Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stracona100

Użytkownik
  • Postów

    1 431
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Stracona100

  1. No i znowu problem, bo raczej nie zrezygnuję z antykoncepcji na rzecz dziurawca
  2. Odstawiłam SSRI i choć teraz czuję się dobrze, to boję się powrotu depresji. Po przeczytaniu wątku decyduję się na dziurawiec Dzięki za zasianie nadziei. O efektach napiszę w odpowiednim czasie.
  3. Niekoniecznie, ja widze niezakłamaną rzeczywistość, ale ona mi zwisa. Nie idealizuje świata, po prostu jego brzydota jest mi obojetna - no chyba, ze mnie jakoś dotyka, wtedy się bronie Nieprecyzyjnie się wyraziłam, bardziej chodzi mi o to, że mój chory mózg pozbawiony różowego filtra wszystko widzi na czarno, a więc siłą rzeczy także to, co mnie bezpośrednio dotyczy. W efekcie, nie ma rzeczy kolorowych (pozytywnych), a więc wartych wysiłku życia.
  4. Lubię tą teorię. Choć tylko ją liznąłem. To ciekawe, też muszę "polizać" ten temat Dlaczego zakładasz, że znasz prawdziwą, nieprzefiltrowaną rzeczywistość? Prawdziwa, nieprzefiltrowana rzeczywistość, to obraz, dźwięk, smak, zapach i czucie. I nic ponadto. A my nadajemy temu jakieś znaczenie, snujemy jakieś historie. Jedni snują smutne historie, inni radosne. Ale to wszystko są kłamstwa - "powinni się leczyć" zarówno ludzie uważający, że życie jest piękne, jak i ludzie, którzy mają depresję. Wszyscy jesteśmy siebie nawzajem warci. Mamy tylko inne kłamstwa. Zakładam, że znam moją nieprzefiltrowaną rzeczywistość, bo moje "różowe filtry" nagle się popsuły i zmieniły moje postrzeganie świata.
  5. Tak, czuję się po nich jak upośledzona - rozkojarzenie, dziury w pamięci, anhedonia. Mam wrażenie, że jestem coraz głupsza. Mam dość eksperymentów na moim mózgu.
  6. Holy Diver Leki na depresję biorę od 6 lat. Niestety każdy z nich po jakimś czasie niezłego działania wprowadzał mnie w anhedonię i wymagał zmiany na inny. Ostatni, który brałam około roku wpędził mnie już chyba na samo dno, poza tym (podobnie jak Ty) zauważyłam uciekanie słów, rozkojarzenie itp. Ogólnie zaczynałam się czuć jak upośledzona umysłowo i postanowiłam też go odstawić. Teraz jestem bez leków i czuję się dobrze, ale to dopiero 4 tydzień. Żyję nadzieją, że mój mózg "się naprawił" i teraz będzie dobrze, ale raz już próbowałam zrobić taki eksperyment i skończyło gwałtownym powrotem objawów depresji Nie wiem jak tym razem się skończy, ale jak by nie było, to przynajmniej teraz już prawie "czuję wszystko" jak należy, więc choćby po to opłacało się zaryzykować :) Bo ja też mam czym się w życiu cieszyć i będąc w tym koszmarnym stanie nie mogłam znieść własnej obojętności na uroki życia. W końcu też zaczęłam myśleć o narkotykach, by choć na chwilę wyrwać się z tego bagna, ale na szczęście nie zdążyłam zrealizować tego planu. Co robię poza tym? Teraz staram się zmusić (bo jeszcze trochę mi ciężko) do robienia tego wszystkiego, co kiedyś sprawiało mi przyjemność i z zachwytem stwierdzam, że powoli działa. Tak bardzo bym chciała, żeby to trwało jak najdłużej... .....i bardzo się boję Ale wcześniej w ostatniej fazie anhedonii nie mogłam robić już nic, nic nie pomagało i myślałam już tylko o śmierci.
  7. Stracona100

    Czesc wszystkim!!!!!

