Skocz do zawartości
Nerwica.com

kobieta28

Użytkownik
  • Postów

    65
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kobieta28

  1. leon dobrze, że dostrzegasz chociaż swoje osiągnięcia;p to już chyba postęp, bo ja od siebie tylko wymagam i najlepsze, ze jak mi się coś uda to chce sięgać wyżej i wyżej...jestem już taka zmęczona;/
  2. kurczze tak się zastanawiam nad tym co piszecie na temat brania leków i zawsze byłam dużym przeciwnikiem tego typu leczenia....ale w sumie nie wiem, jeśli to pomaga. ostatnio moja psychoteraputka powiedziała mi, że niektórzy psychiatrzy twierdzą, że NL nie jest wynikiem jakiś tam przeżyć tylko wynika z czynników biologicznych i dlatego przepisują leki....a tak szczerze to ja się już powoli przyzwyczajam do myśli, że NL będzie mi towarzyszyć do końca mych dni i coraz mniej przeraża mnie ta myśl;p
  3. to mnie chyba najbardziej męczy ostatnio bo tak wiele chciałabymk zrobić, a czuję się jakbym była uwięziona....a najbardziej wkurza mnie to jak widze u innych ludzi jak sto razy gorzej niż ja robią różne rzeczy i się tym nie przejmują....żyją po swojemu....eh szkoda gadać....mam nadzieję, że w końcu się uda z tego wyjść, bo zdaje sobie sprawę z tego, że dla innych nie jesteśmy doskonali a 'dziwni' czy 'śmieszni'- niestety moja podświadomość skutecznie to odrzuca
  4. Zgadzam się w pełni z Tanges nerwice trzeba pokochać i zaakceptować....walka z nią nie ma sensu:/ ja bym na twoim miejscu jechała zagranicę, bo czemu nie? pewnie przed wyjazdem będziesz się 'bał' ale jak bedziesz na miejscu i rzucisz się w wir pracy poznasz nowych ludzi to zobaczysz, że nie ma w tym nic strasznego:) próbuj, bo tak naprawdę nic nie tracisz:) trzymam kciuki:)
  5. mi pomogła i nadal pomaga psychoterapia:) więc polecam:) ja miałam jeszcze taki problem, że to dążenie do doskonałości doprowadziło u mnie do tego, że przestałam podejmować różne działania, chciałam w oczach wszystkich być doskonała, a jest to niemożliwe więc z chęci uniknięcia już tych 'bolesnych' porażek przestałam robić cokolwiek dążenie do doskonałości prowadzi w ślepy zaułek....wszystko musiało być idealne: ciuchy, włosy, makijaż, praca; a jak coś było nie tak to już cały czas skupiałam się tylko na tym!!! czysta masakra!!!! dlatego zmieniam to powoli, choć to jest jedna z tych najtrudniejszych rzeczy:(
  6. hahah detektywmonk jest najlepszy;p leon ze mną jest identycznie jak z tobą ciągłe dążenie do doskonałości. wszystko co robie musi być idealne, a to czysty BEZSENS!!!! ale powiem Ci, że cięzko się z tym uporać, niestety:( u mnie jest już lepiej, ale teraz dopiero widzę, że im bardziej się spinałam i im wiecej chciałam tym czasem było jeszcze gorzej, porażka oznaczała koniec świata:( po czym wszystko zaczynało sie od nowa....teraz wiem, że nie chce poświęcić życia dla ideologi 'bycia doskonałym'- ideały są nudne i przeżyte. po za tym zmień obraz idealnego faceta: bo nie musi być zawsze wspaniały, zaradny i super, bo ma prawo schować się w kącie i popłakać, ma prawo stracić pracę i liczyć na bliskich....niestety albo stety jesteśmy tylko ludźmi:) trzymaj się:)
  7. Marcju masz rację, że gdybyśmy potrafili nie zwracać uwagi na lęk to nerwica by się w nas nie rozwinęła:) ale źle mnie zrozumiałaś, człowiek z zaburzeniami lękowymi cały czas skupia się na lęku w kółko mysli tylko o nim, a jeśli zrobisz wszystko by odsunąć te myśli, by zająć się czymś innym to zobaczysz różnicę. ja po raz pierwszy jakieś kilka miesięcy temu weszłam do sklepu kompletnie nie myśląc o żadnych lękach, starałam się cały czas zachować kontakt z rzeczywistością, czułam się rewelacyjnie... teraz jak najczęściej staram się olewać lęk!!!! jest i koniec!!! i tak samo z atakami ja wiem, że cięzko jest je zaakceptować i pogodzić się z tym co stało się z naszym życiem, ale pozwolenie sobie na ataki, danie sobie prawa do odczuwania dyskomfortu w niektórych sytuacjach, a