Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hitman

Użytkownik
  • Postów

    591
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Hitman

  1. To pobawię się w ciebie - szukasz zaczepki bo nie pijesz alkoholu. Jak typowa alkoholiczka, która nie może się napić Ten mechanizm świadczy o tym, że jesteś alkoholiczką a jak powiesz, że nie to będzie to kolejne potwierdzenie tej teorii Alkoholika nie interesuje przedmiot zaczepki - chodzi o to żeby kogoś zdenerwować i rozładować się. I tak dalej....
  2. refren, tak, zmieniają. Mój ojciec jest psychopatą i robi dokładnie to samo. Nie odnosi się do tego co powiedziałem tylko najpierw interpretuje to tak żeby można było zmienić kontekst a potem ośmiesza ten kontekst myśląc, że ośmieszył mnie, moją wypowiedź i robi to tak, że jest to wiarygodne dla otoczenia, które niezbyt zagłębia się w sens. Chyba, że faktycznie wyciągnęłaś taki wniosek to wtedy przepraszam i wytłumaczę ci o co mi chodziło. Możliwe, że jesteś po prostu blondynką NN4V, ja nie mam hobby. blah!, mało śmieszne i oczywiście nie szukasz awantury, zaczepki, jasne :) NN4V, PiS to katole i populiści a Kaczyński to wariat więc obrażasz mnie ale ja wspaniałomyślnie wybaczam ci ten nieświadomy błąd
  3. NN4V, ciekawe. Wychodzi mi, że mam dużą inteligencję emocjonalną, dobrze rozpoznaję emocje, przyczyny, dobrze umiem je nazywać ale nie umiem tym sterować, co wynika z poczucia sensu lub raczej jego braku przy przekonaniu o sensie, który jest mi potrzebny. Znam dokładnie przyczyny tego wszystkiego i wiem jaki jest sposób - nauczyć się kontroli nad emocjami. Ale ja nie umiem pogodzić się z brakiem spełnienia pewnych potrzeb. Mechanizm jest taki - silne pragnienie kierowane emocjami, świadomość że nigdy nie spełnię tych potrzeb, pojawiają się myśli o ludziach, którzy są gorsi, słabsi, skazani na cierpienie - mega empatia, której nie umiem opanować w pewnych momentach. Wtedy pojawia się myśl o fikcyjnej osi czasu w mojej głowie a tam może czekać mnie dużo złego i nic dobrego, natomiast żeby żyć na jakimś względnie dobrym poziomie trzeba będzie iść do pracy. Problem w tym, że mam ambicję na wartościową pracę ale nie mam do tego zdolności a nie ma opcji żebym robił coś nudnego. Prace fizyczne też odpadają ze względu na uwarunkowania, na które nie mam wpływu. Emocje muszą pogodzić się z brakiem sensu a cele, które sobie wyznaczę za pomocą umysłu powinny pociągnąć za sobą emocje ale tak się nie do końca dzieje. Natomiast w codziennym życiu mam wręcz wybitną zdolność do panowania nad emocjami. Wygląda na to, że mam wysokie IE bo traktowałem zazwyczaj trudności jako wyzwanie ale pojawiły się problemy, które wiążą mi ręce, nie da się działać. Zablokowana jest reakcja zarówno walki jak i ucieczki a to w połączeniu z przyzwyczajeniem do łatwego rozwiązywania problemów stanowi trudność. Myślę, że mam już wizję działania, którą muszę teraz zastosować. Nie jestem neurotykiem, a de Mello to jezuito-buddysto-bajkopisarz, który leje wodę Widzę, że pewne sztuczki typowe dla psychopatów masz nieźle opanowane Niezła zmiana kontekstu. Gdyby nie to, że takie cechy odrzucają mnie u kobiet to umówiłbym się z tobą żeby się co nieco nauczyć :) Psychologia nie zakłada, że każdy problem można rozwiązać. A to, że kłóci się z nauką to już inna sprawa bo wiele rzeczy kłoci się chociażby z logiką a wiele teorii psychologicznych i socjologicznych to hipotezy sprzeczne ze sobą nawzajem.
  4. szymon2311, zamień to w atut - 90% to automaty a ty jesteś w tych 10 mądrych procentach. Wiedza psychologiczna mogłaby jeszcze zostać wsparta obserwacją społeczeństwa - własną obserwacją. Obserwuj sposoby, dzięki którym ludzie osiągają sukces, strategie wywierania wpływu, związki przyczynowo skutkowe, ale nie zawsze je znajdziesz i wtedy trzeba po prostu pogodzić się z zaobserwowanym faktem i myśleć nad sposobami efektywnego wykorzystania tej wiedzy. Wolna wola nie istnieje bo wszystkie nasze cechy są zdeterminowane ale mamy dalszy wybór. Możemy podjąć decyzję co zrobimy dalej z taką wiedzą. Wolna wola nie istnieje ale wola już tak. Ludzie rzadko robią to co wolą bo idą za tłumem. Warto postępować inaczej niż tłum ale oprzeć swoje postępowanie na zasadach tłumu, tak żeby nie być postrzeganym jako buntownik, wariat, dziwak. Najlepiej dopieścić swoją osobę pod obserwację tłumu żeby wyróżniać się z niego stylem, swoją wyższością a postępować i tak po swojemu. Niech inni myślą, że mają władzę a ty ją miej. To takie podstawy wszystkiego :) Widzę, że wkleiłeś stronę o Biblii - radziłbym ci darować sobie tę księgę bo ona nic nie wniesie do twojego życia poza chaosem i chorobami psychicznymi. Wystarczy postępować zgodnie z własnym sumieniem, pomagać innym, być dla nich dobrym. Wyznacz sobie cele i dąż do nich tak jakby nie było niczego innego i ćwicz spokój ducha w każdym momencie niezależnie od tego czy ci się uda osiągnąć to co planujesz. Tylko twarde i zdecydowane działania przynoszą efekt. Ale na każdą sprawę można spojrzeć z różnych punktów widzenia, zmieniać kontekst, ważność sytuacji. Nikt nie powie ci jak żyć ale nie przejmuj się większością bo skoro widzisz więcej niż inni to masz atut, którego szkoda nie wykorzystać.
