Skocz do zawartości
Nerwica.com

bedzielepiej

Użytkownik
  • Postów

    1 601
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bedzielepiej

  1. Też miałam takie lęki w szkole i na studiach, pomimo że nikt się ze mnie nie naśmiewał. Pomógł mi właściwie dopiero Parogen. Wcześniej siedziałam na zajęciach jak na szpilkach, bojąc się że zaraz wywołają mnie do odpowiedzi i sie zbłaźnię, teraz jest o niebo lepiej. Pomyśl o pójściu do psychiatry, czasem dobrze dobrana farmakoterapia zdziała więcej niż lata łażenia po jakichś psychologach i użalania się im. Przynajmniej ze mną tak było, zastanawiam się po kiego grzyba się tak męczyłam ze swoimi fobiami. Masz bardzo przykre przekonania o sobie. Autodestruktywne wręcz. To z twoimi kolegami jest coś nie w porządku. Polecam Ci fajną książkę do przeczytania "Jak zadbać o swoje szczęście" Ellis Albert.
  2. Po ostatnim spotkaniu, kiedy znów zachował się przykro czułam się żałośnie. Jednocześnie zastanowiłam się czemu uważam że powinnam być z nim. Przecież tego kwiata jest pół świata, a ja jestem jeszcze młoda więc właściwie nie powinnam się spinać ze coś ze mną nie tak. Przypadkiem poszłam do biblioteki i wypożyczyłam tam genialną książkę: "Jak zadbać o swoje szczęście" Albert Elliot. Lektura już kilku początkowych rozdziałów uświadomiła mi że zerwanie tej znajomości nie musi być czymś strasznym, wszystko zależy od postrzegania. Naprawdę polecam książkę tym którzy mają problem z wprowadzeniem zmian w swoje życie. Dała mi takiego kopa, ze podjęłam decyzję i postanowiłam sie jej trzymać. Napisałam mu, że musimy poważnie porozmawiać. Odpowiedział że przyjedzie. Przyznam że naiwnie wzięłam to na plus, bo książę nigdy nie kwapił swojej leniwej dupy by mnie odwiedzić, to ja musiałam do niego jeździć jeśli chciałam go zobaczyć. Byłam chamska jak nigdy. Zachowywałam się tak jak on: nie zaproponowałam mu nic do picia, a kiedy arogancko spytał czy dam mu pić, powiedziałam że jest kranówa (sam mnie "częstował" wodą z kranu, wiem, żałosne...). Zapytał czy mam mu coś do powiedzenia. Nie miałam gotowej odpowiedzi w głowie i targały mną emocje, więc powiedziałam tylko że wreszcie mnie przekonał do tego co mówił i ze miał rację. On na to "a o co chodzi" ja na to że nie pasujemy do siebie i że jest beznadziejny. On na to "aha. Wykasuj mój numer". Wykasowałam WSZYSTKO, smsy, połączenia, ze znajomych na fejsie, tak że ślad żaden po nim nie został. Spytałam: "Rozumiesz, że widzimy się ostatni raz?" A on zaczepnie: "No tak. Przecież kumplować się nie chcesz, a ja ci mówiłem wyraźnie że w związku nie będziemy". Moja naiwna wiara ze on taki biedny i ma problem z okazywaniem miłości runęła. Szok. Burak i cham, miał mnie totalnie w dupie, po co się przed nim tak płaszczyłam, trzeba było to zdławić w zarodku. Ech, jeśli to czyta jakaś osoba w podobnej sytuacji, to niech to weźmie za przestrogę i lepiej uczy sie na cudzych błędach, a nie na swoich. Wiecie mam teraz schizę przed wyjściem z pokoju, boję się że czai się gdzieś i mnie zapierdoli, był taki nabuzowany jak wyszedł. Wiem że ma mściwy charakter,lubi oglądać krwawe horrory... jeszcze mu powiedziałam że mnie nie podniecał i przez to nie miałam orgazmu! i inne smaczki... Cholera... Ale jestem durna. Knura trzeba było spławić wcześniej...mądrze prawiliście ((((((
  3. Zabijcie mnie bo nie wytrzymam. Do współlokatorki przyszedł chłopak, leżą w łóżku i obściskują się. Oraz planują na głos wakacje. Zabijcie mnie chyba się zaraz rozryczę.
