Skocz do zawartości
Nerwica.com

refren

Użytkownik
  • Postów

    3 901
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez refren

  1. Asmo, uważam, że moja praca jest durna i nie ma takiej ilości leków, która mogłaby to zmienić. Nawet alkoholu nie da się tyle wypić, ile potrzeba, żebym zmieniła swoje nastawienie. Nie na wszystko jest lekarstwo. Na lekach się nie znam, ale jak patrzę na Twoje dawki, to są dla mnie zatrważające, zwłaszcza to 300 wenla, nie wierzę, że czegoś bierzesz za mało, może coś przedawkowałeś i daje odwrotny efekt albo działanie którychś leków znosi się wzajemnie?
  2. Na początku - to znaczy, że z czasem zaburzenia koncentracji przechodzą? Przy dużych dawkach - a przy jakiej dawce nie ma takich problemów?
  3. Nie ma się z czego cieszyć, kolejna osoba, którą media skrzywdziły nakręcając jej emocje w zamierzonym przez siebie kierunku. A akurat tej sławnej pacjentki nikt nie zmuszał do rodzenia, a na pewno nie Kościół, bo zapłodnienie nastąpiło in vitro. To, że niektórzy chcą sobie na życzenie tworzyć życie i je niszczyć, jest dla mnie po prostu demoniczne. Poza tym 1. Dziecko podczas aborcji czuje potworny ból i wyciąganie go po kawałku szczypcami nie jest humanitarne. 2. Pacjentka o której mowa nie była wcale bezpośrednio pacjentką Chazana i nie jest prawdą, że zlecał jej dodatkowe badania, żeby przeciągnąć. Nie pytała go też, w jakiej placówce może dokonać aborcji. 3. Powołaniem lekarza jest leczyć, a nie zabijać. 4. Presja, że jeśli ktoś kto nie chce uczestniczyć w aborcji (też przez wskazanie placówki czy lekarza) to straci prawo do wykonywania zawodu lekarza, to dyktat ideologiczny grupy ludzi, która chce narzucić innym siłą udział w ich brudzie (może żeby ulżyć swoim sumieniom), pod przewrotnym pretekstem nienarzucania innym swoich poglądów (rzekomo katolicy narzucają). Być może niektórzy tęsknią do czasów, kiedy członkowie partii (a tylko tacy mogli pełnić ważne funkcje publiczne) nie mogli się pokazać w kościele, a dzieci chrzcili po kryjomu, żeby nie zniszczyć sobie kariery. 5. Katolicy płacą składki zdrowotne i mają prawo się leczyć u lekarzy, którzy mają sumienie. Uważam, że powinny powstać oddzielne fundusze zdrowotne, bo nie chcę płacić składki na in-vitro i aborcję. To byłaby wolność - możliwość wyboru. Gdyby powstały szpitale i przychodnie w których pracowaliby lekarze kierujący się sumieniem i takie z lekarzami, którzy mają je gdzieś, szybko by się okazało, u których ludzie się wolą leczyć... Dlatego lewica do tego nie może dopuścić.
  4. Proszę o więcej takich badań. Tak wiele wnoszą do naszego życia
  5. Szczerość jest cenna i warto czasem kogoś "postawić do pionu", ale jeśli piszemy, że ktoś ma sam siebie szanować to dajmy przykład i szanujmy go też. Jeżdżenie po kimś niewiele wnosi (poza tym, że ktoś może się na chwilę dowartościować dowalając komuś) i nie sądzę, żeby palinka była np. leniem. Kryzysy i problemy zdarzają się każdemu. palinka, jesteś wystarczająco wrażliwa i mądra, żeby wyjść z całej tej sytuacji obronną ręką.
  6. Wróciłam właśnie z rejsu na żaglach przez Bałtyk do Szwecji. Od kilku miesięcy bujam się z depresją i nawrotem natręctw, więc miałam duże obawy i myślałam, żeby zrezygnować. Tylko szkoda mi było kasy i nie chciałam kolejnego zmarnowanego urlopu. Obawy okazały się do pewnego stopnia słuszne, bo były momenty kiedy miałam mocne zjazdy i ataki paniki, największy chyba w pociągu do Gdyni. Potem też ze dwa razy żałowałam, że w ogóle popłynęłam. Laomotrygina nie ułatwia, już nie chodzi nawet o obsługę jachtu, ale zawieszałam się nawet na pytaniu "Chcesz kawy?". Jak czułam się już bardzo źle, to zawsze wychodziłam na pokład i pomagało. Ale były też świetne momenty, dla których warto było płynąć, na przykład sunięcie w nocy po falach w stronę księżyca w pełni i wiele innych. Depresja przechodziła na rzecz "yeah, warto było". I taka myśl "skoro potrafię w kilka godzin opanować natręctwa i dołek (bo musiałam), to może po powrocie też mi się uda?" Kiedy wysiadłam znowu w Gdyni, dopadło mnie takie poczucie mocy "zrobiłam to, więc mogę wszystko". To banalne co napiszę, ale trzeba spełniać swoje marzenia, żeby coś nas trzymało przy życiu. Choć po powrocie nie jest nadal różowo, ale walka trwa.