  5. abrakadabra xx, ale skoro taki osobnik potrafiłby zmienić bieg historii to znaczyłoby to, że właśnie był silny Problem polega na tym, że ja nie będę nic zmieniał choć wiem, że gdybym tak sobie postanowił i szedł do celu po trupach to zmieniłbym bieg historii i zrobił coś spektakularnego. Nie widzę w tym sensu żebym ja miał mieć lepiej kosztem kogoś. Skoro życie nie zostawia takiej możliwości to ja nie będę na siłę zmieniał świata szkodząc innym. Coś zdobytego w taki sposób nie ma żadnej wartości. jetodik, patologia, Jeszcze raz zwrócę się do was bo dziwi mnie, że nie podzielacie mojego toku myślenia Żeby dobrze zobrazować co mam na myśli podam taki przykład. Jest dziewczyna, która nazywa się Magda i 100 mężczyzn. Patrzę na nią i myślę, że mi się podoba, odczuwam to w ciele w wiadomy sposób. To nie ma żadnej wartości bo to tylko moje subiektywne odczucie. Muszę mieć potwierdzenie na wartość subiektywnego odczucia więc pytam się 100 mężczyzn komu jeszcze podoba się Magda. Okazuje się, że: - nikomu - wtedy muszę zmienić w sobie cechę, która powoduje, że Magda mi się podoba - wszystkim - wtedy to podobanie się faktycznie ma wartość o ile uda mi się sprawić żeby ona wybrała mnie a nie ich - połowie się podoba a połowie nie lub większość mówi, że jest średnia - wtedy rozglądam się czy nie ma gdzieś lepszej kobiety Dla mnie wartość mają tylko idee, obiekty realne. Ładne kobiety, które są ładne w mierzalny sposób a nie tylko subiektywnie dla mnie, dobre jedzenie, zwycięstwo w sporcie (jak najbardziej do zmierzenia ale wartość może łatwo spaść po przegranej w kompromitujący sposób albo w prestiżowym meczu i wtedy wcześniejsze zwycięstwa się nie liczą), wartościowa muzyka, poezja, ekskluzywny alkohol, stylowy ubiór, stylowa osobowość. To są realne wartości a nie tylko te w mojej głowie. Dążymy do realnych zdarzeń bo te dają nam przyjemność. Mogę sobie wyobrazić w głowie, że jestem bogaty a mogę mieć to bogactwo - wartość ma tylko to realne, to co mam w dłoni, to co zdobyłem w realnym świecie i jest mierzalne.
  6. Aaa jeszcze co do tego - właśnie udowadniasz tu to o czym jest ten wątek :) Jak tobie podobała się dziewczyna to kumplom też bo ocena urody jest uniwersalna. Nie trafiłeś na przypadek, że podoba ci się laska a nie podoba się innym bo podobnie z kumplami oceniacie urodę. Ale jak ktoś sam ma niską wartość i chce zamoczyć to musi stwierdzić, że podoba mu się jakaś brzydsza. Ja chciałem żeby podobały mi się kobiety, które podobają się innym bo wiedziałem, że zdobycie takiej to zwycięstwo a gdyby mi się podobała taka, która nie podoba się innym to mógłbym ja zdobyć ale wtedy to nie miałoby żadnej wartości. Inni oceniliby mnie jako kogoś słabego kto ma słabą kobietę i byłbym bezwartościowy jako chłopak brzydkiej dziewczyny. -- 07 kwi 2015, 00:20 -- jetodik, patologia, widzę, że ktoś streścił książkę, o której napisałem więc może przeczytajcie to : http://spolecznosc.grmg.pl/topic/3181-ewolucja-po%C5%BC%C4%85dania-jak-ludzie-dobieraj%C4%85-si%C4%99-w-pary/
  7. Ale sadyzm jest potępiony przez większość więc to zgadza się bardziej z moją teorią niż z twoją Wynikało to z niskiego poczucia wartości. Czułeś, że kumple mogą okazać się bardziej wartościowi niż ty i przegrasz z nimi rywalizację. Ja z kolei jak podobała mi się jakaś dziewczyna chciałem uzyskać potwierdzenie czy podoba się innym żeby zweryfikować swoje upodobania i sprawdzić czy są prawidłowe Nie wyjdzie, że jakaś jedna osoba jest najładniejsza. Wyjdzie, że ładna jest Penelope Cruz, Olivia Wilde, Adriana Lima, Angelina Jolie (nie rozumiem jej fenomenu ale skoro się podoba to ok), Barbara Palvin, Magdalena Frąckowiak. Wyjdzie też, że brzydka jest jakaś Malwina z dużym nosem, gruba Berta, żona prezydenta, bezzębna Julia i zezowata Kobra z Łodzi. Istnieje obiektywne piękno i indywidualna hierarchia piękna ale jak ktoś uznaje brzydką laskę za ładną to dlatego, że sam jest brzydki. Nie znasz takich przykładów? Mam takiego ziombla, który jest obiektywnie brzydki. I tak się składa, że kobiety, które mu się podobają są zdecydowanie brzydsze od średniej i z innymi kolegami wszyscy zgadzamy się co do tego, że jego gust jest słaby. Ale jaki ma być skoro on sam jest brzydalem? Uprościłem teraz wartość do urody a do końca tak nie jest bo kobiety patrzą na różne rzeczy. Ale myślę, że pojmujesz o co mi chodzi :) Czyli co, nihilizm? Wszystkie kobiety są brzydkie a my postrzegamy je jako ładne bo uruchamiają się neurobiologiczne procesy? W takim razie warto zadać sobie pytanie skąd wzięły się takie procesy, że mój mózg każe mi uznawać za ładną Barbarę Palvin a nie Dorotę Wellman. Uroda tych kobiet musiała świadczyć o jakości ich genów bądź też każdy facet myli się oceniając urodę a więc żadna kobieta nie jest ani ładna ani brzydka czyli nie powinna mi się podobać żadna i powinienem przezwyciężyć biologiczne procesy, które są bez żadnego sensu i wartości a mną sterują. Czyli powinniśmy się wyzbyć oceny czegoś jako zapach skoro to obiektywnie nie ma wartości. Nie. To byłby egoizm i pogrążanie się w bezsensownej iluzji. Powinniśmy zweryfikować czy to co nam się podoba i daje nam radość ma realną wartość i sens. Jeśli to tylko nieracjonalne mechanizmy to warto się ich wyzbyć dążąc do obiektywnych wartości i sensów.
