Skocz do zawartości
Nerwica.com

forget-me-not

Użytkownik
  • Postów

    238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez forget-me-not

  1. Też czuję się często ignorowany. Nawet przez nieznanych ludzi z internetu ;]
  2. Z tego co się naszukałem to jedyny lek, który ma potwierdzone działanie w odwracaniu spadku możliwosci intelektualnych spowodowanych depresją. Zwyczajne SSRI, z tego co czytałem w badaniach, nawet jeżeli działają i podnosza nastrój i energie do życia, to nie przywracają zdolnosci poznawczych. Ja od dłuższego czasu czuję się głupi, mam poczucie jakby przez ostatnie 10 lat moje IQ spadło o połowę, dlatego również zamierzam spróbować. + jeszcze suplementacja magnezu
  3. Własnie siedzę bezmyslnie przed komputerem i zastanawiam się - co ja robię ze swoim życiem
  4. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6520478/ https://clinicaltrials.gov/ct2/show/NCT04317001 Brzmi ciekawie.
  5. Hej, przeczytałem Twój temat - "Jak skupić całe siły na wydostaniu się z dna?" Jak to zrobiłes ?
  6. Puste krzaki są doprawdy przerażająca. Ale czy lęk przed śmiercią jest nieracjonalny ? Nawet nie własną śmiercią, tylko śmiercią jako zjawiskiem. Jeśli ktoś nie ma nic, to fajnie by było żeby chociaż ta śmierć i sam fakt istnienia miał jakiś sens. Nie odpowiedziałem wczesniej, że tak. Nie potrafię opisywać Tutaj (na forum) swoich odczuć, czy doświadczeń. Natomiast ten temat kojarzy mi się z pewną emocją. Emocją z dziecięcych koszmarów, które pamiętam do dziś. Emocją ze snów, w których podążam za matką/rodzicami, ale nie nadążam za nimi i w końcu zostaję sam. Myślę, że te koszmary były jakąś wizualizacją stanu faktycznego, który zrozumiałem dopiero później.
  7. Nie mam. I to jest do dupy.
  8. Możliwe, chociaż nie rozumiem tego, że można takie rzeczy ustalić po niespełna 40 minutowej rozmowie. Czułem złość na tych ludzi, bo najpierw zmuszałem się do otwartości na tej rozmowie, a potem poczułem się, że być może za tą otwartość i wywlekanie stanów wewnętrznych zostałem "ukarany". Ale już chyba mi przeszło. Niemniej może faktycznie mieli racje, że jestem dla nich za trudnym przypadkiem. Nie wiem, jak się czuję. Czuje się w miarę ok, ale równowaga jest krucha i być może czuję się ok, bo funkcjonuję na minimum aktywności. Mam duży lęk przed podjęciem jakiejś aktywności społecznej, blokada, której nie rozumiem. Mam poczucie, że gdy tylko napotkam na najmniejszą trudność, to cały świat zawali mi się na głowę, bo nie mam w nikim oparcia. Boję się też, że nie dam rady ogarnąć rutynowych obowiązków, bo za długo czezłem w łóżku. Dlatego chciałem się zapisać na oddział dzienny, żeby się wdrożyć do aktywności społecznej i zawodowej :/ Być może jedyną rzeczą, której mi brakuje dla większej pewności siebie jest doświadczenie.
  9. Czasem trzeba odseparować się od fikcji, w którą się wierzyło od dziecka, żeby móc stworzyć jakąś prawdziwą, wartościową relację. To nie Ty jesteś nic nie warty, tylko relacje z ludźmi, na których liczyłeś okazały się nic nie warte.
  10. Poza tym upośledzenie pamięci prospektywnejest jednym z objawów choroby Alzheimera i otępienia starczego. Czyżby całe pokolenie fundowało sobie dementiam preacox ?
  11. Nie mam, nie korzystam z żadnych "mediów społecznościowych" poza YT, które potrafi być wystarczająco wciągające. Tiko toka nie oglądam, ale widziałem shorty YT i wiem, że ich oglądanie ryje banie. Algorytmy Tik-Toka są specjalnie optymalizowane, żeby przejąć kontrolę nad Twoim mózgiem i układem nagrody - po to żebyś spędził na nim jak najwięcej czasu. Zaraza. Jak obejrzę sobie taką kaskadę filmów, to czuję jakby mi wypadł mózg. Najnowsze badanie pokazuje, że samo oglądanie Tik Toka przez 10 min praktycznie znosi pamięć prospektywną. Po 10 minutach badani rozwiązywali test na ten rodzaj pamięci na granicy błędu statystycznego. Pamięć prospektywna można krótko opisac jako -" zdolność do pamiętania o wykonaniu we właściwym miejscu i czasie wcześniej zaplanowanej akcji , podczas wykonywania innej angażującej czynności". To badanie było tylko jednorazowe, a długookresowy wpływ oglądania TikToka jest nieznany.
