
minou
Użytkownik-
Postów
848 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez minou
-
Czy mozesz zdefiniowac co w Twoim przypadku oznacza egocentrym? Najlepiej z przykladami
-
Sok z kiszonej kapusty moze pomagac w przypadku chorob psychicznych, bo przywraca prawidlowa flore jelitowa, a jest udowodnione, ze osoby chore na depresje maja czesto nieprawidlowa flore jelitowa. Dlaczego tak jest, jaki jest dokladnie zwiazek przyczynowo skutkowy i czy rzeczywiscie taki zwiazek istnieje, tego chyba jeszcze nie udowodniono. Nie wiem natomiast, czy w takim przypadku sok z kapusty kiszonej dzialalby od razu, ale jesli Ci pomaga, to pij na zdrowie
-
Zawsze tak mialas, czy to sie nasililo od pewnego czasu? U mnie takie przejmowanie sie bylo objawem depresji i nasilenia nerwicy. Przy pierwszym epizodzie umiarkowanej depresji przejmowalam sie strasznie bezdomnymi zwierzetami, nie moglam przez to spac. Za drugim razem byl to np los dzieci albo ludzi w rejonach objetych wojna. Potrafilam tez strasznie sie przejac losem kogos, kogo ledwo znalam, jesli np dowiedzialam sie, ze spotkalo go jakies nieszczescie. Po wyleczeniu depresji to zamartwianie mi przeszlo. Nie znaczy to, ze jestem obojetna na los innych, wrecz przeciwnie, od 2015 regularnie pracuje charytatywnie, poswiecam na to do 10 godz w tygodniu. Ale to nie zamartwianie, a konkretne dzialanie. Mam pewne trudne sprawy, ktore oczywiscie mnie dotykaja, ale staram sie ich nie zabierac do domu.
-
Ja mam tak samo, jak Ty - jak sie ruszę do WC to w sumie boję się mniej myśle, ze to trochę dlatego, ze mam co robić i czym zająć myśli, wstać, pójść do WC, umyć ręce itd. A trochę dlatego, ze jak jestem w ruchu to mniej czyje kołysanie w samolocie a to ono mnie stresuje. Nienawidzę tylko tego głośnego dźwięku jak się spuszcza wodę ale zauważyłam tez, ze jak są turbulencje a ja się spinam i siedzę nieruchomo, to czuje się gorzej, a jak się wiercę, zmieniam pozycje na fotelu, poprawiam sweter itd to mniej odczuwam kołysanie.
-
Mi się wydaje, ze Twoim głównym problemem jest niska samoocena i to, ze nie kochasz samej siebie. Ciężko mieć dobre relacje z innymi jeśli nie masz dobrej relacji sama ze sobą. Najwazniejsza rzecz to: cokolwiek robisz, jakkolwiek się czujesz, nie możesz robić samej sobie krzywdy. Samookaleczanie w jakiś sposób zmniejsza napięcie, ale to tylko ułuda. Wydaje mi się, ze na takie problemy może pomoc tylko porządna terapia. Celem jest, byś pokochała siebie i była dla siebie dobra. To przy okazji rozwiązuje często inne problemy. Jeśli zrozumiesz, ze zasługujesz na to, żeby dbać o siebie, żeby dbać o i swoje ciało i umysł, nie po to, żeby wpisać się w jakieś standardy wyglądu, to możesz tez rozwiązać problemy z nadwaga. Jeśli np odchudzasz się , bo uważasz, ze nie jesteś dość dobra, to tak naprawdę tez karzesz sama siebie (bo np się głodzisz) i to niewiele różni się od okaleczania. Poza tym pewnie sama wiesz, ze takie odchudzanie nie działa. Ale jeśli zaczniesz o siebie dbać z milosci do siebie, to może zaczniesz jeść zdrowo po to, by zadbać o swój organizm, zaczniesz może ćwiczyć po to, by Twoje ciało miało się dobrze. Jest takie powiedzenie, ze „Twoje ciało jest Twoją świątynią”. Świątyni przecież nie niszczysz, nie zaśmiecasz niezdrowym żarciem, nie robisz tam bałaganu, świątynia zasługuje na szacunek itd. Pamiętaj, ze Ty jesteś swoim najlepszym przyjacielem. Traktowałabyś tak najlepszego przyjaciela, jak traktujesz siebie? Spróbuj zwrócić się o pomoc do psychologa, a może tez psychiatry na początek.
