Skocz do zawartości
Nerwica.com

kobieta28

Użytkownik
  • Postów

    65
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kobieta28

  1. a może poprostu zaufaj i zobacz jakie będą tego efekty, jak bedzie do d.. to szukaj dalej, a jak nie to może się coś zmieni:) bo chyba nie wiele masz do stracenia jak zaufasz? nie rozumiem jaki jest związek psujących się zebów z nerwicą, chyba czegoś nie wiem?? możesz to wytłumaczyć... a co do kobiet no to do roboty:) zamiast smutasić to do baru, na portale randkowe, na dyskoteke albo do kościoła;) możesz wybrać w zależności od tego jaki typ kobiety lubisz;p pozdrawiam ciepło:)
  2. linka masz racje;p rzeczywiście niektórzy mają tu za dużo pewności:) i to może was gubi....byłam na kursie z kolesiem, który tez sporo jeżdził bez prawka i zdawał egzami ze mną....mnie zdał...przeniósł się do innego miasta...nie zdał...wrócił spowrotem i dalej się tak męczy. wydaje mi się, że jeżdząc wcvześniej nabywa się jakichś nawyków, które niekoniecznie mogą być dobre...i to was gubi....a tylko przy trzęsawce i chorych myślach można zdać...życząc powodzenia trzymam kciuki żeby w końcu się udało:)
  3. jak znajdę wolną dłuższą wolną chwilę to chętnie podzielę się swoim życiem, może komuś to pomoże:)
  4. Wiesz Robercie to było moje przemyślenie, ale ja dużo czytam literatury psychologicznej, w związku z czym może pojechałam trochę psychologiem, a może nie ujęłam sedna problemu....a z drugiej strony patrząc to co dla ciebie jest pseudopsychologiczne dla kogoś innego stanowić może wskazówkę, bo mnie naprawde pomaga to mędrkowanie psychologów... możesz mi powiedzieć, że jestem odarta z własnego myślenia...a ja patrzę na to, iż oni wskazują tylko możliwości a tak naprawdę wybierasz ty sam.....zwłaszcza, że naprawdę widzę rezultaty, ale swojej historii nie opowiem Ci w kilku słowach, bo pewnie dopiwero wtedy mógłbyś mnie zrozumieć....:)
  5. Robercie jeśli ty po jednym mym poscie wnioskujesz, że mam lekkie zaburzenia czy niedyspozycję i w ogóle nie wiem co to jest nerwica, to gratuleje szybkiego wysnuwania wniosków... pisałam w innych postach, iż na nerwicę lękową cierpię od 4 lat i to nie jest tak, że leżę i użalam się nad sobą bo tak mi wygodnie, to wniosek, który nasunął mi się po długim czasie terapii. psycholożka nie powiedziała mi że nie chcę wyzdrowieć, a określiła to następująco: "Pani X zauważam znaczny opór", myślę, że zrobimy miesięczną przerwę...przez ten czas faktycznie coś we mnnie pękło i dalsza terapia doprowadziła do cudownych zdarzeń...całkowite oczyszczenie ze złych emocji w stosunku do ludzi, którzy kiedyś mnie skrzywdzili.. to pociągnęło falę następnych zdarzeń....jestem szczęśliwa....nadal pojawiają się objawy....ale rezultaty są duże:) elwe napisała wcześniej, że nieświadomie działamy w taki a nie inny sposób, chcemy wyzdrowieć, ale jakaś siła- lęk, powstrzymuje nas przed tym i ze mną było podobnie, wiesz przez pewien okres nieświadomie obwiniałam wszystkich dookoła za niepowodzenia, za wszelką cenę walczyłam z ojcem próbując udowodnić mu, że spieprzył mi życie....miałam chyba klapki na oczach, gdyż poświęciłabym zycie dla 'idei'... ale tarapia otworzyła mi oczy i teraz mam inne cele...z nerwicy da się wyjść, widzę po sobie, że to kwestia dużej pracy nad sobą:) Wiesz Robert strasznie dużo agresji jest w twoich postach ja rozumiem, że możesz się z czymś nie zgadzać, ale nacechowane są bardzo negatywnymi emocjami: niechęcią, złością itd a to niczemu nie służy...pozdrawiam ciepło:) i mam nadzieję, że BĘDZIESZ ZDROWY:)
  6. Vitalia ja sama doszłam do takiego wniosku, choć rola terapeuty w doprowadzeniu mnie do niego pewnie była duża... bo ze mną było też tak, że jak nerwica się pojawiła to ja całą winą obarczyłam rodziców, twierdząc, że spieprzyli mi życie..coś nie poszło na studiach w pracy ze znajomymi za wszystko obwiniałam ich...i ta wygoda tkwienia w nerwicy pozwala na zwalanie winy za niepowodzenia na innych..... a wzięcie odpowiedzialności za to co sie dzieje jest znacznie trudniejsze....... stąd spojrzałam na nerwicę przez pryzmat wygody....nią można wytłumaczyć wiele rzeczy, a osoba zdrowa musi przyjąc na klatę wszystko co złe i iść dalej....
