Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    855
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez minou

  1. Wiec mamy po prostu inne zdanie na ten temat. Przy tych statystykach, jakie mamy w Pl, zarówno dotyczących wypadków i kierowców pod wpływem tego czy owego, jedyne wyjście to zero tolerancji. Jeździ się na trzeźwo. Kropka. Posty wyżej może nie są bezpośrednim namawianiem, ale wyraźnym okazywaniem przyzwolenia na jazdę po środkach zaburzających koncentracje w sposób mający wpływ na bezpieczeństwo. Dla Ciebie to nadgorliwość, dla mnie (i wielu innych) to zwykły zdrowy rozsądek. Co do prawodawstwa: instruktor odpowiada za kursanta, ale nie, jeśli kursant jest naćpany. Nieznajomość prawa przez kursanta (no nie wiedziałam, ze nie mogę sobie dla odwagi strzelić benzo) nie zwalnia z odpowiedzialności karnej. Nie porownuj do USA. W takich stanach jak np teksas już 14 letnie dzieci bez prawa jazdy jeżdżą autami do szkoły - bo często maja do szkoły np 20 km. I to droga gdzie ruch jest minimalny. Tam są po prostu inne realia. Zresztą autorka nie mieszka w USA chyba? Ja tez miałam wielką ochotę dać mojemu egzaminatorowi po gębie. Myśle, ze to dość powszechne uczucie.
  2. Bardzo mnie dziwia te Wasze rady. Zarowno po hydroksyzynie jak i po benzodiazepinach nie wolno prowadzic samochodu. Rownie dobrze mozecie radzic, zeby sobie dziewczyna setke strzelila przed egzaminem na rozluznienie. Prowadzenie pod wplywem srodkow odurzajacych jest karalne, jesli nie daj Boze spowoduje nawet mala stluczke podczas egzaminu i wezma ja na krew to przeciez zostanie oskarzona. Egzaminy na prawo jazdy sa stresujace dla wszystkich, nie tylko dla tych, ktorzy maja nerwice. Ale zasady sa tez takie same dla wszystkich. Jak nie jestes w stanie podejsc do egzaminu, to po prostu nie bedziesz miec prawa jazdy. Dosc juz jest na drogach nacpanych kierowcow, ktorzy zagrazaja zyciu innych. Idz na terapie i wroc na kurs jak bedziesz w stanie przystapic do egzaminu. Normalnie zglosze ten watek do moderacji, nic nie wkurza mnie bardziej jak skrajnie nieodpowiedzialni kierowcy, pijacy i inni, ktorym sie wydaje, ze moga prowadzic pod wplywem, a potem jak kogos zabija, to ledwo pare latek wiezienia dostaja.
  3. Dziękuję @moti jak miałam stany depresyjne, to przejmowałam się innymi, ludźmi lub zwierzętami, traciłam dużo energii na zamartwianie, pomagałam ale w sposób który nie dawał rezultatów, i tak sobie to błędne koło się ciągnęło. od ponad 4 lat prowadzę swój własny program charytatywny dla Polaków zagranicą i dużo mnie nauczyło. Np odróżniam pomaganie od wyręczania. Cześć osób próbuje zwalić na mnie swoje problemy i zaoszczędzić czas i pieniądze wyręczając się mną. Natomiast inni przychodzą po poradę, żeby się czegoś nauczyć i następnym razem poradzić sobie samemu. Albo dlatego, ze wyczerpali inne możliwości. Oczywiście to ta pierwsza grupa najbardziej się nad sobą użala i potrafi się obrazić, jeśli nie dostanie czegoś na tacy kiedyś odmówienie takim osobom pewnie wywołałoby u mnie wyrzuty sumienia, dziś już wiem, ze pomagać trzeba mądrze no i chronić siebie i swoją psychikę.