- 1 odpowiedź
-
- depresja
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zaznaczę na wstępie, ze nie jestem psychiatrą ani psychologiem i porada na forum nie zastępuje profesjonalnego leczenia, ale jeśli miałabym wyrazić moje subiektywne zdanie, to Twoje leczenie jest z założenia złe. Dlaczego? 1. Leki psychiatryczne ratują życie i nie powinno się unikać ich brania, jeśli są potrzebne. Ale jeśli się wgłębiać w temat, to się dowiesz, ze mamy dość małą wiedzę o tym, jak dokładnie działają. Nawet niektóre leki będące na rynku od dziesięcioleci, maja w ulotce tekst, ze mechanizm ich działania jest nieznany. Równowaga biochemiczna mózgu jest bardzo delikatna i złożona łatwo ją zachwiać. Jeden lek ureguluje jedno, a może rozreguluje drugie. Ty bierzesz koktajle leków, zmieniasz dawkę, zmieniasz preparaty, kombinacje, a to są przecież substancje, które regulują poziom neuroprzekaźników w sposób sztuczny. Być może przez te koktajle masz tam wszystko rozregulowane. 2. Leki to jest tylko pierwszy, i zwykle krótki etap leczenia nerwicy. Kiedyś mówiło się, ze niektórzy pacjenci będą musieli brać swoje leki do końca życia, ale teraz się od tego odchodzi, przynajmniej w kwestii nerwicy i depresji (bo wydaje mi się, ze np schizofrenia wymaga stałego leczenia, ale w tym temacie wiem niewiele). Leki maja wyciągnąć Cię z najgorszego doła i przygotować do terapii. Leki to koło ratunkowe, które pozwala się nie utopić, ale to terapia uczy pływać. Z tego, co piszesz, Twój lekarz faszeruje Cię coraz to nowymi mieszankami, ale nie piszesz, czy chodzisz na terapie? 3. Ja na Twoim miejscu (ale to Ty oczywiście musisz wiedzieć, co dla Ciebie będzie najlepsze) zmieniłabym psychiatrę i znalazła porządnego psychologa i ustaliła z nimi plan powolnego odstawiania leków i zmniejszania ich dawki w miarę postępowania terapii.
-
No ale co w tym złego? Wiele osób, obu płci, przychodzi do klubu może nie w celu, ale przynajmniej przyjmując możliwość że pozna kogoś. Czasem chodzi o poznanie kogoś wyjątkowego lub chociaż kogoś na dłuższą relacje i to jest ok. A czasem chodzi o to, ze ludzie maja ochotę na sex ale niekoniecznie na zobowiązania. I to tez jest ok (pod warunkiem, ze się nie kłamie w żywe oczy). Czasem planujesz poznać kogoś w klubie na jedna noc a za rok bierzesz z nim ślub. Czasem spotykasz kogoś na kółku różańcowym, kto rzuca Ce po pierwszej spędzonej razem nocy, lub nawet przed. Za dużo rozkminiasz. Masz racje, ze od niektórych facetów w klubie bije desperacja, albo od ręki widać, ze chcą zaliczyć byle kogo. Ale zwykli, fajni, mili faceci tez czasem podrywają dziewczynę w klubie. Różnica jest tylko taka, ze normalny facet nigdy nie zapomina, ze ma przed sobą człowieka z uczuciami a nie dmuchaną lalę. Nawet jeśli znajomość kończy się na jednej miłej nocy, to normalny facet pomyśli sobie po prostu „było miło z tą dziweczyną, jest atrakcyjna i wyluzowana”. A cham pomyśli „zaliczyłem s*ke i jej nie szanuje, bo ja tak mogę, a kobieta nie”. Z tym mamy trochę problem w polskim społeczeństwie, ogólnie z równością płci i wzajemnym szacunkiem. Ale przecież nie musisz być taki i z tego co piszesz, za takiego się nie uważasz.
