjaciółmi, coś innego odrywającego myśli czy też duża dawka benzo dają mi odetchnienie od tych problemów. No wcześniej te kilka miesięcy terapii pozwoliły mi już w miarę normalnie żyć i pewnie by wszystko było super gdyby się znowu nie aktywowała cała sprawa (po tym jak już w końcu 2008 miało być umorzone). Do tego mnóstwo dziwnych przypadków "zgubienia" dokumentów, "zapomnienia" czegoś czy też innych bezprawnych działać w stosunku do mnie i osób ze mną związanych (a potem tuszowanie sprawy - np. nalot policji po cywilnemu o 6 rano, a potem, że niby Ci panowie wcale nie byli - wszystko grubymi nićmi szyte, nie mogą ścigać haudowej, bo nie mogą znaleźć jej miejsca zamieszkania - pomimo, że służyłem wszystkimi danymi a i bardzo łatwo je sprawdzić). Wracając do tematu (tak właśnie - mam - jak się nakręcam w tym temacie to gubię temat i wracam tylko do tego złego) to mam wrażenie, że Ci ludzie nie dadzą mi żyć. Chyba tylko jak zdechną to przestaną mnie ścigać. A to ten typ ludzi (oni - według jego słów całe życie spędzili w sądach) co będą kłamać ile wlezie i składać wszelkie doniesienia i inne takie w prokuraturach by komuś udupić życie. Ja już się boję w PL iść po ulicy. Ja Was doskonale rozumiem (choć jak jestem nakręcony to może to nie być w takim momencie aktualne). I ogólnie mam głeboko w d. co ktoś robi i dlaczego o ile mi za mocno na odcisk nie naciska. A tu to raczej to tło mojego życia, czyli strach, poczucie bycia poza wszelkim marginesem prawa i braku pomocy od społeczeństwa w którym żyję i na które płaciłem podatki a wręcz zamiast pomocy to kopanie w d. bo ktoś sprytnie umie oszukać... Czuję, że żyję w bardzo wrogim świecie. Najchętniej każdy dzień chodził bym najarany benzosami albo czymś lepszym - by nie widzieć bagna wkoło, ale to nie sposób na życie. A jak nie jestem na benzo to tak właśnie jest - mała pierdoła wyprowadza mnie na cały dzień z równowagi. I w dodatku nie robię nic - tylko myślę o tym i to mnie wykańcza. Już mi w sumie wiele osób mówiło, że niepotrzebnie gościowi nagadałem zamiast bez świadków go nieco uszkdzić w ciemnej bramie. Nawet terapeuta i policjant tak mówił (że wtedy nie ma świadków a policjant też człowiek jak widzi w czym sprawa to mu banalnie umorzyć sprawę a nie jak się przyznam, że uznaję gościa za s..la i mu to mówię a w dodatku zostają tego ślady (nagrania). Ja naprawdę chce żyć od tego bagna z daleka. Tym bardziej teraz gdzie urodził mi się syn. A jak jestem w tych myślach to nawet nie mam pewności czy mój (bo w sumie to tylko na słowo od osoby która też nie raz kłamała, a raczej kłamała kilka lat i może nie tak dobrze, ale ja ślepo wierzyłem, więc wszelkie nielogiczności do mnie nie docierały). Już w październiku było lepiej, w listopadzie jeszcze lepiej. A tu nagle bomba i powrót do dawnych strachów. I ja znowu w proszku. Znowu wezwania, sprawy. Tylko czekam kiedy będzie kolejny cios. Mam ochotę uciec na koniec świata by żyć z daleka od tych ludzi którzy mnie prześladują. Tak - dostałem wielką krzywdę od niego. I od żony też. Ale żonie wybaczyłem. Staram się nie myśleć. Każdy popełnia błędy. Za bardzo dużą wagę przywiązywałem do wierności. itp. etc. Ale jemu nie - i nie chce go już nigdy widzieć. A on doskonale to wie i znalazł sobie kolejną ofiarę do nękania. Gdyby to ode mnie zależało to bym do tego nie wracał - ale tak to muszę. [Dodane po edycji:] Swoją drogą dojść do tego, że najlepiej się odciąć i iść dalej bez tej obciążającej przeszłości nie było mi prosto. Poszło na to dużo czasu.
  3. No - nie jest dobrze. A jak wiadomo - jak źle to się idzie do sprawdzonych przyjaciół - czyli na forum. Dzięki za przywitanie. Postaram się nie smęcić zbyt wiele - ale być razem jest lepiej.