  4. Spoko, ja nie wiedziałam kto to de Mello wiele osób zajmowało się myślami i czym one są i to nie tylko filozofowie, ale też neurolodzy, lingwistycy itd i najwyraźniej poodchodzili do podobnych wniosków
  5. @Fabienka super, ze to nie chłoniak, jeden stres mniej. Co do terapii, to jest to terapia poznawczo-behawioralna i najlepsze w niej jest to, ze skuteczność terapii prowadzonej przez rodziców, którzy np. robią to wg podręcznika czy wskazówek psychologa jest taka sama jak terapia w całości prowadzona przez psychologa. U nas jest tak, ze terapia trwa 10 tygodni, mieliśmy jedno spotkanie dwugodzinne z psychologami, dostaliśmy podręczniki i dla nas i dla dziecka, w połowie terapii pójdziemy na kolejne dwugodzinne spotkanie (to są spotkania grupowe bez dzieci, tylko rodzice). I na koniec ostatnie spotkanie. Na jazdy tydzień jest 1 rozdział, który trzeba z dzieckiem porządnie omówić np w weekend i potem przez tydzień są ćwiczenia. W następny weekend omawiamy kolejny rozdział i znów ćwiczenia. To polega np na tym, ze dziecko ma zidentyfikować myśl, która powoduje strach. Np „boje się, ze mi cukier spadnie do 0”. I najpierw wypisać, dlaczego tak się może stać (bo mam cukrzyce, bo zapomnę insuliny itd). Potem razem z dzieckiem wypisuje się punkty przeciw: ze na cukrzyce są leki, ze mam w domu zapas insuliny, ze rodzice pilnują itd. I uczy się dziecko zastępować tą myśl negatywną tymi myślami uspokajającymi. Co ciekawe, wg badań sama rozmowa o tym, gdzie tłumaczysz dziecku ze ma się nie martwić bo np pilnujesz pór podawania insuliny, nie działa. Dopiero wypisanie każdej lękowej myśli, znalezienie „za” i „przeciw” i świadome skupienie się na „przeciw” pomaga. Sprawdź w Google, po polski tez są podręczniki do tego.
  6. @Fabienka wydaje mi się jednak, ze gdyby podejrzewali coś poważnego, to by Was nie wypuścili ze szpitala i nie kazali czekać miesiac a tomografię zrobiliby od razu na oddziale. Co by to nie mówić o krajach typu UK, Skandynawia, które wszystko leczą paracetamolem, jeśli już jest podejrzenie, ze dzieje się coś naprawdę złego, to działają szybko i zwykle skutecznie. Biedna młoda, znam ten ból z pobieraniem krwi, ja tez mam niewidoczne żyły i zdarzało mi się wychodzić od lekarza pokłóta i cała w siniakach. Wyglądałam jak narkomanka. Przy drugim porodzie chciałam epidural wiec musieli mi wenflon na dłoni założyć, ale się nie udało. Moja ręka była jednym fioletowym balonem, ale zauważyłam to dopiero jak położna zaczęła w panice przepraszać - skurcze miałam już takie, ze tej igiełki nie poczułam co do Twoch objawów to pewnie stres jest. Masz ponapinane mięśnie w klatce piersiowej i to pewnie dlatego. Ja jak się zdenerwuje, to tez nie mogę mówić bo mi powietrza brakuje i nawet zaczynam kaszleć albo czuje się, jakbym przebiegła parę km. Masz możliwość wyrwać się na masaż do fizjoterapeuty? To pomaga i taki fizjoterapeuta pewnie tez by Cię uspokoił jakby Ci powiedział, ze Twoje problemy to napięcie mięśniowe. Zdrowka i spokoju Wam życzę! u nas ok, właśnie zaczynamy terapie kognitywną dla naszej córki, żeby jakoś opanować jej lęki, może tez się czegoś nauczę, bo dostaliśmy podręczniki i rodzice mają brać bardzo aktywny udział
  7. minou

    Egocentryzm

    Czy mozesz zdefiniowac co w Twoim przypadku oznacza egocentrym? Najlepiej z przykladami