  7. Tego akurat nie wiemy, wydaje mi się, że raczej lekceważy formę i potrzeby narzeczonej bo się zatracił w pracy i odzywa się w nim podejście do życia wyniesione z domu (od którego ciężko się uwolnić), niewiele widać oczekuje od życia, w dodatku rodzina go nakręca negatywnie traktując Cię palinka jak obcą, która nie wiadomo czego chce oraz jak kolejną parę rąk do darmowej pracy, masz dla nich zasuwać i niczego nie oczekiwać, tylko się podporządkować. Moim zdaniem to, że narzeczony olewa własny ślub jest powodem, żeby ten ślub odwołać czy zawiesić, skoro nawet przygotowania do ślubu go nie interesują, to nie musisz sama na siłę tego ciągnąć, a to sygnał, że nie dostrzega tego, co dla Ciebie ważne (i dla niego powinno być), a po ślubie się to samo z siebie się nie poprawi, raczej może być jeszcze gorzej.
  8. Zazdrość może mieć pozytywny wymiar, bo może prowadzić do zwiększenia wysiłków w walce o swoje szczęście, życie. Sama w sobie nie jest ani zła ani dobra, jaki ma charakter zależy od tego, co z nią zrobimy. Jeśli bardziej kierujemy się w tę stronę, żeby życzyć źle innym czy degradować ich osiągnięcia we własnych oczach, żeby poczuć się lepiej, to niezbyt dobrze. Jeśli natomiast widząc czyjeś szczęście czy osiągnięcia ktoś mobilizuje się do wysiłku i pracy nad własnym życiem, to zazdrość jest motorkiem, który może chwilowo dodać energii do działania, nawet jeśli w pierwszej chwili ktoś się zdołuje patrząc na szczęście innych czy zazdrość go pali. Ważne jeszcze według mnie to, żeby to nie był jedyny "napęd" i żeby mieć też poza tym jakąś zdrowszą motywację do wysiłku. Ze szczęścia przyjaciół fajnie się jest cieszyć i dobrze im życzyć, wtedy można sobie coś z tego szczęścia uszczknąć, przynajmniej u mnie tak działa. Jak widzę, że komuś się układa, to nabieram ogólnej wiary w to, że życie jest dobre i mi też jest lepiej.
  9. Przeczytałam Twój pierwszy wpis do połowy, dalej nie dałam rady, jak dla mnie zbyt drobiazgowy. Mam wrażenie, że to gdzieś uciekło, że jesteś najważniejsza, że teraz Twój narzeczony realizuje swój schemat życia, przejęty od rodziny, a Ty masz być trybikiem w maszynie. Pytanie tylko czy tego chcesz. To jest przecież Twoje życie. Skoro nie wiesz co zrobić, to może jakiś półśrodek, może na przykład wyjedź gdzieś na trochę sama, żeby złapać dystans i zobaczyć reakcję narzeczonego? Albo np. namów go na wspólny urlop, oderwanie się od wszystkiego, żebyście znowu mieli czas tylko dla siebie. Albo może powinnaś go postawić w sytuacji wyboru, np. albo będziemy mieć oddzielny dom i zaangażuje się w przygotowania do ślubu albo odkładamy ślub. Cokolwiek nie zrobisz, to według mnie będzie lepsze niż bierność. Wydaje mi się, że to jest teraz dla Ciebie największe zagrożenie - poddać się biernie biegowi wydarzeń. Jeśli masz wątpliwości, zawsze można odwołać ślub i odłożyć do nieokreślonego kiedyś, kiedy już nie będziesz ich miała. Nie możesz tak myśleć. Zawsze można sobie jakoś poradzić, teraz Ci się wydaje, że to niemożliwe, ale to nieprawda. Są różne drogi, żeby być szczęśliwym i wiele szans, być może będziesz szczęśliwa z kimś innym. Z drugiej strony Twój narzeczony też straciłby dużo, gdybyś odeszła, wydaje mi się, że musisz w to wierzyć i zaryzykować - to znaczy nie godzić się na