Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stracona100

Użytkownik
  • Postów

    1 431
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Stracona100

  1. "Zapomnij" któregoś dnia założyć bieliznę do pracy .
  2. Ja też popieram - warto rozmawiać o swoich wątpliwościach. Ale nie rób tego w formie: "kochanie, czy już mnie nie kochasz? Co jeszcze mogę zrobić, byś mnie zauważył?" lecz raczej tak: "kochanie, brak mi Twojego ciepła i czułości, zrób coś z tym, bo to boli".
  3. I jak sobie z tym radzisz? No cóż, lekko nie jest. Jak czuję się lepiej, to działam. Jak gorzej, to zdycham. Dzieciaka już odchowałam, więc ważnych obowiązków mniej i jakoś wlekę ten "wóz"
  4. U mnie też tak było, do czasu..... aż wizja własnoręcznie zadanej sobie śmierci zagnała mnie do psychiatry
  5. Jednak leczenie wszelakich "zdechlaków" osłabia rasę ludzką - to niezgodne z naturą Jest - nie brać ich i liczyć na naturę
  6. Wczoraj byłam u mojej psychiatry. Jak szłam czułam się nie najgorzej i zastanawiałam się, czy w ogóle brać receptę na leki. Podczas rozmowy okazało się, że wszystko co mówię i jak mówię świadczy o tym, że leków potrzebuję, i to bardzo. Lekarka uznała, że "taki" poziom "radości z życia" jaki reprezentuję jest całkowicie niezadawalający i że ona wyprowadzi mnie na poziom "normalny". Była tak przekonująca, że zasiała we mnie nadzieję, że to możliwe. Ale czy to naprawdę możliwe??? Ja już dawno zapomniałam jak to jest "cieszyć się życiem", przez lata wystarczało mi, że daję radę wstać z łóżka i udawać, że żyję. Wiem, że wiele zależy od mojego nastawienia i tu jest problem, bo ono jest, jakie jest
  7. iiwaa, mam wrażenie, że dobrze Cię rozumiem, ponieważ sama przeżywałam coś podobnego. Wprawdzie mój małżonek jest niewiele ode mnie starszy, ale ja z powodu kompleksów (też jestem DDA) wiecznie czułam się od niego "gorsza". Sytuację pogłębił dodatkowo fakt, że zgodziłam się (to mój największy życiowy błąd) na kilka lat zostać "kurą domową". Mąż nigdy nie dał mi odczuć, że uważa mnie za "głupszą" od siebie, ale ja i tak wiedziałam swoje. Z czasem dowaliłam sobie kolejny problem, bo czas płynął i moje ciało przestało być młode. Wiedziałam, że mąż w pracy jest poważany i z racji pozycji, wiedzy i autorytetu robi wrażenie także na młodych kobietach. Bałam się (choć on nigdy nie dał mi żadnych powodów do zazdrości), że jakaś "młoda inteligentna" zapoluje na niego i on pomimo zasad "da się złapać". Oczywiście zaczęłam też "wkręcać" sobie, że jego zainteresowanie moją osobą nadmiernie spadło, więc postanowiłam przeciwdziałać "czyhającemu na mnie nieszczęściu". Ponieważ zawsze wychodziłam z założenia, że mężczyzna to "wzrokowiec i myśliwy", postanowiłam działać zgodnie z zasadą "gonić króliczka". Oczywiście pierwsza rzecz, to wygląd - wiemy jak to się robi, więc tematu nie rozwijam :) Druga rzecz to rozwój intelektualny - sukcesy zawodowe, rozwijanie hobby, bycie na bieżąco z wydarzeniami w kraju i na świecie itp. Trzecia rzecz (najważniejsza), to "umykanie" - tu problem jest poważniejszy, bo musi być wyważony i dostosowany do konkretnego "osobnika". Napisałam o sobie, by pokazać, że było podobnie a po moich "zabiegach" jest już całkiem dobrze. Jeśli chodzi o Twoją sytuację, to wydaje mi się, że: 1. nie jest tak źle jak myślisz i chyba (podobnie jak ja) wkręcasz się, 2. wiek Twojego męża może tłumaczyć nieco mniejsze zainteresowanie okazywaniem uczuć, 3. być może nadmiar wylewności z Twojej strony powoduje efekt odwrotny u Twojego męża, 4. być może starasz się "za bardzo" i dlatego mąż będąc przekonanym o swojej stabilnej pozycji nie ma potrzeby pokazywania, że nadal Cię uwielbia, 5. być może różnica wieku powoduje, że zaczyna się uwypuklać problem odmienności potrzeb. Mam jeszcze taką myśl: Twoje małżeństwo wydaje się być bardzo dobre, a dążeniem do "ideału" czasem można coś zepsuć.
  8. Tydzień temu przydarzyło mi się coś......niebezpiecznego i........ zaskakującego. Jechałam samochodem do innego miasta (150km) załatwić jakieś tam sprawy. Kierowcą jestem od dawna, jeżdżę dużo i dobrze. Tego dnia czułam się nieźle (czyli bez większego doła i żadnych myśli samobójczych). Jadąc co jakiś czas wyprzedzałam różne powolne pojazdy np. TIRy. Przy jednym z takich manewrów popełniłam błąd i okazał się on bardzo niebezpieczny. Wyprzedzałam dwa TIRy, z naprzeciwka jechał trzeci.... w pewnym momencie poczułam, że chyba nie zdążę.... pomyślałam, że to może być koniec.... a jeśli zechcę, będzie to koniec na pewno. Nie przeraziło mnie to, nie zdenerwowało..... TIR z naprzeciwka trąbił a ja depnęłam na gaz i w ostatniej chwili (z lekkim zawahaniem) uskoczyłam w bok...... Możecie nie wierzyć, ale nie poczułam nic w rodzaju "spocone ręce, przyspieszony oddech, walenie serca" (tak jak bywało wcześniej) a zaczęłam się śmiać, nie, nie histerycznie, tak zwyczajnie.... odczuwałam dziwną przyjemność z tego, że właśnie miałam okazję wybrać: życie czy śmierć. To było dziwne a ponieważ nadal o tym myślę, napisałam....
  9. Stracona100