  8. Sok z kiszonej kapusty moze pomagac w przypadku chorob psychicznych, bo przywraca prawidlowa flore jelitowa, a jest udowodnione, ze osoby chore na depresje maja czesto nieprawidlowa flore jelitowa. Dlaczego tak jest, jaki jest dokladnie zwiazek przyczynowo skutkowy i czy rzeczywiscie taki zwiazek istnieje, tego chyba jeszcze nie udowodniono. Nie wiem natomiast, czy w takim przypadku sok z kapusty kiszonej dzialalby od razu, ale jesli Ci pomaga, to pij na zdrowie
  9. Zawsze tak mialas, czy to sie nasililo od pewnego czasu? U mnie takie przejmowanie sie bylo objawem depresji i nasilenia nerwicy. Przy pierwszym epizodzie umiarkowanej depresji przejmowalam sie strasznie bezdomnymi zwierzetami, nie moglam przez to spac. Za drugim razem byl to np los dzieci albo ludzi w rejonach objetych wojna. Potrafilam tez strasznie sie przejac losem kogos, kogo ledwo znalam, jesli np dowiedzialam sie, ze spotkalo go jakies nieszczescie. Po wyleczeniu depresji to zamartwianie mi przeszlo. Nie znaczy to, ze jestem obojetna na los innych, wrecz przeciwnie, od 2015 regularnie pracuje charytatywnie, poswiecam na to do 10 godz w tygodniu. Ale to nie zamartwianie, a konkretne dzialanie. Mam pewne trudne sprawy, ktore oczywiscie mnie dotykaja, ale staram sie ich nie zabierac do domu.
  10. Ja mam tak samo, jak Ty - jak sie ruszę do WC to w sumie boję się mniej myśle, ze to trochę dlatego, ze mam co robić i czym zająć myśli, wstać, pójść do WC, umyć ręce itd. A trochę dlatego, ze jak jestem w ruchu to mniej czyje kołysanie w samolocie a to ono mnie stresuje. Nienawidzę tylko tego głośnego dźwięku jak się spuszcza wodę ale zauważyłam tez, ze jak są turbulencje a ja się spinam i siedzę nieruchomo, to czuje się gorzej, a jak się wiercę, zmieniam pozycje na fotelu, poprawiam sweter itd to mniej odczuwam kołysanie.
  11. Mi się wydaje, ze Twoim głównym problemem jest niska samoocena i to, ze nie kochasz samej siebie. Ciężko mieć dobre relacje z innymi jeśli nie masz dobrej relacji sama ze sobą. Najwazniejsza rzecz to: cokolwiek robisz, jakkolwiek się czujesz, nie możesz robić samej sobie krzywdy. Samookaleczanie w jakiś sposób zmniejsza napięcie, ale to tylko ułuda. Wydaje mi się, ze na takie problemy może pomoc tylko porządna terapia. Celem jest, byś pokochała siebie i była dla siebie dobra. To przy okazji rozwiązuje często inne problemy. Jeśli zrozumiesz, ze zasługujesz na to, żeby dbać o siebie, żeby dbać o i swoje ciało i umysł, nie po to, żeby wpisać się w jakieś standardy wyglądu, to możesz tez rozwiązać problemy z nadwaga. Jeśli np odchudzasz się , bo uważasz, ze nie jesteś dość dobra, to tak naprawdę tez karzesz sama siebie (bo np się głodzisz) i to niewiele różni się od okaleczania. Poza tym pewnie sama wiesz, ze takie odchudzanie nie działa. Ale jeśli zaczniesz o siebie dbać z milosci do siebie, to może zaczniesz jeść zdrowo po to, by zadbać o swój organizm, zaczniesz może ćwiczyć po to, by Twoje ciało miało się dobrze. Jest takie powiedzenie, ze „Twoje ciało jest Twoją świątynią”. Świątyni przecież nie niszczysz, nie zaśmiecasz niezdrowym żarciem, nie robisz tam bałaganu, świątynia zasługuje na szacunek itd. Pamiętaj, ze Ty jesteś swoim najlepszym przyjacielem. Traktowałabyś tak najlepszego przyjaciela, jak traktujesz siebie? Spróbuj zwrócić się o pomoc do psychologa, a może tez psychiatry na początek.
