Skocz do zawartości
Nerwica.com

zielona miętowa

Użytkownik
  • Postów

    734
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zielona miętowa

  1. chiha, dobry ten artykuł. troche jakby rozwinięcie rozdziału z 'Psychopatologii' Seligmana (moja biblia) ale jest więcje, konkretniej i jaśniej.
  2. carlosbueno, Fail. już średniowieczne źródła podają informacje o "poszczących dziewczynach" i ascetach jedzących raz dziennie. późniejsze źródła opisują przypadki arystokratek które odmawiały posiłków "bez powodu". fakt, że te osoby nie chudły by upodobnić się do kate moss, ale to nie znaczy, że przed 80 XX nie było anoreksji to tak, jak powiedzieć, że księży pedofilów nie było przed 2000 bo dopiero wtedy TVN zaczął nagłaśniać afery. w pierwotnych kulturach nie istnieje anoreksja, bo mają inny system wartości i u nas nadwaga kojarzy się z biedą (junk food jest tani) a u nich z bogactwem. więc owszem, kultura wpływa na powstawanie anoreksji, ale zauważ, że kobiety z nadwagą gapią się na te same programy w tv, co anorektyczki. więc sorry, ale to nie jest czynnik determinujący występowanie any. PanSardela, a no to ma, że w postmoderniźmie (właściwie od lat 90'XX, nie od 80') w świecie mody zaczął być lansowany zupełnie nowy wizerunek kobiety, o zniwelowanych cechach płciowych - mały biust, wąskie biodra, męskie rysy twarzy. jeśli ktoś się dziwi tej przemianie od cycatej, dupiatej marylin, do takiej kate moss, to proszę się wybrać na jakąś wystawę sztuki współczesnej. Tam dopiero zmiany podziały. To jest poprostu taki trend, od tamtego czasu modna jest sylwetka taka, a nie inna, to nie jest równoznaczne z tym, że facetom ma stawać na widok takiej kobiety. I po raz wtóry apeluje, by uszanować to jako wyraz sztuki. Poza tym tych założeń postmodernizmu jest ze 6 bodajże i są dyskusyjne, nawiazem mówiąc.
  3. człowieku powołujesz się na prymitywne plemiona mocno opóźnione rozwojowo w stosunku do Europy Zachodniej. jak to jest wyznacznik gustu to ja nie wiem kto jest opóźniony bardziej poza tym możesz sobie nie znosić postmodernizmu, ale fakt, że nie umiesz wyabstrahować od swojego poglądu, to słąbo ogólnie. To mniejwięcje tak, jak powiedziec, że Monet malował do dupy, bo poprzedni malowali inaczej. po wtóre; jeśli myślisz, że to wypuszczanie chudych modelek na wybieg generuje anoreksje to właśnie widać jak mało o tym wiesz.
  4. no na rany chrystusa dla czego to sie zawsze rozgrywa na osi chude są: "Super...5....4....3....2....1...Beznadziejne" ?? tak ciężko jest ująć problem wielowymiarowo? otóż owszem, to prawda, że to bardziej opasłe sztuki budzą pożądanie słowiańskich mężów, a te chude kojarzą się raczej z tyfusem i cholerą. to wynika z ewolucji i nie ma sensu przeczyć. Ale z kolei nikt nie wypuści na wybieg kobiety z biustem i biodrami większymi niż 36, bo zwyczajnie ubrania źle się układają. narzuć se luźną sukienke na zderzaki rozm. DD, to od razu zawiśnie jak na kształt namiotu. uszanujmy kanony estetyki, które nie muszą nieustannie walczyć z kanonami lubieżności. jedne kobiety są do oglądania, inne zaś do ruchania -- 16 kwi 2012, 17:28 -- chciałam jeszcze dodać, że mężczyźni szukają docelowo dobrej kandydatki na żonę, a żona dobierana jest na wzór mamusi (czyli nie z modelki z wybiegów, tylko mamusi). poza tym panom obcy jest ideał sylwetki postmodernistycznej (czyt. unisex, trzecia płeć itp) i nie bardzo ich obchodzą światowe trendy w sztuce więc wybór to oczywista oczywistość. aczkolwiek osobiście znam też takich, którzy wybiorą tylko te najszczuplejsze.