  8. jetodik, ignorujesz skutki i przyczyny gustów. Jakoś tak jest, że prostakom podobają się inne kobiety niż ludziom, którzy mają wysublimowany gust, są z wyższych sfer. Tak jak plebs je Mc Donalds a ktoś z wyższych sfer je steki w drogiej restauracji. Partnerzy mogą podobać się sobie nawzajem jeśli obydwoje są zboczeni, są prostakami, idiotami. Słuchają disco polo, jedzą w Mc Donalds i piją harnasia i hoop colę. Jeśli większość będzie tak postępować to przyznam ci rację, że oni nie są wyznacznikiem wartości. I możliwe, że tak właśnie jest. Natomiast wyznacznikiem wartości są silne jednostki. Po prostu jest coś takiego jak wyczucie smaku, gustu. Sadyzm jest wartością negatywną. Te cechy, które opisałem są pozytywne i można to udowodnić bo i dzisiaj psychopatia jest niezłym atutem w przetrwaniu ale jest oceniana negatywnie przez większość. patologia, W którym miejscu potwierdza? Nie bardzo mi się wydaje żeby asceta miał większe szanse u kobiet nawet w średniowieczu To proste - nie tak dawno panował jakiś wzorzec mężczyzny, który niekoniecznie przystaje do cech, które biologicznie kręcą kobiety. Dzisiaj widzę, że coraz więcej kobiet mówi wprost co je kręci - siła, dominacja, zwycięstwo, intelekt. Ale nie tak dawno mówiło się, że mężczyzna musi być opiekuńczy, wrażliwy, miły... taki Rysio z Klanu. I takich facetów kobiety świadomie chciały bo to wynikało z ich przemyśleń. A kręciło je co innego, to co mają w genach. Pewnych rzeczy kultura nie przeskoczy. Podobnie jak monogamia, która jest wpajana kulturowo a mężczyzna jest poligamiczny i tylko w momencie zakochania przestaje zwracać uwagę na inne kobiety. Częśc kultury jest wtórna do cech genetycznych a część do tego nie przystaje i stąd potem zdrady itd. Np kiedyś rodzice wybierali córce męża bo chodziło o majątek. I co? Były zdrady, romanse po kryjomu. Myślę, że przeceniasz znaczenie kultury, nadajesz temu za dużą wagę. Oj nie, wydaje mi się, że w takim razie źle zrozumiałeś temat. Pisałem, że nie ma znaczenia kto przetrwa. Jeśli chcesz udowodnić to, że wcale nie przetrwają tylko najsilniejsze jednostki i geny to masz rację ale dyskusja na ten temat jest bezcelowa. Sednem tego wątku jest zwrócenie uwagi na mechanizm doboru naturalnego - jeśli mam 2/10 to mam szansę na kobiety na mniej więcej swoim poziomie. Mało tego - muszę stworzyć kobiecie lepszy obraz siebie niż ona sama ocenia siebie. Kobiety mają naturę hipergamiczną czyli kręci ich samiec lepszy niż one same (wg ich indywidualnej oceny). Kobieta nie chce być z kimś słabym i nieatrakcyjnym, mężczyzna nie chce być z brzydką kobietą... Ale nie mamy wielkiego wpływu na swoją atrakcyjność. Podobnie rywalizacja trwa wewnątrz samców i wewnątrz samic. Myślisz, że skąd wzięła się nietolerancja dla homoseksualistów w prymitywnych środowiskach? Właśnie stąd, że oni od razu odpadają z rywalizacji wewnętrznej samców gdzie na początku na podwórku wygrywa silniejszy, potem sprytniejszy kto ma większy intelekt i wymyśla strategie, potem ten kto potrafi stworzyć wokół siebie otoczkę kogoś wartościowego kto jest lubiany przez większość i zna się na kontaktach społecznych, myśli psychologicznie. Jeszcze wyżej jest ktoś kto potrafi stworzyć ideologię, z której czerpią inni - jest naturalnym liderem, przywódcą. U kobiet są inne mechanizmy, których raczej nie znam ale też rządzi najsilniejsza, która wyznacza jakieś ścieżki, ma zasady i powodzenie. Ktoś rodzi się słabszy to ma odpowiednio niższą rolę w hierarchii. Celem jest doskonałość, zwycięstwo, szczyt hierarchii, szacunek, samorealizacja. To wszystko jest nauka o ego. Znano to już dawno temu na wschodzie gdzie panował buddyzm, zna to dzisiejsza psychologia. Jeśli rezygnujemy z tych wartości, rywalizacji, doskonalenia się to wpadamy w nihilizm, przegrywamy i nie mamy żadnych wartości, a jeśli chcemy rywalizować to musimy mieć predyspozycje do bycia lepszym i ciężką pracą do tego dążyć. Wygrają nieliczni a większość odpada i kończy z depresją, z przegranym życiem, bez osiągnięć, przeżyć, szacunku. Nad takimi ludźmi reszta się lituje, nawet pomaga ze współczuciem. To jest smutne a świadomość tego odbiera mi jakiekolwiek chęci do życia bo kiedyś potrafiłem być tym najsilniejszym. Był taki okres, że wiedziałem zawsze co trzeba robić, podejmowałem duże ryzyko, umiałem manipulować kobietami, wiedziałem z kim trzeba się trzymać żeby było dobrze. Tak sobie płynąłem przez życie w wieku do 15 lat. Pierwsze browary, pierwsze jointy na klatce. I nagle dojrzałem i okazało się, że to wszystko jest bez sensu. Zacząłem bardzo współczuć słabszym. Przedtem starałem się ich uczyć tej siły bo wcale nie wykorzystywałem do tego siły fizycznej. Nie miałem jej wiele ale silniejsi szanowali mnie za inne rzeczy i te cechy starałem się wpoić tym przegranym, którzy stali na przerwie pod ścianą i nikt z nimi nie chciał rozmawiać. Potem zrozumiałem, że wszyscy nie mogą wygrywać - na każdego zwycięzcę przypada kilku przegranych. Starałem się znaleźć sens uniwersalny dla każdego ale go