  4. Wellbutrin to nowy lek. Niestety nierefundowany w Polsce. Na szczęście nie jest magicznie drogi, niestety bierze się go jak nie jest dobrze. A jak nie jest dobrze to nie ma pieniędzy i dla mnie np. w najgorszych sytuacjach byłby spoooro za drogi. Inna sprawa, że miałem kiedyś, właśnie w takiej fatalnej sytuacji która spowodowała również brak dochodów miałem zapisywany bardzo drogi lek który miał tańsze odpowiedniki i mimo moich próśb i opowiadania jak źle jest finansowo i czy jest coś tańszego to nadal tylko ten drogi oryginał i nawet zostałem objechany, że coś tańszego kupiłem. Długi rosły, moje zniechęcenie do życia też. Czułem, że pozostaje tylko doprowadzić się na skraj przepaści i tam pójść. Na szczęście jak miałem lepszy stan to odkryłem cały rynek generyków. I przy okazji straciłem (kolejny raz) zaufanie do ludzi - tym razem do lekarki. Ani nie chciała mi wypisać zwolnienia, ani wypisać coś tańszego. A w mojej sytuacji, bez zwolnienia z rozliczenia wychodziłem na minusie. I zamiast zarobić to rósł dług. Leki kupowałem na kartę kredytową. Ale tak teraz muślę, jak nieludzka musiała być ta lekarka by mimo moich próśb nie zapisać mi odpowiedników za 15 zł miesięcznie zamiast 200 zł których poprostu nie miałem. Wracając do tematu Twojego leku to nie ma innego, tańszego leku który byłby generykiem, albo choć analogiem wellbutrinu. Ale kto wie, może i coś innego będzie lepsze. Jeżeli buprion (wellbutrin) dobrze robi to zostaje ew. wyjazd za granicę i kupienie go w jak największej ilości w postaci refundowanej. Albo choroba wie co. A może zmianę na coś innego.
  5. No i jeszcze kwestia poczucia się osaczonym, we wrogim otoczeniu. Np. dziś mało co nie przyp...łem facetowi w samochód albo w głowę. Przechodziłem przez przejście razem z wózkiem z dzieckiem. A tu jakis s...., ch.. je... bez mgacza nagle wyjeżdża z ulicy z parkingu w poprzek i mi wjeżdża na pół przejścia na centymetry od wózka. I do tego nie mam jak wjechać na podjazd dla wózków by ominąć wysoki krawężnkim bo mi go zastawił. Gotuje się już we mnie maksymalnie. Pokazuje gościowi by cofnął bo nie mam jak wyjechać. A ten mi wygraża. No naprawdę brakowało mniej niż włos by miał skopany samochód i bym u też przy.... . Ale wiązanekę mu taką puściłem, że aż się zatrzymał za kilkanaście metrów. I myśl taka - dobra wysadaj gościu - to zrobię Ci taki sajgon, że go popamietasz na zawsze. Żądza krwi. A potem o tym myślałem. I myślę sobie, że po tym przejściu będę chodził nie raz. I inni też. A gość kogoś w końcu potrąci a ilu ludziom nerwy popsuje. Jak już musi łamać przepisy to niech jedzie lewą stroną ulicy a nie ma mnie wjeżdża i zajeżdża mi wyjazd. I wiem doskonale, że o ile sam mu nie wymierzę sprawiedliwości to absolutnie nikt tego nie zrobi. Choć wiem też, że jak mu p...nę to zgodnie z polskim krzywym systemem prawnym (który mnie przed takimi sytuacjami nie broni) to ja będę winny a nie on. Czuję się w takiej sytuacji osaczony i sam przeciwko całej sporej części społeczeństwa takich sk..nów. Emocje temu towarzyszące są potężne.Tym bardziej jak dodać tło emocjonalne które mi towarzyszy na codzień, czyli ogromny stres, pamieć o tym sk.. haudym z żyrardowa, co mi zrobił, czego się boję, jego s...e matce która mnie prześladuje. Oczywiście te wszystkie myśli się wtedy uruchamiają i jestem wtedy we wrogim świecie.
  6. Ja się zastanawiam czy to przypadkiem nie jest tak, że zamiast na codzień artykułować swoje emocje to gromadzimy je w sobie by kiedyś wybuchnąć. Kiedyś gdy ktoś nam na odcisk naciśnie. Przynajmniej ja tak mam. Gdy jest ich tak dużo, że nie da się nad nimi zapanować. Do tego dochodzi, że znajomi nie wierzą, że tak może być, gdyż przy nich się nie wybucha. Gdyż to są ludzie którzy nawet jak "nadepną na odcisk" to przypadkiem, a nie uciskają go na okrągło pokazując jaką mają z tego satysfakcje. Tak - bo tacy co tak robią celowo i z satysfakcją to nie są znajomi - bo takich unikam. Więc to tak jak by mieć dwie twarze.