  4. No żaden były ale jednocześnie też żaden mój chłopak z niego, bo nie jesteśmy w związku. Tę beznadziejną sytuację opisuję tu moj-schemat-dlaczego-przyci-gam-m-czyzn-co-nie-chc-zwi-zk-t55431.html
  5. Kiedyś próbowałam wolontariatu z ludźmi w hospicjum i po pierwszym dniu tak ryczałam, że już nigdy tam nie poszłam. Miałam 2 tygodniową przerwę z byłym, już myślałam że to będzie koniec ale pojechałam do domu i zaczęłam tęsknić. No i pomyślałam sobie że nie chcę go tracić z życia, lubię go chcę mu pomóc i go wspierać, i że w sumie mogę się zgodzić na bycie jego kumpelką (jak to napisal mi w smsie że nigdy nie będziemy w związku, możemy się tylko kumplować). Odpisał bardzo szybko, że jak zrozumiem że nie będziemy nigdy razem to możemy sie spotkać nawet już. No i umówiliśmy się (ja go zaprosiłam do siebie, ale on wolał na mieście, przystałam na to). Początkowo był bardzo nieprzyjemny, patrzył w bok i ironizował kiedy mówiłam. Czułam się przy nim głupia i niedojrzała (dodam że jest starszy ode mnie 10 lat i często się czuję przy nim dziecinnie), peszył mnie jakoś. Wyczuwałam w nim jakąś agresję i pobudzenie, kiedy wyszliśmy z lokalu jeszcze stał się strasznie zaczepny w stronę obcych ludzi, że zaczęłam myśleć że ma manię jakąś i właściwie zaczęłam myśleć że to nie ma sensu, wstydziłam się za niego. Powiedziałam że właściwie to może już wracajmy, ale on na to "Gdzie?! już uciekasz ode mnie" więc posłusznie zostałam chociaż czułam się skrępowana, zażenowana i wściekła na niego. Po chwili nastrój mu się zmienił i stał się jakiś wesołkowaty, zaczął rzucać komentarze w stylu "Dalej jeszcze czuję do Ciebie pociąg fizyczny", albo "Tyłek Ci urósł przez ten czas czy co?" Udawałam że nie słyszę. Zaprosił mnie na kawę jeszcze, właściwie to zrobiło się nam jakoś wesoło i zaczęliśmy żartować. Potem rozeszliśmy się jakoś w dobrych nastrojach. Wieczorem wysłał mi smsa "Mam nadzieję że aż tak źle się nie zachowywałem" Na co ja odpisałam mu "Czy ty mnie podrywałeś" on odpisał "Miałem kosmate myśli". Ja na to "No bo sam mówiłeś żebyśmy zostali kumplami, więc hamuj się trochę", on "A da się myślisz? Ty potrafisz?" Ja: "Potrafię. Nawet cię nie dotknęłam". On "No widzę że potrafisz ale ciekawe co myślałaś" i w rezultacie skończyło się tak że jeszcze tego samego wieczora wylądowaliśmy w łóżku. Oczywiście dobrze było przez kilka dni. Nie myślałam o tym co będzie, postanowiłam cieszyć się chwilą. A potem zaczęły się jakieś dziwne wyrzuty z jego strony "Ja nie wierzę że ty mnie przestałaś kochać, jak miesiąc temu jeszcze mówiłaś że mnie kochasz, przyznaj się co ukrywasz". Nie pomogło tłumaczenie że nic nie ukrywam, dręczył mnie aż się wkurzyłam na niego i sobie poszłam. Potem sms z przeprosinami z jego strony, dzwonienie, smsy prześladowcze w stylu "myślę ze jednak nadal coś do mnie czujesz" nie chciałam działać pod wpływem emocji i napisać mu żeby dał mi spokój bo mógłby dać a ja sama nie wiem czy tego chce... Jeszcze jedno mnie martwi sorry za szczerość właściwie odkąd z nim jestem ani razu nie miałam orgazmu, on mnie nie podnieca, trochę mnie to martwi, wiem że seks to nie wszystko, ale...