  7. elwe masz racje, nie chcemy brać odpowiedzialności za swoje życie....bo się boimy....i też zwróciłaś uwagę na coś ważnego: ze gdyby nie lęki to patrzybałyś na realne życie a natłok problemów mógłby sprawić ze zwariujesz:( lęki nas chronią..... poza tym warto zwrócić uwagę na to jak trudne jest 'realne życie' ile kosztuje wysiłku, energii itd... a co do tego jak nasze życie mogłoby wyglądać bez nerwicy, to szczerze powiem napewno będzie inne niż było przed nią, zupełnie inne...
  8. ostatnio przyszło mi do głowy ciekawe przemyślenie, chyba ciekawe...a mianowicie wydaje mi się, że ludzie starają się 'niby' walczyć z nerwicą. biorą leki, chodzą na psychoterapie, ale jednak przyzwyczajają się do tego stanu. NL serwuje nam silne doznania, świat jest 'ciekawszy' bo kiedy udaje się coś małego mamy wrażenie jakbyśmy przenosili góry...przeczytałam sporo historii na tym forum i wiele wątków...i mam dziwne wrażenie, że większości mimo tych wszystkich objawów jest wygodnie w tym tkwić...zaburzenia lękowe tłumaczą i chronią nas przed podejmowaniem równych czynności....poraz któryś widzę, że ktoś chce starać się o stopień inwalidzki...widzę, więc że ludzie patrzą na siebie jak na jednostki chore...a przecież to tylko zaburzenie...wracajac do głównego wątku ostatnio czuję i wiem, że będzie to głupie co teraz powiem, ale czuje pustkę, lęki pochłaniały mój czas, sprawiały że swiat był straszny, a teraz rzeczywistość wydaje się być nudna...bo mogę wszystko....staram sie zapełnić tę pustkę i coraz częściej zaczynam patrzeć na te lęki, które były jako błogosławieństwo, które uświadomiło mi jak chce dalej życ i jak cenne jest życie. na koniec mam takie pytanie czy nie macie poczucia, że jest wam wygodnie tkwiąc w tym stanie...?:) jeszcze jeden wątek mnie skusił do tego przemyślenia. mam sąsiadkę, która od lat nie wychodzi z domu, wszyscy ją niańczą....to jest smutne, a z drugiej strony żałosne...bo myślę, że gdyby wszyscy tak koło niej nie skakali i nie miałby jej kto iść do sklepu po jedzenie, to by się przełamała....a tak rzeczywiście przestała żyć za życia, bo tak wygodniej???
  9. a może spójrz na to trochę inaczej...każdy młody człowiek odczuwa niepokój przed nowymi rzeczami...a tym bardziej związkiem...wchodzisz w dorosłość, wg mnie to całkiem naturalne, że masz takie obawy czy podołasz itp, każdy odczuwa jakiś lęk czy sobie poradzi jak to będzie...ale ty ten problem powiększasz do takiej rangi, że łooo....wiesz co pomyśl może w ten sposób czy naprawde chceszz z nią być, czy naprawdę ją kochasz...jeśli tak to podejmij raz na zawsze decyzję, że z nią jesteś....i tyle, nie rozmyślaj nad tym więcej, zaufaj dobremu losowi. a uwierz mi, że napewno sobie poradzisz, bo w sytuacjach kryzysowych cżłowiek naprawde potrafi się mobilizować...więc już przestań tyle myśleć a bierz się za dziewczyne:) a wszystko się ułoży, pozdrawiam:)
  10. mnie się wydaje, że ty się nie boisz kobiet bo potrafisz z nimi rozmawiac itd, a chcesz uciekać gdy zaczyna się coś poważniejszego... może boisz się porażki? porzucenia? braku akceptacji itd? spróbuj u terapeuty...
