Skocz do zawartości
Nerwica.com

inez3

Użytkownik
  • Postów

    2 144
  • Dołączył

Treść opublikowana przez inez3

  1. top23 jak tu ci uswiadomic, ze wszystko negujesz, wszelkie rady odrzucasz i tak jak napisala bethi wszystko wiesz lepiej... nie potrafie zrozumiec tego twojego stereotypowego myslenia o zwiazkach, ba, nawet nie o zwiazkach, ale o laskach, facetach sposobie postrzegania roznych rzeczy... nie wiem, brak mi argumentow... a co mial powiedziec moj facte?? a po co mial klamac?? hmm?? nie wiem czemu tak sie obaj przejmujecie co kto pomysli "ja mam 18/24 lata i jestem prawiczkiem"... czy was ktos sprawdza?? pyta?? nie wiem, ja tego nie rozumiem... nigdy nie opowiadalam na lewo i prawo o moim zyciu seksualnym... mialam przyjaciolke (mam nadal), z ktora rozmawialam na rozne tematy (sex tez). ona miala 18 lat jak zrobila "to", ale mnie nie wysmiewala, ba, nawet twierdzila, ze lepiej jak poczekam i przesoie sie z kims do kogo cos bede czula, a nie tylko dlatego, ze wszyscy to robili, a ja nie. bakus z tym pomyslem z agencja to troche przegiales. MASZ !* LAT!!! Chlopie, cale zycie przed toba! ja nie mialam faceta do 20 roku zycia z reszta juz o tym pisalam... czemu obaj nie mozecie przeczytac moich spostrzezen i spostrzezen innych... moj facet nie jest zadnym miesniakiem, taki misiek z brzuszkiem i co?? kocham go, lubie sie z nim kochac i podnieca mnie, nie tyle wygladem ile dotykiem, spojrzeniem itd. ja tez nie jestem jakas laska mega... i tez go krece... no jak boga kocham, ja juz wam takie dokladne opisy przytaczam... musicie przestac uwazac sie za nieudacznikow i uzalac sie nad soba. OBAJ!!! zajac sie czyms. zycie to nie tylko sex, zwiazki itd. znajdzcie cos co lubicie robic, a jak przestaniecie sie skupiac nad tym, ze jestescie sami to w koncu sie uda... wiem to po sobie!
  2. hmm... ja to nie wiem skad sie to u mnie wzielo? mialam kiedys chorobe lokomocyjna i wiem, ze balam sie jezdzic autokarami, ale potem bylo ok... tak jak pisalam, zaczelo sie u mnie od obozu na studiach... tak zaczelam sie bac, ze bede tam sama, bez rodzicow, faceta i to jeszcze 10 dni. nie bede mogla jesc, bedzie mnie ciagle mdlilo a tam trzeba ciagle zasuwac na rozne zajecia. wpadlam w straszna panike, nie moglam jesc, mialam czarne mysli, noc przed wyjazdem wogole nie spalam... w koncu pojechalam (rodzice mnie zawiezli, myslac, ze zmienie zdanie wzieli walizke), ale tylko po to zeby zawiezc moje kolezanki (namawialy mnie po drodze) i zeby powiedziec dziekanowi, ze nie moge zostac... wcale sie lepiej nie poczulam, wszystko stalo sie jeszcze gorsze, nie moglam wychodzic z domu, jezdzic komunikacja miejska... potem zaczylam sie leczyc, ale musialam zmienic studia na zaoczne, bo nie dawalam rady... w nastepnym roku juz na lekach pojechalam (inaczej bym mila semestr nie zaliczony). pierwszy dzien koszmar, pocilam sie jak mysz, budzilam sie co chwila, trzeslam sie, ale o dziwo jadlam w miare normalnie, a potem juz czulam sie ok i w sumie dobrze wspominam ten oboz. po nim bylam tak szczesliwa, ze myslalam, ze juz nigdy wiecej tak sie nie stanie... a ty bach... nawrot i znow przede wszystkim lek przed wyjazdami, autobusami i wychodzeniem z domu, urlop w pracy wzielam wczesniej, szefowej powiedzialam czemu - nie mogflam siedzec w pracy, trzeslam sie, bylo mi niedobrze, slabo, nie moglam sie skoncentrowac. na obrone pracy licencjackiej pojechala ze mna mama. codziennie bnudzilam sie o 4 z nerwami... tym razem szybko przeszlo, bo po jakims miesiacu (znow leki zaczelam brac), ale mimo tego, ze wszystko inne potrafie sobie wytlumaczyc i jakos daje rade to wyjazdy nadal mnie przerazaja... w zeszlym roku nie bylam nigdzie, bo mnie w czasie wakcji zaatakowalo znow... teraz mieszkalam w domu znajomych i opiekowalam sie ich psem przez 3 tyg. razem z moim facetem i co? i nic, normalnie bylo. jadlam, spalam jak niemowle, jezdzilam do pracy 25 km samochodem... i tak sie zaczelam zastanawiac moze ja sie boje tego, ze nie wiem co mnie czeka?? bo tutaj chodzilam do pracy i bylo wszystko uporzadkowane... ale co z tego?? ja poprostu chce juz tego nie miec, chce wszedzie wyjezdzac bez zastanawiania sie co mnie boli i czy sie zaraz za przeproszeniem zrzygam czy nie...
  3. a ja dzis wyjezdzam do "tesciowej"... niby sie nie boje, ale wewnetrznie zastanawiam sie czy wszystko bedzie dobrze, choc zawsze jest, z reszta tyle razy tam bylam... eh, a walic to, bedzie co ma byc!!! juz mam dosyc zastanawiania sie!!! wyłączam te czesc glowy!!! jakos... poza tym dzis od 8 nie mialam neta w pracy, nawydzwanialam sie, ze łooo i dopiero jakies 10 min. temu wlaczyli i dziala...
  4. inez3

