Skocz do zawartości
Nerwica.com

zielona miętowa

Użytkownik
  • Postów

    734
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zielona miętowa

  1. ajajaj89, ludzie nie piszą tego przez pryzmat "poglądów moralnych", tylko przez pryzmat norm moralno-obyczajowych, jak sama nazwa wskazuje, norma jest czymś podzielanym i akceptowanym przez większość danej społeczności. Poza tym Spadochroniarz napisał swój post dość ambiwalentnie, mam wrażenie, że on sam ma wątpliwości co do tego, co jest w jego zyciu dobre, a co złe, a forumowicze pomagają mu uchwycić pogląd ogółu.
  2. ale czemu właśnie o anoreksji? przeciez ten temat jest przemielony i wypluty na milion sposobów w tysiąciach książek. nie lepiej było się zająć pro aną, lub czyms pokrewnym? poza tym te 11 pytań w kwestionariuszu... chyba nie wyrczerpią zaganienia
  3. przepraszam, że sie cieszę, ale stanął mi przed oczami obraz mojej matki obierającej ziemniory nad zlewem i mruczącej do siebie "pi*da.... suka.... poje*ana..." itp oczywiście o mnie dlaczego? bo śmiałam wygłosić swoje zdanie. jak za 2-3 razem zorientowałam sie, że słuch mnie nie myli i że to faktycznie o mnie, zaczęłam ostentacyjnie się pytać, "czy aby mnie nie wołała, bo mi sie wydawało" i dawałam jej do zrozumienia, że nie będę tolerować takiego zachowania (no jak z dzieckiem, do prawdy :/). inna rzecz, że nie peszyło jej to szczególnie...
  4. Przykro mi to stwierdzić, ale sprowadza do poziomu religii bardzo ważną, kluczowa dla związku kwestię i pod tym kątem jest to bezmyślne zapatrzenie w treść biblii czy tam KKK. Poza tym nie najeżaj się wszyscy tutaj patrzą na sprawę neutralnie i obiektywnie. Myślę że są tu i wierzący i ateiści, ale to nie jest ważne. Chodzi o to, że jedyną metodą rozwiązania tego problemu jest rozmowa z dziewczyną, a to jak ją poprowadzisz to juz zalezy od Ciebie. I spójrz: nawet piszesz "pomóc jej, zarazem sobie" to tak, jakby twoje potrzeby były drugorzędne. Myślę, że to nie jej trzeba pomagać, tylko bardziej Tobie i z tej perspektywy powinieneś patrzeć, bo Twoje życie do tej pory było OK i też czujesz się z nim OK, to ona generuje pretensje.
  5. niedość, że niedorosłe, to jeszcze nierówne - to nie jest symetryczna relacja partnerska. dla mnie to wygląda tak, że osoba A nieustannie musi dążyć, dopasowywać się do ideałów wytyczonych przez osobę B.
  6. HMMmmm... a jesli jest tak głęboko wierząca, a ty szczerze żałujesz, to nie powinna przypadkiem po chrześcijańsku wybaczyć Ci i włączyć "zagubioną owieczkę" do stada ? nie, żebym jechała po wierze, ale ile razy widze jak ludzie odwołują się do wiary, tyle razy widzę hipokryzję i zakłamanie wg mnie z jej strony to jest totalnie egoistyczne zagranie, bo uważa, że skoro sama nie potrzebowała seksu to ty też go nie potrzebowałeś. a człowiek jest tak skonstruowany, że włąśnie go potrzebował i kropka. powinna uszanować twoje potrzeby. moim zdaniem powinieneś postawić sprawę jasno: albo Cię kocha i akceptuje w całości razem z tą 'zbrukaną' przeszłością, a jeśli nie, to do widzenia. nikt nie ma prawa stosować przemocy
  7. moment, w którym człowiek uświadamia sobie, że matka może nam, mówiąc kolokwialnie, 'skoczyć' jest bardzo oczyszczający :) kazdy krok w oparciu o wolny wybór daje ogromna satysfakcję oby tak dalej -- 26 mar 2012, 10:57 -- jeszcze dodam, że dla mnie najtrudniejsze w tym procesie separacji od matki było przełamanie myślenia, że jesli pójde własną drogą to nic złego się nie stanie - świat się nie zawali jesli przestanę jej słuchać. ale wahanie czy aby mam racje, długo pozostaje.
