Skocz do zawartości
Nerwica.com

k0nr4d

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia k0nr4d

  1. Witaj, co prawda tragedii nie ma, ale szałowo też nie jest. Mam większy luz, nie ma problemów z kontaktami ze znajomymi, ale czasem są pretensje, że za często, że dupę mi nosi itd. Trochę się ruszyło in plus, ale to nie to, czego bym chciał.
  2. Oczywiście rozmowa nic nie dała, dalsze pretensje o wszystko i zero zrozumienia, zero chęci wysłuchania moich argumentów. Na razie w Łodzi trzymają mnie studia niestety. W poniedziałek idę na rozmowę w sprawie pracy, może zaproponują mi lepsze warunki, niż w obecnej firmie. Na tyle dobre, żebym dostał przynajmniej podstawową pensję. To już by dało mi pole do popisu, żyć wystawnie nie muszę, a pokój za jakieś 400 zł bez problemu znajdę w mieszkaniu studenckim...
  3. zielona miętowa, zrozumiałe, po prostu deja vu. Dzisiaj z nią porozmawiałem, że chciałbym, aby nasze relacje wyglądały normalnie, nawet udało się bez krzyków, zobaczymy, co dalej.
  4. Dzisiaj kolejna dyskusja z matką. Drukowałem sobie CV na jutrzejsze targi pracy, spytała co to i po co. Odpowiedziałem, że CV na targi, żeby złożyć, bo może coś się trafi. Na to ona złośliwie, że no na pewno każdy będzie chciał. Na to, oczywiście odpowiedziałem "a dlaczego mają nie chcieć?". No i awantura, że bezczelny jestem, że moje słowo musi być na wierzchu. Potem litania, że ma dość tego okazywania od prawie 20 lat, jaki jestem nieszczęśliwy w tej rodzinie. Nie da się z tym typem normalnie rozmawiać. Mówię, że byłoby miło, gdyby nie mówiła nic złośliwie. A ona na to, że mówiła to do siebie i jak będzie chciała, to będzie mówić co zechce. Czasem mam naprawdę wrażenie, że to ja jestem ten zły. Dla niej nie ma czegoś takiego, jak przyjacielskie układy pomiędzy członkami rodziny, lecz traktuje mnie, jak swojego podwładnego, który ma stulić dziób i wykonywać polecenia...
  5. zielona miętowa, najgorsze dla mnie jest informowanie, a w zasadzie pytanie o pozwolenie. Jest ogromna obawa przed reakcją. Zazwyczaj wygląda to tak, że jest oburzenie z głośnym Cooo? na początku i jakby zdziwionym grymasem na twarzy. Następnie wypytywanie, a po co, a czemu teraz, że do niczego mi to nie potrzebne, a jeśli chodzi o pomoc komuś, to argumentem jest 'nie ma nikogo bliżej albo kogoś z rodziny do pomocy?'
  6. zielona miętowa, bo tak zazwyczaj jest po powrocie. Wywiad środowiskowy, gdzie byłem, co robiłem. W moim odczuciu, nie daje mi ani trochę prywatności.
  7. zielona miętowa, jest coś w tym stylu, jak piszesz. Jak już jestem poza domem, jak np. wczoraj na spotkaniu z dziewczyną, to wieczorem przychodzi sms, że chyba by wypadało już do domu wracać. Albo jeśli jestem na wyjeździe, to pretensje, że nie dzwonię. Pracę mam, jest to staż w firmie zorientowanej mniej-więcej na mój kierunek studiów, jednak jak to na stażu - marne grosze i za miesiąc pracy nie wychodzi nawet średnia krajowa. Obecnie szukam usilnie czegoś konkretniejszego, ale i z perspektywami, abym mógł jak najszybciej zacząć własne życie.