nie znalazłem. Wszystkim rządzi determinizm i pewne mechanizmy, które można spokojnie poznać. No właśnie się nie da. Zrozumiałem to kiedy chciałem uczyć siły tych słabszych. Oni woleli zostać słabszymi - oni już ocenili tych silniejszych jako złych. Niektórzy wolą chodzić w potarganym dresie i narzekać, że żadna kobieta ich nie chce bo jaką wartość ma "miłość" kobiety, która zakochuje się w stworzonym wizerunku. Ale tak właśnie kobiety postępują a mężczyźni są pod tym względem jeszcze gorsi. A ja teraz przejąłem myślenie tych słabszych bo ich zrozumiałem. Rozumiem zarówno bandziorów, alkoholików i narkomanów jak i tych frajerków w okularkach, którzy stali na przerwie z boku a teraz chodzą w potarganym swetrze do pracy do jakiegoś biura. Nie rozumiem tylko ludzi wierzących w religijne głupoty - nie wiem jak można sobie wmówić coś takiego Wiem. Chorzy już przegrali. Dlatego mój kolega był bliski samobójstwa bo kiedy zachorował kobiety przestały się nim interesować a wcześniej był casanovą. Dlatego większość ludzi gardzi osobami otyłymi albo z odwrotnego bieguna - chucherkami. Dlatego takim zainteresowaniem cieszy się sport. Przykro mi ale to są opowieści z gatunku "co by było gdyby w dupie rosły grzyby". Nie ma jak tego dziś ocenić. Można jedynie gdybać a ja lubię konkrety a nie hipotezy i wierzenia. Dopóki nie spróbujesz przedstawić mi swojego sposobu to się nie dowiesz. Ja wychodzę z założenia, że określony skutek powoduje określoną przyczynę w większości przypadków a więc jeśli ktoś osiąga sukces, coś mu się udaje to jeśli zrobię to co on osiągnę podobne efekty. Jak grałem w piłkę na boisku szkolnym to obserwowałem jak grają starsi, lepsi i oglądałem mecze podglądając Zidane'a, Figo, Ronaldinho, Adriano, Ronaldo (tego brazylijczyka) i starałem się robić to samo a potem jak już to umiałem to wymyślałem swoje patenty oparte o podobne patterny :) Żeby szło mi z kobietami patrzyłem na to co robią starsi, którzy podobają się dziewczynom i robiłem podobnie a potem dodawałem coś od siebie jak tamto było już opanowane. Akurat w tej kwestii niestety dziś musiałbym wprowadzić pewną sztuczność bo to działało jeszcze kiedy mogłem snuć plany przyszłości a dziewczyny były głupsze i miały do wyboru głupszych chłopaków (stare dzieje, mniej więcej do 18 roku życia). Dziś mógłbym także to wykorzystać ale już nie mogę, już emocje mi w tym przeszkadzają bo musiałbym udawać. Ale jak masz sposób, który u ciebie działa na pozbycie się pożądania, myślenia o kobietach i możesz wyznaczać sobie inne cele to podaj mi sposób. Jak zadziała to dostaniesz 2 k zł za free :)
  9. To nie jest ślepy proces ewolucji tylko dostosowanie do środowiska plus "obiektywne" mierzalne wartości. Uroda jest w miarę obiektywna. Polecam ci taką pozycję: "Ewolucja pożądania, Jak ludzie dobierają się w pary?" David M. Buss. Większość facetów stwierdzi, że Adriana Lima albo Megan Fox jest ładna mimo, że nie będą pewnie w indywidualnym guście większości z nich bo jeden lubi brązowe oczy i ciemne włosy a drugi lubi niebieskookie blondynki. Dlatego indywidualne hierarchie będą się nieco różniły ale większość pogrupuje laski na ładne i brzydkie w podobny sposób. Indywidualne preferencje a ocena w sposób jak najbliższy obiektywnemu to dwie różne sprawy. Np większość osób stwierdzi, że Legia ma najlepszych kibiców w Polsce mimo, że ogólnie ten klub należy do najbardziej nielubianych. Ale jak ktoś nie ma klapek na oczach to powie, że atmosfera na Legii jest zajebista. Większość lubi dobre steki a twardy kotlet składający się z samej panierki z baru mlecznego będzie uważany za słabe pożywienie. Ale głodny zje takiego kotleta z ogromnym smakiem. Plebs żywi się w Mc Donalds a ktoś z bardziej wyrafinowanym gustem pójdzie do ekskluzywnej restauracji. Żule piją harnasia i jakąś wódkę z biedronki a człowiek mający styl i smak pije Johnnie Walkera, Hennessy a jak piwo to Pilsner Urquell, Heineken albo regionalne browary. Jak ktoś lubi coś gorszego i woli to od czegoś lepszego to warto zadać sobie pytanie czy nie jest to mechanizm obronny psychiki racjonalizujący gorszy wybór. Ktoś ma niskie poczucie wartości i szuka partnera na swoim pułapie. Warto wtedy wierzyć, że laski z dużym orlim nosem są ładniejsze od tych z małym zadartym noskiem. Chyba nie uważasz, że każdy ma takie samo poczucie gustu i smaku? Jak ktoś słucha disco polo to jest burakiem, jak ktoś woli oglądać Hannah Montana zamiast Ojca Chrzestnego to nie ma wyczucia smaku i wartości. Przecież dokładnie to samo jest z oceną drugiej osoby.
  10. Gust jest skorelowany z poczuciem własnej wartości. Przynajmniej tak to działa u kobiet. Poza tym nie chcę podobać się kobiecie z tego względu, że ma popsuty gust z jakiegokolwiek powodu. Chciałbym podobać się tak żeby to miało jakąś realną wartość. Ale gdyby taką miało to wtedy znaczyłoby to, że akurat ja mam taką wartość bo się taki urodziłem. Wszystko jest bez sensu a my jesteśmy więźniami tego świata, swoich uwarunkowań a często także własnych przekonań.