  12. Witam, szukam materiałów na temat koncepcji dynamiki wewnątrzrodzinnej - pseudowzajemność (tłumaczona też jako pseudojedność), pseudowrogość - sformułowanej po raz pierwszy przez Lymana Wynne w 1958 r. ( przy okazji badania stosunków rodzinnych pośród osób ze schizofrenią) Jest na ten temat trochę filmów na angielskim YT i krótkich artykułów w internecie. Szukam jakiś obszerniejszych artykułów lub książek na ten temat (w jęz. polskim lub angielskim). Dla tych, którzy nie znają termów: pseudowrogość w rodzinie - bardzo częste sprzeczki i kłótnie, ale bez prawdziwej wrogości i separacji - maskujące lęk przed wymianą głębszych uczuć i prawdziwym zaangażowaniem emocjonalnym. pseudowzajemność rodzinie - dynamika relacji, zachowań o komunikacji werbalnej - skupiona na utrzymywaniu fałszywej fasady rodzinnej harmonii, wzajemnego zrozumienia, miłości i bliskości. - dla utrzymania fasady wszelkie konflikty oraz trudniejsze tematy są z reguły ignorowane i zamiatane pod dywan - próba podjęcia trudnych tematów wywołuje postawę defensywną, pasywno-agresywną, przerzucanie się wzajemne winą, manipulacje emocjonalne itp. - brak w takiej rodzinie poszanowania granic innych członków rodziny i szacunku dla ich odrębnej indywidualności. Wszyscy mają być "jednością". - relacje są z reguły schematyczne i depersonalizujące ,a pod fasadą jest mnóstwo nierozwiązanych konfliktów
  13. Czytając Twoje posty już wcześniej odniosłem wrażenie, że jesteś bardzo samotną osobą, mimo tego, że posiadasz rodzinę. A jednocześnie opisujesz nam tutaj, obcym osobom z internetu, bardzo intymne, głębokie introspekcje. Odnoszę wrażenie, że pewnie jest Ci łatwiej pisać o tym tutaj, tak w próznię, obcym ludziom , niż rozmawiać o tym z najbliższą rodziną. Jakby Ciebie i ludzi wokoło, w zyciu realnym, oddzielał dystans (może przepaść), jakbyś funkcjonowała w dwóch wymiarach - własnym wewnętrznym i zewnętrznym. Ale to tylko moje wrażenie. Ja mam trochę podobnie, ale trudno mi się odnieść, bo ja nie mam własnej rodziny (w sensie żony, dzieci) i wizja takiego stanu jest dla mnie zbyt abstrakcyjna. I nie mam prawie bliskich osób, poza jedną, która ze mną wytrzymała przez te wszystkie lata. Na pewno w sporym stopniu jest. Ja mojej matce przestałem ufać gdzieś w pierwszych klasach podstawówki, nigdy nie czułem za plecami wsparcia rodziców, bo nawet mnie nie widzieli jako mnie.
