Skocz do zawartości
Nerwica.com

klarunia

Użytkownik
  • Postów

    387
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez klarunia

  1. klarunia

    ocenianie ludzi

    Nie, to nie powód do ataków, ale... tak samo, jak Ty zaatakowałeś kogoś swoim tematem (jakiegoś pracownika) tak samo inni popełnili błąd atakując ciebie. Nie przejmuj się :) Ja też ciężko to znosiłam, kiedy zaczynałam pisać na pewnym forum (nie tym). Po pewnym czasie człowiek już nie odbiera tego tak, jak na początku :)
  2. klarunia

    ocenianie ludzi

    Czyżby to było a propos Twojego poprzedniego tematu? Tu nie chodziło o to, że ktoś Cię ocenił, tylko napisałeś swój temat w taki sposób, że sprowokowałeś niektórych do ataku. Myślę, że im nie chodziło o całą Twoją osobę, tylko o ten jeden post. Myślę, że gdybyś napisał go inaczej, to mógłby to być ciekawy temat. A Ty w nim sam kogoś oceniłeś (choć nie zarzucam Ci tego jakoś szczególnie, bo ja chyba też czasem tak robię).
  3. A ja popieram autora wątku. Bo ludzie często przeczytają w książce, że "z nerwicy nie można się tak naprawdę wyleczyć" i zaczynają w to wierzyć, nie kwestionują, nie zadają pytania: "a czy na pewno?". To jest trochę smutne dla mnie. Tak samo piszą o fobii społecznej, na którą cierpiałam, że "nie da się z niej do końca wyjść". A ja w to np nie wierzę. Popieram pogląd, że jeżeli ktoś się nauczył, wbił sobie do głowy przekonania, zachowania, przyzwyczaił się do tego, czy tamtego, to może się też oduczyć. Psychologowie się mogą mylić, kiedyś mówili co innego, teraz mówią co innego. Możliwe, że za 50 lat powiedzą jeszcze zupełnie coś innego. Dla mnie np "wyzdrowienie" z fobii społecznej, które nie jest całkowite, to nie wyzdrowienie. Kiedyś bałam się wychodzić z domu, bałam się mijać ludzi na ulicy itp, a teraz tworzę głębokie relacje. Jeszcze trochę pracy mi zostało i to tej najważniejszej: żeby cieszyć się tym, kim jestem, ale to jest do zrobienia i jestem przekonana, że jak w siebie uwierzę wystarczająco mocno, to będę całkowicie zdrowa. Więc tak, gdybym miała nerwicę, to chciałabym się jej oduczyć, tak samo, jak chciałam się oduczyć fobii społecznej. Nie chciałabym nikogo teraz urazić swoim stwierdzeniem, ale będzie ono szczere: myślę, że wielu użytkowników tego forum ma na tę kwestię bardzo zamknięty pogląd, a mianowicie, że jest tak, jak piszą w książkach i kropka. Że jak napiszą, że wyjście z np fobii społecznej jest trudne, to tak, wierzą, że takie jest, bez pytań. Tak samo z nerwicą. Wydaje mi się, że brakuje im trochę takiej "wiary w potęgę wiary".
  4. klarunia

    Prześladowania

    Może... może faktycznie nie polega to na tym, żeby nie powielać schematów, tylko na tym, żeby zauważyć, że te schematy się powiela i wtedy coś z tym zrobić...
  5. klarunia

    Prześladowania

    Może naiwne i głupie pytanie teraz zadam, ale... nie rozumiem tego. Jeżeli ktoś sam cierpi prześladowanie, i wie, jak to jest, to czemu robi dokładnie to samo innym..? Rozumiem jeszcze takie zachowania nieświadome, np kiedy mama w domu jest wobec ciebie złośliwa w taki zakamuflowany sposób, to możliwe, że ty też zachowujesz się tak poza domem. Ale robisz to nieświadomie. A tutaj wyżywasz się z pełną premedytacją. Nie piszę tego z jakimś oburzeniem, ale naprawdę tego nie rozumiem. Wiedzieć, jak strasznie czuje się taka prześladowana osoba i robić komuś coś takiego... Przeraża mnie to. Przeraża mnie też to, co ktoś wyżej napisał, że często tak się zachowują ludzie z rodzin alkoholowych itp. Czyli ci, którzy potem oczekują od innych współczucia. Raz miałam taką koleżankę, która pochodziła właśnie z takiej rodziny. Miałam ją za naprawdę fajną, dobrą osobę. Dopóki na jednym obozie nie uwzięła się razem z innymi na jedną dziewczynę. A wcześniej opowiadała mi z płaczem o swoich przeżyciach, a ja jej współczułam. Gdybym wiedziała, jak potrafi traktować innych, to nigdy bym jej nie współczuła i teraz jej już nie współczuję. Może jestem bez serca, ale nie umiem wybaczać takich rzeczy. Dla mnie to, że ktoś ma za sobą straszne przeżycia nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla prześladowania, bo każdy z nas cierpi do granic możliwości, a nie każdy przenosi swoje cierpienie dalej.
  6. klarunia