  11. No ale to nie ma żadnego znaczenia czy to wartość względna czy nie. Ważne, że tak jest i tyle. Nie ma takiej opcji, niczym jej nie ujmę bo nie mam takich cech. A gdybym ujął to by znaczyło, że jednak mam jakąś wrodzoną cechę nadającą wartości. Tak czy siak to wszystko jest bez sensu. Ale wg żadnych odczuć i żadnego wartościowego zdania nie będę miał wartości. Jeśli jakaś kobieta tak mnie oceni (wypadnę dobrze) to znaczy,że ma niskie poczucie wartości, jest głupia albo zaburzona.
  12. Dałbym każdemu wiedzę na temat prawdy, tak żeby nie powstawały alternatywne zakłamane teorie i żeby każdy wiedział jaką przyczynę uruchomić żeby spowodować pożądany skutek (wiedzielibyśmy wtedy skąd się biorą problemy i jak je rozwiązywać).
  13. No skoro kontekst społeczny jest wyznacznikiem to nie znaczy, że nie istnieje żaden wyznacznik. Istnieje i jest nim kontekst społeczny Jest to wartość częściowo względna a częściowo bezwzględna bo społeczeństwo kieruje się bezwzględnymi zasadami jak i subiektywną opinią. No nie mogę bo jestem 2/10 więc taka kobieta, z którą mógłbym ewentualnie być miałaby świadomość, że nie stać jej na lepszego faceta bo sama jest gorsza więc ma gorszego faceta. Nie osiągnąłbym więc tego co bym chciał - być dla kobiety kimś wyjątkowym, dać jej poczucie, że ma wyjątkowego i wartościowego faceta. I nie będę miał wartościowej i wyjątkowej kobiety bo mam za niską wartość na to. -- 06 kwi 2015, 13:54 -- A nawet gdybym urodził się z lepszymi cechami i wychowaliby mnie lepiej to nie miałoby to żadnej wartości bo byłbym taki nie dlatego, że to moja zasługa tylko dlatego, że tak przypadkowo bym się urodził.
  14. jetodik, no właśnie większość jest wyznacznikiem a do tego dochodzi logika. Czyli nie ma mowy o relatywizmie. Podobnie jak z piłkarzami - każdy trener uzna innego piłkarza za lepszego co nie zmienia faktu, że ich opinia odzwierciedla ich faktyczną wartość i to, że dla wszystkich Messi czy Robben są lepsi od Wawrzyniaka i Jodłowca. patologia, nadal uciekasz od sedna. Nie interesuje mnie to kto w efekcie przetrwa tylko sam fakt istnienia mechanizmów doboru naturalnego i podział na silniejszych i słabszych. Społeczeństwo środowiskiem? No chyba nie: http://portalwiedzy.onet.pl/15303,,,,srodowisko,haslo.html A na jakiej podstawie tak uważasz? Zdecydowanie się pokrywa bo cechy promowane przez społeczeństwo to cechy silnych jednostek. Słabe mogą naśladować i przejmować silne cechy w procesie wychowania ale to ci silni je ustalają. W cenie zawsze jest uroda i sprawność fizyczna, intelekt, umiejętność rozwiązywania problemów, radzenie sobie z emocjami, zwycięstwo, doskonałość, unikalność, styl, pewność siebie, pasje, radość z życia, luz, zarabianie pieniędzy, empatia, szacunek, tolerancja. Nie. To są naturalne cechy a wychowanie może je najwyżej przekazać lub jeśli jest złe to nie pozwala się rozwinąć naturalnym cechom. Zresztą skąd się bierze wychowanie? Oczywiście z genów - rodzice z lepszymi genami lepiej wychowają swoje dzieci. Jak ktoś ma do dupy geny to można mu tłumaczyć różne rzeczy a i tak ich nie pojmie lub nie nauczy się czegoś robić. Patrzę na to tak - geny to hardware a wychowanie to software. Żeby dobra gra poszła na kompie musi być silny procesor, karta graficzna itd. Wychowanie jest bardziej uniwersalne dla każdego - pani w klasie tłumaczy fizykę i z 30 dzieci w klasie Jasiu ma szóstkę, Andrzej i Kuba piątkę, 20 osób ma 3 i 4 a kilku leni lub matołów ma 1 i 2. Każdemu zostało wytłumaczone to samo ale inaczej to przyswoili. Nie, ja patrzę na to praktycznie. Nie chodzi mi o laski 10/10 bo takich i tak jest mało. Chodzi mi o same mechanizmy, nawet nie o ich konsekwencje. Biorę pod uwagę fakt, że jeśli podobam się kobiecie to na podstawie porównania z innymi facetami i jej podświadomych wzorców. Np są dziewczyny, którym się podobam bo piję piwko, sprawiam wrażenie osoby, która niczym się nie przejmuje, jaram skuna i jeśli laska ma ojca i brata, którzy są tacy sami i ich kocha to może podświadomie kojarzyć te cechy z miłością. Mężczyznom podobają się kobiety o odpowiednim wyglądzie bo akurat mają taki a nie inny zestaw genów. To wszystko powoduje, że silniejsza jednostka z reguły ma większy wybór kobiet, stać gościa na lepszą laskę. Lepsza kobieta ma większy wybór mężczyzn i stać ją na lepszych. Kobiety są hipergamiczne tzn pociągają je mężczyźni, którzy mają wyższą wartość niż one same (wg ich subiektywnej oceny). Czyli jeśli ja mam realną wartość 2/10, laska ocenia mnie 4/10 a sama siebie ocenia 3/10 to mogę się jej podobać. Ja ją oceniam powiedzmy 5/10 czyli nie jest dla mnie nikim specjalnym - takie podejście powoduje, że dla tego typu kobiety mogę być wartościowy bo nie jestem pantoflem, facetem próbującym przywiązać do siebie kobietę i ją kontrolować. Mechanizmów jest multum a ewolucyjne podejście jest tylko uproszczeniem, które sprawdza się statystycznie. Fakty jednak są nieubłagane - rodzimy się z zestawem cech lub nabywamy je w procesie wychowania i potem mając takie niezmienne cechy są one oceniane przez płeć przeciwną oraz przez własną płeć (dość łatwo ocenić, który kolega ma powodzenie, a którym kobiety nie będą się interesować i musi mierzyć niżej). Można udawać, że ma się