  14. Może jestem...wybrakowany. Brakuje mi podstaw, jakie inni ludzie mają już w sobie. Nie wiem czy takie coś da się samemu w sobie stworzyć i stać się samowystarczalym, czy jednak normalni ludzie wynoszą taki podstawowy rdzeń z domu rodzinnego... To jest jakaś myśl. Nie ufam w Polsce lekarzom od spraw...somatycznych i moje doświadczenia z nimi i odnośnie ich kompetencji nie są zbyt pozytywne. Tym bardziej dlaczego miałbym zaufać lekarzowi w sprawie tak trudnej i osobistej jak własna psychika? To by było nieracjonalne. Ja tego nie powiedziałem. To ja dla nich jestem petentem, zredukowanym do zbioru objawów, których nie chce im się/nie mają czasu nawet dobrze diagnozować. Ale ja im zaufałem, zmuszałem się do tego, Poszedłem na rozmowę bez mechanizmów obronnych, rozklekotany, słaby, zestresowany całą sytuacją. Starałem się mówić otwarcie i niczego nie pomijać, mimo że sytuacja była dla mnie mocno niekomfortowa. I co dostałem w zamian ? Stwierdzenie, że się nie dostałem,bo ich zdaniem było by to dla mnie zbyt obciążające i zawolaowaną sugestię, że może lepiej gdybym się udał na oddział specjalizujący się w schizofrenii i upośledzeniu umysłowym xD Więcej tego błędu nie popełnię, niech spierdalają na drzewo ! Ogólnie rzecz biorąc chciałem się dostać na ten oddział dzienny, bo miałem plan - chciałem się naprawić (może też trochę "dla byłej",z powodu jakiś naiwnych ruminacji). A pewnie to by mi pomogło, bo potrzebuję zmiany sposobu życia - wdrożenia jakiejś rutyny , obowiązku oraz doświadczenia socjalizacji z ludźmi w jakiejś w miarę kontrolowanej atmosferze - bo czuję jak przebywanie w środowisku mojej rodziny zakrzywia mi obraz świata i siebie. Myślę, że nie potrzebuję terapii polegającej na gadaniu z terapeutą, to już przerabiałem. Potrzebuję realnych doświadczeń i przeżyć, które wtapiają się w pamięć i w mózg, a nie tylko teoretycznych dywagacji oraz rozgrzebywania przeszłości. Dziękuję za dobre chęci, ale ja na takiej psychoterapii byłem. Przez kilka miesięcy. W sumie, że tak się nazywa dowiedziałem się przypadkowo, nigdy się tym nie interesowałem. Niestety ta terapia w pewnym momencie ugrzęzła w martwym punkcie i przestałem posuwać się do przodu, więc musiałem ją przerwać. Bo ile można gadać o tym samym w kółko i rozgrzebywać,bez rezultatu, te same emocje. Jak teraz sobie myślę, to sama nazwa tej terapii jest trochę na wyrost. Sugeruje jakby psychoterapeuta znał jakieś sekrety samej egzystencji, jakieś prawdy o sensie istnienia i miał próbować nauczyć pacjenta tej mądrości. Taka interpretacja w połączeniu z wizerunkiem mojej psychoterapeutki o kolorowych papuciach daje kontrast nieco zabawny.
  15. Trudno mi się do tego odnieść, bo nie posiadam takich oczekiwań względem ludzi, żeby mnie inni jakoś nastawiali emocjonalnie. Natomiast, takie rzeczy faktycznie bolą, (choć będę tu mówić tylko za siebie, bo każdy może mieć inaczej). Silne pozytywne emocje i doświadczenia odciskają się w pamięci, zwłaszcza gdy ktoś miał duże braki. Wchodząc w kimś w głębszą relację łączymy się z nim - zaczynamy na nim polegać, dwie osoby wzajemnie uzupełniają swoje braki, więc mogą więcej. Budujemy z tą osobą nowy świat, nowy sposób funkcjonowania, a ta osoba staje się jego niezbędnym fundamentem. Gdy moja relacja się skończyła, to ona zabrała ze sobą kawałek mnie, może nawet większą część, zabrała szczęśliwe chwile i wszystkie nadzieje, które w niej pokładałem; zabrała wszystko to co z nią dzieliłem i to co jej z siebie dawałem . Czuję się wybrakowany. Chyba jedynym rozwiązaniem jest pogodzić się ze stratą. To trochę tak jak człowiek, który stracił rękę - można o tym w nieskończoność rozpaczać, fantazjować, że ta ręka odrośnie, ruminować o szczęśliwych chwilach kiedy się było w pełni sprawnym, łudzić się, że to wróci. Można tak robić, tonąc w żalu i nie robiąc nic do końca życia. Albo można spróbować dostosować się do nowych okoliczności, zainteresować się protezami, zacząć układać sobie plany odpowiednie do własnych ograniczeń, spróbować po prostu żyć w nowych okolicznościach, jakby trochę od nowa. Niby to wszystko rozumiem, ale żal jest tak silny, że przejmuje nade mną kontrolę. Niedawno szedłem pewną uliczką, którą szliśmy, za jednym z pierwszych razów gdy przyjechała do mojego miasta. Automatycznie przypomniał mi się ten ciepły letni dzień, obrazy promieni słońca padających na skwer nieopodal, skrawki dialogów z tego miejsca, dokładna droga którą szliśmy i do którego sklepu weszła. Wszystko zaczęło mi się przypominać nagle i nie miałem na to większego wpływu.