to, co Ci nie odpowiada i pokazać mu, że jesteś gotowa nawet na rozstanie, jeśli nie zacznie zauważać Twoich potrzeb. Dobrze też, jakbyś naprawdę była na to gotowa, na takiej gotowości się wygrywa. Owszem, warto w siebie inwestować i się rozwijać, nie być zdanym tylko na innych, mieć swój własny świat. Ale "poziom" i wykształcenie nie czyni nikogo automatycznie szczęśliwym ani dobrym człowiekiem. Często ludzie bardzo wykształceni mają w istocie wąskie horyzonty czy nie mają zasad moralnych. Nie wpadaj w kompleksy, ale jak możesz coś zrobić dla siebie, to zrób. Na pewno masz jakieś marzenia i chcesz/chciałaś coś w życiu osiągnąć.
  10. Według mnie dobry kierunek. Jeśli miałeś akatyzję, to nigdy w życiu już nie bierz rispoleptu, choćby lekarz Ci wciskał, bo rispolept właśnie to powoduje, ja miałam po nim potworną. Pernazyna działa na odwrót, hamuje niepokój ruchowy, akatyzję. Uważaj też na olanzapinę i sulpiryd. -- 04 lip 2014, 12:31 -- Asmo, gdybyś jednak wpadał w dołek, to spróbuj się nie przejmować, to nie jest sam chad, zdrowi ludzie też mogą złapać depresję po stracie pracy, to nie znaczy, że choroba Ci się zaostrzyła, tu jest konkretny powód.
  11. carlosbueno, ignorancja to nie jest ignorowanie tylko niewiedza. Ośmielam się zwrócić uwagę w trosce o Twój poziom intelektualny. Nie chcę żeby Ci spadł
  12. Eee, już mi się nie podoba. Jak tyle się w niej kisi frustracji, to lepiej się nie zbliżać, niech ją wylewa i się obraża na kogoś innego. (Życie z taką osobą powoduje choroby serca - Minister Zdrowia.)
  13. Asmo, współczuję. Być może będziesz miał podobną pracę do tej, którą miałeś albo lżejszą i ogarnięcie jej nie będzie takie ciężkie. Widzę często ogłoszenia, że chcą kogoś do pracy w ochronie z orzeczeniem, może sobie będziesz siedział w recepcji na chronionym osiedlu i czytał gazety Będziesz w lepszym stanie niż jesteś, to minie. Pisałeś wcześniej, że jesteś w 4-ym roku choroby. W 4-ym roku swojej choroby bardziej wegetowałam niż żyłam, potem się to zmieniło. Też miałam objawy na pograniczu psychozy, niepokój taki, że nie mogłam siedzieć w miejscu, kiedyś co 2 lata trafiałam do szpitala, teraz, odpukać, nie byłam od 2009. W chadzie najgorsze jest poczucie, że nic nie można zrobić. Ale ja w to nie wierzę. Jeśli nie wszystko, to bardzo dużo jest w naszych głowach, sprawdziłam to. Jeśli jakiś czas utrzymuje się dobry stan, to koncentracja się regeneruje. Nie będzie zawsze jak teraz, jest możliwy postęp w zdrowiu.
  14. A rozmawialiście o tym, dlaczego nie chce już do Ciebie przyjeżdżać i co jej najbardziej ciąży w tym, że nie mieszkacie razem? Może np. rodzina po niej jeździ, że żyje z chłopakiem bez ślubu i wzbudza w niej niepokój - że jeśli się z nią nie żenisz, to coś jest nie tak. Może ma dosyć tej presji i chce się usamodzielnić. Tak tylko gdybam, bo nie wiem, jaki jest powód, ale Ty powinieneś wiedzieć. Chęć wspólnego zamieszkania jest normalna, jeśli związek się rozwija, to powinien przechodzić przez kolejne etapy, ciężko jest udawać dorosłość i mieszkać z rodzicami. Rozumiem też, że niektórych rzeczy nie można przeskoczyć, np. pieniędzy. Choć sam napisałeś "jak się kogoś kocha to można przezwyciężyć nawet duże trudności" więc może te mieszkaniowe też? Może dziewczyna też mogłaby coś zarobić, skoro chce samodzielności? Możliwe też, że coś nie tak z jej uczuciami, zaangażowaniem, ale wałkowanie tego chyba nic nie w niesie, lepiej rozmawiać o konkretnych problemach i szukać rozwiązania. Jeżeli teraz nie widzisz szansy wspólnego mieszkania, to zastanów się kiedy w przyszłości byłoby to możliwe, może powiedzenie dziewczynie "za rok" i wysiłki, żeby tego dotrzymać wystarczą, żeby naprawić atmosferę. Wydaje mi się, że powinniście negocjować rozwiązanie.
  15. refren