  8. to nie są problemy, które jest w stanie dźwignąć młoda dziewczyna. jesli liczba w nicku to twój rok urodzenia, to znaczy, że jesteś bardzo młoda i nikt nie ma prawa obarczać cię odpowiedzialnością za rodziców w tej wkestii. poza tym bycie takim "rozweselaczem" dla matki, osobą, która jest po to by podnosić ją na duchu, jest bardzo niezdrowe, po pewnym czasie możesz się poczuć wypompowana z sił, jakbyś wchłonęła jej złe samopoczucie. wiem, jak jest, byłam od dziecka "odpowiedzialna" za towarzyszenie matce i wyciąganie jej z depresji i dzisiaj mam do niej o to masę złości i nienawiści.
  9. tahela, ludzie nie wiedza nic o IK bo nawet na samej stronie internetowaj praktycznie nie ma informacji. są tylko informacje z punktu widzenia psychologów, ale odwiedzający który chce się dowiedzieć czy w ogóle może zadzwonić ze swoim problemem, trafia na stek bezużytecznych informacji :/
  10. gdy czytam takie historie, w których matka drze ryja a autor jest bierny, zastnawia mnie jedno: dla czego pozwalasz na to, żeby ktoś się stosował wobec Ciebie przemoc? Dla czego nie powiesz jej że masz takiego zachowania dość, nie życzysz sobie i nie zamierzasz pozwalaćsię tak traktować? Prawda jest taka, że nie wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że taki 'groźny' rodzic nie może nas skrzywdzić. Jeśli zobaczy krzyk nie działa, nie przynosi porządanego efektu, to wytrąci go to z poczucia równowagi.
  11. k0nr4d, brzmi dośc znajomo ostentacyjne COOO?! jak to możliwe, że masz własne życie ? myślę, że możesz się bać zaznaczyć swoje potrzeby, bo w oczywisty sposób wykluczają się z potrzebami matki. ona potrzebuje mieć nad Tobą kontrolę, a ty potrzebujesz autonomii i budowania więzi z ludźmi z zewnątrz. to musi wywołać konflikt. poza tym Twoja matka wydaje się próbować udowodnić Ci, że nie potrzebujesz się realizować, ponieważ jej osoba powinna Ci wystarczyć, a jedyne co potrzebujesz to siedzieć przy niej w domu. Próbowałes stawiać sprawę na zasadzie: "po co? chcę się spotkać z przyjaciółmi" albo "do niczego to nie potrzebne - prawda, jednak mam ochotę wyjść więc wychodzę", "nie ma nikogo bliżej (...)? Nikt mnie nie zmusza, chcę tej osobie pomóc". Wówczas zaznaczasz wyraźnie swoje zdanie poza tym bardzo nie podoba mi się jej agresywny ton, na poczatku wspominałeś że potrafi Ci zarzucić, że jesteś głupi itp (nie pamiętam dokładnych określeń)
  12. No jasne, że jest niemal, że z automatu. ale spójrz też na siebie, muszą istnieć powody, dla których przez ostatnie 5-7 lat pozwalałeś jej wkraczać na terytorium twojej prywatności, nie protestowałeś, nie broniłeś swojej prywatności (ale nie chodzi o obrone w sensie zatajanie prawdy, tylko o ujawnianie prawdy bez lęku przed reakcją). ja nie mówię oczywiście, że to Twoja wina, to nigdy nie jest wina dziecka (potem dorosłego dziecka). Poprostu postaraj się odpowiedzieć sobie na pytanie co by się stało, gdybyś sprzeciwił się wprost jej woli i postąpił po swojemu, np. poinformował ją i wyjechał na zlot na weekend? co byłoby dla ciebie najtrudniejsze w tej sytuacji? podjęcie decyzji? poinformowanie o niej? powrót do domu? coś jeszcze innego?
  13. Pasman, trzeba sobie zadać pytanie co da wyłączenie tej komorki? jeśli matka jest typem jękliwo-cierpiętniczym, to po jego powrocie powie najwyżej, że się martwiła i jak on tak może. ale jeśli jest typem agresywno-pyskującym (a na to opisy wskazują) to zacznie się wydzierać, obrażać, wymyślać od najgorszych, facet poczuje się 2x gorzej, niż jak by odebrał ten telefon. w dodatku wyrobi sobie lęk przed powrotem do domu i bedzie sie za każdym razem czuł jak na dywnaniku u dyrektora po wybiciu szyby.
