
etien
Użytkownik-
Postów
246 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez etien
-
mała26 każdy boi się czegoś innego. I to czego najbardziej się boimy przybiera formę naszych obsesji. Pisałaś o HIV, że nie boisz się zarażenia, bo dzisiejsza medycyna jest na tyle już rozwinięta, że człowiek będący nosicielem może żyć bardzo długo. I tu właśnie jest haczyk. A mianowicie ja nie boję się zakażenia HIV z tego powodu, że mogłabym umrzeć. Nie przeraża mnie, to że mogłabym żyć krócej i musiałabym barć garście leków. Aczkolwiek oczywiście wolę żyć jak najdłużej i to w całkowitym zdrowiu. Ale przeraża mnie, że jakość mojego życia by zmieniła się o 180 stopni. W HIV przeraża mnie to, że będąc nosicielem musiałabym uważać na innych aby kogoś nie zarazić, że martwiłabym się w związku z tym o swoich bliskich. Czułabym się z tym taka wyobcowana i samotna. Bałabym się również tego, że inni mogliby się mnie bać. A co za tym idzie bałabym się, że może musiałabym być sama i moje marzenia dotyczące miłości, posiadania rodziny mogłby zostać mi odebrane. HIV kojarzy mi się ze stratą. Może właśnie dlatego, że boję się w życiu straty, utraty tego co jest dla mnie ważne to boję się też i HIV. Tym bardziej, iż nie mam lęków ani obsesji dotyczących jakiś innych chorób. Nigdy nie miałam obsesji, że może mam schizofremię czy jakomś inną chorobę psychiczną. Ale miałam kiedyś obsesje, że może jestem w śpiączce i wszystko co się dzieje wokół mnie to tylko wytwór mojej wyobraźni, a rzeczywistość mija mi obok, bo ja śpię. Wtedy to mnie strasznie stresowało, pamiętam że zapytałam mamę jak mam udowodnić sobie, że to nie śpiączka i skąd mam mieć pewność, że to wszystko dzieje się naprawdę. Niepotrzebnie tym gadaniem zestresowałam wtedy swoją mamę. Ale długo mnie ta myśl trzymała i przerażała i powodowała, że tracę poczucie rzeczywistości. Wtedy może i trochę bałam się, że ogarnia mnie jakiś obłęd.
-
nn2nn niestety tak to bywa z upierdliwą nerwicą. Też był czas kiedy miałam okropne natręctwa właśnie na temat HIV. Obiektywnie patrząc nie było w moim życiu żadnych ryzykownych zachowań abym w ogóle miała powód się tym przejmować, no chyba że można zarazić się dotykając na ulicy plamkę butem nie mając zresztą pewności, że ta plama to krew. Ale tak nie da się zarazić - chociaż bywały dni kiedy trudno mi było to przyjąć za takie oczywiste. W każdym razie rozumiem Cię doskonale! Kiedyś miałam taką jazdę odnośnie strachu przed HIV: Pewnego dnia znalazłam się na przystanku autobusowym i była tam ławeczka. Postanowiłam usiąść na ławeczce, obejrzałam ją dokładnie poczym usiadłam. Siedziałam tak chwilę i nagle z przerażeniem dostrzegłam, że na ławce która stała zaraz obok było rozlane coś brunatnego. To coś było zaschnięte i brunatne, zatem w domyśle mogłaby być to krew. Natychmiast z przerażeniem wstałam i zaczęłam jak jakaś nawiedzona na to patrzeć, zastanawiając się czy to coś z ławki obok mogło się znaleźć na mnie. Obejrzałam jeszcze raz ławkę, na której wcześniej usiadłam i starałam się odtworzyć po kolei co się wydarzyło jak dotarłam na przystanek i czy może przypadkiem jednak miałam kontakt z tą substancją. Wiem, że tego nawet nie dotknęłam ale oczywiście nie byłam tego pewna. Wsiadłam w końcu do autobusu i całą drogę się tym przejmowałam. Myślałam o HIV i o tym czy to dotknęłam, czy nie. W domu ciągle o tym myślałam próbując sobie w głowie odtworzyć całe zdarzenie. Byłam tak zestresowana i nie pewna, że postanowiłam pojechać tam z powrtem aby się upewnić, że na ławce na której siedziałam jednak nie było tej plamy. Musisz zdystansować się do tych obsesji o HIV, spróbuj obiektywnie racjonalizować dane wydarzenia. To tylko lęk, to tylko obsesje! Nie daj sobie wmówić czegoś co nie jest prawdą. Jeszcze raz chcę powiedzieć, iż dokładne rozumiem ten strach, lęk - nie jesteś w tym sam! Nie przejmuj się :) to nie HIV tylko nerwica
-
Boję się że muzyka lub obraz wprowadzą mnie w depresję
etien odpowiedział(a) na Torhild temat w Nerwica natręctw
Torhild ja zaś odkąd zachorowałam na nerwicę natręctw to w zasadzie w ogóle nie mogę słuchać muzyki i ogladać pewnych filmów. To znaczy ostatnio czuje się lepiej zatem wracam do tych rozrywek. Jednak gdzieś dobre dwa lata nie mogłam słuchać muzyki pomimo, że to była zawsze moja pasja. Dużo też w życiu śpiewałam zarówno dla siebie, jak i w kościele, zespołach. I to był dla mnie szok, bo muzyka, śpiew - moja pasja zwyczajnie została przeze mnie w pewnym sensie wyeliminowana bo nie dawałam rady. Kiedy słuchałam muzyki ogarniał mnie wielki dół, stany depresyjne i w dodatku muzyka stała się pożywką dla moich chorych obsesyjnych myśli. Dla właśnego konfortu psychicznego wolałam nie słuchać. -