inne cechy żeby płeć przeciwna brała nas za atrakcyjniejszych niż jesteśmy w rzeczywistości ale to krótkotrwałe. Można zmieniać nasze cechy i je ulepszać ale jak startuje się z poziomu 2/10 to i tak nie podskoczę na poziom, na którym mi zależy. W ten sposób jest oceniana moja wartość - kobiety świadomie oceniają akurat wartość społeczną mężczyzny. Facet, który całe życie jest sam jest oczywistym no-lifem i jest gorzej postrzegany przez większość ludzi. Podświadomie kobiety czują pociąg do silniejszych mężczyzn (nie mam na myśli wyłącznie siły fizycznej) i ten mechanizm jest ewolucyjnym uwarunkowaniem, poza wartościami narzuconymi przez społeczeństwo (hipergamia kobiet). A jakimi dowodami masz zamiar poprzeć to stwierdzenie? To co społeczeństwo uznaje jest wtórne do tego co jest dla nas wartościowe ewolucyjnie. To tylko wyznacznik. Tu też przydałyby się jakieś dowody. Ja nie piszę o przyroście tylko o atrakcyjności i doborze wg siły/słabości. Nic nie stoi na przeszkodzie żeby jakiś kmiot i żul ożenił się z żulicą, której zrobił 10 dzieci, które nie ma nawet jak utrzymać. Dla mnie celem nie jest rozmnażanie bo wtedy znalazłbym byle jaką babę i zrobił jej kilkoro dzieci. Chodzi o to, że jak nie jestem atrakcyjny to nie będę miał kobiety bo mam wybór tylko w tych nizinach. I w tym momencie nawet jakbym spotkał złotą rybkę i poprosiłbym ją o atrakcyjność 10/10 to mam już świadomość tych mechanizmów i przez to w ogóle nie chcę żadnej kobiety. Nie potrzeba mi tego bo związki nie są tym czym chciałbym aby były. To tylko czysto zwierzęcy instynkt i kulturowe głupoty a mi się marzyła jakaś wartość, realny sens i tutaj tego nie znajdę, tak jak nigdzie indziej. Skoro nic nie potrafią to nie znaczy, że zapłodnić też nie. Sam piszesz, że wśród nizin jest największy przyrost ale te niziny są nieatrakcyjne dla lepszych jednostek więc chyba sobie właśnie zaprzeczyłeś. Trochę pomieszanie z poplątaniem: faktycznie nasza cywilizacja ma wiele czynników ogłupiających (kolejny argument na to, że nie opłaca się tu żyć i do niczego dążyć) i całkiem możliwe, że geny stają się niekorzystne na skutek takich a nie innych mutacji. Ale z tym obywatelem Aten to chyba przesada - ludzie wierzący w takie głupoty jak kiedyś, nie mający dostępu do faktów musieli być głupsi nawet jeśli mieli większe teoretyczne IQ czyli zdolność do przetwarzania informacji. Strasznie mieszasz, już w tym momencie straciłem ogląd na to co jest twoim twierdzeniem w tej dyskusji Geny nie mieszają się losowo bo w grę wchodzi mechanizm doboru naturalnego. Po prostu można uznać, że rozmnażają się głównie debile a ludzie świadomi częściej nie decydują się na dzieci ale są w związkach więc taki związek "zabiera" jedną wartościową z pkt widzenia genetyki kobietę i jednego wartościowego mężczyznę podczas gdy ci mniej wartościowi mają kilkoro dzieci, które potem też mają swoje dzieci itd. Rywalizacja dalej jest tylko, że nie dotyczy ona zapłodnienia - bardziej poważania w społeczeństwie. Nic nie szwankuje. Ewolucja dość często promuje jednostki, które mają wiele atrakcyjnych cech bez wysiłku bo właśnie takie mają atrakcyjne geny. Skoro ktoś musi się wysilać to już raczej nie jest taki z natury. Natura promuje też niestety zdemoralizowane jednostki bo takie akurat są silne i podobają się często kobietom. A niby w jakim kierunku? To nie ma najmniejszego sensu. A jak wiesz jak wyzbyć się tej cholernej potrzeby to płacę ci 2 tys zł za usługę. Dasz skuteczną radę, która zadziała to robię przelew :) Niczego tak nie pragnę jak pozbycia się tej potrzeby i poczucia jakieś innej np jakieś hobby przy okazji dające kasę i wartość społeczną bez starania się o kobietę. To jest nieprawda. Fakt, że więcej jest głupich i przeciętnych i to oni przekażą dalej geny nie oznacza, że oni kogokolwiek pokonują. Właśnie są to jednostki, które przegrały ale dobierają się z innymi przegranymi jednostkami płci przeciwnej, których jest większość. Jednak to Brad Pitt wygrywa z moim sąsiadem alkoholikiem Józkiem, który ma 5 dzieci bo to Brad a nie Józek ma szansę na najlepsze kobiety. Nie wypierają. Jedynie stanowią większość.
  15. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    Jupiler 81, a możesz uprawiać sport? Z autopsji wiem, że to bardzo pomaga na psychikę - pobiegać do całkowitego zmęczenia, że nie masz siły nawet pomyśleć o niczym. W momencie jak zmęczenie przechodzi pojawia się dobry nastrój i duża ulga :)
  16. No właśnie nie są. Bardziej wartościowa to ta, która jest uważana za wartościową przez więcej osób. Mniej wartościowa to ta, która jest uważana za taką przez mniejszość. Istnieją pewne uniwersalne cechy.
  17. Hmm nie. Tu nie chodzi o to żeby laska była 10/10 tylko o sam fakt istnienia mechanizmów doboru naturalnego, którymi kierują się związki. Bardziej przeszkadza mi to, że ja jestem 2/10 i to, że to co nazywa się miłością jest tylko zwykłym mechanizmem prokreacyjnym. Skoro nie mam wartości to nie mogę być z wartościową kobietą, nie mogę dać kobiecie tego co bym chciał bo nie jestem taki jakbym chciał. I to nie jest mój odosobniony problem tylko coś dosyć powszechnego. Chociaż większość nawet o tym nie myśli i podświadomie znajdują sobie partnerów na swoim poziomie.