także pozwolenie sobie na irracjonalne zachowania ułatwia życie, bardzo ułatwia...ja panicznie bałam się ataku, to było straszna:((( w sekunde miałam wrażenie, że jestem cała mokra od potu, chciałam uciekać, drżało mi całe ciało, waliło serce....teraz jest lepiej jak jest atak to myślę sobie:'to jest atak, wiem jak wygląda, nie muszę się go bać, przeżyłam go setki razy i nic mi nie grozi, a jak coś to najwyżej wyjde stąd i nie będę się za to krytykować, potępiać itd', pomaga bardzo. odnosząc się jeszcze do kwestii tego, że ludzie nie widzą po nas, że mamy atak, to powiem wam, że kiedyś byłam na rozmowie kwalifikacyjnej i przeżyłam 'horror' atak trwał i trwał, nie potrafiłam się uspokoić....i najlepsze jest to, że przez jakiś czas współpracowałam z tą firmą, bo ten człowiek co ze mną rozmawiał stwierdził, że byłam jedną z nielicznych osób, które się nie denerwowały!!! ludzie ja myślałam, że dostanę wtedy zawału, a tu takie jaja!!! z własnego doświadczenia wiem, że tych ataków nie widać..... dodając nie brałam i nie biorę żadnych leków, chodzę na psychoterapię od roku i przeszłam dużą metamorfozę, zrozumiałam co jest i było moim problemem. nie było lekko, załamania, zniechęcenie, brak wiary w to, że to się zmieni...dziś nadal czasem wątpię we wszystko, ale zauważam, że staram się już patrzeć realnie na świat, jak zaczynam świrować to mówię do siebie 'kochana zejdź na ziemię, to tylko jakieś schizy'. ponadto dużo czytałam i czytam na temat NL i pomagają mi różne techniki oswajania lęku, pisałam o nich w innych postach: akceptacji, wyboru, podejmowania własnych decyzji, możliwości postąpienia tak jak uzna się za stosowne!!! i co najważniejsze staram się nie wchodzić już w umysły innych ludzi i myśleć co oni pomyślą o mnie! to jest najtrudniejsze.....
  8. Moona psychoterapia to podstawa, nie musisz mówić psychoterapeucie że zdiagnozowałaś u siebie nerwicę lękową, opowiedz mu o tym co sie z tobą dzieje, a on sam stwierdzi co ci jest. a do psychoterapeuty idziesz po to żeby ci pomógł, a to, że się boisz no trudno olej to:) powiedz mu wszystko jak jest nic nie ukrywaj, bo w innym wypadku terapia nie ma sensu.... poza tym oni już nie jedną dziwną historię w zyciu słyszeli i leczyli różne osoby, więc napewno twój 'przypadek' bardzo go nie zdziwi:) powodzenia:)
  9. dokładnie nie poddawaj się, przestań skupiać sie na tym, że coś Cię boli, nie kontroluj stanu swojego zdrowia co chwilę i nie zwracaj tak na to uwagi, a zobaczysz ze jak zajmiesz się czyms innym to zaczniesz wracać do żywych. w końcu jakby Ci coś było to mama by to wyczaiła:) oczywiscie obowiązkowo psychoterapia
  10. ludziska będzie dobrze:) AKCEPTACJA to podstawa sukcesu, próbuj poprostu przeżyc atak, ale naprawde go przeżyć, całkowicie mu się oddać, wycchodzisz z domu zalewa Cie pot, robi Ci się słabo, niedobrze, pierwsza myśl UCIEKAC! ale po co? przed czym? przecież atak nas nie zabije:)))) z atakami sie nie walczy, najlepiej je olewać:) na mnie działa;) jade autobusem, mam atak i co i myślę wtedy: to jest atak, mam NL to normalne przy tej chorobie, ale jestem bezpieczna on za chwilę minie. nie walczę z nim nie staram się go opanować...niech pływnie....ataki są coraz słabsze i coraz rzadsze:) oczywiście są chwile strsujące, że coś rzuca mnie na twarz i wszystko wraca jak bumerang, ale przecież wiem, że to tylko atak:) najgorsze co można starać się nad tym zapanować, bo to powoduje że urasta do monstrualnych rozmiarów, nigdy nad tym nie zapanujemy.....dlatego nerwuski nie walczcie z nimi i nie przywiązujcie do nich aż takiej wagi, są i tyle....a poza tym ludzie starają sie zapanować nad atakami po to by inni tego nie widzieli, wiec wyobraźcie sobie sytuację, jaka mnie nie dawno spotkała: byłam w sklepie z ciuchami, nagle podchodzi do mnie jakaś kobieta i podaje mi kartkę z napisem: proszę o pomoc, jestem chora na nerwicę; ogłupiałam, pomogłam jej trafić do