    siemka

    witaj na forum!
  5. bethi no to super! powinniscie sobie wszystko na spokojnie wytlumaczyc, obustronnie i mysle, ze bedzie coraz lepiej vampirek82 jestes wielka!!! super, ze sie udalo... jakos tak przeczuwalam, ze tak bedzie! GRATULUJE!!! człowiek nerwica hmm, to o czym piszesz brzmi faktycznie jak objaw jakiejs choroby, ale z drugie strony sam wiesz jak nerwica potrafi sie zakamuflowac. nic to, musisz sie przepadac wzdłuż i wszerz. troche zaufania dla lekarzy, wiem jacy sa, ale jak tego nie zrobisz to kazda drobna rzecza bedziesz sie zalamywal. co do ksztuśca to uwazam tak jak dżejem. Zorki jestem pelna podziwu, ze tak walczysz, ale daj sobie tez czasem odsapnac, bo organizm spiety, starajacy sie na sile cos zmienic szybko sie meczy.
  6. szean20 czyzby kolejny synus mamusi? czy za ciebie tez wszystko robiono i nie pozwalano podejmowac decyzji? jesli tak to powinienes przeanalizowac swoje relacje w rodzinie, zwlaszcza z matka. co do wizyty u psychologa czy psychiatry... znajdz sobie w necie jakas poradnie czy przychodnie zdrowia psychicznego. jesli jest panstwowa to zwyczajnie idziesz i sie rejestrujesz tylko musisz sie zastanaowic czy psycholog czy psychiatra. ja najpierw bylam u psychologa, gdzie skierowano mnie do psychiatry, bo potrzebowalam brac leki. mozesz tez sie wybrac prywatnie tylko, ze to laczy sie z czasem wysokimi kosztami. tez nigdy nie wiedzialam co chce i czekalam az ktos za mnie cos zalatwi czy nawet zadecyduje, a to dlatego, ze mnie tego nie nauczono. decydowano za mnie, zbijano moje argumenty i niepotrafilam sama stwierdzic co chce, bo zawsze wydawalo mi sie, ze cos zle bedzie. marsz do specjalisty, apotem juz bedzie coraz lepiej
  7. a ja wychodze z zalozenia, ze idealow brak... jak bylam mlodsza to oczywiscie bylam wgapiona w jakichs tam aktorow czy piosenkarzy... powiem szczerze, ze nie umiem powiedziec jaki z wygladu mial by byc moj wymarzony ksiaze z bajki. swojego faceta poznalam dawno temu, spotykalismy sie jak jezdzilam do rodziny na wakacje a on tam wlasnie mieszka. taki tam kolega, czesc, czesc i tyle. jakby mi ktos kiedys powiedzial, ze z nim bede to kazalabym sie mu puknac w czolo nasza znajomosc rzowinela sie przez internet, opowiedzialam mu o swojej chorobie (wtedy wlasnie powoli wychodzilam z pierwszego jej ataku), zaczelismy gadac na skype do 4 rano... zakochalam sie w tych naszych rozmowach, w jego sposobie bycia... nawet nie wiem, a przynajmniej nie moge sobie przypomniec jak ocenialam jego wyglad... poprostu mnie trafilo i trzyma az do dzis ja ogolnie lubie ludzi, ktorzy maja pojecie o roznych rzeczach, ktorzy obserwuja co sie dookola dzieje i z ktorymi mozna pogadac o wszystkim... tak tez jest z facetami. ogolnie lepiej zazwyczaj dogaduje sie z meska czescia populacji, jakos tak oni gdy sie otworza potrafia rozmawiac na wszystkie tematy... moim bledem bylo, ze jak ktos okazywal mi zainteresowanie to natychmniast prawie bylam zauroczona... ale okazywalo sie ze nadal jestem przyjaciolka a moj kolega zakochal sie w mojej kolezance... ok, do rzeczy - inteligentny z poczuciem humoru, posiadajacy wlasne zdanie, otwarty na innych ludzi... wyglad? hmm, nie wiem... przede wszystkim musi o siebie dbac i nie wazne czy gruby czy chudy, z "szesciopakiem" na brzuchu czy z "miesniem piwnym" - tro cos musi byc, ale to "cos" jest u kazdego inne...
  8. inez3