  8. Witajcie, chciałbym opisać Wam moją sytuację. Chciałbym poznać opinię osób trzecich, może jakieś rady, jak wyjść z chorej sytuacji. Mam 25 lat, jestem studentem, w czerwcu obrona - mam nadzieję. Ale zacznę od początku. Moje problemy zaczęły się podczas nauki w gimnazjum, w podstawówce tego nie odczuwałem, ale z perspektywy czasu, wtedy już był problem. Otóż nigdy nie mogłem spotykać się z rówieśnikami, jak inni koledzy i koleżanki z klasy. Jazda rowerem tylko po podwórku, pomimo, że moja ulica jest na uboczu, gruntowa i ruchu praktycznie nie ma, bo to najzwyklejsza boczna droga na przedmieściach. Nad morzem u dziadków nie można było wychodzić poza podwórko ze znajomymi na plac zabaw na ośrodku wczasowym obok. Jakoś to przebolewałem, wtedy nie odczuwałem, że to wieli problem, po prostu przyjmowałem do wiadomości. Kiedy poszedłem do gimnazjum, wszedłem w nowy świat, dzieci stamtąd spotykały się ze sobą na grę w piłkę itd. Ja wtedy siedziałem w domu, bo to daleko (jakieś 6 km do centrum trzeba było jechać). Wiadomo, że okres gimnazjum to czas burzy hormonów, pierwszych miłości. Z perspektywy czasu takie miłości mogą wydawać się głupie, ale kiedy zakochałem się w koleżance z klasy, nie potrafiłem 'poprosić o chodzenie', no bo jak niby mielibyśmy się spotykać, skoro ja nigdzie nie wychodzę, co rodzice pomyślą? Pod koniec 3 klasy znajomi organizowali ogniska w weekendy, oczywiście mama nie pozwalała mi na coś takiego, ja mam siedzieć w domu i się uczyć. Wtedy widziałem, że jest problem, ale bagatelizowałem to, wmawiając sobie, że jak pójdę do liceum, to się zmieni. Niestety, bardzo się myliłem. Liceum mieściło się w tym samym zespole szkół, co gimnazjum. Przyszła kolejna miłość, nie wiedziałem, jak o tym rozmawiać z rodzicami, to był generalnie temat, który nie istniał. Któregoś weekendu pojechałem z klasą do kina, a potem spędziłem trochę czasu z moją dziewczyną. Wróciłem późno do domu, awantura, w końcu wygadałem, że mam dziewczynę. Dla rodziców było to niepojęte zwłaszcza, że mieszkała ona w dzielnicy, która nie jest uznawana za przyjazną, a jej mama to Świadek Jehowy, co dla matki już było ciosem w plecy (cyt. 'babcia się w grobie przewraca'). Oczywiście zakaz kontaktów etc. Kiedy tylko się dało, po kryjomu spotykałem się z nią i tak to sobie kwitło. Jednak były ciągłe dogadywania, brak umiejętności i chęci zrozumienia mnie (za każdym razem było 'zamknij mordę') plus zakazy komputera i TV za oceny i nie były to oceny 1 i 2. Owszem, czasem się zdarzyły, ale trójka, to była już tragedia i od razu ban na przyjemności oraz obowiązek ślęczenia z książkami od rana do wieczora. W końcu nie wytrzymałem, spakowałem się i kiedy nikogo nie było w domu - uciekłem, nie było mnie 3 dni, potem zadzwoniłem do domu i wróciłem - do tej pory nie wiem, czemu tak wtedy zrobiłem. Ot, odruch rozpaczy. Oczywiście nic się nie zmieniło za wyjątkiem kar na TV i komputer. Nadeszły wakacje, pojechałem nad morze do dziadków. Traf chciał, że znalazłem telefon komórkowy, zakupiłem starter i miałem kontakt z moją dziewczyną. Kiedy matka dojechała do mnie w sierpniu oczywiście przejrzała mi telefon, smsy, zabrała go i wysłała do dziewczyny sms, że zrywam z nią, potem mówiąc mi, że zadzwoniła do niej, a ona była z jakimś chłopakiem. Niestety ten związek próby czasu nie wytrzymał, moja dziewczyna zmieniła szkołę. Potem była druga klasa i kolejne problemy. Jak już wiadomo, nigdzie nie wolno mi było wychodzić. Raz udało mi się 'urobić' matkę, żebym mógł w ferie pojechać do szkoły pograć w kosza z kolegami. Potem jak zwykle wyrzuty, że jestem chory itd. Przecież to nie moja wina, że jestem mało odporny, skoro ciągle siedziałem w domu, prawda? Zaczął się sezon imprez osiemnastkowych. Wyobraźcie sobie, że