  11. kurczeee jak ja panikowałam na egzaminiee....to była czysta masakra, nie wiem czy była jakaś część ciała, która mi się nie trzęsła!!!hahaha teraz mnie to śmieszy....ale obiecałam sobie, że mimo tych wszystkich objawów i tego co się będzie ze mną działo bede się starać robic wszystko tak jak robiłam do tej pory, kompletnie postanowiłam olać trzęsawke i wszystko inne!!! już na początku na placu miałam problemy;p nie mogłam otworzyć maski od samochodu, ehhh masakra, ale nie dałam się, wsiadłam i mówie kurde dam rade!!! łuk przejechałam jako jedyna z 15 osób z mojej grupy z teori:) heheh dobre nie;p potem miasto:) w największą zimę zdawałam, zakopałam się w zaspie, ale nie poddawałam się jak coś było nie tak to szybka reakcja, żeby naprawić....dojechałam do ośrodka...usłyszałam GRATULUJE:) zdałam za pierwszym razem!!!!! wysiadłam z auta i krzyczałam ze szczęscia!!! dlatego myślę, że jak ktoś ma wystarczające umiejętności, potrafi szybko i prawidłowo reagować to żaden stres i nerwica nie są w stanie przyćmić umiejętności. a więc moja rada kompletnie olej to co się z tobą dzieje, a skup się na szlifowaniu umiejętności i do przodu;p będzie dobrze:)
  12. Pani Julio ja kiedyś wywaliłam się w kosciele na szpilakchach będąc na ślubie;p jajka były jak nic:) wtedy nie miałam jeszcze zaburzeń lękowych...i wszystko mnie śmieszyło, potkłam się w kosciele o jakiś próg, wszyscy mnie zapamiętali..krew się lała ostro, i do tej pory wszyscy sie z tego śmieją, zapamietali mnie lepiej niż panne młodą:) i mnie to śmieszy, więc jak się coś wydarzy to traktuj to z uśmiechem;p głupio w tej sytuacji powiedzieć nie bój się;p poprostu tam idź:) facet Cie wesprze, a jak bedzie źle to będziesz mogła wyjść
  13. poszukiwałam na tym forum info na temat nadmiernej potliwości, ale albo jestem ślepa i nie znalazłam:) albo nie ma;/ czy wy też tak macie, że nadmiernie się pocicie? to jest coś z czym kompeltnie sobie nie radzę.....a w taką pogodę jak dziś to już masakra!!!! a najgorsze jest to, że pocę się na czole, i na nosie....ehhh masakra....zaczynam się pocić potem jeszcze bardziej się nakręcam i jeszcze bardziej się pocę....pod paszkami można używać antyperspirantów z apteki, które w moim wypadku działają, ale na twarz??? ah i jeszcze plecy....to jest też masakra..nie mogę nosić wszystkich ciuchów, które bym chciała i to jest dołujące....kupując bluzke czy sykienkę wyznacznikiem jest to czy nie będzie widać, że się spociłam....ehhh to nadmierne pocenie naprawde mnie wykańcza...a najgorsze jest to nakręcanie się, nie umiem przerwać wówczas tej spirali strachu, wstydu, który zaraz się za tym ciągnie.... jak macie jakieś sposoby na to piszcie, napewno wypróbuję na sobie....bo normalnie płakać mi się czasem chce jak widzę ludzi, którzy mogą ubrać się w co chcą....a z ich nosa nic nie kapie
  14. ja też mam tętno dziennie 110;p albo wyższe, kiedyś się martwiłam tym, że serce mi wali i w ogóle, ale teraz zacczęłam uprawiać sport...naprawdę działa...przynajmniej 5x w tyg ostro ćwicze:) serce mi wali, poce się...ale później jaka radość, że nic się nie dzieje, może spróbuj iść na siłownię czy pobiegać raz drugi i zobaczysz, że od wysiłku fizycznego się nie umiera, a wręcz przeciwnie jak bedziesz taki zastany to każdy kolejny wysiłek bedzie trudniejszy;/ pozdrawiam
  15. Drogi kolego:) wiesz ja też jak miałam 16 lat przeżyłam coś takiego....po roku minęło....bez terapii i leków....myślałam, że to taki okres w życiu i tyle, ale niestety wróciło 8 lat później....i było znaczenie gorzej.....także wykombinuj coś jak najszybciej i udaj się na terapię....a może wystarczy szczera rozmowa z rodzicami, gdy usiądziesz i opowiesz o tym co się dzieje...co chciałbyś zrobić...powiedz, że chciałbyś spróbować jeszcze raz iść na terapię do kogoś innego.....