  6. Przez terapeutkę? Bez sensu. I tak dalej się spotykamy, trudno mi zakończyć tą znajomość.
  7. Nie. Ale straciłam skierowanie od psychiatry gdzie dość szczegółowo opisał moje problemy. Super po prostu. Nie miałam nigdy konsultacji, podejmowałam terapię conajmniej 5 razy i nigdy mi się tak nie zdarzyło żeby ktoś mnie przekierował gdzieś indziej. Nie poinformowała? Gorzej. Grała terapeutkę. Zaczęła od słów, to pamiętam wyraźnie, jeszcze mi dźwięczy w uszach "JAK KAŻDĄ TERAPIĘ, zacznę może od pytania z czym pani przychodzi?" i te pytania czego oczekiwałabym od terapii itd. A potem wytoczyła działo, jak już wystarczająco żałośnie się czułam.
  8. A może czytaj ze zrozumieniem, napisałam że babka mi powiedziała iż "Od początku wiedziałam kim pani jest i nie będę mogła prowadzić z panią terapii gdyż jest pani blisko z jednym z moich pacjentów więc byłoby to nieetyczne i niezgodne z kodeksem" oraz wręczyła mi GOTOWĄ kartkę z nazwiskami swoich ziomków a nie że przy mnie pisała ich nazwiska tylko wcześniej sobie przygotowała by mi wręczyć, więc nie miała zamiaru prowadzić ze mną terapii.
  9. He he, chciałeś mieć przyjemność a teraz gryzą Cię wyrzuty sumienia i tchórzysz zamiast wziąć na klatę odpowiedzialność za swoje zdrowie psychiczne. A co Ci zależy na opinii tych lasek, boisz się że już żadnej nie zbajerujesz i nie umoczysz?? Zaryzykuj i powiedz to na terapii, zobacz ich reakcję i nam napisz, myślę że Cię nie rozszarpią...
  10. Tak, moje życie się odmieniło bo po jednej wizycie stwierdziłam że nie potrzebuję psychologa.
  11. I zrozumiałabym gdyby na wstępie mi dała tą kartkę i powiedziała że nie może prowadzić mojej terapii bo jest ten konflikt. Ale ona rżnęła głupa i grała swoją rolę, aż jej powiedziałam dużo o sobie. Wyszłam w totalnej rozsypce psychicznej, przechodziłam przez ulicę nie zatrzymując się przed samochodami, a potem w domu się pocięłam i dopiero mi ulżyło.
  12. Ta jasne, wszystko zmyśliłam bo się nudzę. Widzę że Ty z tych co "terapeuta ma zawsze racje". Sama bym chciała znać odpowiedź na te pytania które zadałaś. Domyślam się że użyła mnie właśnie po to, by mieć większą świadomość w terapii z moim byłym. Pewnie była zawiedziona, że na jego temat nic nie mówiłam, ale aktualnie mam większe problemy. Pytała się z czym przyszłam, co bym chciała przepracować, jakie mam oczekiwania co do terapii. Wyglądało to jak normalna terapia, więc się starałam mówić jak najwięcej co mnie boli. A potem nagle że ona wiedziała kim jestem i że od początku wiedziała że nie poprowadzi ze mną tej terapii. Ja na to ze po co mi pozwoliła o tym mówić. Bolało mnie to że zostałam tak z niczym, rozdrapawszy stare rany.
