
nerwa
Użytkownik-
Postów
4 912 -
Dołączył
Treść opublikowana przez nerwa
-
no ale moga też chyba mieć poczucie małej wartosci i tego typu problemy i z tego mieć fobie społeczną -- 03 wrz 2013, 14:30 -- bittersweet, dokladnie - trzeba cwiczyc, cwiczyc, cwiczyc - nic samo nie przyjdzie. I czasem na poczatku bywa trudne, trzeba sie zmuszac itd. ale potem są efekty...
-
Recepte bierze sie zazwyczaj od lekarza :) No widzisz, Ty nie widzisz innego spoosby niż leki , a ja widze rozne sposoby ktore mogą pomoc... wg. mnie leki to jest niestety tylko tymczasowe rozwiazanie, bo jak je wezmiesz to owszem pomoga, ale jak nie wezmiesz to problem wraca. Potem sie uzalezniasz, zwieksza sie tolerancja (i nie dzialaja) itd.
-
wykończony, ale jaka masz pewnosc, ze np. lęk i uległość jest skutkiem takiego efektu chemicznego a nie przyczyną?
-
deader, no wiadomo, ze zawsze mozna sie naćpać lekami i zasnac bez problemu. O takich sposobach nie mowię bo to dla mnie nawet nie są sposoby :) Ale skoro, ty masz "prawdziwe" problemy ze snem... to chyba tylko to Ci pozostało co zrobic...?
-
wykończony, tak - ale jaka jest tego przyczyna? Wlasnie wg. mojej wiedzy przyczyna czysto organiczna (np. ze mozg rozwalony i nie jest w stanie produkowac czegos), to jest znikomy procent - i wtedy jedyne wyjscie to jechanie na lekach caly czas i tyle. Ale znaczna wiekszosc (co potwierdzila ostatnio moja psychiatra), to objawy wynikajace z problemow emocjonalnych, osobowosciowych itd. I wtedy leki owszem pomagaja, ale jak przestajesz je brac to dalej masz problem (tak jak lek przeciwbólowy przy bólu zęba). Więc leki są dobre żeby przetrwać dzień i jakoś życ i funcjonowac itd. ale wg mnnie nie sa w stanie wyleczyc tak calkowicie - bo do tego potrzebna jest zmiana wewnetrzna jakas (pewnie rozna, dla roznych ludzi). -- 03 wrz 2013, 11:22 -- bittersweet, masz racje z tą asertywnościa. Bo wtedy jestesmy w porzadku - i dla siebie (bo nie robimy nic wbrew sobie, nie wchodzą nam na głowe), i tez dla otczenia (bo reagujemy np. stanowczo ale nie jakos agresywnie). Mysle, ze to w duzym stopniu moze tez pomoc jakos stanąć na nogi.
-
wykończony, no tak, ale z tego co wiem, niedobór neuotransmiterów w mózgu jest przyczyną bardzo małego procenta nerwic i depresji mimo wszystko...
-
no wlasnie, ale czy nie jest tez tak, ze jak zyjemy w lęku (juz w sumie nie wazne co bylo przyczyną - czy lęk czy taka "uleglosc" jak to tam nazywaja), ale powiedzmy, ze jedno wynika z drugiego. Wiec teraz gdyby stac sie bardziej "walecznym" ) , bronic swojego, wyjezdzac z ryjem, to wlasnie moze takie dzialanie moglyby rownie dobrze wplynać na zmniejszenie odczuwania tych negatywnych (lęków itp.) - bo wtedy wiadomo, zwieksza sie pewnosc siebie, czlowiek czuje się pewniejszy, że ma siłe i wpływ na pewne rzeczy. socorro, dzięki za artykuł, ja bardzo lubie ksiązki Horney i w sumie zgadzam sie praktycznie ze wszystkim co napsiala :)
-
Własnie przeczytałam taki artykuł w Zwierciadle (http://zwierciadlo.pl/2013/psychologia/zrozumiec-siebie/skutki-nadmiernej-uleglosci). W skrócie chodzi o to, że są osoby które są zazwyczaj miłe, nie wykłócają się o nic, starają sie nie wchodzić w konflikty, pomagać itd. I one mają duże szasne na (oprócz różnych innych chorób) nerwice. Co o tym myślicie? Jesteście raczej tacy czy walczycie o swoje? Przypomnialo mi się, ze ktoraś z forumowiczek w jednym wątku napisala, ze kiedy zaczela bardziej walczyć o swoje i być bardziej nie-dającą-sobie-wchodzić-na-głowę osobą - poczuła się dużo lepiej i lęki się zmniejszyły. Ja przynzam się, że raczej należe właśnie do miłych osób, nie lubie wykłócać się o nic, robie w pracy co mi każą itd. Może o tym trzeba też pamiętać i jednak jakos się zmienic pod tym wzgledem?