    Prześladowania

    Monar, w sumie z jednej strony rozumiem. No bo poczytałam te różne Twoje posty, z których trochę mogłam poznać Twojej historii i z jednej strony wydaje mi się to właśnie zrozumiałe. Ale z drugiej też strasznie współczuję tej dziewczynie, bo za jedną ocenę zniszczono jej psychikę...
  7. No ale ja nie pytam, bo mi przeszkadzasz, czy coś, tylko jestem ciekawa, bo naprawdę nie rozumiem (więc nie oceniaj od razu intencji, jak jej nie znasz). Bo wydawało mi się, że jak komuś się nie chce zmieniać, to nie zainteresuje go takie forum. Choć nie ukrywam, że Twoje podejście mi się nie podoba. Poza tym nie napisałam, że ludzie się zmieniają od samej świadomości.
  8. Ja myślałam, że tu raczej próbujemy sobie poradzić z problemami. Nie rozumiem po co Ci miejsce takie, jak to? A poza tym, po co piszesz, że co któryś forumowicz tak robi? No i co z tego?
  9. No i co z tego wynika? Bo nie widzę w tym żadnej odpowiedzi na moje pytanie.
  10. Aha. I tak siedzisz, narzekasz i wypisujesz teksty w stylu: "o jaki to ja beznadziejny" ? I... to wszystko..? I zdajesz sobie z tego sprawę i dalej nic nie robisz?
  11. carlosbueno, czy Ty się przypadkiem trochę nie użalasz? Mi się wydaje, że Tobie się po prostu nie chce nic robić, bo tak wygodniej, a nie dlatego, że Ci cośtam uniemożliwia zmianę.
  12. klarunia

    Prześladowania

    Jeeej, temat straszny. Ja nie powiem, żebym była prześladowana, ale... czytam tak i czytam i się denerwuję. Jak można być takim kretynem, żeby kogokolwiek prześladować. Nigdy tego nie rozumiałam. Rozumiem jeszcze, kiedy ktoś ma jakiś powód, np sam ma mega kompleksy, jest zazdrosny itp. Ale tak... tylko dla rozrywki..? Czy ci ludzie nie rozumieją, jak ta osoba się czuje, czy co? Nigdy tego nie mogłam pojąć. Nie trafiłam nigdy w takie środowisko. W gimnazjum byłam odludkiem, jedna osoba mi trochę dokuczała, ale głupia była i tyle. Jest to dla mnie niewyobrażalne, jak kilkaset osób może się uwziąć na jedną osobę..? I jak tu uwierzyć w ludzką dobroć..?
  13. klarunia

    Akceptacja

    Trzymam kciuki
  14. klarunia

    Co mi jest

    Może zmień podejście do siebie? Spróbuj robić rzeczy, które Ci sprawiają radość, mi to pomaga spojrzeć na siebie innymi oczami. Ja też miałam problem z nawiązywaniem relacji, i to ogromny. Myślę, że pomaga w tym też terapia grupowa, o ile dobrze się czujesz w danej grupie. Jeżeli mówisz, że potrzebni Ci ludzie, to tam byś ich znalazła. Są takie terapie za darmo i można naprawdę fajnie trafić. No i terapia indywidualna nie jest najgorsza Także jakiś trening asertywności... Ale najważniejsze, żeby spojrzeć na siebie inaczej, tak sądzę.
  15. klarunia

    Akceptacja

    Ja się wtedy nie czuję zraniona. Nie wiem, jakoś moja pewność siebie nie opiera się na moich zaletach, tylko na tym, że w samym swoim rdzeniu jestem kimś wspaniałym. Że mam w sobie obraz Pana Boga. Że mam to "coś", czego się nie da nazwać i co niektórzy ludzie we mnie kochają. I nieważne, czy ktoś nazwie mnie taką, lub taką, ja wciąż mam gdzieś w środku to dziwne coś. -- 20 sie 2012, 17:50 -- Hmm, dodałabym jeszcze, że to tak samo, jak z sensem życia: nie można go opierać na czymś, co jest zmienne (pisałam o tym w temacie "MOTYWACJA"). Tak samo pewności siebie nie można opierać na czymś, co jest zmienne (a cechy charakteru są zmienne).
  16. Dla jeszcze dobitniejszego kopa w d dodam, że nie. Nie będzie taka sama. Będzie gorsza. A jeżeli coś zrobisz, to na początku będzie jeszcze gorzej, niż teraz, a potem będzie już tylko coraz lepiej.
  17. klarunia