  14. pensja na stażu to na pewno nie pozwoli ci godnie żyć, ale warto to przekalkulować, pogadać z kolegami wynajmującymi mieszkanie, popytać ile schodzi im na życie (dla przykładu w krakowie za miejsce w pokoju zapłacisz 400-450 zł, za jedynke 650zł) tak sobie myślę, że możesz się nad tym wahać z tego względu, że matka bedzie (a będzie na pewno) bardzo nie zadowolona z pomysłu usamodzielnienia się. może ci zacząć wmawiać, że sobie nie poradzisz, że to głupota, w porywie rozpaczy zacznie się odwoływać do argumentów ekonomicznych, wszyskto po to, żebyś dalej czuł się niesamodzielny. może być też tak, że w momencie, gdy będziesz rozważać na poważnie pomysł wyprowadzki, poczujesz się winny, a cały pomysł zbyt utopijny, by go zrealizować, ale to tylko błedne wrażenie. jestes dorosłym facetem, masz prawo podejmować własne wybory. a poza tym uważam, że bez wizyty u psychologa się nie obejdzie, bo to głeboko zakorzenione myślenie, fizyczna wyprowadzka nic nie zmieni bo matka będzie cię kontrolowac na odległość.
  15. niech zgadnę? miewasz poczucie, że krzywdzisz i opuszczasz swoją matkę, gdy tak wyprosisz wyjazd, gdy już zdecydujesz, że jedziesz, to nie potrafisz się w pełni tym cieszyć? albo wymykasz się do dziewczyny i znajomych, którzy wg niej "wykorzystują cię", jak mogą (bo inni koledzy są zbyt mądrzy, nie dają się, dla ty jesteś naiwny, więc wykorzystują ciebie). znam to dobrze, tylko we mnie budzi to ogromna złość i agresję. dosyć wcześnie zaczęłam się wściekać i buntować (i leciało: "nic nie możesz mi zrobić, g**no mnie obchodzi twoje zdanie" itd), aktualnie kontakt jest zerwany, szczęśliwie nie jestem od niej zależna finansowo, mieszkam w innym mieście. czasem tylko dzwoni, żeby objechać mnie za to, żesię nie odzywam. ale mam ten konfort, że w każdej chwili moge odłożyć słuchawkę. i tak, też słuchałam o tym, że wszyscy moi znajomi są do dupy, menele i margines, że jestem przez nich wykorzystywana, że jestem naiwna. z czego się utrzymujesz? jesteś od niej zależny finansowo? jeśli nie, to kierunek psycholog, on ci to wytłumaczy lepiej i uciekaj od niej bo dosyć życia Ci namarnowała :)
  16. hmm być może. ale myślałam, że powstawiłby sprawę jasno: nie kwalifikuje się pani, albo "za słaba motywacja" i nie będzie terapii, ale nie pokrętnie "tak, ale raz w miesiącu" no nie bardzo łapie o co w tym chodzi
  17. bo tak właśnie z reguły jest. ale nie chcę je zarzucać, że się zwyczajnie wykręca, jeśli na prawdę jest tak jak ona mówi :| mieszkamy na podkarpaciu, tam zawsze pod koniec roku brakuje pieniędzy na badania i wizyty :/
  18. Wspomniałam ten problem w innym wątku, ale pomyślałam, że lepiej, jak zbiorę całość i napiszę tutaj. A więc z moją matką jest wyraźny problem (zawsze był), nie budzi wątpliwości, że jej stan psychiczny wymaga specjalisty. problem zasadniczo dotyczy chadu, ale chyba nie ma sensu rozpisywać się na temat objawów. Chodzi o to, że życie z nią jest na prawdę uciążliwe, a ona odmawia leczenia zasłaniając się różnymi argumentami i własnie o nie chciałam zapytać u źródeł. Matka ma ponad 60 lat. Próbowała w zeszłym roku chodzić na psychoterapię na nfz, ale powiedziała, że kolejka jest taka duża, że może chodzic tylko raz w miesiącu, a to jej prawie nic nie daje. Psycholog zrobił jej kwestionariusze i ustalił wizyty raz w miesiącu. ja mam teraz pytanie, jak to działa w NFZ?: możliwe to jest, by osoba zakwalifikowana do psychoterapii na fundusz miała wyznaczoną częstotliwość sesji 1 raz w miesiącu? a może to jest tak, że ona poprostu nie rokuje zbyt dobrze, więc lekarz nie przydzielił jej takiej normalnej terapii raz w tygodniu? od niej samej wiele się nie dowiem. uważa, że to wszystko nie ma sensu bo nfz nie ma pieniędzy, więc nie może chodzić na terapię. wg mnie, to działa tak, że jesli już człowiek doczeka się na swoją kolejkę do terapii, to ma normalnie terminy raz w tygodniu. chyba, że się mylę? poza tym brałą różne leki, ale przerywała każdą kurację, ponieważ twierdziła, że po nich czuje się dużo gorzej (ponad 3 tygodnie każdy lek) i nie ma takiego leku, który by na nią podziałał. ręce mi opadają, bo nie wiem co z nią robić... ona zawsze znajduje argument na "nie".