    Witam

    witamy witamy i do rozmów namawiamy
  9. inez3

    Witam wszystkich gorąco ...

    suavemente_besame czasu, potrzebujesz czasu... teraz powinnas skupic sie na sobie. tak, zmien fryzure, pomaluj panokcie, kup sobie 700 bluzke, ale wszystko to dla siebie. zajmij sie tym co lubisz, co ci sprawia jakies male radosci. teraz to ty jestes najwazniejsza... kiedy poradzisz sobie ze soba zycie bedzie inne. a na jakas terapie chodzisz? (nie wiem, moze pisalas, a ja to przeoczylam)
  10. inez3

    witam

    ptasiek witaj wsrod nas. nie bede sie powtarzac, bo moi przedmowcy wszystko juz napisali. napisze tylko WITAJ NA FORUM!
  11. Libra24 witaj! wszyscy tutaj zostalismy "naznaczeni" czy to nerwica czy depresja, wiec mysle, ze znajdziesz tu wsparcie. udzielac sie mozesz gdzie tylko chcesz. pozdrawiam
  12. top23 to cie teraz zaskocze. moj facet tez byl prawiczkiem, a mial wtedy 23 lata. i co? nie uwazalam go za udacznika. on tez sie tak nie czul... kiedys go pytalam czemu wczesniej "tego" nie zrobil (mial sporo roznych dziewczyn w przeszlosci). co mi odpowiedzial? ze tego nie czul, nie czul, ze jola, gosia czy ania to sa wlasnie te... oczywiscie byly tam jakies "macanki", ale nic z sexu, nawet francuskiego... nie wiem, ja moze mam inne podejscie, ale malo mnie interesuje czy ktos juz z kims spal czy nie. to jest indywidualna sprawa kazdego czlowieka. a skad masz pewnosc ze ci tzw. "macho" juz cos robili?? to, ze wygladaja jak arnold czy brad pitt o niczym nie przesadza, a gadac to kazdy moze, tacy "erotomani gawedziarze"... bakus ale tylko tacy maja powodzenie?? czy idac ulica widzisz samych miesniakow czy gosci pokroju brada pitta? ja na ulicach widze rozne pary - ladne, brzydkie, srednie, zwykle, wysokie, niskie, gribe, chude tylko to co dla mnie wydaje sie byc brzydkie czy nieatrakcyjne dla innych moze byc piekne, dlatego tez uwazam,z e uroda to kwestia wzgledna, kazdemu sie podoba co innego i kto inny. ja np. nie sikam w majty na widok brada pitta, nie lezy mi. natomiast podoba mi sie np. sean connery, bo ma zajebisty glos, johnny depp, bo cos w sobie ma i swietnie gra... nie podoba mi sie zakoscielny, orlando bloom - goscie na ktorych widok panny mdleja... jak widzisz, kwestia wzgledna...
  13. NnNn to nie od razu stadion, zacznij od grania w pilke na podworko z dziecmi. wyjdz, rob cos... sam widzisz, ze dzieki temu ze wyszedles w domu objawy sa slabsze i czujesz sie az na 75%. to osiagniecie wielkie. a jak tam terapia??
  14. człowiek nerwica to na jakies badania smigaj. a co ci powiedzieli na pogotowiu? bethi zesz w morde jeza niektorzy faceci by tylko "wsadzil wyjął" robili, nie zastanawiajac sie o czym mysli ta druga osoba. mysle, ze na twoj stan wplynal rowniez zblizajacy sie urlop, rowniez to, ze bedziesz musiala zostac bo inni wtedy wyjezdzaja (chyba, ze cos sie zmienilo). wcale nie jestes zla, ze sie nie dobierasz do niego? a zastanowil sie, ze moze masz jakis problem i nie masz ochoty? sprobuj z nim pogadac... glowa do gory, ja nie uwazam, ze niszczysz. na forum pomagasz, wspierasz, fajna z ciebie babka przesylam dobra energie! Tygryska jak sie tak zastanawiam nad tym wyjazdem, to sie nie boje, nie atakuje mnie zaden lek, ale cos dziwnego czuje... juz sama nie wiem. wiem tylko tyle, ze jak tam pojade to bedzie fajnie itp. dokladnie, wez tu badz madry dzien jak codzien... wreszcie szaro-bura pogoda, powiem szczerze, ze tesknilam za brakiem slonca (dziwne ). siedze w pracy, kawke popijam i... oczy mi sie zamykaja