  7. Odgrzebuję temat. Właśnie tego doświadczam. Po stresie wracają nie tylko lęki ale wszystko, albo bardzo wiele tego co jest złe z przeszłości. Choć może to dlatego, że stres się wiąże z przeszłością.
  8. Amon_Rah, to ja mam ten niepolecany. A czemu nie polecasz Tegretolu? Paranoja, chyba nikt tego jednoznacznie nie stwierdzi. A tym bardziej ktos nie mający z Tobą kontaktu bezpośrednio i to przez długi czas. linka, Z taką oceną też się spotkałem. A nawet z tak skrajnymi, że wszystko da się wyleczyć i zakwalifikowanie kogoś do jakiejkolwiek grupy tzw. trudnej to tylko nieudolność. W tym wszystkim może być ziarno prawdy. Ale IMO nie więcej jak ziarno. [Dodane po edycji:] pejcz, czemu nie zdążysz przeczytać? Masz chłopie całe życie przed sobą!
  9. No to żeby skuteczne były. No i by życie po nich nie było szarą plamą.
  10. Oj jak by ktoś wymyślił coś na takie huśtawki nastrojów. I by nie być tak podatnym na wpływy ze świata zewnętrznego....
  11. No z zaufaniem to jest tak, że nigdy nie ma pewności.
  12. hmmmm - możesz rozwinąć i uzasadnić?
  13. Ja bym jednak powiedział szczerze, że martwi Cię to. A może ona wręcz na to czeka, a jak nie powiesz to pomysli sobie, że jest Tobie obojętna? Mówię Ci, porozmawiaj. Powiedz, że Cię to niepokoi, ale, że jak obieca, że to tylko zabawy w smsy to może jakoś wytrzymasz. :) I druga sprawa - nie rezygnuj z kontaktów ze znajomymi. Znajomych zawsze mieć warto. Chciałoby się by druga osoba była całym światem, ale jednak...
  14. Tylko właśnie warto uważać. Dla mnie to przykładowo ryba. Ale zwiększa jednak prawdopodobieństwo wskoczenia innego łóżka. Więc lepiej ustalić z kobietą na co pozwalam a na co nie. :) O ile nie przeszkadza sam fakt flirtowania a groźba skoku w bok. Jednak tak właśnie sądzę - pisanie sms to nic złego. Podobnie jak strzelanie przez facetów komplementów innym kobietom - toż to normalne. Nie zawsze jak chłopak jakiejś panience powie coś miłego, a nawet sprośnego to zaraz jest jakiś powód by z nim zrywać. Popatrz tak na to. Nie zawsze oznacza to romans, a raczej nawet prawie nigdy. A jak sobie pofantazjuje to się bardziej napali i będziesz miał lepsze efekty łóżkowe :) Jednak jest kwestia czy Malakh19 jest w stanie to tolerować i nie cierpieć a najlepiej zrozumieć, a jeżeli tak to czy to naprawdę niewinne flirtowanie.
  15. Ustalmy jedno - skoro te kłótnie pozwoliły Wam na lepszy kontakt to wcale złe nie były. Choć jeszcze lepsza byłaby łagodniejsza forma kontaktu. Drugie, skoro mąż jest z Tobą i do tego kłóci się z Tobą, nawet mówiąc przykre rzeczy, nawet obawy, to mu zależy. Masz tu wiele dobrych rad. Skorzystaj z nich. Absolutnie nie wracaj do nałogu. Wiem, że tak byłoby łatwiej. Jeżeli o tym myślisz, to może grupa byłaby dobra - teraz na podtrzymanie? I miej więcej wiary w siebie. Dobrze, zrobiłaś coś złego. każdemu się zdarza. Ale teraz już chcesz dobrze. Masz obawy. A kto ich nie ma? Ale wiedz, że to jest ktoś kto Cię taką pokochał i zapewne jesteś dla niego wiele warta. Hmmm, to mnie zdziwiło i raczej skłoniło do przekonania męża by poszedł. Terapia jest dla małżeństwa. Spytaj go czy tak jak jest to jest dobrze. Jeżeli nie to powiedz byście pozwolili specjalistom sobie pomóc. Pomoże ona i Tobie, ale i jemu. Mówisz, że są awantury które zabierają Tobie poczucie pewności. Chcesz ratować małżeństwo. Więc jeżeli on uważa, że z jego strony wszystko jest ok (w co trudno wierzyć) to czemu wywołuje w Tobie (chcąc lub nie) to uczucie, że wszystko się rozpada? Zapewne jemu też nie jest dobrze tak jak jest. Tak się zastanawiam co może przekonać pójść na terapię małżeńską faceta który uważa, że jest wszystko ok, a jak żona chce to niech sama idzie***. Bo