Dawno nie odwiedzałam tego forum - dlatego piszę tu dopiero dzisiaj. Natrętek jeśli masz jakieś konkretne do mnie pytania to pisz na priv. W każdym razie ja na nerwicę choruję od 4 lat. Przez pierwsze pół roku wariowałam nie zdając sobie sparwy z tego co mi jest. W końcu zaczełam dużo czytać i się szybko zorientowałam, że to ZOK. Zaczełam się leczyć jakiś 2,5 lata temu z przerwami. Brałam kilka leków (każdy osobno przez jakiś okres). Odbyłam także 1,5 roczną terapię z psychologiem, ale tez ze względu na limity w NFZ musiałam ją zakończyć. Raczej zawsze byłam bardziej skłonna do terapii niż do brania leków (zwyczajnie boje się, nie ufam do końca tym wszytskim lekom). Terapia myślę, że mi dużo dała. Obecnie obserwuje u siebie poprawę. Już nie mam tak silnych obsesji - leków. Moje obsesje nie są już tak abstrakcyjne, straszne, odrealnione. Po mału czuje, że wracam do normalności, poza właśnie tą pracą i nie umiejętnością nie znajdywania sobie nowych zmartwień. Dzięki terapii myślę, iż dokładnie wiem co u mnie było przeczyną powstania tych zaburzeń. Z demonami przeszłości też już sobie poradziłam. Na terapii też omawiałam moje trudności z pracą, moim podejściem do pracy i wiążącymi się z tym lękami. Jednak kiedy tam chodziłam byłam ogólnie w na tyle kiepskim stanie, że praca wtedy była jednak wciąż wątkiem pobocznym moich problemów. Teraz w zasadzie czuje się prawie OK. I teraz myślę, iż jest czas aby włąśnie zmierzyć się z pracą. Tym bardziej, iż właśnie jej mi barkuje aby moje życie mogło być uporządkowane. Brakuje mi pracy jako zajęcia, jako możliwości do samorealizacji, jako środka do samodzielności, niezależności. Jak również brakuje mi pieniędzy. I co się z tym wiąże brakuje mi włąśnie tej niezależności oraz możliwości realizowania innych pasji, bo dziś wszytsko coś tam kosztuje. Jestem bezrobotna prawie już dwa lata i to mnie bardzo przeraża. Boje się, że w ten sposób z każdym dniem zmniejszam sobie szanse na jej znalezienie. Codziennie obiecuje sobie, że powysyłam nowe oferty itp. i ciągle kończy się to na planach. U mnie problem jest jeszcze taki, że boje się bycia poddawanym ocenie w pracy. Co powoduje we mnie, że podświadomie unikam sytuacji z tym związanych. Ale najtrudniejsze jest właśnie to, że codziennie znajduje sobie nowe zmartwienia, które analizuje całymi dniami. Chciałabym mieć kontrolę nad całym światem to wtedy może czułabym się bezpiecznie, i to bezsensowne analizowanie daje mi złudne poczucie, że coś jednak kontroluje, dlatego to tak wciąga. eksajter też się zgadzam z tym, że osoby o skłonnościach do perfekcjonizmu mają większe skłonności aby zapaść na ZOK. Ja zawsze chciałam być doskonała, wszytsko robić najlepiej, wszytsko dokładnie, sumiennie, idealnie - i dokąd mnie to zaprowadziło...? Wydaje mi się też, iż osoby o temperamencie melancholika oraz flegmatyka mają większe predyspozycje aby mieć ZOK. Każada nie udana rozmowa kwalifikacyjna i tym samym utrata możliwości zatrudnienia zazwyczaj powoduje u mnie depresje i kolejne odwlekanie szukania pracy. Jeśli chodzi o jakieś szczegóły to już na priv - zachęcam do pisania! :)
-
A ja się tak zastanawiam, czy oby na pewno jest dobrze, czy może sam sobie to próbujesz wmówić aby nie musieć o samym sobie mysleć, iż jesteś chory albo, że może jednak potrzebujesz wizyty u psychiatry. Sorry, że tak piszę; ale w swojej wypowiedzi tak często piszesz, że już czujesz się lepiej, że jakoś wydaje mi się to być mało wiarygodne - to brzmi tak jabyś się usprawiedliwiał. Na pewno jest jakiś powód, dla którego poczułeś potrzebę aby się wypowiedzieć i o tych natręctwach wspomnieć tu na forum. Tylko Ty wiesz jak naprawdę się czujesz, i jak naprawdę to z Tobą jest. Jeśli faktycznie czujesz się lepiej to świetnie! Jeśli te natręctwa Ci nie przeszkadzają i są znikome to super. Jeśli czujesz się szczęśliwy to ogólnie z pewnością nie ma powodów do brania leków. Chyba, że może zdecydowałbyś się na jakomś terapię? Powodzenia!
-
Hej! Mam pytanie, czy Wasza nerwica natręctw nie przeszkadza Wam w pracy, w codziennych obowiązkach? Czy macie problemy w ogóle ze znalezieniem pracy, szukaniem jej? Ja jestem już dość długo bezrobotna i właśnie mam problem z szukaniem pracy. Ciagle skupiam się jedynie na swoich obsesjach, problemach, zmartwieniach - które nie mają akurat z pracą nic wspólnego. Ciągle odczuwam przymus aby rozmyślać, analizować swoje zmartwienia. Tracę na to strasznie dużo czasu i energii. Ciągle się boje i martwie - ale te moje problemy są jakby niedorzczne, bo przejmuje się np. tym co będzie kiedyś w przyszłości w odniesieniu do rzeczy, na kóre i tak często nie mam wpływu. A zaś odnośnie tego co mogę faktycznie zmienić np. praca - nic nie robię! I to jest cały absurd. Tzn. szukam pracy - ale jakby mało efektywnie, okresami. Np. przez jakiś okres szukam bardzo intensywanie, a potem dół! Kiedy dopadają mnie złe myśłi, zmartwienia to one wydają się być wtedy najważniejsze, najpilniejsze. W obliczu tych moich zmartwień szukanie pracy jakby wydaje się być mniej ważne i spada na plan dalszy. A mam świadomość, iż patrząc na to wszytsko realistycznie to szukanie pracy jest obecnie, w mojej sytuacji bardzo ważne. Moje obsesje przeszkadzają mi aby się skoncentrować nad tym co faktycznie istotne. [Dodane po edycji:] Widzę, iż nikogo tu nie obchodzi temat, który napisałam. Miło tak zostać zepełnie zignorowanym. No chyba, że nikt z Was nie pracuje i ogólnie praca też Was nie obchodzi. Miłego dnia!
