Czemu się boję? Bo moi rodzice (chyba niechcący) wychowali małą socjopatkę Mieli zwyczaj zawstydzać mnie przy ludziach, albo wpychać mnie na siłę w sytuacje publiczne (np. pierwsza szkoła - spóźnili się z zapisaniem mnie o miesiąc i wepchnęli mnie do sali pełnej dzieci, które już się znały i powiedzieli, że tu zostaję, blokując mi wyjście jak chciałam uciec bardzo subtelnie.) No i mimo, że z tym walczę (całe życie) i większość moich znajomych nie uwierzyła by mi, że mam problemy z kontaktem z ludźmi to cały czas boję się kompromitacji. To chyba jedna z przyczyn. Zamieszkałam wśród łąk i lasów, bo po łąkach i lasach chodzę sobie swobodnie, po wsi dużo mniej swobodnie, po mieście nie jestem w stanie się przechadzać wcale Ostatnio udało mi się nawet oswoić Biedronkę, bo wiem co gdzie leży, ale Biedronka w miasteczku obok to już całkiem inna historia Ale pod Biedronkę muszę zostać podwieziona i od wyjścia z samochodu, po wejście do Biedronki czuję się jakbym była pod wpływem jakiegoś halucynogenu i miała ciężkie problemy z równowagą (i na 100% bezpośrednio wywołuje to u mnie obecność ludzi). A im wyższa zabudowa i większa betonowa przestrzeń tym gorzej. Wielkie kościoły niestety mają do siebie strzelistość i spore przestrzenie z polbruku wszędzie dookoła Mogłabym przemknąć przesuwając się po ścianie, ale chyba już wolałabym przewrócić się wszem i wobec niż elegancko ubrana i uczesana udawać dziwnego pająka.
Co mi zagraża? Mogę zemdleć przy wszystkich i zrobić z siebie wspomnienie ze ślubu na całe życie (ale to jest w sumie dziwna sprawa, bo choruję na to od + - 10 lat i cały czas boję się zemdleć, a jeszcze nigdy nawet nie zrobiło mi się ciemno przed oczami). Mogę wywalić się na schodach (jak w pierwszy dzień w liceum, przy całej szkole...), mogę nagle dostać lęków już w środku i co wtedy? Zacznę się nagle pchać do wyjścia?
Od miesiąca suplementuję sobie magnez, od roku uczę się oddychać na nowo (to mi bardzo dużo dało), wiem, że jeszcze powinnam pozwolić lękowi trwać i spróbować go oswoić, ale jakoś nie mogę się przemóc. Wolę unikać stresogennych sytuacji, im dłużej mi się udaje, tym lepiej zaczynam funkcjonować. No ale wiem, że to niegłupi pomysł, żeby przetrwać to świadomie od początku do końca i nie walczyć z tym, żeby się przekonać, że tak czy siak - nie umrę od tego.
A tak swoją drogą to chyba szczyt egocentryzmu uważać, że będzie się w centrum uwagi nie na swoim ślubie.