Skocz do zawartości
Nerwica.com

bedzielepiej

Użytkownik
  • Postów

    1 601
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bedzielepiej

  1. Tak. Mogę tak czekać do śmierci aż ktoś się raczy mną zainteresować żeby zgłębiać moją osobowość. Nie łudźmy się, dziś już nie ma takich mężczyzn co by chcieli zdobywać i starać się.
  2. No właśnie, czemu mężczyźni starają się ale tylko na początku? To oni mnie najpierw bajerują, a nie ja ich.
  3. To nie była jedyna rzecz jaką miałam do zaoferowania. Fakt, że na początku rozmawiało nam sie lepiej i dużo żartowaliśmy, ale później się popsuło bo tylko ja się starałam a on nie.
  4. No dobra, ale czemu w takim razie przyciągam tylko takich co mnie nie traktują poważnie? Bo myślę że gdzieś są mężczyźni którzy też pragną stabilizacji a nie krótkich romansów. Ja może też mam głupie wyobrażenia ale mi się wydaję, że jak pokażę facetowi w czym jestem dobra np. w łóżku, to nie będzie chciał mnie się pozbyć tylko zatrzymać przy sobie jak najdłużej. Tylko czemu jest odwrotnie? Desperatką nie jestem bo wg slownika to 1. «utrata nadziei, rozpacz» 2. «nieobliczalność w działaniu, spowodowana znalezieniem się w ekstremalnej sytuacji» a ja mam nadzieję że kogoś znajdę w końcu. Tylko jak? Jestem samotna, męczę sie sama ze sobą. Kiedy z kimś jestem czuję że wreszcie żyję, rozkwitam. Chcę też jak najlepiej dla tej drugiej osoby. Zrozumcie mnie, ja też chcę trochę szczęścia w życiu, mam dość życia z depresją z której się pewnie nigdy nie wyleczę (choruję 10 lat), miewam myśli samobójcze. Dlaczego życie ma mieć dla mnie najgorsze karty, jest mi ciężko jak widzę innych ludzi zakochanych i szczęśliwych. Zazdroszczę im i chciałabym być na ich miejscu.
  5. To po jakim czasie można stwierdzić że to jest miłość według was. Bo ja po dwóch miesiącach już wiedziałam że jestem w stanie spędzić z tą osobą resztę życia.
  6. A Tylko zauważ, że to nie jest tylko kwesta tego "ile dajesz od siebie", ale również tego ile wymagasz w zamian. Może w tym problem: masz za duże oczekiwania? Miłość to nie jest wymiana świadczeń...
  7. Bo on ma chatę, a ja mieszkam w internacie z trzema koleżankami na pokoju więc nie idzie go tu zaprosić :/ ale to szczegóły. Wiem że masz rację z tym poświęcaniem, ja po prostu lubię dawać dużo od siebie, jak się angażuję to kocham całym sercem. Wiem, to beznadziejne. Desperatka? Nie szukam nikogo na siłę. Zależało mi na nim. Niedługo na pewno pójdę na terapię. Nie mam ochoty za nim ganiać, za bardzo mnie zranił. Nie wiem tylko czemu ja wybieram takich dennych facetów.
  8. Znajomi zaprosili nas razem. A on nie chciał widocznie bym z nim szła i mi o tym nie powiedział. Nie wiem czy byliśmy parą chociaż z boku mogło to tak wyglądać. Popieprzone to wszystko. Wiesz, nie jestem kobietą bluszczem, ale zabolało mnie po prostu że nie uwzględnił mnie w swoich planach. Nawet mi nic nie powiedział że do nich idzie. I bawił się dobrze cały dzień a ja ryczałam w poduszkę.
  9. Jak dla mnie deprywacja snu to głupi sposób, później i tak odespałabym w dzień. Brak snu jest niekorzystny dla całego organizmu. Prędzej spodziewałabym się popadnięcia w psychozę niż wyleczenia.
  10. bedzielepiej

    Samotność

    Macie takie momenty że sięgacie dna samotności, a jedyną osobą do której możecie zadzwonić jest mama? Wyję całymi dniami z wyrzutami do Boga, że nie wytrzymam tak dłużej, że nie zniosę tego bólu i żeby nie kazał mi sprawdzać że jednak zniosę
  11. Wczoraj wyszarpałam sobie ranę na nadgarstku tym co miałam pod ręką- nożyczkami. Dawno się nie cięłam, chyba z jakieś pół roku. Postęp jest taki że nie używam żyletek, bo boję się że przetnę ścięgna i rozwalę sobie rękę. Ostatecznie lepsze to niż skok pod pociąg, nie? Cholernie mi ciężko ostatnio.