  15. eh, top23 ja juz nie mam dop twoich wypowiedzi cierpliwosci. czy ty musisz tak jak wszyscy miec 100 dziewczyn, zmieniac je co chwila? czy to jest jakis sposobna podbudowanie swojego ego? kompletnie tego nie kumam. mam wielu kumpli w roznym wieku (ogolnie dogaduje sie lepiej z facetami) i zdane z nich nie szuka panienkina jedna noc, a faceci wygladajacy jak nadmuchany materac do plywania wywołuja u nich smiech, tak samo jak panienki lecace na nich. nie wiem, nie jestem w stanie tego pojac... w swoim krotkim zyciu "zwiazakowym" spotykalam sie z facetem, w ktorym sie zauroczylam. okazalo sie jednak, ze jemu chodzi tylko o jedno. na poczatku mnie to bawilo, ale potem doszlam do wniosku, ze mi szkoda czasu i ze nie o to w tym wszystkim chodzi... teraz brzydze sie tym co robilam. nie wiem, nie potrafie zrozumiec twojego toku myslenia... wszystko musi byc zaplanowane? do 25 lat szalenstwo, panny na prawo i lewo,bo jak to, ok. 40 mi odbije i bede zdradzal zone... a kto ci powiedzial, ze tak bedzie? tak nienawidzisz tego schematu, ze dziewczyny leca na miesniakow, ale sam chcesz powielac ten schemat... i tak o tym wszystkim myslisz, ze staje sie to rzeczywistoscia i twoja zmora. o niczym innym nie potrafisz myslec. zauwaz, ze komentujesz tylko i wylacznie tematy zwiazane ze zwiazkami, dziewczynami itd... a inne sfery zycia? masz jakies?? moze czas poprostu zaczac cos robic dla siebie, a wtedy wszystko moze sie zmienic... pisze to wszystko nie dlatego zeby cie pograzyc. juz ktorys raz staram sie ci uswiadomic pewne sprawy, ale ty odrzucasz od razu wszystko to co ktokolwiek ci radzi czy sugeruje. ja tez nigdy nic pozytywnego o swoim wygladzie milego nie uslyszalam. zawsze mialam ladniejsze kolezanki, ale staralam sie nad tym nie skupiac. pierwszego faceta (nie liczac "kolegi", ktory chcial sie tylko "bawic") mialam w wieku 20 lat. wczesniej nigdy sie w zasadzie nie calowalam. teraz jestem z kims z kim nigdy bym nie pomyslala, ze bede. nawet nie umiem powiedziec czy jest "w moim typie". polubilam go za jego sposob bycia, za to ze mnie rozumial, ze umial wysluchac i robi to nadal od 3 lat. tez czekalam, tez plakalam w poduszke i tez zawsze bylam kolezanka... w koncu zrozumialam, ze to kiedys samo przyjhdzie i przestalam ciagle sie zamartwiac, ze jak to, ja 20-letnia laska, niby fajna, mila itd. wciaz sama... sex tez byl dla mnie problemem, bo zrobilam to pierwszy raz jak mialam 21 lat (kurcze, ale sie zwierzam), a wiekszosc kolezanek juz byla "po". ale nie zaluje, nie zaluje, ze nie przespalam sie z tamtym kolesiem, bo co by mi to dalo?? bzykanko bez niczego?? i co z tego, ze mi sie podobal i lubilam robic z nim rozne rzeczy jak nie mialam o czym z nim pogadac, kompletnie... wolalam kochac sie, a nie bzykac. drastyczne, ale prawdziwe...
  16. skad ja to znam, tez to zawsze czuje i czulam tez w stosunku do ojca. u mnie sytuacja ze studiami byla taka, ze sama nie wiedzialam co chce studiowac, w koncu wybralam turystyke. kiedy sie czyms martwilam pocieszali mnie rodzice zeby sie nie przejmowac, ale zaraz potem slyszalam, ze mam sie starac itd. (to akurat wie kazdy i nie musieli mi jeszcze dokladac. kiedy zachorowalam chcialam zmienic tryb studiow na zaoczne... tez sie wtedy nasluchalam, ze to nie to samo, ze jak to zaoczne, ze ona dzienne skonczyla. postawilam na swoim, bo wiedzialam, ze inaczej nie dam rady. teraz nie zaluje, mysle, ze dzieki chorobie podjelam dobra decyzje i osiagnelam wiecej niz jakbym studiowala dziennie - mam prace ktora lubie, samochod itp. heh, co do pracy. pracowalam w biurze budowy na recepcji i kiedy projekt sie skonczyl zaczeli redukoac ludzi (mi nie przedluzyli umowy). wtedy oczywiscie sie nasluchalam, ze mam szukac ofert (co oczywiscie robilam, bo nie mam 2 lat), ale w miedzy czasie moj kolega zakladal firme, ododzial