-
Ja tez mam plytki od zawsze :-/ obudzic mnie mogą najdrobniejsze rzeczy, a w sumie tak czy inaczej budze sie ciagle w nocy (na szczescie zasypiam zaraz). Na palcach jednej ręki moge policzyć te kilka nocy gdzie naprawde czułam, że zasnełam głęboko i się porzadnie wyspalam - od razu dzień był inny :) Ja ostatnio wymyslilam sobie taka "zabawe" :) Klade się i staram sie po kolei wg literek alfabetu znalezc przedmiot w domu (czy którymś pokoju, kuchni - to juz ograniczona wersja, trudniejsza ) na daną litere (od A do Z), i zazwyczaj dochodzilam gdzies do polowy alfabetu i zasypialam Wtedy skupienie jest na czym innym i łatwiej... -- 02 wrz 2013, 23:58 -- a dla mnie najgorsze jest kiedy wiem, że musze rano wstać kolejnego dnia. Wtedy odczuwam taką presje, że muszę zasnąc szybko bo inaczej nie bede wypoczeta i bedzie beznadziejny dzien, ze po prostu nie jestem w stanie... Cale szczescie, ze moge pozniej chodzic do pracy, bo tak to nei wiem jak bym funkcjonowala.
-
Ja mam podobnie, tzn. przewaznie mam takie fazy. Kilka miesiecy temu, mialam dosc dlugi czas kiedy nie moglam w ogole spac! Niby wieczorem bylam zmeczona, ale kladlam sie i... nic! gonitwa mysli, i zero spania. Zazwyczaj zasypialam dopiero nad ranem na kilka godzin. Potem jakos przeszlo i zaczelam w miare szybko zasypiac. Teraz znowu mialam tydzien bezsennosci, ale ostatnie 2 dni są już ok. Najgorzej, ze kiedy nadejdzie ta "faza", ja juz zaczynam sie stresowac przed nocą bo wiem, ze nie bede mogla spac - i wszystko sie oczywiscie nakręca. A nieraz probowalam juz wszystkiego, pilam wieczorem melise, sluchalam nagran relaksacyjnych i generalnie bylam dosc zrelaksowana i senna, ale jak przychodzilo co do czego, to niestety A moja obserwacja jest taka, ze faceci maja mniejsze problemy z zasypianiem zazwyczaj. -- 02 wrz 2013, 23:45 -- A jeszcze dodam, ze w pewnym momencie robilam tez tak, ze zaczynalam czytac ksiazke i kiedy bylam juz dosc senna, to szybko sie kladlam - czesto udawalo mi sie zasnac od razu (bo nie doszlo do wkrecania sie w myslenie), ale wystarczylo, ze o czyms pomyslalam i juz wszystko szlag trafial :) I musialam od nowa zaczynac caly proces. Kolejny sposob to taki, ze jak dlugo nie moge zasnac to wstaje, biore cos do jedzenia, pokrece sie chwile i potem do łózka - i tez przewaznie wtedy bardzo szybko zasypiam. To chyba kwestia tego, zeby sie udalo jakos szybko zasnac zanim pojawi się myslenie - ale nie jest to łatwe :-/
-
:)))))) super! A filmik tez fajny, dobrze jakbysmy my tez umieli się tak smiac z tych naszych "akcji" i dolegliwosci :)
-
wlasnie wrocilam z pracy :) Dzisiaj jakos bylo w miare ok, troche z ludzmi pogadalam roznymi i jakos dzien zlecial. W sumie wracalam juz w ogole wyluzowana mimo tłoku w autobusie :)
-
No wlasnie, bo wyjezdzajac z rodzina, w zasadzie ma sie "szczescie" ze sobą, mozna tesknic oczywiscie do innych, ale to co najwazniejsze jest i tak z nami. A jak sie wyjezdza samemu, to sie nie ma nic :-/ (oprocz ewentualnych pieniedzy..)