-
@xyz123 jesteś wystarczająco dobra, nawet jeśli nie jesteś modelka, baletnica i prawniczka w jednym. Z taką matką, jaką masz, nic dziwnego ze trudno Ci w to uwierzyć, ale tak jest. Nie jest też Twoją winą, ze nie udało Ci się za pierwszym zamachem znaleźć super terapeuty, wybrać leków i w poczuciu sukcesu wrócić do zdrowia i obowiązków. To z systemem jest coś nie tak, a nie z Tobą. Najlepiej wziąć to za oczywistość i po prostu nastawić się na to, ze zanim dostaniesz to, czego chcesz i potrzebujesz (odpowiedniego leczenia) to będziesz musiała się naużerac z konowałami. W sumie nie dziwie się, ze sceptycznie podchodzisz do leczenia, bo może wydaje Ci się, ze powrót do zdrowia będzie dla Ciebie oznaczał powrót do prób bycia idealną i osiągnięcia sukcesu w rozumieniu innych. A to przecież byłby powrót do koszmaru, który spowodował Twoje problemy. Ale tak nie jest. Jak wyzdrowiejesz i popracujesz nad swoimi problemami z odpowiednim terapeutą, będziesz mogła być sobą, tym kim chcesz być, a nie tym, kim widzą Cię inni. Ważne, by spełniać oczekiwania bliskich, ale nie, jeśli te oczekiwania są chore. Terapeuta może pomoc rozróżnić pomiędzy nimi i może nauczyć Cię, jak reagowac, jak odmawiać i jak sobie radzić z pewnymi osobami i sytuacjami. Powodzenia!
-
Masz racje. Ale tutaj znów granica między tym, co dobre a co złe jest cienka. Np strach jest naturalnym mechanizmem przezyciowym i jest nam potrzebny. Ale w nadmiarze, lub strach nieadekwatny prowadzi do nerwicy lękowej. Tak samo z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Spełnianie oczekiwań innych zawsze kosztem siebie jest bardzo złe. Ale nieliczenie się z uczuciami innych tez jest złe i tez może prowadzić do depresji jeśli reakcje innych na nasze zachowanie będą negatywne. Smierć ukochanej osoby to jedna z najgorszych tragedii, jaka może spotkać człowieka, a jeśli na dodatek to smierć samobójcza, to wywołuje ogromne poczucie winy u rodziny, bliskich, przyjaciół. Jeśli zrealizujesz swoje plany, skrzywdzisz prawdopodobnie wiele kochających Cię osób. Czy w tym wypadku spełnienie ich oczekiwań, które pewnie sprowadzają się do tego, ze na poważnie podejmiesz leczenie i spróbujesz wyzdrowieć, to za duże wymagania?
-
Myśle, ze rozumiem o co Ci chodzi, ale ja trochę coś innego miałam na myśli. Wiem, ze osoba chora na depresje nie może „wziąć się w garść” i sama sobie pomoc. Żeby się wyleczyć potrzebna jest profesjonalna pomoc, często leczenie farmakologiczne potem uzupełnione długa, może i wieloletnia terapia. Leki są jak koło ratunkowe - pomagają się nie utopić, ale to terapia uczy pływać samodzielnie - kiedyś coś takiego przeczytałam i myśle, ze to fajna metafora. Ale leczenie nie jest łatwe - leki maja skutki uboczne a na dodatek czasem trzeba dość długo eksperymentować żeby znaleźć ten, który zadziała. Terapia wymaga dyscypliny i samozaparcia i jest bolesna. Żeby przejść przez leczenie, trzeba odnaleźć w sobie jakąś sile napędową: jeśli nie jest to nadzieja, radość życia czy entuzjazm, to musi to być coś innego, np zwykła zadaniowość, poczucie obowiązku lub bunt czy złość. Napisałam tą małą prowokacje, żeby wywołać u autorki bunt. Bunt jest dobry, bo w przeciwieństwie do smutku czy użalania może być motorem do działania.
