Tak sobie czasem myślę, że najbardziej to samotność mi doskwiera, lęk przed tym co będzie i ta choler...niechęć by coś robić...a nikt inni nie zrobi.
Z nim miałam nerwice, że zrobię coś za wolno, nie zdąże, nie mam siły lub oczywiście nie tak jak chce.
A za nim samym, chyba nie tęsknię. Tęsknię za tym czym chciałam by było i by jaki był.
W środę mam zapisaną wizytę do psychiatry-kobiety, bo takiej szukałam.
Kiedyś chciałam iść, by wytłumaczyła mi co ja takiego złego robię, czy on faktycznie jest uzależniony i co robić...teraz to chyba muszę tok rozmowy zmienić.