-
carlosbueno, z tą samodzielnoscią to prawda, za granica po prostu jestes zmuszony do radzenia sobie, bo nikt za Ciebie nic nie zrobi :-/ Mnie caly czas zastanawia jedna rzecz... bo ludzie wyjezdzaja, przewaznie zeby pracowac. I np. pracuja 5-10 lat, zarobia, wracaja i np. mają na mieszkanie czy cos. I ok, rozumiem to. Tylko zastanawiam sie, czy to jest warte stracenia tych lat (bo ja to traktuje jako taka wegetacje troche... ze jestem tu, zarabiam i ok, ale nie prwoadze normalnego życia). I kiedy postawie sobie na szali z jednej strony te pieniadze, a z drugiej - po prostu zycie, to to drugie wydaje mi sie ważniejsze... :-/ Oczywiscie rozumiem tez, ze inni maja zupelnie inna sytacje, i po prostu musza mieć te pieniadze bo w PL nie maja za co zyc - wiec tu jest oczywiscie gorzej :-/ -- 02 wrz 2013, 10:20 -- a jeszcze wiecie czego sie boje... ze mialam w PL dobrych przyjaciol, i przez ten wyjazd jednak rozluznily sie te realcje, i juz jak wroce to nie bedzie to samo wiec jeszcze dodatkowe straty się szykują.
-
hania33, Ty lepiej nie sluchaj tych piosenek teraz... :-/ bo to jeszcze bardziej dobija. Wiesz co, u Ciebie pocieszajace jest to, ze Ty mozesz stworzyc tam dom za granicą faktycznie. Bo ja, i tak wiem, ze tutaj nie zostane na stałe bo nawet nie ma takiej mozliwosci, i nie mam rodziny ktorą bym mogla ewentualnie sciagnać tu (tzn. w sensie - męza, dzieci), wiec dla mnie nie ma tu nic co byloby warte zostania. Ale Ty masz pod tym wzgledem inną sytuacje i za jakis czas mozesz naprawde tam byc szczesliwa...
-
hania33, jeszcze nie dokonca, ale poki co jestem najblizej opcji, zeby zostac tu do konca roku. Ewentualnie jeszcze przez styczen, wtedy w grudniu bym zwiozła troche rzeczy i jeszcze na styczen przyjechala pozamykac sprawy. Ale oczywiscie to zalezy od stany psychicznego, bo jesli bedzie fatalny to w ogole nie ma sensu, zebym tu siedziala... na pewno musze zapytac szefa, czego ode mnie tu jeszcze oczekuje (tzn. ze mam do zrobienia), bo oczywiscie nie chce, zeby wyszlo, ze placil mi, nie skonczyla tego co powinnam i sie zawinelam :-/
-
ja wlasnie znalazlam strone ze wspolczesnymi piosenkami patriotycznymi i jak tak zaczelam sluchac... masakra! Musialam przestac, bo chyba do roboty bym nie wyszla.
-
gigant_cfc, świetna piosenka - nie znałam wcześniej... eh, ja tez za jakies 2h do pracy :-/
-
ja kiełbasy też - podwawelską obowiązkowo zawsze kupuje i mroże :) U mnie tu takie zupelnie inne są, nie znalazlam jeszcze normalnej kiełbasy. Tak samo jak sledzi... A ostatnio to nawet ogórki kwaszone własnej roboty wiozłam
-
hania33, ja zawsze przywoze z PL - pierogi domowej roboty, klopsy, kotlety jakies, kapuste i inne cuda. Potem wszystko mroze i wyciagam przez kolejne miesiace :)
-
Wlasnie, wiecie co jest najlepsze, ze wlasnie po takim wyjezdzie, czlowiek zaczyna doceniac swój kraj - nature, jedzenie przede wszystkim, ludzmi z ktorymi mozna pogadac i takie różne. U mnie po wyjezdzie odezwal się jakis taki wiekszy patriotyzm. -- 01 wrz 2013, 21:07 -- gigant_cfc, i w ogole fajnie, ze zalozyles ten temat - tego mi tu brakowalo :)
-
ja tutaj (Szwajcaria) place za zywnosc 3 razy wiecej niz w PL :) I zawsze przyjezdzam z Polski z walizką wypakowaną po brzegi jedzeniem. Ale fakt, jesli porownac stosunek zarobkow do kosztów życia to tutaj w najgorszej robocie zarabia sie tyle, ze stac czlowieka na mieszkanie, na wakacja itp.[/color]
-
Wlasnie... ja czasami mam takie mysli, ze ja bym chciala pracowac na rzecz własnego kraju jednak Wiesz co, ja mam podobnie, nic tutaj nie kupuje do wyposazenia, po po prostu wiem, ze jestem nie u siebie i nie chce w nic inwestowac i przez to tak mieszkam tu, ale nic nie mam tak naprawde :-/ Ze sobą tez duzo rzeczy nie wzielam swoich (tylko neizbedne) bo jak to potem zwozic?