-
Masz racje, ale to nie o to mi chodziło. Autorka postu twierdzi, ze nie ma dla niej szans. Leczyć się nie chce. Do szpitala nie pójdzie, bo nie ma sensu. Do psychologa chodzić nie będzie, bo nie pomaga. Skoro tak, to napisałam jej, ze po co marnować taką dobrą siłę roboczą? Jej życie nie ma sensu, ale innych ma, jak najbardziej. Wiec nich sobie popracuje na rzecz innych, tych, którym taka pomoc ułatwi życie, które jest dla nich ważne - np zwierzętom, samotnym matkom. Nie pisałam tego poważnie. Chciałam sprowokować autorkę, żeby zdała sobie sprawę, ze jednak nie jest taka nieważna dla siebie samej jak jej się wydaje i nie jest tak obojętna na swój los, jak pisze. I potwierdziło się to. Zyję w otoczeniu chorób psychicznych od dziecka. Babcia, 3 ciotki, tato, teściowa, to tylko początek listy. Depresje, dwubiegunowki, nerwice, psychozy. Sama mam nerwice i miałam depresje. Szybko zobaczyłam jedna rzecz -różnica między tymi, którzy wygrywają z depresja a tymi, którzy latami przewlekłe z nią walczą często sprowadza się do jednego - ta pierwsza grupa zmusza się, by się leczyć (tak jak @Miss Worldwide pisze - wykonać plan a nie poddać się emocjom, chociaż to mega trudne i nieprzyjemne), natomiast ta druga szuka każdej możliwej wymówki, żeby się nie leczyć. Ja wiem, wiem, ze leczenie jest trudne, ze służba zdrowia jest do d.py, ze trzeba się nachodzić, nazmieniac psychiatrów i psychologów, bo połowa to konowaly, wiem ze leki są nieprzyjemne w działaniu. No są, ale jednak trzeba przez to przejść, żeby mieć szanse na zdrowie. Nikt nie mówił, ze będzie łatwo. Nie da się pomoc komuś, kto nie chce pomocy.
-
Skoro Twoje życie to walka o umycie zębów i nie wychodzisz z domu, to chyba aktualnie i tak nie pracujesz? Wiec i Ty masz możliwości finansowe, żeby nie pracować? Co do mienia w nosie własnego JA, to może chyba odrobina tego niektórym by się przydała bycie wolontariuszem to bycie pasożytem? Cóż, są programy, gdzie pracujesz charytatywnie za wikt i opierunek.
-
100% racja. Ja właśnie tak zrobiłam. Skoro i tak czułam się jak g*wno, niezależnie co robiłam, to dlaczego by nie zrobić tego, co do mnie należy? Gorzej mi nie będzie od tego, jak posprzatam, zdam egzamin czy wyczołgam się do pracy. Okazało się wręcz, ze po pół roku było dużo lepiej.
-
Masz racje ze to trochę mój obraz depresji, ale nie do końca, bo jak napisałam - specjaliści wymieniają skrajny egocentryzm jako jeden z objawów. Co w tym krzywdzącego? Zaprzeczanie temu to tak samo, jakbyś powiedziała, ze wymienianie nietrzymania moczu jako objawu np po trudnym porodzie jest niesprawiedliwe, bo jest wstydliwe i może zniechęcić do rodzenia. Prawda nie zawsze jest wygodna i przyjemna. Ja miałam depresje i znam te objawy, które wymieniasztez, nie mogłam spać, jeść, byłam wyczerpana, płaczliwa, lęki miałam takie, ze bałam się iść do toalety, bałam się zasnąć itd. Później dostałam leki, po których spałam 16 godzin ma dobę, pociłam się jak szczur, schudłam i nie mogłam jeść, wyglądałam jak smierć, miałam sztywne mięśnie itd. Wstydziłam się tego, jak wyglądam, na twarzy miałam pełno krostek, bo nie miałam siły na pielęgnacje, nic mi się nie chciało. Ale zdałam egzaminy na studiach a potem poszłam do pracy i nawet nie wiem kiedy leki zaczęły działać a depresja przeszła. Bo w pewnym momencie postanowiłam sprawdzić, co się stanie, jeśli jednak wstanę i pójdę na uczelnie, spełnię oczekiwania innych jak odpowiedzialna i dorosła osoba, nawet jeśli mnie to nie cieszy. Świat się zawali? Okazało się, ze się nie zawalił.