  12. Zaznaczę na wstępie, ze nie jestem psychiatrą ani psychologiem i porada na forum nie zastępuje profesjonalnego leczenia, ale jeśli miałabym wyrazić moje subiektywne zdanie, to Twoje leczenie jest z założenia złe. Dlaczego? 1. Leki psychiatryczne ratują życie i nie powinno się unikać ich brania, jeśli są potrzebne. Ale jeśli się wgłębiać w temat, to się dowiesz, ze mamy dość małą wiedzę o tym, jak dokładnie działają. Nawet niektóre leki będące na rynku od dziesięcioleci, maja w ulotce tekst, ze mechanizm ich działania jest nieznany. Równowaga biochemiczna mózgu jest bardzo delikatna i złożona łatwo ją zachwiać. Jeden lek ureguluje jedno, a może rozreguluje drugie. Ty bierzesz koktajle leków, zmieniasz dawkę, zmieniasz preparaty, kombinacje, a to są przecież substancje, które regulują poziom neuroprzekaźników w sposób sztuczny. Być może przez te koktajle masz tam wszystko rozregulowane. 2. Leki to jest tylko pierwszy, i zwykle krótki etap leczenia nerwicy. Kiedyś mówiło się, ze niektórzy pacjenci będą musieli brać swoje leki do końca życia, ale teraz się od tego odchodzi, przynajmniej w kwestii nerwicy i depresji (bo wydaje mi się, ze np schizofrenia wymaga stałego leczenia, ale w tym temacie wiem niewiele). Leki maja wyciągnąć Cię z najgorszego doła i przygotować do terapii. Leki to koło ratunkowe, które pozwala się nie utopić, ale to terapia uczy pływać. Z tego, co piszesz, Twój lekarz faszeruje Cię coraz to nowymi mieszankami, ale nie piszesz, czy chodzisz na terapie? 3. Ja na Twoim miejscu (ale to Ty oczywiście musisz wiedzieć, co dla Ciebie będzie najlepsze) zmieniłabym psychiatrę i znalazła porządnego psychologa i ustaliła z nimi plan powolnego odstawiania leków i zmniejszania ich dawki w miarę postępowania terapii.
  13. No ale co w tym złego? Wiele osób, obu płci, przychodzi do klubu może nie w celu, ale przynajmniej przyjmując możliwość że pozna kogoś. Czasem chodzi o poznanie kogoś wyjątkowego lub chociaż kogoś na dłuższą relacje i to jest ok. A czasem chodzi o to, ze ludzie maja ochotę na sex ale niekoniecznie na zobowiązania. I to tez jest ok (pod warunkiem, ze się nie kłamie w żywe oczy). Czasem planujesz poznać kogoś w klubie na jedna noc a za rok bierzesz z nim ślub. Czasem spotykasz kogoś na kółku różańcowym, kto rzuca Ce po pierwszej spędzonej razem nocy, lub nawet przed. Za dużo rozkminiasz. Masz racje, ze od niektórych facetów w klubie bije desperacja, albo od ręki widać, ze chcą zaliczyć byle kogo. Ale zwykli, fajni, mili faceci tez czasem podrywają dziewczynę w klubie. Różnica jest tylko taka, ze normalny facet nigdy nie zapomina, ze ma przed sobą człowieka z uczuciami a nie dmuchaną lalę. Nawet jeśli znajomość kończy się na jednej miłej nocy, to normalny facet pomyśli sobie po prostu „było miło z tą dziweczyną, jest atrakcyjna i wyluzowana”. A cham pomyśli „zaliczyłem s*ke i jej nie szanuje, bo ja tak mogę, a kobieta nie”. Z tym mamy trochę problem w polskim społeczeństwie, ogólnie z równością płci i wzajemnym szacunkiem. Ale przecież nie musisz być taki i z tego co piszesz, za takiego się nie uważasz.
