
nerwa
Użytkownik-
Postów
4 912 -
Dołączył
Treść opublikowana przez nerwa
-
ja tez to robie, i tez sie martwie o swoj stan psychiczny hania33 - nie mam TV a co gorsza... place za kablówke co miesiac! :-/ (musialam wziac w komplecie z internetem). Ale ostatnio znalazlam na necie, Polska telewizje do ogladania i seriale :)
-
gigant_cfc, mam dokladnie to samo! Podobne odczucia. Tak samo brakuje mi rodziny, znajomych, wyjsc na imprezy. Tutaj tez wychodza, ale nawet nie mam ochoty z nimi chodzic , i nawet z tą pogodą Cię rozumiem! Czesto zdarza mi sie mowic, ze w Polsce to naprawde bylo zycie! Oczywiscie oprocz kasy. I teraz robic sie taki konflikt: życie vs. pieniadze Ehh.... ja jeszcze siedze za granica, ale wydaje mi sie, ze jednak wroce wczesniej niz planowalam, bo dla mnie to nie jest zycie a wegetacja. Tez mieszkam sama, wracam, puste mieszkanie, nie mam z kim porozmawiac (nawet TV nie mam). Jak kilka dni nie chodze do pracy, to w ogole z nikim nie rozmawiam i boje sie, ze niedlugo zdziczeje.
-
zgadza sie :) , niestety potem umarła
-
violae, pamietaj, ze to jest "tylko" lęk! Wiem, że ciężko to przetrzymac - ale niebawem na pewno minie
-
ale wiecie co jeszcze? moze nawet juz o tym pisalam, ale na poprzedniej terapii na poczatku bylam zła, bo dla mnie moim glownym problemem był lęk, ze nei moge wychodzic z domu i żyć normalnie. I to byl dla mnie problem ktory należało rozwiązać. A moja terapeutka cały czas to ignorowała i wracala do codziennych spraw, co sie wydarzylo, co bym chciala zmienic w zyciu i takie tam. Mnie to wkurzalo strasznie, bo jedyne co chcialam to sie pozbyc lęku, a nie zastanawiam sie nie wiaodmo nad czym. Ale potem z perspektywy czasu, naprawde byłam jej wdzięczna, bo okazalo się, ze wlasnie skupiajac się na codziennosci - na zmianach ktorych potrzebowalam, czy na przezywaniu pewnych rzeczy - emocji itp. tym sposobem, calkiem niespodziewanie pozbylam się wszystkich lęków i ataków (na których w ogole się nie moglam skupiac w czasie terapii - wrecz w pewnym momencie przestalam o nich nawet wspominac, bo wiedzialam, ze nie bedzie zainteresowania ). Moze tu jest problem? Ze my jestesmy zafiksowani na tych objawach (trudno nie byc! w koncu one nam najbardziej niszcza zycie), ale powinnismy bardziej skupic sie na calej reszcie. Zmienic to co mozemy, zeby sie ogolnie czuć lepiej i być szczesliwym (pomijajac w ogole kwestie lęków). Bo przeciez pomijajac jakis znikomy procent, lęki biorą sie jednak z naszego umysłu i życia a nie ze zmian organicznych.
-
maciekpoznan, tez mam wieczory duzo lepsze. I to co zauwazylam, to że sen ma duzy wplyw. Kiedy źle spię, to mam caly dzien do niczego (jak na jakims kacu), a jak sie wyspie, to zdarza sie, ze wstaje z super samopoczuciem.
-
Mnie tez troche zalamalo, bo wydawalo mi sie, ze zrozumialam wszystko co bylo do zrozumienia i jakos moj umysl sie uporal ze wszystkim. (ja akurat bralam leki tylko 3 mies, i odstawilam, potem tylko terapia). A tu nagle znowu to samo Ale tlumacze to tak, ze teraz inna sytuacja, pojawily sie nowe wątki, z ktorymi pewnie nie za bardzo sobie radze i dlatego...