  12. W moich relacjach z mężczyznami zawsze powtarza się jeden schemat. Ostatnio stwierdziłam że przyciągam do siebie jednakowych mężczyzn, czyli takich którzy nie chcą się angażować i w pewnym momencie zostawiają mnie co jest dla mnie bardzo bolesne. Później długo leczę rany. Nie wiem co zmienić w sobie żeby tego uniknąć? Mam dość inwestowania energii i czasu w relacje które kończą się "przecież nic Ci nie obiecywałem". Na początku zawsze jest cudownie, pocałunki, długie rozmowy, dużo namiętności. A we mnie budzi się nadzieja, że coś z tego będzie. Najpierw mężczyzna okazuje mi zainteresowanie, dzwoni codziennie i pisze. Tak często że muszę to stopować bo nie miałabym na nic czasu. Ale pochlebia mi to jego zainteresowanie. On chciałby spędzać ze mną cały czas. Ok, ja też się z tego cieszę jak jesteśmy razem, więc nie mam nic przeciwko, żeby olać naukę i jechać do niego. Jest cudownie. Zapoznaje mnie ze znajomymi, znajomi traktują mnie jakbym była jego dziewczyną. Odczytuję to jako pozytywne, on chce mnie wszystkim pokazać, znaczy traktuje mnie poważnie bo zaprasza do swojego świata. Obsypuje mnie prezentami. Rozmawiamy o wszystkim, on mnie wypytuje czy chciałabym mieć dzieci itd. Czyli myśli o jakiejś przyszłości? 2 miesiące sielanki, ale jednocześnie wciąż nie wiem kim dla niego jestem. Jest przytulanie, są pocałunki, ale nigdy nie pada kocham Cię. Zamiast tego "jesteś wartościowa, lubię Cię". Zapala mi się lampka w głowie. Nie wiem czy jesteśmy parą czy nie. Nagle on przestaje dzwonić. Milczy. A ja wariuję ze strachu co zrobiłam nie tak. Podświadomie czuję że mnie zostawił. Okazuje się, że on się dobrze bawił ze znajomymi (mnie nie zaprosił, przesiedziałam cały dzień sama rycząc). Potem gniewam się na niego i robię mu wyrzuty. Jeśli pan raczy mi odpisać (jeden w ogóle nie raczył, uciął znajomość bez słowa) to jest to w stylu "przecież nie mówiłem Ci że Cię kocham". A mnie zatyka z bezsilności, bo okazuje się że te 2 miesiące nie znaczyły dla niego tyle co dla mnie, że tylko ja podchodziłam poważnie do znajomości, a on bawił się w niewiadomo co ze mną z nudów? Nie chcę być już nigdy zabawką dla nikogo. Czuję że daję się wykorzystywać, ale nie umiem inaczej. A później kończę jako ofiara. Jak przerwać ten schemat?
  13. Biorę leki czwarty miesiąc i obserwuje gwałtowny spadek ich działania.Zaczęły działać tak mniej więcej po miesiacu. W przyszłym tygodniu idę do psych, może zwiększy dawkę. A z tym niewyraźnym widzeniem to owszem, często tak mam że widzę nieostro i czuję silne zmęczenie połączone z brakiem koordynacji, idę i mam wrażenie że zaraz się o coś przewrócę itd.
  14. Wy się nabijacie, a ja całkiem poważnie pytam. Banany zawierają L-tryptofan z którego powstaje serotonina. Preparatów L-tryptofanu nie można zażywać jednocześnie przyjmując SSRI ze względu na wyżej wspomniane zatrucie, które może doprowadzić do śmierci. Czy jest na forum ktoś dysponujący biochemiczną wiedzą?
  15. Czy jedzenie dużej ilości bananów (tak 20 dziennie) przy jednoczesnym zażywaniu paroksetyny 40 mg może spowodować zespół serotoninowy? Bardzo proszę o odpowiedź.
  16. Wiem, już przecież pisałam że to było idiotyczne z mojej strony. Może mam borderline, bo działam impulsywnie w niektórych momentach, a potem tego bardzo żałuję. Ale oboje tego chcieliśmy, tak? No i czasu teraz nie cofnę. To nie było do końca drugie spotkanie, znaliśmy się od paru miesięcy z widzenia.