  14. @xyz123 jesteś wystarczająco dobra, nawet jeśli nie jesteś modelka, baletnica i prawniczka w jednym. Z taką matką, jaką masz, nic dziwnego ze trudno Ci w to uwierzyć, ale tak jest. Nie jest też Twoją winą, ze nie udało Ci się za pierwszym zamachem znaleźć super terapeuty, wybrać leków i w poczuciu sukcesu wrócić do zdrowia i obowiązków. To z systemem jest coś nie tak, a nie z Tobą. Najlepiej wziąć to za oczywistość i po prostu nastawić się na to, ze zanim dostaniesz to, czego chcesz i potrzebujesz (odpowiedniego leczenia) to będziesz musiała się naużerac z konowałami. W sumie nie dziwie się, ze sceptycznie podchodzisz do leczenia, bo może wydaje Ci się, ze powrót do zdrowia będzie dla Ciebie oznaczał powrót do prób bycia idealną i osiągnięcia sukcesu w rozumieniu innych. A to przecież byłby powrót do koszmaru, który spowodował Twoje problemy. Ale tak nie jest. Jak wyzdrowiejesz i popracujesz nad swoimi problemami z odpowiednim terapeutą, będziesz mogła być sobą, tym kim chcesz być, a nie tym, kim widzą Cię inni. Ważne, by spełniać oczekiwania bliskich, ale nie, jeśli te oczekiwania są chore. Terapeuta może pomoc rozróżnić pomiędzy nimi i może nauczyć Cię, jak reagowac, jak odmawiać i jak sobie radzić z pewnymi osobami i sytuacjami. Powodzenia!
  15. Masz racje. Ale tutaj znów granica między tym, co dobre a co złe jest cienka. Np strach jest naturalnym mechanizmem przezyciowym i jest nam potrzebny. Ale w nadmiarze, lub strach nieadekwatny prowadzi do nerwicy lękowej. Tak samo z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Spełnianie oczekiwań innych zawsze kosztem siebie jest bardzo złe. Ale nieliczenie się z uczuciami innych tez jest złe i tez może prowadzić do depresji jeśli reakcje innych na nasze zachowanie będą negatywne. Smierć ukochanej osoby to jedna z najgorszych tragedii, jaka może spotkać człowieka, a jeśli na dodatek to smierć samobójcza, to wywołuje ogromne poczucie winy u rodziny, bliskich, przyjaciół. Jeśli zrealizujesz swoje plany, skrzywdzisz prawdopodobnie wiele kochających Cię osób. Czy w tym wypadku spełnienie ich oczekiwań, które pewnie sprowadzają się do tego, ze na poważnie podejmiesz leczenie i spróbujesz wyzdrowieć, to za duże wymagania?
  16. Myśle, ze rozumiem o co Ci chodzi, ale ja trochę coś innego miałam na myśli. Wiem, ze osoba chora na depresje nie może „wziąć się w garść” i sama sobie pomoc. Żeby się wyleczyć potrzebna jest profesjonalna pomoc, często leczenie farmakologiczne potem uzupełnione długa, może i wieloletnia terapia. Leki są jak koło ratunkowe - pomagają się nie utopić, ale to terapia uczy pływać samodzielnie - kiedyś coś takiego przeczytałam i myśle, ze to fajna metafora. Ale leczenie nie jest łatwe - leki maja skutki uboczne a na dodatek czasem trzeba dość długo eksperymentować żeby znaleźć ten, który zadziała. Terapia wymaga dyscypliny i samozaparcia i jest bolesna. Żeby przejść przez leczenie, trzeba odnaleźć w sobie jakąś sile napędową: jeśli nie jest to nadzieja, radość życia czy entuzjazm, to musi to być coś innego, np zwykła zadaniowość, poczucie obowiązku lub bunt czy złość. Napisałam tą małą prowokacje, żeby wywołać u autorki bunt. Bunt jest dobry, bo w przeciwieństwie do smutku czy użalania może być motorem do działania.