sam byłem takim facetem. I wiesz.... nie bardzo dałem się przekonać. To był błąd. Tu nie chodzi o dobro Twoje czy jego, ale o dobro Was obydwojga. Może powiedz mu, że przecież obowiązku przyjścia dalej nie ma. Ale niech przyjdzie na jedno czy dwa spotkania. Przecież nikt go tam łańcuchami ani żadnym innym środkiem przymusu nie skłoni d przyjścia więcej razy. Przecież może nawet wyjść w trakcie. No i zrozum go - on tak samo może bać się jak każdy kto idzie pierwszy raz do lekarza od głowy, że tak się wyrażę. Bo to też psycholog/psychiatra. ***) To może nie być głupie - a z terapeutą gdy opowiesz mu wiele o mężu to już coś wymyślicie! Powodzenia! I dawaj znać jak idzie! [Dodane po edycji:] No i niezależnie po czyjej stronie leży wina, to trudno w poradni małżeńskiej ratować małżeństwo które przychodzi w połowie. Idź! I nie zostawiaj go - zranisz go ogromnie właśnie wtedy. Bo może nie możecie się dogadać i spokojnie powiedzieć, co czujecie. Ale chcesz i myślisz świadomie co z tym zrobić. To naprawdę dobre. A nie od razu Kraków zbudowano.
  16. Trzymam za Ciebie kciuki! I wypisuję na receptę spacerek. Któregoś dnia w pełnym słońcu.
  17. No i pytanie czy pasuje Tobie bycie z flirciarą jeżeli będziesz wiedział, że nie zamierza Cię zdradzić? Bo może to nic złego. Każdy w pewnym sensie chce być podziwiany i wzbudzać pożądanie. Jeżeli to tylko tyle....
  18. Tak choroba duszy jest dość specyficzna. Gdy dusza staje się chora to sama przestaje funkcjonować prawidłowo i nie dba o siebie wystarczająco. To można tak w przenośni powiedzieć, że chora dusza nie potrafi zadbać o siebie więc niejako życzy sobie chorować stąd choruje dalej. Może jeszcze bardziej. Rozumiem, że NOBODY4444 tutaj zabolało słowo, że na własne życzenie - bo wiadomo, że to tylko przenośnia. Nikt chyba tu obecny nie chce chorować. To podobnie jak np. zapalenie płuc. By wyzdrowieć trzeba przyjmować lekarstwa ale i mieć silny organizm. Ale nie ma się silnego bo mając zapalenie organizm słabnie. Więc to też taka w sensie Joanny choroba "na własne życzenie" skoro organizm "nie chce", a tak naprawdę nie może chorego narządu włączyć na pełne obroty by ten sam chory narząd wyleczyć, gdyż to właśnie jest ten sam narząd. Tu masz nieścisłość bo same leki i inhalacje przy mocnej chorobie nie starczą. Gdyż organizm jest słaby, gdyż nie ma jak oddychać. Często trzeba drastyczniejszych kroków. A często się to kończy tragicznie. Trzeba szybko przeskoczyć w stronę zdrowych lub umarłych, nie da się tkwić w tym latami. Z depresją czy podobnymi zaburzeniami jest inaczej. One nie zabijają wprost. Ktoś może tak żyć wiele lat i stać się prawdziwą udręką dla innych. A ci inni myślą czemu? Przecież gołym okiem nie widać na ciele by coś było źle. A nawet mogą występować chwile lub nawet długie okresy szczęścia. Więc czują się manipulowani, podważają dobre intencje. Uważają, że ktoś to robi celowo. Więc powiedzmy, że to tylko takie sformułowanie, którego nie można traktować dosłownie. Aczkolwiek niefartem jest, że są osoby którym się wydaje, że ktoś kogo znają a choruje to tak robi bo mu np. wygodnie, bo dostaje wtedy rentę, ma wolne w pracy albo dla innej korzyści.
  19. No właśnie - albo kosztowny albo trzeba kogoś komu by się chciało. Bo samemu się nie da.
  20. To neuroleptyk. Trudno powiedzieć na co - bo jedna osoba bierze na jakieś schizy czy zwidy, a ktoś inny do stabilizacji nastroju. Nie chcę Cię straszyć, ale seksem to się po nim nie nacieszysz. No i z apetytem uważaj (tyje się). Ponoć na niektórych takie malutkie dawki jakie dostałaś działają nieco pobudzająco. Mnie akurat przytępiał w każdej, nawet najmniejszej dawce. Większe zawsze przytępiają. No i to tyle.
×