  17. Tak. Odezwał się wtedy, wyjaśniliśmy sobie i wszystko jakby wróciło do normy. Namiętne spotkania przez dwa tygodnie i moja nieśmiała nadzieja, że tak będzie zawsze. Jego pocieszanie, że nie chce żebym się przez niego martwiła i denerwowała. Przepraszał mnie że nie potrafi kochać, nie wie co do mnie czuje, nie umie być w związku, mówił że jest beznadziejny itd. A ja go pocieszałam, że na wszystko przyjdzie czas, że jest dobrym człowiekiem i wartościowym, wspierałam go... Dwa dni temu pojechałam do niego wieczorem, mieliśmy obejrzeć film na kompie. Zapomniał wylogować się z poczty i nie zauważył tego. Powiedziałam mu koło północy że chcę się jeszcze trochę pouczyć i pożyczam komputer, a on w tym czasie poszedł spać. Coś mnie podkusiło i weszłam na jego pocztę .Patrzę a tam... ze sto wiadomości od jakichś kobiet z portali randkowych. Wysyła im swoje zdjęcia, one przysyłają mu swoje, i on komplementuje je"jesteś piękna jak modelka", "jaka naturalna, fajna z ciebie dziewczyna" itd. Jakby ktoś mnie ugodził nożem w serce. Sprawdziłam jeszcze daty tych wiadomości, przez cały czas jak się ze mną spotykał pisał z nimi... Nawet w ostatnią niedzielę kiedy spędziliśmy razem cały dzień znalazł czas by bajerować kolejną... Po co on to robi, mi mówi że nie szuka dziewczyny, a potem pisze do innych i to całkiem przyzwoitych (sprawdziłam ich ogłoszenia, piszą że szukają prawdziwej miłości itd) Poczułam taką wściekłość, że go uderzyłam (on się obudził i zacząl półprzytomy pytać co mi się stało, ale mu nie odpowiedziałam, to po jakimś czasie usłyszałam chrapanie), wyszłam z łóżka i położyłam się na podłodze (była 1-2 w nocy, zastanawiałam się nawet czy nie zadzwonić po taksówkę ale już nie miałam siły, czułam sie tak upokorzona... Nie zasnęłam oczywiście, o 6 rano najciszej jak umiałam wymknęłam się z jego mieszkania. Pisał później smsy czy mu wyjaśnię o co mi chodzi, dzwonił, ale ja nie odpisuję ani nie odbieram. Nie mam sił na rozmowę, nawet nie mam słów co mu powiedzieć, to jest jakaś paranoja. Dzisiaj nic się nie odzywa, ja od rana mam myśli samobójcze a niedlugo idę do psychiatry po leki to ją poproszę żeby mi wypisała najwięcej opakowań ile można. Czuję ból, jakbym miała żywą ranę w brzuchu, chciałam żeby mnie ktoś pokochał, nie chcę już być samotna, dużo wycierpiałam w życiu. Mam tyle miłości którą mogłabym obdarować kogoś ale nikt nie chce ode mnie brać. Jestem zdruzgotana i nie wiem co dalej zrobię.
  18. Chcialam dać mu czas, ale to on zaczal pisać ze tak nie moze, ze przeprasza ale nie moze sie zaangazowac itp. Jestem zdruzgotana. Nie mam juz zadnej nadziei. Nie mam po co zyc.
  19. Nie powiedziałam mu że kocham. Jak osaczyłam? To on mnie zapraszał do siebie, tęsknił, pisał i dzwonił tak często, że mnie to trochę czasem lekko wybijało z rytmu, bo też mam swoje obowiązki dużo nauki itd, więc nie zawsze mu odpowiadałam, tyle że on przestał ostatnio to robić i przestraszyłam się że może ma mnie dość. Że może jestem dla niego tylko zabawką, która się znudziła. Mam w sobie ogromny lęk przed porzuceniem, nie wiem czy to wynika z tego że ten schemat często przewijał się w moim życiu, od dzieciństwa. Jak jestem z nim, to jestem spokojna i szczęśliwa, zmotywowana i do wszystkiego mam siłę. Zostaję sama ze sobą i mam myśli samobójcze. Czuję że jest dla mnie jak narkotyk. Nie wiem jak nabrać dystansu. Nie potrafię. Super, jak się przestraszył to znaczy że nie traktuje mnie poważnie i myśli jak się pozbyć. Ja bym się cieszyła, jakbym wiedziała ze się zaangażował.