-
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
@nerwa mnie to właśnie wkurza w nerwicy - ze jeśli nie jest bardzo mocno nasilona, to w sumie da się jako tako funkcjonować, ale ile to kosztuje energii, to wiemy tylko my. Tez często czuje się psychicznie i wręcz fizycznie wyczerpana tą walką o normalne życie. Co do zmian to mojemu teściowi wywaliło węzły w jecną noc i w ogole spuchł i się okazało, ze ma zapalenie samych węzłów chłonnych, przeszło po antybiotyku, nawet nie wiedziałam, ze takie coś istnieje, a mając za sobą hipochondrię zna się trochę tych chorób mojej szefowej tez wyskoczyło w 1 noc, duża gula nad obojczykiem, ale za to niebolesna, no i z drugiej strony już wiele tygodni wcześniej była tak wyczerpana, ze słaniała się na nogach. Miała tez sporo innych objawów. Mi lekarze zawsze mówili, ze same węzły zwykle niewiele znaczą, objawy towarzyszące są ważniejsze, im ich więcej i im są silniejsze, tym większe ryzyko, ze coś się dzieje. A węzły reagują na każdą bzdurę. -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Wszystkiego najlepszego u mnie tez jest raczej tak, ze to ja lubię zadbać o innych, jakieś dekoracje, tort-niespodzianka, prezenty itd. A sama dostaje butelkę wina, prezent sobie kupuje sama (co za sens, żeby mąż kupował, skoro kasa wspólna a ja lepiej wiem, co chce ), życzenia dostaje od mamy i siostry, ojciec czasem o mnie zapomina nie m fb ani nic takiego wiec od znajomych nie dostaje, rodzina męża zwykle nie składa mi życzeń, ale ja im tez w sumie nie tak to już jest -
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
minou odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Współczuje i mam nadzieje, ze jednak wyjdzie jakaś banalna infekcja. Moja szefowa miała chloniaka wykrytego w 3 stadium i wyleczyli jej go bez problemu. To było 20 lat temu jak była jeszcze nastolatka albo zaraz po 20tce. Wiec już dawno temu i zero nawrotów. Poza tym te 20 lat temu możliwości leczenia były dużo gorsze, a jednak się udało. Inna moja znajoma tez ma chloniaka, ale rozwija się tak wolno, ze pomimo ze ma diagnozę gdzies od roku, to jeszcze nie wdrożyli żadnego leczenia, bo nie ma potrzeby. Lekarz jej powiedział, ze dziś chłoniak to jak cukrzyca. Cukrzyce już macie, wiec wiesz mniej więcej, czego się spodziewać jeśli nie daj Boże jednak byłby to chłoniak. Daj znać co i jak! -
@doi mam bardzo podobne poglądy do Ciebie, ale na pewno mniej obciazajcą historię niż Wy. Zasadniczo mam nerwicę i dwa epizody umiarkowanej depresji za sobą, ale bez myśli samobójczych. I tez uważam, ze depresja to choroba egoistyczna a samobójstwo jest egoistycznym wyjściem. Mam wrażenie, ze mówienie o tym jest „niepoprawne politycznie” ale nawet specjaliści są zgodni, ze w depresji następuje duże skupienie na sobie - MI jest źle, JA cietpię, JA jestem nieszczęśliwy. No niby tak, ale w sumie co z tego? Czemu to takie ważne? Skad w ogole pomysł, ze szczęście i dobre życie należy nam się jak psu buda? Ja jak miałam depresję, to stwierdziłam, ze jeśli mi nie przejdzie, to poświęcę się całkowicie pracy charytatywnej. Tam potrzeba każdej pary rąk, np w schronisku dla zwierząt albo coś takiego, a skoro moje życie i tak nie ma sensu, to zabicie się byłoby egoistyczne. Nie mam przecież życia ani zainteresowań wiec jestem idealna siłą roboczą. Jednak z doświadczenia wiem, ze większość chorych na depresje nawet nie pomyśli, żeby pomoc innym - są za bardzo skupieni na sobie i na tym, jak im źle.