duzej miedzynarodowej organizacji. chcialam z nim pracowac, bo dobrze sie dogadywalismy. ile ja sie nasluchalam, ze to mala firma, ze niewiadomo, zeby mnie nikt nie wykiwal, ze lepiej by bylo w hotelu skoro ja po hotelarstwie itd. itd. juz sama nie wiedzialam co mam robic. w koncu uparlam sie i powiedzialam, ze to moja decyzja i ze ja tam chce, bo mi to pasuje. nie byli zadowoleni i sie nasluchalam, ale to byl juz etap kiedy wiedzieli, ze ja nie umiem podejmowac decyzji i wiedzieli, ze to przez nich... jednakze nadal, za kazdym razem to sie powtarza...a ja nie zawsze umiem sie przeciwstawic, bo dojrzewam w opuznionym tempie i czasem jestem sama jak takie dziecko... no i konflikt miedzy mna dorosla a mna dzieckiem. ze tez cos takiego mozna zrobic dzieciom...
  17. Tygryska tylko widzisz, moj problem z wyjazdami to nie taki sobie stres... moja choroba zaczela sie wlasnie wtedy gdy mialam wyjechac na 10 dni na oboz ze szkoly - nie pojechalam i sie zaczelo. tak strasznie sie balam, ze nie dam rady, ze bede ie zle czuc, ze nie bede mogla jesc itd. w kolejnym roku pojechalam, bo inaczej nie zaliczylabym roku... pierwsza noc to koszmar, budzilam sie co chwila, trzeslo mna, bylam spocona jakbym brala udzial w maratonie w pełnym sloncu... potem bylo co raz lepiej i ogolnie rzecz biorac dobrze wspominam ten wyjazd... niestety nadal pozostala mi obawa, ze sama nie poradze sobie jak mi bedzie niedobrze, slabo... wtedy bym uciekla do domu, do rodzicow... wszystko inne mozna powiedziec, ze wyleczylam. wychodze z domu, pracuje, jezdze gdzies, ale lek, ze bede sama i nie dam rady pozostal, moze nie popadam w panike, ale wewnetrznie staja mi przed oczami same niemile wspomnienia. kiedys uwielbialam wycieczki, jak jechalam z rodzicami do dziadkow to sie ze mnie wszyscy smieli (jak bylam mala), bo ciagle chcialam gdzies jezdzic i cos zwiedzac, bo mi sie nudzilo... niby u "tesciowej" bylam milion razy, czuje sie tam dobrze, z reszta znam okolice bo niedaleko mieszkaja moi dziadkowie i siostra mojego taty, jezdzilam tam na wakacje, wiecej, bylam teraz tyle czasu bez rodzicow, wiecej, wiem, ze nic mi nie bedzie i wszystko bedzie ok, ale gdzies podswiadomie przypominam sobie jakie były ZAZNACZAM momenty kiedy jedzenie stawalo mi w gardle, nie moglam spac, mdlilo mnie... wiecej bylo dobrych rzeczy, ale ja pamietam te zle... nie wiem czy ja sie boje, ze ktos zauwazy, ze nie jestem idealna? ze cos spieprze w swoim zachowaniu i co wtedy? mama mojego faceta bardzo mnie lubi, zawsze mi mowi, ze mam robic co chce i mam czuc sie jak u siebie w domu... moze teraz sie nie boje, ale czuje cos dziwnego... to jest jedna rzecz, z ktora nie moge sobie poradzic. lubie tamte okolice, spedzalam tam wakacje odkad pamietam, mam tam swietnych znajomych, ale wolalabym zeby byli rodzice i wtedy bym byla normalna,szalalabym do poznej nocy, a potem wracalabym do nich... oni nie sa mi potrzebni do niczego, nie wiem, moze sama swiadomosc i jak bylam teraz dlugo poza domem to wcale nie chcialam wracac, bo bylomi lepiej, myslalam sama za siebie, robilam co chcialam i wiem, ze normalnie dajke rade... porypane to wszystko... człowiek nerwica jakos sie nie wystraszylam twojego zdjecia... wygladasz normalnie... nie masz trzeciego oka, reki wystajacej z glowy i wcale nie jestes obrzydliwy i szkaradny... nie mowie tego zeby cie pocieszyc... mowie co widze... normalny z ciebie facet, taki misio, prawie jak moj... mozna sie wtulic vampirek82 strasznie jestem ciekawa jak bylo... wiec jak wrocisz, opisz wszystko. kurcze, net mi padl w domu i dopiero serwis w srode popoludniu... dobrze, ze w pracy mam to sobie przeczytam jak ci poszlo...
  18. inez3