na żadną nie wolno mi było iść... Kolejna trauma i kolejny rok siedzenia w domu z nauką w szkole na przemian. Dopiero po maturze, którą bardzo dobrze napisałem mogłem pierwszy raz pojechać na grilla wspólnie ze znajomymi. Przyszły studia, oczywiście w moim mieście, bo innego wyjścia nie miałem - wymogi mamusi. Tu miałem więcej swobody, naginałem plan zajęć i spędzałem czas ze znajomymi po zajęciach. Od czasu, do czasu poszło się na jakąś imprezę, Sylwestry mogłem spędzać już poza domem. W wieku 20 lat zrobiłem prawo jazdy, kupiłem auto za tzw osiemnastkową kasę. Jestem pasjonatem motoryzacji, należę do miejskiego klubu zrzeszającego podobnych hobbystów, ale nie ma mowy do dziś o spotach, które są co tydzień około 10 km od domu, a o zlotach ogólnopolskich nie ma co nawet matce wspominać, nie pozwala, bo na pewno mnie ktoś zabije albo zginę w wypadku, albo się rozchoruję, albo diabeł porwie. Każde moje zainteresowanie to wg matki marnowanie czasu i idiotyzm, drugie moje hobby to radiokomunikacja CB, coś w stylu krótkofalarstwa, lecz w luźniejszej formie i bez licencji oficjalnej. To również dla mamy debilizm. Sprawa z autem - chcę sobie zamontować sportowe zawieszenie - nie mogę, BO TAK, bo jestem idiotą. od jesieni 2008 byłem w związku, po niemiłych doświadczeniach z liceum, po prostu nie mówiłem, że mam dziewczynę. W dobie internetu nic się nie ukryje, więc za pomocą siostry mama dowiedziała się po 2 latach, że mam dziewczynę. Uznacie mnie za kretyna, że przez 2 lata ukrywałem związek, ale już wspominałem - niemiłe doświadczenia. Po tym jak się dowiedziała, było trochę lepiej, mogłem czasem się z nią spotkać, ale o wspólnym nocowaniu nie było mowy przez dłuższy czas. Kiedy ona potrzebowała mnie, jak kobieta potrzebuje oparcia w trudnych chwilach, ja nie mogłem jechać do niej, chociaż mieszkała 12 km od mojego domu. A to za późno, a to jutro może coś tata będzie od ciebie chciał, a to, że widzieliśmy się kilka dni wcześniej i nam wystarczy. Kolejny związek nie przetrwał próby czasu, bo kolejna osoba nie mogła na mnie liczyć. Obecnie nie mam już zajęć, ciężko mi cokolwiek wymyślać, aby mieć czas. Za każdym razem kiedy mówię, że kolega by chciał, żebym gdzieś z nim pojechał, to najpierw wykład o tym, że innych kolegów to on nie ma etc. Spotykam się z pewną dziewczyną, której niedawno zmarł ojciec, to się stało 2 tygodnie po naszym poznaniu, pomimo to, prawie codziennie przy niej byłem, żeby pomóc załatwić wszystkie sprawy, wtedy wymyślałem, że muszę jeździć na uczelnię. Teraz pomysłów mi zabrakło, a kiedy wczoraj do niej pojechałem oficjalnie, to po pierwsze wypominanie, że jestem powsinoga, bo cały dzień mnie nie ma, po drugie wypominanie, że ma przecież brata (mieszka 20 km od niej, ma swoją rodzinę, dom, pracę) i on powinien jej teraz pomóc np. przy samochodzie, który został po tacie. Generalnie matka robi mi wyrzuty, że rodzinę mam gdzieś, że znajomi dla mnie są ważniejsi. Mówi o znieczulicy, ale kiedy ja mówię, że koleżanka pisze, że mnie potrzebuje, bo jest sama w domu, to dla niej jest to chora sytuacja i wieczne gadanie "to innych znajomych nie ma, tylko Ty musisz?" O wakacjach ze znajomymi nie było nigdy mowy, o minizlot 60 km od domu ze znajomymi z klubu musiałem błagać 2 tygodnie, żeby pozwoliła mi pojechać. Generalnie 2 wyjścia w tygodniu to już dla niej za dużo, a ja najchętniej wcale bym w tym domu nie przebywał... Żadnego zajęcia sensownego tu nie mam, poza internetem. Co zrobić, kiedy matka jest nadopiekuńcza, kiedy rozmowa nie pomaga, kiedy argumentów ona nawet nie chce słuchać, a jej jedynym argumentem jest to, że mam gdzieś rodzinę? P.S. Może trochę chaotycznie opisane i pewnie nie wszystko zawarłem, ale zrozumcie - natłok myśli i sprzecznych uczuć.
×