  17. Masz racje, ale to nie o to mi chodziło. Autorka postu twierdzi, ze nie ma dla niej szans. Leczyć się nie chce. Do szpitala nie pójdzie, bo nie ma sensu. Do psychologa chodzić nie będzie, bo nie pomaga. Skoro tak, to napisałam jej, ze po co marnować taką dobrą siłę roboczą? Jej życie nie ma sensu, ale innych ma, jak najbardziej. Wiec nich sobie popracuje na rzecz innych, tych, którym taka pomoc ułatwi życie, które jest dla nich ważne - np zwierzętom, samotnym matkom. Nie pisałam tego poważnie. Chciałam sprowokować autorkę, żeby zdała sobie sprawę, ze jednak nie jest taka nieważna dla siebie samej jak jej się wydaje i nie jest tak obojętna na swój los, jak pisze. I potwierdziło się to. Zyję w otoczeniu chorób psychicznych od dziecka. Babcia, 3 ciotki, tato, teściowa, to tylko początek listy. Depresje, dwubiegunowki, nerwice, psychozy. Sama mam nerwice i miałam depresje. Szybko zobaczyłam jedna rzecz -różnica między tymi, którzy wygrywają z depresja a tymi, którzy latami przewlekłe z nią walczą często sprowadza się do jednego - ta pierwsza grupa zmusza się, by się leczyć (tak jak @Miss Worldwide pisze - wykonać plan a nie poddać się emocjom, chociaż to mega trudne i nieprzyjemne), natomiast ta druga szuka każdej możliwej wymówki, żeby się nie leczyć. Ja wiem, wiem, ze leczenie jest trudne, ze służba zdrowia jest do d.py, ze trzeba się nachodzić, nazmieniac psychiatrów i psychologów, bo połowa to konowaly, wiem ze leki są nieprzyjemne w działaniu. No są, ale jednak trzeba przez to przejść, żeby mieć szanse na zdrowie. Nikt nie mówił, ze będzie łatwo. Nie da się pomoc komuś, kto nie chce pomocy.
  18. Skoro Twoje życie to walka o umycie zębów i nie wychodzisz z domu, to chyba aktualnie i tak nie pracujesz? Wiec i Ty masz możliwości finansowe, żeby nie pracować? Co do mienia w nosie własnego JA, to może chyba odrobina tego niektórym by się przydała bycie wolontariuszem to bycie pasożytem? Cóż, są programy, gdzie pracujesz charytatywnie za wikt i opierunek.
  19. 100% racja. Ja właśnie tak zrobiłam. Skoro i tak czułam się jak g*wno, niezależnie co robiłam, to dlaczego by nie zrobić tego, co do mnie należy? Gorzej mi nie będzie od tego, jak posprzatam, zdam egzamin czy wyczołgam się do pracy. Okazało się wręcz, ze po pół roku było dużo lepiej.
  20. Masz racje ze to trochę mój obraz depresji, ale nie do końca, bo jak napisałam - specjaliści wymieniają skrajny egocentryzm jako jeden z objawów. Co w tym krzywdzącego? Zaprzeczanie temu to tak samo, jakbyś powiedziała, ze wymienianie nietrzymania moczu jako objawu np po trudnym porodzie jest niesprawiedliwe, bo jest wstydliwe i może zniechęcić do rodzenia. Prawda nie zawsze jest wygodna i przyjemna. Ja miałam depresje i znam te objawy, które wymieniasztez, nie mogłam spać, jeść, byłam wyczerpana, płaczliwa, lęki miałam takie, ze bałam się iść do toalety, bałam się zasnąć itd. Później dostałam leki, po których spałam 16 godzin ma dobę, pociłam się jak szczur, schudłam i nie mogłam jeść, wyglądałam jak smierć, miałam sztywne mięśnie itd. Wstydziłam się tego, jak wyglądam, na twarzy miałam pełno krostek, bo nie miałam siły na pielęgnacje, nic mi się nie chciało. Ale zdałam egzaminy na studiach a potem poszłam do pracy i nawet nie wiem kiedy leki zaczęły działać a depresja przeszła. Bo w pewnym momencie postanowiłam sprawdzić, co się stanie, jeśli jednak wstanę i pójdę na uczelnie, spełnię oczekiwania innych jak odpowiedzialna i dorosła osoba, nawet jeśli mnie to nie cieszy. Świat się zawali? Okazało się, ze się nie zawalił.