    Natręctwa myśli...

    Według mnie słowo "uczciwy" nie jest tu właściwe, bo uczciwość nie polega na tym, żeby informować innych o każdej swojej myśli, a w przypadku myśli obsesyjnych, to by było raczej zarzucanie otoczenia swoim chaosem. Nie mówiąc o tym, że myśli są czymś intymnym.
  16. refren

    nie wiem po co zyje...

    Może żadna nie jest prawdziwa?
  17. refren

    X czy Y?

    ognisko pizza czy sałatka?
  18. carlosbueno, wspólna przejażdżka rowerem to nic zobowiązującego, można się wybrać po koleżeńsku, więc to nie jest duże ryzyko, po prostu sprawdź jak się z nią czujesz poza pracą, jak Wam się rozmawia i czy na rower przyjdzie bez miniówy :) -- 01 lip 2014, 22:47 -- A to akurat może być poszlaka jakichś głębszych warstw w niej, jak ktoś nie ma nic do powiedzenia, to zwykle dużo gada, a jak ktoś milczy, to może ma o czym :)
  19. refren

    Natręctwa myśli...

    Jeśli nawet przelotna myśl erotyczna na temat czyjejś kobiety jest dla Ciebie bluźnierstwem, to według mnie masz bardzo wyśrubowane normy, raczej niemożliwe do spełnienia, bo wszystkich swoich myśli nie można kontrolować. Może miałeś w sobie jakiś instynktowny lęk, że spełnienie wymagań względem siebie nie jest możliwe i że prawdopodobnie nie możesz być zupełnie inny niż wszyscy.
  20. Owszem, śledząc to forum można mieć wrażenie, że tkwimy w marazmie i wegetujemy. Ale "użalanie się nad sobą" i chodzenie na terapię czy do lekarza, to nie jest jedno i to samo. Ktoś kto szuka pomocy, wykazuje postawę walki o siebie. Problemem jest, że wiele osób uważa, że tylko leki mogą im pomóc, więc czeka na działanie kolejnych specyfików, które zawodzą, zmieniają je na następne i tak w kółko. Moim zdaniem leki to tylko część leczenia, bo zdrowienie to też proces psychiczny, który trzeba próbować w sobie wzbudzać, inaczej leki nie trafią na korzystny grunt i ich działanie może być ograniczone. Natomiast nastawienie swojej psychiki na to, że się chce wyzdrowieć i oczekiwanie na to, w moim odczuciu robi drugie tyle, co leki (świadczy o tym efekt placebo). Niekorzystne są według mnie częste zmiany leków i eksperymenty - bo w pewnym momencie przestaje się reagować na cokolwiek i psychika jest rozwalona, ale ustabilizowanie się na umiarkowanej dawce jednego leku może dać dobre efekty i pomóc wrócić do normalnego życia. Prawdą też jest, że w lekkiej depresji wskazaniem jest raczej terapia niż leki. I że trzeba się dobrze zastanowić, zanim się weźmie pierwszy lek i jeśli to nie jest konieczne, to lepiej nie. Ale jeśli życie się komuś wali czy ktoś cały czas jest w udręce, nie może uczyć się, pracować, to trzeba. Trochę wyglądasz na kogoś, kto chce zgrywać twardziela i nie dopuszcza do siebie bólu albo uważa, że ze wszystkim musi poradzić sobie sam, ale może mi się wydaje. Z psychologiem - można trafić bardzo różnie, ale to, z czego często się kpi w filmach czy skeczach, to psychoanaliza - która może być według mnie odjechana w kosmos - to znaczy terapeuta uczepi się najdrobniejszego słówka, będzie ciągle drążył dzieciństwo albo milczał, kiedy nic nie mówisz, żeby zobaczyć, jak długo wytrzymasz. Ale nie wszyscy są tacy, poza tym psychoanaliza to tylko jeden z nurtów terapii i wcale nie najbardziej popularny. Możesz po prostu poszukać psychologa, który będzie Ci odpowiadał i z którym będziesz się rozumiał - jest w czym wybierać i terapeuci różnią się od siebie. Ale jeśli nie widzisz takiej konieczności, to nic na siłę. Nie jest jednak tak, że dopóki nie bierzesz leków i nie idziesz do lekarza i psychologa, to jesteś zdrowy, a jak pójdziesz, to znajdziesz się nagle po drugiej stronie i dołączysz do ludzi, którzy do końca życie będą się użalać. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli ktoś czuje się naprawdę źle, to już porzuca swoje uprzedzenia i idzie, bo pragnie ulgi i mu wszystko jedno, więc może nie jesteś w takim stanie, ale też może być tak, że się bronisz przed tym, żeby czuć się zdrowszy niż jesteś i utrzymać na siłę jakiś tam obraz siebie. Jest wiele osób, którym leczenie pomogło, tylko że niekoniecznie piszą na forum, bo żyją. -- 30 cze 2014, 12:24 -- Tak samo z lekarzem jak z psychologiem - trzeba poszukać takiego, który wzbudza zaufanie i nie jest tylko wypisywaczem recept.
  21. refren