-
Chcę by ktos mi pomógł zdiagnozować.
etien odpowiedział(a) na 345dfrt34wesdf temat w Nerwica natręctw
Z tego co piszesz wygląda mi to na zaburzenia obsesyjno - kompulsywne czyli potocznie nazywając nerwicę natręctw. Mózg płata nam figle. Podobno mózg zawsze sobie coś wymyśli aby poczuć się "lepiej", a mianowicie czegoś się bardzo boisz - jednak jest to tak silny lęk, iż nie jesteś sam w stanie stanąć z tym lękiem twarzą w twarz i mózg wymyśla te wszystkie dziwne jazdy bo woli bać się (Ty wolisz bać się ) np. diabłów niż tego co jest realną przyczyną lęku. Jesteś bardzo niestabilny psychicznie i dlatego jesteś obecnie w stanie wkręcić się we wszystko... Tylko, że powodowany lękiem to ty sam się nakręcasz i nakręcasz. Powiem tylko, że jak nn było u mnie silne też się bardzo wkręcałam i to było straszne odczucie. Poczucie nierealności, wyobcowania - poczucie że szaleję albo zaraz oszaleję. Niepewność co jest realne: czy to co się dzieje, czy to co sobie wkręcam? Gdzieś resztkami sił próbowałam utrzymać się w tym co podpowiadał zdrowy rozsądek, ale było ciężko. Nie chcę pisać konkretnego przykładu, bo nie chcę tego sobie dokładnie przypominać. I zwyczajnie boje się o tym pisać - nie chcę wywoływać wila z lasu. Nie chcę zaburzać własnego spokoju - a my z nerwicą łatwo się wkręcamy w tych tematach, szczególnie tych wobec, których wykazujemy jakomś tam słabość. 345dfrt34wesdf najlepiej zrobisz jak pójdziesz do lekarza! Tym bardziej, że jesteś teraz wg mnie tak podatny na wkręcanie się w te różne jazdy, że może okazać się, iż na ten czas leki są niezbędne. -
Skąd wiecie, że macie nerwice? Diagnoza psychiatry?
etien odpowiedział(a) na Marena temat w Nerwica natręctw
Marena! Jest różnica pomiędzy byciem nerwowym, a byciem chorym na nerwicę. Możesz być strasznie nerowa, że byle pierdoła wyprowadza Cię z równowagi ale nie oznacza to, że masz nerwicę. Możesz poprzez swoje zdenerowaanie mieć problem z opanowaniem tych emocji, z agresją ale to jeszcze coś innego niż nerwica. Ja mogę się wypowiedzieć tylko na temat nerwicy natręctw bo taką mam, o lękowej nie wiele wiem bo mnie nie dotyczy. W każdym razie w pewnym momencie życia zaczęłam mieć dziwne lęki, pojawiały się w mojej głowie dziwne myśli, które były w ogóle nie zgodne z tym co uważam, z moimi wartościami itp. (te myśli pojawiały się znikąd i były tak ode mnie odmienne jakby nie moje), myśli te mnie przerażały, powodowały we mnie narastający lęk, napięcie. Myśli te zawsze były odczuwane przez mnie jako bardzo przykre, męczące, uciążliwe towarzyszł im straszny lęk i co gorsza nie sposób było się takiej danej myśli pozbyć. Aby taka myśl w końcu dała mi spokój musiałam się bardzo namęczyć, bo żadne racjonalne tłumaczenia, iż nie warto się nad tym zastanawiać nie pomagały. Byłam zmuszona ciągle tą myśl analizować, szukając jakby rozwiązania, czasami pomagało jakieś wyjaśnienie wymyślone przeze mnie ale tylko na chwile i musiałam ciągle w myślach powtarzać to "wyjaśnienie" w odpowiedniej kolejności, używając bardzo "odpowiednich" słów aby chąć na chwile nie odczuwać lęku. Czasami jedna taka głupia myśl potrafiła mnie zamęczać miesiącami. W pewnym momencie złapałam się na tym, że jak już jedną myśl - problem rozwiąże to za chwile pojawia się koleja głupia myśl - kolejny problem. Doszło do tego, że nieustannie się martwiłam - przeżywając w swoich myślach straszne horrory - to było tak wykańczające, że odczuwałam realne, fizyczne zmęczenie i coraz bardziej popadałam w depresje. Nie mogłam zatrzymać ciągu tych myśli. Często te myśli przybierały formę pytania, na które nijak dało się odpowiedzieć. Czyli jakąkolwiek odpowiedź był nie dała to skrzywdziłabym tą odpowiedzią innych bądź siebie - co gorsza odczuwałam, iż ta moja odpowiedź może mieć realne konsekwencje w rzeczywistoci - to powodowało, że strach mnie prawie, że paraliżował. I pomimo faktu, iż zdawałam sobie sprawę, że jest to niedorzeczne to nie potrafiłam nad tym zapanować. Nie potrafiłam także zignorować tych pytań pojawiających się w mojej głowie. Jestem osobą wierzącą i wierze w istnienie duchowości (sfery duchowej, której nie widać ale jest) zatem te moje obsesyjne myśli przybierały bardzo abstrakcyjne i skomplikowane twory myślowe. Byłam jak "biedny, zagubiony mędrzec" który rowiązywał wszelkie dylematy świata: religijne, duchowe, społeczne itp. Zwykły obłęd. W końcu te myśli mnie tak opanowały i lęk, że zaczełam myśleć, iż albo jestem opętana albo wariuję. Raczej byłam zawsze osobą ze skłonnościami do stanów depresyjnych zatem w tym temacie zawsze byłam oczytana. Kiedy zauważyłam, że dzieje się ze mną coś naprawdę złego zaczełam przeglądać różne strony dotyczące psychologii. Na początek natknęłam się na informacje o nerwicy lękowej - myślałam, iż to właśnie może mi jest. Ale kiedy naprawdę się zagłębiłam w ten temat to zuważyła, że te objawy jednak do mnie nie pasują. W każdym razie wtedy czułam się już na tyle źle, iż myślałam o wizycie u spychologa. W końcu natknęłam się na bardzo fajne artykuły na temat nerwicy natręct i BINGO! Wszystko dokładnie jakby opisywało mnie i to co się ze mną dzieje. Odczuwałam wtedy dziwną ulgę, bo w końcu wiedziałam co się ze mną dzieje. I wtedy poczułam, że skoro to jest nerwica natręctw to przynajmniej wiem co teraz mogę z tym zrobić. Jak poszłam do psychologa, potem do lekarza to diagnoza brzmiała jednoznacznie nn. Chcę dodać, iż nie sugerowałam że się domyślam, że to nn, opisywałam im jedynie swoje objawy, to co się ze mną dzieje. Jednak jeśli chodzi o diagnostykę to budzi ona trochę obawy, ponieważ mam wrażenie, iż nie ma jednoznacznej, nieomylnej metody diagnozowania takich rzeczy jak zaburzenia. Ponieważ np. złamanie ręki, można potwierdzić robiąc zdjęcie rentgenowskie. Czy inne dolegliwości w medycynie są raczej wymierne, jak: badanie serca, ciśnienie itp. A co do zaburzeń psychicznych to już to nie jest takie jednoznaczne. Wszystko tu zależy tylko i wyłącznie od szczerości pacjęta. A lekarz dysponuje tylko tym co mu sami o sobie powiemy, i tylko na tej podstawie wydaje opinie, stawia diagnoze. Ale jednak opisywane w danym zaburzeniu objawy są typowe dla tego właśnie zaburzenia. Myslę iż w poprawnej diagnozie ważna jest tu dociekliwość lekarza, to aby zadał wszelkie niezbędne pytania (skrupulatny lekarski wywiad), bo my czasem możemy pominąć coś co np. jest bardzo istotne, a my tego wcześniej nie dostrzegaliśmy. I ten szczegół może wskazywać na coś jeszcze innego! Raczej chyba bardzo rzadko się prześwietla mózg aby zdiagnozować jakieś zaburzenie, tym bardziej, iż też nie zawsze w mózgu muszą być widoczne jakieś zmiany spowodowane zaburzeniem, bądź wskazujące na zaburzenie. Tego typu diagnoz chyba dokonuje się w bardzo cieżkich przypadkach, kiedy pacjęt nie reaguje ani na leki, ani psychoterapię i rozpatruje się tu chirurgiczną interwencję, która jest b. ryzykowna i nie zawsze daje gwarancji polepszenia. -
Na mnie Asentra zaczeła działać w pełni po 3 tygodniach. A dokładniej to powiem tak: już chyba od pierwszysch dni brania czułam się pobudzona i bardziej chętna do życia, jednak to spowodowało, że strasznie nasiliły się natrętne myśli. Potem kiedy odczuwałam lęk jakby w transie bawiłam się włosami - starsznie sobie wtedy zniszczyłam włosy - nerwowo je plącząc. Jednak jak plątałam te włosy to nijak mogłam analizować myśli - więc nie rozwijały się obsesje tylko pozostawał lęk. Po trzech tyg. czułam się już dobrze. Obsesje i lęki wycofały się w znaczący sposób, dalej odczuwałam pobudzenie, przypływ energii.