-
hania33, piła bym! :) nawet swego czasu (jak jeszcze pilam) i byly spotkania towarzyskie, to mimo ze nie chcialo mi sie isc, to wiedzialam, ze jak sie napije to bedzie lepiej - i bylo w sumie. Ale potem przyszedl atak paniki jeden, drugi (po alko) i się skonczylo... :-/ Powiem Wam tak... ja pracuje w super miejscu, nigdzie nie zarabialabym lepiej, co wiecej... jak nie pojde do pracy, to tragedii nie ma. Teraz szefa nie bylo, to przez dwa tygodnie poszlam 3 razy. Przychodze o ktorej chce, wychodze o ktorej chce... Bywaja dni, ze w ogole nic nie zrobie, posiedze na necie i tyle. Obiektywnie patrzac - idealna praca. Zaloze sie, ze 99% osob chcialoby byc na moim miejscu. Co wiecej ludzie pracujacy tu (z roznych krajow) zawsze powtarzaja, ze w roznych miejscach byli, i nigdzie nie bedzie lepiej niz tu. Teoretycznie powinnam calowac szefa po rękach, za to, ze przedluzyl mi kontrakt. Tymczasem, ja naprawde mam dosyc bycia tutaj. Wiem, ze tutaj mam super warunki finansowe itd. Ale po prostu nie czuje się szczęśliwa. W Polsce zarabialam mniej (duuuuzo mniej) ale bylam szczesliwa, dobrze sie czulam. I to nie jest kwestia ucieczki od nerwicy (ze tu się zle czuje, wiec chce wrocic bo tam sie czulam dobrze), bo ja juz mysli o tym, ze nie chce tu byc dluzej, mialam przed wybuchem tego epizodu. I wiadomo, tak jak pisze 7SeptemberNerw, mozna podejsc do tego jak do zadania - trzeba zarobic kase, wiec sie przemecze. I tak pomysallam, pol roku temu. A teraz sobie mysle - dlaczego ja tutaj dalej siedze i się meczę? Czy te pieniadze są warte poswiecenia zdrowia psychicznego? I stracenia tych miesiecy czy lat? Oczywiscie rozumiem, ze niektorzy w Polsce nie maja nic, i po prostu nie maja wyjscia, wtedy faktycznie jest to ciezka decyzja. Ale jesli np. mialabym w Polsce slabo platna prace - wole chyba to, niz tutaj męczyć się i zarabiac super. -- 01 wrz 2013, 20:35 -- aha, jeszcze dodam jedno: Tutaj kiedy nie musze isc do pracy, to nie ide. I czekam na weekend. W Polsce, nie wazne bylo dla mnie czy to weekend czy nie weekend, szlam do pracy bo chcialam i nei byl to dla mnie zaden przymus (mimo, ze niewiele zarabialam). I to sie dla mnie liczy, ze tam, w tamtych warunkach ja chcialam pracowac, a tutaj robie to z jakiegos obowiazku tylko (wiem, wiem - wiekszosc ludzi tak ma, ale ja mialam inaczej, i za tym tęsknie).
-
a ja nawet bym byla sklonna pic, gdyby to pomagalo, ale niestety po piciu czuje sie duuuzo gorzej, jakieś lęki mi się włączaja itd. :-/