    Niestety i ja znam to z autopsji. Tak, zgadzam się, ze może to tak "samoistnie" zadziałać. Jednak lepiej, szybciej i pewniej jest naprawiać ten układ z obu stron jednocześnie. Poza tym może zaistnieć taka sytuacja, że ta osoba "zdrowa" swoim zachowaniem niweluje wszystkie efekty terapii osoby leczącej się.
  8. jaktobyło depresja, a konkretnie anhedonia.
  9. #1. Żadne z nich. Ideałem byłoby nie pić alkoholu ani nie musieć brać psychotropów. #2. Jeżeli opcja #1 niewykonalna to psychotropy+ picie kontrolowane, w umiarkowanych ilościach. Są grupy leków psychotropowych względnie bezpieczne (np. SSRI) jeżeli chodzi o kojarzenie z alkoholem. Sami lekarze dają na to przyzwolenie. #3. Jeżeli opcja #2 również niemożliwa to same psychotropy. Alkohol w "monoterapii" odpada. To droga donikąd. Alternatywnie wybrałbym wariant #4, tj. "żadne z wyżej wymienionych/ inna substancja". Bardzo ciekawy wykład - daje do myślenia. Dzięki A'propos #1. Bardzo bym chciała stać się takim ideałem #2. Tak jest było do niedawna - nie sprawdza się #3. Tak było kilka lat - koszmar #4. Innych substancji nie próbowałam, nie mam dostępu i boję się mieć #5. Sam alkohol - opcja rozważana z nadzieją na utrzymanie sensownych dawek
  10. jaktobyło nie chcę chlać, ani się zachlać, choć być może tak to się skończy. Rozważam opcję zrezygnowania z leków na zawsze i obawiam się, że na dłuższą metę bez żadnego "wspomagacza" nie dam rady.
  11. czy chodzi Ci po głowie, żeby spróbować? Powinieneś się cieszyć, że mimo wszystko potrafisz wykonywać swoje obowiązki i nie zawalasz poważnych spraw. To znaczy, że nie jest tak tragicznie i prawdopodobnie leki wyciągną Cię z tego koszmaru. Tego życzę.
  12. Stracona100

    Czesc wszystkim!!!!!

    To bardzo niedobrze zwłaszcza, że w pierwszym wpisie wspomniałaś, że Czy on wie i tym, że Ty tak myślisz?
  13. Witaj, To, że się na niczym konkretnym teraz nie znasz jest oczywiste, skoro siedziałeś tylko w grach. Może zacznij od tego, aby o dziedzinach potencjalnie Cię interesujących dowiedzieć się czegoś więcej. Wybierz coś i zacznij czytać na ten temat. Jeśli się okaże, że to Cię nie wciąga, spróbuj innej dziedziny itd. Jest tak wiele dziedzin życia i nauki, że musisz w końcu trafić na coś dla siebie. To zapewne będzie wymagało od Ciebie trochę zaangażowania, ale inaczej się chyba nie da. Jak już coś znajdziesz, będziesz mógł stale poszerzać swoją wiedzę, czy też umiejętności. Nie jesteś jedynym, który słabo zdał maturę i poszedł na studia. Kierunek oczywiście należy dobrze przemyśleć - zobacz jakie są proponowane i szerzej zapoznaj się z tym, co po danym kierunku można robić. Nawet jeśli się okaże, że wybrałeś nie do końca trafnie, to z pewnością nie będzie to czas stracony - w życiu każde doświadczenie i każda wiedza może się przydać. A kierunek można zmienić, być może przez ten czas zorientujesz się, co interesuje Cię naprawdę. Najgorszym marnotrawstwem czasu jest stać w miejscu, ze strachu nie próbować niczego i po latach obudzić się "z ręką w nocniku". W Twoim wieku każda zmiana jest lepsza niż stagnacja. Czy wyjechać do UK? A po co, masz na to jakiś plan? Jeśli masz, to czemu nie? Jeśli właśnie to da Ci satysfakcję w życiu, to tak. Ale dla mnie w Twoim wypadku to pójście na kompletną łatwiznę i prawdopodobnie bardzo szybko poczujesz się z tym źle.
  14. Uważam, że możesz, a nawet powinieneś się odezwać. Nie ma powodu, abyś nie podjął próby poznania tej osoby. Podstawą jednak jest to, abyś był naturalny i nie udawał kogoś innego niż jesteś. Taką postawą możesz tylko sobie zaszkodzić, bo jeśli ona polubi Cię "takiego nieprawdziwego" to praktycznie nie będziesz miał już szans, by powiedzieć jej prawdę o sobie - a jeśli to zrobisz, ona poczuje się mocno oszukana. Bądź sobą od początku, poznaj ją bliżej, a jeśli poczujesz, że już możesz, powiedz jej o sobie więcej. Jeśli wówczas odejdzie, to trudno. Widocznie to nie ta, a dla niej to problem nie do przeskoczenia - będzie miała pełne prawo do takiej decyzji. Nie powinieneś rezygnować z życia z powodu choroby, z którą walczysz i z góry zakładać, że ktoś Cię odrzuci, ale na kłamstwie nie da się zbudować niczego.
  15. Stracona100