    Przemiana Wariata.

    Pomagałam, by ciężko chorym dzieciakom spełniały się największe marzenia. Oglądać ich radość...... to było cudowne uczucie. Odkąd choruję, nie czuję się na siłach by podejmować takie wyzwania. To trudne i odpowiedzialne zadanie, a ja już sobie nie ufam.
  10. Stracona100

    Przemiana Wariata.

    Wolontariat to fajna sprawa. Udzielałam się trochę w Fundacji "Mam marzenie" i dawało mi to sporo radochy i satysfakcji.
  11. Stracona100

    Spamowa wyspa

    Ano taki sobie, Arfour :)
  12. A co z miłością? (to takie miłe uczucie przywiązania i ciągłej tęsknoty za drugą osobą )
  13. Ulewny deszcz, który podlał mój ogród
  14. Nie! i jeszcze raz nie! Nie skazałabym mojego dziecka na "rosyjską ruletkę". A gdyby jednak tak się stało, i przyszłoby na ten świat chore, to zadręczyłabym się myślą, że to moja wina, że to ja zdecydowałam o tym, że teraz musi tak bardzo cierpieć. To by było nie do zniesienia. NIE!
  15. Już za cholerę nie wiem - nic nie cieszy, nie ciekawi.... Chyba tylko to, że być jest tak samo bez sensu jak nie być - i nie potrafię wybrać
  16. Cebula Co innego cebula. Ona nie ma wnętrzności. Jest sobą na wskroś cebulą, do stopnia cebuliczności. Cebulasta na zewnątrz, cebulowa do rdzenia, mogłaby wejrzeć w siebie cebula bez przerażenia. W nas obczyzna i dzikość ledwie skórą przykryta, inferno w nas interny, anatomia gwałtowna, a w cebuli cebula, nie pokrętne jelita. Ona wielekroć naga, do głębi itympodobna. Byt niesprzeczny cebula, udany cebula twor. W jednej po prostu druga, w większej mniejsza zawarta, a w następnej kolejna, czyli trzecia i czwarta. Dośrodkowa fuga. Echo złożone w chór. Cebula, to ja rozumiem: najnadobniejszy brzuch świata. Sam sie aureolami na własną chwałę oplata. W nas - tłuszcze, nerwy, żyły, śluzy i sekretności. I jest nam odmówiony idiotyzm doskonałości. W.Szymborska
  17. Nieeeee.... nie mnóżcie cebulowych jarzyn na parapetach. Dlaczego nie??????
×