-
W ogóle nie rozumiem tego poglądu typu, ze „w pewnym wieku” nie da się już zdobyć przyjaciół, ze nie da się nadrobić braków w kontaktach społecznych itd. A nie Ty jedyny tu o tym piszesz. Ja mam 35 lat, od 8 mieszkam na stałe zagranica i w sumie dopiero od paru lat poznaje coraz więcej ludzi i mogę sobie pozwolić na to, żeby na przyjaciół wybrać tych, z którymi łączą mnie zainteresowania itd. Mam jedna najlepsza przyjaciółkę z dzieciństwa i tylko z nią mam kontakt „ze starych czasów”. Często się przeprowadzałam i tylko ta znajomość przetrwała. W każdym nowym miejscu poznawałam jakiś ludzi (sporo przez internet) i należałam do jakiś „paczek”, ale nie umiem utrzymać stałego kontaktu przez social media czy telefon, wiec kontakt się w końcu urywał jeśli ja albo ktoś się np przeprowadzal, bo ja jednak potrzebuje kontaktu w realu. Nie mam fb (tylko fake konto do celów zawodowych) ani insta itd. Teraz mam naprawdę sporo znajomych i ciagle poznaje nowych, a zawsze byłam dość aspołeczna. Dla mnie satysfakcjonujące życie towarzyskie zaczęło się dopiero po 30-tce. Te znajomosci ze szkoły są czasem super, ale często jest tez tak, ze ludzie trzymają się razem tylko dlatego, ze znają się długo. W międzyczasie dorośli, zmienili się, działają sobie na nerwy, ale dalej „się przyjaźnią” bo głupio się tak odciąć od przeszłości no i co, jeśli nie znajdziemy nowego towarzystwa? Nie wiem dlaczego piszesz, ze „jakimś cudem” poznałeś dziewczynę przez neta? Teraz chyba z połowa ludzi się tak poznaje znam kilka szczęśliwych małżeństw, które poznały się na necie. Ja na necie poznaje przyjaciół w nowych miejscach (np na forach regionalnych, dla rodziców, hobbystycznych). Spotkałam się w realu z częścią z tych osób i niektore z tych znajomosci zmieniła się w przyjaźnie.
-
Masz mozliwosc porozmawiania z rodzicami, zeby zajeli sie powaznie tymi problemami o ktorych piszesz i pomogi Ci znalesc pschyloga i logopede? Dzieci i mlodziez z IQ powyzej przecietnej czesto maja problemy w relacjach spolecznych i paradoklsalnie dostaja tez zle oceny. W niektorych krajach sa specjalne szloly dla takich dzieci, bo maja one specyficzne potrzeby. Czesto dziecko z bardzo wysokim IQ moze wrecz paradoksalnie wydawac sie glupie, bo ich tok myslenia jest po prostu inny. Nie powinienes za to wierzyc za bardzo w te testy na necie, nawet platne, one zawyzaja rezultaty (jak je rozwiazuje dla zabawy, to wychodzi mi nawet 150 ) jesli chcesz wiedziec, jakie masz IQ, to zapisz sie na test Mensy, sa organizowane w roznych miastach, albo zrob u psychologa test WISC (test Wechslera). Wielu ludziom sie wydaje, ze wysokie IQ to same plusy, ale mam corke z IQ powyzej 130 i powiem CI, ze naprawde takie dzieci maja bardzo specyficzne potrzeby i rodzice oraz nauczyciele musza czasem naprawdre stawac na glowie, zeby takie dziecko funkcjonowalo dobrze w szkole, dobrze sie czulo, nie mialo zaburzen lekowych, mialo przyjaciol. Statystycznie rzecz biorac, dziewczynki z wysokim IQ radza sobie lepiej w kontaktach spolecznych niz chlopcy z takim samym IQ, bo u dziewczynek rozwoj emocjonalny i procesy dostosowania spolecznego sa inne. Problemy z mobbingiem w szkole i niska samoocena moga sie za kims ciagnac latami, wiec dobrze by bylo, jakbys Ty, Twoi rodzice i psycholog szkolny nie lekcewazyli tego, ale zaczeli terapie jak najszybciej. Pociesze Cie za to, ze zycie nastolatka jest czesto bardzo trudne, za to jak czlowiek jest juz dorosly i nie musi tkwic w srodowisku szkolnym, pelnym intryg, zasad spolecznych i zaleznosci, to czasem bywa latwiej. Wtedy tez mozna lepiej rozwinac skrzydla, uzyc swoje inteligencji, znaelzc taka prace, jaka Ci pasuje i samemu dyktowac warunki.