  5. miś wesołek, po pierwsze twój awatar mnie powalił oceniam na 6+ po drugie tu akurat masz racje, że każdy z rodzeństwa może widzieć rodziców inaczej. dla przykładu obydwoje z bratem mamy podobną opinię na temat matki (silnie nieprzychylną gdyby ktoś miał wątpliwości) ale ja skacze z radości, że udało mi się od niej odseparować, a tym czasem on wszedł na moje miejsce. spędza z nią czas, wdaje się w dyskusje bez możliwości wyrażenia swojego zdania, poddaje się jej monologom o zmarnowanym przez ojca życiu. ale niech mu tam będzie na zdrowie. co do psychodynamicznych/psychoanalitycznych terapii to wiadomo, że z czasem bywają męczące, w pewnym momencie człowiek już sam nie wie jak sie nazywa, schematy w kółko nabierają nowych perspektyw, aż w końcu tracą jakąkolwiek. w dodatku ma się wrażenie, że tematy przepracowane wracają jak bumerang, a człowiek nie może poza nie wyjść w działaniu. swoją drogą to, że trudno jest ci się zbliżyć do swojego dziecka z przed 25 lat, to może świadczyć o blokadach i wypieraniu wspomnień, więc można się spodziewać, że terapeuta tymbardziej bedzie drążył temat. na tym to polega. na terapii źle, bez terapii jeszcze gorzej
  6. zielona miętowa

    Marihuana

    nooo, po 5 latach palenia, to myślę, że nie trudno rozpoznać albo może właśnie wtedy najtrudniej. znam kilkunastu ludzi upaląjących się od kilku lat, ekstremalny przypadek - od ponad 10. wszyscy oni mają cechy wyjątkowo charakterystyce do rozpoznania: - głupawy wyraz twarzy - zastygnięcie w debilnym, marzycielsko-autystycznym grymasie - "zawiasy" czyli chwilowe wyłączenie świadomości ("eee coo?") - infantylny, oligofeniczny śmiech, który często pozostaje nawet po wytrzeźwieniu z zielska. - zauważalny spadek szybkości reakcji i inteligencji ogólnej problem w tym, że ci którzy palą nałogowo mają silniej lub słabiej te cechy wyrżnięte w sposobie bycia na stałe. a tak serio to ja bym zwracała uwagę na "zawiasy" i wrażenie, że koleś nie rozumie w naszym języku tylko patrzy się tępo. ten słodkawy zapach jest bardzo specyficzny, taki "ciepły" troche jakby z suszonych owoców. nie da sie tego pomylić z niczym a już na pewno nie z wodą toaletową. kosmetyki są ostrzejsze i bardziej wyraziste.
  7. dam się pokroić za wersję pdf tej o to książki: http://ksiazki.wp.pl/gid,1862,page,13,tytul,Nie-obawiajmy-sie-trudnych-ksiazek-dla-dzieci-Svein-Nyhus-opowiada-o-nietypowych-bajkach,galeria.html jest szansa, że ktoś z was ma "Grzeczną" ?