    witam

    whisky_bottle czy to ma sens? pogadaj z ludzmi z forum a zobaczysz, ze kazdy tu znalazl cos dla siebie - podobny "schemat" zycia czy postepowania, rady, ktore pomogly, kogos poprostu do pogadania i wsparcia w ciezszych chwilach, kopniaka w tylek zeby wziac sie za siebie itp. tyle ludzi ile roznego rodzaju pomocy. musisz dowiedziec sie czego ty poszukujesz i wiem ze to tu znajdziesz...
  19. ile tu rzeczy sie zgadza z moja historia... moja matka, uwazana za niemal idealna, super fajna i wogole (czesto to slyszalam od roznych ludzi, ktorzy mieli z nia kontakt) - od razu bralam to do siebie, ze skoro ona jest taka super to tez musze byc. zawsze jak cos robilam i np. cos mi nie wyszlo "powinnas byla to zrobic tak i tak" - niby nie bylo bezposredniej krytyki... jak chcialam cos sama zalatwic to zawsze jakos tak to robila (ojciec w sumie tez), ze mnei wyreczali, a bo szybciej, a bo sprawniej. decyzji nie umiem podjac sama do teraz (co moja mama przyznala i stwierdzila, ze to ich blad rodzicielski). tez nigdy nie czula sie winna... moje argumenty w rozmowie byly zawsze zbijane, ze w koncu to ja szlam przepraszac, choc czasem nie czulam winy... poniewaz nie potrafilam jej "zmusic" do przyznania sie, ze cos zrobila zle moja proba obrony w takich sytuacjach konfliktowych byl wybuch gniewu. darlam sie zeby wreszcie ktos mnie uslyszal (po czym oczywiscie przepraszalam)... i tak w kolko... moj tata jest perfekcjonista... jak jezdzilam na kolonie to on mnie pakowal, bo lepiej to zrobi... a jak ja chcialam cos inaczej to musialam sie niemal wyklocac... heh, moja mama czesto mowi, ze cieszy sie ze odziedziczylam po niej upartosc i umiejetnosc zalatwiania roznych spraw, ale co z tego skoro ja swoich wlasnych nie potrafie rozwiazac, tylko te, ktore sa "proste" w wykonaniu? gdzie nie trzeba wybierac lepszego czy gorszego? a wlasciwie, ktore to jest? tak mam wpojone pewne rzeczy, ze moja chec kontroli jest az meczaca. ostatnio (juz o tym tu pisalam) mieszkajac poza domem, gotowalam, pralam, musial byc obiad codziennie choc moj chlopak stwierdzil, ze wcale nie, ze przezyje on i jego brat bez tego... zachowywalam sie jak mama, chcialam zeby wszystkim bylo dobrze i zeby wszyscy byli zadowoleni... jak sobie uswiadomilam o ilu rzeczach staram sie pamietac zeby bylo dobrze to normalny czlowiek od tego samego pamietania by sie zmeczyl... tak jakby gdzies nad glowa stala moja mama i pilnowala czy aby napewno robie tak jak mi mowila, czy odznaczam sie odpowiedzialnoscia itp. itd... zastanawiam sie tez czy jestem DDA i czy to moglo m,iec wplyw na mnie. moj tata juz od 10 lat nie pije wogole. kiedy pil... byl straszny, nie bil nie krzyczal, ale