- 2 odpowiedzi
-
- depresja
- (i 1 więcej)
-
Depresja to choroba bardzo powazna i potencjalnie smiertelna, dtalego nie wolno jej lekcewazyc. Ale sa pewne "ale". To choroba jak kazda inna. Czyli - wymagajaca leczenia. Kazda choroba ma wieksze szanse wyleczenia, jesli pacjent traktuje swoj stan powaznie i chce sie leczyc - stosuje sie do zalecen, bierze leki, nie unika wizyt w szpitalach lub przychodniach, jesli sa konieczne. Ciezko byloby wyleczyc pacjenta z rakiem, jesli ten by mowil, ze nie chce isc do szpitala, bo nie podoba mu sie, ze tam go zle traktuja (zapewniam Cie, ze pacjentow onkologicznych tez traktuje sie zle, moja znajoma z rakiem pluc uslyszala, ze ma sie szykowac do grobu, ze nie ma srodkow, zeby ja leczyc, ze ma nie narzekac i czekac na swoja kolej itd), albo jakby pacjent nie chcial brac chemii, bo ma skutki uboczne. Rozumiem, ze nie masz ochoty byc w szpitalu i ze warunki tam wcale nie sa optymalne, bo naprawde nie sa. Rozumiem tez, ze moze nie masz ochoty brac lekow, bo leki stosowane w psychiatrii maja czesto nieprzyjemne skutki uboczne. Ale walczysz o zycie i rowniez od Ciebie zalezy, czy sie wyleczysz czy nie. Byc moze leczenie, jego przebieg, ludzie, ktorych spotkasz w sluzbie zdrowia, zastosowane leki, nie beda przyjemne. Ale walczysz o swoje zycie i zeby wygrac, musisz byc gotowa na takie poswiecenia. W depresji jest o tyle trudniej, ze pacjent nie ma woli zycia. Jak ktos ma raka, znosi zle traktowanie w szpitalach, wymiotuje po chemioterapii, traci wlosy, staje sie zalezny od inncyh, wszystko go boli, ale leczy sie, bo chce zyc. Pacjent depresyjny nie chce zyc, wiec jego leczenie jest bardzo trudne, bo to troche tak, ze inni (bliscy, lekarze) musza wrecz wymuszac na pacjencie wspolprace. I tutaj mysle, ze zrozumienie musi isc w dwie strony. Osoba z rakiem nie rozumie Ciebie, jak to jest, ze jestes zdrowa fizycznie, ale nie doceniasz tego? A ta osoba chora na raka bardzo chce zyc, ale umiera, bo jest fizycznie chora. Ty nie zroumiesz jej, a ona nie zrozumie Ciebie. Ale dobrze jest zrozumiec, ze Wasza sytuacja niewiele sie rozni. Obie jestescie chore i wymagacie nieprzyjemnego leczenia. Twoje podejscie do swiata, samopoczucie, brak checi zycia, to tak naprawde tylko objaw choroby, na ktora cierpisz. Nie jest to realny obraz swiata, nie jest to obiektywna prawda. Jesli znajdziesz jednak w sobie samozaparcie, zeby sie leczyc, to masz szanse na to, ze te objawy przjeda.