  8. nie, no to jasne że w tym wieku bez rodziców się nie obejdzie. to jest właśnie straszne przecież połowa ludzi w tym kraju uważa, że psycholog = choroba psychiczna ergo wstyd przed sąsiadami i znajomymi więc potrzybny im jak dziura w moście. a już najczęściej będą tak myśleć w rodzinach patologicznych, które skąd inąd najbardziej potrzebują fachowej pomocy
  9. a ja sądzę, że nie z każdym rodzicem dojdziesz do porozumienia. jeśli jej rodzice są przyjaźnie otwarci i potraktują problem poważnie, to wiadomo, że warto powiedzieć, ale jeżeli należą do tych którzy stwierdzą, że to "jakieś wydziwianie" (bo i takich znam) albo poprostu bzdura i córka ma sie bardzo dobrze, to już jest problem. poza tym kluczowe jest przekonanie do tego pomysłu Weroniki, bo bez jej współpracy to niewiele z tego wyjdzie; 14 lat to niby mało, dziecko powinno wykonywać polecenia rodziców bez szemrania, ale jak przypomne sobie 14 letnią siebie, to bardziej prawdopodobne, że rozpętałabym III wojne światową i wyrżnęła wszystkich domowników w pień, niż dała się zmusić do wizyt wbrew swojej woli :'>
  10. miś wesołek, bardzo interesująca alternatywa dla terapii jako uzupełnienie dodam, że mój mężczyzna onegdaj stosował alternatywną formę terapię depresji. Nazywała się "wódka i kobiety". Twierdzi, że bardzo skuteczna *Monika*, moje wewnętrzne dziecko stoi na środku jak ta sierota obrzygana, z zaryczaną twarzą i smarkami wiszącymi po pas. wiecznie rozhisteryzowane i nieszczęśliwe. Mam go już powoli dosyć
  11. no cóż, faktycznie brzmi troche podejrzanie i nie jest to raczej zwykła przezorność czy ostrożność. wizyta u psychologa na pewno by nie zaszkodziła, tym bardziej, że jak mówisz, twoja koleżanka cierpi z powodu tych podejrzeń, natrętnych myśli dot. kupowania online itd. jak namówić? na pewno nie mów nic w stylu "myślę, że masz urojenia, chyba powinnaś iść z tym do specjalisty" bo usłyszysz albo, że nic takiego nie zauważyła i to ty sama masz urojenia, albo jesteś w zmowie z tymi, którzy śledzą jej rozmowy niestety tak to działa. gdybym była na twoim miejscu, zwróciłabym jej uwagę na to, że często płacze, więc może mieć lekką depresję i psycholog by jej mógł pomóc. Ludzi z depresją dzisiaj jak psów, więc powiedziec komuś, że ma depresje to nic obraźliwego. Jak już zacznie chodzić, to psycholog sam bedzie potrafił dotrzeć do tych pozostałych problemów.
  12. carlosbueno, odnośnie postu o amerykankach i angielkach z niższej warstwy - dobrze prawisz odnośnie postu powyżej - nie chwal się. pycha cię zgubi
  13. *Monika*, drobiazg czy się zgadzam... w pierwszej kolejności nie czuję się dość kompetentna żeby mówić, że jest tak, albo inaczej. poza tym tajemnicą Poliszynela jest, że w Pl terapia borderline jest opóźniona w stosunku do Stanów czy nawet Anglii. Ale: - nie jestem do końca zdefiniowana (nie znam swojego dokładnego kodu F.6...) ale zdaję sobie sprawę, że jestem conajmniej bordero-pochodna. Moje zaburzenia nie są (chyba) z tych bardzo głębokich i poważnych, ale i tak odczuwam własne wewnętrzne bariery, przepracowywane na terapii tyle razy, a ja wciąż nie mogę ich przezwyciężyć. gorzej. mam wrażenie, że się pogłebiają -mimo wszystko uważam, że sukces terapii jest wypadkową wielu czynników: głębokości i złożoności zaburzenia, motywacji pacjenta, "podatności" na oddziaływanie terapeuty, doboru odpowiedniego nurtu i pewnie wielu innych. pewnie nie zabrzmi to zbyt optymistycznie, czy jasno, ale tak jak w każdej chorobie; są cudowne uzdrowienia i są przypadki beznadziejne a pomiędzy nimi całe spektrum możliwych efektów.
  14. 164cm 50kg ale wciąż, nieustannie walcze o 48kg -____- -- 15 kwi 2012, 22:42 -- high five!