drzwi usiadłyśmy na ławeczce, atak minął....zaczeła mnie przepraszać, że jest jej wstyd, że powinna zamknąć się w domu, że wszyscy to widzieli itd. zgłupiałam co ona gada, widziałam ją w sklepie zachowywała się normalnie, ogladała ciuchy, wcześniej coś mierzyła, ktoś co najwyżej mógłby stwierdzić, że zrobiło sie jej słabo i poprosiła o pomoc...ludziska tego naprawde nie widać co dzieje sie w nas....jakbyście mnie poznali to w życiu nikt z was niepowiedziałby że mam NL, w życiu byście się nie skapli kiedy mam atak:P postarajcie się już nie przywiązywać takiej wagi do lęku i do tej myśli: ojojojo co to będzie jak będe miec atak:)
  11. myślę, że leki są do dupy, zagłuszają lęki, a nie rozwiązują problemu. od ponad roku chodzę na psychoterapię i chodź nie jest super to jest lepiej:) łącze wizytyu psychoanalityka z terapią poznawczą, naprawdę są efekty....a wygląda to tak, że czeka mnie stresujaca sytuacja, a ja ani się nie pocę, ani nie drżę i sama jestem w cięzkim szoku....ale za mną długa droga od nienawiści do ojca do miłości, akceptacji, zrozumienia i szacunku. poza tym odkryłam, że akceptacja wszystkiewgo co się z nami dzieje ma cudowne działanie. akceptuję każdy atak, każde drżenie, każdą głupotę jaką palnę, wszystko co zrobię...nie pytam już dlaczego ja? a myślę, że widocznie mnie w zyciu przypadła nerwica, inni mają przecież gorsze choroby, raka itd a ja mam tylko nerwicę. pełna akceptacja dla siebie to klucz do sukcesu, akceptacja tego co mamy jak żyjemy i co możemy zrobić. naprawdfe żyje się lżej. ważne jest również zaprzestanie ciągłego karania siebie, negatywnego oceniania własnej osoby, jeśli zrobię coś zle albo poniosę porażkę, to nie mówię już do siebie jestes głupia i beznadziejna, a każdemu podwija się noga i kupuje nową bluzkę, spodnie, czy poprostu błyszczyk. porażka nie powinna umnijszać naszej wartości, więc teraz za każdą porażkę nagradzam się. i co istotne nie patrzę już na swoje życie pod takim kątem, że jak coś mi się nie uda to co będzie- znaczy się będę sie katować wyrzutami, a myślę sobie jak poniosę porażke to nie będę mieć do siebie żadnych pretensji i łatwiej jest mi coś zacząć robić. cały czas nad tym wszystkim pracuję. teraz szukam pracy jest mi ciężko nadal się boję, ale różnica sprzed terapii a teraz jest duża. poznałam wiele technik i uczę się kochać tych, którzy tak bardzo mnie skrzywdzili. myślę, że z nerwicy można wyjść, wszystko co wydaje nam się niemożliwe w tym stanie minie!!! pamietajcię, że od lęku nie można zwariować, a przez swoje 'złe' myśli nie traci się nad sobą kontroli...jestem wręcz pewna, że nerwica to tylko stan przejściowy, trudny, ale minie, jeśli coś z tym zrobimy. na pocieszenie powiem wam, że mój ojciem ma 71 lat, jego siosta jakieś 80 oboje mają nerwicę całe życie pracowali, w moim domu pracował tylko mój ojciec, musiał utrzymać całą rodzine, mieszkamy z dala od reszty, ze wszystkim był sam....dał rade nerwica nigdy nie zamkła go w domu, jednak z powodu, że żył w czasach w których nie wiele było wiadomo na ten temat nikt mu nie pomógł, nadal ma lęki itd, ale żyje normalnie, jego siostra też, z resztą w tej rodzinie większość cierpi na nerwicę, mają rodziny pracują i nikt od tego nie umarł, skoro oni bez leków i terapii sobie radzą, a my walczymy o polepszenie jakości swojego życia to będzie dobrze:)także wszyskie nerwuski niestety, ale z nerwicą bedziecie żyć w miarę normalnie, nawet jeśli wydaje wam sie to niemożliwe:))))