-
milady, ja mysle, ze bedzie dobrze. Wiesz co nam jeden profesor powiedzial na pierwszym roku? Ze studia roznia sie tym od liceum, ze na stiudiach sie "studiuje" a nie "uczy". A Ty jak widze, jestes zainteresowana tematem, lubisz czytac nowinki itd. Wiec nie bedzie zle. A druga sprawa - piszesz, ze masz braki z fizyki, matematyki itd. Ja pamietam, ze duzo rzeczy jest powtarzanych na studiach od poczatku, bo wiekszosc ludzi tego po prostu nie pamieta. Ja nigdy nie mialam chyba takiej sytuacji, ze cos bylo wymagane, co nie bylo powtorzone juz na studiach. Niestety Liceum ma to do siebie, ze jest duzo nauki, ale rownie szybko sie wszystko zapomina (bo sie nie korzysta z tej wiedzy), studia to juz troche inna historia, bo czesto wykorzystujesz swoja wiedze. -- 01 wrz 2013, 15:21 -- I jeszcze jedno - ja na studiach tak naprawde "odzylam" wreszcie uczylam sie czegos co mnie pasjonowalo, i naprawde chcialo mi sie. Znalazlam jakis cel w zyciu, dodatkowo nie bylo juz takiego przymusu jak w LO, takie "dorosle" zycie :) naprawde dobrze to na mnie wplynelo wtedy.
-
Ja pierwszy epizod mialam, jak mialam 20-22 lata. Strasznie mi szkoda bylo, ze trace najlepsze lata. Ale potem mi przeszlo i kolejne lata byly zajebiste! A teraz 30 i znowu... zaczynam sie zastanawiac czy to sie nie ukatywnia przy kazdej okrągłej rocznicy
-
Ja troche mam (chociaz chyba bardziej wzrokową). Ale mieszkam w bloku gdzie drugi blok jest zaraz naprzeciwko i pelno dzieciakow biega caly dzien tu pomiedzy. Mam wrazenie, ze robi sie jakies pudlo rezonansowe i caly czas slychac krzyki (od rana do nocy). W Polsce juz by ktos powiedzial pare słów, ale tutaj robią sobie co chcą W kazdym razie taka czuje sie przytloczona tym i mi zazwyczaj przeszkadza - bo nie moge sie od tego w zaden sposob uwolnic (zamkniecie okien nic nie daje). Ale pamietam, ze najgorzej bylo jak poprzednio mialam nerwice, siedzialam w domu - i ktorys sasiad robil akurat remont i bylo baaardzo glośne wiercenie. Tak mnie to wyprowadzalo z rownowagi, balam się, że jeszcze chwila i zwariuje, popadne w jakis obłęd itd. Straszne to bylo
-
maciekpoznan, wiesz co mi dzisiaj troche pomoglo? Bo tak siedze i kiepsko sie czuje. I zaczelam sobie przypominac te lepsze dni - ze np. w poniedzialek sie super czulam i bylam w pracy i bylo wszystko ok. I tak wyobrazam sobie ten stan, i powiem Ci, po takim czyms troche sie poprawia. Bo skoro bylo tak nie dawno (a przedem bylo tez zle) to znaczy, ze po dzisiejszym tez w koncu bedzie dobrze :)
-
maciekpoznan, chyba jak są te gorsze momenty to trzeba pamietac, ze to przejsciowe i wtedy sie wszystko widzi w czarnych barwach i przyszlosc maluje się taka straszna i przerazajaca. Ale to ZAWSZE przechodzi i potem jest lepiej i wtedy jakas nadzieja sie pojawia. Ostatecznie dobrze, ze mamy to benzo wiec zawsze jak juz sytuacja beznadziejna, to jest to jakis ratunek. Ja to mysle, ze glownie to wszystko to jest skupianie sie na tym lęku, ciągłę myslenie tylko o tym, wiec to się tak nakręca. Chcialam nawet dzisiaj przestac o tym myslec, porobic cos innego i zobaczyc jaka bedzie reakcja. Ale ciezko nie myslec :-/ Dodatkowo kolezanka mi napisala, ze kazdy ma jakies lęki i obawy, nawet ze do pracy trzeba isc, ze nie wiaodmo jak to bedzie - tylko normalnie to maja to przez pare sekunt i pewnie mysla "jakos to bedzie" i sie nie wkrecaja a my myslimy 24/dobe o tym. Prawda jest taka, ze jak mialam zapieprz w pracy to czulam sie najlepiej... Albo np. rano zawsze tez mam lęki i przed wyjsciem sie kiepsko czuje, i zauwazylam, ze jak ktos u mnie jest akurat w mieszkaniu albo np. musze rano gdzies byc i nie mam czasu na mysleniem, to tez jest duzo lepiej. -- 01 wrz 2013, 11:55 -- kupmitrumne, no a ja 30 lat, praca co prawda jest, ale meża nie ma... :) W ogole mam poczucie, ze czas leci a ja tak nie mam zadnej stabilizacji, nie wiem co bedzie za rok czy dwa. Ludzie maja rodziny, dzieci, jakies plany na przyszlosc. Ehh...