    Co mnie dręczy

    Jej, ale to jest głupie. Jeden głupi człowiek przeniesie swoją frustrację na kogoś innego i tak to się rozszerza. Nie wiem, nie rozumiem, że można przeżyć coś okropnego i nic z tym nie zrobić. Niby mi to tłumaczono, niby podawano jakieś argumenty, a ja dalej nie rozumiem i chyba nie chcę rozumieć. I proszę, nie tłumaczcie mi tego. Dla mnie to jest po prostu złe. Jak czytam to, co zrobiła Twoja matka, to aż nie wiem, co czuć. Jak można upijać się cały tydzień i nic z tym nie robić? A najgłupsze jest to, że Ty się tym jeszcze trochę przejmujesz, jeszcze nie chcesz się całkiem odizolować, bo to jest Twoja matka, Twoi rodzice... Bez sensu, że można tak komuś utrudnić życie :/
  18. klarunia

    Akceptacja

    Mi się wydaje, że całe to określanie swoich zalet i wad niekoniecznie pomaga (może zależy komu, mi nie). Ja w ogóle nigdy za bardzo nie umiałam nazwać ani jednych ani drugich. No bo... Można np o kimś powiedzieć, że jego wadą jest lenistwo. Ale dla mnie to trochę szufladkujące. Bo nazwanie kogoś "leniwym", to tak jakby powiedzieć, że on jest cały czas leniwy. A nikt nie jest cały czas leniwy. Każdy kiedyś coś robi. Albo np nazwanie kogoś "wesołym". Nikt nie jest cały czas wesoły. A kiedy ta osoba jest akurat smutna albo poważna, to co? Już nie nazwiemy jej "wesołą"? Nigdy nie postrzegałam siebie w kategoriach: jestem taka, taka i taka. Czasem jestem spokojna, czasem zwariowana, czasem poważna, czasem infantylna. To zależy też, z kim rozmawiam, jak się przy tym kimś czuję. Czasem wybucham gniewem, czasem płaczem, bywa, że się śmieję... Bywam wesoła, smutna, narzekająca, agresywna, silna i słaba. Mam w sobie po kawałku wszystkiego. Myślę, że zaakceptowanie siebie nie polega na zaakceptowaniu swoich poszufladkowanych wad i zalet, tylko tych wszystkich zachowań, których można użyć. Wesołości, smutku, złości, głupoty, mądrości, błyskotliwości, tępoty, gniewu, agresji, flegmatyzmu, nerwowości, przynudzania, czułości, oschłości, nienawiści, miłości, prymitywizmu, kultury i wszystkiego, wszystkiego... Każdy człowiek jest czasem po trochu taki, albo inny. Jeden zachowa się częściej tak, a inny tak, ale wszyscy mamy w sobie po trochu wszystkiego. -- 20 sie 2012, 17:05 -- no, niestety na razie nie mogę :) on jest... kimś w rodzaju nauczyciela, który mnie w dodatku nie uczy, choć byłam na jego zajęciach. Strasznie tego człowieka lubię :) Możliwe, że kiedyś będę miała okazję z nim pogadać :)
  19. E tam, nie możesz zmienić. Jasne, że możesz. Nikt nie rodzi się będąc w takim stanie, jak Ty. Potrafiłeś się taki stać, to potrafisz też to odwrócić. To jest w Tobie, więc masz nad tym kontrolę. Jak będziesz odpowiednio bardzo chciał zmienić ten stan, to Ci się na pewno uda, chybaże Ci tak wygodnie. Gdybyś jednak chciał coś zmienić, to polecam terapię. I jakieś spotkania ukierunkowane na rozwijanie asertywności.
  20. klarunia