go nie bylo... z mama szukalysmy butelek z woda i wywalalysmy je i tak dzien w dzien... wyrzucalam go z domu, ja wystawialam mu walizki za drzwi, a on mie przepraszal, mama wtedy nic nie mowila... mialam jakies 13 lat, a moim "zadaniem" bylo wylewanie wody i szukanie tych przekletych butelek... az w koncu kiedy przyjechal do nas nad morze, ktorejs nocy widzialam jak sie trzasl... nie wiem co ja wtedy robilam w pokoju mamy... wiem, ze w koncu kazala mi wyjsc, a potem dowiedzialam sie, ze jest w szpitalu i ze same wracamy do domu... ostatnio dopiero dowiedzialam sie, ze byl na odwyku w szpitalu psychiatrycznym prawie przez 6 tyg. a mi sie wydawalo, ze krocej go nie bylo... nigdy nie rozmawialam z nim na ten temat - jak to bylo itd. boje sie, ze by nie umial mi powiedziec, nie wiem czy chce go chronic? ostatnio dowiedzialam sie tez, ze nie mam rodzenstwa bo moja mama poronila... wiudzicie, wielu rzeczy dowieduje sie po latach... ale sie rozpisalam...
  20. dżejem normalnie jestes kopalnia pomysłów . NnNn powinienes skorzystac z pomysłów. Mysle, ze wspolne granie w pilke z dziecmi to dobry pomysl... one na tym skorzystaj no i ty tez. widzisz, sam przyznales, ze zamartwiasz sie kazdym ukuciem... a czy kiedykolwiek stalo sie cos az tak powaznego?? z tego co czytalam to raczej nie. kiedy cos cie zakuje na sile mysl, ze nic ci sie nie dzieje, ze tyle razy juz tak miales i nic... od razu jak cie najda te mysli zajmij sie czyms, nawet na sile... wiem, ze to ciezkie, ale ty dasz rade. inaczej bedziemy cie tu kopac w tylek codziennie...
  21. anonim standardowe uczucie deja vu, raczej nic dziwnego... u mnie wczoraj dzien jak co dzien. rodzice wyjechali nad morze, wracaja w przyszly wtorek po czym w srode jada na dzialke i siedza tam do przyszlej niedzieli. ja natomiast w weekend jade do "tesciowej". mimo tego, ze przez 3 tyg. mieszkalam poza domem to i tak odczuwam lekki dyskomfort, ze tam jade. moze sie nie boje, ale pamietam ze czasem bylo tam zle. w sumie to tylko pierwszego dnia po przyjezdzie. ostatnia moja "wycieczka" do mamy mojego bartka byla chyba najlepszym wyjazdem ze wszystkich moich samodzielnych podczas choroby... tylko niech mi ktos wytlumaczy czemu zawsze tak dziwnie sie czuje przed? to tylko 2 dni... nie wiem, moze to zle wspomnienia, ze nie bylo "idealnie", choc i nie tragicznie... ale ja jestem porabana...
  22. no coz, straszne... nic niestety na to nie poradzimy... takie jest zycie... i zgadzam sie, ze dzieki takim tragedia (okropnie jest pisac w ten sposob) mozemy zauwazyc, ze wcale nie jest tak zle, ze sa wieksze tragedie i wieksze nieszczescia... choc jak mamy atak to nie ma nic gorszego niz to...
  23. inez3