  18. katia010, wydaje się, że po prostu nie przeczytałaś moich postów bo nigdzie nie twierdzę tego co mi imputujesz. A już na pewno nigdzie nie napisałem, że kobiety to szmaty. Natomiast biorąc pod uwagę twój post warto zastanowić się nad tym stwierdzeniem: Sama to napisałaś, nie ja. I patrząc na to jakie wnioski wyciągasz z prostego tekstu wygląda na to, że tym razem możesz mieć rację.
  19. No tak ale co kiedy przyczyn nie da się usunąć? Trzeba działać na skutek. Tak działa przecież cała dzisiejsza medycyna oraz w psychiatrii farmakoterapia. -- 06 kwi 2015, 02:13 -- Trzeba poznać przyczyny dokładnie a następnie zastosować rozwiązanie, które działa. Nie znamy ani dokładnych przyczyn ani rozwiązań na wiele problemów. Można sobie tylko gdybać lub stosować alchemię. -- 06 kwi 2015, 02:17 -- Btw - terapeuci, u których byłem za każdym razem zwracali mi uwagę na to, że mam wyjątkową zdolność do nazywania swoich emocji i rozpoznawania przyczyn. Gorzej z tym, że nie istnieją rozwiązania i ci terapeuci też ich nie znają. W dodatku moje poglądy są nieobalalne (chociaż są dość ogólnikowe i mało sprecyzowane co do szczegółów). Trzeba by więc nie tyle udowodnić mi, że się mylę bo tak nie jest tylko znaleźć rozwiązanie na moje problemy, które trafnie umiem nazwać, opisać i przedstawić terapeucie. Ale póki co nie istnieją takie rozwiązania więc jeśli się wyleczę to przy okazji będę odkrywcą (albo ten kto mnie wyleczy nim będzie) nowej metody terapeutycznej.
  20. Tak ale one nie biorą się znikąd. Negatywne emocje to efekt mojej podświadomej reakcji na zastaną rzeczywistość, a żeby było ściślej na moją interpretację rzeczywistości. Rzeczywistość nie zawiera takiego pojęcia jak sens. To tylko pojęcie istniejące w mojej głowie a brak sensu lub fakty przeczące mojemu sensowi powodują negatywne emocje. Chcę żeby jakoś było ale jest inaczej. Mogę próbować zmienić sytuację żeby było po mojemu ale w większości przypadków nie mam takiej mocy sprawczej - nie posiadamy wolnej woli a jedynie okrojoną wolę. Zostaje więc pogodzenie się z faktami negatywnymi dla mnie, inne zinterpretowanie faktów lub zmiana chęci, sensu. Nie umiem się z tym pogodzić, inne interpretacje są sztuczne i na siłę a zmiana chęci i sensu jest czymś czego nie umiem zrobić ale myślę, że to jest właśnie rozwiązanie moich problemów. Skoro nie mam szansy na miłość to powinienem zmienić sens i zdjąć go z miłości oraz założyć go na jakiś inny cel. Tyle, że te cele i sens powstają w mojej głowie automatycznie i nie mam nad tym kontroli. Dlatego mogę kontrolować emocje, które są skutkiem braku sensu albo faktycznie nauczyć się kontrolowania tego co wg mnie nadaje mi sens. A co w momencie kiedy intelekt jest całkowicie sprzeczny z emocjami? Trzeba dostosować jedno albo drugie. Nie da rady dostosować intelektu do złych emocji bo intelekt ma świadomość tego, że są złe. Nie umiem także zmienić tych emocji, sensu i upodobań. A emocje w moim przypadku nie pomagają nawiązać kontaktu ze światem i ze sobą lecz utrudniają to. Ogarniam wszystko intelektem mimo tego, że emocje mi w tym przeszkadzają. Nie mam nad nimi kontroli ale jestem na tyle zawzięty, że podczas rozważań ignoruję je i dzięki temu nie mam schizofrenii. Myśli opisują fakty i generują przekonania, na które następnie reaguję emocjonalnie. Ale przekonania nie są czymś co sobie wymyślam tylko tym co obserwuję i wyciągam racjonalne wnioski. Skoro racjonalizm pokazuje mi, że się nie nadaję to nie mogę tego na siłę zmienić i ignorować fakty. Nigdzie nie jest powiedziane, że każdy się do czegoś nadaje i może osiągnąć szczęście. To jest dane tylko nielicznym. Mógłbym nie mieć świadomości tego i mieć spokojne emocje ale to byłoby już zaburzenie poznawcze. Pewnie jakiś narcyzm albo psychopatia. Wcale nie uważam swoich przekonań za jedyną prawdę ani tym bardziej za obiektywną bo żadne przekonanie nie może mieć takiej cechy jak obiektywizm. To tylko abstrakcja powstała w umyśle żeby mieć punkt odniesienia. Nie uważam jednak żeby świat się mylił. Moje poglądy są zbliżone do poglądów oficjalnie uznawanych przez naukę bo też na tej podstawie je budowałem. I właśnie ten brak umiejętności dopasowania faktów pod własną modłę, pod swój egoizm czynią mnie nieszczęśliwym. Widzę ludzi, którzy potrafią oszukiwać siebie i innych będąc dzięki temu szczęśliwszym ale ja tego nie umiem. Jestem racjonalistą i fakt posiadania przeze mnie jakichś cech nie oznacza, że będę oceniał te cechy pozytywnie dla swojego komfortu. Przez to mam w głowie wizję świata, która jest zbliżona do prawdy i wizję swojej osoby, która całkowicie odbiega od tego jaka powinna być. Bynajmniej nie wynika to z zaburzeń poznawczych tylko z tego, że jestem niewłaściwy i powinienem być całkowicie inny ale nie potrafię bo tak już jestem uwarunkowany. Wstawanie do roboty nie świadczy o żadnej dojrzałości bądź jej braku. To sprawa dużo bardziej złożona.