-
maggie88 z tego co napisałaś to myslę, iż zachowanie Twojej rodzinki to zwykły strach. Oni wolą to zwalić na brak magnezu, czy złe Twoje samopoczucie niż stanąć twarzą w twarz z prawdą, niż uświadomić sobie, że ich "idealna" córeczka może mieć taki problem i to problem, który zazwyczaj jest odbierany jako wstydliwy. Dla ludzi z roczników naszych rodziców pomoc psychologa kojarzy się tylko z jednym czyli jakimś wariactwem. Tylko dlatego, że teraz dość często się mówi o depresji i pokazuje, że każdego może to spotkać oraz czym to jest naprawdę, ludzie dopiero zaczynają się przełamywać do psychologów, do korzystania z tego rodzaju formy pomocy. Myślę, iż jesteś dla swojej rodzinki bardzo ważna dlatego tym bardziej jest to dla nich trudne, bo przyznając Ci rację muszą pogadzić się z faktem, że potrzebujesz leczenia, a więc dzieje się z Tobą coś w czym oni czują się bezradni. Myślę, iż boją się że może Ci być coś poważnego, więc wolą bagatelizować problem ludząc się, że zniknie. Możliwe, że boją się też tego że chcąc chodzić do psychologa sama się nakręcasz, próbując na siłe w sobie coś znaleźć nie tak. Chcą wierzyć, że jesteś zdrowa i boją się, że kiedy zaczniesz chodzić do psychologa to dopiero staniesz się chora bo sobie to wmówisz. To są ich obawy. Osobom, które nie mają nerwicy ciężko jest pojąć, to co się z nami dzieje. Wydaje im się często, że jak się zmusimy do pracy nad samymi sobą to wszytsko to zniknie. Myślą, iż wystarczy odrzucić złe myśłi, czymś się zająć, a będzie OK. Myślą tak bo u nich to działa, nie są w satnie wyobrazić sobie co my tak naprwadę myślimy, przeżywamy. A właśnie nerwica ma to do siebie, że nie wystarczy wiedzieć, czy sobie powiedzieć nie chcę tak myśleć i da się to zrobić, to jest silniejsze od nas. Zastanawia mnie tylko taka rzecz. Czy w związku z tym, że masz nerwicę Twoja rodzinka nie dostrzega sama tego, że np. dzieje się z Tobą coś nie tak? Nie wiem czy to coś da, ale może spróbuj na spokojnie pogadać z tą osobą z Twojej rodzinki, z którą masz najlepszy kontakt, która jest Ci najbardziej przychylna, wyrozumiała. Powiedz jej co naprawdę czujesz i co się z Tobą dzieje i może pokaż jej jakieś artykuły z netu opisujące czym jest nerwica aby w ogóle zapoznała się z tym tematem. Najbardziej nas zawsze przeraża to czego nie znamy i nie mamy o tym pojęcia.
-
Wczoraj zamieściłam tu swojego posta! Dlaczego dzisiaj, teraz już go tutaj nie ma? :| NIE PODOBA MI SIĘ TO...! [Dodane po edycji:] JUŻ WIEM CO SIĘ STAŁO Z MOIM POSTEM - KTOŚ GO PRZENIÓSŁ POD INNY TEMAT SZKODA TYLKO, że ten ktoś chyba nieuważnie przeczytał to co tam napisałam! Bo cała moja pierwsza część wypowiedzi dotyczyła tego co ja naprawdę sądzę i myślę na temat tego forum. Czyli moja wypowiedź była dokładną i skrupulatną odpowiedzią na zadane pytanie: Jesteście zadowoleni z tego forum..? CHYBA ŻE OSOBA KTÓRA ZAŁOŻYŁA TEN TEMAT NIE JEST W RZECZYWISTOŚCI CIEKAWA ODPOWIEDZI! W TAKIM RAZIE PO CO TEMAT? Druga zaś część mojego postu faktycznie odbiegała od tematu. I to, że akurat tą drugą część przeniesiono pod inny temat - o to nie mam żalu!
-
Teraz widze to WYLOGUJ wiec jesli chodzi o mnie to juz jest OK :)
-
Ja wiem, że to jest mały pikuś i nie jest to najważniejsze. Ale jak jest odnośnik ZALOGUJ SIĘ to powinno być też coś takiego jak WYLOGUJ SIĘ. A ostatnio nie ma tu takiego czegoś! Przyznaje, że czuje się lepiej jak zanim opuszcze to forum to mogę się z niego wylogować. Zatem czy istenieje taka opcja, a jeśli tak to gdzie bo ja nie widzę tu nic takiego!