  12. poczytam jutro o tym co napisałeś i zacznę się poważnie zastanawiać nad DG, kiedyś nawet coś czytałam na temat precli itd. może to jest jakiś pomysł na przyszłość, mam nadzieję.... napewno napiszę co wymyśliłam i jak mi pójdzie na jutrzejszej rozmowie....to wszystko jest takie głupie, bo z jednej strony panicznie boje się tam pójść, z drugiej zaś zdaję sobie sprawę z tego, że mam wybór i wcale nie muszę tam iść i wtedy pojawia się chęć, żeby jednak to zrobić....kompletnie nie rozumiem tego co się ze mną dzieje, nie rozumiem sama siebie, nie rozumiem jak można się bać czegoś takiego.... napisz jeszcze jak ty sobie poradziłes z własną działalnoscią, lękami....z twojego wpisu wnioskuję, że teraz jest wszystko w porządku.....a ja potrzebuję teraz takiej nadzieji, że kiedyś będę mogła normalnie rozmawiać z ludźmi:(((((( odnosząc się do drugiego wpisu nie mogę się z nim zgodzić.... powrót do czasów sprzed nerwicy to nie jest krok w tył, to niedoscigniona przyszłość, coć czego być może już nigdy nie osiągnę...to cudowny czas...nie rozumiałam wtedy jak można bać się jazdy autobusem, jak można bać się zamkniętych pomieszczeń, miałam do czyneinia z takimi ludźmi bo paradoksalnie byłam wolontariuszką w dziennym domu pomocy dla osób cierpiących na nerwicę i depresję, poznałam doskonale tą chorobę nim sama stałam się jej 'ofiarą'...wiem, że nerwica pozwala nam zajrzeć na samo dno naszej duszy, poczuć człowieczeństwo i cielesność w pełni, ale ja wolałabym nigdy nie mieć tej świadomości....być może kiedyś jak uporam się z tym wszystkim spojrzę na to wszystko inaczej... dziś jednak uważam, że to nerwica spowodowała, że jestem daleko w tyle:((( -- 17 cze 2011, 11:40 -- poszłam na tą dzisiejszą rozmowę z założeniem, że w każdej chwili mogę zawrócić...stwierdziłam, że jak dotre na miesce to zdecyduje czy chce tam wejść czy nie...lęk był mniejszy...w końcu zdecydowałam wchodzę, chcę pracować...czułam, że cała drże, jakaś dziewczyna powidziała mi bym zaczekała zaraz prezes mnie przyjmie, na słowo prezes ugięły mi się nogi...usiadłam w poczekalni i czekam I czekam po 15 min spojrzałam na zegarek...było już 10 min po umowionej godz emocje zaczęły opadać stwierdziłam, że ten człowiek jest niepoważny!!!!pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego...jeszcze ta atmosfera w tej firmie...cisza jak w grobie, wszystcy chodzą jak w zegarku....stwierdziłam, że jak za chwilę nie przyjdzie to się pożeganm i pójde...przyszedł po pół godz, zaprosił mnie do siebie, jakiś stary koleś z koszulą rozpiętą do pępka....moje CV rzucił na biurko odwrócone tyłem, zamknął oczy i mówi niech Pani mówi........MASAKRA!! cały stres mi minął, jak ręką odjąć....zwykły palant, wielki prezes, który wszystkich ma w dupie.....opowiedziałam mu o sobie a on mi na to, że on inżyniera szuka i musiałabym iśc na kolejne studia!!! to po co on mnie zaprosił na tą rozmowę???po czym zaczęły się insynuacje, że jestem atrkacyjną kobietą, a on ma szereg znajomości w instytucjach społecznych, gdzie chciałabym pracować.....szybko ostudziałam jednak jego zamiary, podziękowałam za rozmowę i wyszłam.....byłam tak wkur..., chciałam mu nabluzgać, ale nie miało to sensu, więc wyszłam zadzwoniłam do mamy, poprzeklinałam trochę i już było mi lepiej!!!! strasznie się denerwowałam przed tą rozmową, ale potem już w ogóle jak go ujrzałam... to ciekawe...dlaczego nie potrafię traktować wszystkich na równi....dobrze się czuję gdy okazuje się, że ktoś jest głupi i beznadziejny, boję się ludzi, którym coś się udało....czemu muszę budować własną wartość na postrzeganiu ułomności innych..... TECHNIKA ZWIĄZANA Z WYBOREM naprawdę DZIAŁA!!! zauważyłam to na sobie kiedy pozwalam sobie na dokonanie wyboru czuję się lepiej. wczoraj wieczorem usiadłam i myślałam nad tym czy chcę iść na tą rozmowe czy nie. doszłam do wniosku,że w każdej sytuacji, w której daję sobie wybór czuję się lepiej, mam świadomość, iż taka jest moja racjonalna decyzja, nie będąca wynikiem żadnego nacisku. i teraz jeśli gdziekolwiek się wybieram dają sobie wybór mogą zrobić tak albo tak i nawet jeśli komuś nie będzie się to podobało zrobię tak jak uznam za stosowne....to samo w zamkniętych pomieszczeniach: autobusy, kościoły itd. jeśli chcę to wychodzę wysiadam, bez względu na wszysko...poczucie możliwościa zmiany danej sytuacji daje mi bezpieczeństwo....