  21. Gówno prawda (zamiast bzdury, której nie lubisz ). Lepiej doczytaj wątek. Silne geny mają problem ze zdominowaniem puli genetycznej? Ok, określmy czym są silne geny. Są to geny silniejsze niż średnia więc nic dziwnego, że mają problem bowiem istnieje rozkład średni: http://pl.wikipedia.org/wiki/Rozk%C5%82ad_normalny Nie istnieją absolutnie silne geny, podobnie jak absolutnie słabe geny. Istnieją geny lepiej lub gorzej dostosowane do środowiska. Natomiast oczywistością jest, że to silne geny wygrywają bezpośrednie starcie ze słabymi. Jak masz do wyboru laskę 10/10 albo 5/10 to wiadomo, którą wybierze większość osób. Ale ci słabsi nie mają do niej startu więc próbują z tą brzydszą bo prędzej wygrają konkurencję o nią. I o tym jest ten wątek a nie o przetrwaniu jakichś genów bądź ich nieprzetrwaniu. Mnie nie interesuje co przetrwa tylko jaka jest sytuacja dla mnie tu i teraz a fakty są niewesołe. Nie tak mnóstwo. Oczywiście znajdą się przykłady bo od wielu reguł są wyjątki. Co to są kwestie społeczne? Społeczeństwo jest wtórne do genów a więc jasne, że w społeczeństwie promowane są i wygrywają cechy silnych genów - pewność siebie, uroda, intelekt, umiejętność dostosowania się do reguł, ponadprzeciętność, talenty, posiadanie pasji, w której jest się dobrym. O jednostkach niedostosowanych do społeczeństwa można powiedzieć, że mają słabe geny bądź zostały źle wychowane przez co nie dostosowały się do rywalizacji w środowisku. No to trzeba było od razu tak pisać Zaraz, zaraz. Ale to osiąganie wyższych celów dodaje atrakcyjności jednostce. A ewolucja to przetrwanie. Nie istnieje żaden mechanizm ewolucyjny, który wybiera silne geny - to tylko uproszczenie językowe. Fakty są takie, że przetrwają jednostki, które są zdolne do przekazania swoich genów a następnie te geny okazują się na tyle silne, że przetrwają. Średnie też przetrwają bo jest ich większość. Okazuje się, że jednostki, które nic nie potrafią przekazują swoje geny z mniejszym prawdopodobieństwem a więc w dłuższej przestrzeni czasowej słabe cechy ulepszają się, pula genetyczna jest coraz silniejsza. Jednak nadal większość jest osobników średnich bo całość się ulepsza a pojęcia lepszości/gorszości i średniej to coś co powstaje na zasadzie porównania a nie jest to żaden absolutny wyznacznik. Te silniejsze jednostki odkrywają coś, robią to z powodu różnych motywacji ale jednak środowisko weryfikuje wszystko w ten sposób, że to te silniejsze, kreatywne, odkrywcze przetrwają. Skoro są skuteczni i wygrywają wyścig bez ciężkiej pracy to oznacza, że są lepsi. A fakt, że kobiety wybierają takie osoby jest tylko potwierdzeniem tego o czym piszę - związki są bez sensu. Zależy to od warunków, które zastałem rodząc się a nie od woli. Chcieć to sobie mogę ale skoro nie podobam się kobietom i nie mam predyspozycji do tego to znaczy, że jestem zweryfikowany przez środowisko jako ktoś słabszy. I teraz tak - nawet jeśli jest możliwe osiągnięcie bycia lepszym i skuteczniejszym to nie ma to żadnej wartości z tego względu, że takie a nie inne prawa rządzą światem. Udowodnij, że to istotne to pogadamy. Póki co to tylko pierdzenie do monitora wyglądające jak próba wygrania dyskusji pozamerytorycznymi sposobami. Coś ci się pomyliło. Wszystko uzasadniam, w przeciwieństwie do ciebie więc to co piszesz jest całkowicie oderwane od rzeczywistości i nieuzasadnione.
  22. NieznanySprawca2.0, chyba piszesz o zupełnie nieistotnej sprawie... no ale masz prawo do swojego zdania. Tylko, że jakaś pojedyncza rewolucja październikowa nie przeczy temu co napisałem. Myślę, że pojmiesz o co mi chodzi jak przeczytasz jednak całość a nie tylko końcówkę. patologia, bzdura. Nie chodzi o ilość lecz o jakość. Oczywiście wskazane jest wydanie jak największej ilości potomstwa bo jeśli masz silne geny to więcej będzie silnych osobników ale wygrywa najsilniejszy a nie najliczniejsza grupa. Jako przykład podam ci przeciętniaków, którzy stanowią większość społeczeństwa ale nic nie osiągają bo przegrywają z silniejszymi. Większość jest dziś potrzebna po to by płacić podatki i pracować nie zadając pytań. To, że ci się coś wydaje nie oznacza, że taka jest prawda. Nie jest ważna pobudka - ważny jest efekt. A ten jest taki, że ten kto więcej osiąga jest atrakcyjniejszy a ten kto nic nie osiąga jest nieatrakcyjny. Do tego dochodzą jeszcze inne cechy uważane za atrakcyjne. No tak, czyli nie masz argumentów tylko sobie pierdzisz do monitora przez klawiaturę :)
  23. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    Nie. Bo nie podajesz żadnych argumentów tylko rzucasz ogólnikami więc mam podstawy twierdzić, że zatrzymałaś się na poziomie 12 lat. Przykro mi, że tak uważam ale taka jest prawda :)
  24. Hitman

    Pod Trzeźwym Aniołem

    Póki co wiem, że gadasz głupoty i nie potrafisz napisać nic pożytecznego ani fajnego
  25. [quot]Hitman, wszystko ładnie pięknie, teoria, którą przedstawiasz ma mocne podstawy i w ogóle, ale zauważ, że sukces ewolucyjny(który rzekomo ostatecznym celem każdego z nas) osiągają jednostki, które wg Twoich kryteriów są niedostosowane, patologiczne, ułomne, gorsze itd.. a nie najpiękniejsze księżniczki i ich samce alfa. Nie osiągają. Słabsze jednostki dobierają się z innymi słabszymi. Rozmnażają się ponieważ słabszych jest więcej a więc część z nich musi dalej przekazać swoje słabe geny w niemoralny sposób a potem te słabe osoby dalej rozmnażają się i stanowią słabą większość. Tylko ta nieliczna lepsza mniejszość może się cieszyć i mieć sens. Niektóre pojedyncze osobniki wyłamują się ze schematu i są poza teoriami. Ale co z tego skoro to jednostki? No raczej nie za bardzo. Przecież nie użyłem tego argumentu. Bzdura. Ale masz szansę udowodnić swoje twierdzenie. Dopóki nie podasz argumentów będzie to tylko puste hasło.
×