-
hej! Już tu kiedyś coś pisałam o tym leku ale się powtórze! Asentra bardzo dobry lek. Bardzo mnie pobudził do życia, wzrost energii, zero depresji, po około 3 tyg. zaczeły natrętne myśli też ustępować. Efekt uboczny to niemożność osiągnięcia satysfakcji seksualnej. Może tu kogoś zdziwię ale właśnie z tego powodu (kwestii seksualnych) przestałam brać ten lek. Mój lekarz nawet o tym ze mną nie dyskutował, tylko jak mu wspomniałam o tym "szczególe" oraz że wolałabym aby i w tej kwestii wszytsko było OK od razu przepisał mi coś innego. To nie jest tak, że mamy brać leki za wszelką cenę, obojętnie jakie byleby pomogły na depresję czy nerwicę z pominięciem innych dziedzin. Inne dziedziny życia też są ważne, więc cóż to za pożytek jeśli na depresje niby pomaga ale rozwala inne dziedziny życia, które do tej pory funkcjonowały naszczęście poprawnie. Brak ochoty na seks zazwyczaj podaje się jako jedn z objawów depresji. Seks nie jest niezbędny do życia, ale jeśli nie ma faktycznie poważnych powodów aby musieć zrezygnować z seksu to nie ma sensu tego czynić. Tym bardziej, iż seks może urozmaicić życie, pozytywnie wpłynąć na zdrowie psychiczne. Jest to ważna dziedzina życia, także dla psychiki. Osobyw nerwicy, czy depresji skoro mają udany seks, który pobudza ich do działania, daje poczucie zadowolenia to tym bardziej wg mnie bez sensu z tego rezygniwac. Można przecież dobrać inne leki aby leczenie było naprawdę skuteczne bez psucia tego co akurat działa dobrze. Ze zrozumieniem dla Lili-ana
-
Mi się to forum podoba! Spełnia moje oczekiwania! Nie uważam aby było zimnie, zamknięte itp. Na forum np. o nerwicy natręctw nie szukam znajomości, ani przyjaźni bo to już mam w realu, zatem nie potrzebuje pisać o parzeniu kawy tylko po to aby było sympatyczniej. Potrzebuję tu się dowiedzieć jak się czują, zachowują i borykają z codziennością osoby takie jak ja. I to w pewnym sensie nas tu zbliża do siebie. Oczywiście jestem otwarta na nowe znajomości i jeśli z czasem nawiąże takie to jestem jak najbardziej ZA TYM, ale nie jest to moim piorytetem bywania tu... Prawda jest taka, że bliscy nam ludzie, rodzina próbują nam pomóc w walce np. z nerwicą natręctw, jednak oni nie są w stanie pojąć tak naprawdę co się dzieje w naszych głowach. I dopiero tu można odnaleźć ludzi, którzy siedzą w tym samym i dokładnie wiedzą o co chodzi. Podoba mi się to, że osoby tu piszą dokładnie o tym co im jest, opisują wszystkie objawy swojej choroby (tak jak to wygląda naprawdę) - nawet te najbadziej "śmieszne", irracjonalne, "głupie". To sprawia, że nie jestem w tej chorobie sama bo ta choroba jest włąśnie taka dla osób z zewnątrz głupia, śmieszna i niedorzeczna (dla nas samych też, bo mamy przecież świadomość braku logiki w naszych obsesjach i kompulsjach jednak sama ta świadomość często nie wystarcza aby się z tym uporać) dlatego na codzień mało kto traktuje poważnie te wszytskie nasze lęki. Nie uważam aby ludzie tu tylko się nad sobą użalali jak to ktoś tu napisał. Jest przecież bardzo dużo tematów, gdzie próbujemy dawać sobie jakieś rady, wspólnie wymyślać najskuteczniejsze metody leczenia, czy też odwołujemy się do swoich doświadczeń, co do tego jakie leczenie komuś najbardziej pomogło i dlaczego. Myślę, że to forum jest bardzo ważne dla tych osób, które do niedawna nie wiedziały co się z nimi dzieje poza tym, że wariują. Które szukały pomocy i jej nie znalazły. Jak również to forum jest ważne dla osób, które wiedzą już że to nn ale wciąż są w tym zagubione, same. Tu mogły się nieco uspokoić, dowiedzieć czym jest nn, oswoić z problemem na tyle aby później mogły podjąć właśćiwe leczenie. Wiem, że na tym forum mogę być sobą, mogę się swobodnie wypowiedzieć i nie czuję się oceniana. Wiem, że mogę tu liczyć na zrozumienie, a to już jest bardzo dużo. Mogę opisać swój problem, swoje lęki choćby tylko po to aby to z siebie wyrzucić i mieć świadomość, że są osoby, które wiedzą w czym jest rzecz. Zrozumienie często bardzo pomaga aby poczuć się lepiej. Wydawało mi się kiedyś, że te moje obsesje, natrętne myśli są takie straszne, albo takie głupie. Obwiniałam się za to wszystko oraz obwiniałam się za to, że pomimo, iż widzę w czymś brak logiki to i tak nie potrafię się temu czemuś przeciwstawić. Dzięki temu forum widzę, wiem, że to nie moja wina tylko zaburzenia. Zobaczyłam, że tacy sami ludzie jak ja, zdolni, inteligentni, utalentowani, po studiach z wieloma fakultetami też się z tym borykają więc to że mam nn nie oznacza że jestem "głupia" tak jak coniektórzy zdrowi chcieliby to uprościć.. Dzięki temu forum łatwiej jest zrozumieć chorobę i łatwiej dostrzec jej słabe strony aby z nią lepiej walczyć. JA SIĘ TU CZUJE DOBRZE. POMAGA MI PRZEBYWANIE NA FORUM ABY POCZUĆ SIĘ LEPIEJ W TYCH TRUDNYCH DNIACH. Bywałam na innych forach, więc mam porównanie. Odpowiadając na pytanie pizzacanto stwierdzam, iż oczywiście konkretne działanie przynosi rezultaty, a nie ględzenie o nim. Jednak czy forum samo w sobie ma być tym konkretem? Chyba każdy kto się tu wypowiada ma odrobinę rozsądu aby wiedzieć, że tak nie jest. Jeśli oczekiwałeś, że forum Cię wyleczy to sorki ale nie tendy droga. Ty z tego co piszesz wydajesz się już być strasznie zmęczony tym co się z Tobą dzieje i sfrustrowany. Chyba większość z nas ma czasem takie uczucie, że to całe gadanie o chorobie, wpisywanie swoich postów, czy nawet analizowanie przeszłości u psychologa nie ma sensu - bo każdy ma czasem dość braku wyraźnych zmian i wtedy wszystko nas drażni, wszytsko wydaje się być bez celowe. Niestety leczenie takich przypadłości to długa, mozolna praca. Jednak wg mnie w każdym działaniu, które choćby może nam poprawić humor jest cel. Na leczenie składa się bardzo dużo czynników, które mają swój określony wpływ, cel. Wizyty u psychiatry, leki, psychoterapia (gadanie o przeszłości, przyszłości o tym co jest), zmiana podejścia naszego do wielu spraw, zmiana postrzegania rzeczywistości, zmiana piorytetów, czy stawianych sobie wymagań, zwykła dobra rada, czy miło spędzony czas, który tylko chwilowo poprawia nam humor to wszytsko tak naprawdę ma wpływ na nas, na nasze leczenie. Tu chodzi o nasze życie, o jakość tego życia. Tu chora jest nasza "głowa", a nie ręka do której wystarczy przyłożyć plaster. Dlatego na uleczenie ma wpływ to wszytsko kim jesteśmy, co widzimy, co chcemy, nasz system wartości, wszystko co jest w nas i wokół nas. Wiele danych do "przetworzenia" przez nasz mózg Uważam, że jeśli przez swoje zaburzenie ktoś ma przeleżeć w lęku cały dzień na łózku, czy chwile posiedzieć na forum i tym poprawić sobie humor choćby na tyle aby zdobyć się na spacer to wg mnie jaknajbardziej ma to sens. Tylko, że nie wszystko jest dla wszytskich - każdy wg własnego uznania :)
-
Jak pomóc osobie chorej na nerwicę natręctw?