  20. założyłam temat i nikt mi nie odpowiedział chyba-sobie-co-zrobi-bo-jestem-debilk-t55058.html proszę za godzinę wyjdę na spacer i pójdę na wiadukt
  21. Pomóżcie bo nie mogę już wytrzymać, siedzę teraz i ryczę nas swoją głupotą... W styczniu zaczęłam brać paroksetynę na silne lęki przed ludźmi, ciągły smutek, płakałam aż do wyczerpania. Myślałam wtedy tylko o tym jak sie zabić bo już nie wiedziałam jako to przetrzymać. Leki zaczęły działać jakoś po miesiącu. Czułam się jak nie ja, stałam się pewna siebie, wygadana, ogólnie tak wyluzowana i dużo się śmiałam, jeden z lepszych okresów w moim życiu. Ludzie zauważyli że się zmieniłam. Zawsze byłam milcząca i wycofana, teraz gadałam jak nakręcona ze wszystkimi i żartowałam. Czasem pojawiała się u mnie myśl, że nie jestem sobą, że zmieniła mi się osobowość, ale podobało mi się to, w końcu byłam taka jaka zawsze chciałam być. I poznałam faceta, zaburzonego jeszcze bardziej niż ja. Chorującego na CHAD i będącego w depresji. Moje emocje były tak intensywne, tak go idealizowałam, że zaciągnęłam go do łóżka już na drugim spotkaniu (zaprosił mnie do swojego domu). Wiem jestem szmatą i idiotką i tak się nie robi. Ale ja czułam że to moja bratnia dusza, że razem sobie pomożemy, że jedno będzie wspierać drugą osobę. Kompletnie się zabujałam. A ponieważ spotykaliśmy się praktycznie codziennie dużo się o nim dowiedziałam (miał trudne przeżycia) i to jeszcze bardziej mnie do niego przyciągnęło, jeszcze bardziej chciałam mu pomóc i wynagrodzić to co było złe w jego życiu. Tylko że on od początku powtarzał że boi się że mnie nie pokocha... Trochę mnie to zaskoczyło, nie rozumiałam o co mu chodzi. Ale postanowiłam mu dać czas. Na początku mi nawet to nie przeszkadzało, że raczej nie przytula mnie nigdy pierwszy. Widziałam jego wady, ale stwierdziłam że jestem w stanie je znieść. Bo czułam się silna. Więc spotykamy się od dwóch miesięcy i jakoś od tygodnia moja euforia nagle opadła, zaczęłam być smutna bez powodu jakby leki nie działały. Zaczęłam też myśleć o tym, że on mnie pewnie nie pokocha i wszystko zepsułam przez to że tak szybko pozwoliłam mu na seks. Zaczęło mnie drażnić, że jeżdzę do niego codziennie na drugi koniec miasta, a on śpi (mówi że przez leki), w ogóle nie chce ze mną rozmawiać (jakby nie miał wspólnych tematów) i zrobił się zamknięty w sobie. Powiedział mi też dwa dni temu, że boi sie że ja się zaangażowałam w tę znajomość bardziej niż on. I dzisiaj, kiedy poraz pierwszy sie do mnie nie odzywa cały dzień (wcześniej pisał i dzwonił kilka razy dziennie, sam wychodził z inicjatywą) czuję się zdruzgotana i mam ochotę zrobić sobie krzywdę!!! Bo jestem idiotką, czuję się porzucona ale on przecież nic mi nie obiecywał nie byliśmy w związku nawet nie wiem co to był za układ!!! Jestem pierdolnięta bo tak bardzo sie zakochuje daje z siebie dużo, a facet mnie olewa, jest to schemat który się powtarza w moim życiu a ja idiotka zamiast uczyć się na błędach znów się upokarzam. Nienawidzę go i jednocześnie chciałabym żeby się odezwał. Boje się że już mnie olał. Pobawił się mną i zostawił Mam dość tego życia, nie chce żyć jak kiedyś kiedy go nie znałam nie zniosę powrotu do samotności i kolejnego porzucenia, po poprzednim takim epizodzie dochodziłam do siebie rok... wolałabym umrzeć niż znowu to przechodzić
  22. U mnie znaczna poprawa. Biorę Parogen drugi miesiąc, jestem na 30 mg. Ludzie ze studiów mówią że mnie nie poznają, że się zmieniłam. Zaczęłam lubić ludzi (!), gadam praktycznie ze wszystkimi, nie mam lęków. Jestem mega wyluzowana, co odbija się też na tym że olewam naukę (ale wiem ze dam sobie radę z poprawkami, więc nie ma stresu). Ogólnie na plus i nie wiem po co się tak męczyłam latami ze sobą. Pomyśleć ze dwa miesiące temu myślałam że ze sobą skończę. Teraz nie mam myśli samobójczych. Wygląda na to, że w końcu trafiłam na właściwy lek. Ale... -mam zerowe libido i nic z tym nie mogę zrobić -nic mnie nie śmieszy tak naprawdę, udaję uczucia -czasem chciałabym sie rozpłakać, ale nie mogę -boję się że ten stan wyżu niedługo się skończy a ja nie chce wracać do punktu wyjścia
×