-
a ja tez w nocy po tym niby zasnelam, i potem spalam juz lepiej - ale dzisiaj od rana jakis taki "lękowy dzień" :-/ A jutro czeka mnie powrot do pracy, bo szef wraca (tak naprawde po miesiacu!). Kurcze, mam czasem dni, ze naprawde czuje sie dobrze, wstaje jakas taka zmotywowana, ze bedzie dobrze i jakos dam rade. A potem przychodza dni, gdzie jestem cala w nerwach i boje sie o przyszlosc...
-
maciekpoznan, ale wstajesz wtedy? czy lezysz dalej? bo ja to zapalilam swiatlo, wlaczylam nawet komputer i jakos lepiej wtedy bylo powoli. I tez gdzies na necie czytalam w poradach, ze wtedy najlepiej wstac i sie rozbudzic calkowicie - wtedy najszybciej to minie (chociaz wiaodmo, zazwyczaj bez benzo sie nie obejdzie...)
-
o to ja tez mialam takie jakby drgawki ale bardziej bym porownala to z takim "telepanien" jak np. zimno jest i takie niepohamowane trzesienie sie (albo jak w goraczce). I raz mi bylo strasznie goraco, a potem sie zaczynalo takie coś. Potem wzielam kawalek benzo i zasnelam. Rano sie obudzilam i mialam takie dosc duze uczucie niepokoju, ale to bylo ok, bo to byl taki niepokoj w calym ciele, ale nie atak lęku wiec za chwile przeszlo i znow zasnelam :) -- 01 wrz 2013, 09:28 -- Poczytalam troche o tych nocnych atkach i ma to nawet swoja naze - nocturne panic attacks :) Nie do konca wiadomo dlaczego powstaja - ale prawdopodobnie moze byc podobnie jak przy normalnych (cos zaczyna mozg myslec i sie zaczyna bledne kolo). Dodatkow jest tez mozliwosci, ze taki atak pojawia sie przy bezdechu nocnym, albo przy problemach z zoladkiem. Wtedy np. czujemy jakis ucisk, czy pieczenie (albo nie lapiemy oddechu przez dluzszy czas) i tak samo dla naszego organizmu to jest info, ze cos jest nie tak i zaczyna panike. Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze zazwyczaj wiemy, ze zbliza sie panika, a tutaj zaczyna sie jak jeszcze spimy (i jestesmy nie swiadomi) a jak nas to wybudza to juz mamy pelnowymiarowy atak (i jest ciemno, noc, strasznie itd.) - wiec jest to dodatkowo przerazajace.
-
problematyczny, a jak "zalatwisz wszystko co trzeba" przed wyjsciem, to tak samo jest od samego wyjscia? wyobriazam sobie, ze to faktycznie musi byc ciezkie :-/ A ja mam pytanie odnosnie nocnych atakow - czesto zdarza wam się meic atak lęku w srodku nocy (taki wybudzajacy ze snu)? Szczerze mowiac, zdarzylo mi sie to chyba juz 3 czy 4 raz (no moze bylo jeszcze kilka takich mini) i jest to dosc przerazajace :-/ (tym bardziej, ze jak sie kladlam to bylam dosyc zrelaksowana...)