  21. @nerwa mnie to właśnie wkurza w nerwicy - ze jeśli nie jest bardzo mocno nasilona, to w sumie da się jako tako funkcjonować, ale ile to kosztuje energii, to wiemy tylko my. Tez często czuje się psychicznie i wręcz fizycznie wyczerpana tą walką o normalne życie. Co do zmian to mojemu teściowi wywaliło węzły w jecną noc i w ogole spuchł i się okazało, ze ma zapalenie samych węzłów chłonnych, przeszło po antybiotyku, nawet nie wiedziałam, ze takie coś istnieje, a mając za sobą hipochondrię zna się trochę tych chorób mojej szefowej tez wyskoczyło w 1 noc, duża gula nad obojczykiem, ale za to niebolesna, no i z drugiej strony już wiele tygodni wcześniej była tak wyczerpana, ze słaniała się na nogach. Miała tez sporo innych objawów. Mi lekarze zawsze mówili, ze same węzły zwykle niewiele znaczą, objawy towarzyszące są ważniejsze, im ich więcej i im są silniejsze, tym większe ryzyko, ze coś się dzieje. A węzły reagują na każdą bzdurę.
  22. Wszystkiego najlepszego u mnie tez jest raczej tak, ze to ja lubię zadbać o innych, jakieś dekoracje, tort-niespodzianka, prezenty itd. A sama dostaje butelkę wina, prezent sobie kupuje sama (co za sens, żeby mąż kupował, skoro kasa wspólna a ja lepiej wiem, co chce ), życzenia dostaje od mamy i siostry, ojciec czasem o mnie zapomina nie m fb ani nic takiego wiec od znajomych nie dostaje, rodzina męża zwykle nie składa mi życzeń, ale ja im tez w sumie nie tak to już jest
  23. Współczuje i mam nadzieje, ze jednak wyjdzie jakaś banalna infekcja. Moja szefowa miała chloniaka wykrytego w 3 stadium i wyleczyli jej go bez problemu. To było 20 lat temu jak była jeszcze nastolatka albo zaraz po 20tce. Wiec już dawno temu i zero nawrotów. Poza tym te 20 lat temu możliwości leczenia były dużo gorsze, a jednak się udało. Inna moja znajoma tez ma chloniaka, ale rozwija się tak wolno, ze pomimo ze ma diagnozę gdzies od roku, to jeszcze nie wdrożyli żadnego leczenia, bo nie ma potrzeby. Lekarz jej powiedział, ze dziś chłoniak to jak cukrzyca. Cukrzyce już macie, wiec wiesz mniej więcej, czego się spodziewać jeśli nie daj Boże jednak byłby to chłoniak. Daj znać co i jak!
  24. @doi mam bardzo podobne poglądy do Ciebie, ale na pewno mniej obciazajcą historię niż Wy. Zasadniczo mam nerwicę i dwa epizody umiarkowanej depresji za sobą, ale bez myśli samobójczych. I tez uważam, ze depresja to choroba egoistyczna a samobójstwo jest egoistycznym wyjściem. Mam wrażenie, ze mówienie o tym jest „niepoprawne politycznie” ale nawet specjaliści są zgodni, ze w depresji następuje duże skupienie na sobie - MI jest źle, JA cietpię, JA jestem nieszczęśliwy. No niby tak, ale w sumie co z tego? Czemu to takie ważne? Skad w ogole pomysł, ze szczęście i dobre życie należy nam się jak psu buda? Ja jak miałam depresję, to stwierdziłam, ze jeśli mi nie przejdzie, to poświęcę się całkowicie pracy charytatywnej. Tam potrzeba każdej pary rąk, np w schronisku dla zwierząt albo coś takiego, a skoro moje życie i tak nie ma sensu, to zabicie się byłoby egoistyczne. Nie mam przecież życia ani zainteresowań wiec jestem idealna siłą roboczą. Jednak z doświadczenia wiem, ze większość chorych na depresje nawet nie pomyśli, żeby pomoc innym - są za bardzo skupieni na sobie i na tym, jak im źle.
×