    Zjazd

    Wtedy nie wiedziałeś dlaczego tak się dzieje, dziś już wiesz - był to zapewne początek depresji. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, to choroba i tak jak inne choroby może dotknąć każdego. Tak teraz czujesz, bo "przemawia" za Ciebie depresja. Jeśli rzeczywiście czujesz, że nie masz marzeń, motywacji, nie widzisz przyszłości i sensu, to raczej nie dasz rady zmobilizować się sam (domowymi sposobami). Powinieneś koniecznie zwrócić się do specjalisty po wsparcie. Być może leczenie wcale nie będzie trwało długo, bo poczujesz się lepiej i bardziej optymistycznie spojrzysz w przyszłość, a to zmotywuje Cię do działania.
  16. Nie ma to jak profesjonalna porada
  17. Nie, nie wierzę. Myślę nawet, że to ście.rwo doprowadzi mnie do śmierci.
  18. Stracona100

    Czesc wszystkim!!!!!

    To przykre, ale może jeszcze nie wszystko stracone. A jaki jest stosunek Twojego męża do Twojej terapii?
  19. Zgadzam się, to wykolejenie moralności jest prawdziwie niebezpieczne.
  20. Nie wiem skąd wysnułaś taki wniosek i nie chcę wiedzieć, bo jesteś w błędzie. Jak najbardziej temat założyłam po to, by poznać opinie innych, posłuchać ich argumentów i bardzo dziękuję tym, którzy zechcieli/zechcą podzielić się swoimi spostrzeżeniami i uwagami na podniesiony temat.
  21. Można by powiedzieć, że "szewc bez butów chodzi" A tak poważnie, to nie wiem. Odkąd pamiętam, zawsze byłam osobą, do której wielu przychodziło się zwierzać i prosić o radę. Nawet mnie to trochę denerwowało, bo ja się (prawie) nigdy nikomu nie zwierzałam. Zresztą wszyscy byli pewni, że mnie to nie jest potrzebne Chyba to jest tak, jak z psychoterapią - trudno samemu ocenić/zauważyć swoje postępowanie, lepiej widać je z boku. Dzisiejsze "rady", których udzielam, to przede wszystkim moje życiowe doświadczenia (a trochę już żyję) - głównie rzeczy, których kiedyś sama nie zrobiłam, a powinnam (i poznałam bolesne skutki ich zaniechania) lub te, które zrobić powinnam, a nie zrobiłam. Leki - nie powinnam o tym pisać, by niczego Ci nie sugerować. Ale prawda jest taka, że mam na ich temat swoje (całkowicie subiektywne) zdanie. To nieco dłuższa historia, ale finał jest taki, że ostatni lek (brany przez ostatni rok) wpędził mnie w stan anhedonii, jakiej jeszcze nie znałam. Tak się złożyło, że akurat kończyło mi się opakowanie i zdecydowałam, że więcej nie chcę. Teraz jestem bez leków i czuję się lepiej. Wiem, ze to stan chwilowy, zresztą lekko utrwalany alko. Mam zamiar tak doczekać do 19.02., potem zobaczę. Siła - kiedyś miałam jej bardzo wiele. Teraz to tylko takie szczątki, które jeszcze od czasu do czasu podnoszą mnie z dna. Bycie tu i pomaganie innym faktycznie jest formą terapii, którą sam sobie zaleciłam Jak jestem w stanie pisać, to nawet działa Miłego weekendu