    Moje "życie"

    witaj bez_wiary! jak ci sie uda przelamac to zmienisz nick na "z wiara". to, ze powiedziales rodzicom to duzy krok. teraz tylko jedna, mala decyzja - wizyta u specjalisty... z dnia na dzien bedzie lepiej
  24. tila poszukaj u siebie w poznaniu jakiejs panswtowej poradi zdrowia psychicznego. wcale nie jest prawda, ze takie miejsca sa beznadziejne i bez fachowcow. ja przez dlugi czas chodzilam do osrodka w warszawie, ktory jest jednym z lepszych w moim miescie i jestem bardzo zadowolona...
  25. Hanusia hmm, najlepsza terapia jest odpepowienie sie od rodzicow, a w twoim przypadku od ojca... u mnie nie bylo tak, u mnie jest nedopiekunczosc. ostatnio przez 3 tyg. nie mieszkalm w domu i jak wrocialm - pytania: co, jak, po co, dlaczego... jak sie kladlam spac od razu bol zoladka... tam moglam robic co chcialam, moglam decydowac co kiedy mam zrobic, a moze nic nie robic. ja tez, gdy tylko mi sie cos dzialo to dzwonilam do mamy (moja mama to twarda babka, ze wszystkim sobie radzi, wiec gdzies podsiwadomie chce byc taka jak ona). na terapii uslyszalam, ze nie powinnam tego robic, bo sama musze nauczyc sie radzic sobie z gorszym samopoczuciem. wydaje mi sie ze w tych najgorszych chwilach powinnas sie powstrzymac od telefonow - to pewnie u twojego ojca poteguje odczucie, ze jestes taka beznadziejna, ze nie dajesz rady itp. bardzo dobrze, ze wrocilas do chlopaka... wydaje mi sie, ze tak jak ja przezywasz spozniony okres dojrzewania (ja mam 23 lata). z jednej strony jestes dorosla, z drugiej jak nie dajesz rady to uciekasz do rodzicow. nie zgadzasz sie na ich (ojca) zachowanie, z drugiej jak nie ma nad toba "pieczy" to jestes zdezorientowana. ja nie mialam wlsnych spraw, tajemnic, wszystko ze mnie zawsze wyciagneli, milion razy przypominali mi o wielu rzeczach mimo, ze nie mialam juz 5 lat. wiem, to jest taki konflikt, ale zobaczysz w miare uplywu czasu pogodzisz sie ze wszytskim i bedziesz umiala sama nad tym wszystkim zapanowac. poza tym, wspolczuje ci systuacji w domu... spowodowalo to u ciebie niskie poczucie wlasnej wartosci i lek, ze sama bez wskazowek nie dasz rady z niczym... nie wiem czy chodzisz na jakas terapie, ale wydaje mi sie, ze powinnas. tam odkopiesz wiele rzeczy z przeszlosci, moze zrozumiesz i nauczysz sie zyc od nowa.
×