Skocz do zawartości
Nerwica.com

niosaca_radosc

Użytkownik
  • Postów

    2 381
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niosaca_radosc

  1. Jeśli uważasz, że borderline to dar, to tak naprawdę nie wiesz czym jest borderline. Sory, ale borderline to nie tylko większa wrażliwość, o której pisze autorka (wnioskując z wcześniejszych postów i dyskusji), ale także cała masa objawów, które skutecznie obrzydzają życie. To nie tylko ogromne zaangażowanie i przeżywanie wszystkiego całą sobą (co zresztą też nie jest zdrowe), ale także skrajności, sprzeczności, pomieszanie. Totalny chaos. Niby nie jest się debilem, a niczego nie jest się pewnym. Do tego chwiejność emocjonalna. W jednej sekundzie radość, w drugiej płacz i łzy. Borderlina to idealizacja i dewaluacja. Paniczny lęk przed porzuceniem. To wszystko na raz wymieszane w jednym kotle, w którym ciągle wrze i kipi. To przepełnienie buforu. To ból. Więc ja dziękuję za taki dar...
  2. 400 tegretolu to i ja biorę, a do tego jeszcze 1500 depakiny, a nie mam chadu, więc na Ciebie to chyba zbyt mała dawka jak na stabilizator. Zresztą, kiedy miałam w zeszłym roku mocny zjazd, to łykałam 900 karbamazepiny, więc coś chyba nie teges u Ciebie z tą dawką.
  3. wino.nocy, nie terapeuta, ale Ty sam. W zależności od nurtu terapii będziecie stosować techniki, które pozwolą Ci zauważyć, zrozumieć i zmienić pewne rzeczy.
  4. wino.nocy, każdy może się zmienić, a terapia może tylko pomóc.
  5. abraxas, fakt. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ciekawa jestem tylko jak wygląda terapia osoby zdrowej. Bo superwizja, to ok. Ale właśnie ta terapia własna mnie zastanowiła.
  6. Tylko, że Ty uważasz, że na symulacji się nie kończy, a dana osoba faktycznie zachorowuje na tę chorobę. A przecież wiara w symulację chorób somatycznych opiera się na tym, że zazwyczaj taka osoba cierpi psychicznie i akurat w taki sposób próbuje zwrócić na siebie uwagę, aby ktoś w końcu zorientował się, że coś jest nie tak i jej pomógł. Bo jeśli chodzi o świadome symulowanie, udawanie jakiejś choroby/zaburzenia, a potem faktycznie na nią zachorowanie, to niestety, ale w to nie wierzę. A ten przykład z kolegą. Jaki był cel tej symulacji? Co chciał przez to osiągnąć?
  7. Pytajka, nie unoś się tak. Jeżeli podajesz przykłady, które nijak mają się do pytania, to nie dziw się, że nikt Cię nie rozumie. Przykład z anoreksją był kompletnie nie trafiony, a przynajmniej opisany w taki sposób, że w życiu bym nie posądziła takiej osoby o symulowanie. Nadal w sumie nie wiem o co Ci chodzi, bo nie piszesz dość jasno, ale najbliżej ma to się chyba do efektu placebo i nocebo. O ile o placebo słyszeli chyba wszyscy, o tyle o nocebo już mniej. Efekt nocebo działa na zasadzie "wmówienia" sobie niepożądanych działań. Np. osoba znająca skutki uboczne leku zdecydowanie częściej i więcej ich odczuwa niż osoba nie znająca tych skutków ubocznych. Albo osoba, której powiedziano, że może odczuwać takie i takie działania niepożądane, może je odczuwać pomimo podania substancji obojętnej. Albo jeśli dana osoba wierzy, że jest zagrożona chorobami serca, znacznie częściej na nie zapada niż osoba, która nie żyła w takim przekonaniu. Tyle, że efekt nocebo nie jest chyba tym o czym myślisz, bo aby efekt nocebo zaistniał, dana osoba nie może wiedzieć, że to nieprawda i nie robi tego świadomie. A ty piszesz o świadomym symulowaniu i potem zachorowaniu. A w to, to ja już nie wierzę.