etien odpowiedział(a) na Tusiex temat w Nerwica natręctw
Tusiex z tego co mi wiadomo, z tego co mi mówił psychiatra, psycholog najlepsze efekty leczenia uzyskuje się łącząc leczenie farmakologiczne z psychoterapią. Leki w sposób chemiczny wpływają na nasze przekaźniki w mózgu, zatrzymują powtarzające się sentencje (obsesje), regulują ten stan. Jednak wpływ leków powinien być przejściowy. Można jakby powiedzieć, iż leki uspokajają, pozwalają choremu odczuć poprawę w najgorszym dla niego stadium choroby, kiedy on sam z siebie nie jest nic już w stanie zrobić. Leki przygotowują, dają grunt na to aby mózg mógł jakby trochę się uregulować, odpocząć i aby był gotowy na psychoterapię. Leki ogólnie wyrównują całą chemię w mózgu co czasem jest niezbędne aby mówić o jakimś dalszym leczeniu. Jak te najgorsze lęki są uspokojone przez leki to taki chory może zacząć sam coś ze sobą robić, jest gotowy na przyjęcie rad, sugestii psychologa. Jest bardziej skłonny do takiej jakby autoterapii. Tym bardziej, że to w wyniku terapi chory musi dostrzeć złe swoje nawyki myślenia, musi obalić te wszystkie złe schematy myślowe, które się w nim ukształtowały i wypracować w sobie nowe nawyki. Jeśli zaczyna chory zmieniać swój sposób interpretowania zjawisk, oceny zagrożenia, sposobu radzenia sobie z danymi skojarzeniami to taka zmiana jest stała. Mózg zaczyna jakby funkcjonować już w tych nowych schematach. I takie leczenie leki + psychoterapia może całkowicie wyleczyć, nie powinno być nawrotów. A nawet jeśli będą nawroty, to chory już będzie potrafił sobie z tym w mairę tam poradzić. Leki bez terapii raczej nie dają trwałych rezultatów, po odstawieniu leków po jakimś czasie (kiedy już ich działanie przestanie zupełnie wpływać na mózg) wszytsko może powrócić. Oczywiście nie traktuj tej mojej wypowiedzi jako PEWNIK - napisałam to na podstawie tego co się dowiedziałam od innych, oraz takie są moje własne wnioski z mojego leczenia. Na pewno ta wypowiedź nie jest napisana fachowym językiem. Możliwe, że Twój chłopak na ten czas czuje się tak fatalnie, że nie jest nawet w satnie o tym rozmawiać, wyciągać tych lęków na światło dnia - stąd ta niechęć do terapii. Może w tej chwili tylko właśnie leki mogą tu pomóc i są najbardziej wskazane. Ale jeśli chociaż trochę dzięki lekom się uspokoi to warto by go namówić na terapie. Leczenie to proces, długi i męczący. Trzeba mieć w sobie determinację aby się nie poddawać, nie wycofać. Jeśli chodzi o mnie to do leków zawsze miałam zdystansowane podejście, zawsze bałam się je brać z powodu opisanych efektów ubocznych. Jak miałam przepisany jakiś lek to od razu ogarniała mnie depresja, że w ogóle ja muszę to brać. Podobnie jak w powyższych tu zawartych wypowiedziach nigdy nie odczułam aby jakiś lek idealnie działał. W zasadzie przetestowałam z 5 różnych leków i nigdy w pełni z zadnego nie byłam zadowolona. Jednak z perspektywy czasu muszę przyznać, iż leki w najtrudniejszych momentach mi pomogły. Mój wniosek ogólny jeśli chodzi o leki jest właśnie taki jak napisałam wyżej: leki zredukowały odczuwany lek, troche jakby uspokoiły mózg, spowodowały iż natręctwa w dość dużym stopniu się wycofały. Przygotowały mnie do pracy nad samą sobą. Ale efekty odczuwam dopiero teraz jakieś pół roku od ostatniego leku. Zaznaczę, że przez cały ten czas (1,5 roku) chodziłam regularnie do psychologa. Obecnie czuję się już prawie zdrowa. Jest ogromna różnica pomiędzy tym co było, a jest teraz. Łapie się na tym, że te dziwaczne myśli po prostu w większości sytuacji już się nie pojawiają nawet jak biorę udział w zdarzeniach, po których kiedyś miałabym już schizy. Łapię się na tym, że myślę normalnie. Mogę np. już oglądać filmy np. jakiś thlirrer i jest normalnie. Mogę znów słuchać muzyki - ogólnie czuję że wracam do normalności. [Dodane po edycji:] Tusiex! Chcę jeszcze dodać, iż najbardziej w tych trudnych dniach pomagał mi fakt, iż mogłam się wyżalić, pogadać o tym jak się czuję. Nawet jak miałam depresję to czułam wsparcie ze strony najbliższych. Czułm się akceptowana przez chłopaka oraz czułam, że ma do mnie cierpliwość i dużo troski. Nie uważam aby powtarzanie wraz z chorym rytuałów było właściwe (raczej lekarze odradzają) ale myślę, iż nie można narażać chorego na odczuwanie takiego wzmożonego lęku poprzez zmuszanie go do czegoś. Moi bliscy np. pozwalali mi wybrać film, który będziemy oglądać - dostosowywali się do mnie chociaż może woleli oglądnąć coś innego - to tylko jeden z tych najlżejszych przykładów. Cierpliwe też tłumaczenia, że nie ma się czego bać pomaga. Jak tak ktoś delikatnie racjonalizuje te nasze obsesje to uspokaja. Życzę wytrwałości i powodzenia z chłopakiem. Bądź przy nim, daj mu odczuć, że go akceptujesz. Może jego lęki i zachowania są absurdalne ale możesz być pewna, że on sam też ma tego świadomość i dlatego to nn jest takie trudne. -