    Akceptacja

    Ja znalazłam jeden bardzo dobry sposób. Pisałam już o tym w innym temacie, więc skopiuję: Często słyszałam, i czytałam w różnych książkach, że dobrze jest kochać siebie. Nigdy jednak nie rozumiałam, co to tak naprawdę znaczy. Kiedy moja psychoterapeutka pytała, czy lubię siebie, nie bardzo wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Dopiero ostatnio poczułam, co to znaczy. Odpowiedź przyszła do mnie przypadkiem. Poznałam pewną osobę. Miał długie, zaniedbane włosy, lekki zarost na twarzy (bo chyba mu się nie chciało dokładnie golić...), podkrążone oczy i seplenił. Był też osobą zamkniętą, co wszyscy dostrzegali w jego ruchach i głosie. Wydawało mi się, że bał się pokazać, kim jest naprawdę. W sumie, to znam go tylko z obserwacji i on mnie też pamięta z obserwacji. Zamieniliśmy może ze dwa zdania w ciągu całego roku. Ale ja go tak bardzo polubiłam. Razem z jego wadami. I lubiąc go jakośtak zrozumiałam, że powinnam na swoje wady patrzeć tak, jak patrzę na jego wady i siebie lubić tak, jak jego lubiłam. Zobaczyłam, o co w tym chodzi. I teraz o wiele latwiej mi rano wstawać i cieszyć się tym, że jestem, kim jestem. Zaskakujący jest fakt, jak różni ludzie mogą potężnie wpłynąć na nasze życie i nawet o tym nie wiedzieć...
  21. Może nie chcesz iść do psychologa, bo boisz się, że jeżeli nawet on Ci nie pomoże, to okaże się, że faktycznie jest z Tobą coś nie tak? Mi się wydaje, że nie. To Twój wybór. W pewnym sensie jest tak, jak piszesz - "wybrałeś" ten stan, w którym teraz jesteś. Nie wiem, czy teraz masz motywację, żeby coś z tym zrobić. Ja kiedyś byłam w takim stanie, że bałam się obok ludzi przechodzić ulicą. Wyszłam z tego. Także wszystko się da. Naprawdę. Tylko trzeba mieć motywację.
  22. Ja też tak kiedyś miałam. Ciągłe zastanawianie się, co powiedzieć, kiedy się uśmiechnąć, z czego się śmiać... o czym rozmawiać, jaki temat poruszyć, o co zapytać. A najgorsze było to, że wcale tym mi się nie udawało zdobyć więcej sympatii ludzi, co mnie denerwowało. Bo widziałam, że inni wcale się tak nie starali, a jakoś o wiele lepiej szło im w tej dziedzinie. Potem nabrałam pewności siebie i radości z tego, kim jestem i to mi pomogło. Uznałam siebie gdzieś po drodze za wartościową osobę. Taką, która nie będzie się płaszczyła, jakby rozmawiała z niewiadomo kim. Z resztą czasem nie warto się płaszczyć, bo druga osoba może się okazać jakimś palantem na przykład. I zauważyłam, że ludzi szczerość wcale jakoś specjalnie nie odpycha. Może niektórych (wyjątki) tak, ale to są ludzie, którzy do mnie zwyczajnie nie pasują i i tak bym się z nimi nie dogadała.
  23. Ale w sumie niewiadomo, może u Ciebie to nie ten typ problemu. Może Tobie nie sprawia trudności poznanie nowych ludzi? Może faktycznie poszukanie trochę na uczelni wystarczy? -- 19 sie 2012, 21:50 -- Ja pracowałam nad pewnością siebie, nad asertywnością. Zdałam sobie sprawę, że jestem zamknięta i to dlatego mam mało relacji z ludźmi, a nie dlatego, że "coś ze mną nie tak". I w ogóle to była długa droga. Jeszcze trochę trwa. Doszłam po tym wszystkim do tego, że najlepiej zadbać o siebie, rozwijać się, cieszyć się z tego kim się jest. A reszta przychodzi sama. Tylko trzeba być wytrwałym i nie załamywac się szybko.
  24. Hmm... "przyciągasz"... No bo to tak działa, że jeżeli nauczysz się wierzyć: "wszyscy mnie olewają" to tak będzie. Jak uwierzysz: "wszyscy mnie krytykują" to też tak będzie. Jak masz się za osobę "nieważną", to zawsze wszedzie wylądujesz na samym końcu. I tak dalej. Cośtam słyszałam, że istnieje koncepcja zwana "prawem przyciągania", ale nie czytałam nic więcej o tym, więc nie wiem, czy to to samo, o czym piszę. I muszę Ci powiedzieć, że chyba Cię rozumiem, bo moje kontakty z ludźmi też były kiepskie. Też czułam się "olewana". Ech, okropne to jest uczucie. I jestem nawet w podobnym wieku, co Ty, 21 lat.
  25. No ale ja się wcale nie dziwię, że kolega się wkurza, kiedy jego "przyjaciel" się z nim umawia, a spotyka się zamiast tego z dziewczyną. Co to w ogóle ma być..? I w ogóle to całe umawianie się i odmawianie niewiadomo na kiedy... :/ Niso, skąd Ty bierzesz takich ludzi? Mi się wydaje, że skoro ileś osób tak się wobec Ciebie zachowuje, to w jakiś sposób takich ludzi "przyciągasz". I na dodatek sobie na to pozwalasz. Skąd jesteś?
×