  8. Chyba sama trochę się w tym zakręciłaś. Najpierw piszesz, że chodzi Ci tylko o osoby zdrowe, ale symulujące chorobę, a potem, że tak naprawdę osoby te nie są zdrowe, bo inaczej nie wmawiałyby sobie choroby. To nie jest takie proste jak piszesz. Po pierwsze, zaburzenia odżywiania nie rozwijają się w jeden dzień. Nie ma tak, że wczoraj była zdrowa, a dziś sobie coś wmówiła i jest chora. Zazwyczaj jest to skutek wielu wydarzeń z przeszłości, niskiej samooceny, uzależnienia swojej wartości od wagi itp., itd. W momencie kiedy piszesz, że osoba OBSESYJNIE interesuje się dietą, jedzeniem, to są to już jakieś zaczątki zaburzenia. Stwierdzasz potem, że "nie ma to potwierdzenia u lekarzy, ani tym bardziej w jej własnym zachowaniu/wyglądzie". Bzdura. W zachowaniu ma, bo skoro obsesyjnie myśli o dietach, jedzeniu, wyglądzie to znaczy że już coś się dzieje, a że nie jest to widoczne dla innych osób, to zupełnie inna sprawa. Jeśli chodzi o wygląd, to nie każda anorektyczka waży od razu 40 kg. Może ważyć 60 kg i wyglądać "normalnie", ale co z tego jeśli przykładowo pół roku temu ważyła 110 kg i doszła do wagi 60 głodząc się, ćwicząc po kilka godzin dziennie, obsesyjnie myśląc o wadze. Co z tego, że ta osoba będzie ważyć 60 kg, jeśli przeglądając się w lustrze wg jej samej będzie widziała 110 kg potwora. Z zewnątrz wygląda to ładnie - wszyscy myślą: "ooo, dziewczyna wzięła się za siebie, ładnie schudła, super", a w jej głowie i zachowaniu, które UKRYWA, dzieje się zupełnie coś innego. A lekarz... Lekarz może postawić diagnozę tylko na podstawie tego, co usłyszy. A nie sądzisz chyba, że osoba, której najważniejszym celem jest schudnąć za wszelką cenę, za wczasu pójdzie do lekarza i opowie o głodzeniu się. Widzisz więc, że mimo, iż dla kogoś z zewnątrz może to wyglądać różnie, to tak naprawdę niewiele ma wspólnego z symulacją? Zrównanie złego samopoczucia z depresją nie nazwałabym symulowaniem. To zupełnie inne zjawisko raczej wyolbrzymiania, a nie symulowania. Ale często jest też tak, że osoby, które jak to określiłaś "wcześniej nie przejawiały żadnych objawów", naprawdę bardzo cierpią, ale do tej pory to ukrywali i wg otoczenia byli "otwartymi, wesołymi osobami", a któregoś czasu po prostu nie wytrzymują i "pękają". Z tym że to nie jest takie zwykłe "symulowanie", ale jest ściśle związane z chorobą psychiczną. Osoba zdrowa psychicznie nie będzie tego robiła. Akurat takie przypadki są znane, że ktoś choruje psychicznie, a symuluje choroby somatyczne, ale zawsze jest jakaś tego przyczyna np. chęć zwrócenia na siebie uwagi, niemy krzyk o pomoc, pragnienie bycia zaopiekowanym itp. Nie sądzę jednak, że to dobry przykład, bo Tobie chodziło o wmawianie sobie chorób psychicznych. Zresztą, ja nie wierzę we wmówienie sobie choroby przez osobę zdrową. Coś takiego nie istnieje. Jeśli komuś wydaje się, że choruje na to, na to i na to, to zazwyczaj choruje na jedno - hipochondrię. A jeśli ktoś odnajduje w internecie chorobę i wg Ciebie zaczyna ją sobie wmawiać, to przecież coś musiało być na rzeczy. Osoba, która jest autentycznie szczęśliwa, nie wmówi sobie, że ma depresję, ale ktoś, kto często ma beznadziejny nastrój, tyle że nie pokazuje tego na zewnątrz, może w końcu stwierdzić, że być może faktycznie ma depresję.