  13. bardzo ciesze się, że się odezwałeś bo to daje nadzieję:) zastanawiałam sie nad własną działalnością, ale ten cholerny strach uniemożliwia mi wszystko, boje się ze nie dam rady itd, a barfdzo bym chciała mieć coś własnego.. jestem humanistką, skończyłam socjologie, teraz pracuje na czarno, piszę prace mgr, referaty do publikacji, plany zajęć, skrypty dla studentów itp dla dwóch redakcji internetowych. robię to już półtorej roku, wcześniej pracowałam na etat ok 1,5 roku ale nie wytrzymałam....na dodatek szef, kierownik tyrani... lubię pisać, wymyślać, tworzyć, kreować, interesuje mnie też moda. wiesz co jest najgorsze, że ja wiem ze jestem zdolna, pracowita, odpowiedzialna, że wiele mogę, ale ten strach całkowicie mnie zamyka i jeszcze to, że tak naprawdę nie mogę liczyć na pomoc kogokolwiek tylko na siebie, ale już staram się nie narzekać tylko szukać wyjścia, za wszelką cenę chcę żyć normalnie...i nie oglądać się za siebie bo rozpatrywanie tego co mi się przydarzyło nic nie zmieni... potrzebuję więc wszelkich informacji jak założyć działalność, jak to wszystko potem wygląda, co jak mi się nie uda (od razu czarna myśl), i co wg Ciebie mogłabym robić. z góry serdecznie dziękuję za wszelkiego rodzaju pomoc:)
  14. Witam, zdecydowałam sie napisać na forum, bo wydaje mi się, że jestem już w takim dołku, że to już koniec:(((( nie potrafię się przełamać by zacząć pracę....jestem młodą kobietą, pracuję na czarno w domu, chodzę na rozmowy w sprawie pracy i wiem że znalazłbym pracę gdybym tylko chciała, ale jak tylko sobie pomyślę, że mogą mnie przyjąć to jestem przerażona.......nie wiem jak dalej życ...nie można całe życie się ukrywać, jutro ide na kolejną rozmowę, jest mi słabo, niedobrze, serce wali....po co w ogóle tam ide jak nie chce tej pracy.... bo tak bardzo się boję...chce mi się wyć i krzyczeć...chce wracać do stanu sprzed nerwicy... było tak pięknie......a może za pięknie....zaczynam już fixować myśleć że to co mnie spotkała to kara za to jak żyłam, balowałam, nie przejmowałam się niczym, miałam w dupie wszystkich i wszystko i teraz za to płace.... mam myśli samobójcze, bo już naprawdę nie wiem ja dalej z tym żyć.....nie potrafię już wytrzymać sama ze sobą....masakra!!!! od roku chodzę na psychoterapię.... zauważam poprawę....ale nie potrafię przełamać się w stosunku do pracy....jestem przerażona tym, że za chwilę wyląduję w szpitalu psychiatryczny albo na śmietniku, bo będzie coraz gorzej i w końcu przestane robić nawet to co robię teraz....zaczyna mi brakować sił.... chciałabym nawiązać klontak z kimś kto mieszka nieopodal (katowice) i jakoś sobie radzi....by porozmawiać by zobaczyć, że można....bo narazie jestem w ciemnym dole i nie wiem jak dalej mam żyć.....
×