  16. nie wiem jaki masz problem z ojcem, ale ja też miałam i rozwiązałam go nie tylko dotarłam do wnętrza mojego ojca, ale i do swojego, dziś go poprostu kocham i szanuję, ale zanim doszłam do takiej postawy minęło kilka miesięcy....ale kiedy powiedziałam mu prosto w oczy kocham cię poczułam jakbym wygrała mln$....cudowne uczucie, tobie też się uda, tylko idź na terapię:)
  17. też bym chciała wiedzieć jak się zyje bez tego bo już nie bardzo pamiętam;p wstać rano i nie czuć napiecia i nie pocić się i patrzeć realnie na świat to musi być cudowne;p
  18. a wiesz, że jeśi zrezygnujesz z wyjazdu, to tak naprawdę nic się nie stanie:) pozwól sobie dokonywać wyboru, usiądź i zastanów się czy ten wyjazd to twoja wolna decyzja czy naprawdę chcesz jechać..a z drugiej strony pomyśl, że jeśli nie dasz rady to nic się nie stanie, człowiek jest słaby i często się łamie, nie zadręczaj się:) wszystko będzie dobrze:))) a jeśli zdecydujesz się jechać to spróbuj się jakoś zabezpieczyć, tak jak kolega pisał weź zaswiadczenie od lekarza, pomyśl, że zawsze możesz wrócić do domu, poza tym będziesz z bliskimi ludźmi:) w każdej chwili będziesz mogła wsiąść w samolot, auto czy cokolwiek innego i wrócić do domu, poza tym wiele osób cierpi na NL i zwiększa się świadomość społeczna występowania 'czegoś' takiego i ludzie są coraz bardziej wyrozumiali i uwierz mi będziesz bezpieczna gdziekolwiek nie będziesz:)))))))) trzymam kciuki:)
  19. ja akurat nie mam z tym problemu:) piję raz na jakiś czas na jakichś imprezach ze znajomymi i tyle, czyli normalnie, najgorzej na kacu, jak'umieram'....ehhh ale to jak każdy:)w sumie nic większego mi się nie dzieje, ale nie biorę żadnych leków więc nie ma mieszanki wybuchowej...i szczerze powiem czasem nie rozumiem abstytnentów....siedzą na imprezach w kącie, myślą tylko aż się skończy...to po co w ogóle przyszli;p myślę, że wszystko jest dla ludzi i w małych ilościach alkohol nikomu nie zaszkodzi...gorzej jak zaczyansz pić sam przed lustrem......
  20. hmmmm no ciekawa teza do tej pory nie doszłam do niej z psycholożką, więc poruszę to przy najbliższej okazji...bo to niestety prawda, że jestem bardzo związana z mama...bo w sumie jestem jedynakiem, na którego każdy uważał;/
  21. no własnie wymaganie od innych to jest też masakra....bleeeeee....
  22. leon mam wrażenie jakbym pisała o sobie, wszystko to samo, też paniczny lęk przed porażką i z partnerami było u mnie dokładnie jak u Ciebie. też dopiero pod koniec liceum zaczęłam się interesować płcią przeciwną, ale jak już zaczęłam to też co jakieś pół roku inny facet. tylko u mnie wynikało to z tego, że każdy był za mało doskonały....albo coś w wyglądzie było nie tak, albo jego praca mnie odstraszała, albo jakieś cechy charakteru i też szybko popadałam w zauroczenie...wszyscy znajomi się ze mnie nabijali;p ale w końcu przyszedł czas, że spotkałam mężczyznę, któremu daleko do ideału, ale pokochałam go jak nigdy nikogo, bywało ciężko, zwłaszcza z moją NL, ale on jest wyrozumiały i zawsze uparcie trwał przy mnie....jesteśmy razem ponad 5 lat i chcemy spędzić razem resztę życia:) więc myślę, że w końcu spotkasz kobietę, którą pokochasz naprawde i będziesz szczęśliwy, a póki co nie martw się krótkotrwałymi zauroczeniami, ahhh i zobaczysz, że miłość przysłoni Ci chęć do posiadania idealnego partnera
  23. szpital psychiatryczny, jak dla mnie czysta masakra!!!! wyobrażam go sobie jak to napisał hugim21. zawsze się bałam, że tam trafie, ale moja psychoterapeutka mnie kiedyś tak rozwaliła. ja do niej mówię, że się boję ze zwariuję i wyląduję w szpitalu a ona do mnie, że jak bardzo będę chciała zwariować to pewnie tak się stanie!!!! mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie:) ale jestem głupia i stereotypowo patrzę na tą kwestię, przecież w końcu to nic złego....każdy może mieć gorszy czas w życiu......więc ludziska nie przejmujmy się tym:)
  24. piszemy o domu jako bezpiecznym miejscu, ale coś wam powiem, ja ostatnio zostałam sama, jestem dorosłą kobietą, ale w żaden sposób, gdy nadeszła noc nie potrafiłam wytłumaczyć sobie, że jestem bezpieczna, ciągle mi się wydawało, że coś/ ktoś chodzi po kuchni, że zaraz duch jakiegoś zmarłego nade mną stanie, a najlepsze wkręciłam sobie, że w drugim pokoju odbywa się sabat czarownic!!! normalnie teraz siedzie i smieję się sama do siebie z tych chorych myśli, ale wtedy w nocy wyobrazałam sobie już wszystko od piątku 13 po inne poschizozowane thrilery:) jak myślicie co to za fobia?:) i wówczas doszłam do wniosku, że mój dom wcale nie jest bezpieczny i chce do ludzi
×