  13. Wiedziała kim jestem, bo kiedy się umawiałam do niej na wizytę, to spytała się skąd mam do niej kontakt więc podałam imię byłego. Nic nie ukrywałam. W piątek on sam do mnie pisał podczas swojej terapii do mnie smsy, kiedy dał mi numer do tej psych, to mu odpisałam po co mu to, a on że psycholożka go o to pyta. Zresztą ona sama mi powiedziała, że wie kim jestem. Czytajcie ze zrozumieniem, a później sie wypowiadajcie. Ktoś tam pisał ze ja wiedziałam że ona nie może być moją terapeutka. A niby skąd miałam wiedzieć? Myślałam że terapeuta jest w stanie oddzielić sprawy różnych swoich pacjentów. Miałam też taką sytuację kiedyś że korzystałam z pomocy tej samej psycholog co moja siostra (w tym samym czasie byłyśmy prowadzone) i ona jakoś nie robiła z tego konfliktu. Do głowy mi by nie przyszło, że tak nie można. Przecież bym tam wtedy nie poszła. Powiedziałam jej o swoich fobiach i natręctwach, o różnych wstydliwych dla mnie sprawach, i ona tylko podsumowała że "mam wiele kłopotów" i potrzebuję pomocy. Usprawiedliwiała się też tym że chciała posłuchać co mam do powiedzenia, żeby wiedzieć jak ma mnie dalej pokierować, a potem wcisnęła mi do ręki kartkę z gotowymi już nazwiskami polecanych przez nią psychologów (oczywiście bez numerów tel) czyli tyle co ja sobie mogę sama poszukać w necie. Nie mam zamiaru z tego korzystać i iść do jakichś jej znajomków.
  14. Wiedziała kim jestem, bo kiedy się umawiałam do niej na wizytę, to spytała się skąd mam do niej kontakt więc podałam imię byłego. Nic nie ukrywałam. W piątek on sam do mnie pisał podczas swojej terapii do mnie smsy, kiedy dał mi numer do tej psych, to mu odpisałam po co mu to, a on że psycholożka go o to pyta. Zresztą ona sama mi powiedziała, że wie kim jestem. Czytajcie ze zrozumieniem, a później sie wypowiadajcie. Ktoś tam pisał ze ja wiedziałam że ona nie może być moją terapeutka. A niby skąd miałam wiedzieć? Myślałam że terapeuta jest w stanie oddzielić sprawy różnych swoich pacjentów. Miałam też taką sytuację kiedyś że korzystałam z pomocy tej samej psycholog co moja siostra (w tym samym czasie byłyśmy prowadzone) i ona jakoś nie robiła z tego konfliktu. Do głowy mi by nie przyszło, że tak nie można. Przecież bym tam wtedy nie poszła. Powiedziałam jej o swoich fobiach i natręctwach, o różnych wstydliwych dla mnie sprawach, i ona tylko podsumowała że "mam wiele kłopotów" i potrzebuję pomocy. Usprawiedliwiała się też tym że chciała posłuchać co mam do powiedzenia, żeby wiedzieć jak ma mnie dalej pokierować, a potem wcisnęła mi do ręki kartkę z gotowymi już nazwiskami polecanych przez nią psychologów (oczywiście bez numerów tel) czyli tyle co ja sobie mogę sama poszukać w necie.
  15. Nic przecież z tym nie mogę zrobić. Myślałam żeby iść do rzecznika praw pacjenta, ale stwierdziłam że po co szargać sobie nerwy takim czymś. Nie jestem na tyle silna. Czuję bezradność i żal. Nie mam ochoty już na żadną terapię, nie mogłabym już nikomu obcemu sie zwierzyć, czuję wstyd i obrzydzenie że jestem taka nieostrożna i czuję jakbym zdradziła samą siebie. Nie ufam już nikomu. bonsai, widocznie niektórzy psycholodzy sami potrzebują pomocy psychologicznej. Szkoda że nie nagrałeś tej rozmowy. Ja tak sobie myślę teraz, że pacjenci powinni nagrywać swoje terapie, żeby w razie czego mieć dowód i móc się obronić. Tacy psycholodzy nie mogą czuć się bezkarni, nie powinni pracować z ludźmi o wrażliwej psychice.