  22. Niestety, ja też zawsze miałam z tym problem - to znaczy z nadmiernym zaangażowaniem. Dla mnie zawsze było oczywiste, że jak coś robię, to najlepiej jak umiem (i nie dotyczyło to tylko pracy). Niestety zwykle nie było to docenianie, lecz wręcz wykorzystywane - wszyscy wiedzieli, że ja "coś tam" zrobię dobrze, więc miałam więcej odpowiedzialnej pracy niż inni, za te same pieniądze rzecz jasna. Leniuchy i nieuki zawsze miały luz i spokój. Hmmm, jak pisałam, ja z terapii nigdy nie korzystałam, ale sądziłam, że takie sesje trwają zwykle więcej niż 30min. Taki czas wydaje mi się zbyt krótki, by rozwinąć jakoś sensownie temat. Ale to na marginesie, bo jak wspomniałam, nie znam się na tym :) W każdym razie cieszę się, że wreszcie udało Ci się coś z tego wynieść i widzisz jakiś sens tego działania. To jest właśnie powód, dla którego nie mam ochoty korzystać z terapii. Nie chciałabym denerwować swojej terapeutki, a tak z całą pewnością by było Ale podoba mi się Twoje nastawienie, że pomagacie sobie nawzajem, przynajmniej masz pewność, że się angażuje A jakie są możliwości do wyboru? No to jest prawdziwy dowód na poprawę samopoczucia Dobrze to znam - właśnie od 2 tyg. czeka na mnie takie pranie Nawet nie wiesz jak miło mi to słyszeć/czytać - aż trochę Ci zazdroszczę Wyraźnie wracasz do "żywych" i myślę, że jest to zasługa leków. Jeśli tak dobrze się po nich czujesz, to nie przestawaj ich brać. Co Ci szkodzi żyć z nimi tak długo, jak się da. Być może (i tego Ci życzę) będą Ci służyć latami i zapomnisz o depresji. Z "doświadczenia przeprowadzonego na moim mózgu" wynika, że tak właśnie będzie. W moim przypadku leki zmieniły mój stosunek do siebie i świata w istotny sposób. Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości zostało mocno stłumione, przestałam analizować przeszłość. Znacznie mniej przejmuję się światem zewnętrznym, to znaczy tym złem, które ma do zaoferowania - zarówno tymi odległymi (jak katastrofy, zamachy, wojny), jak i tymi bliskimi (opinia, kłótnie z bliskimi, problemy dnia codziennego). Zaczęłam świat odbierać inaczej, bardziej "dla siebie" nie przejmując się zbytnio tym, co myśli otoczenie. Przestałam się zmuszać do rzeczy, które zdaniem ogółu "wypada" czy też "powinno" się robić, a mnie się nie chce. Nie irytuje mnie też tak bardzo jak kiedyś ludzka głupota i bezmyślność. Ogólnie rzecz biorąc mam wrażenie, że leki przytłumiły moją wrażliwość to takiego poziomu, jaki ma większość ludzi i nauczyły "zdrowego egoizmu", którego zawsze mi brakowało. To moje "naprawione wady mózgu" - jeśli uda Ci się naprawić swoje, to z pewnością masz wielką szansę na powrót do ciekawego, kolorowego i całkowicie TWOJEGO życia, w którym będziesz szczęśliwa. Czego z całego serca Ci życzę
  23. Stracona100

    WITAM

    Czyli jednak wybierasz się do psychiatry?
  24. Stracona100

    ...

    muszę Cię zmartwić - jesteś błyskotliwa a to może zakłócić Twój obraz beznadziejności.
×