  19. jasne, masz rację, ale moja matka ma tak bogaty obraz choroby, tzn jej przełączanie się między depresją, a manią, jest tak malownicze, że nie pozostawia wielu wątpliwości. problem w tym, że nie ma pieniędzy żeby terapeutyzowac ją prywatnie, próbowała chodzić do psychiatry na nfz, ale przypisywane leki po kolei odrzucała, jako że "czuła się po nich jeszcze gorzej i to ponad 3 tygodnie" zatem dłużej, niż okres aklimatyzacji organizmu do leku (jesli oczywiście nie wyolbrzymiała tego złego samopoczucia). poza tym próbowała chodzić na psychoterapię na nfz, ale powiedziała, że kolejka jest taka duża, że może chodzic tylko raz w miesiącu, a to jej prawie nic nie daje. i ja mam teraz pytanie do osób, które terapeutyzują się na NFZ: możliwe to jest, że osoba zakwalifikowana do psychoterapii na fundusz może przychodzić maks 1 raz w miesiącu? a może to jest tak, że ona poprostu nie rokuje zbyt dobrze, więc lekarz nie przydzielił jej takiej normalnej terapii raz w tygodniu? od niej samej wiele się nie dowiem uważa, że to wszystko nie ma sensu bo nfz nie ma pieniędzy, stąd nie może chodzić na terapię.
  20. ja musze w tym miejscu przywołać przykład mojej matki (tylko absolutnie nie bierzcie tego do siebie, to żadna aluzja). moja matka cały dzień potrafi chodzić i stękać domownikom, że ma "ściśnięty żołądek, nic nie może jeść, cokolwiek zje zaraz przez nią przelatuje (cytat), itp, itd' budzi litość i współczucie, poczucie winy tak, jakby to od nas zależało, to, czy ona może jeść. a potem 1:00-2:00 w nocy na zegarze -jeb- drzwi od lodówki i mamusie wynosi z kuchni talerz kiełbas, wędlin, serów, co tam akurat znajdzie, do tego 2-3 pomidory opier**la z łupami, ze wszystkim, taki jej zestaw standardowy. Na rano wielkie larum, że brzuch ją boli i że ma raka :| Poza tym nigdy nie weźmie do ryja jak człowiek kawałka ciasta, które upiekła i proszę, żeby chociaż spróbowała. za to jak robi 'napad' wieczorny i znajdzie takie ciasto to ćwiartka blachy znika. a rano wielce zdziwienie, że ją brzuch boli :/ nienawidze jej. budzi we mnie agresję. o proszę. a tego nie wiedziałam, ale to tłumaczy moje okresy 'wyciszenia', jedzenie "w normie" i braku zainteresowania kontrolowaniem wagi
  21. racja, powiało nostalgiczne pro aną ale obiecuję poprawę.
  22. zakręcona, chyba nie do końca, bo ja siebie łapie na byciu w takich stanach i nawet chciałabym się wówczas skupić, nie robić sobie wstydu na zajęciach i raz na pół godziny błysnąć jakąś mądrą uwagą, ale w takich chwilach nie potrafie, myśli odciągają mnie od 'tematu' w róznych kierunkach, albo przeciwnie, czuje się tak fatalnie że niemyśle totalnie o niczym, taka próżnia i trwanie. no i tak jest wtedy, gdy źle się czuje 'ze samą sobą'. ponadto jeśli chodzi o pamięć, to owszem, zdarza mi się, że ostatnie dni znikają jakby z pamięci, ale to jest na zasadzie "tak bardzo nie chce mysleć, że nie mam siły sobie przypominać co wtedy robiłam, bo z pewnością nic dobrego ani wartego uwagi".
  23. missgrabelinka no i elegancko
  24. nie tyle z pamięcią, ile problemy z koncentracją, jestem tak rozkojarzona, że co i rusz robię z siebie debila, tak jak wtedy, gdy wrzuciłam 5 zł (z reguły wrzucam 2-złotówki) do automatu z kawą i gapiłam sie wielce zszokowana, jakim to cudem automat wydał mi 3,20 zł. dobrze, że sie opanowałam i nikogo nie pytałam co jest grane. chwile mi zajęło nim zaskoczyłam ile wrzuciłam... :'>
  25. jakby nie kawa i fajki to już żadnej przyjemności by w życiu nie było
×