  16. Lepiej bądź ostrożna i nie zaczynaj od mówienia rzeczy najcięższego kalibru. nieetyczne-zachowanie-psychoterapeuty-co-mam-z-tym-zrobi-t56107.html
  17. Poszłam tam bo miałam do niej numer, więc w kryzysie zadzwoniłam w pierwszej kolejności do niej, a ona odebrała od razu. Gdyby nie odebrała pewnie szukałabym innych psychologów. Nie wiedziałam że tak nie można, do głowy mi nie przyszło nawet. Po prostu były ją zachwalał jako dobrą specjalistkę, że mu pomaga, a ja mam niemiłe doświadczenia z poprzednią terapeutką, więc chciałam iść do kogoś sprawdzonego.
  18. A w mojej sytuacji pewnie nic nie można zrobić ale wklejam nieetyczne-zachowanie-psychoterapeuty-co-mam-z-tym-zrobi-t56107.html
  19. Chciałam sobie pomóc i poszłam do terapeutki, i tylko upokorzenie mnie spotkało nieetyczne-zachowanie-psychoterapeuty-co-mam-z-tym-zrobi-t56107.html
  20. Leczę się na depresję 10 lat, szukałam więc dobrego terapeuty. Były chłopak polecił mi panią K., sam jest jej pacjentem już 2 lata. Terapia jest w nurcie psychoanalitycznym. Ci co czytali moje posty wiedzą że mam zwichrowaną psychikę i ostatnio dość cieżko się działo, bo rozstałam się z wyżej wymienionym byłym, od którego miałam numer. Szukając pomocy dla siebie i z silnym postanowieniem że muszę coś zmienić, tylko potrzebuję kogoś kto mi w tym pomoże, zadzwoniłam do pani psycholog. To nie była decyzja od tak, kilka miesięcy się przygotowywałam do tej terapii psychicznie. Na wizytę udało się umówić bardzo szybko, pani miała wolny termin 3 dni od mojego telefonu. Ucieszyłam się, że pomoc przychodzi tak szybko, normalnie jakby spadła mi z nieba. Zawsze mam problem jeśli chodzi o załatwianie formalności (mam fobię społeczną) więc świadomość ze wszystko udało się załatwić jednym telefonem to była wielka ulga. No i dzisiaj rano, pełna nadziei udałam się na terapię. Pani K. na pierwszy rzut oka bardzo miła,szybkie załatwienie formalności, po czym przeszła do "Jak każdą terapię, zacznę słowami: z czym pani do mnie przychodzi". Więc jak dobrze nastawiony pacjent(to nie moja pierwsza terapia) zwalczyłam wstyd i zaczęłam jej opisywać swoje bolączki. Mam doświadczenie z poprzednich terapii, że jak pacjent nic nie mówi, to jest posądzany o brak zaangażowania i współpracy. Postanowiłam więc przejść do rzeczy i wyrzucić z siebie to co mnie boli. Miałam też przy sobie wypisy ze szpitali, ale nie chciała ich czytać tylko żebym coś o sobie sama powiedziała. Mój umysł jak torpeda wyrzucał z siebie kolejno moje uczucie osamotnienia, problemy w rodzinie, hospitalizacje. Im dłużej o tym mówiłam, tym gorzej się czułam, ale pani K. słuchała mnie ze współczującym wyrazem twarzy. Po pół godzinie mojego monologu pani K. powiedziała widzi że mam dużo kłopotów i potrzebuję pomocy, że niestety ale nie może mnie przyjąć na terapię, bo jej pacjentem jest mój były i to nieetyczne by leczyła dwie bliskie osoby. Zaczęła się powoływać na jakiś kodeks pracy itd. Szok. Zamarłam z osłupienia. To skoro wiedziała o tym od początku, po co pozwoliła mi się wywnętrzniać skoro nie byłam jej pacjentką? Nie miałam pojęcia że coś takiego może mi się przytrafić. Że jak, ja się jej zwierzam, a ona mi na to że nie będzie terapii? Chciałam wyjść, bo poczułam takie napięcie, osłabienie