    Natręctwa myśli...

    Piotrek20, mózg jest zdolny do bardzo wielu dziwnych projekcji, psychika to mechanizm, który działa po części poza naszą kontrolą i czasem "po swojemu" próbuje regulować różne emocje, których świadomie nie regulujemy, poza tym jesteśmy karmieni ciągle syfem w telewizji, w internecie, wszędzie seks albo zbrodnie, więc nic dziwnego, że pojawiają się nam różne "podejrzane" myśli, spojrzenie seksualne na wszystko, to odruch, reakcja, który wyrabia w nas nasza kultura, jesteśmy tak programowani. Poza tym każdego człowieka nachodzą czasem "zakazane" myśli, które łamią jakieś tabu, od reakcji na nie zależy czy spowodują nerwicę czy nie. Większość ludzi przechodzi nad tym do porządku dziennego, bo wie, że się z tymi myślami nie identyfikuje i zapomina o nich, a niektórzy zaczynają drążyć "a może jednak chciałem tak pomyśleć", "a może jestem zły, bo jak byłem w przedszkolu to podglądałem siostrę w łazience", pojawia się lęk i ci właśnie ludzie wpadają w nerwicę.
  22. W innym wątku piszesz, że brałeś anafranil i że masz depresję, naprawdę jest tak super? A jeśli jesteś zdrowy, to co robisz na tym forum?
  23. Niepokojące. Nie ma na razie chyba wskazań by myśleć, że chłopak będzie Cię bił, ale to nie jest jedyny problem, jaki się może pojawić w związku - to że ktoś nie bije, to jeszcze nie jest wielki sukces i nie znaczy, że będzie super. Jeśli chłopak demoluje pokój, to może jest niezrównoważony czy nie umie radzić sobie z emocjami (np. tłumi je, nie dopuszcza do siebie aż pęknie). Jak zachowuje się kiedy pojawi się jakiś problem, trudna sytuacja, stres? Jeśli Twój ojciec tak się zachowuje, to możesz mieć obniżoną poprzeczkę co do wymagań względem mężczyzn. -- 30 cze 2014, 02:06 -- Czy nie jest np. przesadnie zazdrosny? -- 30 cze 2014, 02:07 -- Według mnie nerwica natręctw tworzy sztuczne problemy, które przykrywają prawdziwe.
  24. A zwiększyć kwetiapinę zamiast bezno? Tak tylko myślę głośno, ale mi pomaga na pobudzenie, niepokój, też ruchowy, uspokaja lepiej niż benzo. Wiem, piszesz że na razie nie masz tej fazy, ale się tego boisz.
×