-
Czy tutaj nie dochodzi do jakiejs nadinterpretacji? Jak dla mnie wyglada to tak: poznales dziewczyne, podobala CI sie, fizycznie CI pasowala, poglady miala ok, bylo milo, rozwijalo sie w dobrym kierunku, w Twojej glowie powstaly juz pewne plany, czules, ze to moze byc to... i klops. To sie zdarza. Teraz jestes zdolowany (to normalne), nie rozumiesz, co dokladnie poszlo nie tak (to tez normalne), jestes zly (i to jest normalne), rozciagasz to jedno zdarzenie na reszte swojego zycia (i to tez jest typowe). A co sie stalo? Nie wiadomo. Znasz dziewczyne 3 miesiace, wydawala sie fajna, ale nie wiesz, jaka jest naprawde, Nie wiesz, jakie problemy/poglady/oczekiwania ma. Wiec teraz masz dola (normalne) i masz tendencje, zeby troche dramatyzowac (normalne), doszukiwac sie schematow (normalne), przewidywac, ze wszystko w przyszlosci bedzie wygladac tak samo (czarnowidzctwo jak jestesmy zdolowani tez jest normalne). To, co Ci sie przytrafilo, to zawod milosny jakich wiele. Masz pewne przykre doswiadczenia z przeszlosci i teoretyzujesz, ze to z ich powodu ten zwiazek sie nie rozwinal - moze tak, moze nie. Piszesz, ze wszystkie Twoje zwiazki koncza sie tak samo, ale potem piszesz, ze byles w 3 letnim zwiazku z niestabilna psychicznie dziewczyna. W tym przypadku skonczylo sie zanim sie zaczelo, a w tamtym byles z kims przez 3 lata. To chyba jednak nie tak samo? Piszesz, ze zwykle dazysz dosc szybko do seksu, a teraz postanowiles czekac. To tez nie tak samo? Ale wszyscy w tym watku wmawiaja Ci, ze Ci sie nie udalo, bo "powielasz schematy", bo robisz cos nie tak, bo wysylasz takie a nie inne sygnaly. Ale przeciez z tego, co piszesz, to Twoje zachowanie zmienia sie i dostosowuje wraz z doswiadczeniem, wiec nie wiem, skad te wnioski? Nadinterpretacja? Czego potrzebowales piszac ten post? Nie wyszlo z dziewczyna, masz dola, wszystko jest bez sensu. Jakbys rozmawial z kumplem, to by Ci powiedzial cos w stylu "nie lam sie stary, kto zrozumei kobiety? Moze wcale nie okazalaby sie tak fajna jak myslisz, sa miliony lasek na swiecie, znajdziesz inna". Ale jestes na forum dla osob chorych psychicznie, wiec dostales kilkanascie roznych diagnoz, podejrzen o zaburzenia, problemy psychiczne, nieprzepracowane traumy itd. Jak dla mnie cierpisz na zwykly zawod milosny. Poboli i przejdzie, a potem Ty zlamiesz komus serce, a potem znow ktos zlamie Tobie itd. Zycie.
-
Napisz jak było ja 2 tyg temu wróciłam z Paryża, mój tato tam mieszka i lubię tam jeździć, ale to pozywka dla nerwicy jak nic (lot, terroryści, żółte kamizelki, kierowcy-wariaci, przestępczość, ciemne i zatłoczone metro pełne potencjalnych wariatów i - znów- terrorystów). Ale przeżyłam lot w tamta stronę był bardzo nieprzyjemny, ale już z powrotem było zaskakująco ok. Ja ogólnie jestem pogodzona z losem i wiem, ze będę siedzieć w samolocie i cierpieć. Teraz córka wymyśliła, ze marzy o Tokio, wiec jeszcze dłuższy lot. Najtaniej wychodzi z przesiadka w Pekinie, jakieś 19 godzin w podróży
-
mam umiarkowane zaufanie do suplementacji. Najpierw kupiłam wyciskarkę do soku i uzupełniłam dietę o ok. 2 soki warzywno-owocowe dziennie. Potem powoli zmieniałam swoją dietę aż doszłam do diety w 80% wegańskiej i nieprzetworzonej. Ze względu na to biorę teraz (jak mi się przypomni) omega 3 z alg i bakterie kwasu mlekowego. B12 na razie nie suplementuję, bo ok. 2 razy w tyg jem jakieś mięso, najczęściej ryby wiec wg. tabel zapotrzebowania powinno wystarczyć. Powiem Ci, ze dbam o dietę od ok. 2 lat i naprawdę czuje się lepiej. Do zmiany diety zmusiło mnie właśnie okropne samopoczucie, wyczerpanie, brak odporności itd. Teraz jest naprawdę ok.