i żal, starałam się trzymać ale fala puściła i rozryczałam się. Potem fala złości. Zapytałam ją, dlaczego skoro od początku o tym wiedziała, że nie przyjmie na terapię, dlaczego mi tego nie powiedziała zanim zaczęłam mówić o osobistych sprawach? Z jakiej racji obca mi osoba miała słuchać o moich problemach skoro nie miała mi pomóc? Spytałam jej wprost, czy była mnie ciekawa, pewnie były jej o mnie naopowiadał, a ona odbiła piłeczkę: "A może to pani była mnie ciekawa, skoro tak pani myśli", no kurwa, jasne, projekcja. Szłam do niej z własnymi problemami, tak się złożyło, że NA SZCZĘŚCIE ani razu nie poruszyłam tematu mojego byłego (chyba jakaś intuicja mi zakazała), ogólnie tylko powiedziałam ze mam problem z relacjami i powielam pewne schematy. Na myśl że zwierzyłam się obcej osobie z intymnych szczegółów mojego życia poczułam upokorzenie i ryczałam nie mogąc się uspokoić, jakim prawem ta osoba urozmaicila sobie czas moim kosztem? Potem przyznała ze może popełniła błąd że mi nie przerwała, niepotrzebnie mi narobiła nadziei. Spytała się czy już coś podobnego przeżywałam w życiu, że coś mi obiecano a potem nie dostałam, ja na to że wiele razy, ale sobie z tym poradzę. Dodałam też, że to znak od Boga, że tak się stało i widocznie nie potrzebuję terapii. Specjalnie tak powiedziałam, miałam nadzieję że się wystraszy i pomyśli że wpadłam w psychozę :) Ona na to że myślała o mnie przez wekend, już wiedziała kim jestem bo były miał terapię i normalnie jej powiedział że do niej przyjdę. Przygotowała mi też kartkę z nazwiskami psychologów których by polecała, a ja jej odpowiedziałam ze tyle to sobie sama mogę poszukać jakiegoś psychologa i skąd mam mieć pewność, że mnie przyjmie od razu, a potrzebuję pomocy teraz (na pewno do nich bym nie poszła). Chyba sumienie ją ruszyło, bo zaczęła też gadać też o jakiejś pomocy dla młodych do 30 roku życia, jakieś star cośtam i czy ma tam zadzwonić a ja na to że nie dziękuje. Psycholożka spytała czy teraz jak jestem na nią zła to nic od niej nie wezmę, odparłam że nic od niej nie chce. Masakra, wyszłam i czułam się tak zdruzgotana, moje nadzieje pogrzebane, nie mam siły ani chęci na żadną terapię, muszę teraz się jakoś doprowadzić do normalności. Chora sytuacja. Musiałam się pociąć żeby to ze mnie zeszło, dlaczego mnie spotykają takie sytuacje... Nie zaufam już chyba żadnemu specjaliście, baba ma tytuł doktora nauk hujmanistycznych, a zero wrażliwości. I ktoś taki może być psychologiem. Czuję wściekłość i bezsilność, że coś takiego mnie spotkało.
  21. bedzielepiej

    Samotność

    Nie Ty jeden. trzeba się nauczyć to wyłączać bo ludzie to tylko mięsne worki na gówno wobec tegi nie zą w niczym lepsi od ciebie.no chyba że są robotami wieczniedziałającymi Sam jesteś mięsny worek na gówno
  22. bedzielepiej

    Samotność

    A ja nie potrzebuję dużego tłumu ludzi wokół siebie. Mając chłopaka nie czułam się taka samotna, i nie przeszkadzało mi że nie mam przyjaciół.
  23. Zażywam już pół roku ten lek i zauważyłam że od miesiąca robią mi się wielkie siniaki szczególnie na nogach i rękach. Bardzo źle to wygląda, jakby ktoś mnie regularnie i intensywnie bił. Dużo ich jest, są zielone lub fioletowe, martwić się czy nie? Biorę Parogen, 40 mg dziennie.
×