-
elo, ale zobacz, 30082013, napisał(a?): "Ciekawe jak wysiedzę w szkole na pierwszych ławkach, gdzie 30 osób patrzy się na mnie. Dodatkowo 45 minut nie będę mógł pić, jeść, wyjść i inne takie sprawy - aż się boję. Jeszcze Ci denerwujący nauczyciele, który lubią stresować i karać uczniów. Powiedzcie mi jak wygląda to na studiach na przykład, czy jest jeszcze gorzej niż w szkole?" No wiec wydaje mi sie, ze na studiach jest latwiej wysiedziec (odnosnie tego co powyzej napisane). Bo z tym co ja sie spotkalam (a studiowalam 2 kierunki w roznych miejscach), mozna pic i jesc. Mozna wychodzic kiedy sie chce, nawet bez pytania. Wiec łatwiej jest wysiedziec, bo nie ma takiego przymusu, czlowiek nie czuje się jak w klatce. Co do nauczycieli ktorzy karaja i stresuja uczniow, tez zauwazylam, ze na studiach jest inaczej. Wykladowcy uwazaja studentow za doroslych i nie interesuje ich - jesli ktos sie nie chce uczyc, to sie nie uczy. Nie zaliczy egzaminu, nie bedzie mgr i tyle. W Liceum jednak jest wiekszy przymus. Dlatego wydaje mi sie, ze jednak gorsze to na pewno nie jest - bo niby dlaczego mialbo by byc? A jesli chodzi o problemy w grupie, no to niestety - tak samo jak w liceum, tak samo grupa jest na studiach i tak samo w pracy. To samo z nauką, na studiach są trudniejsze rzeczy i czesto wiecej nauki. Ale jakby nie o tym aspekcie tu napisalam.
-
z doświadczenia :) -- 30 sie 2013, 21:55 -- Oczywiscie, pewnie roznie mozna trafic. Ale chodzi mi o takie ogolne traktowanie ludzi. Wydaje mi sie, ze w liceum uczniowie sa traktowani bardziej jak takie "dzieciaki", musza robic to czy tamto, mozna na nich krzyczec itd. Na studiach, sa bardziej "partnerskie" relacje, wszyscy są już dorosłymi ludzmi i nikt nikogo do niczego nie zmusza. Jest wieksza swoboda itd. - dlatego wydaje mi się, że jest lepiej. I co najwazniejsze, uczysz sie juz tego co chcesz, tego co wybierzesz sobie, co cie interesuje. A nie - ze trzeba nauczyc sie, zdac i zapomniec bo sie do niczego nie przyda... tzn. na studiach tez zdarzaja sie takie przedmioty, ale mysle, ze znacznie mniej :)
-
Przewaznie, na studiach to juz zupelnie inne zycie! :) Mozna jesc, pić, wychodzic i robic co sie chce. I traktują cie jak czlowieka. Wiec jak to teraz jakos przezyjesz - to potem gorzej juz na pewno nie bedzie
-
Mialam wlasnie odpisac, że - ja to bym się najbardziej nie bała z teraputą lub lekarzem jechac. Ale zaraz sobie przypomnialam, ze przeciez jezdze windą i sie juz nie boje.... -- 30 sie 2013, 19:02 -- ahh ta empatia
-
Ja przez jakies 10 lat nie wsiadlam do zadnej windy (mieszkalam na 5 pietrze). A wyleczyla mnie... terapia szokowa :) Pojechalam w gory i jak jechalam taka małą kolejką linowa... ona się zatrzymala w polowie drogi! Przez pierwsza minute, nie wiedzialam co powiedziec, staralam sie tylko nie popadac w panike (byla dosc wysoko!), modlilam sie tylko, zeby natychmiast ruszyla bo chyba bym wyskoczyla. Na szczescie w miare szybko ruszyla i po powrocie juz odwazylam się wsiąść do windy. Przez kolejne 10 lat jezdzilam (nawet w pracy sie ze mnie smieja, bo wszyscy na 2-gie pietro wchodza, a ja zawsze winda, bo jak wejde to za bardzo zmeczona jestem ) i calkiem niedawno jechalam windą na miescie ktora jest zawsze napchana (nie wiem - z 10 albo i wiecej osob bylo). I pierwszy raz w zyciu zacielam się!!! Oczywiscie zaraz zaczelo mi sie robic gorąco, nie dalo sie ruszyc, bo pelno ludzi upchanych - nie wiem co by sie dalej stalo, ale na szczescie ruszyla... Ale chyba nie jest tak zle, bo po tym incydencie i tak wole jezdzic dalej windą, nic wchodzic tyle po schodach. Za to teraz pilnuje, zeby nie wsiadac z tyloma osoba, i czekam az bedzie pusta :)
-