  15. *Monika*, to nie ja pisałam o trwałości zaburzeń ale luz jasminegirl, no ja podobnie do tego podchodze. nie podobają mi się moje emocje, zauważam jak bardzo są dziecinne, wręcz prymitywne. rozum mówi "ogarnij się" nie masz powodów żeby myśleć tak i tak, a emocje swoje. w konsekwencji działam wbrew tym swoim emocjom na tyle, na ile dam rade. byćmoże dla tego nie urządzam ludziom regularnych awantur. cholera z resztą wie.
  16. tak, no owszem staram się. ale to wszystko kwestia odwoływania się do racjonalnego myślenia, bo u mnie rozum idzie w jedną stroną, a emocje w drugą. racjonalność funkcjonuje u mnie na zupełnie innym, logicznym poziomie, a z emocjami jest jak z małym wkurzonym, dzieckiem, któro rzuca się i pyskuje. -- 15 kwi 2012, 11:14 -- Toś mnie pocieszyłą :'> wracam spać ...
  17. Atalia, Dokładnie, mnie też stawiały do pionu, pobudzały do życia, dawały sens, cel, ale dotarło do mnie, że to taki miraż tylko, że poza tym nie mam po co żyć. po skończeniu studiów bedzie pustka którą wypełnie tym razem czym? pracą? strasznie przykra świadomość, skoro to żaden prawdziwy cel, to po co się starać? mówie - kompletna demotywacja... myslenie typu "naucz się, będziesz miec opanowane techniki, znajdziesz dobrą pracę" nie trafiają do mnie. mam ochotę jebnąć głową w poduszkę i odpłynąć w niebycie aaa, no i próbuje pogodzić się z tym, że nie jestem mistrzem w zaawansowanej matmie, a taką mam specjalizacje, że wymaga ode mnie tych umiejętności. i co? żyj tu sobie i bądź szczęśliwa mając tróje :/
  18. cóż, jedna uwaga "nie taka" jak bym sobie życzyła, powoduje, że śmiertelnie się obrażam, w głowie mam tylko to, że on przecież mnie w ogóle nie szanuje, już mnie nie kocha i to właśnie wyszło na jaw, skoro takie rzeczy mówi, wyżywa się na mnie w wyjątkowo perfidny sposób. Moje mysli sprowadzają się wówczas do "co za %$#&($%& " tutaj stosowne do okoliczności epitety. i tak pomstuję. na końcu dochodze do wniosku, że z tego nic nie bedzie i to się rozpadnie, skoro on ma taki stosunek do mnie. teraz tylko czekac kolejnych sytuacji, które mnie utwierdzą w tym przekonaniu. a co z tym robie? po poprzednim nieudanym związku powstrzymuje się z tymi decyzjami, tłumacze se, że "może to nie tak jak myśle, jeszcze zaczekajmy". jeśli rzeczony boyfriend przejawia poprawę, ba! przeprosi, to staram się wymazać z pamięci tą złość, którą przed chwilą czułam. ot, toczy się to jakoś.