  9. INTEL 1, wyraźnie napisałam, że dotyczy to wszystkich, prawda? I proszę Cię bardzo, racz już zaprzestać używania słownictwa powszechnie uznawanego za obraźliwe.
  10. Radzę zakończyć tą bezsensowną dyskusję i zachować dalsze komentarze dla siebie, bo inaczej posypią się ostrzeżenia! Dotyczy to wszystkich!
  11. pink_hope, usuń ciasteczka. Opcja znajduje się w dolnej części Strony Głównej. Po lewej stronie.
  12. ladywind, ja jadę na 300. Niestety na mniejszych wraca depresja.
  13. Teoretycznie taki jest sens grupy, ale czasami człowiek lepiej wie, co dla niego będzie dobre. Ja chodziłam jednocześnie na terapię grupową i indywidualną, nawet do różnych terapeutów, i to co działo się w grupie przegadywałam na indywidualnej. Dlaczego tak? Ano dlatego, że byłam już tak mocno odizolowana od ludzi i jednocześnie tak bardzo zamknięta i zahukana, że początkowo rozmowa na grupie o tym, co się we mnie dzieje była po prostu niemożliwa. To był mur nie do przeskoczenia. A gdybym w tym czasie nie miała indywidualnej, nie dałabym rady ukończyć grupowej. Zrezygnowałabym po kilku spotkaniach.Zgadzam się, że nie robiłam tego tak jak powinno się robić, ale rozmawiałam o tym z terapeutką od indywidualnej i uznałyśmy, że w moim przypadku warto podjąć to ryzyko. I dzięki temu, mimo naginania zasad, udało mi się jednak coś z tej grupy wyciągnąć dla siebie.
  14. Popiół, dokładnie. Przedawkowywać też nie ma sensu. Jeśli zareagujesz na 225, szkoda "truć się" 300. Ja gdybym mogła z chęcią bym zeszła na niższą dawkę, ale u mnie to niemożliwe, bo pojawiają się stany depresyjne.
  15. Popiół, ja bym na Twoim miejscu wróciła na 150, a po kilku dniach do 225. No i mirte od razu na 30. Wtedy zobaczysz co się dzieje.
  16. robotnica, bpd mogli podejrzewać właśnie ze względu na tą intensywność relacji. Ale tak jak napisał wykończony, zmiana leku + stabilizator powinno załatwić sytuację. Nie na każdym leku człowiek przestaje cokolwiek czuć.
  17. robotnica, w takim razie, przy depresji możesz poprosić o inny lek, który nie będzie tak spłycał Cię emocjonalnie. Wierz mi, w dzisiejszych czasach można dobrać lek tak, żeby czuć się dobrze, bez objawów depresyjnych i jednocześnie nie zostać żywym zombie.
  18. Delikatnie napisane. Mi apetyt tak skoczył, że mogłam jeść raz dziennie - od rana do wieczora
  19. robotnica, czyli właściwie lubiłaś ten stan sprzed leków. W takim razie po co poszłaś do psychiatry? Tylko (albo aż) z powodu stresu przed studiami?
  20. robotnica, Twój strach jest zrozumiały, ale czy naprawdę warto wracać do stanu sprzed sertraliny jeśli istnieje możliwość ustabilizowania emocji?
  21. robotnica, przegięcie w każdą stronę jest złe. Piszesz, że wolałaś tamten stan, to "nadodczuwanie", nademocjonalność. Ok. Idź do lekarza i powiedz, że ten lek źle na Ciebie działa, że przestałaś w ogóle czuć. Korekta dawki, może dodatek stabilizatora, może zmiana leku. Chodzi przecież o to, żeby osiągnąć złoty środek, prawda?
  22. robotnica, jeśli nie chcesz żadnych leków, to też Twój wybór. Nikt Cię do tego nie zmusza, naprawdę. Ale po coś poszłaś do psychiatry, a psychiatra przepisuje leki, które zazwyczaj pomagają. Na Ciebie akurat sertralina źle działa, ale tego lekarz nie mógł przewidzieć.
  23. robotnica, po TYM leku. Inne nie muszą tak na Ciebie działać. Skoro masz takie uboki, to nie zwlekaj, ale zmień ten lek na inny. Proste. Po co uciekać w narkotyki?
×