To, że się lubi wyciskać pryszcze to akurat wg mnie ma raczej mało wspólnego z nerwicą!!! Adaś2222 ja też obgryzam np. skórki przy palcach, czasami aż do krwi - ale na pewno nie robię tego w celu uzyskania jakiegoś odrealnionego "porządku". Wiem, że to robię zawsze wtedy kiedy jestem zestresowana. Skoncentrowanie się na tych skórkach pozwala mi czasem nie skupiać się na moich obsesjach (nie jestem wtedy w stanie analizować swoich obsesji, nawet jeśli chcę - ale to nie powoduje że one znikają), te obgryzanie trochę jakby redukuje gdzieś nagromadzony we mnie lęk. Czyli jest to takie nerwowe, stresowe zachowanie. A jak już skórka się odegnie to muszę ją wyrównać chodźbym miała zrobić sobie krwawiącą ranę. Z tego co Adaś2222 tu napisałeś najbardziej mnie chyba zastanawia ta Twoja dziwna przyjemność z odczuwania bólu. To tak jakbyś lubił sam siebie dręczyć, lubił sobą trochę sponiewierać, lubił odczuwać ból - takie skłonności masochistyczne To trochę tak jakbyś w ogóle siebie nie akceptował i kiedy wydaje się, że już mógłbyś być z siebie zadowolony to i tak znajdujesz sobie jakiś kolejny powód aby się dręczyć. Taka obsesyjna potrzeba dążenia do doskonałości powiązane ze zniszczeniem tego kim jesteś. Jakbyś chciał siebie samego zniszczyć i wtedy może stałbyś się kimś innym kogo byłbyś w stanie zaakceptować. Wydaje mi się, iż Twoje postrzeganie ciała, siebie jest takie właśnie nerwicowe, zaburzone! To, że np. wydaje Ci się iż jesteś za blady może to być Twoja obsesja, a nie rzeczywistość.
-
Eric jeśli chodzi o znalezienie psychiatry, czy psychologa nie musisz koniecznie korzystać z prywatnych tego typu usług. Poszukaj sobie w necie adresu odpowiedniego do Twojego miasta zamieszkania jakiejś Poradni Zdrowia Psychicznego - są to przychodnie refundowane przez NFZ gdzie całe leczenie jest w ramach ubezpieczenia zdrowotnego.
-
Ja zawsze piszę i mówię, że zachorowałam w 2005 roku bo wtedy nastąpił punkt kuliminacyjny - wtedy cała ta nerwica wybuchła we mnie z rozmachem. Jednak pamiętam, że jako dziecko też miałam natręctwa tyle, że wtedy one nie przeszkadzały mi w funkcjonowaniu. Owszem zawsze myślałam o sobie, że jestem jakaś nadwrażliwa i że pewnie martwię się bardziej, niż zazwyczaj martwią się inni ludzie ale myślałam wtedy, że po prostu taka mam osobowość - nie doszukiwałam się w tym zaburzenia. Te natręctwa gdzieś ze mną zawsze były, ale jako dziecko nie zastanawiałam się nad nimi oraz pomimo ich mogłam normalnie tzn. wg. mnie wtedy normalnie funkcjonować. Były okresy kiedy o nich zupełnie zapominałam i wszytsko było ok, a innym razem jakieś tam natręctwa się pojawiały. Jako dziecko chyba myślałam, że zwyczajnie wszyscy ludzie mają tak jak ja. W dziecińste przede wszystkim zawsze bałam się o rodziców i o nich martwiłam. Odprawiałam różne magiczne gesty aby ich chronić: np. mróżenie oczu, machanie ręką tak jakbym zagarniała złe powietrze aby z nich ściągnąć to coś złego i rzucić gdzieś w otchłań. Zawsze wtedy jak pomyślałam coś złego to musiałam tak pod nosem powiedzieć: na psa urok, bądź wymówić "rok" z podkreśleniem na literę "r". Czasami jakieś ruchy głową - ale pamiętam że robiłam to tak aby rodzice i inni nie zauważyli co wyprawiam. Jako dziecko to bardzo bałam się np. stać sama w kolejce bo wydawało mi się, że zgubie się mamie i ona już mnie nie odnajdzie, bałam się sama być w domu nawet jak mama wychodziła tylko na klatkę schodową, jak bawiałm się w swoim pokoju to jak było za cicho to wołałam mame aby upewnić się ze wciąż jest w domu. Pamiętam też, że jako dziecko bałam się śmierci. W szkole średniej natomiast obsesyjnie przed wyjściem z domu sprawdzałam, czy kuchenka wyłączona, potem czy żelasko, czy okna pozamykane i od nowa, czy oby na pewno wyłączyłam kuchenke itp. Później zaś czy zamknęłam drzwi itp. Potrafiłam przez te sprawdzanie spóźnć się na autobus bo ciężko było mi wyjźć z domu.
-
wpisujcie wszystkie sposoby leczenia nerwicy natrectw
etien odpowiedział(a) na harnas1526920342 temat w Nerwica natręctw
Wiecie co rozpisałam się tu na trzy strony i wszytsko mi się skasowało A chciałam jako nieliczna tu osóbka wykazać się w tym temacie... Nie mam siły pisać tego raz jeszcze bo pisałam to przez godzinę chlip chlip -
DEZYPRAMINA (Petylyl) !Niedostępny w PL!
etien odpowiedział(a) na Klakier temat w Leki przeciwdepresyjne
Niedoszły lekarzu ! Skoro tak się orientujesz w działaniu leków, to czy mógłbyś mi coś powiedzieć na temat leku: Seronil? Czy znasz ten lek, a jeśli tak to jak go oceniasz? -
DEZYPRAMINA (Petylyl) !Niedostępny w PL!
etien odpowiedział(a) na Klakier temat w Leki przeciwdepresyjne
Mi właśnie lekarz przepisał ten cały petylyl. Prawdę mówiąc skończyła mi się ważność recepty, a ja nie zdąrzyłam go wykupić. Nie było go w żadnej aptece, którą odwiedziłam. I właśnie pomyślałam, iż może to lek mało znany, rzadko przepisywany. Moja przygoda z lekami wygląda zazwyczaj w ten sposób, że po trzech tyg. męczarni dostosowania się organizmu do leku odczuwam w niewielkim stopniu zmniejszenie się natrętnych myśli, ale stany emocjonalne szaleją. Po lekach mam chyba zawsze większą depresję, czuje się bardziej rozchwiana emocjonalnie niż kiedy ich nie biorę. Czy możecie napisać coś więcej o odczuwanych skutkach ubocznych brania tego leku. Chcę wiedzieć na co powinnam się przygotować. -
OBSESJE czy KOMPULSJE czego jest więcej w Waszej nerwicy?