  19. Była - czas przeszły dokonany. w czasie terapii została mi uświadomiona jedna rzecz - ta cała uczelnia to do tej pory było centrum mojego życia, tworzyła ramy mojego wyobrażenia o sobie. Bez niej, jakby ją tak wymontować na chwilę, nie zostaje kompletnie nic. pogożelisko. żyłam po to, żeby nabijać sobie średnią. bez tego nie mam sensu życia. świadomość tego (od tego roku akademickiego) strasznie mnie skopała . efekt jest taki, że nie mogę wziąć się za robotę, kompletny brak motywacji, bo wzięłam sobie ambitnie za cel nie koncentrować swojego życia na uczelni. efekt: zaliczenia się kumulują, a ja sobie klikam na kompie cały boży dzień. to nie jest zwykłe lenistwo, to jakaś permanentna demotywacja, rozkojarzenie, brak sensu. i to akurat teraz na magisterskich
  20. Atalia, o proszę miałam Ci podrzucić ten wątek via priv a co do treści przeżyć, ło kurde sporo tego, a omamy wzrokowe są względnie rzadkie. znajomo brzmią mi te nastawienia wielkościowe. ale to było w czasach ogromnego stresu związanego z sesjami, obronami i innymi cyrkami. jako dwukierunkowiec miałam ten bajzel x 2 a w dodatku musiałam mieć zajebista średnią (bo jak nie, to depresja) mniej więcej po zaliczeniu całości miałam taką fazę "zajebistości" zwłaszcza po 1 roku. wtedy nikt i nic nie mógł mi dorównać, tak wiedzą, jak możliwościami, umiejętnościami, wyglądem no generalnie klękajcie narody byłam w stanie zmiażdzyć każdego, nikogo i niczego sie nie bałam. aż z perspektywy czasu podejrzewałam siebie o stan manii, ostatecznie wyszło, że niby nie, ale tamten czas był taki właśnie dziwny, jakby "na fazie" tyle, że bardzo przejemnej. nie wiem czy to była dekompensacja. biorąc pod uwagę hiper poziom stresu jaki był nieodłacznym elementem tych sesji, to nawet i możliwe. -- 12 kwi 2012, 21:54 -- no i jeszcze przed tym "tripem" doszło jedno z najbardziej spektakularnych rozstań z moim (aktualnie) byłym. dużo zdrowia mnie kosztowało to rozstanie. w ogóle jakaś masakra tamten czas
  21. obejrzałam sobie z ciekawości faktycznie film bazuje na tym eksperymencie. koniec troche inny, enigmatyczny, ale widać powiązania. jesli ktoś jest ciekawy, to jest na YT w odcinkach
  22. zakręcona, to chyba w ogóle nie w tę strone z tym psychotyzmem dziwna w ogóle ta definicja, tzn odnosi się chyba do cech osoby w kontekście społecznym, "na jaką wygląda", a dekompensacja psychotyczna pochodzi od psychozy. co oznacza, że człowiek w takim stanie oprócz klasycznej dekompensacji neurotycznej, doświadcza również objawów psychotycznych - urojeń, omamów, myśli natrętnych, myśli nadwartościowych itp, itd). Tyle sama rozkminiłam, ale jestem ciekawa co sądzą o tym osoby, które to przechodziły, jak się wtedy czuły? co i jak myślały? ogólnie wrażenia po przejściu takie stanu. dziwne, że tak mało literatury na ten temat na necie
  23. wygrzebałam wątek interesuje mnie termin dekompensacja psychotyczna, a w necie nie ma za dużo informacji o tym, jak to wygląda. wykopałam jedynie to: Dekompensacja psychotyczna krótkotrwałe, przejściowe zaburzenie adaptacyjne o nasileniu i objawach przypominających psychozę. Towarzyszyć mu mogą niekontrolowane zachowania typu acting-out. Do takiej dekompensacji dochodzi w sytuacjach trudnych czy kryzysowych u ludzi o osobowości borderline. wiecie coś więcej na ten temat?
  24. a ja się zastanawiam dlaczego piszesz tak chaotycznie, dlaczego wstawiasz wielką literę w środku zdania i dlaczego to nie jest przeradagowane tak, żeby łatwo się czytało, tylko brzmi jak transkrypcja z wypowiedzi ustnej, bezpośrednio przelana na post? nie jestem pedantyczna, nie czepiam się ortografii, ale pamiętam, że moje posty były równie zdezorganizowane, jak byłam w głębokiej dekompensacji i włączyły mi się urojenia. Twój post odstaje od postów innych osób. Nie czujesz się aby jakoś inaczej/gorzej niż zwykle?
  25. ja z kolei natknęłam się na taką koncepcję terapeutyczną dla borderów, w której celem jest "przesterowanie" bordera w narcyza, bo leczenie bordera jest oporne, a narcyza leczy się dużo łatwiej. ile literatury tyle pomysłów, a profesjonalistą nie jestem, natomiast nie słyszałam, żeby narcyzm był szczególnie oporny w terapii -- 12 kwi 2012, 14:42 -- Quantum, ja w tym wyczuwam myśli nadwartościowe
×