Ja mysle, ze duza wiekszosc z forumowiczow ma taki problem :) Ja sama znam to ciagle sprawdzanie pulsu, mierzenie cisnienia itd. bardzo dobrze. Nerwy od razu jak zrobiłam coś męczacego i tylko czekanie az puls spadnie. Bez ciśnieniomierza nie wychodzilam z domu. Ale powiem Ci, jakos juz mi to przeszlo. Tzn. czasem jak mam wiekszy puls, to oczywiscie od razu to czuje - ale juz nie wkrecam się tak, jak kiedys. Mi chyba duzo pomoglo zrozumienie fizjologii tego wszystkiego. Tzn. ze w stresie zaczyna wydzielac sie adrenalina i twoj organizm szykuje sie do walki lub ucieczki (z teoretycznym przeciwnikiem), wiec to zwiekszenie pulsu, jest jak najbardziej normalne (z punktu widzenia fizjologii). Tak zostalismy stworzeni, i gdzies w nocy w lesie - jest to nawet przydatne :) Problem w tym, ze my mamy tylko wyimaginowane zagrozenie, wiec jak nagle rosnie puls, od razu zaczynamy sie bac, "co sie dzieje? dlaczego serce tak wali" itd. To powoduje znowu zwiekszenie sie reakcji organizmu, jeszcze wiecej adrenaliny, i jeszcze szybszy puls. No coz, przerwac to jest najprosciej - po prostu nie myslac o tym. Wtedy organizm dochodzi do siebie i wszystko sie normuje. Ale wiadomo jak jest, wpadamy w koło lęku i wszystko się nakręca. Ja to po prostu zaczelam sobie mowic "Ok, mam wyzszy puls, bo moj organizm mysli, ze jest jakies zagrozenie. Nic za bardzo na to nie poradze, ze tak reaguje, wiec poczekam az przejdzie" i wtedy zazwyczaj przechodzi. I jak sie tak nie skupia czlowiek juz na tym, to szczerze mowiac przestaje to byc z czasem problemem. Aha i przede wszystkim, to tez wazne - trzeba zrozumiec, ze serce jest przystosowane do szybkiego bicia (chociazby jak biegamy to bic moze bardzo szybko), wiec jesli nawet wystapi przez jakis czas taki przyspieszony puls, to i tak nic nam sie nie moze fizycznie stac (chociaz przyznaje, nie jest to najprzyjemniejsze doznanie )
-
mysle, ze zrozumie. Kiedys juz okazal zrozumienie i wspieral mnie podczas wystapienia publicznego (jak mu powiedzialam, ze nie ma opcji, bo sie boje). Co wiecej, wydaje mi sie... ze mogl brac benzo! :) bo zaczal mi wtedy opowiadac, jak sie bał latania. Pojechal do Chin, mial jakies "akcje" po drodze i potem bał się wracać i wziął lek i bylo ok. Wiec moze nawet wie co to znaczy panika?
-
A to pewnie niedlugo juz powinny byc efekty brania - trzymam kciuki, zeby byla duuuza poprawa :) Do lekarza isc moge, ale nie mam pojecia gdzie. Wiem, ze w pracy sa jakies konsultacje z psychologiem lub psychiatra, nawet za darmo. Pewnie gdybym sie umowila to by mnie potem pokierowali gdzies dalej. Tylko tutaj wydaje mi sie, ze troche inaczej jest niz w Polsce. I nawet psychiatrzy nie przepisuja od razu lekow i do widzenia, tylko tak bardziej calosciowa patrza - terapeutycznie (nawet jak patrzylam gabinety psychiatrow, to przewaznie oni sa tez psychoterapeutami wszyscy). A troche sobie nie wyobrazam terapii nie w ojczystym jezyku :-/ W kazdym razie, od przyszlego tygodnia juz wraca szef, wiec juz skonczy sie raczej siedzenie w domu. I zobaczymy, moze to cos da? Jak nie, to bede musiala mu pewnie powiedziec jak sie sprawy maja i szukac lekarza.
-
No tak... ja to sobie troche pluje w brode, bo juz przez ostatnio rok cieszylam sie, ze wracam (mialam wracac w sierpniu tego roku) i nie chcialm juz zostawac dluzej. Ale potem mialam jakis przyplyw lepszego nastroju, i jak mi zaproponowal szef dluzej, to sie glupia zgodzilam :-/ hania33, a ile Ty juz czasu bierzesz tą paroxetyne? Ja troche sie obawiam tych prochow wszystkich, bo one przewaznie są stymulantami, a na mnie zawsze zle dzialaja specyfiki typu kawa itd. I mam tez klopoty ze snem. Nie mam nic na spanie dodatkowego, wiec boje sie, ze branie tych leków bedzie sie wiazalo z calkowita bezsennoscia..