etien opublikował(a) temat w Nerwica natręctw
Hej! W mojej nerwicy natręctw przeważają obsesje. W mojej głowie nieustanie powstają tematy do rozmyślań, których nie mogę się pozbyć. Obsesje te wywołują we mnie wiele rozpaczy i lęku, ponieważ dotyczą samych trudnych i stresujących tematów. Te myśli są często abstrakcyjne, nierzeczywiste jednak dotykają bardzo osobistych kwestii i tym "rozwalają mnie na łopatki". Można by powiedzieć, iż moje kompulsje to nieudolne próby wytłumaczenia tych obsesji, próby odpowiadania na pytania jakie pojawiają się w mojej głowie, próby dokonywania odpowiednich wyborów (te obsesje często przybierają formę pytania, nakazu wyboru). Jak pojawia się jakaś obsesja to aby ona dała mi spokój to muszę ją jakoś sobie wytłumaczyć, ale to nie takie proste bo nie wystarczy użyć tu racjonalizacji, muszę się strasznie wyśilić aby wymyślić odpowiednie rozwiązanie, dobrać odpowiednie "tajemne" słowa które to one dopiero przyniosą ulgę. Czuję się zmuszona powtarzać pewne określenia, bądź ciągle zaprzeczać danej myśli aby ona w końcu została jakby "odczarowana". Czasem próbując w ten sposób rozwiązać jakiś swój problem, czyli obsesję to bardzo często w trakcie takiej analizy powstają kolejne obsesje (problematyczne myśli) do rozwiazania, zatem wydaje się iż ten proces nie ma końca. Nie zawsze uda mi się daną myśl zdusić w zaroku - zignorować! Ale i tak dobrze, iż udaje mi się czasem to zignorować. W mojej nerwicy też występują takie według mnie niegroźne i typowe kompulsje jak np. konieczność sprawdzania czy zakręciłam gaz w kuchence. Jednak tego typu kompulsja przy tych moich obsesjach to pikuś. Najwięcej pochłaniają, męczą, najwięcej przerażają i wydają się być nie do opanowania to te właśnie obsesje. Totalny MATRIX Te skomplikowane, abstrakcyjne układanki myślowe to moja udręka. Chodzę na terapię, biore leki czyli ogólnie uczestnicze w leczeniu. Ostatnio myślałam też o jakiejś autoterapii i znalazłam "Poradnik dla chorych na zespół natręctw" Żerdzińskiego. I właśnie jestem rozczarowana!!! Tam głownie piszą jak poradzić sobie z kompulsjami! Piszą jak np. powstrzymać obsesje nakazującą mycie rąk, obsesje zabrudzenia itp. Moje obsesje są nazbyt złożone aby wogóle móc ją uschematyzować, jakoś nazwać itp. Trudno tu stwierdzić co tak naprawdę jest kompulsją. Ja mam potrzebę nauczyć się powstrzymywać powstawanie obsesji, zablokować rozwijanie się kolejnych wątków myślowych, nauczyć się ignorować pojawiającą się myśl. Mam poczucie, że ten poradnik jakby nie pasuje do mojego zespołu natręctw! Zastanawia mnie ile osób spośród Was ma nerwice, która charakteryzuje się głównie występowaniem obsesji z niewielką ilością kompulsji? Jak sobie radzicie z tymi myślami? Czy znacie jakiś rodzaj terapii, którą można zastosować samemu? Czy może ten poradnik Żerdzińskiego komuś z Was pomógł? -
Hej! Choruję na nn już około czterech lat. Zauważyłam, że na wiosnę mi się pogarsza. Wygląda mi to na paradoks, bo zazwyczaj wszyscy uważają, że to okres zimy jest czasem wzmorzonej depresji, a na wiosnę wszytsko budzi się do życia. A u mnie jest jakoś inaczej... Wiem jeszcze nie ma wiosny, ale już pierwsze oznaki polepszenia się pogody są zauważalne i ta świadomość, że to już marzec ogólnie natsrajają jakoś bardziej pozytywnie. I właśnie z jednej strony czuję się bardziej pobudzona, pełniejsza energii, a z drugiej bardziej zlękniona. Rok temu też w okresie wiosny odczuwałam wyraźne pogorszenie co do mojego stanu umysłu. Jestem ostatnio strasznie wszytskim przestraszona, ciągle się boję i przybywa mi natrętnych myśli, a to ostatecznie wpędza mnie w depresje. Czuje się przygnębiona, a z powodu odczuwania lęku zaczyna już mnie boleć serce (mam nadzieję, że nie dojdzie do tego nn nerwica lękowa). Chciałabym się dowiedzieć czy Wy paradoksalnie też w okresie wiosny najmocnie odczuwacie swoje dolegliwości związane z nn?
-
Nie biorę dużo leków, bo zawsze biorę tylko jeden lek. Nie przepisuje mi nigdy lekarz kilku laków na raz, ale najwyraźniej u mnie nie ma takiej potrzeby. Tzn. chyba tylko raz była sytuacja, że w jednym czasie przyjmowałam lek na depresje + jakś innych specyfik na pobudzenie. Po raz pierwszy zaczełam brać leki rok temu. Od tamtej pory brałam cztery różne leki, teraz będę brać kolejny - piąty specyfik. Trudno trafić na leki, któreby idealnie pomagały i tym samym nie zaburzały innych sfer życia... Każdy lekarz jest inny. Mój np. jak ze mną rozmawia to w taki sposób, iż mam poczucie jakby totalnie ignorował moją chorobę. Jakby bez żadnych emocji wskazywał na bezsensowność tych moich lęków. Czasami oczywiście dopytuje skąd u mnie takie "pomysły". Po czym kiedy widzi, że jestem podirytowana to zawsze stwierdza, że on jedynie chce mnie sprowokować, zmusić do myślenia. Chce abym zauważyła coś poza tymi moimi lękami. Tym bardziej, że to w dużej mierze od nas samych zależy to czy wyjdziemy z choroby. Tak jak pokrętnym myśleniem się w nią wpędziliśmy tak też budując poprawne nawyki myśłeniowe możemy się z niej uwolnić. W każdym razie mój lekarz jest wg mnie dość specyficzny ale mi odpowiada jego sposób leczenia.