  16. Nie wiem. Nie wydaje mi się, bym mógł poczuć swoją wartość bez potwierdzenia z zewnątrz, nie jestem pod tym względem samowystarczalny. Zgadzam się - dlatego napisałem, że potrzebuję pozytywnego kopa w dupę. Wymieniłem też rzeczy, które uznałem za proste. Wydaje mi się, że są proste, ponieważ , moim zdaniem, są elementem każdej normalnej, zdrowej interakcji między ludźmi. Rozumiem, że patrzysz na to w inny sposób i uważasz, że to co wymieniłem to jest zbyt dużo ? To, co wymieniłem, wyświetliło Ci obraz pragnienia jakiejś idylli bez bólu, rozwiązującej wszystkie problemy. Jestem trochę skonfundowany, bo pisząc to nie myślałem, że potrzebuję tak wiele. wręcz przeciwnie. Dlaczego odniosłeś wrażenie ,że bez płacenia ? Ogólnie to prawda, że potrzebuję kogoś bliskiego, ale w tym wątku akurat pisałem o jakiejś formie psychoterapii, czymś znacznie mniej osobistym.
  17. Nie wiem czy jestem wierzący, ale znaki mogą oznaczać różne rzeczy. Jeśli dla mnie to jakiś znak, to raczej potwierdzający, że jestem odrzutkiem. Czuję się jak gówno. Skoro o tym kręci się filmy, to taki lekarz musiał być niezwykłym wyjątkiem. Dziękuję, chociaż to mi nie pomoże w mojej sytuacji życiowej. Dziękuje
  18. Witam, niedawno próbowałem dostać się na terapię dzienną i się nie dostałem. Ale po tym doświadczeniu czuję pewien niesmak...czuję się trochę zbrukany. Nie jestem osobą, która chętnie prosi innych o pomoc, więc tym trudniej były mi zmusić się do czegoś takiego: otwieranie się przed obcymi ludźmi, opowiadanie intymnych szczegółów ze swojego życia oraz o problemach, których się wstydzę jakiemuś obcemu facetowi; albo wywiad z psychiatrą, która redukuje moje doświadczenia życiowa do tabelki istotnych dla siebie objawów. Mam poczucie, że interakcja z systemem (zwłaszcza państwowym !) rzekomej "pomocy" psychicznej wtłacza mnie w rolę ofiary - uzależnionej od leków i lekarzy ofiary losu, żebrzącego u lekarzo-urzedników o łaskawe zmiłowanie się nad moim losem. Natomiast ja wiem czego potrzebuję - prostych rzeczy. Pozytywnych relacji z ludźmi, dowartościowania, zachęcenia do pokonywania trudności, zachęcenia do robienia trudnych rzeczy, wsparcia za plecami, uznania moich kompetencji i nakładania na mnie odpowiedzialności, potwierdzenia że faktycznie jestem coś wart, socjalizacji w bezpiecznej przestrzeni, bycia dla kogoś ważnym. Czegoś, czego nigdy nie miałem. Reasumując - pozytywnego kopa w dupę! Ja tego nie widzę w możliwościach oferowanych przez system państwowy. Może są jakieś opcje w prywatnej psychoterapii, ale w tej chwili mnie na nią nie stać. Myślę ,że gdziekolwiek poszedłbym po "pomoc" czułbym się, że się narzucam, jak piąte koło u wozu. Powoli kończą mi się pomysły.
  19. Mam podobny problem z ruminacjami za związkiem z byłą bliską mi osobą. Strasznie mnie to destabilizuje emocjonalnie, nawet samo odniesienie się do niej, czy opisanie jej jakims okresleniem w rozmowie wywołuje we mnie mimowolny zalew negatywnych emocji, z poczuciem porzucenia i jakiejs bezsilnej desperacji na czele. Nigdy wczesniej nie wszedlem z nikim w relację, która otworzyłaby mi cos tak głębiokiego. I dzięki niej czułem, że żyję. Ale na końcu tej relacji zostałem porzucony jak smieć. Jakby mi to amputowało wszystko, co w tej relacji z siebie dawałem, wszystkie pozytywne cechy i motywacje, które w nią inwestowałem, wszystkie zwierzenia, które jej zawierzyłem. Wszystko to zostało zdewaluowane. Jakby dużą częsć mnie zabrała ze sobą. Nie jestem w stanie wrócić do niczego co z nią robiłem i przez co byłem szczęsliwy. Moi rodzice są idiotami i nigdy ich tak naprawdę nie obchodziłem ,chyba że byłem im do czego potrzebny. Społecznie nigdy nie funkcjonowałem dobrze, do dzisiaj mam czasem flashbacki ze szkoły. Wiele lat depresji i izolacji, bez jakichkolwiek realnych relacji z ludźmi. (...) To była pierwsza osoba w moim życiu, której tak bardzo zaufałem. Czułem się jakby ożywiła trupa. A potem zrobiła co takiego, że poczułem się zdradzony, jakby pękło mi serce. Nie mam żalu za "dziewczyną", bardziej mam żal za przyjaźnią. Ile to już trwa lat... 4 ?
  20. W ostatnich dniach: - nie zakwalifikowałem się na dzienną terapię grupową, stwierdzono, że jestem zbyt s/cenzura/ony - zerwałem długą, głębszą, wieloletnią znajomośc, która okazała się stratą czasu - jakis czas temu zapragnąłem zrobić coś dla siebie i wybrać się pierwszy raz w życiu na koncert. Koncert właściwie jedynego zespołu, na którym mi zależy i z którym rezonuję na poziomie emocjonalnym. Dwa tygodnie temu koncert był w moim mieście, miałem kupiony bilet... ale dwa dni przed złapałem ostrego covida. Stwierdziłem, że się nie poddam i muszę iść na koncert w innym mieście, bo to być może ostatnia trasa koncertowa tego zespołu. Udało mi po dłuższym szukaniu cudem dostać bilet, bo oficjalna pula biletowa już była dawno wyczerpana, ogarnąć dobry nocleg... i miałem już jutro jechać przez pół Polski do Krakowa - a tu informacja, że wokalista zespołu miał ciężki wypadek. także jest świetnie XD O problemach rodzinnych, które mi ostatnio dokopały już nie będę pisać, bo to temat w ogóle niewarty uwagi.
  21. Dokładnie, jedyna różnica to niezdejmowalność. Przewaga dla Pana feudalnego, że może swoją krowę kompletnie nadzorować, no i w przypadku czipów medycznych nawet jej funkcje życiowe. Możliwe, że są ludzie, którzy myślą w ten sposób, że taki czip daje im jakieś super moce - jak uaktywnianie drukarki (:D ). Ale to jest niezmiernie głupie, bo chip im niczego nie daje, nie jest w tym wypadku nawet elementem sterującym, tylko pełni rolę uwierzytelnienia uzytkownika (jak hasło do konta). To system zewnętrzny wszystkim steruje i bez niego "supermoce" znikają, wystarczy zmienić jeden bit w bazie danych, by odciąć takiego frajera od poczucia "boskości".
  22. Witam, czy ktoś miał jakieś doświadczenia związane z dekompensacją w stronę borderline, po doświadczeniu nieudanej bliskiej relacji ? Albo z próbami wejścia w bliższa relację , które kończyły się oscylacją pomiędzy potrzebą ucieczki, a skrywaną potrzebą przestania bycia samotnym - oraz destabilizacją emocjonalną ?
  23. Socjopata to ktoś kto ma zachowania antyspołeczne. W Twoim opisie nic takiego nie ma. Brak / przytępiona empatia to nie jest zachowanie antyspołeczne i może ona się łaczyć z różnymi stanami. Socjopata aktywnie szuka możliwości zrobienia komuś krzywdy. Przytępiona empatia może być np. efektem traumy , może się łączyć ze stanami dysocjacyjnymi itd.
  24. Sory, pisałeś już o tym wcześniej, nie doczytałem. Niczego nie poradzę, bo nie wiem co poradzić, sam mam podobne problemy. Psychoterapia również mi nie pomogła, wybieram się teraz na oddział dzienny. Pozdrawiam
  25. Nie wiem co sensownego powiedzieć, ale znam ten stan. Toczenie syzyfowego głazu aż do wypalenia, a i tak nic się nie zmienia. Głód emocjonalny i pustka. Gra przed otoczeniem, że wszystko jest w porządku - tylko najpierw trzeba się zdysocjować od samego siebie i włąsnego bólu. Tak naprawdę zmieniać coś mogą tylko jakieś nowe doświadczenia w życiu. Sama wyobraźnia, nawet najlepiej rozwinięta nie wystarczy. Próbowałeś psychoterapii ? Zawsze to jest...nowe doświadczenie.
×